wtorek, 30 października 2012
niedziela, 28 października 2012
29 października o godz. 21:00 czasu UK (22:00 w Polsce) zapraszam na godzinną historię polskiego rocka progresywnego w pigułce
Kwadrat - polski Jethro Tull
Zanim muzycy grupy Pink Floyd na początku lat 70-tych stali się niekwestionowanymi królami rocka progresywnego, w roku 1969 King Crimson w Wielkiej Brytanii i Omega na Węgrzech tworzyli zręby gatunku i wytyczali jego kierunki. Odbiór tego rodzaju muzyki wymagał od słuchaczy dużej wrażliwości oraz wysiłku intelektualnego, co od początku istnienia kwalifikowało ten nurt do sztuki elitarnej. Jednocześnie młodzi ludzie obu obozów politycznych Europy świadomi swej nienaturalnej separacji i straconych złudzeń na zjednoczenie kontynentu, z coraz większym entuzjazmem przyjmowali awangardową formę sztuki, będącą tłem dla społecznie zaangażowanych, jakże często nihilistycznych treści. Tym co najbardziej różniło rock progresywny od dotychczasowego sposobu gry, było zerwanie z tradycją krótkich piosenek na rzecz kilkunastominutowych suit, składających się często z wielu części o różnorodnym tempie i ekspresji. Teksty utworów dotykały sfery filozofii, religii i ideologii, a czasami wręcz budowały świat fantazji, czym nawiązywały w dużym stopniu do idei romantyzmu w sztuce. Zmianie uległa także aranżacja. Po raz pierwszy muzyka instrumentalna była tak samo ważną składową częścią kompozycji jak tekst. Po raz pierwszy także oprócz instrumentów typowych dla rocka, jak gitary i perkusja w utworach można było usłyszeć dźwięki wygenerowane elektronicznie oraz instrumenty akustyczne. Rozbudowana aranżacja ograniczyła liczbę muzyków, którzy byli w stanie sprostać wymaganiom. Dzięki temu do rocka progresywnego trafiało wielu wykształconych muzyków symfonicznych, a ich przeróbki dzieł muzyki poważnej (jak choćby „Obrazki z Wystawy” Musorgskiego w wykonaniu Emerson, Lake and Palmer) budziły podziw u wirtuozów znanych z oper i filharmonii. Do tej elitarnej grupy wykształconych muzyków należeli tacy artyści jak Mike Oldfield, Rick Wakeman, Keith Emerson, Jimmy Page oraz przedstawiciele polskiej sceny – Józef Skrzek, Antymos Apostolis i Jerzy Piotrowski tworzący grupę SBB. Coraz częściej w muzyce rockowej pojawiał się także flet oraz instrumenty smyczkowe. Polski rock progresywny kształtował się powoli, acz konsekwentnie i nie musimy mieć w tym temacie jskichkolwiek kompleksów. Nasi rodzimi twórcy na przestrzeni ostatnich 40-tu lat udowodnili, że są znakomitymi kompozytorami, autorami tekstów i instrumentalistami. Pierwszym polskim zespołem, któremu udało się przeniknąć tajniki tej elitarnej odmiany rocka jeszcze w latach 60-tych była grupa Klan, a potem... lawina sympatyków rozbudowanego brzmienia i symfonicznego grania wchłonęła najbardziej uzdolnionych adeptów sztuki rockowej, do których dołączali niejednokrotnie wirtuozi jazzu i muzyki klasycznej. Dziś najróżniejsze odmiany rocka progresywnego ponownie odnalazły na polskiej ziemi podatny grunt. Jednocześnie gatunek ten nad Wisłą medialnie ma nieco "pod górkę". Dlaczego?
W wywiadzie dla fachowego pisma LIZARD - zajmującego się własnie rockiem progresywnym -zadałem założycielowi formacji prog metalowej Division by Zero następujące pytanie: - Jaka jest obecnie kondycja rocka progresywnego w Polsce?
Leszek Trela powiedział bardzo wymowne słowa: Kondycja muzyczna ma się wyśmienicie. Kondycja rynku progresywnego w zasadzie nie istnieje. Mamy fenomenalne zespoły i beznadziejną koniunkturę tej muzyki. Jak na razie udało się tylko Riverside. Dalej mają na trasach sale wypełnione po brzegi, grają wiele za granicami Polski. Zapracowali na to. Mieli trochę szczęścia i teraz są efekty. Pozostali dalej pracują i liczą, że jest jeszcze jakaś szansa.
Jeden z największych - Collage
Leszek Trela powiedział bardzo wymowne słowa: Kondycja muzyczna ma się wyśmienicie. Kondycja rynku progresywnego w zasadzie nie istnieje. Mamy fenomenalne zespoły i beznadziejną koniunkturę tej muzyki. Jak na razie udało się tylko Riverside. Dalej mają na trasach sale wypełnione po brzegi, grają wiele za granicami Polski. Zapracowali na to. Mieli trochę szczęścia i teraz są efekty. Pozostali dalej pracują i liczą, że jest jeszcze jakaś szansa.
piątek, 26 października 2012
poniedziałek, 22 października 2012
22-go października na antenie Polisz Czart - Pytania Obieżyświata - wydanie muzyczne
W poniedziałek - 22-go października Włodek Fenrych zabrał nas do świata rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej i Środkowej, których muzyka była ilustracją tego programu. Wspólnie z Włodkiem za pomocą muzyki pprzedstawiliśmy różnorodność wpływów i inspiracji północnoamerykańskich Indian zamieszkujących ten kontynent od Kanady i Stanów Zjednoczonych aż po Meksyk, Gwatemalę i Belize. Poznaliśmy między innymi czołowego przedstawiciela niezbyt znanego w Europie nurtu Punta Rock, czyli muzyki Garifunów - Pena Gayetano (na zdjęciu z Włodkiem w górnej części). Czy właśnie z Belize wyjdzie kolejny Bob Marley? Kto to wie?
UWAGA!!! Klikając w każde z poniższych Pytań Obieżyświata, możecie automatycznie przeczytać Włodka artykuł opublikowany na łamach londyńskiego Nowego Czasu.
Czy muzułmanom wolno czcić świętych?
Czy muzułmanin może się ożenić z dziewięciolatką?
Czy żydzi są naprawdę starozakonni?
Czym była święta księga Delawarów?
Gdzie się podziali Huroni?
Czy można być jednocześnie księdzem i mistrzem zen?
Którędy droga do Krainy Poziomek?
Audycja nie była debiutem Włodka na antenie Polisz Czart. 23-go lipca tego roku gościłem go już w radiowym studio. Przybył wówczas z gitarzystą Arkiem Chudzińskim. Włodek i Arek wykonali polskie wersje nieśmiertelnych bluesów Roberta Johnsona w tłumaczeniu Włodka Fenrycha. Więcej informacji na temat naszego gościa można przeczytać tutaj. Przypuszczam nawet, że udało mi się wtedy jako pierwszemu umieścić w tym tekście aż tyle szczegółów na temat polskiego Obieżyświata z Hertordshire. Popularny blog prowadzony od lat przez Włodka, który nosi tytuł Pytania Obieżyświata - tutaj, a pod tym adresem jest do przeczytania jego wersja anglojęzyczna. Swoje wspomnienia z tych wypraw Włodek opublikował na łamach tego samego londyńskiego pisma, w którym ja zamieszczam artykuły o tematyce muzycznej, czyli w londyńskim Nowym Czasie. Aby ułatwić Wam zapoznanie się z artykułami Włodka, pozwoliłem sobie zamieścić kilka linków po lewej stronie zdjęcia bohatera audycji z ubranym w narodowy strój Indianinem. Klikając w każde pytanie obieżyświata, możecie automatycznie przeczytać artykuł Włodka.
czwartek, 18 października 2012
Lombard – Legenda po przejściach (Nowy Czas - październik 2012)
- Grzegorzu, trzydzieści lat temu nagrałeś piosenkę, dzięki której w latach 80-tych stałeś się ikoną. Niestety „Przeżyj to sam” w atmosferze politycznego skandalu po dwóch dniach emisji w programie III Polskiego Radia zdjęto z anteny. Jak dziś czuje się ówczesny bohater?
Grzegorz Stróżniak: Wówczas wiedziałem tylko tyle, że piosenkę wycofano z anteny. Zmarły niedawno autor tekstu Andrzej Sobczak, wspominając tamten czas, opowiedział mi kilka szczegółów, których wtedy nie znałem i nie zdawałem sobie sprawy z tego co się wokół tej piosenki działo. Wersję tę poznałem dopiero 27 lat od tamtych wydarzeń. Według Andrzeja Sobczaka podobno ktoś wpadł wtedy do studia Trójki i w atmosferze złości niszczył taśmy z tym nagraniem. Piosenka promowała się krótko i - o ironio losu - jest dziś najbardziej popularną kompozycją Lombardu. To wielkie szczęście mieć w repertuarze utwór, który jest kojarzony z zespołem, kompozytorem i wokalistą.
- Ta ballada pojawiała się później w Trójce, ale tylko w wersji koncertowej. Gdzieś w gąszczu Internetu znalazłem niedawno także wersję studyjną co świadczy o tym, że „władzy ludowej” nie udało się wszystkich kopii na szczęście zniszczyć. Pomimo, że piosenka nie została wtedy wydana na żadnej płycie i nigdy nie zaistniała na listach przebojów, utwór ten jest jednym z największych hitów dekady.
Grzegorz Stróżniak: Wówczas wiedziałem tylko tyle, że piosenkę wycofano z anteny. Zmarły niedawno autor tekstu Andrzej Sobczak, wspominając tamten czas, opowiedział mi kilka szczegółów, których wtedy nie znałem i nie zdawałem sobie sprawy z tego co się wokół tej piosenki działo. Wersję tę poznałem dopiero 27 lat od tamtych wydarzeń. Według Andrzeja Sobczaka podobno ktoś wpadł wtedy do studia Trójki i w atmosferze złości niszczył taśmy z tym nagraniem. Piosenka promowała się krótko i - o ironio losu - jest dziś najbardziej popularną kompozycją Lombardu. To wielkie szczęście mieć w repertuarze utwór, który jest kojarzony z zespołem, kompozytorem i wokalistą.
- Ta ballada pojawiała się później w Trójce, ale tylko w wersji koncertowej. Gdzieś w gąszczu Internetu znalazłem niedawno także wersję studyjną co świadczy o tym, że „władzy ludowej” nie udało się wszystkich kopii na szczęście zniszczyć. Pomimo, że piosenka nie została wtedy wydana na żadnej płycie i nigdy nie zaistniała na listach przebojów, utwór ten jest jednym z największych hitów dekady.
niedziela, 14 października 2012
Division by Zero – Nowy rozdział - Wywiad z Leszkiem Trelą (kwartalnik Lizard październik / listopad 2012)
- Skąd pomysł na nazwę? Dlaczego właśnie Dzielenie przez zero?
- Na pomysł wpadł nasz pierwszy basista. Dość prozaiczne określenie „Division By Zero” w zamyśle określało „błąd dzielenia przez zero”. Ten, kto pamięta z lekcji matematyki zasadę „nie dziel przez zero” i tego typu określenia, ten wie że takiego działania zrobić się nie da. Natomiast my - z natury zawzięci i buńczuczni - chcieliśmy pokazać, że jednak się DA. Tak zrodził się pomysł „pokazywania w muzyce rzeczy, które nie są możliwe do zrealizowania”. Z biegiem lat ta teoria przerodziła się w mojej głowie w tworzenie muzyki, której mi brakuje, której nie słyszę gdzieś indziej, w innych zespołach, coś co jest w środku mnie, a inaczej niż przez muzykę nie potrafię tego przekazać. Skład się zmieniał, ale DBZ zawsze dążyło do tworzenia muzyki wedle jednego kierunku - braku ograniczeń.
- Jaki jest obecny skład Division by Zero?
- Za mikrofonem pojawiła się wokalistka – Kostka (Magda Kostecka), dziewczę o tyle urocze co i zwodnicze w swojej osobie. Ten, kto miał okazję być na naszych ostatnich koncertach (a pierwszych w nowym składzie), ten wie, że drzemie w niej pierwiastek DBZ i moc którą potrafi obdzielić kilka zespołów i płyt na raz. Kostka przyciągnęła ze sobą Kamila. Kamil Fruk, to klawiszowiec z duszą pod palcami. Mam to szczęście, że udało nam się fantastycznie współtworzyć nowe partie klawiszy na Epkę, która niebawem ujrzy światło dziennie i takie wzajemne strzelanie pomysłami fantastycznie odbiło się na brzmieniu tego materiału. Kamil jest niebywale twórczy, ale ma jeszcze coś, co wyróżnia go szczególnie - ma otwarty umysł i słyszy muzykę, kiedy o niej mówimy. Stąd jego pomysły pojawiały się po moich i reszcie ekipy wskazówkach. To nie jest proste, ale on to ma. Wspomniałem o pierwszym basiście. Piotrek Wierzba, trzeci w historii - bo o nim mowa - chyba wreszcie znalazł to, czego szukał w muzyce przez wiele lat - pełną realizację. Właściwy bas na właściwym miejscu. Koniec kropka. Ja i Mariusz Prętkiewicz jesteśmy w DBZ od początku. Zakładaliśmy go razem i razem wytrzymaliśmy wszelkie załamania systemu. Ktoś kiedyś powiedział, że ostatnimi czasy przez DBZ ludzie przechodzą jak przez drzwi obrotowe. Ja natomiast po stworzeniu ostatniej Epki mam wrażenie, że każda z obecnych osób weszła do DBZ i zamknęła za sobą drzwi. Cieszymy się tym, co powstaje, tym co niedługo będziemy mogli pokazać fanom. Jest wielka chęć grania, jest wspaniała muzyka, kapitalni ludzie, a granie z nimi to już sama przyjemność.
- Czy wszyscy ukończyliście szkoły muzyczne, czy są wśród Was muzycy, którzy są samoukami?
- Mariusz miał styczność z państwowym wychowaniem muzycznym, ale szybko przerósł system i odkąd trafił na muzykę progresywną, uczył się już tylko od lepszych. Oczywiście mamy fantastyczny poziom nauki instrumentów, ale wystarcza on do „Tańca z gwiazdami”, Opola, akompaniamentu Dodzie lub do gry ekstremalnego jazzu piłeczkami pingpongowymi na strunach fortepianu. Chęć zarobku wypiera kreatywność. Myślę, że prog-metal jest wdzięczny Mariuszowi, że wybrał trudniejszą drogę. Kamil jest samoukiem. Kostka z racji treningu wokalu uczyła i uczy się śpiewu pół-profesjonalnie, czyli nie jest amatorką, ale nie bawiła się w szkoły muzyczne. Piotr i ja jesteśmy zupełnymi samoukami, choć ja zdawałem kiedyś na akademię muzyczną - kompozycja i aranżacja i nawet nie wspominałem o tym do tej pory w żadnym wywiadzie. Wynik oczywiście był negatywny, lecz jakby tego było mało, najniższy z ostatnich (wtedy) kilku lat egzaminów. Cóż, nic dziwnego. Zero kontaktu ze szkołami muzycznymi. Metal kaleczy ludzi, muzyków. To się udać nie mogło. Niedługo potem zagraliśmy na Prog Power w Holandii. Nie wiem, czy gdyby wiedzieli, że tak oblałem, to by mnie nie wyprosili z festiwalu.
- Jaka była reakcja Waszych najwierniejszych fanów na pojawienie się w składzie zespołu wokalistki ?
Mogę mówić już raczej o reakcjach po koncertowych, ponieważ zaraz po ogłoszeniu zmian, ludzie na szczęście bardziej byli ciekawi nowego materiału niż komplikacji personalnych. Tacy właśnie powinni być prawdziwi fani. Zespół nie bawi się w zmiany dla przyjemności. Zespół chce tworzyć muzykę. Odejścia z zespołu, to tworzenie odsuwają, ale nie uniemożliwiają. Toteż ja tworzyłem i dalej tworzę materiał, a w międzyczasie szukaliśmy nowych muzyków. Jeśli ktoś zna nasz cały materiał, będzie wiedział, że każda zmiana muzyka wpływała na nową jakość zespołu, ale to wciąż był DBZ i dokładnie tak jest teraz. Kostka, Kamil i Piotrek, to kolejny świeży oddech, mnóstwo wspaniałych pomysłów, świetne podejście i fantastyczni ludzie. Co z tego wyszło, usłyszycie na Epce. Jeszcze nigdy nie byłem tak podekscytowany nowym materiałem. który chcieliśmy pokazać fanom. Najwierniejsi fani sami muszą ocenić te zmiany. Muzyka broni się sama. Zobaczymy.
- Jak odbieracie 11 pozycję "Deadline Meeting" podczas III notowania Listy „Polisz Czart” - polskiej Liście Przebojów angielskiego Radia Verulam i co chciałbyś powiedzieć Waszym fanom, którzy oddali glosy na ten kawałek?
- Po pierwsze nie wiem jak to się stało. Po drugie byłem zaskoczony, że gdzieś tam nasi rodacy znają nas, pamiętają o nas i pozwolili nam pojawić się na Waszej liście. Wiesz, to miłe tym bardziej, że akurat w tym czasie zespół dopiero na nowo startował z nowym składem i być może będziemy mieli jeszcze szansę pojawić się na liście z zupełnie nowym numerem. Tak więc teraz - WIELKIE DZIĘKI!
- W jaki sposób udało się Wam namówić na realizację projektu okładki do albumu "Tyranny Of Therpy" Mattiasa Norena znanego ze współpracy z tak znaczącymi zespołami jak choćby Sabaton?
- Tu nie ma wielkiej tajemnicy. Nasz pierwszy menago napisał maila do Norena, ten odsłuchał muzykę, stwierdził że jest tego warta, aby ukoloryzować ją jego grafikami. Potem mieliśmy okazję poznać się w Holandii. To jest przesympatyczny człowiek, wielki fan muzyki progresywnej i kapitalny grafik.
- Dlaczego postanowiliście grać metalowa odmianę rocka progresywnego?
- Odpowiedź po części jest w moim pierwszej wypowiedzi. Wiele lat słuchałem polskiej i zagranicznej muzyki metalowej. Kręciło mnie to, ale w momencie kiedy ktoś pokazał mi że można coś złamać, że rytm jest po to by nim manipulować, a nie tylko się mu poddawać, okazało się, że dokładnie to chce grać. Niestety przyszło nam żyć w kraju, w którym samo pojęcie rynku muzycznego jest abstrakcją. Tym bardziej cieszy fakt, że nam udało się w jakiś sposób zaistnieć w umysłach ludzi z wymagającym gustem muzycznym i jak się okazuje, zabrali ten gust za granicę i dalej dają temu upust na Waszej liście
.
- Na pomysł wpadł nasz pierwszy basista. Dość prozaiczne określenie „Division By Zero” w zamyśle określało „błąd dzielenia przez zero”. Ten, kto pamięta z lekcji matematyki zasadę „nie dziel przez zero” i tego typu określenia, ten wie że takiego działania zrobić się nie da. Natomiast my - z natury zawzięci i buńczuczni - chcieliśmy pokazać, że jednak się DA. Tak zrodził się pomysł „pokazywania w muzyce rzeczy, które nie są możliwe do zrealizowania”. Z biegiem lat ta teoria przerodziła się w mojej głowie w tworzenie muzyki, której mi brakuje, której nie słyszę gdzieś indziej, w innych zespołach, coś co jest w środku mnie, a inaczej niż przez muzykę nie potrafię tego przekazać. Skład się zmieniał, ale DBZ zawsze dążyło do tworzenia muzyki wedle jednego kierunku - braku ograniczeń.
- Jaki jest obecny skład Division by Zero?
- Za mikrofonem pojawiła się wokalistka – Kostka (Magda Kostecka), dziewczę o tyle urocze co i zwodnicze w swojej osobie. Ten, kto miał okazję być na naszych ostatnich koncertach (a pierwszych w nowym składzie), ten wie, że drzemie w niej pierwiastek DBZ i moc którą potrafi obdzielić kilka zespołów i płyt na raz. Kostka przyciągnęła ze sobą Kamila. Kamil Fruk, to klawiszowiec z duszą pod palcami. Mam to szczęście, że udało nam się fantastycznie współtworzyć nowe partie klawiszy na Epkę, która niebawem ujrzy światło dziennie i takie wzajemne strzelanie pomysłami fantastycznie odbiło się na brzmieniu tego materiału. Kamil jest niebywale twórczy, ale ma jeszcze coś, co wyróżnia go szczególnie - ma otwarty umysł i słyszy muzykę, kiedy o niej mówimy. Stąd jego pomysły pojawiały się po moich i reszcie ekipy wskazówkach. To nie jest proste, ale on to ma. Wspomniałem o pierwszym basiście. Piotrek Wierzba, trzeci w historii - bo o nim mowa - chyba wreszcie znalazł to, czego szukał w muzyce przez wiele lat - pełną realizację. Właściwy bas na właściwym miejscu. Koniec kropka. Ja i Mariusz Prętkiewicz jesteśmy w DBZ od początku. Zakładaliśmy go razem i razem wytrzymaliśmy wszelkie załamania systemu. Ktoś kiedyś powiedział, że ostatnimi czasy przez DBZ ludzie przechodzą jak przez drzwi obrotowe. Ja natomiast po stworzeniu ostatniej Epki mam wrażenie, że każda z obecnych osób weszła do DBZ i zamknęła za sobą drzwi. Cieszymy się tym, co powstaje, tym co niedługo będziemy mogli pokazać fanom. Jest wielka chęć grania, jest wspaniała muzyka, kapitalni ludzie, a granie z nimi to już sama przyjemność.
- Czy wszyscy ukończyliście szkoły muzyczne, czy są wśród Was muzycy, którzy są samoukami?
- Mariusz miał styczność z państwowym wychowaniem muzycznym, ale szybko przerósł system i odkąd trafił na muzykę progresywną, uczył się już tylko od lepszych. Oczywiście mamy fantastyczny poziom nauki instrumentów, ale wystarcza on do „Tańca z gwiazdami”, Opola, akompaniamentu Dodzie lub do gry ekstremalnego jazzu piłeczkami pingpongowymi na strunach fortepianu. Chęć zarobku wypiera kreatywność. Myślę, że prog-metal jest wdzięczny Mariuszowi, że wybrał trudniejszą drogę. Kamil jest samoukiem. Kostka z racji treningu wokalu uczyła i uczy się śpiewu pół-profesjonalnie, czyli nie jest amatorką, ale nie bawiła się w szkoły muzyczne. Piotr i ja jesteśmy zupełnymi samoukami, choć ja zdawałem kiedyś na akademię muzyczną - kompozycja i aranżacja i nawet nie wspominałem o tym do tej pory w żadnym wywiadzie. Wynik oczywiście był negatywny, lecz jakby tego było mało, najniższy z ostatnich (wtedy) kilku lat egzaminów. Cóż, nic dziwnego. Zero kontaktu ze szkołami muzycznymi. Metal kaleczy ludzi, muzyków. To się udać nie mogło. Niedługo potem zagraliśmy na Prog Power w Holandii. Nie wiem, czy gdyby wiedzieli, że tak oblałem, to by mnie nie wyprosili z festiwalu.
- Jaka była reakcja Waszych najwierniejszych fanów na pojawienie się w składzie zespołu wokalistki ?
Mogę mówić już raczej o reakcjach po koncertowych, ponieważ zaraz po ogłoszeniu zmian, ludzie na szczęście bardziej byli ciekawi nowego materiału niż komplikacji personalnych. Tacy właśnie powinni być prawdziwi fani. Zespół nie bawi się w zmiany dla przyjemności. Zespół chce tworzyć muzykę. Odejścia z zespołu, to tworzenie odsuwają, ale nie uniemożliwiają. Toteż ja tworzyłem i dalej tworzę materiał, a w międzyczasie szukaliśmy nowych muzyków. Jeśli ktoś zna nasz cały materiał, będzie wiedział, że każda zmiana muzyka wpływała na nową jakość zespołu, ale to wciąż był DBZ i dokładnie tak jest teraz. Kostka, Kamil i Piotrek, to kolejny świeży oddech, mnóstwo wspaniałych pomysłów, świetne podejście i fantastyczni ludzie. Co z tego wyszło, usłyszycie na Epce. Jeszcze nigdy nie byłem tak podekscytowany nowym materiałem. który chcieliśmy pokazać fanom. Najwierniejsi fani sami muszą ocenić te zmiany. Muzyka broni się sama. Zobaczymy.
- Jak odbieracie 11 pozycję "Deadline Meeting" podczas III notowania Listy „Polisz Czart” - polskiej Liście Przebojów angielskiego Radia Verulam i co chciałbyś powiedzieć Waszym fanom, którzy oddali glosy na ten kawałek?
- Po pierwsze nie wiem jak to się stało. Po drugie byłem zaskoczony, że gdzieś tam nasi rodacy znają nas, pamiętają o nas i pozwolili nam pojawić się na Waszej liście. Wiesz, to miłe tym bardziej, że akurat w tym czasie zespół dopiero na nowo startował z nowym składem i być może będziemy mieli jeszcze szansę pojawić się na liście z zupełnie nowym numerem. Tak więc teraz - WIELKIE DZIĘKI!
- W jaki sposób udało się Wam namówić na realizację projektu okładki do albumu "Tyranny Of Therpy" Mattiasa Norena znanego ze współpracy z tak znaczącymi zespołami jak choćby Sabaton?
- Tu nie ma wielkiej tajemnicy. Nasz pierwszy menago napisał maila do Norena, ten odsłuchał muzykę, stwierdził że jest tego warta, aby ukoloryzować ją jego grafikami. Potem mieliśmy okazję poznać się w Holandii. To jest przesympatyczny człowiek, wielki fan muzyki progresywnej i kapitalny grafik.
- Dlaczego postanowiliście grać metalowa odmianę rocka progresywnego?
- Odpowiedź po części jest w moim pierwszej wypowiedzi. Wiele lat słuchałem polskiej i zagranicznej muzyki metalowej. Kręciło mnie to, ale w momencie kiedy ktoś pokazał mi że można coś złamać, że rytm jest po to by nim manipulować, a nie tylko się mu poddawać, okazało się, że dokładnie to chce grać. Niestety przyszło nam żyć w kraju, w którym samo pojęcie rynku muzycznego jest abstrakcją. Tym bardziej cieszy fakt, że nam udało się w jakiś sposób zaistnieć w umysłach ludzi z wymagającym gustem muzycznym i jak się okazuje, zabrali ten gust za granicę i dalej dają temu upust na Waszej liście
.
- Jaka jest obecnie kondycja rocka progresywnego w Polsce?
- Kondycja muzyczna ma się wyśmienicie. Kondycja rynku progresywnego w zasadzie nie istnieje. Mamy fenomenalne zespoły i beznadziejną koniunkturę tej muzyki. Jak na razie udało się tylko Riverside. Dalej mają na trasach sale wypełnione po brzegi, grają wiele za granicami Polski. Zapracowali na to. Mieli trochę szczęścia i teraz są efekty. Pozostali dalej pracują i liczą, że jest jeszcze jakaś szansa. Ja mam do tego zdrowe podejście. Kiedyś byłem zdziwiony że każda nasza płyta miała recenzje 9-10/10. Każda płyta była wysoko w zestawieniach rocznych na całym świecie. Jednak okazało się, że nic z tego nie wynika. Teraz chce po prostu nagrywać kolejne płyty w tym składzie. Nic nikomu nie muszę udowadniać. Cieszę się, że miałem tyle zaparcia, że dalej gram w DBZ. Nie wszyscy to wytrzymali.
- Czy twórcy i fani tego gatunku powinni domagać się od polskich mediów masowych zauważania zespołów wykonujących rock progresywny w ich polityce promocyjnej?
- Niestety nie mają do tego prawa. Zapraszam Cię kiedyś na jakikolwiek koncert rokowy/metalowy w Polsce. Nie na festiwal typu Dni Wioślarza czy cokolwiek innego. Koncert zespołu w knajpie, pubie, czy innym miejscu dogodnym na takie koncerty. To jest przykre, ale ludzie tutaj KOMPLETNIE nie chodzą na koncerty. Idziemy tylko wtedy gdy jest gwiazda, jest festiwal. Na koncertach kapel z reguły jest kilkanaście osób. Może już jestem stary, ale kiedy u nas w knajpie co piątek były koncerty często kompletnie nieznanych kapel, sala była wypełniona po brzegi, a na dworze była kolejna grupa ludzi gadająca o muzie, kasetach/płytach, które wyszły i o naszywkach. Teraz duża część młodzieży idzie na koncert na „Youtube”. Wiele mówi się w Polsce o fatalnej jakości muzyki w radio i telewizji, o gwiazdach, o (co już jest kuriozum całości mediów) celebrytach. Wszyscy psioczą na poziom kultury. Nie wszyscy jednak wiedzą, że taką kulturę muzyczną zaczyna się od siebie. Jeśli ktoś w Polsce będzie czytał ten wywiad, niech spróbuje sobie przypomnieć, kiedy ostatnio był na koncercie znajomej/nieznajomej kapeli gdzieś u siebie w pobliżu, a ile dostał zaproszeń na fejsbuku na inne, na które nie poszedł? Ludzie, chodźcie na koncerty. To naprawdę zajebista alternatywa na spędzenie wieczoru. Kapele będą grały pomimo tego, ale zdecydowanie przyjemniej gra się, kiedy metr przed tobą szaleje grupa nawet 30 osób kapitalnie bawiąca się przy muzie i po koncercie przybijają Ci piątkę.
- Jak myślisz, dlaczego złota epoka rocka progresywnego na świecie, jaką były lata 70-te, potrafiła wykreować w powszechnej świadomości odbiorców takie zespoły jak Pink Floyd czy King Crimson, a dziś gatunek ten został zepchnięty do niszy?
- Życie stało się dwa razy szybsze. Muzyka progresywna jest wymagająca. Nie da się z nią obcować przez moment. Trzeba się w nią wczuć. Teraz wszystko tworzy się szybko. Utwór staje się przebojem, zespół gwiazd a po tygodniu i po jednym i po drugim słuch ginie, chyba że przypomni o sobie pozując do zdjęć które będą na tyle atrakcyjne, że kolejny portal plotkarski zechce o tym napisać. A gdzie muzyka? No właśnie, gdzie? Ostatnio Grzegorz Skawiński napisał w wywiadzie, że okres działalności O.N.A to był jego najlepszy czas w muzyce. Bo wtedy najlepiej zarabiał? Myślę, że jego ostatnie Kombii, którym jeździł, wygenerowało więcej kasy, niż wszystko co dotychczas wydał. Nie! To muzyka. Siedzi w nim rock. Tego się nie da stłumić. Tylko czy teraz O.N.A mogłoby być pokazywane w „Dzień dobry TVN”, czy innych „kawach i herbatach” z Panią Agnieszką krzyczącą „Suka!”? Wydaje mi się, że musieliby jednak zrobić coś „spokojniejszego”, tylko czy to byłoby wtedy O.N.A? Czasy się zmieniły, a jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwość i troszeczkę zaparcia, niech sprawdzi w jakim kierunku podążył nasz pierwszy klawiszowiec. J Potem można sprawdzić, co robi teraz klawiszowiec który wydał z nami „Independent Harmony”. Takie zadanie domowe. Zobaczycie jak świat się szybko zmienia.
- Kondycja muzyczna ma się wyśmienicie. Kondycja rynku progresywnego w zasadzie nie istnieje. Mamy fenomenalne zespoły i beznadziejną koniunkturę tej muzyki. Jak na razie udało się tylko Riverside. Dalej mają na trasach sale wypełnione po brzegi, grają wiele za granicami Polski. Zapracowali na to. Mieli trochę szczęścia i teraz są efekty. Pozostali dalej pracują i liczą, że jest jeszcze jakaś szansa. Ja mam do tego zdrowe podejście. Kiedyś byłem zdziwiony że każda nasza płyta miała recenzje 9-10/10. Każda płyta była wysoko w zestawieniach rocznych na całym świecie. Jednak okazało się, że nic z tego nie wynika. Teraz chce po prostu nagrywać kolejne płyty w tym składzie. Nic nikomu nie muszę udowadniać. Cieszę się, że miałem tyle zaparcia, że dalej gram w DBZ. Nie wszyscy to wytrzymali.
- Czy twórcy i fani tego gatunku powinni domagać się od polskich mediów masowych zauważania zespołów wykonujących rock progresywny w ich polityce promocyjnej?
- Niestety nie mają do tego prawa. Zapraszam Cię kiedyś na jakikolwiek koncert rokowy/metalowy w Polsce. Nie na festiwal typu Dni Wioślarza czy cokolwiek innego. Koncert zespołu w knajpie, pubie, czy innym miejscu dogodnym na takie koncerty. To jest przykre, ale ludzie tutaj KOMPLETNIE nie chodzą na koncerty. Idziemy tylko wtedy gdy jest gwiazda, jest festiwal. Na koncertach kapel z reguły jest kilkanaście osób. Może już jestem stary, ale kiedy u nas w knajpie co piątek były koncerty często kompletnie nieznanych kapel, sala była wypełniona po brzegi, a na dworze była kolejna grupa ludzi gadająca o muzie, kasetach/płytach, które wyszły i o naszywkach. Teraz duża część młodzieży idzie na koncert na „Youtube”. Wiele mówi się w Polsce o fatalnej jakości muzyki w radio i telewizji, o gwiazdach, o (co już jest kuriozum całości mediów) celebrytach. Wszyscy psioczą na poziom kultury. Nie wszyscy jednak wiedzą, że taką kulturę muzyczną zaczyna się od siebie. Jeśli ktoś w Polsce będzie czytał ten wywiad, niech spróbuje sobie przypomnieć, kiedy ostatnio był na koncercie znajomej/nieznajomej kapeli gdzieś u siebie w pobliżu, a ile dostał zaproszeń na fejsbuku na inne, na które nie poszedł? Ludzie, chodźcie na koncerty. To naprawdę zajebista alternatywa na spędzenie wieczoru. Kapele będą grały pomimo tego, ale zdecydowanie przyjemniej gra się, kiedy metr przed tobą szaleje grupa nawet 30 osób kapitalnie bawiąca się przy muzie i po koncercie przybijają Ci piątkę.
- Jak myślisz, dlaczego złota epoka rocka progresywnego na świecie, jaką były lata 70-te, potrafiła wykreować w powszechnej świadomości odbiorców takie zespoły jak Pink Floyd czy King Crimson, a dziś gatunek ten został zepchnięty do niszy?
- Życie stało się dwa razy szybsze. Muzyka progresywna jest wymagająca. Nie da się z nią obcować przez moment. Trzeba się w nią wczuć. Teraz wszystko tworzy się szybko. Utwór staje się przebojem, zespół gwiazd a po tygodniu i po jednym i po drugim słuch ginie, chyba że przypomni o sobie pozując do zdjęć które będą na tyle atrakcyjne, że kolejny portal plotkarski zechce o tym napisać. A gdzie muzyka? No właśnie, gdzie? Ostatnio Grzegorz Skawiński napisał w wywiadzie, że okres działalności O.N.A to był jego najlepszy czas w muzyce. Bo wtedy najlepiej zarabiał? Myślę, że jego ostatnie Kombii, którym jeździł, wygenerowało więcej kasy, niż wszystko co dotychczas wydał. Nie! To muzyka. Siedzi w nim rock. Tego się nie da stłumić. Tylko czy teraz O.N.A mogłoby być pokazywane w „Dzień dobry TVN”, czy innych „kawach i herbatach” z Panią Agnieszką krzyczącą „Suka!”? Wydaje mi się, że musieliby jednak zrobić coś „spokojniejszego”, tylko czy to byłoby wtedy O.N.A? Czasy się zmieniły, a jeśli ktoś ma jeszcze wątpliwość i troszeczkę zaparcia, niech sprawdzi w jakim kierunku podążył nasz pierwszy klawiszowiec. J Potem można sprawdzić, co robi teraz klawiszowiec który wydał z nami „Independent Harmony”. Takie zadanie domowe. Zobaczycie jak świat się szybko zmienia.
sobota, 13 października 2012
Leszek Trela - Dzielenie przez zero jest mozliwe!!!
Leszek Trela - współzałożyciel prog-metalowej grupy Division by Zero z siedzibą w Wojkowicach. Zespół powstał w roku 2003 i od razu nagrał demowy krążek "Code Of Soul". W listopadzie 2006 roku DbZ podpisał kontrakt z wytwórnią fonograficzną Insanity Records, a w marcu 2007 roku nagrał swój debiutancki album "Tyranny Of Therapy", z którego pochodzi utwór "Deadline Meeting" utrzymujący się przez kilka miesięcy w czołówce Listy Przebojów Polisz Czart. Okładkę tej płyty zaprojektował ceniony w środowisku progresywno-metalowym autor okładek do albumów wielu znaczących grup z nurtu metalowego - Mattias Noren. Na początku 2010 roku zespół nawiązał współpracę z wytwórnią ProgTeam, dla której nagrał płytę "Independent Harmony". Po wielu zmianach personalnych, Division by Zero niedawno znów przypomniał o sobie. Ciekawostką jest fakt, że po raz pierwszy w historii istnienia grupy w składzie pojawiła się wokalistka. Leszek Trela poproszony przeze mnie o kilka zdań na swój temat napisał::
"Nie lubię o sobie pisać. Wole grać. Opisywanie siebie z reguły nijak ma się do rzeczywistości bo i tak każdy widzi nas inaczej. Wolę aby oceniano mnie przez muzykę którą gram. Wtedy każdy ma taki sam punkt odniesienia. Gram odkąd pamiętam, jedyne co się w tej kwestii zmieniało to zwiększająca się ilość strun w moich gitarach i malejący ekwipunek wzmacniaczy do pełnej minimalizacji w tej kwestii kończąc. Staram się tworzyć muzykę bez jakikolwiek ograniczeń, nie uznaję kompromisów w dźwiękach i doborze instrumentów. Wszystko można złożyć w całość. Sztuką jest natomiast nadać temu kształt i charakter. Tak powstają arcydzieła. Dążę do takowego. Może kiedyś będę blisko. Grunt to grać ciężko i nisko. Byle nie za ciężko bo kręgosłup ma się jeden. "
W najnowszym numerze sosnowieckiego kwartalnika Lizard zajmującego się rockiem progresywnym ukazał się wywiad z Leszkiem Trelą, którego ten artysta udzielił mi kilka tygodni wcześniej. Z pełną wersja tego wywiadu można zapoznac się tutaj.
Dziesiątka ulubiuonych polskich utworów Leszka Treli :
Tadeusz Wóźniak - Zegarmistrz Światła
Budka Suflera - Cień Wielkiej Góry
Czesław Niemen - Dziwny jest ten świat
AcidDrinkers - Two Be One
Kobong - Rege
Proletaryat - Jak Ptak
Illusion– Vendetta
KAT - Odi Profanum Vulgus
Bronx - Dzień
Kazik Na Żywo - Przy Słowie
Dziesiątka ulubiuonych polskich utworów Leszka Treli :
Tadeusz Wóźniak - Zegarmistrz Światła
Budka Suflera - Cień Wielkiej Góry
Czesław Niemen - Dziwny jest ten świat
AcidDrinkers - Two Be One
Kobong - Rege
Proletaryat - Jak Ptak
Illusion– Vendetta
KAT - Odi Profanum Vulgus
Bronx - Dzień
Kazik Na Żywo - Przy Słowie
Ola Bieńkowska - talent, uroda i pewność siebie
W dzieciństwie wcale nie była przekonana, że będzie śpiewać. Fascynowało ją wiele dziedzin – gra na fortepianie, aktorstwo, tenis, a nawet... chemia organiczna. Ola Bieńkowska w życiu ceni sobie bowiem różnorodność. Jest przy tym zachłanna na doznania – te muzyczne i te, których dostarczają jej inne zmysły: wzrok, smak i dotyk. Wychowana w rodzinie wybitnych ekonomistów, miała spore szanse, że zostanie finansistą albo managerem i – jak sama twierdzi – na pewno sprawdziłaby się w tej roli. Zdolności organizacyjne Oli nie okazały się jednak na tyle ważne, by zrezygnowała z nauki śpiewania. Umiejętności wokalne zdobywała w Szkole Muzycznej im F. Chopina pod okiem legendy polskiego jazzu Ewy Bem oraz w Liverpool Institute For Performing Artsw Wielkiej Brytanii, gdzie odebrała dyplom z rąk samego Paula McCartney’a. Samodzielność jest nieodłączną częścią Oli. Teksty na debiutancką płytę napisała sama. Sama także zebrała pieniądze na nagranie swoich piosenek w warszawskiej Fabryce Trzciny. Sama też organizowała muzyków, operatorów, makijażystkę, a nawet wydrukowała album podsumowujący to wydarzenie. Przez ostatnich dziesięć lat intensywnie pracowała – podkładając głos w filmach muzycznych i reklamach, nagrywając chórki dla Hani Stach, Edyty Gepert, Ellie czy Ewy Małas-Godlewskiej, śpiewając na płytach z muzyką Seweryna Krajewskiego i Wojciecha Gąssowskiego, występując w zespole programu „Idol”, biorąc udział w festiwalach w Opolu oraz wTop Trendach czy wreszcie grając główną rolę w „Tańcu wampirów“ Romana Polańskiego w teatrze Roma. To co dla innych mogłoby stanowić szczyt marzeń, Oli dało tylko energię, by sięgnąć dalej. Zaproszona przez swoją nauczycielkę z Liverpool Institute For Performing Arts, wzięła udział w castingu i dostała rolę w tribute show grupy Pink Floyd. Z The Australian Pink Floyd wystąpiła w ponad 500 koncertach, a obecnie często gości w Londynie uczestnicząc w Brit Floyd – The Pink Floyd Tribute Show. Solówki z repertuaru tej artrockowej grupy wszechczasów Ola śpiewała w tak prestiżowych miejscach jak londyński Royal Albert Hall, paryska Olimpia czy San Francisco Fillmore, a także w setkach innych sal koncertowych na całym świecie. Z Brit Floyd wystąpiła też na prestiżowym festiwalu w Glastonbury. Obecnie Ola Bieńkowska startuje do kariery solowej. Oto co sama mówi o powstawaniu jej debiutanckiego albumu "Resume": "Czerpałam z muzyki, która mnie ukształtowała. W efekcie powstały piosenki popowe, ale z elementami jazzu, amerykańskiego folku, funku. Teksty i podstawowe linie melodyczne napisałam sama. A zamienić wyrzępolone na pianinie melodie w utwory pomógł mi Krzysztof Herdzin, z którym współpracuję od wielu lat”. Do nagrania albumu Ola zaprosiła swoich przyjaciół i zarazem znakomitych polskich instrumentalistów: JackaKrólika (gitara), Roberta Kubiszyna (bas) i Roberta Lutego (bębny). Produkcją płyty zajął się Bodgan Kondracki. Jest ambitna i świadoma tego co chce osiągnąć w życiu artystycznym i osobistym. Pozostaje mi tylko jej życzyć aby stąpając obraną przez siebie drogą, wspinała się coraz wyżej po drabinie sławy.
Kabaret Starszych Panów - Już czas na sen
Stanisław Soyka - Cud niepamięci
Grażyna Łobaszewska - Czas nas uczy pogody
Krystyna Prońko - Jesteś lekiem na całe zło
Andrzej Zaucha - Byłaś serca biciem
Ewa Bem - Gram o wszystko
Republika - Telefony
Marek Grechuta i Anawa - Dni, któryxh nie znamy
Bogusław Mec - Jej portret
Lady Pank - Mniej niz zero
Ola Bieńkowska – z drugiego planu do sławy (Nowy Czas nr 184)
- Jesteś pierwszą znaną mi wokalistką, która otwarcie podkreśla swoją zachłanność na doznania zmysłowe. „Dobra muzyka, dobre towarzystwo, dobre jedzenie, dobry seks... Przeżywam je równie silnie“. Z czego wynika to, że posiadając tak znakomite warunki głosowe, kierujesz uwagę słuchaczy na najbardziej intymną sferę swojej osobowości. Czyżby to ta chemia organiczna, która fascynowała Cię w dzieciństwie?
- Rzeczywiście użyłam takich słów i odpowiadałam szczerze. Moim zdaniem świat jest zbyt ciekawy i bogaty, żeby spoglądać nań jednostronnie. Jestem osobą, która to dostrzega i na to reaguje. Nie należę do muzyków, którzy nie widzą niczego poza swoją pasją i nie sądzę, żebym była jedyną wokalistką mającą podobne zdanie. Moja wypowiedź nie miała jednak nic wspólnego z jakimkolwiek ekshibicjonizmem czy odwracaniem uwagi od muzyki i śpiewania.
- „Występowanie jest dla mnie organiczne i naturalne. Śpiewanie to doświadczenie niemal metafizyczne.”. Czy te dwa stwierdzenia nie stanowią wobec siebie swoistej opozycji?
- Nie. Występowanie jest naturalne i organiczne, ponieważ na scenie czuję się jak ryba w wodzie. Jest to w równym stopniu kwestia instynktu, jak i doświadczenia scenicznego. A metafizyka pojawia się w chwilach, kiedy wszystko działa idealnie, kiedy występując z innymi na scenie udaje nam się być najprawdziwszymi i dotykać najgłębszych emocji.
- „Mam w sobie potrzebę udowadniania, że dam radę.” Czy urodziłaś się z taką potrzebą, czy wynika ona z jakiegoś zdarzenia w Twoim życiu?
Adam Baldych - piekielnie utalentowany wirtuoz
Adam Baldych - skrzypek, kompozytor oraz producent muzyczny. Przez wielu krytyków uznawany jest za nadzieję światowej wiolinistyki jazzowej oraz wirtuoza skrzypiec. W jego muzyce czuć słowiańską melancholię, przestrzeń, ale również siłę, żywioł i temperaturę; czuć polski rodowód. Często porównywany do największych - Urbaniaka, Wieniawskiego. Sam o swoich inspiracjach mówi: Rachmaninow i Guns&Roses, Miles Davis i Jimi Hendrix. Wydalony ze szkoły muzycznej za niepoprawne zachowanie i jazzowe aspiracje pare lat później zdobywa stypendium w prestiżowym Berklee College of Music oraz kończy Akademię Muzyczną w Katowicach z wyróżnieniem. Jest laureatem praktycznie wszystkich najważniejszych konkursów jazzowych w Polsce. Grywał na największych festiwalach w kraju (JVZ Jazz Jamboree, Jazz nad Odrą) oraz za granicą (Indonezja, Serbia, Węgry, Niemcy, Anglia, USA). Współpracował i występował na scenie z wybitnymi artystami różnych stylów muzycznych m.in. Urszula Dudziak, Leszek Możdżer, Lars Daniellson, DidierLockwood, L.U.C, Piere Blanchard, Royal String Quartet, Grażyna Auguścik, Paulinho Garcia, NDR Big Band, Rene Van Helsdingen, Mika Urbaniak, Piotr Żaczek, Jarosław Śmietana, LulukPurwanto czy Jerry Goodman. W 2008 r gra trasę koncertową ze zdobywcą Grammy, pianistą i kompozytorem współpracującym ze śmietanką jazzu światowego - Jimem Beardem. Rok później wspólnie z Leszkiem Możdżerem i Larsem Danielssonem tworzy muzykę do niemego filmu "Skarb rodu Arne", improwizowaną podczas Era Nowe Horyzonty 2009. Jego pierwsza autorska płyta "Magical Theatre" zdobyła wyjątkowe recenzje amerykańskich magazynów jak Jazz Times, Jazz Corner a Dave Sumner z AllAboutJazz okrzykuje ją jednym z najlepszych albumów jazzowych 2011 roku w USA. Ostatni album Adam Bałdych and The Baltic Gang „Imaginary Room” jest pierwszym krążkiem nagranym dla prestiżowej wytwórni ACT Music i od czasu europejskiej premiery 22 czerwca 2012, zbiera bardzo pozytywne recenzje zarówno w Polsce jak i innych krajach Europy. Jest też coraz bardziej docenianym autorem muzyki teatralnej. Debiutował w Teatrze Osterwy komponując muzykę do sztuki Iwony Kusiak pt.: "Żegnaj Książe" w reżyserii Rafała Matusza w 2008 roku. Od tamtej pory Adam skomponował muzykę dla takich teatrów jak Teatr im. C. K. Norwida w Jeleniej Górze, Teatr Lubuski w Zielonej Górze czy Teatru Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim.
Dziesiątka Adama specjalnie dla Muzycznej Podróży:
1. "Rosemary's Baby" - krzysztof Komeda
2. "Polskie Drogi" - Andrzej Kurylewicz
4. Witold Lutoslawski - "kwartet smyczkowy"
5. Maryla Rodowicz "Niech zyje bal"
6. Zdzisława Sośnicka "Aleja gwiazd"
7. Karin Stanek "Autostop"
8. Natalia Kukulska "puszek okruszek"
9. Skalpel "Sculpture"
10. Mieczysław Fogg "Gramofonomanka"
Adam Bałdych – Magical Theatre (USA/Polska) 2011 (Nowy Czas nr 184)
Ostatnimi czasy nasze jazzowe „młode wilki” prześcigają się w przekazywaniu istotnych informacji na temat swojej twórczości za pomocą parafraz tytułów dzieł należących do światowego dziedzictwa kultury muzycznej. W ubiegłym roku zabiegu tego dokonał Wojtek Mazolewski, który wraz ze swoim kwintetem nagral znakomity album „Smells Like Tape Spirit”, świadomie nawiązujący tytułem do ponadczasowego hitu Nirvany. Mazolewski podobnie jak łączący niegdyś delikatność zwrotek z dziką agresją refrenów Kurt Cobain, umiejętnie poskładał mozaikę subtelnej delikatności z ostrym free jazzowym amokiem, sprawiającą momentami wrażenie yassowego zaplątania dźwięków.
Barry Miles to postać znacznie rzadziej występująca we współczesnych mediach, co wcale nie oznacza, że mniej znacząca dla rozwoju muzyki niż grunge’owi rewolucjoniści z Seatle. Sporo lat temu znany amerykański krytyk Rex Reed wypowiedział o nim następującą opinię: „Aby dokonać znaczącej zmiany w muzyce, trzeba najpierw być naturalnie utalentowanym. Barry Miles jest. Trzeba też być dobrze wyszkolonym. On jest. I wreszcie, trzeba mieć dyscyplinę, aby swoją próżnością lub impulsem do popisów nie zdeformować kształtu rzeczy przyszłych. Barry Miles posiada to, jak sądzę, na poziomie geniusza”. W roku 1971 po ukazaniu się jego albumu „White Heat” okrzyknięto Barry’ego Milesa pionierem nurtu zwanego fusion, który rozkwitł w pełni na jego krążku „Magic Theatre” z roku 1975. W ubiegłym roku mieszkający w Nowym Jorku, utalentowany polski skrzypek jazzowy Adam Bałdych nagrał zauważony przez krytyków za Oceanem album o dziwnie znajomym tytule „Magical Theatre”. Czy Adam „ochrzcił” tak swoje wydawnictw przypadkowo?
Barry Miles to postać znacznie rzadziej występująca we współczesnych mediach, co wcale nie oznacza, że mniej znacząca dla rozwoju muzyki niż grunge’owi rewolucjoniści z Seatle. Sporo lat temu znany amerykański krytyk Rex Reed wypowiedział o nim następującą opinię: „Aby dokonać znaczącej zmiany w muzyce, trzeba najpierw być naturalnie utalentowanym. Barry Miles jest. Trzeba też być dobrze wyszkolonym. On jest. I wreszcie, trzeba mieć dyscyplinę, aby swoją próżnością lub impulsem do popisów nie zdeformować kształtu rzeczy przyszłych. Barry Miles posiada to, jak sądzę, na poziomie geniusza”. W roku 1971 po ukazaniu się jego albumu „White Heat” okrzyknięto Barry’ego Milesa pionierem nurtu zwanego fusion, który rozkwitł w pełni na jego krążku „Magic Theatre” z roku 1975. W ubiegłym roku mieszkający w Nowym Jorku, utalentowany polski skrzypek jazzowy Adam Bałdych nagrał zauważony przez krytyków za Oceanem album o dziwnie znajomym tytule „Magical Theatre”. Czy Adam „ochrzcił” tak swoje wydawnictw przypadkowo?
wtorek, 9 października 2012
Aż trójka wykonawców związanych z Polisz Czart bierze udział w londyńskim konkursie Emigranci Mają Talent. Głosujcie na nich już od 1-go października!!!
Rusza IV edycja konkursu "Pokaż na co Cię stać... Emigranci mają talent!!!" Finał konkursu już 20-go października na scenie O2 Shepards Bush Empire w Londynie. Jury i Internauci wybiorą 5. wykonawców w konkursie, który startuje 1-go października!!! Jako gwiazda wystąpi zespół Lombard - grupa, która należała do czołówki rockowego boomu lat 80-tych. Lombard wylansował m.in. tak niezapomniene przeboje jak "Szklana pogoda", "Adriatyk, ocean gorący", "Nasz ostatni taniec" czy "Taniec pingwina na szkle", a nieśmiertelna kompozycja Grzegorza Stróżniaka "Przeżyj to sam", która w atmosferze politycznego skandalu została zdjęta w roku 1982 z anteny Programu III przez cenzurę, całą dekadę zagrzewała publiczność na koncertach, niosąc powiew zbliżającej się wolności. Polisz Czart pragnie zarekomendować trzech z nich w kolejności alfabetycznej, którzy wystąpili lub wkrótce wystąpią jako goście naszych programów:
Aleks Gala Ola Gala ukończyła 15 lat. Urodziła się we Wrocławiu, a do Londynu przyjechała jako mała dziewczynka. Muzyka zawsze była i ciągle jest obecna w jej domu i jak sama to określiła w jej kierunku ciągle podąża. Jej ulubionym instrumentem jest gitara, na której gra oraz komponuje muzykę pisząc do niej własne teksty. Obecnie Ola pracuje nad swoją pierwszą płytą, Debiutancki krążek Ola nagrała w studio przyjaciela jej taty. Dla przypomnienia. Ola pochodzi z rodziny o muzycznych tradycjach, a jej tatę gościłem w studio Radia Verulam w dniu 6-go lutego. Tomek "Galik" Gala jest byłym perkusistą zwycięzcy jarocińskiego festiwalu z roku 1988 - zespołu Zielone Żabki i nie tak dawno organizował koncert tej grupy w Londynie. Ulubieni wykonawcy Oli, to: Edyta Bartosiewicz, grupa Hey, znana także jako gość programu Polisz Czart odnosząca obecnie sukcesy na antenie Trójki Katy Carr i Oddział Zamknięty oraz geupa Zielone Żabki, w której kiedyś grał jej tato, a z wykonawców zagranicznych: Men At Work, Ed Sheeran, Florence and The Machine, Nirvana i Led Zeppelin. Ola będzie gościem naszego programu juz za tydzień - w poniedziałek 8-go października i już teraz szykujcie pytania, jakie chcielibyście zadać tej utalentowanej młodej wokalistce.
Tottoos Toos (do niedawna znany z anteny naszego radia jako Tottus Tuus) to transformacja muzyki popularnej w nowe stulecie. To piosenki proste w naturze, śpiewne i chwytliwe, ale jednocześnie powstałe na gruncie szeroko rozumianych fascynacji bluesem i rock and roll’em. Twórcami grupy i autorami piosenek są bracia: Michał i Remi Juśkiewiczowie. Ich utwory opowiadają o emocjonalnych rozterkach, o nienawiści, miłości, pogardzie i, są nacechowane energią i dynamiką. Wszystkie są śpiewane w języku angielskim. Tottoos Toos to czasem odrobinę zadziorna i przewrotna liryczna podróż w kierunku rock and roll’a 21 wieku. Mam przyjemność obserwować artystyczny rozwój grupy Tottus Tuus już ponad półtora roku i od pierwszego naszego spotkania podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Luton w roku 2011 jestem zdeklarowanym fanem ich talentu i muzycznych pomysłów. Muzycy Tottoos Toos gościli na naszej antenie 7-go maja tego roku, a wywiad z Michałem i Remim możecie przeczytać tutaj
Vital Kovatch Za tym określeniem kryje się dobrze Wam znany z anteny Polisz Czart Bartek Sabio Janiak. W Polsce Sabio współpracował z tak znanymi artystami jak: Antonina Krzysztoń, Tomek Budzyński, Adam Sztaba, Marcin Pospieszalski, Gabriel Fleszar i zespół Mr. Zoob. Dwa razy wystąpił na opolskim festiwalu wspólnie z Marylą Rodowicz. W roku 2005 w Poznaniu grał jako jeden z muzyków orkiestry podczas światowej premiery musicalu „Ça ira” autorstwa muzyka grupy Pink Floyd – Rogera Watersa w reżyserii Janusza Józefowicza. Od dwóch lat Sabio pracuje jako akompaniator w prestiżowych londyńskich szkołach tańca współczesnego. Sabio w sposób perfekcyjny potrafił osiągnąć rzadko spotykany efekt harmonijnego połączenia elektronicznie generowanych dźwięków z brzmieniem klasycznych instrumentów na których równocześnie sam potrafi grać. Vital Kovatch był gościem Polisz Czart podczas audycji w dniu 16-go lipca tego roku, którą możecie wysłuchać tutaj natomiast obszerny wywiad z muzykiem znajdziecie tutaj.
8-go października gościem Polisz Czart będzie Aleks Gala - nastoletnia wokalistka z Londynu, która właśnie wydaje swój debiutancki krążek
Gościem naszego najbliższego programu, który odbędzie się 8-go października będzie nowa postać w muzycznym światku Londynu. Ola Gala ukończyła 15 lat. Urodziła się we Wrocławiu, a do Londynu przyjechała jako mała dziewczynka. Muzyka zawsze była i ciągle jest obecna w jej domu i jak sama to określiła w jej kierunku ciągle podąża. Jej ulubionym instrumentem jest gitara, na której gra oraz komponuje muzykę pisząc do niej własne teksty. Obecnie Ola pracuje nad swoją pierwszą płytą, Debiutancki krążek Ola nagrała w studio przyjaciela jej taty i firmuje go jako Aleks Gala. 5-go października miałem okazję zapowiadać minirecital Oli. W przemiłej atmosferze restauracji Robin Hood w Londynie Ola Gala zaśpiewała kilka swoich piosenek z deniutanckiej płyty.
Dla przypomnienia. Ola pochodzi z rodziny o muzycznych tradycjach, a jej tatę gościłem w studio Radia Verulam w dniu 6-go lutego. Tomek "Galik" Gala jest byłym perkusistą zwycięzcy jarocińskiego festiwalu z roku 1988 - zespołu Zielone Żabki i nie tak dawno organizował koncert tej grupy w Londynie. Ulubieni wykonawcy Oli, to: Edyta Bartosiewicz, grupa Hey, znana także jako gość programu Polisz Czart odnosząca obecnie sukcesy na antenie Trójki Katy Carr i Oddział Zamknięty oraz geupa Zielone Żabki, w której kiedyś grał jej tato, a z wykonawców zagranicznych: Men At Work, Ed Sheeran, Florence and The Machine, Nirvana i Led Zeppelin. Ola będzie gościem naszego programu w poniedziałek 8-go października i już teraz szykujcie pytania, jakie chcielibyście zadać tej utalentowanej młodej wokalistce. Piosenka Oli "Red Lipstick", której teledysk przedstawiam powyżej to jedna z propozycji do naszej listy przebojów.
Ponadto Aleks Gala zgłosiłainny utwór ze swojej debitanckiej płyty - "Running On Air" do tegorocznej edycji konkursu "Emigranci mają talent", a głosować na niego można poprzez zalogowanie się na stronie organizatorów plebiscytu pod adresem: http://www.emigrancimajatalent.co.uk/index.php?module=user&id=2813
Ulubione polskie piosenki Oli to:
2 Oddzial Zamkniety - Ten wasz Swiat
3 Katy Carr - Kommander's car
4 Edyta Bartosiewicz - Jenny
5 Zielone Zabki - Kultura
6 Hey - Teksanski
7 Dzem - Paw
8 Republika - Telefony
9 Brodka - Krzyzżówka dnia
10 Myslovitz - Scenariusz dla moich sasiadow
środa, 3 października 2012
Udało się!!! Wrocławska grupa A.P.A.M.A.U., którą "Polisz Czart" i "Muzyczna Podróż" objęły patronatem medialnym dzięki Waszym głosom zagra przed Luxtorpedą
4-go października na wrocławskim Wittigowie odbędzie się już po raz trzeci koncert na Tekach. Ubiegłoroczna impreza przyciągnęł około 2500 osób. W tym roku gwiazdą tego wydarzenia będzie jedna z najpopularniejszych obecnie rockowych kapel w Polsce - zespół Luxtorpeda, a jako support zagra wrocławska grupa A.P.A.M.A.U., którą "Polisz Czart" i "Muzyczna Podróż" w związku z tym wydarzeniem objęły patronatem medialnym. Dziękujemy wszystkim, którzy oddali głosy na grupę A.P.A.M.A.U. Z radością odnotowuję także udział w tym wydarzeniu jednej z czołowych grup polskiego reggae - Maleo Reggae Rockers. Zapowiada się więc jedno z ciekawszych wydarzeń muzycznych tego roku - trzy wyśmienite bandy i znakomita atmosfera.
Grupa A.P.A.M.A.U. to pięciu studentów wrocławskiego Uniwersytetu Ekonomicznego i zarazem świetnych kumpli - Jacek Fabianowicz (wokal), Grzesiek Bandurowski (gitara prowadząca), Dawid Kania (gitara rytmiczna, drugi wokal), Bartek Bieda (gitara basowa) oraz Witek Abramowicz (perkusja). Inspirują się takimi zespołami jak Pearl Jam, Foo Fighters, Queens of The Stone Age czy Audioslave. Myślą o płycie i karierze, lecz na obecnym etapie koncentrują się na komponowaniu, graniu i dawaniu ludziom radości. 5-go października 2010 roku grupa zagrała swój pierwszy koncert we wrocławskim klubie muzycznym Eter i to od razu przed 2 i pół tysięczną widownią, co było dla debiutującej formacji niesamowitym przeżyciem. Po półtora roku wspólnego grania A.P.A.M.A.U może pochwalić się pierwszym miejscem w przeglądzie — AKADEMICKI ROCK, gdzie wygrali 40 godzin w studiu nagraniowym, a także zajęli miejsce na podium I edycji ŁYKEND PROMO FESTIWAL a ich utwór „Somehow" zostaw wybrany oficjalnym przebojem tego festiwalu. W maju 2012 roku wystąpili na Przeglądzie Kapel Rokowych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie w klubie Lizard King. Grali tam przed legendarną grupą Farben Lehre i zdobyli nagrodę publiczności. Ich utwór „Won’t Stop” został wykorzystany w filmie reklamującym Młodzieżowe Mistrzostwa Europy w Ultimate Frisbee, emitowanym przez TVP3. Jak sami mówią, największym osiągnięciem są dla nich zadowoleni fani, którzy z uśmiechem na twarzy przychodzą na ich koncerty i bawią się pod sceną.
wtorek, 2 października 2012
1-go października w Radio Verulam piosenki Kabaretu Starszych Panów
Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski... niezapomniani mistrzowie humoru |
W poniedziałek 1-go października o godz. 21:00 czasu UK (22:00 w Polsce) wraz z Moniką S. Jakubowską oraz Piotrem Gruszeckimna zapraszam Was na szczególną audycję. Piosenki Kabaretu Starszych Panów były z nami od zawsze. Wszyscy pamiętamy takie tytuły jak: "W czasie deszczu dzieci się nudzą", "Addio pomidory", "Już kąpiesz się nie dla mnie", czy "Tanie dranie". Te urocze utwory powstały w latach 50-tych i 60-tych w głowach: poety - Jeremiego Przybory i kompozytora - Jerzego Wasowskiego - twórców legendarnego Kabaretu Starszych Panów.
Było to ponadczasowe zjawisko artystyczne, które zapisało się na najpiękniejszych kartach polskiej kultury. Jerzy Wasowski zmarł 29 września 1984 roku. Niech przypadająca właśnie w tych dniach rocznica będzie dla nas okazją, aby raz jeszcze przypomnieć sobie ten jedyny w swoim rodzaju kabaret literacko-muzyczny. Piosenki w wykonaniu takich artystów jak: Mieczysław Czechowicz, Bohdan Łazuka, Irena Kwiatkowska, Kalina Jędrusik, Wiesław Michnikowski, Wiesław Gołas, Barbara Rylska, Barbara Krafftówna, oraz Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski stanowią po dzis dzień niedościgniony wzór dla młodych adeptów aktorstwa i wokalistyki, a przy okazji niosą ze sobą ogromną dawkę humoru, którym chcielibyśmy Was zarazić na długie jesienno-zimowe wieczory.
Sabio - Czarodziej dźwięków (JazzPRESS październik 2012)
Sabio w fotografii Moniki S. Jakubowskiej |
- Bartku od kiedy jesteś znany jako Sabio ?
- Stało się to w 2003 roku jak dobrze pamiętam. Był to moment, kiedy zaczynałem myśleć o tworzeniu i promocji własnych projektów. Pomyślałem sobie wtedy, że byłoby dobrze mieć jakąś ksywę, którą będę używał na potrzeby mojej muzycznej działalności. Zawsze byłem i ciągle jestem zafascynowany Brazylią, jej kulturą, językiem, capoeirą i z tego też powodu chciałem mieć portugalsko brzmiące słowo. Poprosiłem więc moją znajomą Brazylijkę , która w tym czasie studiowała fortepian w Poznaniu, aby wypisała mi na kartce kilkanaście portugalskich wyrazów, które według niej będą ładnie brzmiały. Kiedy tylko rzuciłem okiem na listę wyrazów, od razu wybrałem „sabio”, co w języku portugalskim znaczy "mędrzec", „ten który wie”. Sabio oznacza również „czarodzieja”.
- Czy jest jakiś instrument z grupy tych najbardziej popularnych, na którym jeszcze nie próbowałeś wyczarowywać dźwięków? Na czym jeszcze nie potrafisz grać?
Subskrybuj:
Posty (Atom)