sobota, 30 października 2010

Helloween - The Time of the Oath (Niemcy) 1996 (Wizjer nr 46)

"Choć nie mogę zmienić świata, w którym żyję, mogę zawsze zmienić siebie. Obudź górę. Sprzeciwiaj się rozkazom, jednemu po drugim. Skrusz górę kamień po kamieniu"
                                                                                                                   "Wake Up the Mountain"


Starożytny lud Celtów wierzył, że w dzień Samhain zacierała się granica pomiędzy światem zmarłych, a światem żyjących. Owej nocy złe i dobre duchy mogły pojawić się między żywymi, a ci ostatni mieli okazję zaprosić zmarłych przodków do swoich domów, okazując im w ten sposób należny szacunek. Coś jednak należało zrobić ze złymi duchami, aby chronić przed nimi swoją rodzinę. Z tego powodu narodził się zwyczaj przebierania w straszne maski i stroje, aby za ich pomocą odstraszać nieproszonych gości z innego wymiaru. Noc Samhain przypadała według naszego kalendarza pomiędzy 31 października a 1 listopada. Nazwa Halloween pojawiła się już w czasach chrześcijańskich i jest skrócona wersją "All Hallows' Eve", czyli “Wigilia Wszystkich Świętych”. W roku 1984 na pamiątkę tej uroczystości w Niemczech powstał heavy metalowy zespół, który dziś stanowi już klasykę gatunku, a jego teksty w wielu utworach ściśle nawiązują do tajemniczości i metafizyki. Album "The Time of the Oath", który dziś prezentuję, jest jedynym w dyskografii grupy albumem koncepcyjnym, a wszystkie zawarte na nim utwory łączy motyw przepowiedni Nostradamusa o końcu świata. Będzie więc dziś apokaliptycznie ale... nie postraszyć Was w taką noc, byłoby zaniedbaniem. Wszak ze statystyk wynika, że thrillery i horrory to jedne z najchętniej oglądanych przez nas filmów.

"Wszystkie kolory z wolna stają się szare. Nasz świat ogarnia mrok. Kasa i kariery zbudowane na niezliczonych sumach strachów. Wszystko co dobre w życiu zaczyna znikać za łzami. Czemu wybieramy tą drogę, którą podążamy? Czemu ranimy tych, których kochamy"
                                                                                                   “Wake Up The Mountain”

piątek, 22 października 2010

United Flavour - Unity (Czechy/Hiszpania/Ivory Coast) 2007 (Wizjer nr 45)

„Pewnego razu istniał piękny świat,
w którym wszyscy żyli w pokoju i miłości.
Znaleźli się jednak tacy, którzy chcieli bogacić się
kosztem swoich braci i zapanował Babilon .
Zapytajcie ich, dlaczego zniszczyli harmonię,
bogacąc się na handlu ropą i wyścigu zbrojeń,
podczas gdy my wiązaliśmy koniec z końce”.

Jest 14-go listopada 2009. Wrocławska Hala Stulecia. Właśnie trwa coroczny festiwal reggae "One Love Sound Fest 2009". Na scenie pojawia się czeski zespół Unitet Flavour. Muzyka rodem z Jamajki nie jest popularna u naszych południowych sąsiadów, a jedynym znanym zespołem z tego kręgu jest słowacki Polemic, grający muzykę ska. Z tym większym zaciekawieniem czekam na występ czeskiej grupy. Pierwsze co zaskakuje to urocza, ciemnowłosa dziewczyna, która śpiewa w języku… hiszpańskim. W tle na pierwszy plan wybija się czarnoskóry basista z Wybrzeża Kości Słoniowej. Mieszanka z reggae ilatino porwała publiczność i już po chwili wiedzieliśmy, że to właśnie ten zespół będzie największym odkryciem festiwalu.
W drugiej połowie lat 90-tych do Pragi niezależnie od siebie przybyło dwoje ludzi. Bardzo młoda Hiszpanka o imieniu Carmen oraz urodzony na Czarnym Lądzie - Djei. To właśnie w stolicy Czech los zetknął tych dwoje ludzi. Oboje oczarowani atmosferą Pragi postanowili osiąść w niej na stałe. Dwójka egzotycznych emigrantów najpierw współtworzyła  międzynarodowy projekt muzyczny Hermakuti, a po jego rozpadzie w 2004 roku założyła Unitet Flavour, który stylem przypomina czołową hiszpańską grupę nurtu reggae - Amparanoia. W muzyce Unitet Flavour słychać wpływy latynoskie, afrykańskie oraz środkowoeuropejskie.

piątek, 15 października 2010

Opowieści z krypty (Wizjer nr 44)

Monika Lidke i Maciek Pysz (fot. Sławek Orwat)
Polska społeczność Luton pamięta zapewne recitale i występy londyńskich artystów skupionych wokół prestiżowego polskiego dwutygodnika Nowy Czas. Takie nazwiska jak Monika Lidke, czy Aneta Barcik wpisały się już na trwałe w kulturalny krajobraz Luton. Zetknąłem się z nimi po raz pierwszy rok temu podczas andrzejkowego spotkania artystów związanych z tym środowiskiem. Gospodarzem tej imprezy był wówczas niezwykle zasłużony rysownik Andrzej Krauze, którego pamiętam jeszcze z czasów mojej młodości, kiedy to publikował swoje rysunki w rozwiązanej wraz z wybuchem stanu wojennego niezapomnianej Kulturze. Londyński Nowy Czas jest kontynuatorem jakości i stylu tamtego wydawnictwa i stara się od lat utrzymywać niezmiennie wysoki poziom drukowanych na swoich łamach artykułów. Tym co wyróżnia to czasopismo spośród innych emigracyjnych magazynów jest nieuleganie komercjalizacji oraz budowanie środowiska ludzi sztuki, którzy identyfikują się z jego stylem.

Dominika Zachman (fot. Sławek Orwat)
20-go września 2010 miałem przyjemność po raz kolejny odwiedzić kryptę kościoła St. George the Martyr. To właśnie to miejsce ukochali sobie polscy plastycy, muzycy, pisarze i intelektualiści Londynu. Tam także udało mi się rok temu poznać Anetę Barcik, która uświetniła później lutońską Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy oraz Monikę Lidke, która przyjęła zaproszenie do zaśpiewania podczas naszej tegorocznej imprezy walentynkowej. W tej krypcie spotkałem także muzyków, którzy pomimo że jeszcze w Luton nie koncertowali, zapewnili mnie, że w przyszłości takiego występu nie wykluczają. Znakomity wokalista i gitarzysta bluesowy Leszek Alexander to artysta, którego bardzo chciałbym kiedy usłyszeć w naszym mieście, a Dominika Zachman, której przed rokiem akompaniował, z zainteresowaniem taką propozycję także rozważa. Jej stylistyczna metamorfoza zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Bluesowy repertuar który zaprezentowała przed rokiem, został tym razem zastąpiony stylistyką jazzową, a francuski saksofonista Oli Arlotto i japoński gitarzysta Yujiro Wada stworzyli dla niej niezwykle piękną kameralną aranżację. Odnotuję także przepiękny minirecital Moniki Lidke, którą po raz pierwszy miałem okazję oglądać w duecie z Maćkiem Pyszem. Ten utalentowany gitarzysta, który podstaw gry jazzowej uczył się samodzielnie, znakomicie ozdobił swoją gitarą delikatny wokal Moniki przenosząc słuchaczy w magiczny świat subtelnych dźwięków.

Emigration Blues (fot. Sławek Orwat)
Na koniec pozwolę sobie wyrazić osobistą radość. Mimo, że widziałem już lepsze występy tej oldskulowej formacji z pobliskiego Hatfield, czułem ogromną radość i satysfakcję podczas pierwszego arteryjnego występu zespołu Emigration Blues. Współpracując z nieistniejącym już radiem Flash z Luton, byłem bowiem pierwszym dziennikarzem, który poświęcił ponad dwugodzinny program radiowy właśnie temu zespołowi. Przypomnieć należy, że oprócz Romka Iwanowicza, Ryszarda Pihana i znanego dziennikarza Nowego Czasu Włodka Fenrycha, jednym ze współzałożycieli tego zespołu był nie grający już w nim Ryszard Węgrzyn - gitarzysta zasłużonej dla polskiego fusion grupy Kwadrat i jednocześnie jeden ze współtwórców polskiego rocka lat 80'. Romek Iwanowicz w tym samym okresie był także jednym z pionierów hard rocka współtworząc zapomnianą już nieco znakomitą grupę Korpus, która na początku lat 80-tych zdobywała nagrody na Mokotowskiej Jesieni Muzycznej i koncertowała wspólnie z Oddziałem Zamkniętym. Wokalista Ryszard Pihan to przede wszystkim utalentowany instrumentalista i jednocześnie artysta plastyk, który na co dzień specjalizuje się w grze na gitarze akustycznej.

Sabaton - Art Of War (Szwecja) 2008 Wizjer nr 44

„Wczesnym wrześniem nadeszła, wojna nieznana światu.
Bez ostrzeżenia wtargnęli na ziemię bronioną Polską ręką.
’Mimo, że jest was 40 do jednego, wasze siły wkrótce zostaną zniszczone!’
Ochrzczeni w ogniu 40 do jednego. Duchem Spartanie. Śmierć i Chwała.
Polscy żołnierze, najlepsi z najlepszych zatrzymują wściekłość Wehrmachtu.”


Rok temu we wrześniu minęło 70 lat od jednej z najważniejszych bitew II wojny światowej. Rozegrała się ona na polskiej ziemi i nazywana była później polskimi Termopilami na pamiątkę starożytnej bitwy, w której garstka Spartan starła się z tysiącami perskich najeźdźców, zadając im ogromne straty. W 1939 roku w okolicach Wizny znajdował się niezwykle ważny punkt strategiczny polskiej linii obronnej w oparciu o rzekę Narew. 720 polskich żołnierzy walczyło 3 dni przeciwko 54.200 żołnierzom, 350 czołgom, 657 moździerzom, działom i granatnikom Wehrmachtu oraz wsparciu lotniczemu Luftwaffe. Kilkudziesięciu Polaków dostało się do niewoli. Reszta poległa. Pomimo ogromnej różnicy w ilości wojsk, Polacy zadali Niemcom olbrzymie straty. 


Generał Władysław Raginis - Bohater spod Wizny
Czy będzie to artykuł historyczny? Nie, będzie to tylko kolejna recenzja płyty. Dlaczego akurat Sabaton? Mimo, że są zaliczani do podgatunku nazywanego power-metalem, stworzyli muzykę treściowo zaangażowaną z nieukrywanymi ambicjami edukacyjnymi. Postanowili, że będą w swoich tekstach opiewać bohaterstwo ludzi na przestrzeni dziejów, z wyraźnym przesłaniem antywojennym i gloryfikować obrońców zaatakowanej przez agresora ojczystej ziemi. Drugi powód jest bardzo emocjonalny. Jest dla mnie czymś niezwykłym, że szwedzka grupa stworzyła jeden z najbardziej patriotycznych utworów, który opiewa bohaterstwo polskiego żołnierza. Noszę w pamięci ten dzień, kiedy mój syn po raz pierwszy pokazał mi amatorsko zrealizowany teledysk do tej szczególnej pieśni chwały. Poczułem wtedy nieopisaną dumę, wzruszenie i rodzaj szczególnej wdzięczności dla sześciu szwedzkich muzyków, którzy z pasją pochylili się nad heroizmem polskiego żołnierza.

Utwór opiewający Bitwę pod Monte Cassino

Lider grupy Joakim Brodén powiedział: „Polski fan przesłał nam kiedyś informację o bitwie pod Wizną. Kiedy przeczytaliśmy o czynach kapitana Władysława Raginisa i jego przyjaciół, była to dla nas tak nieprawdopodobna historia, że sądziliśmy najpierw, iż nie może być prawdziwa. Taka niesamowita odwaga, by 720 żołnierzy stawiało opór 42 tysiącom Niemców! Uznaliśmy natychmiast, że to najbardziej interesująca bitwa historii i oczywiście napisaliśmy o tym piosenkę ‘40:1’". 40:1 to jedynie proporcja symboliczna odnosząca się do Termopil. Faktyczny stosunek sił niemieckich w bitwie pod Wizną wynosił ok. 58:1.

Sun Zi - Sztuka Wojenna
”The Art Of War”, to jednak nie tylko „40:1”. Tytuł albumu został zaczerpnięty z chińskiego dzieła „Sztuka wojenna” napisanego przez niejakiego Sun Zi. Rozprawa składa się z trzynastu rozdziałów (tylu ile jest utworów na płycie) poświęconych różnym elementom skutecznego prowadzenia wojny. Sun Zi jest uznawany za pierwszego człowieka w historii, który opisał strategię i taktykę prowadzenia wojny. Mimo, że dzieło powstało w VI wieku p.n.e., do Europy trafiło dopiero w roku 1782 przetłumaczone na francuski przez jezuitę Jeana Josepha Marie Amiota. Sabaton zaczerpnął z chińskiego dzieła nie tylko tytuł i tematyczne inspiracje, ale także jego antywojenne przesłanie. Jeden z cytatów owej księgi brzmi bowiem: „Osiągnąć sto zwycięstw w stu bitwach nie jest szczytem umiejętności. Szczytem umiejętności jest pokonanie przeciwnika bez walki”.



Od 25 kwietnia 1915 roku do 9 stycznia 1916 toczyła się jedna z najkrwawszych bitew I Wojny Światowej. Walki o Gallipoli w planach państw Ententy miały być początkiem operacji mającej na celu zdobycie Stambułu i zniwelowanie znaczenia Imperium Osmańskiego. Operacja ta zakończyła się fiaskiem, a straty obu stron wyniosły 131.000 zabitych i 262.000 rannych. „Cliffs of Gallipoli” traktuje o dramacie rodzin, które straciły najbliższych podczas działań wojennych. Mimo że tytuł albumu brzmi „Sztuka wojenna”, także i ten utwór jest w swojej wymowie antywojenny. Sabaton opiewając bohaterstwo tych którzy giną w słusznej sprawie, w rytmach muzyki zagrzewającej do walki przekazuje odbiorcom treści o honorze, szacunku dla przeciwnika i bezsensowności wojny.

Joakim Brodén (fot. Jonas Rogowski)



Generał Waldemar Skrzypczak
„40:1” nie jest jedynym polskim akcentem w twórczości Sabatonu. W tym roku ukazał się kolejny album grupy – „Coat Of Arms”, na którym muzycy umieścili utwór „Uprising” traktujący o Powstaniu Warszawskim z 1944 roku. Teledysk do tej piosenki został nakręcony w Fabryce Norblina w Warszawie z udziałem generała broni Waldemara Skrzypaczka. Generał jest postacią kontrowersyjną. 17-go sierpnia 2009 roku, po udzieleniu wywiadu, w którym skrytykował funkcjonowanie polskiej administracji wojskowej, oddał się do dyspozycji prezydenta i został odwołany ze stanowiska dowódcy Wojsk Lądowych. Zapraszając do wysłuchania albumu ”The Art Of War”, wyrażam nadzieję, że obraz naszego Kraju dzięki bohaterom spod Wizny opiewanym przez wokalistę Sabatonu Joakima Brodéna, utrwali się w świadomości innych narodów skuteczniej, niż awanturnictwo i brak kompetencji współczesnej polskiej pseudo elity politycznej.

piątek, 8 października 2010

TSA - Heavy Metal World (Polska) 1984 (Wizjer nr 43)

„Ten gitarowy huk, jak ryk wściekłego lwa to Heavy Metal Rock!
Niczym armatni strzał kiedyś obudzi cię, wtedy odkryjesz, że...
Hałasy wielkich miast i brudnych maszyn zgiełk
Gniewnego tłumu ryk, całkiem zagłuszył cię,
Ale pozostał nam, nasz Heavy Metal krzyk!”



TSA dzis (fot. Artur Grzanka)
Dawno, dawno temu, gdy nie było jeszcze tak ogromnej ilości punktów skupu złomu, w granicach naszego kraju pojawił się… heavy metal. Mimo że pierwsze objawy tej epidemii na początku lat 80-tych nie były jeszcze powszechnie dostrzegalne, wszyscy fani ostrego grania wyczuwali, że fala kulminacyjna wybuchnie w końcu z siłą tsunami. Tajne Stowarzyszenie Abstynentów powstało w Opolu i szybko skróciło nazwę do trzech liter. TSA rozpoczął heavy-metalowe szaleństwo kultową balladą „51”, podejmującą temat śmierci młodego człowieka w skutek przedawkowania narkotyków, aby z czasem przejść metamorfozę od nieśmiałego hard rocka do ostrego metalowego łojenia. Początkowo w stylu gry i zachowaniu na scenie grupa przypominało australijską formacją AC/DC, ale z czasem wykrystalizowała swoje własne oblicze. Rok po debiutanckim krążku zespół nagrał swój najlepszy moim zdaniem album. Heavy Metal World jest mieszanką dynamicznych hard-rockowych utworów i dobrze zagranych metalowych ballad, będących do dziś wzorem dla adeptów tego rodzaju muzyki.

„Wierzyłem w coś, bez tego ciężko żyć. Marzyłem też - wolno było marzyć.
Nie chciałem być takim jak ci ludzie, co tylko biorą nie dając nic.
We śnie słyszałem matki głos - Uczciwym bądź, dobrym bądź!
"Świat" - w tym słowie było coś. Radość i lęk, miłość i fałsz.


Nie wierzę w nic, bo chyba nie potrafię. 
Nie marzę już. Nie ma o czym marzyć.
Zgubiłem gdzieś prawdziwą radość życia. Smutno mi...
Już tylko Ciebie mam i to mnie jakoś tutaj trzyma.
Już tylko Ciebie mam. Nie wolno Ci odejść teraz stąd.”

Andrzej Nowak (fot. Marek Jamroz)
fot. Artur Grzanka
„Alien” chyba jest najlepszym fragmentem albumu i jednocześnie utworem najbardziej dojrzałym tekstowo. Mimo, że jego treść jest dołująca, w końcówce każe nam jednak wierzyć w siłę uczuć i pokładać w niej nadzieję na przetrwanie najgorszych chwil. Siłą płyty jest to, że autorami utworów są wszyscy członkowie zespołu. Pomimo, że najbardziej charyzmatycznym w zespole TSA w powszechnej opinii zawsze był i wciąż jest Andrzej Nowak, każdy z muzyków wniósł do ostatecznego kształtu tego wydawnictwa coś od siebie. Heavy Metal World należy docenić tym bardziej, że krążek powstawał w bardzo trudnym dla zespołu momencie. Podczas nagrywania albumu do szpitala trafił gitarzysta Stefan Machel, a perkusista Marek Kapłon i jeden z założycieli Andrzej Nowak podali do publicznej wiadomości, że jest to ich ostatnia płyta nagrana z zespołem. Szczyt popularności TSA przypadł na lata osiemdziesiąte. Był to czas, gdy ogromne zainteresowanie odbiorców muzyką nie szło w parze z możliwością zarabiania przez jej twórców dużych pieniędzy. Być może właśnie dlatego artyści tamtej dekady zamiast ścigać się o główne role w reklamach wielkich firm, skupiali się przede wszystkim na tworzeniu i spełniali artystycznie i być może dlatego też epoka ta nie pozostawiła w polskiej muzyce wstydliwej spuścizny robionych pod mało wymagającą publikę gniotów, czego świadkami jesteśmy obecnie, czego przykładem mogą być choćby tegoroczne Superjedynki.


Marek Piekarczyk (fot. Artur Grzanka)
Porównując dokonania grupy TSA, do brzmienia heavy metalowych kapel grających współcześnie, ma się wrażenie, jakby słuchało się dwóch absolutnie różnych gatunków. Mimo, że album, który dziś przypominam nosi tytuł Heavy Metal World, z obecnym spojrzeniem na ten gatunek niewiele ma wspólnego. Z czasem pojawiły się u nas takie nurty jak trash, death, czy black-metal, ale nikomu nie wolno zapomnieć, że to właśnie TSA był zespołem, który przecierał szlaki dla takich kapel jak późniejsze oblicze Turbo, Kat, Behemoth czy Vader. Jeden z twórców TSA Andrzej Nowak próbował realizować własne projekty muzyczne i współpracował z innymi artystami, jak choćby z Martyną Jakubowicz. Nigdy jednak nie osiągnął z nimi aż takiej popularności, jaką zdobył, grając dla TSA. Sam gitarzysta podsumowuje to w sposób następujący: ”Status TSA ciągnie się za moją osobą tak, jak za Mikulskim status "Stawki większej niż życie".

piątek, 1 października 2010

"Katedra" w "Liverpoolu", czyli Fryderyk 2010 (Wizjer nr 42)

Historyczny skład Katedry z roku 2009. Karolina Synowiec - perkusja, Michał Zasłona - instr. klawiszowe, Maciek "Jim" Syępień - bas oraz Fryderyk Nguyen - wokal i gitara (fot. Sławek Orwat)
14-go wrzenia 2009 roku w studio nieistniejącego już internetowego radia Flash w Luton miałem przyjemność gościć blues-rockową formację z pobliskiego Hatfield – Emigration Blues. Po nagraniu audycji, poprosiłem Romka Iwanowicza i Ryśka Pihana o pozostanie w studio jeszcze około jednej godziny. Przywiozłem właśnie z Wrocławia materiał demo młodej grupy rockowej The Riffers i postanowiłem przedstawić go słuchaczom. Zapytałem wówczas muzyków z Emigration Blues, czy zechcieliby skomentować twórczość utalentowanych nastolatków. Muzyka Riffersów zaskoczyła swoją dojrzałością nie tylko moich gości, ale jak się później okazało, także słuchaczy. Po dwóch godzinach od wyemitowania audycji poświęconej grupie The Riffers, ich piosenka „Kim jesteś?” wdrapała się na pierwsze miejsce listy przebojów internetowej radiostacji, wyprzedzając wielotygodniowy numer jeden „Leszka Żukowskiego” zespołu Coma.
 
 

Grupa The Riffers już nie istnieje. Fryderyk Nguyen (współzałożyciel Riffersów) powołał jednak do życia wraz z basistą Maćkiem Stępniem i klawiszowcem Michałem Zasłoną nowy zespół o nazwie Katedra, który włączył do repertuaru niektóre utwory dawnej formacji oraz stworzył szereg nowych piosenek z gatunku rocka progresywnego. 19-go września 2010 roku miałem okazję oglądać koncert Katedry we wrocławskim klubie "Liverpool". Założyciele wzmocnili grupę nową perkusistką. Karolina Synowiec zdobyła już wiele nagród, a jej gra jest tak dojrzała, że w pokonanym gronie na różnego rodzaju przeglądach zostawiała sporą grupę o wiele starszych stażem i wiekiem adeptów tego instrumentu. Fryderyk Nguyen pokazał wraz z kolegami znakomity warsztat muzyczny, a jego kompozycje i teksty w środowisku wrocławskim są świetnie znane, gdyż Katedra supportowała już występy takich gwiazd ostrego grania jak TSA.

 
Niniejszy artykuł nie ma być jednak tylko zwykłą recenzją z koncertu Katedry. Chciałbym postać Fryderyka Nguyena przedstawić nieco bliżej także z innego powodu. Fryderyk bowiem, oprócz ogromnego talentu muzycznego, ma też w swoim dorobku bardzo dojrzałe teksty do skomponowanych przez siebie piosenek, ale pisze też poezję oraz jest autorem licznych recenzji płytowych. Dzięki gitarzyście basowemu Maćkowi Stępniowi, który wyszukał zapomniany już nieco tekst Leonarda Da Vinci, Katedra wykorzystując utwór geniusza renesansu wzbogaciła swój repertuar ciekawą piosenką zatytułowaną "Strach i pragnienie". Nazwisko Fryderyka pochodzi z języka wietnamskiego. Jego tato przybył przed laty z tego pięknego kraju i właśnie w naszej Ojczyźnie odnalazł swoją życiową przystań. Rodzice Fryderyka, których miałem okazję poznać, przekazali mu ogromną kulturę i skromność, co pozwala mi wierzyć we właściwy rozwój kariery tego młodego muzyka. Być może za kilka lat Fryderyk i jego formacja otrzymają statuetkę... nomen omen "Fryderyka". Jeśli tak się stanie, czego Katedrze i jej gitarzyście szczerze życzę, będziemy mieli także okazję podziwiać ten wrocławski zespół także podczas występu w stolicy UK.