1 | - | - | N | 1 | Thetragon | Wings of Destiny |
2 | 26 | +24 | ↑ | 2 | Pustki | Liczę do dwóch |
3 | - | - | N | 1 | Janusz Raptus Waściński | Desiderata |
4 | - | - | N | 1 | Luxtorpeda | Silnalina |
5 | 31 | +26 | ↑ | 2 | Gabinet Looster | Wojenka |
6 | - | - | N | 1 | Zenek | Valar Morghulis |
7 | - | - | N | 1 | Wolni Ludzie | Chwila spokoju |
8 | - | - | N | 1 | Daymos | Bezsprzecznie |
9 | 25 | +16 | ↑ | 2 | Jacek Stęszewski | Dziewczyna z księżyca |
10 | 32 | +22 | ↑ | 2 | Lao Che | Bajka o Misiu (tom pierwszy) |
11 | - | - | N | 1 | Underfate | Mercury |
12 | - | - | N | 1 | Nocny Kochanek | Wielki Wojownik |
13 | - | - | N | 1 | Caroline Baran | Wiem najlepiej |
14 | - | - | N | 1 | Eklektik | Inna |
15 | - | - | N | 1 | Unitra | American Girl |
16 | - | - | N | 1 | Always look to the left | Man Of The Moon |
17 | 24 | +7 | N | 2 | Zdrowa Woda | W tunelu ulicy |
18 | 6 | -12 | ↓ | 2 | Thetragon | Cicha łza |
19 | - | - | N | 1 | Kayah | Lamma Bada |
20 | 39 | +19 | ↑ | 1 | Alex | Mocny czosnek |
21 | 21 | - | - | - | Pyorrhoea | Lies |
22 | - | - | N | - | Danuta Zasada | EDI |
23 | - | - | N | - | Flourytale | Takiego chłopaka (Micromusic cover) |
24 | 47 | +23 | N | - | Scream Maker | Back Against The World |
25 | 35 | +10 | ↑ | - | Free Trip | Loser |
26 | - | - | N | - | Koniec Świata | Mikorason |
27 | - | - | N | - | Pokój nr 3 | Nie zamykaj Drzwi |
28 | 18 | -10 | ↓ | 3 | Asia Lunarzewski | Zbuntowany Aniol |
29 | - | - | N | - | Julia Pietrucha | We care so much |
30 | - | - | N | - | Milczenie Owiec | To koniec |
31 | - | - | N | - | Exlibris | All Guts, No Glory |
32 | 34 | +2 | N | - | Asia Lunarzewski | Ciagle tutaj |
33 | 15 | -18 | ↓ | 1 | Bright Color Vision | Lost |
34 | - | - | N | - | Revolucja | Głupie sny |
35 | - | - | N | - | P.A.G.E | Szobiznes |
36 | 11 | -25 | ↓ | 1 | Kaliber 44 | Historia |
37 | - | - | N | - | Lustro | Dziś do ciebie przyjść nie mogę |
38 | 23 | -15 | ↓ | - | Centurion | No one to serve |
39 | 50 | +11 | ↑ | - | Runika | Taniec śmierci |
40 | 41 | +1 | ↑ | - | Cyriam | Alone |
41 | - | - | N | - | Emiliyah and the MightyZ All Stars | Power |
42 | 5 | -37 | ↓ | 1 | Hey | Prędko, prędzej |
43 | 20 | -23 | ↓ | 1 | Acid Drinkers | My Soul's Among the Lions |
44 | 49 | +5 | ↑ | - | Setin | Ponad to |
45 | 4 | -41 | ↓ | 1 | Kita | Usta |
46 | - | - | N | - | Internal Quiet | So Cold |
47 | - | - | N | - | Soulride | Paralazyed |
48 | - | - | N | - | Bordlajn | Zycie jest B |
49 | - | - | N | - | ANN | Ostrozna |
50 | 1 | -49 | ↓ | 1 | Theresy | Lonely |
środa, 28 września 2016
Lista Przebojów Polisz Czart - NOTOWANIE 23 (UWAGA!!! Klikasz w tytuł pierwszej 20-ki i oglądasz teledysk!!!)
wtorek, 27 września 2016
The Baseballs - Hit Me Baby… Live 2016 - 27 września w Gdańsku i dzień później w Warszawie!
Nadchodzącej jesieni mamy dla was kilka rad: wyprasujcie swoje spódnice, przygotujcie żel do włosów i koniecznie przećwiczcie ruchy bioderkami – oto The Baseballs wraca z nowym albumem i trasą po Europie! Koncerty rozpoczną się od występów w Polsce - 27 września godz. 20:00 w Gdańsku i dzień później w Warszawie. W ramach trasy trio da koncerty również w Niemczech, Austrii, Szwajcarii i Holandii. Pod koniec ubiegłego roku, Sam, Digger i Basti zdradzili, że wkrótce usłyszymy ich nowy materiał. Teraz możemy już oficjalnie potwierdzić, że wraz z pożegnaniem tego lata, dwukrotni zdobywcy niemieckiej nagrody ECHO, wydadzą swój piąty album pod tytułem „Hit Me Baby…”, który ponownie przywoła rock’n’rollowego ducha lat 60. i 70. Czarujący wokaliści już nie mogą doczekać się spotkań ze swoimi fanami, na których przedstawią im swoją nową muzykę: „W The Baseballs chodzi przede wszystkim o pozytywne wibracje. Zapominamy o codzienności i celebrujemy te niesamowite chwile, nawet jeśli nie mogą trwać wiecznie” – wyjaśnia Sam. Wygląda na to, że tej jesieni lato potrwa odrobinę dłużej niż zwykle, więc nie chowajcie zbyt wcześnie swoich najlepszych butów do tańca, bo na pewno wam się przydadzą 27 i 28 września!
BILETY:
Gdańsk:
Przedsprzedaż: 99 pln (stojące), 129 pln (siedzące antresola)
do kupienia w kasie Starego Maneżu (Gdańsk Wrzeszcz, ul. Słowackiego 23 i w kasie Klubu Stodoła (Warszawa ul. Batorego 10)
Warszawa:
Przedsprzedaż: 99 pln (stojące), 129 pln (balkony)
W dniu koncertu: 109 pln (stojące), 129 pln (balkony)
do kupienia w kasie Klubu Stodoła (Warszawa ul. Batorego 10)
Sprzedaż internetowa:
www.interticket.pl, www.kupbilecik.pl, www.eventim.pl, www.stodola.pl (koncert w Gdańsku)
www.stodola.pl, www.ticketpro.pl, www.eventim.pl, www.ebilet.pl (koncert w Warszawie)
Gdańsk:
Przedsprzedaż: 99 pln (stojące), 129 pln (siedzące antresola)
do kupienia w kasie Starego Maneżu (Gdańsk Wrzeszcz, ul. Słowackiego 23 i w kasie Klubu Stodoła (Warszawa ul. Batorego 10)
Warszawa:
Przedsprzedaż: 99 pln (stojące), 129 pln (balkony)
W dniu koncertu: 109 pln (stojące), 129 pln (balkony)
do kupienia w kasie Klubu Stodoła (Warszawa ul. Batorego 10)
Sprzedaż internetowa:
www.interticket.pl, www.kupbilecik.pl, www.eventim.pl, www.stodola.pl (koncert w Gdańsku)
www.stodola.pl, www.ticketpro.pl, www.eventim.pl, www.ebilet.pl (koncert w Warszawie)
poniedziałek, 26 września 2016
Antoni Malewski - Kazimierz „KUBA” Cychner
Wczesnym, poniedziałkowym (19.09.2016r) rankiem, po trzydniowym pobycie w Zakościelu na spotkaniu „Z Markiem Karewiczem raz jeszcze”, czując się wykończony jak po koncercie słynna czwórka z Liverpoolu „a hard days night” (noc po ciężkim dniu), gdy nagle budzi mnie telefon od przyjaciela, Jurka Lamberta, - „Antek dzisiaj nad ranem zmarł nasz przyjaciel Kaziu Cychner”. Informacja ta zwaliła mnie z nóg, zdążyłem jedynie wybełkotać „O Boże!!! A Kaziu miał być w Zakościelu”. Pierwsze co uczyniłem, za nim telefonicznie powiadamiać zacząłem o śmierci Kazia znajomych, dokonałem wpisu na stronę FC tej oto treści: Dzisiaj, poniedziałek 19 września, po długiej chorobie zmarł mój przyjaciel KAZIMIERZ "KUBA" CYCHNER. Kaziu był jednym z "ostatnich mohikaninów" tomaszowskiego rock'n'rolla. Stały uczestnik spotkań rock'n'rollowych na chacie u Wojtka Szymańskiego przy Pl. Kościuszki 17. Członek "Rodziny LITERACKA '62", uczestnik w kawiarni LITERACKA "Spotkania po latach". Stały bywalec mojego cyklu muzycznych spotkań "Herosi Rock'n'Rolla" w Tomaszowie Maz.. DROGI, KOCHANY PRZYJACIELU POKÓJ TWOJEJ DUSZY
***
Była kultowa kawiarnia „Literacka” promocja mojej drugiej publikacji „A jednak Rock’n’Roll”. Kaziu Cychner w drugim rzędzie w szarym swetrze w czarne pasy |
Kamienica przy Pl. Kościuszki 17 - tu narodził się się w Tomaszowie R'n'R |
W drodze do Literackiej na fajf. Zbiórka pod „kasztanem” vis a vis dzisiejszego DT TOMASZ |
Galeria ARKADY nocą |
Ks. prałat parafii św. Antoniego Edward Wieczorek kolega z ławki szkolnej Kazia Cychnera |
Przyjaciel Antoni Malewski
Antoni Malewski urodził
się w
sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś.
Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a
ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją
rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i
Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako
nauczyciel. Dziś jest emerytem. O swoim dzieciństwie i
młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”,
„A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w
„Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce,
która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników
Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie.
niedziela, 25 września 2016
sobota, 24 września 2016
Antoni Malewski - z Markiem Karewiczem raz jeszcze
ZAKOŚCIELE - „Z Markiem Karewiczem raz jeszcze”. W tle „tuwimowska”, modrzewiowa willa |
W ostatni weekend (16-18 września – piątek, sobota, niedziela roku 2016) w przepięknie położonych w lasach Puszczy Spalskiej, na załomie rzeki Pilicy, obiektach Chrześcijańskiej Społeczności PROEM w miejscowości Zakościele koło Inowłodza doszło do sentymentalnego spotkania przyjaciół z mistrzem światowej fotografii w dziedzinie jazz, blues, rock’n’roll - Honorowy Obywatel Miasta Tomaszów Mazowiecki – „Z Markiem Karewiczem raz jeszcze”. Po „Spotkaniu po latach BIS”, które miało miejsce (2011r) na tych samych, leśnych obiektach Zakościela z udziałem Marka Karewicza, mistrz fotografii zauroczony retrospektywnym, przy każdym kontakcie ze mną, spotkaniem ciągle do mnie powtarzał słowa, - „Antek, bardzo cię proszę, jeśli tylko możesz, z organizuj takie spotkanie w Zakościelu raz jeszcze, bym mógł ponownie przeżyć te cudowne chwile”. Marek kiedy zamieszkiwał z rodziną w Tomaszowie Maz. (lata 1944/1955), jako 10/11 letni chłopak ze swoim ojcem Julianem, odwiedzał domek (willa) modrzewiowy (zamieszkiwały tu, zawiadywały domem dwie starsze panie) stojący w samym sercu dzisiejszego obiektu SCh PROEM. Do tej willi często w okresie pobytu na letnisku w Zakościelu, przyjeżdżał z miasta Łodzi (przed II Wojną jak również na krótko po powrocie z emigracji, po wojnie) nasz wybitny poeta Julian Tuwim. Mówi się, że w tym modrzewiowym domku, „dopieszczał” przed wydaniem największe swoje dzieło życia, klasyk poezji, nie tylko polskiej, niezapomniane „Kwiaty Polskie”.
Monika Fiszer i Ewa Komar główne inspiratorki spotkania w towarzystwie Andrzeja Grubby |
Migdałowy taniec na „parkiecie” carskiej salonki, Andrzeja Grubby |
Zaproszenie na spotkanie
pt "Z Markiem Karewiczem raz jeszcze"
Mam WIELKI zaszczyt zaprosić bliskich, znajomych, kolegów i przyjaciół na retrospektywne spotkanie z naszym wybitnym artystą fotografikiem w dziedzinie jazz, rock'n'roll, panem MARKIEM KAREWICZEM. Spotkanie odbędzie się w dniach 16,17,18 września 2016 (piątek, sobota, niedziela) w malowniczo położonym ośrodku (Społeczność Chrześcijańska "PROEM") na obrzeżu Puszczy Spalskiej nad pięknym zalesionym załomem rzeki Pilica: Ośrodek o obszarze 6 ha położony jest w centrum Polski - 100 km od Warszawy - nad rzeką Pilicą w lasach Spalskiego Parku Krajobrazowego. Bogata roślinność, zróżnicowany krajobraz, przyroda, rzadkie gatunki zwierząt oraz klimat stanowią o wysokich walorach turystycznych i wypoczynkowych tego regionu. Ośrodek w Zakościelu to atrakcyjne miejsce całorocznej działalności, wypoczynku, konferencji, imprez sportowych i kulturalnych.
Wnętrze willi w której odbywały się dwudniowe spotkania. Od lewej Jola Byliniak, Ewa Komar i Marek Karewicz |
Koszt noclegu w Ośrodku: w murowanym kompleksie, zestawie - 50 zł/osoba/ noc w budynku głównym części hotelowej - 65 zł/osoba/noc
Można również skorzystać (posiłki/dania wybiórczo) z wyżywienia ceny:
śniadanie 15 zł (stół szwedzki), kolacja 15 zł (stół szwedzki), obiad 20 zł
Przy całym pobycie uczestnika całkowity koszt wyniósłby (dwie kolacje, dwa śniadania dwa nocleg)– 180zł. Godziny-posiłków:
Śniadanie-8.00/9.00, obiad 13.00/14.00, kolacja 18.00/19.00.
W sześcioosobowe zestawy można się organizować ze znajomymi, przyjaciółmi.
W programie
1. Piątek (16.09.16r) - Sala Konferencyjna po kolacji (godz.18.00) Film Wojciecha Fułka "Galeria Marka Karewicza" po filmie spotkanie i gawęda z artystą fotografikiem.
2. Sobota (17.09.2016r) - Przed południem zwiedzanie obiektu i przepięknych okolic Zakościela a po obiedzie wycieczka (przejażdżka) Carską Koleją po okolicach Puszczy Spalskiej (m.in. Ośrodek COS-u, hitlerowskie bunkry w Konewce, miejscowość wypoczynkową SPAŁA i INOWŁÓDZ. Wieczorem taneczne spotkania przy rock'n'rollowej muzyce, koncerty muzyczne mojego cyklu "Herosi Rock'n'Rola".
3. Niedziela (18.09.2016r) - Godz. 9.00/10.00 pożegnalne śniadanie.
Precyzyjny program do ustalenia z uczestnikami na miejscu;
Przelew pieniężny za uczestnictwo proszę przesyłać na moje konto do dnia 09.09.2016r:
Antoni Malewski - Plus Bank S. A. Oddz. Tomaszówm Mzaowiecki
Nr. Rachunku - 94 1680 1206 0000 3000 0868 4310
Mój tel. 507 757 177
Proszę o odwrotne potwierdzenie uczestnictwa z wymienieniem korzystania z rodzajów (wpłata na konto) posiłków. Z rock'n'rollowym pozdrowieniem
Antek Malewski
Na ekranie Lesley Gore śpiewa słynne „It’s My Party” a ja z Marylą w tych rytmach, kołatamy |
Andrzej Grubba |
Wita Cię świat i nie wiesz nic
Kim w swoim życiu chciałbyś być
Pasje dorastają z Tobą,
Są, to znowu gdzieś odchodzą
Życie bierzesz jakim jest
Kochasz ROCKA, wielbisz JAZZ
Odwiedzając wiele miejsc
Tworzysz ALBUM swoich zdjęć
ref. Rodzisz się raz,
Korzystasz z szans
Które daje Ci życie
Pisane prozą
Utrwalasz w kadrze
Ukryte w nim tajemnice
A gdy wejdziesz na sam szczyt
Chcesz by na nim tworzyć, być
Ale nie jest takie proste
Aby móc już tam pozostać
Dziś wspominasz, tamten czas
Chociaż wciąż, przybywa lat
Tak się chciało wtedy żyć
Spalić skręta, wódę pić
ref. Rodzisz się raz …
Andrzej Grubba
Właśnie z Andrzejem i jego partnerką Tereską zabrałem się, około godziny 15.00 w piątek, do Zakościela. Miałem informację, że wielu zaproszonych gości w ciągu godziny zjawi się na miejscu spotkania. Po drodze zatrzymaliśmy się w restauracji „Pod Żubrem” w Spale, by z właścicielem lokalu, panem Benkiem Myłkiem umówić dokładnie dzień, godzinę na wycieczkę naszej ekipy Koleją Carską po okolicach i miejscach pamięci po obrzeżach Puszczy Spalskiej. Kiedy dojechaliśmy na miejsce, oczekiwała nas Ewa Komar z mężem Jankiem (byli od nas szybsi, choć wyjechaliśmy wcześniej). Pan Daniel zabezpieczył naszej grupie część pokoi na życzenie w hotelowym budynku (dawna nazwa SOPLICA) i cały kompleks (pięć dwuizbowych pomieszczeń z 6 miejscami do spania każdy, razem 30 spań).
Piątek 16 września 2016r
Filmowe LOGO |
W spalskiej restauracji „Żubr”. Od lewej - Waldek Gałek, Tomek Sobczak, Antek Malewski i Marek Karewicz |
Nasza stołówka, nasza grupa. Miejsce kulinarnych spotkań, sytuacja przed pożegnalnym śniadaniem |
Sobota 17 września 2016r
Kolej Carska z salonką a za kierownicą nie kto inny jak Wiesław Wilczkowiak |
Mistrz Aleksander podczas pracy i jego wspaniałe poniżej, rękodzieła (WYCINANKI) |
Z dużym opóźnieniem, blisko godzinnym, Kolej Carska dotarła na bazę do SCh PROEM gdzie zmęczeni, z wielkim apetytem, w tempie sprintera opróżnialiśmy swoje talerze, by jeszcze choć na chwilę wyciągnąć na łożu swoje ciało by o 16.00 zdążyć na spotkanie, odczyt, prelekcję z Iwoną Thierry. Punktualnie o godzinie 16.00 na werandzie stołówki (hotelowy budynek SOPLICA) zebraliśmy się na spotkanie z naszą koleżanką Iwoną. Iwona Thierry to długoletni pracownik kilku przedsiębiorstw, związanych z tłoczeniem płyt analogowych. Swoje życie zawodowe Iwona zakończyła w minionym roku, odchodząc z tej firmy (Polskie Nagranie MUZA) na emeryturę. Iwona to chodząca encyklopedia w tej branży, to bank informacji i magazyn anegdot z życia tych największych z polskiego, i nie tylko, show businessu. Iwonka w sposób wielce profesjonalny przedstawiła nam od czasów przedwojennych w II RP, historię polskich fabryk tłoczących płyty, od słynnej, przedwojennej SYRENY REKORD do powojennej MEWY czy FOGG RECORD. Dużo powiedziała o zmieniających się technologiach, materiałach na krążki (od obrotów 78/min przez 33 i 1/2 obr/min do singli 45 obr/min), od kruchych płyt szelakowych, ebonitowych, winylowych aż do współczesnych kompakt dysków. Opowiedziała o wszystkich wytwórniach, w niektórych pracowała, w Polsce jak GONG, WIFON, POLTON, PRONIT, POLJAZZ, TONPRESS, ARSTON, SAVITOR aż do Polskich Nagrań MUZA, z której to firmy jak wspomniałem wcześniej, odeszła na emeryturę. Operując piękną polszczyzną, cudownie budowała stopniowanie napięcia, stosując anegdotyczne przerywniki, przez co stała się transparentną i kontaktową, aż chciało się jej słuchać. Uważam, że był to bardzo ważny, istny strzał w dziesiątkę, punkt naszego spotkania.
Iwona Thierry |
Maciek Smoluch podczas swojego recitalu w hiszpańskich rytmach flamenco |
Wszystko odbywało się na żywo przy tańczącej publiczności a miało to miejsce w 1986 roku w ostatni dzień karnawału (ostatki). Całość poprowadził słynny amerykański DJ Coussin Brucie. Gdy Jerry Lee rozpoczął tytułowym utworem „Shake, Rattle and Roll” parkiet w modrzewiowym domku wypełnił się tańczącymi. Blisko dwie godziny trwało rock’n’rollowe szaleństwo, w którym uczestniczył Janek Komar, Maciek Smoluch, Waldek Gałek, Grzesiek Grabowski czy moja skromna osoba i oczywiście nasze, tańczące dziewczyny – Bożena, Maryla, Monika, Danusia, Ela, Ewa, Tereska. Około północy ucichły rock’n’rollowe rytmy i roztańczeni Silną, zwartą grupą, ze śpiewem na ustach wracaliśmy do swoich nocnych legowisk.
Niedziela 18 września 2016r
Pożegnalny mini recital Andrzeja z udziałem Tereski trzymającą teksty piosenek |
To już prawdziwy koniec spotkania „Z Markiem Karewiczem raz jeszcze”. Pożegnanie z artystą i Jolą Byliniak, aktualną opiekunką Karewicza, w dali Grzesiek i Bożena Grabowscy |
Poniedziałek 19 września 2016r
Wczesnym rankiem, będąc już w domu, budzi mnie telefon od przyjaciela Jurka Lamberta, - Antek dzisiaj nad ranem zmarł nasz przyjaciel Kaziu Cychner. Informacja ta zwaliła mnie z nóg zdążyłem pomyśleć „ O Boże!!! A miał być w Zakościelu”. Natychmiast taką informację „wrzuciłem” na FB: Wczoraj, poniedziałek 19 września po długiej chorobie zmarł mój przyjaciel KAZIMIERZ "KUBA" CYCHNER. Kaziu był jednym z "ostatnich mohikaninów" tomaszowskiego rock'n'rolla. Uczestnik spotkań rock'n'rollowych na chacie u Wojtka Szymańskiego przy Pl. Kościuszki 17. Członek "Rodziny LITERACKA '62", uczestnik w kawiarni LITERACKA "Spotkania po latach". Stały bywalec mojego cyklu muzycznych spotkań "Herosi Rock'n'Rolla" w Tomaszowie Maz.. DROGI PRZYJACIELU POKÓJ TWOJEJ DUSZY
Antoni Malewski urodził
się w
sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś.
Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a
ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją
rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i
Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako
nauczyciel. Dziś jest emerytem. O swoim dzieciństwie i
młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”,
„A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w
„Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce,
która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników
Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie.
piątek, 23 września 2016
wtorek, 20 września 2016
Piosenki z Pewexu – z Jackiem Stęszewskim rozmawia Marek Jamroz. Jacka Stęszewskiego będziemy mogli podziwiać na żywo już 1 października w Bedford i 2 października w Londynie. Organizatorem obu koncertów jest po raz pierwszy Polski Wzrok!
fot. Marek Jamroz |
Jacek Stęszewski i autor wywiadu Marek Jamroz |
fot. Artur Grzanka |
MJ: Czyli świetny plan, żeby twoi słuchacze mogli zakupić płytę jako prezent mikołajkowy, czy też gwiazdkowy.
JS: Przy obecnej nędznej sprzedaży to może być bardziej sprzyjający okres, chociaż nie było to planowane, a wręcz nie miałem zbyt wielu opcji – musiałem myśleć jak wszystko połączyć, żeby moja solowa aktywność współgrała z moją działalnością w zespole Koniec Świata i to był w zasadzie jedyny termin kiedy mogłem cokolwiek wydać. Przerwa w koncertach pomiędzy trasami przypada nam na styczeń – luty 2017 i to jest w zasadzie jedyny okres kiedy mogę wziąć gitarę, spakować się w moją osobówkę i ruszyć w Polskę, żeby pograć po klubach i barach studenckich. Gdybym więc wydał płytę w styczniu i od razu ruszył z koncertami, to w zasadzie ludzie nie mieli by czasu ani szans, by zapoznać się z materiałem. Kiedy zna się repertuar, odbiór i wrażenia z koncertu są po prostu lepsze, tak więc zawsze staram się dać jakiś miesiąc czasu na rozpęd zanim zacznę grać koncerty promujące płytę.
fot. Marek Jamroz |
JS: Tak się składa że właśnie dzisiaj (28.08 – dop. Redakcja) około godz. 16 czasu katowickiego jadę do studia. Samochód już spakowany czeka w garażu, wczoraj wymieniałem ostatnie komplety strun, z racji tego że biorę kilka gitar bo nie wiadomo jaka się sprawdzi w której piosence.
fot. Artur Grzanka |
MJ: Na twoim profilu na facebooku pojawiło się zdjęcie z setlistą Peweksówki. Sporo z tych piosenek już znam, ponieważ od jakiegoś czasu można je usłyszeć na twoich koncertach.
JS: Wydaje mi się, że te niektóre piosenki nie są już nowe i w zasadzie zauważyłem, że już z pół płyty wyśpiewałem na koncertach. Plus jest tego taki, że ludzie już wiedzą czego się spodziewać, może będą ciekawi wersji studyjnej, która zapewne będzie różnić się od wersji koncertowej, możliwe że wykorzystamy więcej instrumentów, dodamy jakieś ciekawostki, pomysły od producenta czy od realizatora – na pewno będą one w nowych butach.
MJ: Sama nazwa płyty – Peweksówka – sugeruje słuchaczom w jakim klimacie będą utrzymane nowe kompozycje. Wydaje mi się że jest to dla ciebie bardzo osobista płyta, ponieważ śpiewasz o tym, co sam przeżywałeś jako młody chłopak, tytuły takie jak Wujek z RFN, Guma Turbo czy CPN dość jednoznacznie na to wskazują.
JS: Ta płyta może być osobista, ale nie musi – z kilku powodów. Te piosenki przekazują słuchaczowi moje obserwacje z tamtych czasów, które podejrzewam nie różnią się od spostrzeżeń i przeżyć moich rówieśników, czyli pokolenia 80. No i w tym przypadku ta „indywidualność” płyty przestaje istnieć i staje się osobista dla wszystkich osób, którzy zostali przepuszczeni przez ten sam filtr PRL-u co ja. Wydaje mi się, że ten album byłby bardziej osobisty gdybym pisał o swoich własnych bolączkach, perypetiach miłosnych czy innych duperelach
Tymczasem takie numery jak CPN, Italia 90’, VHS, czy Guma Turbo, to rzeczy które przewijały się przez młodość każdego dzieciaka w tamtych latach. Choćby Commodore 64 czy właśnie taśma VHS – nie znam osoby w moim wieku która nie wiedziałaby co to jest. To były de facto nasze pierwsze przygody z kinematografią, może nie najwyższych lotów, ale do końca nieważne było co oglądamy. Liczyło się że mamy ten magnetowid, że film jest zagraniczny, Rambo, Commando, Lody Na Patyku. To również były pierwsze zetknięcia – nie bójmy się tego powiedzieć głośno – z pornografią. Pamiętam jak w czasach podstawówki, wagarowaliśmy u kolegi oglądając jakieś niemieckie filmy o zabarwieniu erotycznym. To były piękne czasy, chop z wąsem, murzyn z wąsem, baba z wąsem i dialogi po niemiecku (śmiech).
MJ: (śmiech) Pytając moich znajomych w podobnym do mnie wieku, czyli pomiędzy trzydzieści pięć a czterdzieści kilka lat, obserwuję rzeczywiście spory sentyment do lat 80. Wszyscy wspominają je z nostalgią, a ty wręcz pokusiłeś się tą płytą o – nazwijmy to retro reportaż z tamtych czasów. Jak myślisz – skąd to się bierze?
JS: Nie jestem pewien, bo nie jestem żadnym specjalistą w takich sprawach, ale wydaje mi się, że na taki stan rzeczy mają wpływ dwie sprawy. Przede wszystkim starzejemy się, jesteśmy już bliżej czterdziestki, a starzejący się człowiek zaczyna bardziej myśleć o tym co było i żałować, że ten czas tak szybko zleciał. Druga rzecz, to wygląd świata w jakim żyjemy obecnie. Korporacje, karty z debetem, służbowe samochody, wycieczki all inclusive – to wszystko jest fajne, ale jednocześnie okupione sporym wysiłkiem i zwykłym brakiem czasu dla swoich najbliższych.
fot. Sławek Orwat |
MJ: Może więc nie jest to sentyment, a jedynie żal, że coś zmieniło się na gorsze prawda?
JS: To trudne pytanie, bo z jednej strony nasza rzeczywistość zmieniła się na lepsze, każdy ma teraz dostęp do wszystkiego, ale z kolei zniknęła ta beztroska, ta zabawa z patykiem na trzepaku. Kiedyś dzieciak mógł kijem gonić kółko na placu budowy i był zadowolony, teraz już niestety rodzic musi się nieco bardziej napocić, aby zaspokoić swoją pociechę bardziej zaawansowaną technologicznie zabawką. Kiedy pytam moich rówieśników jak wyglądało ich dzieciństwo – każdy odpowiada mi, że nie jest sobie w stanie wyobrazić lepszego. Każdy wolałby wakacje na wsi u ciotki, granie w kapsle i wiszenie na trzepaku głową w dól, od wakacji jakie obecnie mają dzieciaki.
Mundial we Włoszech, czyli Italia 90, również stał się tematem jednej z piosenek Jacka Stęszewskiego |
MJ: Tak było – największą popularnością cieszyli się koledzy którzy mieli w domu piłkę.
JS: Kto miał bale, ten rządził. I teraz Ci ludzie którzy mieli tak fantastyczne dzieciństwo i tak dobrze je wspominają – zabierają je swoim dzieciom. Wracając do pytania, sądzę że każdy nieco starszy człowiek lubi wracać do czasów swojej młodości, przede wszystkim jeżeli coraz więcej rzeczy w tym niby fajnie skonstruowanym świecie im się nie podoba. Wraca do czasów kiedy każdego poranka miał mleko na wycieraczce pod drzwiami i nie musiał się zastanawiać, czy ma się napić pepsi, soku czy herbaty, pił po prostu mleko i była gitara.
MJ: To jest świetny obraz i wiem, że będziemy mogli nieco więcej usłyszeć na ten temat na Peweksówce.
JS: Oczywiście, ale muszę jeszcze dodać że podczas prac nad płytą miałem znacznie więcej pomysłów. Po prostu nie sposób było opisać wszystkich tych ikon schyłku PRLu. Byłoby ich naprawdę sporo, ale też nie chciałem zamęczyć tego biednego słuchacza – nie chciałem aby każdy numer był takim właśnie wspomnieniem Polski z lat 80. Pamiętam też klej guma arabska, nieśmiertelne buty Relaxy i miałem pomysły na piosenki związane z tymi przedmiotami, ale musiałem się hamować, aby album był różnorodny i nie męczył buły za bardzo. Ograniczyłem się więc do rzeczy które pamiętam bardzo wyraźnie, stąd na płycie znalazł się ten CPN, Italia’90, Wujek z RFN, VHS no i jest jeszcze piosenka której nie śpiewałem na żywo do tej pory, czyli Commodore 64. Piosenka o komputerze z nawiązaniem do następcy tegoż, czyli Amigi. Jest też Woda Firmowa której również nie grałem jeszcze na żywo. Kiedy w weekend jechało się do centrum pooglądać wystawy sklepowe, na ulicy Sokolskiej w Katowicach stała zawsze taka biała budka z saturatorem tryskająca w upalny dzień pomarańczową cieczą.
MJ: Taka fontanna w baniaku, pamiętam.
JS: Tak. Nie smakowało to jakoś wspaniale, ale cała ta fontanna i upał sprawiały, że człowiek po prostu musiał tę wodę kupić. Najlepsza reklama wizualna. Sprzedawało się to już wtedy w plastikowych kubkach, nie ze szklanki. Jeśli mówimy o napojach chłodzących, to w piosence Woda Firmowa wspomniałem też o takim wynalazku jak syfon, do którego wiecznie nie było naboi. Te syfony były ozdobione bardzo krzykliwymi kolorami, metaliczne, pozłacane czy perłowe. No i na zakończenie tego peweksowego setu PRLowskiego napisałem piosenkę nawiązującą do filmu Miś Stanisława Barei. Chciałem go jeszcze raz obejrzeć aby przypomnieć sobie dialogi, ale w końcu stwierdziłem że przecież oglądałem ten film z 50 razy i napisałem wszystko z głowy, jako takie podsumowanie tej części płyty traktującej o latach 80. Z numerów których jeszcze nie zagrałem na koncertach jest też Guma Turbo – zauważyłem ostatnio bodajże w Biedronce, że ktoś reaktywował tę markę i można ją dostać w sklepach.
MJ: Wyobraź sobie że jest ona również dostępna w Wielkiej Brytanii
JS: Trochę zainteresowałem się tematem i niestety to nie jest ta sama seria, nie smakuje ona również jak oryginał, który był mocno brzoskwiniowy. Produkowała ją turecka firma Kent, a ich produkt był dostępny tylko w kilku krajach – w tym w Polsce. Polska seria gum Turbo zaczynała się od numeru 51, pierwszym samochodem był Ferrari Testarossa, a najbardziej pożądanym obrazkiem był Vector z numerem 110 – taki szaro – srebrny samochód, który nawet dziś wyglądałby kosmicznie. I to chyba wszystko jeśli chodzi o takie szybkie sprawozdanie z nowego albumu.
MJ: Wróćmy zatem jeszcze do Księżycówki. To wydawnictwo zostało już ograne na koncertach, płyta ukazała się niemal równo dwa lata temu. Po raz pierwszy jednak zaprezentujesz się z tym materiałem w Październiku przed brytyjską Polonią. Czego się spodziewasz po tych koncertach, jest trema?
JS: Koncerty w Bedford i w Londynie będą rzeczywiście pierwszą okazją na zaprezentowanie Księżycówki, ale też Peweksówki na wyspach brytyjskich. Z Końcem Świata graliśmy już w UK na początku tego roku, koncerty zorganizowali nam Hania i Jarek z Yaha Events i była to dla nas fantastyczna przygoda. Recital na wyspach odbędzie się już po zakończonej sesji studyjnej, większość instrumentów powinna już być nagrana, więc mój program będzie się raczej składał pół na pół z numerów z pierwszej i drugiej płyty. A co do tremy, to zawsze jest jakiś stres z tyłu głowy – lecisz daleko, do innego kraju, do miasta, którego przecież nie ma – bo jest tylko Lądek Zdrój.
No i kwitnie gdzieś ta niepewność podsycana myślą – jak to będzie, jak ludzie przyjmą ten program i czy w ogóle przyjdą (śmiech) Ale wierzę, że będzie dobrze, może nawet przyjdzie Gary Lineker. Oczywiście znam też realia i wiem że nie mogę się porównywać do Michała Szpaka, Bednarka, Pani Maryli, Pani Beaty, czy innej popularnej gwiazdy, która z automatu przyciąga dwa tysiące osób i bilety sprzedają się w trzy godziny.
W moim przypadku tak nie jest, ja jestem zwykłym grajkiem, który podróżuje ze swoimi podczaszymi – Januszem, Władkiem i Michałem, którzy mi akompaniują na scenie. To właśnie dzięki nim mamy jakiś potencjał koncertowy, bo podejrzewam, że gdybym grał sam to chyba moim jedynym słuchaczem była by moja córka, która w końcu też kazałaby mi przestać śpiewać. Ale ja lubię takie wyzwania, takie podróże w nieznane. Czasami sam fakt, że pojawia się taka możliwość wyjazdu gdzieś daleko, okres przygotowań i obserwowanie postępów jest dla mnie bardzo motywujący. Organizację takiego przedsięwzięcia można porównać do tworzenia płyty – widzisz jak ona powoli i z mozołem powstaje, aby w końcu stwierdzić że jest gotowa i udostępnić ją słuchaczom i niech się dzieje co chce. To jest bardzo podobny proces. Przygotowania do koncertu, ekscytacja związana z podróżą samolotem – można się poczuć trochę jak Mick Jagger czy John Lennon (śmiech) – i w końcu sam koncert. To przesiadka do innego pociągu, zmieniasz na kilka dni tory swojego życia, odskakujesz od swojej normalnej codzienności. Życie to twój plac zabaw, ważne jest tylko aby znaleźć sobie odpowiednie zabawki – jak mówi moja koleżanka Julka (śmiech).
MJ: Jeśli chodzi o publiczność w Wielkiej Brytanii – znaczna część Polonii jest tu naprawdę od długiego czasu, czasem 10 lat i więcej. Równie spora część jest zbyt zajęta swym codziennym życiem, mają rodziny, długie godziny pracy, rozkręcają biznesy i wokół tego kręci się ich cały świat. Wiele osób utraciło kontakt z tym co dzieje się obecnie w muzycznym świecie w Polsce – tak jak mówiłeś, dzięki mediom masowym są na bieżąco z wykonawcami o których można usłyszeć w radiu, którzy pojawiają się w telewizji. Dużym wyzwaniem dla promotorów w UK jest właśnie pokazanie, że dzieje się bardzo wiele ciekawych rzeczy w polskiej muzyce, że są tacy wykonawcy jak ty którzy są świetni i godni polecenia. Jestem pewien, że wszyscy, którzy zjawią się na październikowych
koncertach będą zadowoleni i będą chcieli więcej i więcej takiej muzyki.
I tak dochodzimy do kwestii mediów w Wielkiej Brytanii.
Wydaje mi się że polskie media nie spełniają swojej roli propagatorskiej tylko robią na muzyce biznes, koncentrując się na tym co się sprzedaje, a nie na tym co jest dobre dla odbiorcy.
JS: W nawiązaniu do mediów, uważam że media już dawno przestały przynosić jakikolwiek pożytek i nie mówię tu tylko o mediach muzycznych, ale o mediach w ogóle. Spotkałem się ze stwierdzeniem o propagandzie w Rosji, tymczasem zauważmy że taka sama propaganda bije ze stacji amerykańskich, czy nawet z naszych. Nie twierdzę, że media kłamią, bo one może i mówią prawdę, ale informują społeczeństwo o rzeczach mało istotnych w danym momencie. A celowe niemówienie o czymś istotnym jest swego rodzaju propagandą. Weźmy na przykład fakt, że w 2015 roku spółka skarbu państwa – PKP Energetyka (główny dostawca energii elektrycznej dla kolei) została sprzedana zagranicznej spółce CVC Capital Partners. Rzecz w tym, że PKP Energetyka jest spółką ujętą w systemie obrony państwa polskiego, więc raczej nie powinna być prywatyzowana. Nikt o tym nie poinformował w żadnej stacji telewizyjnej, czy w radiu, ja dowiedziałem się o tym czytając w Internecie notkę jakiegoś blogera.
Oczywiście z czasem rozeszła się ta informacja, ale nie miała już takiej siły rażenia jaką powinna mieć. Tymczasem w wiadomościach kilkuminutowy materiał na temat tego że jest ciepło, a jak jest ciepło to musisz się napić wody, lub w głównym wydaniu wiadomości pokazują Ci, że jakaś ciulnięta babka z US & A stała na głowie podczas lotu liniami American Beauty (śmiech). Obecnie wszystkie media, jak jeden mąż nadają się do kibla na głównym w Czeladzi – czuwaj! Są oczywiście jeszcze nieliczne stacje radiowe, które pochyla się nad czymś, co nie jest hiper popularne, ogólnie lubiane i w modzie. Jednak jest to garstka ludzi, która drapie pazurami, smęcąc naczelnemu, że warto grać tego, czy innego wykonawcę – bo wierzą jeszcze, że muzyka to przede wszystkim sztuka a nie tylko banalna rozrywka dla pijanego tłumu.
MJ: Chciałem jeszcze zapytać o drugą gałąź twojej artystycznej działalności, czyli o zespół Koniec Świata. Ostatnimi czasy jesteś bardzo aktywny muzycznie, najnowsza płyta Końca Świata (God Shave The Queen – dop. Redakcja) ukazała się w styczniu tego roku a końcówka roku upłynie ci pod znakiem Peweksówki.
JS: Wiesz, właśnie mnie uświadomiłeś że rzeczywiście w tym roku uda mi się wypuścić dwie płyty – taka sztuka wyszła mi pierwszy raz.
MJ: Powiedz mi jak została odebrana nowa płyta Końca Świata? Pamiętam wasz tegoroczny koncert w Jarocinie, który co prawda rozczarował nieco frekwencją, ale za to zgromadzeni bawili się naprawdę świetnie. Jak to wyglądało przez niemal cały rok trasy promocyjnej?
JS: Zawsze kiedy wychodzi coś nowego – są obawy jakie będzie przyjęcie fanów. Ktoś może powiedzieć, że ma w dupie zdanie publiczności, ale mówiąc tak uważam, że jest nieszczery. Udzielając się w jakiś sposób publicznie, nie robisz tego tylko dla siebie, ale liczysz jednak na jakieś grono odbiorców. Z God Shave The Queen było naprawdę bardzo miło – kiedy wypuściliśmy pierwszy promomix z tej płyty – to w zasadzie nie było żadnych negatywnych opinii, bardzo dużo pozytywnych komentarzy stwierdzało, że nadal trzymamy poziom w tym co robimy. To bardzo miłe i budujące dla wykonawcy wiedzieć, że jego twórczość trafia w uszy i piersi słuchaczy. Koncerty później weryfikują – które numery stają się hitami, a które należy spalić i umieścić w zespołowej urnie. Ciekaw jestem kolejnej, wiosennej trasy gdzie te piosenki z God Shave The Queen nie będą już takie nowe. Tak jak wspominałem wcześniej, publiczność lubi kawałki z którymi jest już zaznajomiona – za takich pewniaków – piosenek które chwytają od razu na pewno można już teraz uznać Kotylion, Jedna Ręka Nie Klaszcze, czy Mikorason.
MJ: W swoim poprzednim wywiadzie (do przeczytania – tutaj), wspominałeś o fatum jakie wisi nad perkusistami Końca Świata. O tym, że praktycznie co płytę mieliście jakieś problemy z perkusistami. Macie teraz nowego perkusistę – Michała – jak wygląda współpraca w nim, jak udało mu się odnaleźć w popularnym i często koncertującym zespole?
JS: Mam nadzieję, że Michał zostanie z nami już na długie lata i jak na razie nie zanosi się na to, że mogłoby być inaczej. Na zakończenie roku dostał od nas ocenę celującą, świadectwo z czerwonym paskiem i pojechał na zasłużone wakacje do Pragi (śmiech). Póki co jest wszystko ok, nie mieliśmy jeszcze zgrupowania po wakacjach, mamy je zaplanowane na przyszły tydzień.
Na dzień dzisiejszy wszystko jest w jak najlepszym porządku. Oczywiście każdy ma jakieś swoje wady, tak samo ja, tak samo Czepek. Jeden się spóźni parę minut na próbę, drugi przyjdzie lekko pijany, ktoś się właduje w butach do mieszkania, ale są to drobiazgi, jak w starym małżeństwie i w żaden sposób nie wpływają na klimat w zespole i jestem pewien, że kolejną płytę będziemy nabijać w tym samym składzie. To jest ważne, bo naszą działalność prowadzimy już szesnaście lat i jeśli śledzisz nieco nasza historię to wiesz, że z tym składem bywało bardzo różnie, co jest bardzo męczące i przykre dla zespołu kiedy zdajesz sobie sprawę że musisz coś pozmieniać w składzie osobowym. To jest bardzo absorbujące tak czasowo jak i organizacyjnie, trzeba znaleźć nowego muzyka, ograć z nim materiał i w dodatku wyrobić się z tym przed nadciągającymi terminami koncertów. To jest bardzo niefajne, bo zaburza twój spokój, nie można myśleć o komponowaniu czegoś nowego, o przyszłości zespołu, tylko tkwi się w takim martwym punkcie i zamartwia się problemami. Ja jestem osobą która za bardzo zamartwia się takimi sytuacjami, rzeczami na których mi zależy i były to bardzo stresujące dla mnie czasy.
MJ: W obecnych czasach PR jest bardzo ważny, trzeba się promować i reklamować na wszystkie możliwe sposoby, żeby przyciągnąć uwagę publiczności. Chciałbyś jakoś zareklamować nadciągające koncerty w UK? Jak zachęcić słuchaczy do uczestnictwa w twoich recitalach?
JS: Nie jestem jakimś czarodziejem reklamy, ale powiem w ten sposób. Jeżeli chciałbyś na dwie godziny wskoczyć do zupełnie innej bajki, zapomnieć na chwilę o rzeczach które cię martwią, o kredytach, rachunkach, o tym że szef znowu w poniedziałek wskoczy Ci na plecy i będzie krzyczał „wio!”. Jeśli tak, to serdecznie zapraszam na to spotkanie i gawędę – nie będzie to typowy koncert polegający na mechanicznym odśpiewaniu całego setu. To będzie powrót do przeszłości, który przypomni Wam zapach benzyny na CPN oraz wycieczka w różne tajemnicze miejsca u boku dziewczyny z księżyca. I tak jak podczas nurkowania w morzu, myśli się jedynie o miarowym oddychaniu, tak podczas tego spotkania będziecie mogli skupić się jedynie na słuchaniu, śmiechu i dobrej zabawie.
MJ: Ja sam byłem na takim spotkaniu na początku tego roku w Poznaniu, więc mogę śmiało zapewnić że recital Jacka to nie jest zwykły koncert gdzie artysta jedynie śpiewa, bądź opowiada o tym co będzie śpiewał następnie. Interakcja z publicznością jest naprawdę doskonała, są ciekawe historie, pytania do publiczności. Naprawdę warto zjawić się na tym recitalu i mam nadzieję że będzie coraz więcej takich artystów którzy będą nas odrywać od tej betonowej, szarej tabletowo – bezdotykowej rzeczywistości.
JS: Pięknie powiedziane.
MJ: Dziękuję za wywiad i do zobaczenia niebawem.
JS: Dzięki również, kłaniam się nisko i uszanowanie dla Pani kierowniczki.
JS: Kto miał bale, ten rządził. I teraz Ci ludzie którzy mieli tak fantastyczne dzieciństwo i tak dobrze je wspominają – zabierają je swoim dzieciom. Wracając do pytania, sądzę że każdy nieco starszy człowiek lubi wracać do czasów swojej młodości, przede wszystkim jeżeli coraz więcej rzeczy w tym niby fajnie skonstruowanym świecie im się nie podoba. Wraca do czasów kiedy każdego poranka miał mleko na wycieraczce pod drzwiami i nie musiał się zastanawiać, czy ma się napić pepsi, soku czy herbaty, pił po prostu mleko i była gitara.
Saturator (fot. Julo) |
JS: Oczywiście, ale muszę jeszcze dodać że podczas prac nad płytą miałem znacznie więcej pomysłów. Po prostu nie sposób było opisać wszystkich tych ikon schyłku PRLu. Byłoby ich naprawdę sporo, ale też nie chciałem zamęczyć tego biednego słuchacza – nie chciałem aby każdy numer był takim właśnie wspomnieniem Polski z lat 80. Pamiętam też klej guma arabska, nieśmiertelne buty Relaxy i miałem pomysły na piosenki związane z tymi przedmiotami, ale musiałem się hamować, aby album był różnorodny i nie męczył buły za bardzo. Ograniczyłem się więc do rzeczy które pamiętam bardzo wyraźnie, stąd na płycie znalazł się ten CPN, Italia’90, Wujek z RFN, VHS no i jest jeszcze piosenka której nie śpiewałem na żywo do tej pory, czyli Commodore 64. Piosenka o komputerze z nawiązaniem do następcy tegoż, czyli Amigi. Jest też Woda Firmowa której również nie grałem jeszcze na żywo. Kiedy w weekend jechało się do centrum pooglądać wystawy sklepowe, na ulicy Sokolskiej w Katowicach stała zawsze taka biała budka z saturatorem tryskająca w upalny dzień pomarańczową cieczą.
Commodore 64 |
MJ: Taka fontanna w baniaku, pamiętam.
Syfon (fot. Darekm135) |
MJ: Wyobraź sobie że jest ona również dostępna w Wielkiej Brytanii
JS: Trochę zainteresowałem się tematem i niestety to nie jest ta sama seria, nie smakuje ona również jak oryginał, który był mocno brzoskwiniowy. Produkowała ją turecka firma Kent, a ich produkt był dostępny tylko w kilku krajach – w tym w Polsce. Polska seria gum Turbo zaczynała się od numeru 51, pierwszym samochodem był Ferrari Testarossa, a najbardziej pożądanym obrazkiem był Vector z numerem 110 – taki szaro – srebrny samochód, który nawet dziś wyglądałby kosmicznie. I to chyba wszystko jeśli chodzi o takie szybkie sprawozdanie z nowego albumu.
MJ: Wróćmy zatem jeszcze do Księżycówki. To wydawnictwo zostało już ograne na koncertach, płyta ukazała się niemal równo dwa lata temu. Po raz pierwszy jednak zaprezentujesz się z tym materiałem w Październiku przed brytyjską Polonią. Czego się spodziewasz po tych koncertach, jest trema?
JS: Koncerty w Bedford i w Londynie będą rzeczywiście pierwszą okazją na zaprezentowanie Księżycówki, ale też Peweksówki na wyspach brytyjskich. Z Końcem Świata graliśmy już w UK na początku tego roku, koncerty zorganizowali nam Hania i Jarek z Yaha Events i była to dla nas fantastyczna przygoda. Recital na wyspach odbędzie się już po zakończonej sesji studyjnej, większość instrumentów powinna już być nagrana, więc mój program będzie się raczej składał pół na pół z numerów z pierwszej i drugiej płyty. A co do tremy, to zawsze jest jakiś stres z tyłu głowy – lecisz daleko, do innego kraju, do miasta, którego przecież nie ma – bo jest tylko Lądek Zdrój.
Po koncercie Końca Świata w Doncaster zorganizowanego przez YaHa Events |
No i kwitnie gdzieś ta niepewność podsycana myślą – jak to będzie, jak ludzie przyjmą ten program i czy w ogóle przyjdą (śmiech) Ale wierzę, że będzie dobrze, może nawet przyjdzie Gary Lineker. Oczywiście znam też realia i wiem że nie mogę się porównywać do Michała Szpaka, Bednarka, Pani Maryli, Pani Beaty, czy innej popularnej gwiazdy, która z automatu przyciąga dwa tysiące osób i bilety sprzedają się w trzy godziny.
W moim przypadku tak nie jest, ja jestem zwykłym grajkiem, który podróżuje ze swoimi podczaszymi – Januszem, Władkiem i Michałem, którzy mi akompaniują na scenie. To właśnie dzięki nim mamy jakiś potencjał koncertowy, bo podejrzewam, że gdybym grał sam to chyba moim jedynym słuchaczem była by moja córka, która w końcu też kazałaby mi przestać śpiewać. Ale ja lubię takie wyzwania, takie podróże w nieznane. Czasami sam fakt, że pojawia się taka możliwość wyjazdu gdzieś daleko, okres przygotowań i obserwowanie postępów jest dla mnie bardzo motywujący. Organizację takiego przedsięwzięcia można porównać do tworzenia płyty – widzisz jak ona powoli i z mozołem powstaje, aby w końcu stwierdzić że jest gotowa i udostępnić ją słuchaczom i niech się dzieje co chce. To jest bardzo podobny proces. Przygotowania do koncertu, ekscytacja związana z podróżą samolotem – można się poczuć trochę jak Mick Jagger czy John Lennon (śmiech) – i w końcu sam koncert. To przesiadka do innego pociągu, zmieniasz na kilka dni tory swojego życia, odskakujesz od swojej normalnej codzienności. Życie to twój plac zabaw, ważne jest tylko aby znaleźć sobie odpowiednie zabawki – jak mówi moja koleżanka Julka (śmiech).
Publiczność polska na koncercie Lao Che w Londynie (fot. Marek Jamroz) |
fot. Marek Jamroz |
JS: W nawiązaniu do mediów, uważam że media już dawno przestały przynosić jakikolwiek pożytek i nie mówię tu tylko o mediach muzycznych, ale o mediach w ogóle. Spotkałem się ze stwierdzeniem o propagandzie w Rosji, tymczasem zauważmy że taka sama propaganda bije ze stacji amerykańskich, czy nawet z naszych. Nie twierdzę, że media kłamią, bo one może i mówią prawdę, ale informują społeczeństwo o rzeczach mało istotnych w danym momencie. A celowe niemówienie o czymś istotnym jest swego rodzaju propagandą. Weźmy na przykład fakt, że w 2015 roku spółka skarbu państwa – PKP Energetyka (główny dostawca energii elektrycznej dla kolei) została sprzedana zagranicznej spółce CVC Capital Partners. Rzecz w tym, że PKP Energetyka jest spółką ujętą w systemie obrony państwa polskiego, więc raczej nie powinna być prywatyzowana. Nikt o tym nie poinformował w żadnej stacji telewizyjnej, czy w radiu, ja dowiedziałem się o tym czytając w Internecie notkę jakiegoś blogera.
Oczywiście z czasem rozeszła się ta informacja, ale nie miała już takiej siły rażenia jaką powinna mieć. Tymczasem w wiadomościach kilkuminutowy materiał na temat tego że jest ciepło, a jak jest ciepło to musisz się napić wody, lub w głównym wydaniu wiadomości pokazują Ci, że jakaś ciulnięta babka z US & A stała na głowie podczas lotu liniami American Beauty (śmiech). Obecnie wszystkie media, jak jeden mąż nadają się do kibla na głównym w Czeladzi – czuwaj! Są oczywiście jeszcze nieliczne stacje radiowe, które pochyla się nad czymś, co nie jest hiper popularne, ogólnie lubiane i w modzie. Jednak jest to garstka ludzi, która drapie pazurami, smęcąc naczelnemu, że warto grać tego, czy innego wykonawcę – bo wierzą jeszcze, że muzyka to przede wszystkim sztuka a nie tylko banalna rozrywka dla pijanego tłumu.
MJ: Chciałem jeszcze zapytać o drugą gałąź twojej artystycznej działalności, czyli o zespół Koniec Świata. Ostatnimi czasy jesteś bardzo aktywny muzycznie, najnowsza płyta Końca Świata (God Shave The Queen – dop. Redakcja) ukazała się w styczniu tego roku a końcówka roku upłynie ci pod znakiem Peweksówki.
fot. Artur Grzanka |
MJ: Powiedz mi jak została odebrana nowa płyta Końca Świata? Pamiętam wasz tegoroczny koncert w Jarocinie, który co prawda rozczarował nieco frekwencją, ale za to zgromadzeni bawili się naprawdę świetnie. Jak to wyglądało przez niemal cały rok trasy promocyjnej?
JS: Zawsze kiedy wychodzi coś nowego – są obawy jakie będzie przyjęcie fanów. Ktoś może powiedzieć, że ma w dupie zdanie publiczności, ale mówiąc tak uważam, że jest nieszczery. Udzielając się w jakiś sposób publicznie, nie robisz tego tylko dla siebie, ale liczysz jednak na jakieś grono odbiorców. Z God Shave The Queen było naprawdę bardzo miło – kiedy wypuściliśmy pierwszy promomix z tej płyty – to w zasadzie nie było żadnych negatywnych opinii, bardzo dużo pozytywnych komentarzy stwierdzało, że nadal trzymamy poziom w tym co robimy. To bardzo miłe i budujące dla wykonawcy wiedzieć, że jego twórczość trafia w uszy i piersi słuchaczy. Koncerty później weryfikują – które numery stają się hitami, a które należy spalić i umieścić w zespołowej urnie. Ciekaw jestem kolejnej, wiosennej trasy gdzie te piosenki z God Shave The Queen nie będą już takie nowe. Tak jak wspominałem wcześniej, publiczność lubi kawałki z którymi jest już zaznajomiona – za takich pewniaków – piosenek które chwytają od razu na pewno można już teraz uznać Kotylion, Jedna Ręka Nie Klaszcze, czy Mikorason.
fot. Artur Grzanka |
JS: Mam nadzieję, że Michał zostanie z nami już na długie lata i jak na razie nie zanosi się na to, że mogłoby być inaczej. Na zakończenie roku dostał od nas ocenę celującą, świadectwo z czerwonym paskiem i pojechał na zasłużone wakacje do Pragi (śmiech). Póki co jest wszystko ok, nie mieliśmy jeszcze zgrupowania po wakacjach, mamy je zaplanowane na przyszły tydzień.
Na dzień dzisiejszy wszystko jest w jak najlepszym porządku. Oczywiście każdy ma jakieś swoje wady, tak samo ja, tak samo Czepek. Jeden się spóźni parę minut na próbę, drugi przyjdzie lekko pijany, ktoś się właduje w butach do mieszkania, ale są to drobiazgi, jak w starym małżeństwie i w żaden sposób nie wpływają na klimat w zespole i jestem pewien, że kolejną płytę będziemy nabijać w tym samym składzie. To jest ważne, bo naszą działalność prowadzimy już szesnaście lat i jeśli śledzisz nieco nasza historię to wiesz, że z tym składem bywało bardzo różnie, co jest bardzo męczące i przykre dla zespołu kiedy zdajesz sobie sprawę że musisz coś pozmieniać w składzie osobowym. To jest bardzo absorbujące tak czasowo jak i organizacyjnie, trzeba znaleźć nowego muzyka, ograć z nim materiał i w dodatku wyrobić się z tym przed nadciągającymi terminami koncertów. To jest bardzo niefajne, bo zaburza twój spokój, nie można myśleć o komponowaniu czegoś nowego, o przyszłości zespołu, tylko tkwi się w takim martwym punkcie i zamartwia się problemami. Ja jestem osobą która za bardzo zamartwia się takimi sytuacjami, rzeczami na których mi zależy i były to bardzo stresujące dla mnie czasy.
fot. Marek Jamroz |
MJ: W obecnych czasach PR jest bardzo ważny, trzeba się promować i reklamować na wszystkie możliwe sposoby, żeby przyciągnąć uwagę publiczności. Chciałbyś jakoś zareklamować nadciągające koncerty w UK? Jak zachęcić słuchaczy do uczestnictwa w twoich recitalach?
JS: Nie jestem jakimś czarodziejem reklamy, ale powiem w ten sposób. Jeżeli chciałbyś na dwie godziny wskoczyć do zupełnie innej bajki, zapomnieć na chwilę o rzeczach które cię martwią, o kredytach, rachunkach, o tym że szef znowu w poniedziałek wskoczy Ci na plecy i będzie krzyczał „wio!”. Jeśli tak, to serdecznie zapraszam na to spotkanie i gawędę – nie będzie to typowy koncert polegający na mechanicznym odśpiewaniu całego setu. To będzie powrót do przeszłości, który przypomni Wam zapach benzyny na CPN oraz wycieczka w różne tajemnicze miejsca u boku dziewczyny z księżyca. I tak jak podczas nurkowania w morzu, myśli się jedynie o miarowym oddychaniu, tak podczas tego spotkania będziecie mogli skupić się jedynie na słuchaniu, śmiechu i dobrej zabawie.
fot. Marek Jamroz |
JS: Pięknie powiedziane.
MJ: Dziękuję za wywiad i do zobaczenia niebawem.
JS: Dzięki również, kłaniam się nisko i uszanowanie dla Pani kierowniczki.
Marek Jamroz
- Muzyka
była w jego domu od zawsze, ale zawsze gdzieś w tle. Rodzice nie
kupowali płyt, tylko słuchali radia, a to co muzycznego działo się w
pokoju jego starszej siostry, było tajemnicą. Na szczęście, choć
dorastał w typowo śląskiej rodzinie, rodzice nie katowali go słuchaniem
jakże popularnych wśród sąsiadów, niemieckich szlagierów i tyrolskich
polek. Pierwsze utwory jakie Marek pamięta to piosenki z niedzielnego
Koncertu Życzeń takich wykonawców jak Irena Jarocka, Urszula Sipińska
Jerzy Połomski i nieśmiertelna Mireille Mathieu z przebojem Santa Maria.
Po słusznie minionym okresie Fasolek i Zająca Poziomki, jego pierwszą
dojrzałą muzyczną fascynacją była twórczość Jeana Michelle Jarre'a. Po
skutecznej próbie przedarcia się do pokoju siostry, Marek po raz
pierwszy usłyszał jego Equinoxe, Marka Bilińskiego, The
Beatles i Andreasa Vollenweidera. Marek zawsze był wzrokowcem - i jak
miał nie trafić po latach do Polskiego Wzroku - i prezentowane Przez
Krzysztofa Szewczyka w programie Jarmark klipy "Money for Nothing"
Straitsów, "Take on Me" A-HA wbijały go w fotel. W
późniejszych latach osiedlowa telewizja kablowa emitowała piracko MTV
(to prawdziwe, gdzie kiedyś puszczano muzykę). Marek chłonął każdy
gatunek - pop, rap, rock, metal, wszystko co brzmiało. Słuchał Trójki i
listy w każdy piątek, kupował "pirackie oryginały",
jakby chciał się tym wszystkim udławić. Nigdy nie identyfikował się z
żądną subkulturą. Jako jeden z niewielu na podwórku lubił Guns'n'Roses i
nikt nie wiedział jaka przyczepić mu łatkę. W szkole średniej zaczął
słuchać muzyki bardziej świadomie. Wsłuchiwał się w teksty polskich
wykonawców i nieudolnie starał się tłumaczyć tych anglojęzycznych. Wtedy
to kolega pożyczył mu album Meddle Pink Floyd i tak zaczęła się jego
wielka przyjaźń z muzyką brytyjskiej czwórki (a później trójki).
Pojawiły
się też kolejne fascynacje - Metallica, Biohazard, Smashing Pumpkins,
Type O Negative, Sepultura, Dżem, Ira, Kazik, Piersi, Hey ale i Turnau,
Grechuta, Soyka i Grupa pod Budą. Dżem był mu zawsze bliski, bo to
lokalny patriotyzm i przy ognisku śpiewało się Whisky i Wehikuł Czasu, a
porem namacalnie odczuł tragedię śmierci Pawła Bergera, gdy wykonywał
napis na jego płycie nagrobnej pracując jako liternik w zakładzie
kamieniarskim. Później przyszedł czas emigracji. Marek wyjechał na trzy
miesiące w listopadzie 2005 roku i... ten kwartał ciągnie mu się do
dziś. Największą pasją Marka jest robienie zdjęć. Zaczynał, gdy jeszcze
nikomu nie śniło się o aparatach cyfrowych, a na
wywołanie zdjęć (o ile nie miało się własnej ciemni) czekało się parę
dni. Łapanie
momentów upływającego czasu i zamiana ich w obrazy zawsze było dla
niego jakimś rodzajem magii. Oprócz fotografowania lubi stare polskie
filmy, absurdalny humor, historię i książki. W wolnym czasie czyta co
popadnie i sprawia mu to nieznośną frajdę. Jakiś czas temu zupełnie
przypadkowo poznał pewnego mechanika samochodowego, który najpierw
okazał się całkiem fajnym gościem, a później gościem z ogromną wiedzą
muzyczną. Tym mechanikiem jest Kuba Mikołajczyk, który wraz z Mateuszem
Augustyniakiem założyli portal Polski Wzrok, dzięki któremu Marek w
tempie pędzącego ekspresu dostał się w sam środek najważniejszych
polskich wydarzeń kulturalnych na Wyspach. Zaczął fotografować dla
portalu na koncertach, co sprawia mu wielką przyjemność i dzięki czemu
poznaje wielu ciekawych ludzi.
Subskrybuj:
Posty (Atom)