sobota, 29 października 2016

UFO nawiedziło St. Albans!

Z Vinnie Moore'm tuż po koncercie UFO w Alban Arena (fot. Damian Dziembor)
Z Johnem Mayallem w Alban Arena
Od roku 2009, odkąd to praktycznie w 99% mojej muzycznej aktywności oddałem się muzyce polskiej, bywanie na koncertach wykonawców brytyjskich i amerykańskich z przymusu ograniczyłem do niezbędnego minimum. Owszem... chciałoby się bywać tu i ówdzie o wiele częściej, ale doby nie da się niestety rozciągnąć do 36 czy 48 godzin, co zdecydowanie ułatwiłoby mi realizację wszystkich muzycznych pomysłów i zamierzeń. Emigracyjne życie wyznacza bowiem praca i związany z nią codzienny rytm zajęć i obowiązków. Pasję, która z czasem stała się esencją mojego brytyjskiego istnienia z konieczności musiałem więc sobie tak zorganizować, aby dawała mi jak najwięcej radości i przynosiła maksimum satysfakcji. Od samego początku wymagało to przede wszystkim zorganizowania najbardziej optymalnego harmonogramu zajęć zawodowych oraz konsekwentnego ustalenia priorytetów. Nie będę się tu wymądrzał, że zawsze ta sztuka mi się udawała i w dużej mierze właśnie z tego powodu wynikło moje świadome ukierunkowanie się na muzykę polską, co po pierwsze stanowiło logiczną kontynuację młodzieńczych zainteresowań, a dodatkowo w warunkach emigracyjnych brało się z naturalnej tęsknoty za Ojczyzną.


Magia Royal Albert Hall
Nie będę też ukrywał, iż wielokrotnie zapewniany słowami znajomych, przyjaciół i tych wszystkich osób, które zawsze mi dobrze życzyły, z czasem sam poczułem, że w sposób niezamierzony z dnia na dzień i z roku na rok powoli acz konsekwentnie robiąc "swoje" przyczyniałem się do uprawy swojego niewielkiego poletka kolokwialnie nazywanego "krzewieniem polskiej kultury na obczyźnie". Bynajmniej nigdy nie oznaczało to jednak, że całą "niepolską" sferę muzyki i bieżący dorobek światowej kultury całkowicie odłożyłem na bok.

Tak widziałem Purpli na żywo w Royal Albert Hall
Rozmowa z legendą Uriah Heep - Mickiem Boxem
Trzykrotnie udało mi się nawet odwiedzić tutejszą świątynię kultury muzycznej, jaką niewątpliwie jest londyński Royal Albert Hall, gdzie miałem okazję podziwiać między innymi takie sławy jak Deep Purple, Bruce Dickinson, Rick Wakeman czy najsłynniejszy cover band wszech czasów - Brit Floyd z przesympatyczną polską wokalistką Olą Bieńkowską tutaj. W roku 2014 w słynnym klubie Koko na Camden z bliskiej odległości przyjrzałem się też legendarnej grupie Uriah Heep, a z jej założycielem Mickiem Boxem podczas after party odbywającym się pobliskim pubie udało mi się nawet przez chwilę porozmawiać.

Największy koncert, jaki przeżyłem osobiście

Spotkanie z Nigelem Kennedy w Alban Arena
Odkąd zamieszkałem w małym acz niezwykle znaczącym dla brytyjskiej historii miasteczku St. Albans, bardzo szybko w mojej świadomości pojawiła się scena, która swoją wielkością i doskonałą akustyką nie tylko nie ustępuje, ale wręcz w wielu przypadkach przewyższa niejeden klub Londynu. To właśnie w Alban Arena miałem okazję obejrzeć legendarny (choć już personalnie bardzo odmienny od składu oryginalnego) zespół The Animals. To tu przeprowadziłem wywiad z 81-letnim, legendarnym wychowawcą późniejszych gwiazd gitary Johnem Mayallem i to właśnie w tej sali, a właściwie na jej zapleczu miałem okazji porozmawiać i przechylić polskiego "Żywca" z Nigelem Kennedy. Kiedy więc 25 października zadzwonił do mnie w godzinach przedpołudniowych manager Thetragonu Damian Dziembor z pytaniem, czy wiem, kto dziś koncertuje w moim St. Albans, poczułem się nieco zawstydzony, że nie wiedziałem, gdyż biorąc pod uwagę rangę kapeli, która tego dnia miała wyjść na scenę Alban Arena, ze skruchą muszę przyznać, że zdecydowanie wiedzieć powinienem.

Kolejny wielki koncert, jaki przeżyłem

Set lista koncertu w St. Albans
Zespół UFO powstał w sierpniu 1969 roku z inicjatywy śpiewającego w nim po dziś dzień Phila Mogga, perkusisty Andy Parkera oraz ówczesnego basisty Pete Waya. Początkowo panowie nazwali się... Hocus Pocus, a nazwa UFO zaistniała dopiero w październiku tego samego roku na cześć popularnego w latach 60' londyńskiego klubu muzycznego. Pierwsze dwa albumy UFO 1 i UFO 2 Flying wydane w latach 1970 i 1971 to kwintesencja wczesnej odmiany hard rocka. To właśnie dzięki tym krążkom, a szczególnie dzięki takim numerom jak popularny w Japonii "C'mon Everybody" czy z pazurem zagrany i plasujący się wysoko na niemieckich listach przebojów "Boogie For George" rozpoczynająca dopiero swoje istnienie młoda kapela dość szybko stała się rozpoznawalna także poza granicami Zjednoczonego Królestwa. W roku 1972 zespół postanowił opuścić gitarzysta Mick Bolton, co zmusiło muzyków do znalezienia takiej klasy "wioślarza", który godnie poprowadzi ich od space rocka, którym kapela wyraźnie inspirowała się we wczesnym okresie istnienia w kierunku nowoczesnego hardrockowego brzmienia, jakie zaczęło obowiązywać w połowie lat 70'.


Michael Schenker (fot. Robin Looy)
Po krótkich epizodach z Larrym Wallisem i Bernie Marsdenem niewątpliwym wybawicielem okazał się występujący w Scorpionsach Michael Schenker, co znacząco przyczyniło się do zmiany stylu gry i w konsekwencji do najbardziej spektakularnych sukcesów grupy. Odnowione UFO szybko nagrało brawurowo wykonane i niezwykle nowocześnie brzmiące jak na tamte czasy "Give Her The Gun" i "Sweet Little Thing", aby kultowym "Doctor Doctor" z wydanego w 1974 roku albumu Phenomenon nie pozostawić cienia wątpliwości co do swojej przynależności do ścisłej czołówki światowej. Dwa kolejne albumy Force It z roku 1975 i No Heavy Petting z1976 przypieczętowały czołową w hardrockowym światku pozycję UFO, a pochodzący z drugiego z nich utwór "Belladonna" stał się tak ogromnym hitem w ZSRR, że swoją interpretacją spopularyzował go znany u naszych wschodnich sąsiadów pieśniarz Aleksander Barykin.


UFO podczas Hamburg Harley Days - w tym samym składzie grupa zagrała w St. Albans (fot. Frank Schwichtenberg)
Zaświadczam niniejszym, iż wokalista UFO Phil Mogg dwukrotnie
zabiegał, aby sfotografować się z naszym koncertowym kompanem
Tomkiem, który z radością spełnił życzenie Gwiazdy :)
Nagrany w 1977 roku album Lights Out to szczytowe osiągnięcie kapeli, a takie kompozycje jak "Too Hot to Handle", "Lights Out," czy bardzo rozbudowany utwór "Love to Love" to  już dziś klasyka rocka, co muzycy udowodnili 25 października w St. Albans podczas otwierającego brytyjską trasę koncertu. Napięcie jakie utrzymywało się pomiędzy wokalistą Philem Moggiem i Michaelem Schenkerem w konsekwencji zakończyło się odejściem tego drugiego z grupy tuż po koncercie w Palo Alto w Kalifornii 29 października 1978 roku. Schenker po odejściu z UFO na krótko wrócił do Scorpionsów, aby wkrótce stworzyć własny projekt pod nazwą Michael Schenker Group. Lata 80' to niezbyt stabilny skład UFO i wiele szybkich i niespodziewanych i zmian personalnych.

Lata 80' w muzyce rockowej - jak to celnie kiedyś określił dziennikarz muzyczny Grzegorz Kasjaniuk umieszczając album UFO The Wild, The Willing And The Innocent z roku 1981 w swoim subiektywnym TOP5 najbardziej niedocenionych hard rockowych płyt dziesięciolecia - to w ogóle dekada wzlotów i upadków hard rocka i heavy metalu. Publicysta zauważył też, że paradoksalnie rozwój technologii dobijał wówczas najbardziej te gatunki muzyki, u podstaw których był feeling, a szukając przyczyn niedostatecznego docenienia The Wild, The Willing And The Innocent, wskazał na fakt, iż krążek ten został wydany w okresie, kiedy to Brytyjczycy byli dopiero co po zachwycie punk rockiem, a jeszcze w trakcie euforii New British Of Heavy Metal. Kasjaniuk zauważył też, że choć lata 80' z dzisiejszej perspektywy wydają się lekko anachroniczne, to ratunkiem dla panującej wówczas mody na odhumanizowywaną muzykę, był właśnie nie zakładający kompromisów hard rock, gdyż wszelkie tego rodzaju zabiegi natychmiast by go zgubiły.

 

Autor większości zdjęć i manager Thetragonu Damian Dziembor u boku Phila Mogga
Damian - sprawca mojego przybycia na koncert UFO
Płyta Walk on Water z roku 1995 to tryumfalny powrót do składu Michaela Schenkera. Z tego wydawnictwa zespół brawurowo zagrał w St. Albans numer 2 zatytułowany "Venus". W wyniku wciąż jednak istniejących napięć pomiędzy frontmanem, zespołu a niemieckim gitarzystą, Schenker w składzie UFO w latach 90' niczym pamiętny Józek z piosenki Bajmu... pojawiał się i znikał. Jako ciekawostkę pozwolę sobie w tym momencie odnotować fakt, że w najbardziej optymalnym składzie dekady z udziałem Schenkera w roku 1998 zespół zagrał w Londynie koncert w nieistniejącej już dziś Astorii na Charing Cross Road, czyli dokładnie 5 lat przed pierwszym brytyjskim koncertem Kultu zorganizowanym w tym samym klubie w roku 2003 przez debiutującą wówczas na rynku firmę Buch. W 2004 roku ukazał się 17-ty studyjny album UFO You Are Here z nowym gitarzystą Vinnie Moore'm i perkusistą... Jasonem Bonhamem - znakomitym synem genialnego Ojca, którego na kolejnym krążku The Monkey Puzzle zastąpił już jednak powracający po raz kolejny do składu bębniarz Andy Parker.


Z wydanego przed czterema laty albumu Seven Deadly panowie z UFO zagrali w Alban Arena przejmujący "Burn Your House Down", o którym pewien fan grupy napisał w Internecie, że jest to zwięzłe podsumowanie wszystkiego, co dotychczas zespół dokonał w ramach jednego doskonałego utworu, natomiast pochodzącym z ubiegłorocznego krążka A Conspiracy of Stars kawałkiem "Messiah of Love" Phil Mogg zdecydowanie udowodnił, że jego wokal jest niczym wino i wraz z upływem czasu nie tylko nie stracił mocy, ale dodatkowo jeszcze zyskał na szlachetności.


Tomek Wiśniewski i Phil Mogg (fot. Damian Dziembor)
Koncertem w St. Albans zespół UFO rozpoczął swój wielki Tour AD 2016, a uczynił to pod wodzą nowego tour managera, który zwierzył nam się po koncercie jak bardzo ten moment przeżywa i jak ogromną odczuwa z tego powodu odpowiedzialność. O poziomie koncertu mogę napisać tylko jedno słowo - światowy! Pochwalić można w zasadzie wszystko i wszystkich począwszy od akustyka, poprzez niezwykle dyskretnych ochroniarzy (wiem, że z trudem dacie wiarę, ale podczas koncertu nie było fosy!!!), aż po samych muzyków. Moc jaką w swoim głosie posiada Phil Mogg oraz jego błyskotliwy dowcip, bystrość umysłu i inteligentne dialogi z publicznością to poziom z najwyższej światowej półki. Andy Parker (lat 64!) trzymał fason i błyszczał kondycją przez cały koncert, a o jakichkolwiek momentach kryzysu lub chwilach słabości nie było mowy i  to właśnie on pierwszy poświęcił nam swój prywatny czas. Kiedy bowiem Mr. Parker wyszedł z Alban Arena, pierwsze co zobaczył to nasze uśmiechnięte twarze, a na propozycję wspólnej fotki nie oponował wcale, po czym ku naszemu zdumnieniu... samotnie zniknął w czeluściach otaczającego nas mroku podążając w sobie tylko znanym kierunku, podczas gdy impreza na backstage'u dopiero się rozkręcała.


Z Andy Parkerem - perkusja (fot. Damian Dziembor)
Zażartowaliśmy nawet pomiędzy sobą, że być może sympatyczny perkusista został przez kolegów wytypowany, aby pofatygował się "na miasto" w celu uzupełnienia wyczerpujących się zasobów napojów chłodzących. Paul Raymond chyba najmniej narzucał się publiczności, ale jego znakomite klawiszowe fragmenty zapamiętane będą przez nas na długo. Znajdował się zawsze tam, gdzie być powinien i w każdej minucie koncertu wiedział, co należy do jego zakresu obowiązków. Rob De Luca to znakomity basista i tu pozwolę sobie na niewielką dygresję... do basistów zawsze miałem w życiu szczęście. Począwszy od wieloletniej przyjaźni ze znanym chyba wszystkim (i to nie tylko polskim) bywalcom undergroundowych gigów w Luton i Londynie, kultowym znacznie bardziej niż słynna poznańska knajpa o nazwie "Kultowa" Kredem, a skończywszy na dwuletniej znajomości z jednym z najlepszych basistów na świecie Markiem "Bestią" Olbrichem, to właśnie faceci "od długiej czterostrunowej gitary" zawsze sprzyjali mi najbardziej. Rob De Luca także z uwagą pochylił się nad moją historią o tym, jak to będąc nastolatkiem, słuchałem z radia i płyt nagrań ich kapeli, a ograniczony PRL-owskim brakiem możliwości udawania się w dowolnym kierunku świata, mogłem w tamtym czasie jedynie tylko pomarzyć o tym, czego dostąpiłem dopiero w St. Albans będąc już po 50-tce (mam tu rzecz jasna na myśli jedynie mój wiek, gdyż przez cały wieczór bohatersko pozostawałem w tym rozbawionym towarzystwie rockandrollowych herosów jedynie pod wpływem niskoprocentowego złocistego płynu).




(fot. Damian Dziembor)
W tym momencie będzie jeszcze jedna dygresja. Jak już wspomniałem, to właśnie Damian Dziembor, a także Tomek Wiśniewski wieloletni wokal Kruka, a od niedawna frontman londyńskiego Thetragonu spowodowali, iż ten wieczór należał do najpiękniejszych w moim życiu. Już sama ich obecność na gigu UFO byłaby wystarczająco miłym dopełnieniem tego wieczoru. Los dał mi jednak jeszcze więcej. Na balkonie tuż przed rozpoczęciem koncertu zauważyłem Chrisa Cummingsa i Martina Hallorena - basistę i wokalistę legendarnego w undergroundowym światku Luton zespołu Cerberus i jednocześnie organizatorów corocznego CerberFest, na którym w roku przyszłym wystąpi... Thetragon, co udało się naszej trójce sprawnie wynegocjować, a całą transakcję przypieczętować stuknięciem plastikowych pojemników pełnych złocistego płynu.



Wspólne zdjęcie z muzykami Cerberusa





Vinnie Moore (fot. Damian Dziembor)
Czy o samym koncercie napisałem już wszystko? Oczywiście, że nie. Vinnie Moore to w zasadzie temat na osobny artykuł i szczerze powiem, że ile akapitów o tym panu dziś bym napisał, to i tak odczuwałbym niedosyt. Na pewno jest to najlepszy gitarzysta, jakiego w swoim życiu usłyszałem i zobaczyłem na żywo. To co w St. Albans Vinnie wyprawiał z "wiosłami", jakie przewijały się tego wieczoru przez jego ręce przyprawiało zgromadzoną w St. Albans publikę o niedowierzanie i zawrót głowy. Technika i wirtuozeria, jaką prezentował Mr. Moore może stanowić temat do wielogodzinnych analiz i materiał szkoleniowy na długie zimowe wieczory dla najmłodszych adeptów gitarowych szkółek, jak i dla bardzo doświadczonych gitarzystów. W dwóch utworach Vinnie Moore zademonstrował rzadko widywany na koncertach i niezwykle widowiskowy popis. Na specjalnym stelażu stała na odpowiedniej wysokości umieszczona gitara akustyczna, do której w odpowiednich momentach Vinnie doskakiwał grając na niej niezwykle urokliwe wstawki, po to aby za chwilę z prędkością Pendolino ponownie przenieść dłonie na gitarę elektryczną i dać na niej kilkuminutowy popis solowy.

 Vinnie Moore

Z Vinnie Moore,m raz jeszcze

Jego najnowsza solowa płyta Aerial Visions, której dźwięki smakowałem podczas pisania niniejszej recenzji urzekła mnie od samego początku. I choć to nie Vinnie Moore i jego najnowsze dzieło solowe jest tematem tego artykułu, jedno trzeba w tym momencie przyznać. Michael Schenker już nie musi czuć się niezastąpiony w gronie dostojnych panów spod szyldu UFO, co wcale nie oznacza, że oddając królowi Vinniemu to, co królewskie, młodszemu bratu założyciela Scorpionsów nie należy oddać to, co schenkerowskie. Wszyscy bowiem, którzy znają historię bandu będącego wciąż aktywną legendą brytyjskiego łojenia, dobrze wiedzą, że poza charyzmatycznym frontmanem, o potędze tej formacji od początku stanowili i zawsze będą stanowić gitarzyści. Panowie Schenker i Moore to dwie wielkie indywidualności, które spinają klamrą potęgę zespołu i choć na przestrzeni 47 lat istnienia grupy w składzie UFO zagrało kilku znakomitych gitarzystów, bez wątpienia tych dwóch miało największy wpływ na styl, brzmienie i zasłużoną pozycję grupy w panteonie największych gwiazd światowego rocka.

Michael Schenker

Dziękując będącym wciąż w znakomitej formie muzykom, w 47 rocznicę nadania nazwy UFO (październik 1969) pozwolę sobie wznieść na ich cześć następujący toast: grajcie nam panowie jeszcze długie lata i niech Wam zdrowie sprzyja!

W dniach 29 października - 2 listopada w Londynie odbędzie się IV Festival of Poetry - A Slavic Brooch


29 października Caroline Baran wystąpi z Postmodern Jukebox w The Rosemont Theater w Rosemont (Illinois USA). Kupujcie bilety już teraz. Na występy tego zespołu bilety zawsze wyprzedane są na długo przed koncertem!


piątek, 28 października 2016

28 października Julia Marcell promuje album Proxy w Starym Maneżu

Stary Maneż zaprasza na koncert Julii Marcell. Artystka wystąpi w Gdańsku w ramach trasy promującej płytę Proxy Julia Marcell - wokalistka, kompozytorka, autorka tekstów, ma już na swoim koncie cztery albumy – ufundowane dzięki internautom “It Might Like You” z 2008 roku, “June” z 2011 (z piosenkami „Matrioszka” i „Echo”, które długo zajmowały wysokie pozycje list przebojów), “Sentiments” z 2014, oraz najnowszą, pierwszą w całości polskojęzyczną płytę Proxy. Julia jest laureatką kilku prestiżowych nagród m.in.: PASZPORTU POLITYKI 2012 w kategorii Muzyka Popularna, FRYDERYKA 2012 w kategorii Muzyka Alternatywna, jak również Nagrody Artystycznej miasta Torunia Im. Grzegorza Ciechowskiego. Wydawnictwa Julii Marcell spotkały się z uznaniem publiczności i dziennikarzy tak w Polsce, jak i za granicą – zostały dobrze przyjete w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. Julia komponuje również muzykę do filmu i teatru. Jest autorką m.in. ścieżki dźwiękowej do najnowszego obrazu Przemysława Wojcieszka - „Jak całkowicie zniknąć” (2015), oraz sztuk teatralnych: „Kamienne niebo zamiast gwiazd” (2014) oraz „Kronos” (2014) w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego. Julia i jej zespół mają za sobą koncerty na całym świecie (Niemcy, Holandię, Wielką Brytanię, Finlandię, Portugalię, Japonię i Stany Zjednoczone) i na licznych festiwalach – SXSW, Eurosonic Festival, The Great Escape Festival, Reeperbahn Festival, CO-POP, Open’er Festival, Męskie Granie i wielu innych. 


Proxy to album napisany z dużą lekkością, często wręcz czułością wobec świata- choć nadal mocno nawiązujący do otaczającej nas rzeczywistości - rzeczywistości nie zawsze zrozumiałej, czasami wręcz dziwnej. Jest spojrzeniem od strony popkultury, miesza konteksty, bawi się odniesieniami, ale mówi bezpośrednio, zwięźle i wprost.

28 październik 2016 (piątek), godz. 20:00
STARY MANEŻ, ul. Słowackiego 23, Gdańsk Garnizon
BILETY: do nabycia online na www.starymanez.pl 
oraz w kasie Starego Maneżu.

czwartek, 27 października 2016

W dniach 27-30 października w Łodzi odbędzie się Soundedit'16

Raz Dwa Trzy


Brodka
Gośćmi specjalnymi podczas koncertu zespołu Raz Dwa Trzy będą: Brodka oraz Dawid Podsiadło. W ramach Antologii Polskiej Muzyki Elektronicznej wystąpią: Kamp!, Heart & Soul, A_GIM oraz Pin Park.

W ubiegłym roku w ramach Antologii Polskiej Muzyki Elektronicznej nestorzy tego nurtu (Józef Skrzek, Władysław Komendarek, Kapitan Nemo oraz Konrad Kucz) dali niezapomniany koncert oraz dzielili się doświadczeniem podczas warsztatów, spotkań i prelekcji. Tym razem – wspólnie z Narodowym Centrum Kultury – zaprosiliśmy wykonawców młodszego pokolenia.

Autorską koncepcję muzyki elektronicznej zaprezentują: Kamp! – który od dawna nie występował w Łodzi, Heart & Soul – zmierzy się z duchem Joy Division, a Pin Park oraz A_Gim pokażą jakie dźwięki, brzmienia, melodie, rytmy można „wyczarować” korzystając wyłącznie z instrumentów elektronicznych.

Kamp
Dawid Podsiadło
Na tym nie koniec atrakcji. Podobnie jak w roku ubiegłym zapraszamy na zajęcia praktyczno-teoretyczne. Artyści, producenci, twórcy spotkają się z festiwalową publicznością. Zaprezentują sprzęt i opowiedzą o swojej przygodzie z el-muzyką. To wszystko wydarzy się w piątek – 28 października – w łódzkim Klubie Wytwórnia.

Finał tego dnia to koncert innowacyjnego, wręcz rewolucyjnego, berlińskiego zespołu Atari Teenage Riot. Lider grupy - Alec Empire - przygotowuje też specjalny set DJ-ski złożony z utworów polskich twórców muzyki elektronicznej.

Zgodnie z obietnicą ujawniamy gości zespołu Raz Dwa Trzy, który wystąpi po Gali wręczenia Nagrody „Człowieka ze Złotym Uchem” (sobota, 29 października, Klub Wytwórnia). Do zasłużonego i cenionego zespołu dołączą wokaliści młodego pokolenia: Brodka oraz Dawid Podsiadło. W połączeniu z orkiestrą Icon oraz kwartetem Henryka Miśkiewicza dadzą z pewnością niezapomniany występ.

Pin Park
W czwartek - 27 października - tradycyjnie już zapraszamy na dzień branżowy, który wypełnią szkolenia z systemów nagłośnieniowych firmy JBL.

Po ośmiu latach starań, nareszcie udało się nam zaprosić na Soundedit artystę, o którym pisano, że: „jest Bogiem”. Absolutna legenda – Brian Eno – wybitny muzyk, kompozytor, producent, laureat nagrody Grammy. Muzyczna ekstraklasa, artysta wyrafinowany i subtelny. Odwiedzi Łódź i opowie o swojej najnowszej płycie „The Ship”, dokonaniach artystycznych oraz muzykach i zespołach, z jakimi współpracował. W Fabryce Sztuki (ul. Tymienieckiego 3) będzie można zapoznać się z najnowszą, autorską instalacją Briana Eno. Wernisaż instalacji z udziałem artysty odbędzie się w niedzielę 30 października o godzinie 17:00.

Podczas uroczystej Gali, która odbędzie się w sobotę, 29 października w Klubie Wytwórnia – Brian Eno otrzyma statuetkę „Człowieka ze Złotym Uchem” w uznaniu za całokształt swojej pracy producenckiej. Tuż przed Galą spotka się z festiwalową publicznością.

Zaraz po spotkaniu z Eno, na scenę wejdzie jego ogromny miłośnik, wokalista zespołu Bauhaus – Peter Murphy. Przed naszą publicznością zagra specjalny akustyczny koncert, na który złożą się utwory z jego solowego repertuaru, jak i utwory kultowego zespołu Bauhaus.

Karnety na wydarzenia Soundedit ’16 w klubie Wytwórnia będą kosztować 140 zł. Bilety na poszczególne dni będą kosztować 80 zł. Bilety w sprzedaży: bilety24.pl, ticketpro.pl, oraz w kasie Klubu Wytwórnia (Łąkowa 29, tel.: +42 639 55 55, bilety@wytwornia.pl).

Absolwenci Uniwersytetu Łódzkiego, którzy pojawią się na w Klubie Wytwórnia z Kartą Absolwenta otrzymają 10 % zniżki.

Heart Soul
Bilety na koncert Brodki – w cenie od 99 zł – można nabyć wyłącznie na portalu bilety24.pl.

Hasło Soundedit ‘16 pozostaje bez zmian: „I Am The Sound”. Tak będzie mógł powiedzieć o sobie każdy, kto zechce razem z nami w Łodzi w ostatni weekend października poznawać tajniki pracy producentów muzycznych, wysłuchać prelekcji, uczestniczyć w warsztatach i dyskusjach panelowych.

I Am The Sound! – jestem brzmieniem. Jestem dźwiękiem. Jestem muzyką. Zapraszamy na Soundedit, zapraszamy do Łodzi.

AGIM

wtorek, 25 października 2016

Antoni Malewski: Marek Karewicz – Złoty Fryderyk w Tomaszowie Maz. Odc.4 - Sopot

Marek Karewicz z siostrą Bogusława Meca, Danutą Mec Wypart w Sali O.K. TKACZ



Krótko po wyjeździe Marka i Wiesława Śliwińskiego z Tomaszowa, otrzymałem od prezesa Fundacji Sopockie Korzenie, pana Wojtka Korzeniewskiego telefon, bym swoją książkę przysłał na konkurs Wspomnienia Rówieśników Rock’n’Rolla w Sopocie, co uczyniłem. Była to już druga edycja tego konkursu. Szybko minęły wakacje, w połowie października otrzymuję zaproszenie do restauracji Złoty Ul w Sopocie, na zakończenie i podsumowanie konkursu. Kiedy zjawiłem się w Złotym Ulu ze swoim przyjacielem Czarkiem Francke w niedzielę 7 listopada 2010 roku, panowała piękna, słoneczna pogoda, było ciepło jak w maju. W samo południe (12.00) gdy z krakowskiej Wieży Mariackiej rozbrzmiewał hejnał, ja z Czarkiem na drżących nogach, pokonywałem próg restauracji. Ledwie przekroczyliśmy główne wejście, gdy nagle z wnętrza lokalu dobiega głos, - Witam Tomaszów Mazowiecki. Był to głos Marka Karewicza, którego wózek otoczony rozmówcami, przyjaciółmi, nie był widoczny dla osób przekraczających główne wejście do restauracji. Ten głos rozładował moje napięcie, pozbawiając drżenia nóg. Podeszliśmy do Marka by go przywitać a ten nie dając dojść nam do słowa rzekł, - Słuchaj Antek za dwa tygodnie, razem z Wiesiem gościć będziemy w Tomaszowie. Zostaliśmy ponownie zaproszeni przez pana Prezydenta do Galerii ARKADY gdzie między innymi będzie promocja filmu „Człowiek ze Złotym Obiektywem”. Jak wrócisz do Tomaszowa poinformuj wszystkich o naszym przyjeździe. Ucałuj Basię z księgarni i Danusię Mec.

Sopockie MOLO
Po uroczystościach zakończenia II edycji konkursu, wręczeniu nagród, prowadzący spotkanie, prezes Fundacji Wojtek Korzeniewski, zaprosił nas wszystkich uczestniczących w tym wydarzeniu na godzinę 18.00 do Krzywego Domku (około 100 metrów od Złotego Ula w dół ulicą Bohaterów Monte Casino). Tu odbył się cudowny koncert Czerwonych Gitar (ostatni występ Henryka Zomerskiego, zmarł w kwietniu 2011 roku) na okoliczność 45 lat założenia tej super grupy. Przez cały występ byłem blisko Marka, który nieubłaganie wypytywał mnie w temacie Tomaszów Mazowiecki, pytając o ludzi, których zapamiętał i przyjaźnił się z nimi w dzieciństwie, czy już są otwarte groty z piaskowca z łożem Madeja w pobliskich Nagórzycach, o rezerwat przyrody Niebieskie Źródła, o Hrabski Ogród, o, o, o … Rozstaliśmy się ze świadomością, że jeszcze w tym miesiącu ponownie się spotkamy, tym razem w naszym mieście. Miało to nastąpić w piątek 26 listopada 2010 roku.


Człowiek ze Złotym Obiektywem

Oficjalna informacja w lokalnych mediach o ponownym spotkaniu się tomaszowian z Markiem Karewiczem ukazała się w mieście na tydzień przed jego przybyciem. Wcześniej, tuż przed spotkaniem w ARKADACH, Danusia Mec - Wypart w Urzędzie Miasta zorganizowała wystawę prac artysty, w kąciku (w holu) nazwanym Galeria w Ratuszu, pod znamiennym tytułem This Is Jazz. Była to zarazem nazwa ekspozycji jak również pod tym tytułem ukazała się pierwsza publikacja artysty, album ze zbiorem 160 zdjęć (czarno białych i w kolorze) najwybitniejszych postaci światowego i polskiego jazzu, z autorskim komentarzem Człowieka ze Złotym Obiektywem. Było to bardzo udane przedsięwzięcie pani Danusi, tomaszowianie mogli przez okres 14 dni, bo tyle trwała wystawa w Urzędzie, tłumnie przybywając do magistratu, oglądać najwybitniejsze twarze muzyków światowego jazzu i rock’n’rolla.


Na głównej ścianie Galerii w Ratuszu zawisło najwspanialszych, 28 fotogramów, między innymi takie postacie jazzu jak Miles Davies, geniusz Ray Charles, Cleveland Eaton, George Adams, Art. Blakey, Jim Pepper, Michał Urbaniak, Chico Freeman, Sarah Vaughan, Krzysztof Komeda, Bobby Watson czy Ella Fitzgerald. Tak jak się wcześniej umówiłem w Sopocie, przygotowałem grunt pod spotkanie towarzyskie na zapleczu księgarni u Basi Goździk. Zaplecze księgarni stało się stałym, kultowym punktem zbornym na kuluarowe spotkania Marka Karewicza z tomaszowskimi przyjaciółmi, podczas jego pobytu w naszym mieście. Na dwie godziny przed rozpoczęciem imprezy w Galerii, doszło do spotkania. Oprócz Basi gospodyni i spodziewanych gości, uczestniczyli Zygmunt Dziedziński, Bogdan Reszka (nasz lokalny fotograf amator) oraz moja skromna osoba. Poczęstunek choć na słodko, rozwiązał nam języki, pierwszy rozpoczął Marek, zadając dość pretensjonalne pytanie;

Centrum miasta. Plac Kościuszki dzisiaj, z lotu ptaka, kierunek Katowice/Wrocław
- Słuchajcie moi drodzy, a co się stało z gwiazdą wdzięczności, która stała na środku Placu Kościuszki, vis a vis księgarni? Ostatnio jak byłem w Tomaszowie był wieczór, nie zauważyłem jej braku. Odezwała się gospodyni – Panie Marku, rozebrano ją w rok a może w dwa lata po uzyskaniu niepodległości w 1989 roku. Na postumencie gwiazdy dużo było elementów post sowieckich – pięcioramienna, czerwona gwiazda z sierpem i młotem - oraz tablice informacyjne „wyzwolicieli” miasta, między innymi w języku rosyjskim. Tak zatwierdzili na swojej sesji rajcy miasta wywodzący się z solidarności. – Pamiętam - kontynuuje rozmowę Karewicz – jak budowano tę gwiazdę. Przychodziliśmy tu z kolegami z klasy. Pracowali przy jej budowie jeńcy wojenni, żołnierze niemieccy, byli bardzo wygłodzeni i przemarznięci. A był to miesiąc luty/marzec. Pamiętam, że kanapki, które nam rodzice wrzucali do tornistrów jako drugie śniadanie, przynosiliśmy robotnikom przy budowie gwiazdy. Trzeba było wielkiej kombinacji, używając różnych forteli by im podać nasze śniadania.

Stary Plac Kościuszki przed rewitalizacją z widokiem na Gwiazdę Wdzięczności
Byli bardzo pilnowani przez czerwono armijców i ubecję. Były przypadki, gdy udała się sztuka podania kanapki, a pilnujący żołnierz zauważył, natychmiast podchodził do robotnika, wyrywał śniadanie i wyrzucał je, ale bywało często, że sam zjadał, widziałem na własne oczy. Nas, dzieci, przeganiano. Pamiętam dzień oddania gwiazdy wdzięczności mieszkańcom Tomaszowa, to było wielkie święto, wielka pompa z udziałem władz miasta, województwa, żołnierzy Armii Czerwonej i Ludowego Wojska Polskiego. Orkiestra dęta „rżnęła” marsze wojskowe, było wiele przemówień, również po rosyjsku. W kuluarach mówiło się, że miał przybyć na otwarcie sam prezydent Polski, Bolesław Bierut z Ministrem Obrony Narodowej, marszałkiem Rokossowskim. Ale nie dojechali, a to była zwyczajna propaganda komunistyczna. Chwilę później nastąpił piękny moment dla mnie i Basi. Otóż Marek Karewicz dla utrwalenia naszej przyjaźni wręczył nam zadedykowane swoje albumy, This Is Jazz, a Wiesław Śliwiński po komplecie (a w nim trzy płyty CD), arcydzieła polskiej fonografii, nagrania z sopockiego koncertu dinozaurów, Old Rock Meeting A.D. 1986. Marek Karewicz w retrospektywnej dyskusji na zapleczu, zapowiedział na dzisiaj wielką niespodziankę jaką przywiózł z sobą z warszawskiego klubu TYGMONT, dopowiadając, - Ale o tym nie będę mówił głośno, zobaczycie i przeżyjecie sami za pół godziny. Kwadrans przed spotkaniem udaliśmy się do pobliskiej Galerii ARKADY wypełnionej po brzegi. Z wielkimi kłopotami Wiesław przepychał wózek z Karewiczem bliżej scenki, na której stroili swoje instrumenty nieznani mi muzycy.


– Czyżby to była zapowiadana Marka niespodzianka? – pomyślałem. Nie pomyliłem się. To oni tworząc trio (Maciek Strzelczyk – pierwsze skrzypce jazzowe w Polsce, Krzysztof Woliński – gitara elektryczna oraz Mariusz Bogdanowicz – kontrabas) rozpoczęli mocnym, jazzowym brzmieniem wieczór z Karewiczem. Od strony muzycznej, było to na małej scenie Galerii wielkie wydarzenie z najwyższej półki polskiego jazzu. Ci co przybyli do ARKAD byli świadkami wydarzenia jazzowego jakiego w Tomaszowie Mazowieckim dawno nie było. Po półgodzinnej, jazzowej degustacji, mikrofon wziął do ręki mistrz Karewicz i dygresyjnie rozpoczął swoje wystąpienie, - Moi drodzy, słuchając muzyków, moich przyjaciół, których mam przyjemność słuchać na co dzień w warszawskim Jazz Klubie Tygmont, powróciły wspomnienia z mojego dzieciństwa. Chciałem wam powiedzieć, że w tym miejscu gdzie się obecnie, znajdujemy mieściła się „końska jatka”.

Centrum miasta. Zaniedbana „Końska Jatka” z lat 50/60 – tych ubiegłego wieku, dzisiejsze ARKADY
Pod koniec lat 60 - tych ubiegłego wieku powstała koncepcja by umierające tomaszowskie sukiennice, wzniesione z przeznaczeniem na jatki rzeźniczo - cukiernicze w I połowie XIX wieku (w latach 1830/37) przez hrabiego Antoniego Ostrowskiego, przekształcić w placówkę kulturalno – oświatową. Tomaszów Maz tego typu instytucji nie posiadał w nadmiarze. Chwała wszystkim ludziom dobrej woli, którzy kochali nasze miasto, a w szczególności ówczesnemu naczelnikowi Wydziału Kultury w Urzędzie Miasta, panu Antoniemu Skrzydlewskiemu, wielkiemu patriocie, mecenasowi kultury i sztuki oraz panu Mieczysławowi Pracutowi, konserwatorowi zabytków w Łodzi, którzy podjęli się gruntownej przebudowy- w wyniku której powstał, po kawiarni Literacka, drugi, tomaszowski, kultowy lokal - Galeria ARKADY. Dziś jest to jedyny, w centrum miasta, otwarty obiekt, w którym mieszkańcy mogą spotykać na różnego rodzaju prelekcjach, odczytach, mini koncertach ze znanymi postaciami ze świata kultury, sportu, sztuki, muzyki poważnej, rock’n’rollowej czy jazzowej.


- Można było tu kupić najtańsze mięso (nie tylko koninę) - kontynuuje Marek - i wyroby masarskie w Tomaszowie, również był tutaj szeroki wybór świeżych warzyw i kiszonek. Moja ukochana babcia wysyłała mnie do jatek po zakup wędliny, która zwała się - mortadela. Nie wiem czy wiecie co to była za wędlina? Czy dziś jest dostępna w naszych sklepach? Była to najsmaczniejsza kiełbasa jaką kiedykolwiek w życiu jadłem. Jej niezapomniany smak do dziś pozostał w moich ustach. Tak oto rozpoczął spotkanie pan Marek Karewicz.

Honorowy gość Marek Karewicz. Wzdłuż ulicy Rzeźniczej na Jubileuszu 20-lecie Galerii ARKADY pod egidą rodziny Sobańskich, obok opiekun Marka, Wiesław Śliwiński i Jan Pampuch
Opowiedział nam również o warszawskim klubie Tygomnt, którego był współzałożycielem w 2001 roku. Dziś klub stanowi jego drugi dom. Tu ma swój fotel z napisem, Marek Karewicz, swoje fotograficzne królestwo (pracownia), są tu zmagazynowane jego wszystkie negatywy (blisko dwa miliony), tu wreszcie mieści się stała ekspozycja jego artystycznych prac. Wieczór z Markiem Karewiczem zakończyła projekcja filmu dokumentalnego o artyście, „Człowiek ze Złotym Obiektywem”. Po spotkaniu, Marek Karewicz i Wiesław Śliwiński udali się na nocleg na plebanię parafii ewangelickiej, Kościoła Zbawiciela. Pastor tej parafii, ksiądz Roman Pawlas, przyjaciel Karewicza, zawsze kiedy zjawiał się Marek w Tomaszowie zapraszał go i jego przyjaciół do swoich parafialnych, gościnnych pomieszczeń. Nazajutrz przed południem, tradycyjnie spotkaliśmy się na zapleczu księgarni dzieląc się wrażeniami z dnia wczorajszego. Po przygotowanym przez Barbarę poczęstunku, nasi goście, Marek i Wiesław wsiedli do samochodu Bogdana Reszki, który zawiózł ich do Warszawy.
Antoni Malewski urodził się w sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś. Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako nauczyciel. Dziś jest emerytem. O swoim dzieciństwie i młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”, „A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce, która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie.

poniedziałek, 24 października 2016

Dla takich plakatów warto żyć! Loostrzano-kultowa jesień nam się szykuje w Ojczyźnie i na obu Wyspach


24 października w Hard Rock Pubie Pamela wystąpi Will Wilde Band

W poniedziałek 24 października 2016 w Hard Rock Pubie Pamela wystąpi Will Wilde Band. Jest to zespół pochodzącego z Wielkiej Brytanii wirtuoza harmonijki ustnej, gitarzysty i wokalisty. Artysta był już pięciokrotnie nominowany do nagrody British Blues Awards, co samo w sobie jest potwierdzeniem jego ogromnego talentu. Bywalcy koncertów w Hard Rock Pubie Pamela nie muszą jednak polegać na opinii brytyjskich ekspertów. Co potrafi ten charyzmatyczny artysta mogli się przekonać w trakcie zeszłorocznego koncertu grupy. Tego wieczoru koncert otworzy występ debiutującego na klubowej scenie, warszawskiego projektu Blues Junkers. Zespół zaskakuje swoim brzmieniem opartym na połączeniu starego pianina w stylu barrelhouse z lat czterdziestych ubiegłego wieku z brzmieniem gitary nawiązującym do takich mistrzów jak Freddie King, B.B King czy Robert Cray. Grupa została uznana przez czytelników kultowego kwartalnika Twój Blues ODKRYCIEM ROKU 2015. Dzięki zwycięstwu w Konkursie Zespołów Bluesowych, który odbył się w ramach Suwałki Blues Festival 2015, Blues Junkers reprezentował Polskę na European Blues Challenge 2016. Koncert rozpocznie się o godzinie 19. Wstęp na to wydarzenie jest wolny. 

niedziela, 23 października 2016

Niech się kręci rockandrollowa machina - Z Tomkiem "Dzikim" Likusem rozmawia Monika S. Jakubowska - Nowy Czas (październik 2016)

fot. Monika S. Jakubowska
Tomasz Likus: człowiek - instytucja. Promotor koncertów i organizator imprez. Piszą o nim w piosenkach, pokazują na zdjęciach, wysyłają setki maili po prośbie - o wejściówkę, wywiad, autograf czy atencję. Przyjaciele nazywają go "Dzikim", on siebie "kogutem domowym". Dla reszty świata jest Buchem i wie co w trawie piszczy. 

Tak było w tym roku

Spotykamy się w maleńkim barze nieopodal stacji Queen's Road Peckham. W powietrzu wisi zapach tradycji a z sufitu sypie się tynk. Punkową scenografię dopełniają ścianka z kolorowymi kapslami i zbite na sposób Słodowy stoły. Buch zabiera mnie w podróż do początku. Do przeszłości, gdy razem z przyjacielem Zackiem wpadają na pomysł zorganizowania pierwszego koncertu w Londynie.

T.L.: Był rok 2002. Zack zadzwonił do klubu i dostaliśmy termin. Wkrótce po tym pojechaliśmy do Polski. W Warszawie spotkanie z managerem zespołu i dogadanie szczegółów, a już w marcu 2003 odbył się pierwszy w Londynie koncert Kultu.

fot. Monika S. Jakubowska
Pierwszy koncert i pierwszy sukces. Dwa tygodnie przed imprezą bilety są wyprzedane, a nieistniejąca już The London Astoria pęka w przysłowiowych szwach. Przed klubem tysięczny tłum czeka na cud rozmnożenia biletów i pojemności sali. Nielicznym udaje się zakup "u konika", ale płacą słone £150 za pojedynczą wejściówkę. Pozostali oczekujący, w przypływie frustracji lub geście rozpaczy, przewracają policyjny radiowóz. Gdy w Soho mówi się o zamieszkach, agencja koncertowa Buch zaciera ręce i planuje dalszą rockandrollową inwazję.


T.L.: Biznes się kręcił, a ja kręciłem kilometry rozwożąc kurierskie przesyłki. Pracowałem od rana do wieczora, aż zaczęło brakować mi sił i czasu. W 2007 stwierdziłem, że muszę zdecydować się na jedno i wybrałem. Do dnia dzisiejszego mam na koncie zorganizowanych ponad 200 koncertów, wystaw i innych imprez.

Z perkusistą Robertem Wiktorowiczem i klawiszowcem Bartkiem Kowalskim - Gabinet Looster
(fot. Monika S. Jakubowska)
Od tamtego czasu upłynęło wiele wody i wybrzmiało wiele pieśni. Jak grzyby po deszczu wyrastać zaczęli nowi organizatorzy ze swoimi mniej lub bardziej udanymi próbami ukulturalniania nowej fali polskiej emigracji. Wystarczyło kilka lat, by z głodnych polskości entuzjastów zmienić nas w wybrednych sybarytów. Mamy swoje koncerty, wieczorki, teatry i teatrzyki. W kinach polskie premiery, a w supermarketach bigos z kiełbasą. To wszystko, plus "oferty lokalne". gdzie po sąsiedzku można wyskoczyć na koncert Foo Fighters, Davida Gilmoura czy innej Madonny. 


T.L.: Publiczność jest zadowolona, a nam, promotorom, coraz twardszy orzech do zgryzienia. Muzyczny rynek polonijny, który tu powstał, działa trochę na zasadzie "każdy sobie rzepkę skrobie". Bywają owszem sympatie i symbiozy. Zdarza mi się współpracować z Mega Yogą Londyn czy tutejszym sztabem WOŚPu. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkim nam jest coraz trudniej sprzedawać imprezy. Sytuacja polityczna i gospodarcza w Europie jest zwariowana. Brexit, spadek wartości funta, a my podnosimy ceny biletów bo artyści zarabiają w złotówkach. Ludzie się dziwią, że drogo, a nam, z dnia na dzień, wszystko przestaje się kalkulować.

fot. Monika S. Jakubowska
Biznes Bucha wyrósł z serca, brak mu chłodnych kalkulacji. Swojej publiczności proponuje takie ramki, w jakich sam się chętnie widzi. Nie zaprasza gwiazd disco polo ani przedstawicieli celebryckiego popu.

T.L.: Ważne jest dla mnie by zapraszać takich artystów, których twórczość niesie ze sobą jakiś przekaz. Żeby nie było płytko. Na początku mogłem wybierać i przebierać w kapelach, a dziś widzę, że zaczyna brakować zespołów, które mógłbym zaprosić na koncert.

 Piosenka z BUCH-ami w tekście

By uniknąć płycizny, Buch rzuca się na głęboką wodę i na wiosnę 2016 roku organizuje dwa dni muzycznej uczty pod szyldem Buchfest. Imprezie patronuje Polskie Radio, a na scenie pojawiają się: Dezerter, Kasia Nosowska, Pidżama Porno, Strachy na Lachy, Maleńczuk, Raz Dwa Trzy i Voo Voo.

T.L.: Festiwal był doskonałym podsumowaniem mojej trzynastoletniej działalności. Do współpracy zaprosiłem zespoły, z którymi miałem już przyjemność pracować, jak i te, które zagrały u mnie po raz pierwszy. Zaraz po festiwalu zaczęły docierać do mnie pozytywne reakcje artystów, dziennikarzy, jak i publiczności. Co więcej, już wtedy pytano mnie o następną edycję Buchfestu. Radiowa Trójka przygotowała obszerną relację z festiwalu i wymusiła na mnie obietnicę "powtórki z rozrywki" w roku przyszłym.

Z perkusistą Gabinetu Looster Robertem "Białym" Wiktorowiczem (fot. Monika S. Jakubowska)
Wśród gwiazd największego formatu pojawia się mało znany londyński zespół Gabinet Looster. Otwierają Buchfest nie bez kozery - są podopiecznymi samego Bucha. Manageruje im od ponad osiemnastu miesięcy i pokłada w nich wielkie nadzieje. Zapytany o zespół mówi, że to związek bardziej z miłości niż rozsądku. 


T.L.: Zakochałem się w chłopakach, ich muzyce, w tym, co robią i jak to czasem w miłości bywa, nie ma to nic wspólnego z rozsądkiem (śmiech). Staram się wypromować ich jak najlepiej, pchnąć do przodu. Wielkim plusem organizowania koncertów dla takich gwiazd jak Kult, Hey czy Pidżama Porno, jest możliwość wpuszczenia na scenę młodego zespołu jako support. Gabinet Looster miał już kilka okazji do pokazania się szerszej publiczności. Od prawie dwóch lat obserwuję jak dobrze są przyjmowani. Mają duży potencjał i wierzę, że go wykorzystają.

fot. Monika S. Jakubowska
Pomimo ciężkich czasów i chwiejnej wartości wszystkiego wokół, pytany o plany pan Buch nie milknie.

T.L.: Jeszcze w tym roku zapraszam na dwa koncerty Kultu w ramach Trasy Pomarańczowej: 12go listopada w Londynie i 13go listopada w Hadze. W międzyczasie, wybieramy się z Gabinetem Looster supportować dwa koncerty Kultu: w łódzkiej "Wytwórni" i katowickim "Spodku", co jest dla chłopaków z Gabinetu wielkim wyróżnieniem. Poza tym, wiosną zespół nagrał materiał na debiutancką płytę, którą będziemy chcieli w przyszłym roku wydać.


2017 tuż za rogiem. Kilka dni temu w sieci pojawiły się pierwsze, szczątkowe informacje dotyczące drugiej edycji Buchfestu. Rozdzwonił się Buchowy telefon, zapycha się skrzynka mailowa. Kolejni artyści liczą na zaproszenia, a publiczność już czeka na bilety. Pomimo czarnego widma Brexitu, rockandrollowa machina Tomasza Likusa nie zatrzymuje się. Uprasza się więc o sprawdzanie rozkładu jazdy, zapinanie pasów i przygotowanie na "ostrą jazdę bez trzymanki". No to Buch!
Monika S. Jakubowska


fot. Paweł Fesyk
Monika S. Jakubowska urodziła się w Suwałkach. Dzieciństwo spędziła w łazience, którą ojciec-artysta przy pomocy kuwet z wywoływaczem i utrwalaczem zamieniał w prowizoryczną ciemnię. Pierwsze zdjęcia DDR-owską lustrzanką Exakta wykonała w wieku 4 lat. W brytyjskiej stolicy znalazła swoje miejsce na ziemi. Zafascynowana jest przyrodą i codziennością ludzkiego życia. Dlatego obok uwieczniania artystów, pochłania ją fotografowanie ulicy. Zdjęcia Moniki łatwo zapadają w pamięć. Z wykształcenia jest anglistką, z zamiłowania dziennikarką, poetką, plastyczką i radiowcem. Przed laty była też wokalistką zespołów Blues Dla Małej i Shamrock. Przed kilku laty chciała zostać fotografem wojennym. Zamierzała wykonać fotografię, która odmieniłaby myślenie polityków do tego stopnia, aby zaniechali polityki zbrojeń. Niepoprawna marzycielka została na szczęście z nami, dzięki czemu możemy podziwiać londyńską codzienność... tą wielką i tą małą, ale zawsze widzianą poprzez szczere, subiektywne spojrzenie jej obiektywu. Autorski cykl Moniki S. Jakubowskiej zatytułowany "Londyn w subiektywie"pojawiał się w miesięczniku Nowy Czas pomiędzy 1 grudnia 2011 a 12 maja 2012 i do dziś nie był kontynuowany. Nie tak dawno postanowiłem namówić moją Przyjaciółkę, której dziesiątki wspaniałych fotografii można podziwiać na łamach Muzycznej Podróży, do wskrzeszenia jednej z najlepszych serii prasowych, jakie zapamiętałem i tym samym do ocalenia dziesiątek wydarzeń, impresji i zwykłych/niezwykłych codziennych sytuacji, których ulotność i wyjątkowość stanowią o magicznej atmosferze Stolicy Świata - jak niektórzy nazywają to wielomilionowe i wielokulturowe miasto.