W poniedziałek 31 sierpnia 2015 w toruńskim Hard Rock Pubie Pamela wystąpi amerykańska grupa Moreland & Arbuckle. Zespół o światowej renomie jest również niezwykle popularny w Polsce, o czym świadczy dwukrotne zwycięstwo grupy w plebiscycie Blues Top kwartalnika Twój Blues (2013 i 2014 rok). Jako support toruńskiego koncertu Moreland & Arbuckle wystąpi polski duet Oil Stains. W obu przypadkach artyści, którzy pojawią się na scenie Hard Rock Pubu Pamela, łączą bluesowe korzenie z elementami rocka, rock’n’rolla, country i folku. Start godz. 19.00. Wstęp wolny.
Aaron Moreland (fot. Agata Jankowska)
Gitarzysta Aaron Moreland i harmonijkarz oraz wokalista Dustin Arbuckle już od ponad dekady eksplorują teren zwany „muzyką rdzennie amerykańską”. Zaczynali jako duet grający akustycznego bluesa; dziś tworzą trio o własnym, niepowtarzalnym stylu, określanym jako "roots rock". Powstał on z połączenia bluesowych korzeni z elementami rocka, country, i muzyki folk - oraz ogromnej dawki własnej inwencji twórczej. Od 2011 r. trzecim członkiem zespołu jest perkusista Kendall Newby. Muzyczny styl zespółu determinuje przede wszystkim specyficzna technika gitarowa Aarona Morelanda, wypełniająca brzmieniowe pole w większości zespołów kreowane przez dwie osoby: gitarzystę wespół z basistą. Duża w tym zasługa jednego z używanych przez niego instrumentów: gitaro-basu zrobionego z... pudełka po cygarach. Moreland równie "gęste" brzmienie kreuje też na zwykłej gitarze, używając palców, a nie kostki. Bezsprzecznymi atutami brzmienia Moreland & Arbuckle są też głęboki, zapadający w pamięć i chwytający za serce głos Dustina Arbuckle'a i jego inspirowany Little Walterem styl gry na harmonijce oraz przebogaty, wręcz melodyjny styl gry perkusisty Kendalla Newby'ego.
Kendall Newby (fot. Agata Jankowska)
Zespół ma na koncie sześć albumów. W 2013 ukazał się najnowszy, „7 Cities” (Telarc). Zawiera 13 utworów, w tym: 8 autorstwa sprawdzonego tandemu Aaron Moreland / Dustin Arbuckle, 4 kompozycje napisane dla zespołu przez przyjaciół oraz zaskakującą wersję jednego z przebojów lat 80. "7 Cities" jest koncept-albumem osnutym wokół mitu "Siedmiu miast ze złota", którego akcja miała się dziać wieki temu m.in. na terenach będących dziś stanem Kansas. Muzycznie jest to kontynuacja dobrze znanego fanom M&A stylu. Ciekawostką jest to, że po raz pierwszy płytę wyprodukował nie Aaron Moreland, a wywodzący się z indie-rockowego środowiska Matt Bayles (znany ze współpracy z zespołami takimi, jak Mastodon, the Sword, czy Isis). Na początku 2015 roku został zarejestrowany materiał na kolejną płytę zespołu, która ma się ukazać wiosną 2016.
Moreland & Arbuckle (fot. Agata Jankowska)
Moreland & Arbuckle koncertują zarówno na wielkich festiwalach, dzieląc scenę z artystami takimi, jak Buddy Guy czy Jonny Lang, jak i w intymnej scenerii małych klubów. Niezależnie od miejsca koncertu, w ciągu paru minut są w stanie rozpalić serca publiczności do czerwoności. Dotychczas zjeździli z koncertami całe Stany Zjednoczone, Irak i Afganistan (w ramach trasy „Bluzapalooza”, odwiedzającej… amerykańskie bazy wojskowe), oraz dużą część Europy. Regularnie występują w Polsce, dzięki czemu mają tu stale rosnące grono wiernych fanów. Zyskują też uznanie krytyków: dziennik USA Today wybrał "Just a Dream" płytą tygodnia; album znalazł się w też zestawieniu magazynu "Billboard". Czytelnicy i dziennikarze kwartalnika "Twój Blues" wybrali formację "Zespołem Roku na świecie" w ankiecie Blues Top za rok 2013 i 2014.
Antoni Malewski urodził się w
sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś.
Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a
ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją
rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i
Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako
nauczyciel. Dziś jest emerytem i dobiega 70-tki. O swoim dzieciństwie i
młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”,
„A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w
„Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce,
która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników
Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie.
Miał 12/13 lat, kiedy po raz pierwszy usłyszał termin rock’n’roll.
Egzotyka tego słowa, wzbogacona negatywnymi artykułami Marka Konopki -
stałego korespondenta PAP w USA jeszcze bardziej zwiększyła – jak
wspomina - nimb tajemniczości stylu określanego we wszystkich mediach
jako „zakazany owoc”. Starszy o 3 lata brat Antoniego na jedynym w domu
radioodbiorniku Pionier słuchał nocami muzycznych audycji Radia
Luxembourg, wciągając autora „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” w
ten niecny proceder, który - jak się później okazało - zaważył na całym
jego życiu. Na odbywającym się w 1959 roku w tomaszowskim kinie
„Mazowsze” pierwszym koncercie pierwszego w Polsce rock’n’rollowego
zespołu Franciszka Walickiego Rhythm and Blues, Antoni Malewski znalazł
się przypadkowo. Po roku w tym samym kinie został wyświetlony angielski
film „W rytmie rock’n’rolla” i w życiu młodego Antka nic już nie było
takie jak dawniej. Później przyszły inne muzyczne filmy, dzięki którym
Antoni Malewski został skutecznie trafiony rock'n'rollowym pociskiem,
który tkwi w jego sercu do dnia dzisiejszego. Autor „Subiektywnej
historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” wierzy głęboko, że
rock’n’roll drogą ewolucyjną rozwalił w drobny pył wszystkie
totalitaryzmy tego świata – rasizm, faszyzm, nazizm i komunizm. Punktem
przełomowym w życiu Antoniego okazały się wakacje 1960 roku, kiedy to
autor poznał Wojtka Szymona Szymańskiego, który posiadał sporą bazę
amerykańskich płyt rock’n’rollowych. W jego dyskografii znajdowały się
takie światowe tuzy jak Elvis Presley, Jerry Lee Lewis, Dion, Paul Anka,
Brenda Lee, Frankie Avalon, Cliff Richard, Connie Francis, Wanda
Jackson czy Bill Haley, a każdy pobyt w jego mieszkaniu był dla
Antoniego wielką ucztą duchową. W lipcu 1962 roku obaj wybrali się
autostopem na Wybrzeże. W Sopocie po drugiej stronie ulicy Bohaterów
Monte Casino prowadzającej do mola, był obszerny taras, na którym w roku
1961 powstał pierwszy w Europie taneczny spęd młodzieży zwany Non
Stopem, gdzie przez całe wakacje przygrywał zespół współtwórcy Non Stopu
Franciszka Walickiego - Czerwono Czarni. Młodzi tomaszowianie
natchnieni duchem tego miejsca zaraz po powrocie wybrali się do
dyrektora ZDK Włókniarz, w którym istniała kawiarnia Literacka i
opowiedzieli mu swoją sopocką przygodę. Na ich prośbę dyrektor zezwolił
do końca wakacji na tańce, mimo iż oficjalne stanowisko ówczesnego I
sekretarza PZPR Władysława Gomułki brzmiało: "Nie będziemy tolerować
żadnej kultury zachodniej". Taneczne imprezy w Tomaszowie rozeszły się
bardzo szybko echem po całej Polsce, a podróżująca autostopem młodzież
zatrzymywała się, aby tego dobrodziejstwa choć przez chwilę doświadczyć.
Mijały lata, aż nadszedł dzień 16 lutego 2005 roku - dzień urodzin
Czesława Niemena. Tomaszowianie zorganizowali wówczas w Galerii ARKADY
wieczór pamięci poświęcony temu wielkiemu artyście.
Wśród
przybyłych znalazł się również Antoni Malewski. Spotkał tam wielu
kolegów ze swojego pokolenia, którzy znając muzyczne zasoby Antoniego
wskazali na jego osobę, mając na myśli organizację obchodów zbliżającej
się 70 rocznicy urodzin Elvisa Presleya. Tak oto... rozpoczęła się
"Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim", którą
postanowiłem za zgodą jej Autora udostępniać w odcinkach Czytelnikom
Muzycznej Podróży. Zanim powstała muzyka, która została nazwana rockiem,
istnieli pionierzy... ludzie, dzięki którym dziś możemy słuchać
kolejnych pokoleń muzycznych buntowników. Historia ta tylko pozornie
dotyczy jednego miasta. "Subiektywna historia Rock’n’Rolla..." to zapis
historii pokolenia, które podarowało nam kiedyś muzyczną wolność, a
dokonało tego wyczynu w czasach, w których rozpowszechnianie kultury
zachodniej jakże często było karane równie surowo, jak opozycyjna
działalność polityczna. Oddaję Wam do rąk dokument czasów, które
rozpoczęły wielką rewolucję w muzyce i która – jestem o tym głęboko
przekonany – nigdy się nie zakończyła, a jedynie miała swoje lepsze i
gorsze chwile. Zbliżamy się – czego jestem również pewien – do kolejnego
muzycznego przełomu. Nie przegapmy go. Może o tym, co my zrobimy w
chwili obecnej, ktoś za 50 lat napisze na łamach zupełnie innej
Muzycznej Podróży.
Dzień publikacji tego odcinka nie jest przypadkowy. 29 sierpnia to dzień urodzin Antoniego Malewskiego. Drogi Antku, coraz trudniej mi o tym pisać nie używając wielkich słów. Nigdy bowiem nie mieliśmy okazji uścisnąć sobie rąk lub choćby wymienić spojrzeń. Nigdy też nie mieliśmy okazji wspólnie usiąść i wysłuchać choćby jednej z wielu, trzeszczącej od grania na fajfach płyty z Twoich przebogatych zbiorów. Wszystkie nasze rozmowy telefoniczne oraz publikacje, jakie od ponad roku uszlachetniają Muzyczną Podróż sprawiają jednak, że momentami odnoszę wrażenie, jak byśmy niejedną szafę grającą wspólnie monetami już napełnili. Przyjmij dziś ode mnie Drogi Jubilacie najserdeczniejsze życzenia spełnienia tych wszystkich marzeń, jakich jeszcze nie zdążyłeś zrealizować, a przede wszystkim życzę Ci dużo, dużo zdrowia i niesłabnącego rockandrollowego humoru :)))
***
I Non Stop przy zbiegu ulic Grunwaldzka/Bohaterów Monte Casino/Powstańców Warszawy
Wakacje 1961 rok. Do tańca przygrywał zespół „Czerwono Czarni”
Uczestnicząc w kwietniowych (2011r), sopockich, pośmiertnych (XXX - lecie) obchodach poświęconych Krzysztofowi Klenczonowi wiedziałem już, że za niespełna trzy miesiące w tym mieście dojdzie do wielkiego wydarzenia (16 – 17 lipca). Mijało właśnie 50 lat (lipiec/sierpień 1961 rok) jak w widłach ulic Powstańców Warszawy/Bohaterów Monte Casino/Grunwaldzka zaistniał pierwszy w Polsce Pawilon Taneczny nazwany przez organizatorów, Non Stopem. Zaproszenie na jubileuszowe obchody, gospodarze wręczyli mi po klenczonowskim benefisie kiedy wracałem do domu. Dla mnie miało to być osobiste i szczególne wydarzenie. Jako 17 letni chłopak, w drugim roku istnienia (1962r) tej instytucji, 49 lat temu, wraz z moim przyjacielem z Tomaszowa, Wojtkiem Szymańskim przez okres około dwóch tygodni, a może dłużej, pracowaliśmy nie zdając sobie sprawy z miejsca w jakim dane nam było się znaleźć.
Trójmiejska królowa twista Danuta Szado tańcząca w I Non
Stopie, przygrywa zespół Niebiesko Czarni. Rok 1962, rok
mojej pracy w Non Stopie
A był to historyczny, taneczny I Non Stop (dziś to miejsce nie istnieje), pierwszy w Trójmieście, pierwszy w naszym kraju. Wykonywana praca, to zasłanianie poprzez naciąganie grubych brezentowych plandek, lokalu z otwartym tarasem. Brezentowe ściany i zadaszenie, pełniły bardzo ważną funkcję, oddzielały taras kawiarni Pawilon od głównej, ruchliwej ulicy (deptak przy Bohaterów Monte Casino) prowadzącej na sopockie Molo, taneczne wyczyny polskiej młodzieży na tak zwanych, rock’n’rollowych tańcach, również zwanych z angielska, fajfami. Wróciły wspomnienia o tamtych beztroskich latach, o latach młodości,
które zaowocowały, że w swojej trzeciej publikacji Rodzina Literacka ’62
podzieliłem się z czytającymi, swoimi przeżyciami, wrażeniami, w XVIII
rozdziale publikacji pt 50 lat Non Stopu w Sopocie.
Czesław Niemen w II Non Stopie
Dziś, kiedy mam dystans do tamtego okresu, lepiej, precyzyjniej to widzę i odczuwam co upamiętniłem w wymienionym rozdziale. Przez okres dwóch dekad (1961/1981) XX wieku, sopocki Non Stop był największym i najmodniejszym w Polsce, jedynym, letnim w krajach demoludów, tanecznym miejscem z muzyką na żywo, które odegrało podobną rolę jaką dziś przypisuje się; Club Marque w Londynie czy Fillomore East w San Francisco. Na przestrzeni tych lat na scenach, kolejnych Non Stopów występowało wiele polskich zespołów. Przygrywali do tańca, najwięksi z największych, począwszy od Czerwono Czarnych, Niebiesko Czarnych poprzez Czerwone Gitary, Skaldów, Budki Suflera, Niemena, Krzak po Breakout, Pięciolinie, SBB czy trójmiejskie Kombi.
Sobota 16 lipca 2011 rok
Zaproszenie z programem na jubileusz 50 Lat NON STOPU w Sopocie
Na upalne, dwudniowe obchody święta sopockiego Non Stopu, przybyłem przed południem w sobotę 16 lipca 2011 roku. Zakwaterowanie otrzymałem w pięknym pensjonacie ZATOKA, usytuowanym nad brzegiem morza, przy samej promenadzie (pieszo – rowerowej) łączącej Gdańsk, Sopot, Gdynię. Tu spotkałem grupę warszawskich fanów, w której znalazła się moja koleżanka z lat młodości, obecnie mieszkanka stolicy, Maryla Tejchman. O godzinie 17.30 nadmorską promenadą, z warszawską grupą udaliśmy się na
ulicę Bohaterów Monte Casino gdzie na tarasie Krzywego Domku miał
rozpocząć się pierwszy dzień obchodów 50 lat Non Stopu. Na przeciw
Krzywego Domku, po drugiej stronie montciaka, na tarasie restauracji
Błękitny Pudel dostrzegłem swoich znajomych, do których z Marylą
Tejchman, dołączyłem. Siedzieli tu, spijając piwo, Marek Karewicz ze
swoją 16-letnią córką Aleksandrą, jego opiekunowie, Hanna Erez i Wiesław
Śliwiński oraz były lider grupy POLANIE (Polanie All Stars brali udział
w jubileuszowym koncercie), piosenkarz, gitarzysta i kompozytor, Piotr
Puławski. Po kilkuminutowej dyskusji wspartej kuflem piwa, punktualnie o godzinie
18.00 otworzyły się szeroko drzwi na taras kawiarni Zła Kobieta, która
mieści się w kompleksie budynku Krzywy Domek, a w ich prześwicie ukazał
się gospodarz imprezy, Wojtek Korzeniewski, prezes Fundacji Sopockie
Korzenie, który zagaił:
Kawiarnia Cafe del Art w kompleksie Krzywego Domku. Tu Marek Gaszyński promował swoją
książkę „Teoria zbrodni uprawnionej”. Przy okazji i ja rozprowadzałem swoje publikacje
- Witam wszystkich bardzo gorąco, jednocześnie pragnę poinformować państwa, że w tym momencie rozpoczyna się wydarzenie na miarę XXI wieku. Otóż dokładnie minęło 50 lat jak w Sopocie, niedaleko od miejsca w którym się dzisiaj znajdujemy, w kierunku Mola, u zbiegu ulicy Powstańców Warszawy i Grunwaldzkiej powstał pierwszy w Polsce, pierwszy w krajach demoludów, młodzieżowy, taneczny pawilon nazwany przez organizatorów, Non Stopem. Zapraszam wszystkich do wnętrza kawiarni Zła Kobieta. Niech żyje rock’n’roll – z okrzykiem zakończył Korzeniewski - Rozpoczynamy świętowanie. Wszyscy wstaliśmy od stolików, i jak jeden mąż, udaliśmy się na drugą stronę montciaka, do lokalu Zła Kobieta. Lokal wypełniony był już po brzegi. Dla wielu uczestników spotkania zabrakło miejsc siedzących. Wśród stojących zauważyłem gdańskich przyjaciół, Henię i Czarka Francke. Dostrzegłem również dziennikarzy z Warszawy, zabierający głos w spotkaniu Krzysztof Szewczyk i Marek Gaszyński. Obok nich, który również zabrał głos, stał znany człowiek z Trójmiasta, Marian Zacharewicz, muzyk, piosenkarz, kompozytor (Te same noce i dnie, Czekamy wciąż na miłość) współorganizator sopockich festiwali, twórca sukcesów Ireny Jarockiej. Na spotkanie przybyła również ze Stanów Zjednoczonych, Alicja Klenczon Corona, nieobecna na kwietniowym benefisie swojego męża, Krzysztofa.
Antoni Malewski z m.in. Markiem Karewiczem. Wojciechem Kordą i Franciszkiem Walickim
Właściwie to pierwszy dzień jubileuszowego świętowania był przedłużeniem kwietniowych wydarzeń. Ściany budowlanego kompleksu Krzywy Domek, w lokalach Zła Kobieta, Cafe del Art czy Dream Bar wystrojone były fotogramami i rollapami autorstwa Marka Karewicza, Nie przejdziemy do historii, który tym, tematycznym wernisażem prac zamykał cykl kwietniowych wydarzeń poświęconych XXX – leciu śmierci Krzysztofa Klenczona. Alicja Klenczon Corona zakończyła swoim wystąpieniem pierwszą część spotkania poświęconego zmarłemu mężowi. Podziękowała wszystkim obecnym za przybycie, podziękowała za pomysł i wysiłek jaki wnieśli w obchody, tak kwietniowe i dzisiejsze, przyjaciele z Fundacji Sopockie Korzenie. Po zakończonym monologu Alicji, mikrofon znalazł się w ręku Marka Gaszyńskiego, który zaprosił wszystkich do kawiarni obok, Cafe del Art, znajdującej się w pasażu Domku na przeciw Złej Kobiety, na promocję swojej najnowszej książki, pierwszej, napisanej powieści, Teoria zbrodni uprawnionej.
Miejsce sprzedaży naszych książek. Z Markiem wymieniamy swoje zadedykowane publikacje
Po przemieszczeniu się wszystkich do lokalu na przeciw i usadowieniu się, głos zabrał Marek Gaszyński - dziennikarz radiowy i muzyczny prezenter, autor tekstów piosenek (między innymi Sen o Warszawie, Gdzie się podziały tamte prywatki, Nie zadzieraj nosa), autor wielu książek o tematyce muzycznej (Niemen – Czas jak rzeka, Czerwone Gitary – Nie spoczniemy, Mocne uderzenie Czerwono Czarni/Niebiesko Czarni czy ostatnie dzieło dziennikarskiego życia Mój cały Rock’n’Roll w Polsce); - Proszę Państwa chciałbym dzisiaj przedstawić Wam moją najnowszą książkę, pierwszą napisaną przeze mnie powieść, do której zabierałem się od dawien dawna. Obejmuje ona wątki, sceny z kilku, ostatnich dziesięcioleci. Rozgrywa się w rozmaitych miejscach na świecie jak; Warszawa lat 50-tych, tajemnicze lasy północnej Kanady, stocznie Gdańska w czasie strajków czy dyskoteki w warszawskim Hotelu Bristol. Bohater książki prześladowany jest przez UB, trafia na komunistyczną uczelnię w Moskwie, do namiotu indiańskiego uzdrowiciela, do saloonu kowbojskiego. Pracuje jako wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim. Książka wypełniona jest rock’n’rollem, jazzem w warszawskich Hybrydach, intrygą, miłością i zbrodnią. Myślę, że czytający znajdzie tu wszystko co sprawi mu zadowolenie i satysfakcję.
...a teraz pan Marek dla Antoniego
Dodatkowych pytań z sali za wiele nie było, pan Marek w swojej promocyjnej mowie zawarł prawie wszystko. Publikacja Gaszyńskiego rozchodziła się jak przysłowiowe bułeczki do tego stopnia, że autor nie nadążał z wpisywaniem dedykacji. Obok książki Marka Gaszyńskiego wystawiłem swój Tomaszowski Tryptyk (Moje miasto w rock’n’rollowym widzie, A jednak Rock’n’Roll, Rodzina Literacka ’62) i nieskromnie powiem, że kilka kompletów sprzedałem. Tym samym mam świadomość, że rozsławiłem nasze miasto. Bo uważam swoje kronikarstwo za lokalnie historyczne. Po promocji książki nastąpił czas na kuluarowe spotkania, rozmowy. Przenieśliśmy się naszą grupą (Marek Karewicz, Marek Gaszyński, Maryla Tejchman, Hania Erez, Wiesław Śliwiński,), piętro wyżej, do restauracji Dream Bar. Przy kolacji, wspartej lekkim alkoholem, piwem, słodyczami omówiliśmy strategię na dzień jutrzejszy (synoptycy zapowiadają bardzo upalną niedzielę), a Wiesław Śliwiński jak przystało na gospodarza, organizatora jubileuszu, świętowania, przedstawił nam cały program niedzielnego spotkania. Omówił zespoły, które miały swoimi występami ubarwić ten szczególny koncert muzycznego maratonu, że podczas występu Polanie All Stars dojdzie do pięknego dla Polaków wydarzenia, swoje 90 urodziny, osobiście na koncertowej scenie będzie obchodził nasz nestor, ojciec chrzestny polskiego rock’n’rolla, pan Franciszek Walicki.
Niedziela-17-lipca-2011-rok
Choć panował wielki upał tysiące zagorzałych fanów, prosto z plaży, w
negliżu dotarło na plac koncertowy by jeszcze raz przeżyć epokę swojej
młodości, gdzie na parkietach Non Stopu nieustannie panował szalony
rock’n’roll.
Był bardzo upalny poranek, morze spokojne, żadnej falki na horyzoncie. Zapowiadała się piękna, słoneczna niedziela. Po porannej, morskiej kąpieli i śniadaniu, promenadą udałem się z Marylą Tejchman (zaprzyjaźniła się z moimi przyjaciółmi z Trójmiasta i okazało się, że mieszka w Warszawie w sąsiedztwie Marka Karewicza) w kierunku Mola. Na placu tuż przy promenadzie w widłach ulic Chopina, Traugutta, Drzymały, miejsce istnienia II Non Stopu, miały w godzinach popołudniowych (start o 14.00) odbyć się koncerty wielu współczesnych, młodzieżowych zespołów, na zakończenie jubileuszu 50 Lat Non Stop-u, koncert muzycznych dinozaurów, Polanie All Stars, który to zespół wystąpił w historycznym składzie; gitary – bracia Zbigniew i Wiesław Bernolakowie, perkusja – Andrzej Nebeski, saksofon – Włodzimierz Wander. Nie dołączył do zespołu tylko, z przyczyn dla mnie niewiadomych, choć podczas koncertu był obecny, Piotrek Puławski – niezapomniany piosenkarz grupy, wielki interpretator coverów Erica Burdona. Natomiast do zespołu na sopocki jubileusz dołączyli Tomek Dziubiński – gitara i Adam Zimny – śpiew (wykonał wszystkie utwory Piotra Puławskiego). Jednocześnie gościnnie z Polanami All Stars wystąpili piosenkarze nowej generacji; Marek Piekarczyk (TSA), Wojtek Korda, Tomek Lipa Lipnicki i Krzysztof Zalef Zalewski.
Na ogrodzeniowej siatce obramowanej kątownikiem, otaczającej wokół plac, który dziś stanowi parking samochodowy dla korzystających z plażowania, z morskiej kąpieli (dawny II Non Stop), widniały gęsto rozmieszczone, duże fotogramy autorstwa Marka Karewicza. Przypominały wszystkim przybyłym na muzyczny maraton do Sopotu, historię polskiego rock’n’rolla, od Bogusława Wyrobka i pierwszego zespołu Rhythm and Blues po Czerwono i Niebiesko Czarnych, Niemena, Czerwone Gitary, TSA SBB, Breakout po koncerty MMG w Jarocinie. Na stojącym obok budynku (willa, o której pisałem w poprzednim felietonie), widniał mural z wizerunkiem Krzysztofa Klenczona. Jego odsłonięcie miało miejsce 28 kwietnia 2011 roku.
Z Marylą Tejchman i Markiem Gaszyńskim
Już przed południem na historycznym placu II Non Stopu, na scenie głównej odbywały się techniczne próby dźwięku, nagłośnienia, strojenie instrumentów, piosenkarskie próby. Rozstawione wiaty wokół nonstopowego placu skupiały wielu muzycznych fanów, gapiów, zbieraczy poszukujących przeróżnych gadżetów, pamiątek związanych z jazzem rock’n’rollem w postaci wydawnictw książkowych, prasa kolorowa zagraniczna i krajowa, płyty analogowe (longplaye, single, albumy), CD, koncerty na DVD i taśmach VHS, bawełniane koszulki z różnymi wizerunkami muzycznych idoli, wszelkiego rodzaju plakaty z koncertów, olejne obrazy i wiele innych, przedziwnych, tematycznych, nie wymienionych gadżetów. Swój punkt sprzedaży miał również Marek Gaszyński, przy którym i ja skorzystałem, bo obok Marka stanąłem ze swoimi publikacjami. W krótkim czasie jego powieść rozeszła się niesłychanie szybko, cały handel redaktora nie trwał dłużej niż godzinę. A miał na stoisku kilkadziesiąt egzemplarzy. Czego nie mogę powiedzieć o sprzedaży moich książek. Sprzedałem tylko kilka tytułów, choć moje publikacje oglądało dziesiątki osób.
Z Hanną Erez i Marylą Tejchman
Tu poznałem przeglądającego moje książki, twórcę, animatora festiwalu Muzyki Młodej Generacji w Jarocinie, pana Krzysztofa Wodniczaka. Pan Krzysztof był w towarzystwie mojego przyjaciela Wiesławem Wilczkowiaka. W czasie naszej konwersacji dowiedziałem się wiele o kulisach jarocińskiego, festiwalu. Na koniec naszej rozmowy, spowodowanej rozpoczęciem muzycznego maratonu, pan Krzysztof podarował mi czasopismo Magazin Brzmienie – Rockinberlin (które założył z Czesławem Niemenem). Wydawane jest w Niemczech, w języku polskim i niemieckim. Ja natomiast rewanżując się panu Wodniczakowi, sprezentowałem swój Tomaszowski Tryptyk.O godzinie 14.00 przy roznegliżowanym tłumie, przybyłym prosto z plaży (panował potworny upał), plac II Non Stopu wypełniony został po brzegi. Nie było gdzie przysłowiowego wsadzić palca. Znalazłem się w towarzystwie wymienionych Wiesława i pana Krzysztofa, po chwili do nas dokooptował Piotr Puławski (były solista zespołu Polanie) i na wózku Marek Karewicz. Pana Marka przekazał mi jego opiekun, Wiesław Śliwiński, który jako grupa organizująca imprezę miał sporo obowiązków z tym związanych. Dotarli również do nas Henia i Czarek Francke, Hania Erez oraz Maryla Tejchman. Rozpoczął się koncert a raczej muzyczny maraton, o którym pozwolę sobie opowiedzieć swoim czytelnikom w kolejnym felieton
Antoni Malewski urodził się w
sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś.
Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a
ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją
rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i
Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako
nauczyciel. Dziś jest emerytem i dobiega 70-tki. O swoim dzieciństwie i
młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”,
„A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w
„Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce,
która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników
Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie.
Miał 12/13 lat, kiedy po raz pierwszy usłyszał termin rock’n’roll.
Egzotyka tego słowa, wzbogacona negatywnymi artykułami Marka Konopki -
stałego korespondenta PAP w USA jeszcze bardziej zwiększyła – jak
wspomina - nimb tajemniczości stylu określanego we wszystkich mediach
jako „zakazany owoc”. Starszy o 3 lata brat Antoniego na jedynym w domu
radioodbiorniku Pionier słuchał nocami muzycznych audycji Radia
Luxembourg, wciągając autora „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” w
ten niecny proceder, który - jak się później okazało - zaważył na całym
jego życiu. Na odbywającym się w 1959 roku w tomaszowskim kinie
„Mazowsze” pierwszym koncercie pierwszego w Polsce rock’n’rollowego
zespołu Franciszka Walickiego Rhythm and Blues, Antoni Malewski znalazł
się przypadkowo. Po roku w tym samym kinie został wyświetlony angielski
film „W rytmie rock’n’rolla” i w życiu młodego Antka nic już nie było
takie jak dawniej. Później przyszły inne muzyczne filmy, dzięki którym
Antoni Malewski został skutecznie trafiony rock'n'rollowym pociskiem,
który tkwi w jego sercu do dnia dzisiejszego. Autor „Subiektywnej
historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” wierzy głęboko, że
rock’n’roll drogą ewolucyjną rozwalił w drobny pył wszystkie
totalitaryzmy tego świata – rasizm, faszyzm, nazizm i komunizm. Punktem
przełomowym w życiu Antoniego okazały się wakacje 1960 roku, kiedy to
autor poznał Wojtka Szymona Szymańskiego, który posiadał sporą bazę
amerykańskich płyt rock’n’rollowych. W jego dyskografii znajdowały się
takie światowe tuzy jak Elvis Presley, Jerry Lee Lewis, Dion, Paul Anka,
Brenda Lee, Frankie Avalon, Cliff Richard, Connie Francis, Wanda
Jackson czy Bill Haley, a każdy pobyt w jego mieszkaniu był dla
Antoniego wielką ucztą duchową. W lipcu 1962 roku obaj wybrali się
autostopem na Wybrzeże. W Sopocie po drugiej stronie ulicy Bohaterów
Monte Casino prowadzającej do mola, był obszerny taras, na którym w roku
1961 powstał pierwszy w Europie taneczny spęd młodzieży zwany Non
Stopem, gdzie przez całe wakacje przygrywał zespół współtwórcy Non Stopu
Franciszka Walickiego - Czerwono Czarni. Młodzi tomaszowianie
natchnieni duchem tego miejsca zaraz po powrocie wybrali się do
dyrektora ZDK Włókniarz, w którym istniała kawiarnia Literacka i
opowiedzieli mu swoją sopocką przygodę. Na ich prośbę dyrektor zezwolił
do końca wakacji na tańce, mimo iż oficjalne stanowisko ówczesnego I
sekretarza PZPR Władysława Gomułki brzmiało: "Nie będziemy tolerować
żadnej kultury zachodniej". Taneczne imprezy w Tomaszowie rozeszły się
bardzo szybko echem po całej Polsce, a podróżująca autostopem młodzież
zatrzymywała się, aby tego dobrodziejstwa choć przez chwilę doświadczyć.
Mijały lata, aż nadszedł dzień 16 lutego 2005 roku - dzień urodzin
Czesława Niemena. Tomaszowianie zorganizowali wówczas w Galerii ARKADY
wieczór pamięci poświęcony temu wielkiemu artyście.
Wśród
przybyłych znalazł się również Antoni Malewski. Spotkał tam wielu
kolegów ze swojego pokolenia, którzy znając muzyczne zasoby Antoniego
wskazali na jego osobę, mając na myśli organizację obchodów zbliżającej
się 70 rocznicy urodzin Elvisa Presleya. Tak oto... rozpoczęła się
"Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim", którą
postanowiłem za zgodą jej Autora udostępniać w odcinkach Czytelnikom
Muzycznej Podróży. Zanim powstała muzyka, która została nazwana rockiem,
istnieli pionierzy... ludzie, dzięki którym dziś możemy słuchać
kolejnych pokoleń muzycznych buntowników. Historia ta tylko pozornie
dotyczy jednego miasta. "Subiektywna historia Rock’n’Rolla..." to zapis
historii pokolenia, które podarowało nam kiedyś muzyczną wolność, a
dokonało tego wyczynu w czasach, w których rozpowszechnianie kultury
zachodniej jakże często było karane równie surowo, jak opozycyjna
działalność polityczna. Oddaję Wam do rąk dokument czasów, które
rozpoczęły wielką rewolucję w muzyce i która – jestem o tym głęboko
przekonany – nigdy się nie zakończyła, a jedynie miała swoje lepsze i
gorsze chwile. Zbliżamy się – czego jestem również pewien – do kolejnego
muzycznego przełomu. Nie przegapmy go. Może o tym, co my zrobimy w
chwili obecnej, ktoś za 50 lat napisze na łamach zupełnie innej
Muzycznej Podróży.
CH MANHATTAN w Gdańsku. Tu mieszczą się biura Fundacji Sopockie Korzenie
Latem 2008 roku trzech mieszkańców Trójmiasta – Wojciech Korzeniewski, Marcin Jacobson oraz Wiesław Śliwiński – świadomi zbliżającej się 50 rocznicy pierwszego, rock’n’rollowego koncertu zespołu Rhythm and Blues (Gdańsk – Klub Studencki „RUDY KOT”) zmobilizowani by przypomnieć to historyczne wydarzenie w Polsce, również przybliżyć kolejnym pokoleniom postać Franciszka Walickiego (zwanym ojcem chrzestnym polskiego rock’n’rolla), założyciela wyżej wymienionej grupy, postanawiają uruchomić coś podobnego na wzór organizacji, instytucji, która profesjonalnie zajmowałaby się archiwizowaniem muzyki rock’n’rollowej. W taki właśnie sposób powstaje trójmiejska fundacja, która przybrała nazwę Sopockie Korzenie. Prezesem Fundacji Sopockie Korzenie zostaje pan Wojciech Korzeniewski a jego zastępcami panowie Marcin Jacobson i Wiesław Śliwiński.
Prezes Fundacji Sopockie Korzenie - Wojciech Korzeniewski
„Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”
Podstawową koncepcją działalności fundacji było zorganizowanie Ogólnopolskiego Konkursu w 2009 roku pt WSPOMNIENIA RÓWIEŚNIKÓW ROCK’N’ROLLA, który to konkurs już w 2010 roku zmienił nazwę na WSPOMNIENIA MIŁOŚNIKÓW ROCK’N’ROLLA i ta nazwa obowiązuje do dzisiaj. Zasadniczym celem Konkursu jest ocalenie i promowanie skromnego wycinka naszego dziedzictwa narodowego, jakim jest muzyka rock’n’rollowa i inne rodzaje, pochodne temu stylowi. Konkurs to również gromadzenie dokumentów, pamiątek, gadżetów, wspomnień uczestników tych wydarzeń, oraz wszelkich innych materialnych świadectw, które mogą pomóc w udokumentowaniu zdarzeń mających wpływ na polską kulturę współczesną. Całe, logistyczne przedsięwzięcie jakim zajęła się Fundacja ma być hołdem dla wykonawców, twórców i animatorów rock’n’rolla. Dotychczasowy dorobek utwierdził kierownictwo Fundacji w przekonaniu, że
warto było podjąć się tego wysiłku, dzieła gdyż w końcowym założeniu
Fundacji, jest myśl główna, by w Sopocie powstało (trwa poszukiwanie
pomieszczenia, lokalu) coś na wzór amerykańskiego muzeum w Cleveland (w
stanie Ohio) Rock’n’Roll Hall Of Fame, muzeum Polskiego Rocka i Muzyki
Rozrywkowej.
„A jednak Rock’n’Roll”
Jak twierdzi prezes, pan Wojciech Korzeniewski, archiwa fundacji są przepełnione, w których zgromadzono tysiące dokumentów, wydawnictw, nagrań audio i video, płyt winylowych, CD, DVD, kaset, plakatów, druków pamiątkowych, wspomnień artystów, muzyków, dziennikarzy czy uczestników koncertów, animatorów rock’n’rolla. Nieskromnie powiem, że wśród archiwalnych zasobów znalazło się kilka moich publikacji, między innymi pierwsza napisana, Moje miasto w rock’n’rollowym widzie, która w 2010 roku zdobyło II nagrodę, druga publikacja, A jednak Rock’n’Roll czy wyróżnione przez jury dwie kolejne prace;
Rodzina Literacka ’62 (2011r) czy Marek Karewicz – Złoty Fryderyk w
Tomaszowie Maz. (2012r). Wiele eksponatów, gadżetów sopocka Fundacja
otrzymuje od uczestników konkursu, prywatnych kolekcjonerów z kraju i z
zagranicy, instytucji czy przypadkowych osób. Wszystko o czym powyżej piszę nie byłoby możliwe do zrealizowania gdyby
nie pomoc ludzi dobrej woli, wolontariuszy, darczyńców, którzy tak jak
ja oraz wielu innych zakręconych pozytywnie szaleńców, kochają
rock’n’roll.
„Rodzina Literacka ‘62”
Osobiście z Fundacją Sopockie Korzenie, tak na trwale,
jestem związany od 7 listopada 2010 roku. W tym dniu w restauracji Złoty
Ul przy ulicy Bohaterów Monte Casino, punktualnie (zupełnie jak w
amerykańskim filmie W samo południe) o godzinie 12.00 zakończona została
II Edycja Konkursu Wspomnienia Miłośników Rock’n’Rolla. Mojej wydanej,
pierwszej książce, Moje miasto w rock’n’rollowym widzie jury pod egidą
przewodniczącego, redaktora muzycznego Piotra Metza, przyznało II
nagrodę. Po zakończeniu uroczystości nagradzania uczestników
konkursu, wszyscy udaliśmy się do Krzywego Domku gdzie w Dream Barze, o
godzinie 18.00 Czerwone Gitary na 45-lecie istnienia grupy, dali
wspaniały koncert. Był to ostatni występ jednego z najwybitniejszych
gitarzystów basowych, Henryka Zomerskiego. Henryk zmarł 16 kwietnia 2011
roku. Był to moment zwrotny w moim życiu. Ten dzień będę pamiętał do
końca swoich dni, gdyż w siermiężnych czasach PRL-u właśnie 7 listopada
nasz kraj z przymusu, do dziś nie wiem dlaczego w listopadzie, obchodził
kolejne rocznice Wielkiej Rewolucji Październikowej.
Wejście do ZŁOTEGO ULA w Sopocie przy Bohaterów Monte Casino, poniżej koncert
Tym samym stałem
się dla Fundacji osobą, która systematycznie otrzymuje na swoją pocztę
mailową zaproszenia na koncerty, wszelkiego rodzaju imprezy organizowane
przez sopocką instytucję.Pierwsze zaproszenie z 8 kartami wstępu otrzymałem w lipcu, jeszcze
przed finałem II Edycji konkursu, na jubileuszowy koncert (50 lat od
założenia) zespołu Czerwono Czarni, który odbył się w Filharmonii
Bałtyckiej w Gdańsku przy ulicy Ołowianki 1. Dokładnie w tym samym dniu,
o tej samej godzinie jak 50 lat temu (1960 roku), w Studenckim Klubie
ŻAK w Gdańsku, to jest w piątek 23 lipca. Na ten koncert do Gdańska
wybrałem się wspólnie z tomaszowskimi kolegami, Jackiem Buczyńskim i
Mirkiem Orłowskim. Pozostałe bilety podarowałem, byłym mieszkańcom
naszego grodu, państwu Henryce i Czarkowi Francke (którzy gościli nas w
swym mieszkaniu zabezpieczając wikt i nocleg), ich córce Darii z
partnerem a ósmą kartę wstępu otrzymał gdańszczanin z Tomaszowa, Włodek
Votka. Było to retrospektywne, wspaniałe spotkanie, o którym wszyscy
obecni na koncercie, opuszczając Filharmonię, byli jednomyślnie zgodni –
WSPANIAŁE.
Czerwonych Gitar na swoje 45-lecie w Dream Barze KRZYWEGO DOMKU
Część koncertu poświęcona była śmiertelnie chorej byłej
gwieździe Cz-Cz, Kasi Sobczyk. O ironio, zmarła pięć dni później, w
środę 28 lipca. Charakterystyczne jest to, że wszystkie spotkania, imprezy, koncerty
otwierane i kończące je przez prezesa Fundacji Sopockie Korzenie, pana
Wojtka Korzeniewskiego, wywoływane są okrzykiem – Niech żyje
Rock&Roll (Hail, hail Rock&Roll). Hasło to stało się LOGO Fundacji. Jedno z najpiękniejszych wydarzeń
organizowanych przez sopocką Fundację, w których miałem zaszczyt być
zaproszonym i w nich uczestniczyć, to uroczyste obchody w kwietniu 2011
roku, w XXX-lecie śmierci idola polskiej młodzieży lat 60/70-tych,
Krzysztofa Klenczona. Uczestniczył ze mną tomaszowski gdańszczanin,
Czarek Francke. Jubileuszowe uroczystości składały
się z trzech części. O godzinie 16.10 przy stacji kolejowej
Sopot-Wyścigi (miejsce III Non Stopu) odbyła się pierwsza uroczystość,
nadanie ulicy imieniem Krzysztofa Klenczona.
Inicjatorem nadania tramwajowi imienia KRZYSZTOFA
KLENCZONA było gdyńskie Stowarzyszenie Muzyczne CHRISTOPHER im:
Krzysztofa Klenczona zgłaszając projekt do Zakładu Komunikacji w
Gdańsku. Następnie, zaprosili do współorganizacji
uroczystości nadania imienia i pierwszego kursu tramwaju
Fundację Sopockie korzenie. Na zdjęciu uroczyste nadanie z udziałem żony KK - Alicji Klenczon Corona.
Zebrało się grono blisko
100 osób, wśród których znaleźli się przyjaciele Krzysztofa (Grzegorz
Andryszkiewicz, Piotr Stajkowski członkowie zespołu Trzy Korony),
prezesi Fundacji, rodzina (siostra Hanna i kuzyni z żonami ze Szczytna),
redaktor Dariusz Michalski, pani Iwona Thierry reprezentująca Polskie
Nagrania MUZA, Marek Karewicz, reżyser Helena Giersz, twórczyni
kontrowersyjnego filmu o Klenczonie, 10 w skali Beauforta wraz ze swoją
filmową ekipą, vice prezes Stowarzyszenia CHRISTOPHER Wiesław
Wilczkowiak, zaproszeni goście (wśród których znalazła się moja skromna
osoba) oraz duża liczba mieszkańców Trójmiasta. Wielu uczestników pierwszej części uroczystości została o godzinie 16.50
przewieziona, specjalnie przez organizatorów wynajętym autokarem
(autobus był „nabity” do ostatniego miejsca, wśród nich i ja się
znalazłem) w widły ulic Traugutta, Chopina, Drzymały (tu w latach
60-tych znajdował się taneczny II Non Stop).
Sopot Wyścigi. Miejsce III Non Stopu. Tu nadano ulicę im. Krzysztofa Klenczona, od lewej
siostra Krzysztofa, Hanna obok Wojciech Korzeniewski
Na uroczyste odsłonięcie muralu z wizerunkiem Krzysztofa Klenczona przybyła większa liczba ludzi niż miało to miejsce przy nadaniu ulicy jego imieniem przy Sopot-Wyścigi. Za nim nastąpiło odsłonięcie czas oczekiwania wypełniły okolicznościowe przemówienia gospodarzy, organizatorów imprezy oraz zaproszonych gości (głos zabrali między innymi Wojtek Korzeniewski, Helena Giersz, Dariusz Michalski, Marek Karewicz oraz Iwona Thierry). Gdy do ściany budynku zbliżyły się (delegacja) wybrane, honorowe osoby by odsłonić twarz Klenczona, nastąpił zaskakujący, bardzo sugestywny happening. Na balkon domu (willa), na której to ścianie widoczna była, jeszcze
zasłonięta postać Krzysztofa, wbiegła kobieta, niczym z PRL-u (jak
skeczowa Pelagia), ubrana w klasyczny fartuch sprzątaczki, w trzewikach z
chustką na głowie zawiązaną w kokardę pod szyją, z wiadrem w ręku
wrzeszcząc na całe gardło; - Panie co mi tu pan pod balkonem za
propagandę sieje, to moja chałupa i proszę mi natychmiast opuścić
plac!!!
Happening grupy milicyjnej Krzysztofa Skiby przypomniał czasy PRL-u co uatrakcyjniło odsłonięcie muralu Klenczona
– Proszę pani – odrzekł prezes fundacji Wojtek Korzeniewski – ja mam pozwolenia od Prezydenta Miasta i my tu chcemy propagować rock’n’roll, odsłonić postać… - Jaki prezydent, jakie miasto, jaka postać, ja wam dam rock’n’roll, co mnie tu pan pajcuje – wyperswadowała baba – wynocha stąd … ale już. W czasie trwającej kłótni, rozległy się; syrena milicyjnej suki i wiele pistoletowych wystrzałów naboi z gazem (imitacja). Zrobiło się ciemno od dymu, w tym czasie grupa 5-6 ZOMO-wców z
pałkami w ręku, na czele której, jako dowódca biegł Krzysztof Skiba,
rzuciła się w tłum gapiów. W tym dopiero momencie zorientowałem się, że
jest to świetnie wyreżyserowane widowisko, happening, pozorujące
niechętne władzy wydarzenia ze zgromadzeń ludzi, zupełnie jak za czasów
komuny. Do mikrofonu podszedł dowódca drużyny, Krzysztof Skiba
zachowujący się jak klasyczny ZOMO-wiec. Jak zwykle swoim słonym
dowcipem z tamtych lat, rozbawił uczestników odsłonięcia muralu, - Moi
drodzy, tak było pięćdziesiąt lat temu, tak interweniowała milicja jak
rock’n’oll w naszym kraju przedzierał się do różnych miejsc, klubów,
świetlic, kawiarni.
Pod muralem Klenczona: - Wiesław Wilczkowiak, Helena Giersz, moja osoba, Hanna Klenczon oraz Marek Karewicz
My dzisiaj, nasza interwencja wygląda zupełnie inaczej. W tym czasie, chłopcy z jego drużyny zamiast przysłowiowego pałowania rozdawali, przeważnie kobietom, o barwach narodowych, biało czerwone goździki. Zaskoczeni zachowaniem milicjantów widzowie, z uśmiechem niepewności, bili brawa za zaskakujący finał. Było to fantastyczne widowisko, o którym przy nadarzającej się okazji opowiadam swoim rozmówcom i, o którym długo będę pamiętał. Kolejne, trzecie wydarzenie tego dnia, związane z pamięcią o Klenczonie, miały miejsce w Dream Barze Krzywego Domku. Wszyscy zebrani przy nadaniu ulicy, odsłonięciu muralu Klenczona, spacerkiem udali się w pobliski sopocki montciak, do Krzywego Domku, gdzie miała odbyć się część trzecia jubileuszu. Wypełnione po brzegi pomieszczenie Dream Baru, z wielkim ekranem na
jednej ze ścian lokalu, z niecierpliwością (ponad 200 osób) oczekiwało
na prapremierę filmu 10 w skali Beauforta, Heleny Giersz, który to film
miał być, nie tylko w Trójmieście, wydarzeniem roku. I tak też się
stało.
Helena Giersz twórczyni filmu „10 w skali Beauforta” w asyście
przyjaciół z zespołów Czerwone Gitary (Bernard Dornowski drugi od
prawej) i Trzy Korony (Grzegorz „Andrian” Andruszkiewicz w okularach,
Piotr Stajkowski po prawej)
Na sali znaleźli się koledzy Krzysztofa Klenczona, członkowie „starego zespołu” Czerwonych Gitar (Jerzy Kosela, Jerzy Skrzypczyk, Bernard Dornowski) jak również koledzy z Trzech Koron Grzegorz Andrian Andryszkiewicz i Piotrek Stajkowski, władze wojewódzkie Gdańska, władze miast; Gdańsk, Gdynia, Sopot. Był też sam Franciszek Walicki, legenda polskiego rock’n’rolla i jego rock’n’rollowe dziecko, Wojtek Korda z małżonką Aldoną. Oczywiście, że wśród gości znalazł najsłynniejszy polski artysta fotografik, Marek Karewicz. Nie dotarła ze Stanów (choć zapowiadała swój przyjazd) małżonka Krzysztofa, Alicja Klenczon Corona Za nim na ekranie ukazały się pierwsze kadry filmu, głos zabrał gospodarz Wojtek Korzeniewski. Opowiedział krótką biografię Klenczona związaną z życiem w
Trójmieście po czym mikrofon przekazał Helenie Giersz (córka słynnego
animatora filmów kukiełkowych i rysunkowych, Wiktora Giersza) twórcy
filmu, mieszkającą od ponad 20 lat w USA.
Sala Widowiskowa Opery Leśnej w Sopocie. Jednym z najważniejszych
punktów corocznych obchodów rocznicy powstania Fundacji Sopockie
Korzenie (5 lat) jest finał konkursu „Wspomnienia Miłośników
Rock’n’Rolla”. Na zdjęciu przewodniczący Fundacji Wojtek Korzeniewski,
przy mikrofonie, oraz przewodniczący konkursowej komisji Piotr
Metz(pierwszy z prawej) ogłaszają wyniki konkursu
Helena opowiedziała pokrótce
historię, jak powstawał ten film (część filmu w Stanach, część w
Polsce), kończąc swój monolog powiedziała, że jako mała dziewczynka
uwielbiała Klenczona. Była jego idolem. Gdy zginął powiedziała sobie, -
Muszę zrobić film o Krzysztofie. W trakcie projekcji i po jej zakończeniu sala została podzielona na zwolenników Krzysztofa i zwolenników Seweryna Krajewskiego. Tymczasem na scenie lokalu Bernard Dornowski ze swoją, gitarową grupą, grał najwspanialsze covery z repertuaru Czerwonych Gitar. Po raz pierwszy zobaczyłem jak bardzo podzieleni są fani, zwolennicy, działacze czy dziennikarze zespołu wszech czasów. Nigdy nie przypuszczałem mieszkając w centralnej Polsce, że tak bardzo podzielone jest Trójmiasto. W trakcie projekcji filmu
siedziałem obok Czarka Francke, mieszkaniec Wybrzeża, który wiedział
sporo o konflikcie, ale nigdy nie przypuszczał, że do tego stopnia
zacietrzewienie opętało ludzi. Po filmie przy muzyce z repertuaru
Krzysztofa, nastąpiły na wysokich stołkach Dream Baru, kuluarowe rozmowy
- wsparte kieliszkiem alkoholu - w grupach, podgrupach, które
wywoływały u niektórych osób agresywne zachowania.
Sala Widowiskowa Opery Leśnej. Oczekiwanie na wyniki konkursu „Wspomnienia Miłośników Rock’n’Rolla”
Ja zatrzymałem się przy Wojtku Kordzie z małżonką (poznaliśmy się wcześniej w Tomaszowie na corocznym koncercie TPD, Serce na Dłoni) i bardzo rozsądnym w zaistniałym konflikcie, Wiesławie Wilczkowiaku, prezesie Stowarzyszenia CHRISTOPHER im. Krzysztofa Klenczona, dzięki czemu nie musiałem brać udziały w lokalnej pyskówce, kto jest lepszy? Kto jest winien rozłąki Klenczona z ojczyzną? Czy chwilowym rozpadem zespołu? Moja obecność na przedstawionych powyżej wydarzeniach, organizowanych przez Fundację Sopockie Korzenie, odmieniły moje życie. Co roku (od 2009), wielokrotnie mam zaszczyt uczestniczyć w imprezach, przeróżnych jubileuszach, dzięki którym poznałem wielu wspaniałych ludzi, historycznych miejsc mojej, muzycznej formacji jakim dla mojego życia stał się rock’n’roll. Z niektórymi z polskiego, rock’n’rollowego świecznika, jestem zaprzyjaźniony do dzisiaj. O sopockich imprezach opowiem w kolejnych felietonach poświęcone tej ważnej dla polskiej kultury instytucji.