sobota, 28 sierpnia 2010

Scorpions - Crazy World (Niemcy) 1990 Wizjer nr 37

"Idę poprzez Moskwę do Parku Gorkiego, wsłuchując się w wiatr zmian.
Sierpniowa, letnia noc. Mijają mnie żołnierze, wsłuchując się w wiatr zmian.
Świat sie kurczy. Czy kiedykolwiek pomyślałabyś, że moglibyśmy byc tak blisko
Przyszłość wisi w powietrzu. Czuję ją wszędzie niesioną wiatrem zmian."


Mimo że Paweł Mąciwoda nie będzie bohaterem niniejszej recenzji, trudno nie być dumnym z faktu, że jedna z największych legend rocka od 2004 roku gra z polskim basistą. Dzięki temu niemiecki zespół mimo już i tak ogromnej popularności w naszym kraju, stał się Polakom jeszcze bliższy, a jego zapowiadany koniec istnienia przyjmujemy ze smutkiem i z nadzieją na zmianę decyzji.
Są niedościgłymi mistrzami rockowych ballad, takich co to same rozpalają zapalniczki na koncertach, takich przy których dziewczęta przytulają się w tańcu, a słuchając ich po raz trzydziesty nie odczuwa się przesytu. I nie dbam o to, że wielu współczesnych metalowców z ironią wypowiada się o łagodności stylu niemieckiej kapeli, bo nie aspiruje ona wcale do tego aby nazywano ją metalową, a jednocześnie moje pokolenie ma świadomość, że Scorpionsi byli jednym z tych zespołów, które torowały drogę temu gatunkowi. Powstali w roku 1965 w Hanowerze, a tym który powołał zespól do życia był gitarzysta Rudof Schenker, który wraz z wokalistą Klause Maine tworzy trzon zespołu do dnia dzisiejszego. „Crazy World” to jeden z największych paradoksów w historii istnienia grupy. Zespól bowiem przygotowywał ten album z myślą aby wrócić do bardziej surowego brzmienia, odchodząc tym samym od wysublimowanego sposobu grania, a dzięki zaskakującej (chyba nawet dla samych twórców) popularności ballady „Wind Of Change”, grupa odniosła swój największy sukces komercyjny.

piątek, 13 sierpnia 2010

Zuzanna Potocka: Andrzej Poniedzielski – 13 łatwych utworów tanecznych (Polska) 2002 Wizjer nr 35

„Coraz trudniej przerobić na siedem
 numer nieba pod którym przyszło nam żyć” *

Przechowalnia - łódzka piwnica artystyczna. Magiczna scena, zakamuflowana w miejscu, do którego prowadzą niepozorne schodki. Jeśli stałeś się jednym z niewielu szczęściarzy, dane Ci będzie wejść do pomieszczenia z ciasno poustawianymi krzesłami. Zasiadają tam zazwyczaj stali bywalcy, którym uda się upolować bilet na kolejny występ. Tutaj spotkasz Andrzeja Poniedzielskiego, Artura Andrusa, Elżbietę Adamiak i wielu innych znanych artystów polskiej sceny. W Przechowalni nasycisz duszę, poczujesz klimat, który płynnie przeniesie Cię z pospiechu i gwaru ulicy Piotrkowskiej do świata bogatego w mądrość i zamyślenia płynące z poezji i nostalgicznych piosenek. W tym miejscu możesz również zasmakować niecodziennej dawki humoru tryskającego z kabaretowej sceny. Przy odrobinie szczęścia otrzymasz herbatę z cytryną, w słynnej polskiej szklance - parzącej opuszki palców - zaparzoną i podaną przez samą Elżbietę Adamiak. To właśnie na tej scenie w swoim posągowym stylu staje Andrzej Poniedzielski. Nie dojrzysz w nim zbędnych środków wyrazu, porywającego ruchu scenicznego, bogatej mimiki. W pełni świadom odbioru swej osoby mówi:

Jeżeli wytrzymali ze mną trzydzieści lat na scenie to widocznie muszę coś bardziej interesującego mówić niż moje oczy (…) Aleksander Bardini kiedyś, dając mi nagrodę, powiedział, że uosabiam na scenie wszystkie przymioty jak nie powinien zachowywać się aktor na scenie (...). Po czym dodał: /Broń Boże niech pan nic nie zmienia!” *

piątek, 6 sierpnia 2010

Maanam - Maanam (Polska) 1980 (Wizjer nr 34)

„Oszczędne słowa, twarze, uśmiechy
Nie mów za dużo szary człowieku
Choć jesteś nikim takim pozostań
Szare sekrety dla mnie pozostaw.”
 


„Szare miraże”


Podczas pisania artykułu poświęconemu albumowi Helicopters zespołu Porter Band, postanowiłem że logiczną kontynuacją będzie przypomnienie debiutanckiej (przez wielu fanów grupy uważanej za najlepszą w dyskografii) wydanej rok po krążku Johna Portera płyty zespołu Maanam. Historia Maanamu jest złożona i sięga roku 1979 oraz łączy się ściśle z twórcą krążka Helicopters. Zanim jednak przejdę do początków zjawiska o nazwie Maanam, wrócę jeszcze na moment do pewnej mojej recenzji sprzed kilku miesięcy. Przypominając album Marka Grechuty Korowód, napisałem wtedy następujące słowa: "Zanim jeszcze Marek Jackowski zdobył sławę jako lider zespołu Maanam, był już postacią znaną na polskim rynku muzycznym i nie mam bynajmniej tu na myśli jego współpracy z grupą Osjan. Dziś chcę bowiem zajrzeć w Marka Jackowskiego twórczość jeszcze głębiej. „Korowód” to według opinii wielu muzycznych ekspertów najlepszy album w historii polskiej fonografii, a otwierający go utwór instrumentalny „Wiedzieć więcej” w całości jest właśnie dziełem Marka Jackowskiego. Twórca tej kompozycji był wówczas podobnie jak George Harrison pod ogromnym wpływem muzyki Wschodu, co zaowocowało później także stylem grupy Osjan. Nieprzypadkowo Marek Grechuta umieścił właśnie ten utwór jako intro swojej płyty. Klimat stworzony przez Marka Jackowskiego wprowadza słuchacza w świat piosenek, które wyznaczyły w polskiej muzyce poziom do dnia dzisiejszego niedościgniony.”



Maanam Elektryczny Prysznic
John Porter w kilka miesięcy po przyjeździe do Polski dzięki jazzmanowi Tomaszowi Piesiewiczowi poznał Korę i Marka Jackowskich, z którymi stworzył trzyosobową grupę o nazwie Maanam-Elektryczny Prysznic. Przygoda ta trwała dwa lata, a Walijczyk towarzyszył wschodzącym gwiazdom polskiego rocka, grając na gitarze akustycznej i śpiewając w chórkach.


Ich drogi jednak wkrótce rozeszły się. Pierwsze nagrania Maanamu „Hamlet” i „Oprócz”, które na debiutanckim krążku grupy nie ukazały się, pomogli Jackowskim nagrać muzycy reaktywujących się wtedy akurat Dżambli, Wkrótce wykrystalizował się skład, który nagrał przypominany dziś przeze mnie album. Płyta okazała się ogromnym sukcesem, a prawie każda z piosenek stała się wielkim przebojem. Nagrania zrealizowano w Lublinie na przełomie sierpnia i września 1980 roku, a powiew politycznej odwilży bardzo szybko spowodował medialną popularności grupy. Skład, który firmuje ich pierwszą płytę to oprócz Marka i Kory, gitarzysta Ryszard Olesiński i jego brat Krzysztof grający na basie oraz perkusista Paweł Markowski. Ze wzruszeniem wspominam dziś pamiętny opolski festiwal z roku 1980, gdzie liczba bisów „Boskiego Buenos” była tak duża, iż chyba nikt dziś nie jest w stanie jej podać precyzyjnie. Reżyser Krzysztof Rogulski był pod tak ogromnym wrażeniem owego występu, że natychmiast zaprosił zespół do udziału w filmie „Wielka Majówka”. To właśnie tam - w opolskim amfiteatrze w roku 1980 narodziła się gwiazda, która świeciła ponad 20 lat na firmamencie polskiego rocka.




Historia wywiadu z rozkapryszoną gwiazdą estrady, zakochaną w podróży do stolicy Argentyny stała się hiper przebojem i wyznaczyła popularność Maanamu i samej Kory na długie, długie lata. Mimo, że od „Boskiego Buenos” wszystko się zaczęło, Kora święciła swoje tryumfy także dzięki innym utworom z albumu. Zaistniało wówczas też pewne pewne zjawisko dość kuriozalne. Uzależnienie od posiadania mamony w piosence „Żądza pieniądza” było bowiem tematem artystycznych rozważań akurat w okresie, kiedy naród cierpiał niedosyt podstawowych środków niezbędnych do przeżycia. Czyżby Kora już wówczas przewidziała zagrożenia, które miała nam przynieść upragniona wolność, a wraz z nią finansowe afery i nadużycia władzy? Mimo, że po dziesięciu latach od wydania tego albumu objawił się na naszej scenie geniusz Kasi Nosowskiej, w opinii wielu znawców Kora ciągle uważana jest za najlepszy żeński wokal w historii polskiego rocka. Obie panie zresztą łączy jeszcze to, że poza świetnymi warunkami wokalnymi zawsze potrafiły przekazywać swoim słuchaczom także znakomite teksty. Wiele autorskich piosenek Kory wpisało się do muzycznego kanonu, a jej dykcja stała się po wsze czasy wzorcem niedościgłym.


Szara codzienność epoki post-gierkowskiej, ulice pełne patroli MO oraz całkowity brak perspektyw dla dorastającego pokolenia (do którego sam wtedy należałem) przewijały się w aluzjach „Szarych miraży”. Powiew wolności pozwalał wówczas młodym zespołom na wyrażanie swoich frustracji i buntów, dzięki czemu małymi kroczkami następowała destrukcja otaczającego nas systemu, a marzenia rodzące się w sercach młodych ludzi zaczynały nabierać realności. Płyta zawiera także przepiękna balladę „Szał niebieskich ciał”, gdzie nastrojowej muzyce towarzyszy niezwykle dołujący tekst treściowo nawiązujący zresztą do tematyki całej płyty.


Nihilizm i smutna PRL-owska codzienność przytłaczająca niemal wszystkich obywateli, bardzo szybko przełożyły się na najlepszy barometr każdego społeczeństwa, jakim zawsze była twórczość artystów. Piosenki znajdujące się na debiutanckim wydawnictwie Maanamu zrewolucjonizowały brzmienie rodzimego rocka. Po raz pierwszy można było tu odnaleźć w nim żeńską drapieżność wokalną i tekstową. Kora to energetyczny wulkan i zadziorność nieznana wcześniej polskim słuchaczom. Dzięki temu albumowi Maanam stał się jednym z prekursorów punkowo-nowofalowego stylu, a rola jaką odegrał w rozwoju polskiej muzyki rockowej jest bezdyskusyjna i ponadczasowa.