Luiza Staniec -
wokalistka, pianistka, kompozytorka i autorka tekstów. W przeszłości
także prezenterka radiowa. Pochodzi z Lublina, a od 5 lat mieszka w
Wielkiej Brytanii. W Polsce koncertowała i nagrywała jako Luiza Es,
Luiza Staniec oraz z formacjami MATKA i Telewizor, zazwyczaj wykonując
własne kompozycje. Współpracowała m.in. z Bajmem, Budką Suflera i
Michałem Wiśniewskim. Napisała piosenki dla Urszuli, Krzysztofa
"Kielicha" Kieliszkiewicza, Zdzisławy Sośnickiej i Eweliny Flinty, dla
której stworzyła hit roku 2003 i jednocześnie największy jej przebój
'Żałuję'.
fot. Monika S. Jakubowska
Brała
udział w telewizyjnych programach: 'Kuba Wojewódzki Show', 'Muzyczna
Jedynka' i polsatowski 'Bar'. Jako członkini zespołu 'Red Head' w 2005
roku przemierzyła calą Polskę ze złożonym z pięciu kobiet zespołem
Matka, towarzysząc Michałowi Wiśniewskiemu w dwumiesięcznej trasie
koncertowej. Wydała też płytę z rzeszowskim zespołem muzyki
alternatywnej Telewizor, która otrzymała świetne recenzje od krytyków
muzycznych . W 2007 roku utwór Luizy 'Where Have You Been' zdobył III
miejsce na międzynarodowym festiwalu Vena w Łodzi. Krótko potem Luiza
Staniec wydala swój solowy album 'JATOJA', ktory przez długi czas nie
schodził z anteny radiowej Trojki. W 2008 z przyczyn osobistych
wyjechała do Wielkiej Brytanii, gdzie pracowała nad swoim kolejnym
albumem 'LOOKING FOR SOUND'. Wyprodukowany przez nominowanych do nagrody
Grammy Andy'ego Bradfielda i Avril Mackintosh krążek zdobył wiele
bardzo pochlebnych recenzji w wielu krajach świata. W październiku 2012 płyta została wydana w wersji cyfrowej i na krążku CD.
Kilka miesięcy temu pochodząca z tej EPki piosenka 'YOU MAY BE MY BABY'
została finalistką w The UK Songwriting Contest. Również w tym roku
Luiza ukończyła Terapię dźwiękiem na The British Academy of Sound
Therapy. Obecnie pracuje nad nowymi piosenkami oraz rozwija się jako
wykwalifikowany Sound terapeuta w założonym przez siebie Healing Sound
Studio.
10 polskich ulubionych piosenek Luizy:
Lady Pank - WCIĄŻ BARDZIEJ OBCY
Czesław Niemen - DZIWNY JEST TEN ŚWIAT
Bajm - MAŁPA I JA
Budka Suflera - ZA OSTATNI
GROSZ
Krystyna Prońko -JESTEŚ LEKIEM NA CALE ZŁO
Grażyna Łobaszewska - CZAS NAS UCZY POGODY
Republika - ODCHODZAC
Oddział Zamknięty - TEN WASZ ŚWIAT
Republika - BIAŁA FLAGA
Hanka Ordonówna - MIŁOŚĆ CI WSZYSTKO WYBACZY
Zdobywcy wejściówek - autorka Anita Wijatyk pierwsza z lewej
28. września w londyńskim „HMV Forum” wystąpiła
legendarna gwiazda polskiej sceny - zespół KULT. Już od godziny 16:00 pod drzwiami klubu zbierali się fani Kazika i jego zespołu, a z godziny na godzinę przybywało coraz więcej ludzi. Czekanie umilały wspólne rozmowy,
gdzieś nucono piosenki zespołu, gdzie indziej można było spotkać
basistę Kultu - Irka Wereńskiego i zamienić z nim kilka słów. Około
godziny 18:15 drzwi wreszcie się otwarły, a publika zaczęła zbierać się na płycie
przed sceną i na balkonie... głowa przy głowie.
fot. Monika S. Jakubowska
Oczekiwania na gwiazdę wieczoru urozmaicił bardzo ciekawy zespół Le Moor - młodzi
ludzie, których front-man miał niesamowity głos, zbliżony barwą do
Kazika S. Punkt godzina 20:00 na scenę wyszedł KULT! Rozległy się
gromkie brawa. Kazik przywitał fanów i rozpoczął koncert. Jako pierwszy
wykonał utwór pt: „Baranek”. Słowa tej piosenki zna każdy wielbiciel
kapeli. Rozniósł się wspólny śpiew Kazika i zebranej licznie publiczności. Kazik chodząc po scenie swym charakterystycznym krokiem, zachęcał zebranych do
wspólnej zabawy. Śpiewano i tańczono. Nie zabrakło największych hitów:
„Wódka”, „Celina”, „Arahja”, „Do Ani...”, „Gdy nie ma
dzieci”, ”Jeźdźcy”, ”Patrz”, ”1932-Berlin”, ”Konsument”, ”Piloci”, ”Hej czy
nie wiecie”, ”Czarne słońca” i wielu innych. Usłyszeliśmy
również utwory z ostatniej płyty „Prosto” – „Dziś jest mojej córki
wesele” i „Dobrze być dziadkiem”. Atmosfera była gorąca, las rąk w
górze, śpiewy, oklaski, dedykacje i kilka słów Kazika przed niektórymi utworami.
fot. Monika S. Jakubowska
Sekcja dęta dodawała
finezji, a gra Kazika na saksofonie wzbudzała powszechny aplauz. Po
godzinie 22:00 koncert zakończył się. Jak to zwykle bywa i tym razem nie obeszło
się bez bisów. Nie mogło zabraknąć „Polski”. KULT ponownie wyszedł na scenę. Kazik zamienił
kilka słów z publicznością i usłyszeliśmy pierwsze takty. Na scenę
powędrowała Polska flaga, którą wokalista uniósł wysoko. Wszyscy wstali z
miejsc, aby wspólnie wykonać ten symboliczny utwór. "Polska, mieszkam w Polsce, mieszkam tu, tu, tu …” słychać było chyba
w całym Londynie. Przed zejściem ze sceny, Kazik wykonał jeszcze „Krew
Boga” i ”Sowieci”. Bisy zakończyły się około 22:40.
Polscy fani przebywający w UK po raz kolejny się nie zawiedli. Koncert był wspaniały, a
ludzie pokazali, jak potrafią się jednoczyć i dobrze bawić. Dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do zorganizowaniu tego koncertu. Dziękujemy służbom porządkowym i ochronie za czuwaniem nad
naszym bezpieczeństwem, a przede wszystkim dziękujemy zespołowi KULT za
niepowtarzalną atmosferę i za wspaniały koncert. Chcemy jeszcze!
Anita Wijatyk
p.s Osobiście dziękuję PoliszCzart-owi za podwójne zaproszenie
ufundowane przez Firmę Buch, dzięki czemu mogłam uczestniczyć w tym
wspaniałym wydarzeniu.
Magdalena Danicka pochodzi z Jarosławia. Obecnie mieszka w Wielkiej Brytanii. Jej pasje to sport, ludzie i muzyka, którą jest zafascynowana od dziecka. Uprawia kolarstwo, wspinaczkę i biegi narciarskie. Uwielbia siedzieć przy ognisku z gitarą i skakać pod sceną.
Jest wierną fanką zespołu Dżem i wraz z innymi fanami tej grupy współtworzy wielką muzyczna
rodzinę. Magda lubi słuchać takich grup jak: Cree, TSA,
Perfect, Lombard, Ira, Lynard Skynard, Led Zepplin, Pink Floyd,
GunsN'Roses, Rolling Stones, AC/DC, Ścigani, Zdrowa Woda, The Blues
Station, pARTyzant, Vintage, Nie-Bo, Ghetto, Ergo i... wielu innych. Magdalena Danicka jest tysięcznym facebookowym znajomym audycji Polisz Czart, o czym więcej informacji można znaleźć tutaj.
Każdy z nas ma swoją odrębną historię muzycznego życia. Zarówno sami muzycy jak i ich wierni słuchacze mieli kiedyś swoje narodziny, a następnie przechodzili przez rożne etapy. Pierwsza przesłuchana płyta ze starszym rodzeństwem, ogniska z gitarą, godziny spędzone w piwnicznych klubach i garażach na słuchaniu pierwszych dźwięków granych przez przyjaciół lub na próbowaniu własnych sił. Wymarzona płyta słuchana z kumplami, pierwsza gitara kupiona na raty przez mamę, pierwszy niezapomniany koncert... Wszyscy różnimy się od siebie, ale łączy nas to samo - miłość do muzyki, która sprawia, że tworzymy jedną wielką rodzinę. Bardzo często największe muzyczne polskie talenty pozostają w garażach, grając tylko dla przyjaciół, którzy ich uwielbiają, a kiedy już założą rodziny, z czasem oddalają się od robienia tego, co kochają, ponieważ muszą zarabiać na życie.
Zespól Cree bardzo długo nie wychodził z podziemia, choć wszyscy ci, którzy dobrze go znają, wiedza, że już od dawna zasługiwał na znacznie więcej. Muzycy Cree poprzez udział w małych festiwalach od lat dzielnie walczą, aby móc pokazać się i zyskać coraz większe grono fanów. Nie jest to zespół, który w ciągu jednego roku zarabia miliony. Muzycy jeżdżą od koncertu do koncertu grając za śmieszne pieniądze, śpiąc po kilka osób w tanich pokojach hotelowych i marzą o tym, by poprzez to co robią i nad czym tak ciężko pracują, zapewnić sobie normalny poziom życia.
Zawsze czuję ogromną radość, kiedy dowiaduję się o kolejnych sukcesach Cree. Nie zapomnę, gdy w ubiegłym roku w prowadzonym przez mojego znajomego sklepie muzycznym po raz pierwszy usłyszałam ich płytę "Diabli nadali". To, co czułam, mogłabym porównać z kilkusekundowym doznaniem, które każdy uwielbia, tylko trwającym o wiele dłużej. Zaraz potem gdzieś usłyszałam: "trochę droga ta płyta jak na polski zespół", co bardzo szybko ściągnęło mnie na ziemię. Cenę tej płyty mogę porównać do flaszki wódki z tanim napojem, natomiast jej jakość do złotego zegarka z brylantami. Wypowiedzi na temat takiej płyty, że jest za droga, podnoszą mi ciśnienie bardziej niż litrowa kawa. Niestety, jeszcze nie dotarła do mnie najnowsza płyta Cree, ale jestem przekonana, że nie zawiodę się, kiedy jej wysłucham w całości.
Po ostatnim sukcesie zespołu Cree na Festiwalu Sopot TopTrendy 2013 doszły do mnie słuchy, że CREE staje się KOMERCYJNE. Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam i nie jestem w stanie opisać, jakie ta wiadomość wzbudziła we mnie emocje. Członkowie zespołu nie ukrywali wprawdzie w swoich wypowiedziach, ze mają już dość grania za śmieszne pieniądze i chcieliby wreszcie zacząć na tym, nad czym tak ciężko pracują zarabiać. Wzrastająca popularność i delikatnie większy budżet (bo milionerami ciągle muzycy Cree nie są) nie czyni ich zespołem komercyjnym. Amerykańscy naukowcy dowodzą, iż w przypadku grup rockowych/metalowych, stawanie się zespołem komercyjnym kończy się jednoznaczne obniżeniem się ostrości ich brzmienia. Większość takich grup zaczyna wtedy grać elektroniczny pop rock, który dumnie nazywany jest przez nie rockiem alternatywnym, a dawne metalowe kapele stają się nagle nu-metalowymi boysbandami, bądź w ekstremalnych przypadkach zaczynają grać glam rock lub pop. Jak dla mnie, definicja ta za nic nie pasuje do zespołu Cree. Jeśli ktoś uważa ich, jak i inne polskie grupy, które grają muzykę na podobnym poziomie, za zespoły komercyjne, to ja... kocham taką komercję i zaczynam marzyć, że to co zostało uduszone przez tandetę i nazywane jest "rynkiem muzycznym", narodzi się w Polsce na nowo w cudownej postaci.
Kochani, jeśli zespoły które uwielbiacie, zaczynają wreszcie być dostrzegane i zamiast grać dla Was za darmo, zmuszają Was do stania w kolejkach po bilety na koncerty, to nie jest to powód do oczerniania ich. Powinniście być dumni, że widzieliście ich początki i wspieraliście ich wtedy, gdy najbardziej tego potrzebowali i kiedy jeszcze większość miała klapki na uszach. To nie oni się zmieniają, choć na pewno z biegiem czasu zyskują na doświadczeniu. Może w końcu z Waszą pomocą mentalność ludzi zmieni się i muzyka na dobrym poziomie - zamiast tandetnych rytmów z tekstem o niczym - zaczynie być wreszcie doceniana. Czasami warto zastanowić się nad wypowiedzią i spróbować postawić się na miejscu naszych wspaniałych polskich Talentów, zamiast oczerniać tych, którym w końcu zaczyna się w życiu układać.
- Darku, to Ty pierwszy dowiedziałeś się o istnieniu audycji Polisz Czart, a ja dzięki Tobie o zespole Volumeyes - jednym z najlepszych polskich zespołów na świecie - jak zwykłem mawiać zapowiadając każdy Wasz kawałek (śmiech). Kto Ci o nas powiedział?
Darek:Lubię
"grzebać" w Internecie i nieustannie szukam nowych
możliwości promocji dla naszego zespołu. Na znanym wszystkim
najpopularniejszym portalu społecznościowym pewnego dnia
zobaczyłem, że niedaleko mojego miejsca zamieszkania znajduje się
siedziba polskiej audycji radiowej, a na dodatek zaprzyjaźniony z
nami zespól Human Control, z którym często wspólnie gramy
koncerty, także wspomniał mi o waszym istnieniu. W pewnym momencie
postanowiłem w końcu do Was napisać.
- W tym momencie pozwolę więc
sobie przesłać pozdrowienia dla zwycięzcy poprzedniego notowania
naszej listy przebojów - grupy Human Control, która już po raz
trzeci z rzędu załapała się do pierwszej trójki naszego
zestawienia. O czym jest "Tick Tock" – najnowszy PoliszCzartowy hit z
numerem 1 ?
Darek Bańka - gitara
Kasia:Jest
to trochę pouczający tekst, który mówi
o tym, że skoro jesteśmy na ziemi tak krótko, to powinniśmy
umiejętnie korzystać z nieubłaganie biegnącego czasu i dobrze go
wykorzystać.
- Sylwek to "Wiśnia",
Darek to "Orzech". Skąd wzięły się Wasze ksywy i czy
Kasia i Damian też są jakoś nazywani w ścisłym kręgu znajomych
i przyjaciół?
Sylwek:W
zasadzie mówią
na mnie Wiśnia, po prostu od nazwiska, natomiast znajomi w UK często
nazywają
mnie Sly - skrót
od imienia niczym Stallone.
Darek: Hmm, ksywka Orzech to krótka historia. Kiedyś zajmowałem się dystrybucją orzeszków ziemnych i od tamtej pory tak zostało.
Kasia:Nigdy
ksywy nie miałam
i dobrze mi z tym.
Sylwek Wiśniewski - bass
Damian: Ze mną sprawa jest prosta. Nnazywają mnie Patyk od nazwiska.
- To co w moim odczuciu jest w
zespole Volumeyes najbardziej wyjątkowe, to stylistyka. Nie znam żadnego innego polskiego zespołu grającego muzykę
podobną do Waszej. W jaki sposób powstaliście i skąd wziął się
pomysł na takie brzmienie?
Damian: Historia
naszego wspólnego grania zaczęła się od cover bandu. W tamtych
czasach graliśmy w pubach piosenki innych artystów i po pewnym
czasie stwierdziliśmy, że już nam się to znudziło. Nie
chcieliśmy być nieustannie kojarzeni jako zespół chałturniczy. W
pewnym momencie stwierdziliśmy, że nadszedł już czas, aby zacząć
nagrywać własne piosenki. Mieliśmy na dodatek w składzie pewną
zdolną Kasię, która zaczęła pisać teksty i tworzyć muzykę
(śmiech).
Sylwek: Znudzony
graniem coverów odskoczyłem w inny świat jako basista punkowej
formacji, jednak za namową reszty Volumeyes powróciłem i dodałem
od siebie nieco buntu.
Damian Patyra - perkusja
Darek: W
czasach, kiedy jeszcze graliśmy covery, niewiele brakowało, a
popełnilibyśmy poważny błąd. Pewnego dnia przyszła do nas po
raz pierwszy na próbę Kasia i zagrała na klawiszach. Nie
bardzo mi to pasowało. Wiesz, dwie gitary, rockowa muza i ten
klawisz jakoś mi nie pasował.
Osobiście byłem przeciwny temu, by Kasia była w składzie.
Po konsultacji z kolegami nadal nie za bardzo widzieliśmy Kasię w
naszym zespole. Postanowiliśmy jednak w końcu dać jej szansę.
Dziś nikt z nas nie wyobraża sobie, że zespół Volumeyes mógłby
istnieć bez naszej wokalistki i frontmenki.
- Czyli - jak dobrze rozumiem -
Kaśka rządzi (śmiech). Kasiu, łatwo jest dziewczynie zapanować
nad trzema facetami?
Kasia: Doszłam
kiedyś do wniosku, że mężczyznom powinno się pozwolić rządzić,
ale w taki sposób, aby oni nie mogli o tym wiedzieć (śmiech}.
- Panowie, chcielibyście odnieść
się jakoś do tego co powiedziała Kasia?
Damian: Myślę,
że wiem, co Kasia ma na myśli, ale gdybym chciał to wyjaśnić,
musiałaby to być zbyt długa - jak na potrzeby
tego wywiadu - wypowiedź, więc nie skorzystam (śmiech).
Darek:Myślę,
że każdy z nas ceni zdanie innych członków zespołu i potrafimy
się dogadać. Bardzo ważny w zespole jest wzajemny szacunek.
- Jak powstała nazwa Waszego
zespołu?
Kasia:Volume
– głośność, objętość, pojemność, duża ilość czegoś,
eyes - oczy, które są zwierciadłem duszy co razem daje "głośne
oczy".
- Czyli, że jak patrzysz w publiczność, to...
3/4 Volumeyes w Radio Verulam
Kasia:...dostaję
wytrzeszczu (śmiech)
- Twoja energia,
dynamit w głosie i sposób bycia na scenie sprawia, że trudno jest
Cię porównać do jakiejkolwiek innej polskiej wokalistki rockowej.
Jak udało Ci się wypracować taki styl?
Kasia:Na
scenie lubię dawać z siebie wszystko. Lubię też jak widownia
"odbija" tę moją energię niczym piłeczkę - od jednej
osoby, do drugiej. Tak właśnie dzieje się podczas koncertów
Volumeyes, dzięki czemu nasza muzyka jest o wiele lepiej odbierana i
wszyscy wyczuwamy tę energię,
która najpierw wypływa od nas ze sceny, po czym wraca do nas z
ogromną siłą od publiki.
pamiątkowe zdjęcie z Kasią na koncercie Rejestracji
- "I Lose My Faith" to
jeden z bardziej nastrojowych utworów w Waszym repertuarze i jest on dowodem na to, że gracie
także mniej energetyczne kawałki.
Kasia:To
jeden z naszych pierwszych utworów jakie nagraliśmy. Wówczas nie
mieliśmy jeszcze jakiegoś określonego stylu, szukaliśmy swojej
drogi i z tego względu jest to dla nas bardzo osobisty kawałek.
- Piszesz teksty w języku
angielskim. W jaki sposób posiadłaś
tę umiejętność, która pozwala Ci prezentować swoje przemyślenia
widowni anglojęzycznej ?
Kasia:Przebywam
na Wyspach już kilka lat. Tu chodziłam do szkoły i moja przygoda z
językiem angielskim rozpoczęła się także tutaj. W pewnym momencie
weszło mi to po prostu w krew w sposób maturalny
- Jak podczas koncertów odbierają
Was Anglicy?
Kasia:Często
słyszę, że podobają im się teksty. Mimo, że nie gramy ska w
czystej postaci, Anglicy podkreślają też, że dzięki nam ich ulubiona
muzyka ska wróciła na sceny.
- Styl, jaki
wypracowaliście, to mieszanka ska i rocka. W tym co gracie można
doszukać się gatunków popularnych na przestrzeni trzydziestu
ostatnich lat w Anglii i USA. Słychać u Was echa angielskiej grupy
The Selecter jak i znacznie późniejszej kalifornijskiej No Doubt.
Dlaczego urzekła Was muzyka oscylująca wokół ska?
Kasia:To
był zupełny przypadek. W czasach nastoletnich słuchałam trochę
ska, trochę
punka, trochę
polskich zespołów rockowych. Z zachodnich gwiazd lubiłam też
Madness i Specials, więc w naturalny sposób te inspiracje nie wzięły się w naszej muzyce znikąd. Jednak o tym, że taka a nie
inna stylistyka zdominowała nasz repertuar, zadecydował przypadek.
- Jednocześnie nie pozwoliliście
zaszufladkować się ani w ska spod znaku 2Tone Records, ani w
ska-punku, ani w korzennym ska jamajskim. Poszliście dalej.
Zmiksowaliście nutę ska z popularnym w USA brzmieniem wspomnianej
grupy No Doubt.
Damian:Całkowicie
zgadzam
się z tym, co powiedziałeś. To była jedna z tych kapel, jaka nas
inspirowała od samego początku. Na naszym debiutanckim
koncercie, jaki zagraliśmy w londyńskim klubie Underbelly,
wykonaliśmy nawet prezentowany przez Ciebie podczas naszej wizyty w
Radio Verulam cover "Just A Girl" No Doubt.
- Zgadzacie się ze mną, że
wykonujecie muzykę popularną w Stanach i na Wyspach, a jednocześnie
w Polsce niespotykaną. Czy nie byłoby dobrym pomysłem, aby
spróbować
zainteresować polską branżę muzyczną Waszymi piosenkami?
Bylibyście tam moim zdaniem bardzo oryginalni.
Damian:Wielu
naszych znajomych na facebookowym profilu jest z Polski. Sporo
naszych utworów można znaleźć na youtube, które poprzez
tych znajomych docierają do Polski. Obecnie pracujemy nad nowym
materiałem i wydaje mi się, że w tym, co teraz tworzymy jest o
wiele więcej elementów ska, niż w naszych starszych nagraniach,
Można będzie tam zdecydowanie bardziej odnaleźć nasze inspiracje
ska i punkiem, co – kto wie – rzeczywiście może przełożyć
się na większą popularność naszej muzyki w Polsce.
Sylwek:Sądzę,
że w Polsce już można doszukać się takiej alternatywy, jaką my
serwujemy. Pojawiło się wiele zespołów rockabilly, psychobilly i
tym podobnych. Polska pomału otwiera się na nowości, jednak myślę
że potrwa to jeszcze dobrych kilka lat.
Kasia:Zgadzam
się
z Sylwkiem. Polacy troszkę
boją się otworzyć
na coś
nowego. Myślęże
mielibyśmy
spore szansę
trafić
do polskiego słuchacza
nie tylko w UK ale i w Polsce.
Darek:Też uważam, że nasza muzyka miałaby szansę na polskim rynku,
ale i nie tylko. Myślę że cały świat powinien poznać Volumeyes (śmiech).
- Z uwagą obserwowałem Wasz występpodczas ostatniego Earthshaking Fest.
Stanowicie - według nie tylko mojej opinii - doskonale zgrany skład
ze znakomicie rozumiejącą się sekcją rytmiczną (Sylwek/Damian),
świetną gitarą Darka i absolutnie odlotowym wokalem Kasi. Czy
uważacie, że osiągnęliście już szczyt Waszych możliwości, czy
jest jeszcze coś nad czym pracujecie?
Sylwek:Każde
z nas nadal się
rozwija, a styl pomału
nabiera kształtu.
Darek:Każdy
muzyk rozwija się i uczy czegoś nowego całe życie moim zdaniem.
Jak myślisz że wszystko umiesz i jesteś najlepszy, to jesteś w
błędzie.
Kasia:Uważam,
że
potrzebujemy jeszcze popracować
nad takim spójnym
elementem,
który
powiąże
naszą
całą
twórczość
w jedną,
nierozrywalną
część.
Damian:Zawsze
jest nad czym pracować. Myślę że powinniśmy wypracować swój
image.
- O czym traktują Twoje teksty
Kasiu? Zacznijmy może od "Revange".
Kasia:Podczas pisania tego tekstu myślałam o związkach, w których mężczyzna
dominuje i lubi być w centrum uwagi, a kobieta jest spychana na bok.
Tekst jest o zemście zdradzonej i opuszczonej kobiety, która chce
pokazać byłemu facetowi na co ją stać.
- "Snakebitch"...
Kasia:Historia
o niemiłych paniach, które żyją wśród nas, wykorzystują
mężczyzn i są bardzo nieprzyjemne.
- "Spoonfed"?
Kasia:To
taki mój manifest przeciw mediom, które faszerują nas każdego
dnia kłamstwami, sterują nami jak tylko im się podoba, nie zważając
na to, czy to czym nas karmią, to wiadomości prawdziwe czy zmyślone.
- "Uh Oh" - aktualna
kandydatka do kolejnego notowania naszej listy przebojów?
Darek: Nie
dość,
że utwór jest bardzo krótki, to jego historia jest jeszcze
krótsza. Słuchając pewnej audycji radiowej podczas jazdy
samochodem, odnotowałem informację, że ogłoszony jest konkurs,
który polega na tym, że trzeba nagrać piosenkę pod tytułem "Uh
Oh", wysłać
i czekać na ogłoszenie wyników. Rzuciłem hasło na próbie.
U , ,łożyliśmy piosenkę podczas jednego wieczoru, nazajutrz
pojechaliśmy
ją nagrać i wysłaliśmy.
- "Don't Fck With Me",
czyli "Nie igraj ze mną" to jedyna ballada w waszym
repertuarze. Czy myślicie o nowych nastrojowych nagraniach, czy był
to tylko taki wypadek przy pracy. A może, skoro nie tylko ja porównuję
Was do zespołu No Doubt, dacie się kiedyś namówić na
Wasz odpowiednik "Dont Speak"?
Kasia:Staram
się
być
otwarta na nowe elementy, natomiast - jak wcześniej
wspomniałam -
w chwili obecnej staramy sięnasz
materiał
związać
stylistycznie i nie odbiegać
- póki
co - od tego, co sobie wyznaczyliśmy.
- Gdzie w
najbliższym czasie będzie można Was usłyszeć na żywo i kiedy
planujecie wydać swój pierwszy oficjalny album?
Darek: W najbliższym czasie będzie można nas zobaczyć na koncercie dla Wandzi w The Jamm 19-go października z wieloma innymi świetnymi polskimi zespołami z Londynu. Tydzień wcześniej też zostaliśmy zaproszeni do zagrania na koncercie charytatywnym, ale że jest to jeszcze nie potwierdzone na 100%, nie będę na razie zdradzał szczegółów. Wszystkie koncerty i info można sprawdzić na naszym profilu na FB.
Damian: Pracujemy w tej chwili nad albumem i mamy nadzieję, że już wkrótce wejdziemy do studia i nagramy nowy materiał.
- W "I Lose My Faith"
śpiewasz Kasiu, że straciłaś wiarę. Ja natomiast kiedy słucham
Waszych utworów, wierzę coraz mocniej, że – jeśli tylko
będziecie tego chcieli – możecie stać się jednym z
najpopularniejszych zespołów w historii polskiej muzyki
rozrywkowej. To, czy tak się stanie, zależy jednak tylko od Was. Podejmiecie takie wyzwanie i spełnicie swoje marzenia, które drzemią w Was gdzieś głęboko?
Sylwek:Szczerze
mówiąc
nie drzemie we mnie marzenie o wielkiej karierze. Dla mnie granie to
przede wszystkim dobra zabawa. Chcę
tylko żeby słuchaczedobrze się bawili wraz ze mną.
Darek:Mam takie marzenie, aby kiedyś stać na dużej scenie i słuchać jak
kilkutysięczna publiczność śpiewa nasz kawałek, tylko tyle (śmiech). Chciałbym zajmować się muzyką zawodowo, wstać rano i iść grać,
zamiast na przykład siedzieć w biurze. Muzyka to życie, życie to muzyka...
Kasia:Moim
marzeniem zawsze było
otaczanie się
muzyką
aż
po grób.
Nie ważne
jest dla mnie, czy moja muzyka będzie
znana, lubiana, popularna... nie. Ja po prostu oddycham muzyką.
Damian:Każdy
ma jakieś marzenia i do nich dąży. Ja przede wszystkim chcę grać
i tworzyć muzykę.