Gatunek: folk,
poezja śpiewana
Data wydania: 2017
Spis utworów:
1. Miś
2. Love story
3. CPN
4. Jojo Oponiarz
5. Pewex
6. Wyliczanka
7. Wujek z RFN
8. Italia ’90
9. Guma Turbo
10. VHS
11. Woda firmowa
12. Chechłacz
13. Commodore 64
14. 1980
15. Amy
16. W kieszeniach duszy
17. Dzieci z Leningradzkiego
(8 / 10)
Sądzę, że nie zabrzmię kontrowersyjnie, jeżeli stwierdzę, że moda na PRL i wszystko, co z nim związane jest tym silniejsza, im większy dystans czasowy dzieli nas od transformacji ustrojowej. Na sklepowe półki wróciło Frugo i gumy Turbo, w telewizji ponownie oglądać możemy Teleranek, zaś na rynku muzycznym pojawiają się płyty, których głównym zadaniem jest wzbudzić sentyment, a przynajmniej oddać niski pokłon starym dobrym czasom. Peweksówka, druga w karierze solowa płyta Jacka Stęszewskiego, wokalisty Końca Świata, idzie właśnie tym – wytartym, zdawałoby się – tropem. Czy w temacie muzycznych powrotów do przeszłości można mieć jeszcze coś nowego i interesującego do powiedzenia?
fot. Marek Jamroz |
Przejdźmy jednak do zawartości krążka. Od strony muzycznej Peweksówka nie odchodzi zbyt daleko od stylistyki, którą Stęszewski rozwija w twórczości Końca Świata, czyli spolonizowanego ska. Instrumentarium obejmuje w większości przypadków gitary i akordeon, wzbogacone smyczkami oraz fortepianem. Ich zastosowanie pozwala na nadanie całemu krążkowi dwojakiego charakteru: miejskiego folku oraz poezji śpiewanej. Pierwszy ze wspomnianych gatunków charakteryzuje się – prócz brzmienia w sposób oczywisty inspirowanego twórczością kapel podwórkowych – szybkim tempem, podbijanym zazwyczaj rytmem na dwa. Do takich utworów zalicza się Miś, CPN czy Chechłacz, który stanowi jednak pomost pomiędzy dynamicznością a wrażliwością (i którego zakończenie to niezły żart z debiutu Weezera). Brzmienie poezji śpiewanej zgłębia natomiast Stęszewski w kompozycjach takich jak Love story czy 1980. Niektóre z nich są tak sugestywne i tak dobrze wpisują się w konwencję, że gdyby nie barwa głosu i brak klarnetu, Peweksówka mogłaby zostać pomylona z płytą Grzegorza Turnaua (Jojo Oponiarz). Powiedzmy sobie jednak szczerze: choć same kompozycje są wyborne i słucha się ich bardzo dobrze, to na polskiej scenie nie stanowią ewenementu. Najbardziej bodaj znany zespół, który odnajduje się konwencji miejskiego folku to Strachy Na Lachy, którym do Stęszewskiego pod kątem muzycznym niedaleko. Tradycja poezji śpiewanej również trzyma się w naszym kraju mocno, zaś na tym tle omawiany dziś album znacząco się nie wybija.
fot. Marek Jamroz |
Już nie jako recenzent, lecz jako zwykły słuchacz życzyłbym sobie, aby takich płyt na rynku ukazywało się jak najwięcej. Bezpretensjonalność i szczerość Stęszewskiego robią na słuchaczu piorunujące wrażenie – nawet w tym, którego metryka wskazuje, iż czasy, których krążek dotyczy, powinien pamiętać jak przez mgłę lub nie pamiętać ich wcale. Peweksówka to płyta, której świetnie się słucha i która budzi autentyczne emocje. Trudno jest wymagać od muzyki czegokolwiek więcej.
Autor:
Jacek Jarocki - założyciel i redaktor strony Muzyczny Horyzont, której celem jest otwieranie na muzykę głów: swojej oraz swych Czytelników. Interesuje go każdy gatunek, bowiem bez względu na etykietkę piosenki dzielą się na piękne i szczere oraz nijakie lub złe. W świecie pozamuzycznym jest filozofem: z pasji, zawodu i powołania. Kiedy nie wykłada i nie recenzuje, ogląda europejskie kino i czyta, głównie o historii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz