poniedziałek, 6 maja 2019

Nigdy nie pozwól nikomu powiedzieć, że czegoś nie możesz - z Mba Shakoorem, amerykańskim raperem z Los Angeles rozmawia Sławek Orwat


 
- Kiedy odkryłeś, że muzyka jest twoją największą pasją?
 
Mba Shakoor: Gdzieś pomiędzy 10 i 12 rokiem życia.

- Jaki styl wykonujesz?

Mba Shakoor: Rap.

- Gdzie się urodziłeś?

Mba Shakoor: W nowojorskiej dzielnicy Brooklyn, czyli na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych, ale większość życia spędziłem w Los Angeles, czyli na wybrzeżu zachodnim.

- Kiedy zmieniłeś miejsce zamieszkania?

Mba Shakoor: Około 1989,  może 1990 roku.
 

- Kto jest twoją największą muzyczną inspiracją?

Mba Shakoor: Głównie oldskul, czyli 2Pac, NWA, Snoop Dog i oczywiście Michael Jackson. Ponadto bardzo lubię muzykę lat 80-tych i 90-tych. Czuję, że w muzyce z tamtego okresu wszystko było bardziej szczere i prawdziwe niż obecnie, ponieważ każdy miał wówczas do opowiedzenia jakąś swoją historię. Lubię też rocka, ale przede wszystkim uwielbiam hip hop.

- Gdzie narodził się ten gatunek i dlaczego?

Mba Shakoor (fot. Sławek Orwat)
Mba Shakoor: Powszechnie uważa się, że hip-hop pojawił się w Ameryce, jednak tak naprawdę rap jako forma przekazu narodził się w Afryce, ponieważ ludzie zamieszkujący ten kontynent wszystkie swoje uczucia zawsze wyrażali poprzez słowo mówione, które z czasem stało się ich poezją i historią przekazywaną z pokolenia na pokolenie. W dzisiejszych czasach ich amerykańscy bracia również przekazują swoją historię poprzez słowo mówione, tyle że wplatają to słowo w muzykę, tworząc w ten sposób zupełnie nową formę sztuki, poprzez którą chcą przekazywać swoje doświadczenia młodszym pokoleniom, dzięki czemu mają do opowiedzenia niezliczone ilości spraw, które w ich życiu się wydarzyły, a przede wszystkim poprzez swoją melodeklamację opowiadają światu o swojej codziennej walce o byt. Ten rodzaj muzyki w szczególny sposób pomaga im lepiej radzić sobie z codzienna prozą życia.

- Twoje pokolenie nie sięga pamięcią ani do czasów niewolnictwa, ani do dramatycznego okresu walki o prawa dla Afroamerykanów. Skąd czerpiecie to silne poczucie kulturowej wspólnotowości?

Mba Shakoor: Myślę, że tym niewidzialnym spoiwem jest przekazywana z pokolenia na pokolenie wiedza życiowa, dzięki której młodzi Afroamerykanie mają dziś tak wiele do powiedzenia i dzięki czemu jest w nich aż tyle świadomości i determinacji, aby tę swoją historię opowiedzieć jak największej liczbie ludzi, a hip hop dzięki swej formie jest najlepszym środkiem wyrazu, aby tę misję realizować.


- Czy według ciebie rap spełnia dziś podobną rolę do tej, jaką kiedyś odgrywał blues i czy pojawił się on dlatego, że formuła bluesa wyczerpała się?

fot. Sławek Orwat
Mba Shakoor: Blues jest dziś zbyt delikatny w wyrażaniu opinii. Rap jest bardziej intensywny i wyrazisty. Nie mówisz w nim "czy mogę?" jak dzieje się to w bluesie, tylko bez ogródek stawiasz wymagania.

- Jeden z czołowych polskich bardów Jan Kondrak powiedział: "Hip hop jest ciekawą formą rytmiczno - literacką. Tam poezji jest bardzo mało, ale literatury bardzo dużo. [...] Tam są całe dramaty opowiadane, językiem prozy [...] Hip hop to piosenka literacka o zredukowanej linii melodycznej i podkręconym tempie."

Mba Shakoor: Całkowicie zgadzam się z panem Janem, że w rapie jest dużo elementów epickiej powieści, ale uważam też, że można się w nim również doszukać licznych metafor i dlatego w mojej opinii hip-hop to także rodzaj poezji, która w tym gatunku współistnieje w jedności z muzyką.

- Środowisko amerykańskich raperów dość często kojarzone jest ze światem przestępczym. Dlaczego?


Mba Shakoor: W Los Angeles najważniejszy dla raperów jest tzw. "street credit", czyli wszystko kręci się wokół pieniędzy, kobiet, sławy, narkotyków, a przede wszystkim władzy i żeby to wszystko osiągnąć, ludzie bardzo często zostają kryminalistami. 
 
O tym wszystkim raperzy otwarcie mówią w swoich utworach i zamiast się tego wstydzić, to się tym chełpią, dzięki czemu młodzież w Stanach takim modelem życia jest bardzo zafascynowana. Wszyscy chcą być "cool", czuć "power" i mieć dużo "hajsu", a w młodych umysłach kreuje to negatywną drogę życia. Ja natomiast staram się, żeby moja muzyka była bardziej pozytywna. Nie piję i nie używam narkotyków. W Stanach, jeżeli chcesz być sławny, musisz reprezentować bardzo określony model postępowania, czyli nieustannie podkreślać z jakiego środowiska się wywodzisz i co robiłeś w przeszłości. To wszystko sprawia, że raperzy są do bólu realistyczni, czyli... im więcej dramatu było w twoim życiu, tym bardziej stajesz się sławny.

- W 2008 roku pojawił się twój pierwszy album zatytułowany Shock Treatment nagrany wspólnie z twoim bratem, który miał ksywę "DJ" i z którym wiąże się twój osobisty dramat.

Mba Shakoor: "DJ" pięć lat przed śmiercią miał wypadek. Uderzył go rowerzysta i od tego czasu pojawiły się w jego nogach zakrzepy, które z czasem zaczęły przemieszczać się w kierunku serca i mózgu. Pewnego dnia "DJ" w stanie ciężkim trafił do szpitala i zmarł.

- Jaki wpływ miał twój brat na twoją drogę artystyczną?

Mba Shakoor: To on mnie zachęcił, żebym połączył swoją poezję z pianinem, na którym gram.


- Jak poradziłeś sobie po tej ogromnej stracie?

Mba Shakoor: To było dla mnie bardzo trudne, ponieważ "DJ" był moją podporą, kochał moją muzykę i zawsze mnie inspirował. Był jedyną osobą, która wierzyła we mnie i w moją muzykę. Do dziś nie potrafię uwierzyć, że już go nie ma.

Kiedy jestem w studiu i piszę muzykę, to chociaż doskonale wiem, że fizycznie go nie ma, nieodparcie czuję jego obecność i trudne do opisania duchowe wsparcie.

- Jak oceniasz album Shock Treatment z perspektywy 11 lat?


Mba Shakoor: Myślę, że było to doświadczenie, dzięki któremu dużo się wtedy nauczyłem. Był to jeden z moich pierwszych projektów, przez co ta płyta jest bardzo surowa i nieoszlifowana, ale to byliśmy my! Ten album to bardziej underground, niż to, co gra się obecnie, ale ja nieustannie kocham ten krążek.

- Użyliście wówczas swoich własnych bitów?

Mba Shakoor: Mieliśmy producenta, ale wszystko było nasze. Album został nagrany bardzo szybko, bo tak bardzo chcieliśmy się wówczas pokazać. Nie było tam zbyt wiele obróbek technicznych. To była bardzo szczera płyta, która pokazywała nasze prawdziwe wnętrze. Kiedy rozpoczęliśmy ją nagrywać, akurat przenosiliśmy się z bratem do Los Angeles i mieliśmy nieodparte wrażenie, że to wszystko, co wtedy się działo, było jakimś nieprawdopodobnym snem na jawie. Żyliśmy z dala od rodziców, którzy nadal mieszkali w Nowym Jorku i ciężko walczyliśmy o przetrwanie, odkładając niemal każdego centa, żeby w końcu wejść do studia, nagrać materiał i wydać upragnioną płytę.


  - Ostatnimi laty coraz większą popularnością cieszy się schemat - "pan rapuje, pani śpiewa". W Polsce niemałą popularność osiągnął poruszający się w podobnym szablonie duet Sachiel. Z czego wynika ten trend? 

Mba Shakoor: Połączenie hip hopu i śpiewu to energia w czystej postaci. Tubalny rap i dodający melodyjności delikatny , dziewczęcy wokal, to dwa pozorne przeciwieństwa, które współistniejąc, tworzą harmonijną całość.

- Swój drugi album z roku 2012 zatytułowałeś Memory Glich, co w języku polskim można przetłumaczyć jako Usterka pamięci. Co chciałeś tym krążkiem przekazać swoim słuchaczom?

Mba Shakoor: Pod słowami Memory Glich kryje się wszystko to, co nie zostało zapisane w naszej pamięci, trochę podobnie jak dzieje się to w wyniku amnezji. Po śmierci brata bylem rozproszony, przestałem tworzyć, nie troszczyłem się o muzykę, ale pomimo wszystko bardzo chciałem ją ukończyć, żeby pozostawić po sobie zapis tamtych emocji.

- Trzecią płytę zrealizowałeś już wspólnie z Anią i opatrzyłeś ją tytułem Visual Paradox. Jakie jest przesłanie tego albumu?

Mba Shakoor: Płyta mówi o tym, że pomimo, że byłem obecny cały czas, ludzie nie chcieli dostrzec mojego prawdziwego ja i nikt nie traktował mnie poważnie.

- Czy dobrze rozumiem, że tym wydawnictwem pragniesz powiedzieć, że w Stanach Zjednoczonych wciąż czujesz się artystą niedocenionym?

Mba Shakoor: Bardzo niedocenionym.


- USA to kolebka hip-hopu, a co za tym idzie liczba raperów, która walczy o ten rynek jest przeogromna i dlatego uważam, że twoja decyzja o tym, aby zamieszkać wraz z Anią w jej rodzinnym Wrocławiu może być dla ciebie strzałem w dziesiątkę. Jak sądzisz, czy Polska może być twoja niepowtarzalną szansą na upragniony sukces?

Mba Shakoor: Moja oryginalność polega na tym, że tu i teraz mogę opowiedzieć to wszystko, co przeżyłem tam w Stanach i czego byłem częścią. Dziś wielu raperów w USA udaje i opowiada... o alkoholu, zabijaniu, i narkotykach, bo jest to temat, który w tym gatunku dominuje. Ja o tym nie piszę, bo alkoholu nie piję, a narkotyków nie używam. Rapuję o tym, co znam, czyli o moim życiu, o moich sukcesach i o moich porażkach.

- Na swoim koncie masz trzy albumy. Jak na ich podstawie oceniasz swój progres jako artysty?


Mba Shakoor: Myślę, że teraz piszę o wiele lepsze teksty, ponieważ o wiele bogatszy jest także mój bagaż życiowych doświadczeń, czyli tego wszystkiego, co wydarzyło się w ostatnim czasie w moim życiu i w mojej muzyce, w tym także szczególnie bolesne starty wielu bliskich oraz inne porażki. Co w takich chwilach jest dla mnie najważniejsze? Trzeba zakasać rękawy, iść do przodu, nigdy się nie poddawać i zawsze wałczyć. Jestem bardzo uparty i będę walczył do końca. Chcę spełnić swoje marzenia, przekazać swoją historię ludziom, którym w życiu także nie było łatwo, zainspirować i podnieść ich na duchu poprzez moją muzykę, która powstawała w niesłychanie trudnych chwilach. Jeśli bowiem poddasz się, a potem umrzesz, to nikt nigdy nie usłyszy twojego przesłania! Ja i mój brat mieszkaliśmy kiedyś w aucie, byliśmy głodni i bezdomni, ale zawsze trzymaliśmy się razem z silną wiarą, że musi nam się udać, że przetrwamy i że w końcu zobaczymy upragniony sukces. W moim mniemaniu najważniejsze jest pozytywne myślenie. W dzisiejszych czasach każdy potrzebuje osoby, która będzie go wspierać w dążeniu do celu, bo jeżeli brakuje ci w życiu pozytywnej energii i dobrych ludzi, to ciężko będzie ci cokolwiek osiągnąć. Ja straciłem prawie całą rodzinę - brata, mamę, tatę, dwie siostry i... musisz być niesamowicie twardy, żeby taką lawinę dramatów przetrwać. To była dla mnie prawdziwa lekcja życia. Gdybym tego wszystkiego nie przeżył, nie mógłbym tego zawrzeć w swojej muzyce. Musisz podążać za swoimi marzeniami ale jednoczesne pozostać realistą i twardo stąpać po ziemi.



Zanim się zestarzeję, chce coś zostawić swojej rodzinie, żeby nie musiała przechodzić przez te same trudy życia, co ja. Chcę zawsze być blisko ze swoją rodziną i ją chronić, a ponieważ Bóg dał mi talent, nie chcę go zmarnować, tylko pokazać ludziom jak należy żyć po to, aby mogli się identyfikować z moją muzyką.

- Jak twoi znajomi i przyjaciele z USA przyjęli twoją decyzje o przeprowadzce do Polski?

Mba Shakoor: Kocham Amerykę, a moi znajomi doskonale rozumieją, że musiałem zrobić tak dlatego, żeby się rozwijać. A poza tym zamieniłem centrum mojego życia na wspaniały naród i kraj! Polska ma przecież tyle wieków historii i tak wiele ważnych miejsc, o które toczyła walki z najeźdźcami,  Polacy podobnie jak Afroamerykanie przeszli niezliczoną ilość krzywd i dramatów, co pozwala mi was lepiej rozumieć i personifikować.

- Spotkałeś się w Polsce z jakąkolwiek nieprzychylnością?

Mba Shakoor: Na całym świecie są dobrzy i źli ludzie.

- Jeśli twoi amerykańscy przyjaciele, zapytają cie kiedyś: "jacy są ci Polacy?", jak nas określisz?

Mba Shakoor: Bardzo rodzinni, mili, dużo dajecie innym ludziom i macie otwarte serca i umysły na nowe doświadczenia. W Polsce czuję się jak w domu.

- Czy chciałbyś, aby twoje przyszłe dzieci czuły się w tym samym stopniu Polakami jak i Amerykanami?

Mba Shakoor: Myślę, że najlepsze będzie dla nich podwójne obywatelstwo na wypadek, jeśli któreś z moich dzieci w wieku dorosłym będzie chciało wyjechać do Stanów.

-  W roku 2015 uczestniczyłeś w polskiej edycji Must Be The Music. Jak zostałeś wówczas oceniony przez jurorów?



Mba Shakoor: 4 x tak. Było to bardzo ekscytujące show. Chciałem dać ludziom coś interesującego, coś co poprawi im humor. Nie chcę się tu porównywać, ale moją inspiracją zawsze był Michael Jackson. Cokolwiek nie zrobił na scenie, wszyscy byli nim zahipnotyzowani i nie potrafili oderwać od niego oczu.

- Czy poznałeś jakichś polskich raperów? Jaka jest twoja opinia o polskim hip-hopie?

Mba Shakoor: Tak, miałem okazję poznać kilku. Nie rozumieniem słów i żeby coś powiedzieć o przekazie, musiałabym posiadać tłumaczenie, ale rym i bit mają świetny. Poza tym jest w tym waszym hip-hopie zawarta jakaś prawda, bo - tak jak już to wcześniej wspomniałem - Polacy dużo w przeszłości cierpieli i przechodzili różne dramatyczne momenty, w czym są bardzo podobni do mnie i moich braci i przez co ich przekaz jest niezwykle wiarygodny.

- Jak raper pochodzący z ojczyzny gatunku postrzega polskich i europejskich przedstawicieli hip-hopu, którzy na co dzień i na scenie próbują zachowywać się podobnie do was, ubierać się jak wy i wykonywać ruchy, które dla was Afroamerykanów są wrodzone i naturalne? Czy są takie chwile, że jest to dla ciebie sztuczne lub nawet zabawne?
 
 Mba Shakoor: Ponieważ jestem stamtąd, doskonale mogę odróżnić rapera z prawdziwym przekazem od pozera. Prawdziwy raper nie musi udawać i zasłaniać się tym całym anturażem i tymi wszystkim gadżetami, tylko mówi o swoim prawdziwym życiu i opiera to na swoim doświadczeniu. Jeżeli wierzysz w swój przekaz, zawsze będziesz wyglądał naturalnie. Śmieszni są tylko ci ludzie, którzy udają.

- Mam pewien pomysł. Co sądzisz o tym, aby nagrać kiedyś płytę, na której wszystkie utwory byłyby twoimi duetami z czołowymi raperami polskiej sceny?


Mba Shakoor: To bardzo ciekawa propozycja i jeśli tylko będą mną kiedykolwiek zainteresowani, podejmę się takiego wyzwania z ogromną przyjemnością.

- Jakie jest twoje największe marzenie?

Mba Shakoor: Nie chcę być ani bogaty, ani sławny. Z natury jestem nieśmiały. Chciałbym zarobić wystarczającą ilość pieniędzy, żeby żyć wygodnie, żeby się nie martwić o życie i przyszłość swoich dzieci. Marzę, aby zawsze być ze swoją rodziną. Moi rodzice nie mieli pieniędzy, żeby mnie wysłać do koledżu i sam musiałem płacić za naukę. Mój tata całe życie musiał walczyć z trzema etatami i szóstką dzieci. Do dziś nie mam pojęcia, jak on sobie z tym radził i wciąż nie mogę wyjść z podziwu dla niego. Pomimo tego codziennego zabiegania, znajdował jednak dla mnie czas i często mi powtarzał, że z jakiegoś powodu Bóg dał mi talent i że nie wolno mi tego daru zmarnować. Nigdy nie możesz pozwolić ludziom - mówił - żeby cię zniechęcili. Musisz tak długo walić w drzwi, aż ci je sami otworzą, ale równocześnie zawsze musisz mieć w sobie wiele pokory, bo żeby osiągnąć sukces artystyczny, trzeba być zawsze skoncentrowanym i pozytywnie myślącym, czyli głęboko wierzyć w to, co dyktuje ci serce oraz nieustannie rozwijać posiadane umiejętności. I najważniejsze... nigdy nie pozwól nikomu powiedzieć, że czegoś nie możesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz