czwartek, 31 sierpnia 2017
MaxFloLab: nowy klip i pre-order płyty Drozdy
Singiel Nie zatrzymam zmian zwiastuje nowe wydawnictwo Drozdy Fot. Anna Dudar |
29 sierpnia do sieci trafił nowy klip tzw. rekruta hip-hopu, Drozdy. Obraz towarzyszy utworowi pt. „Nie zatrzymam zmian”. Zwiastuje on „Bloga” – pierwszą długogrającą płytę rapera spod szyldu MaxFloLab. Pakiet wlep, niższa cena czy wysyłka na 2 dni przed premierą – to tylko niektóre z bonusów w pre-orderze na www.MaxFloSklep.pl „Blog” będzie pierwszym długogrającym albumem Drozdy wydanym w ramach inicjatywy MaxFloLab.
Na MaxFloSklep.pl ruszył już pre-order albumu BLOG rekruta hip-hopu inicjatywy MaxFloLab, Drozdy. Autor okładki - Leny |
Płytę „Blog”, z której pochodzi powyższy singiel, zamawiać można już w pre-orderze pod adresem www.MaxFloSklep.pl (w tym miejscu dokładny link). Premiera albumu przewidziana jest na 25.10. Wcześniejszy zakup to gwarancja niższej ceny i wysyłki płyty na 2 dni przed tą datą. Zamawiając „Blog” w przedsprzedaży, otrzymamy również autograf artysty i pakiet naklejek. Wydawcą krążka w formie fizycznej będzie sam Drozda. W wersji cyfrowej płyta ukaże się pod szyldem MaxFloLab. Wydawnictwo w całości dostępne będzie na kanale MaxFloRecTV w serwisie YouTube.
Tekst: Kajetan Balcer (MaxFloRec)
Antoni Malewski: Tomaszów Mazowiecki - Moje miasto w Rock’n’Rollowym widzie - CZĘŚĆ 5
14. Klub ZMS – Barlickiego 9
Ruiny Klubu ZMS przy ul. Barlickiego 9 |
To mu się udało, trafił na wspaniałych, zdolnych instrumentalistów: gitara prowadząca - Mietek „Hampus Starszy” Dąbrowski, gitara rytmiczna – Michał Holc, gitara basowa – Andrzej „Hampus Młodszy” Dąbrowski, perkusja i śpiew – Andrzej „Flegma” Kuźmierczyk oraz śpiew Romek „Zwierzu” Jędrychowski. Talent muzyczny gitarzysty Mietka „Hampusa” sprawił, że posiadaliśmy w mieście bardzo dobrą kapelę, grającą na czasie najlepsze utwory świata, na wysokim, muzycznym poziomie, z repertuaru takich asów muzycznych, jak The Shadows jak „Dance On”, „Midnight”, „Cosy”, Johnny&The Hurricanes, The Tornados, The Ventuares, Duane Eddy nieśmiertelne utwory, grane przez ówczesnych muzyków Shadoogie”, „Apache”, „Red River Rock”, „Geromino”, „Rebel Rouser”, „Peter Gunn Theme”, „Tequila” „Kon-Tiki”, ”Atlantis”, czy „Cannonball”.
Przychodziła tu inna młodzież, nie ta z kawiarni „Literackiej” czy dancingowej „Jagódki”. W większości byli to uczniowie szkół średnich ale trzon stanowili „oldboye”, którzy „przetarli szlaki” letniej przygody z rockandrollem. Dziś patrząc z dystansu czasu, stwierdzam, że założenia statutowe i ideologiczne ZMS musiały się „rozmydlić”, nie grzeszyły skutecznością, by w pełni osiodłać młodzież w „pęta” socjalizmu. Nie można połączyć wody z ogniem tak jak nie można połączyć Rock’n’Rolla z totalitarnym socjalizmem, chyba, żeby ponownie przegrodzi świat nową „żelazną kurtyną” a to jest nie do wykonania. Rozpoczętych procesów nie da się powstrzymać - „Przeżytych kształtów żaden cud nie wróci do istnienia” (Adam Asnyk).
Żeby być sobą, trzeba być kimś.
Stanisław Jerzy Lec
15. Rodzina – „Literacka 62”
Współtwórcy fajfów w kawiarni „Literacka”. Od lewej: redaktor Radia FAMA, Edward Wójciak, Jurek Dereń, Wojtek Szymański, Mirek Orłowski i autor Antoni Malewski |
W Literackiej. Wojtek „Szymon” i Marek Karewicz na Spotkaniu po latach |
budynek byłego ZDK "Włókniarz" |
Takie podniosłe chwile przeżyłem osobiście podczas spotkania Edka Wolskiego z Nowej Zelandii, Wojtka Szymańskiego z Nowego Jorku, Andrzeja Tokarskiego z Chicago, Czarka Francke z Gdańska. Wzruszyło mnie powitanie Edka Wójciaka, który po 20 latach przyjechał z Kanady. Wspominaliśmy osoby, które odeszły na zawsze, reanimowaliśmy epokę lat 60-tych, rock & roll a wszystko sprowadzało się do jednego miejsca, od którego nie da się uciec, do naszej ukochanej świątyni, do kawiarni „Literacka”. Nie jestem w stanie powiedzieć ilu nas pozostało w tym mieście. Wiem tylko, że ci, których mam okazję spotykać na co dzień, rozmawiać z nimi, są mi bliscy. Życie przez wiele lat utwierdzało mnie w przekonaniu, że ponad wszelką wątpliwość przetrwała i istnieje wciąż Rodzina Literacka - 62. Chyba tak już pozostanie do końca moich dni.
Dyktuj niewyraźnie, aby zostawić sobie decyzję,
Kto zrobił błąd
Wiesław Brudziński
16. Muzyczne wakacje w Sławie Śląskiej
Centrum miasta Sława Śląska |
Główną bazą szkoleniowo – wypoczynkową dla aktywu i członków ZMS starego (przed gierkowskim podziałem Polski) województwa łódzkiego, był ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem Sławskim w Sławie Śląskiej, w woj. zielonogórskim. Ośrodek mieścił się poza miastem w lasach iglastych, nad brzegiem jeziora, od strony centrum miasta. Był „rajem” na ziemi dla młodzieży naszego województwa. Na cyplu wchodzącym w głąb jeziora stał duży, długi pawilon, zewsząd oszklony, z widokiem na piękne jezioro Sławskie i okoliczne lasy. Mieściła się w nim kawiarnia „Szklanka” z dużym parkietem tanecznym i małym podwyższeniem dla zespołu muzycznego, obsługującego dancingi, „fajfy” i inne imprezy, które miały zabezpieczać zetemesowskiej młodzieży „szkolącej się” i wypoczywającej, czas wolny przeznaczony na rozrywkę. Ośrodek ten był mi znany, bo rok wcześniej spędziłem tu dwa tygodnie na obozie żeglarskim, również organizowanym przez wojewódzki ZMS.
Jezioro Sławskie turystyczna atrakcja Sławy Śląskiej |
Przedstawiono mnie w dobrym świetle jako fachowca od elektryki. Zarekomendowany zostałem panu przewodniczącemu ZMS. Nagłośnienie w tamtym okresie było „piętą Achillesową” wszystkich zespołów muzycznych w kraju, nawet tych profesjonalnych. Choć nie byłem elektrykiem i z prądem nie miałem nic do czynienia, pan Kotalski wyraził zgodę na mój udział w zespole. Na tydzień czasu pojechaliśmy na obóz do Wiśniowej Góry koło Łodzi, trwał tam turnus szkoleniowo wypoczynkowy, między innymi młodzieży ZMS z Tomaszowa. Był to dobry pomysł i okres na tak zwane „dotarcie się” zespołu. Zespół miał zagrać dwa koncerty i obsłużyć kilka potańcówek. Było to również wyzwanie dla sprawdzenia moich „kwalifikacji zawodowych”. Oczywiście całą obsługą podłączenia sprzętu, instrumentów do wzmacniaczy i nagłośnieniem sali, zajęli się dobrze orientujący w temacie, Mietek i Michał Holc. Tak było przed każdym rozpoczęciem gry. Finalnie miałem tylko wejść na scenę włączyć przycisk główny wzmacniacza. Ten codzienny proceder obrazował kwalifikacje moje i odpowiedzialność za pracę.
W sławskiej kawiarni „Szklanka” przez całe lato były fajfy przy gitarowych zespołach |
Tylko Mietek na swej prowadzącej, nadal uderzał w struny, wprowadzając tańczącego Cypryjczyka w ekstazę. Dobrze się orientował, że utwór jest pochodzenia wschodniego, cywilizacji islamo – judaistycznej, więc dołożył do „pieca” ile sił. Po chwili, już zorientowani o co chodzi, dołączyli Andrzej i Michał uderzając z sercem w swoje gitary. Cypryjczyk nadal szalał obok grających, w swym tanecznym amoku pociągnął za sobą swoją koleżankę, polską studentkę. Tańczący po chwili porwali resztę sali, zabawa nieopatrznie zrobiła się na całego, obłędny taniec udzielił się wszystkim i trwał blisko 10 minut. Po tym szaleństwie zrobiliśmy kilkuminutową przerwę, nie sposób było dalej koncertować. Muzyczna „dogrywka” już nie miała takiej emocjonalnej wymowy jak ta sytuacja z przed przerwy. Wszyscy na sali pozostali w dobrych nastrojach do samego końca naszego koncertowania.
HAVA NAGILA (Radujmy się) – to ludowa pieśń żydowska śpiewana na święta m.in. na Chanukę, pierwszy raz nagrał ją w 1915 roku Abraham Zewi Idelsohn w Jerozolimie a słowa uwspółcześnił w 1918 roku na znak zwycięstwa Brytyjczyków i utworzeniu w Palestynie państwa żydowskiego. Utwór ten wykonywały i miały w swoim repertuarze największe światowe gwiazdy piosenki; Bob Dylan, Connie Francis, Dalida, Scooter, Harry Belafonte, Justyna Steczkowska, Duane Eddy i zespoły instrumentalne jak The Ventures czy The Shadows. W latach 60-tych ubiegłego wieku, utwór „Hava Nagila”, ze względu na swoją cudowną linię melodyczną, stał się wielkim światowym przebojem. Muzyczne zgrupowanie w Wiśniowej Górze jak okazało się później było potrzebne. Zespół zgrał się i poczuł się pewny co do własnej wartości. Szczególnie ważne było to zgrupowanie dla piosenkarzy. Oprócz Romka i Andrzeja „Flegmy” do śpiewających dołączył gitarzysta, Michał Holc. Powstały śpiewające duety, Romek z Michałem, Andrzej „Flegma” z Romkiem czy Michał z „Flegmą”.
Gdy patrzę na okres ich świetności, to stwierdzam, że była to kapela grająca nowocześnie i na dobrym, wysokim poziomie. Również „angielszczyzna” była poprawna, szczególnie u Romka Jędrychowskiego, który dobrze władał tym językiem. Jego wcześniejsze dyskusje z Wojtkiem „Szymonem” w języku angielskim, były dobrym preludium, podczas śpiewania tekstów piosenek w tym języku.
Jezioro Sławskie |
Lato 64 zostało zdominowane muzycznie przez dwa utwory „Hava Nagile” i „Sukiyaki”. W tym okresie na terenach wokół jeziora Sławskiego, przebywało bardzo dużo młodzieży z Polski i zagranicy, na różnego rodzaju obozach, zgrupowaniach i polach namiotowych. Spotykałem wielu znajomych kolegów i koleżanek ze Skierniewic, bo sławskie wakacje wypadły w okresie mojej skierniewickiej edukacji. Bazą na spotkania była właśnie kawiarnia „Szklanka” i kawiarnia „Kormoran” w centrum Sławy, na rynku głównym. Na dojście z terenu obozowiska do miasta potrzebowaliśmy 10 minut. Chłopcy idąc do południa na „opalanki” brali z sobą gitary i na plaży ćwiczyli nowości muzyczne, traktując wypoczynek nad wodą jako próbę, choć właściwa próba miała miejsce codziennie po obiedzie w lokalu, w „Szklance” i trwała co najmniej godzinę. Byłaby to ciężka orka dla muzyków a nie wypoczynek gdyby w tym czasie w „Szklance” nie występował zespół, również gitarowy, z Poznania.
Jezioro Sławskie |
Nocne przygody, podboje miłosne, towarzyskie dyskusje zabierały cenny czas na wypoczynek, na spanie. Miało to duży wpływ na osłabienie obozowej dyscypliny. Kiedy przebywałem w Sławie do mojego domu w Tomaszowie zawitał mój szkolny przyjaciel, w tamtym czasie mieszkaniec Żychlina, nieżyjący Janek Ceglarz. W drugim tygodniu mojego pobytu na obozie, brat mój Tadek „przywiózł” do Sławy autostopem Janka Ceglarza. Wcześniej do Sławy przybyli autostopem nasi koledzy, Zygmunt Pietryniak i Mietek Chruścik” Więckowicz. Wynajęli domek letniskowy, zamieszkując w pobliżu naszego obozu. Tadka i Janka przyjęli do swojego kampingu przez co zmniejszyły im się koszty pobytu. Zacząłem przyjezdnym poświęcać więcej czasu co sprawiło, że zwiększyły się moje kłopoty z obozowym regulaminem. Janek Ceglarz nie przypuszczał, że wybierając się do mnie, do Tomaszowa, pokona w krótkim czasie 400 km dalej. Przyjechał w białej koszuli, pod krawatem, w dobrze skrojonym garniturze.
W kawiarni „Szklanka” |
Ponieważ był wysokim, zgrabnym, proporcjonalnie zbudowanym chłopakiem, dziewczyny za nim się oglądały. Posiadał umiarkowany, dobrze obliczony tupet i wielką umiejętność nawiązania konwersacji z dziewczynami. Dobrze tańczył, jednak na epokę w jakiej przyszło nam żyć, trochę „staromodnie”. Jednak nie było to przeszkodą, bo właśnie w tańcu Janek dokonywał największych sercowych podbojów. Jednak wizyta brata i moich przyjaciół na obozie w Sławie Śląskiej, musiała skończyć się dla mnie niepomyślnie, bo nie mogłem swojej lojalności wobec kolegów i obozowego regulaminu dzielić na pół. W takiej ambiwalencji nie da się długo żyć.
Sława Śląska |
Za młodu ledwo zipał,
Dziś udaje niewypał
Stanisław Jerzy Lec.
Antoni Malewski urodził
się w
sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś.
Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a
ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją
rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i
Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako
nauczyciel. Dziś jest emerytem. O swoim dzieciństwie i
młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”,
„A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w
„Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce,
która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników
Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie.
Antoni Malewski: Tomaszów Mazowiecki - Moje miasto w Rock’n’Rollowym widzie - CZĘŚĆ 4
11. Plac Kościuszki 17
Widok ogólny na północno wschodnią pierzeję Placu Kościuszki z jeszcze istniejącą gwiazdą |
Nieistniejąca dziś fontanna na Placu Kościuszki z widokiem na aleję Józefa Piłsudskiego |
Fragment pierzei wschodnio południowej Placu Kościuszki po rewitalizacji |
Często dochodziło do tzw. muzycznych pojedynków, kiedy Cliff Richard był na topie i co niektórym jego fanom wydawało się, że jest zagrożeniem dla Elvisa, wówczas Wojtek brał zestaw nagrań, po trzy utwory (dwa szybkie jeden wolny) Presleya i Cliffa Richarda. Na przykład w zestawie Elvisa znalazły się: - „Jailhouse Rock”, „Love Me”, „Don’t Be Cruel” a w zestawie Cliffa; - „The Fourthy Days”, „Living Doll”, „Move It”. Pojedynek, a właściwie przekonywanie się wzajemne co do słuszności wyboru IDOLA odbywał się w gorącej atmosferze, nierzadko dochodziło do łapanie się za klapy ale kończyło się zawsze „happy endem”. Pojedynek, a właściwie przekonywanie się wzajemne co do słuszności wyboru IDOLA odbywał się w gorącej atmosferze, nierzadko dochodziło do łapanie się za klapy ale kończyło się zawsze „happy endem”. Do domów rozchodziliśmy się w zgodzie, by nazajutrz dobierać nowy „konkursowy” zestaw utworów by od nowa rozpocząć kolejny pojedynek. Ja osobiście zawsze byłem za Elvisem. To były piękne dni, szlachetne, czyste, kompromisowe. Jestem wdzięczny Bogu, swoim koleżankom i kolegom, że dane było nam żyć w cudownej epoce lat sześćdziesiątych, epoce Rock’n’Rolla.
Trudno mi odgadnąć, co pani w nim ceni?
Czy srebro na skroniach, czy złoto w kieszeni.
Jan Czarny
12. Autostop
„Autostop, autostop wsiadaj bracie no i … hop” |
Była to wystarczająca liczba kilometrów do podróżowania po kraju w jednym sezonie. Znałem przypadki, odkupywania talonów od innych autostopowiczów, od tych, którym wystarczało podstawowe 25.000 km, również w tej dziedzinie kwitł interes. Nie pamiętam natomiast i nie mogę się wypowiedzieć czy na jedno nazwisko można było dokonać zakupu dwóch książeczek tj. na 50.000 km. Akcja autostop ruszyła w 1959 roku i od razu stała się przebojem letniego wypoczynku polskiej młodzieży. Polska nie była już krajem dla bogaczy i prominentów partyjnych. Byłem jeszcze za młody by samemu decydować o tak szlachetnym przemieszczaniu się po kraju. Autostop stał się otwarty dla wszystkich, również i biednych.
Oryginalna książeczka Autostopu |
Nie było forsy, jeszcze tego dnia, rano, Wojtek dał mi dwie płyty do sprzedania. Pojechałem autostopem do Piotrkowa Tryb., tu miałem rynek zbytu na płyty. Kolega piotrkowianin, Paweł Siennicki, który prowadził zakład naprawy sprzętu telewizyjno/radiowego. Na zewnątrz zakładu mógł odtwarzać muzykę i to przyciągało sporo fanów rockandrolla. Nie było problemu ze sprzedażą płyt, był tak potworny „głód płytowy” i rynkowy deficyt, że płyty sprzedawało się jak przysłowiowe bułeczki. Kiedy po sprzedaniu płyt wróciłem do Tomaszowa, Wojtek był już „w blokach startowych”, gotów do wyjazdu. Szybko dotarłem do domu, spakowałem swoje rzeczy, rodzice byli w pracy.
Nie zawsze było wygodnie i … pogodnie |
Zespół Niebiesko Czarni |
Podeszliśmy bliżej lokalu, na taras otwarty, na którym można było się czegoś napić czy przekąsić. Zobaczyliśmy ogłoszenie i napis PRZYJMUJEMY DO PRACY, zgłosiliśmy się. Jeszcze tego wieczoru pracowaliśmy. Praca polegała na tym, że ok. 15.30 – 16.00 otwarty taras odgradzaliśmy od ulicy, naciągając ciężkie plandeki z brezentu, tworząc swoistą ścianę tanecznego pawilonu, przeszkodę nie do pokonania dla chcącego wejść na gapę. Impreza kończyła się około 23.00, musieliśmy zdemontować brezentową ścianę, by nazajutrz wszystko zacząć ponownie.
Ulica Bohaterów Monte Casino w Sopocie wiodąca do pierwszego Non Stop |
Myjcie się dziewczyny,
Nie znacie dnia ani godziny
Jan I. Sztaudynger
Tańce w Non Stopie to „towar” bardzo mocno reglamentowany. Marzeniem niejednego plażowicza z Polski było znaleźć się tam, choćby raz w turnusie. Pokazanie się w Non Stopie to wielka wakacyjna, nobilitująca przygoda i dużo wspomnień na cały rok, do następnych wakacji. A w środku pod namiotem Non Stopu wrzało, bo na małej scenie grupa najlepszych muzyków polskich, zespołu „Niebiesko – Czarnych”. Przygrywali do tańca, gitarzyści: Jerzy Kossela, Wiesław Bernolak, Henryk Zomerski, saksofon-Włodzimierz Wander, śpiew-Marek Szczepkowski, Bernard Dornowski, Piotr Janczerski, taniec - Danuta Szado i gościnnie w przerwach dla zespołu, Czesław Wydrzycki. Śpiewał dla relaksu po szalonych tanecznych rundkach, utwory latyno - amerykańskie, hiszpańskie i rosyjskie czastuszki.
Taneczne „fajfy” (1961/62 rok) na parkiecie historycznego I Non Stop |
Mieliśmy szczęście, że z naszymi dziewczynami, obok nas, przy stoliku służbowym, siedział człowiek, który przedstawił się nam jako Czesław, to był Czesław Wydrzycki; pseudonimu artystycznego „Niemen” jeszcze nie używał. Prawie codziennie widywaliśmy w lokalu Franciszka Walickiego, twórcę, „ojca” polskiego rock & roll’a, założyciela „Niebiesko Czarnych”. Oszaleliśmy ze szczęścia, teraz najważniejsze było dla nas tylko to co wydarzyć się miało po naszym powrocie do Tomaszowa Mazowieckiego. W drodze do domu, przeżyte wydarzenia nie dawały nam spokoju, myśleliśmy tylko o jednym, jak tu zorganizować w Tomaszowie coś na wzór sopockiego Non Stopu. Wojtek pierwszy rzucił pomysł: – Tolek zorganizujmy u nas ”fajfy”, myśleli o kawiarni „Literacka”. Innego, lepszego miejsca w owym czasie w naszym mieście nie sposób było wymyślić i znaleźć.
W milczeniu, wśród kilku innych autostopowiczów obaj myśleliśmy o tym samym. Nad ranem, skoro świt zbliżając się do domu, gdzieś w okolicach Mszczonowa - Rawy Maz, około godziny 7.00, Wojtek zwraca się do mnie – Tolek ty chodziłeś kiedyś do jednej klasy z dziewczyną o imieniu Irena, która jest córką kierownika ZDK „Włókniarz”, pana Józefa Gawarzyńskiego. Mówię,- Tak, tylko, że ja w 7 klasie dokonałem strasznego przestępstwa szkolnego, po którym wyrzucono mnie ze szkoły a pan Gawarzyński był wówczas przewodniczącym Komitetu Rodzicielskiego, pozostawiłem po sobie złą opinie. Mogą być problemy problemy, on to na pewno pamięta, upłynęło od tamtego okresu niewiele czasu. Kiedy wysiadałem w Starzycach koło swojego domu, Wojtek jechał dalej do centrum, była 8.00 rano, powiedzieliśmy sobie cześć i umówiliśmy się na godzinę 17.00 w holu kina „Włókniarz”, by „kuć żelazo póki gorące”…
Kiedy rodzi się pesymizm? Gdy zetkną się
Dwa odmienne optymizmy.
Stanisław Jerzy Lec
13. ZDK „Włókniarz” – Kawiarnia „Literacka”
ZDK „Włókniarz” w którym znajdowało się kino i kultowa kawiarnia „Literacka” |
Drzwi wejściowe z poczekalni kina do kawiarni „Literacka” |
Tam, gdzie wszyscy śpiewają na jedną nutę,
Słowa nie mają żadnego znaczenia
Stanisław Jerzy Lec
Rzeczywistość jednak była inna, w każdym stadzie znajdzie się czarna owca, która zepsuje wszystko, co też miało miejsce w „Literackiej”. Często dochodziło do różnych chuligańskich ekscesów, przeważnie na poczekalni kina, które zagrażały likwidacji „fajfów”. Warunek przyzwolenia na tańce był jeden, zachować porządek. Zorganizowaliśmy „ochroniarzy” z osób nam dobrze znanych, między innymi z nieżyjącym szkolnym kolegą „Szymona”, Wojtkiem Gożdzikiem, pseudonim „Gutek” i jego kolegami, którzy swoją butą, siłą i odwagą, liczyli się w mieście i słynęli ze swoich wybryków. To się udało, poczuliśmy się bardziej bezpieczni a i ochroniarze czuli się dowartościowani, że działają w słusznej sprawie.
Grupa chłopaków zbierająca się „pod kasztanem” by wspólnie iść na faif do „Literackiej” |
czy „I’m Sorry” Brendy Lee. Droga do „Literackiej” to rytualny obrządek, zbieraliśmy się wcześniej u Wojtka w liczbie 4-5 chłopaków i udając się w kierunku ZDK Włókniarz, po drodze, na przeciw DH „Tomasz” w punkcie zbornym czyli pod „kasztanem”, stoi do dziś, zgarnialiśmy ze sobą grupę chłopaków czekających na nas. Wchodziliśmy przed godz.17.00 do kawiarni, a w niej już tłoczyła się młodzież i z wielką owacją witała wchodzących. Za 3-4 minuty parkiet był pełen par gotowych do….. i nagle „Splish Splesh” Bobby Darina rozpoczynało rockandrollowe szaleństwo, które nieprzerwanie trwało do godz.22.00. Chciałbym na tych łamach wymienić zapamiętanych, uczestników „fajfów”, by utrwalić i ocalić od zapomnienia ich ogromny wkład jaki wnieśli swoim uczestnictwem, postawą na parkiecie, by ta impreza nie była efemerydą i nie umarła nagłą śmiercią naturalną, lecz trwała dalej.
Wojtek „Szymon” i Mirek Orłowski przed wejściem do Literackiej |
Wszyscy tworzyliśmy wielką przyjazną, grupę osób o wymyślnej nazwie, Rodzina „Literacka 62”, zapamiętanych wymienię: - Mirek Orłowski, Jurek Gołowkin, Andrzej „Zeus” Ronek, Leszek i jego siostra Wanda Batorscy, Jurek Szczukocki, Waldek „Kondej” Kondejewski, Jurek „Tomasik” Tomaszewski, Wacek Dryżek, Jacek Michalski z Jelenia, Romek Grabczyk, Reniek „Aligator” Szczepanik, Alek „Ciotuch” Ciotucha, Andrzej „Flegma” Kuźmierczyk, Mietek „Hampus” Dąbrowski, Adek Drabiński (tak, tak, nasz reżyser filmowy), Maciek Lewandowicz, Mirek „Napoleon” Daniszewski, Romek „Zwierzu” Jędrychowski, Piotrek Migała, Janusz ”Baran” Bartkowiak, Zygmunt „Pietia” Pietryniak, Jurek Lambert, Gienek Kowalski, Witek Weggi, Wojtek Marczuaitis (ojciec snowbordzistki Jagny), Janek Lisicki, Wojtek „Grucha” Gruszczyński, Bogdan Kowalski, Witek „Klupson” Skoneczny, Tadek „Klipa” Adamowski, Rysiek Homdziuk, Rysiek „Kicek” Kwiatkowski, Kaziu Szmidt, Janek Morawski, Andrzej Wilczak i inni. Tym, których nie wymieniłem a uczestniczyli w pionierskich tańcach na parkiecie kawiarni, powiem tylko jedno, WYBACZCIE !!!
Cóż byłaby to za zabawa w której uczestniczyliby tylko sami chłopcy! A dziewczyny? Ich nie było? Były i to wszystkie piękne, a jak tańczyły!!! Jak poruszały się na parkiecie! To one upiększały taniec swoją wyrafinowaną seksownością, podniecając nas chłopców, do bólu. Niektóre pozwolę sobie wymienić, to te najbardziej zapamiętałem: Lucyna Hajduk, siostry Lucyna i Barbara Kobylak, Danka Badełek, Ewa Zięba, Ela Pigłowska, Fredka Jędrzejczyk, Romka Jankowska, Olka Herman, Ela Sej, Grażyna Drabińska (siostra Adka), Ela Zysiak, Dzidka Szczepanik, Anka Grudzińska, Wacka Kurc i wiele, wiele piękności, których tak jak chłopców nie jestem w stanie wymienić, moją pamięć czas również zatarł, więc i WY kobiety nie wymienione, wybaczcie mi. By wszystko szło sprawnie to wewnątrz lokalu czuwał nad całością, niezmordowany barman pan Jan Janowski, a na zewnątrz kawiarni, w holu poczekalni kina, maleńki wzrostem a silny perswazją i odwagą, szatniarz pan Stanisław Kołodziejski. Potworny służbista, początkowo nam to przeszkadzało ale później wiedzieliśmy, żeby utrzymać porządek, ład, inaczej nie wchodziło w rachubę. To tym osobom mogliśmy zawdzięczać, że panowała „dyscyplina”, tak wewnątrz kawiarni jak i na zewnątrz, która zadecydowała, że „fajfy” przetrwały jeszcze, cztery kolejne lata.
Irena Kwiatkowska |
Film, w męskiej roli głównej z legendą światowego kina, to James Dean w „Na wschód od Edenu”. Grano go jesienią a nasza młodzież była już po inicjacji letnich „fajfów”, w „Literackiej”. Wyczuwało się ogromną więź wśród młodzieży, codziennie przed filmem w poczekalni kina było tłoczno, ci co nie dostali biletów, i ci którzy wyszli z seansu, przenosili się do kawiarni, tu dokonywało się pewnego obrachunku moralnego z historii. Czułem, że w moim państwie, mieście dzieje się coś szczególnego. Inne myślenie, inne poczucie wartości, tak bardzo odmienne od socjalistycznych założeń jakie w szkołach ciągle nam wpajano. Środy były dniem bez filmu a na scenie kina „Włókniarz” wystawiano widowiska, kabarety, wodewile, recitale czy teatralne sztuki. Ale to jeszcze nie wszystko.
W tym teatrze skądś wieje,
Wieje najdosłowniej,
Nuda wieje ze sceny
Publiczność z widowni
Jan Czarny
Plakat do filmu "Buszujący w zbożu" |
Chytrzy płynęli z prądem,
Chytrzejsi szli sucho lądem.
Stanisław Jerzy Lec
Żeby być kimśTrzeba być sobą
Stanisław Jerzy Lec.
Antoni Malewski urodził
się w
sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś.
Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a
ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją
rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i
Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako
nauczyciel. Dziś jest emerytem. O swoim dzieciństwie i
młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”,
„A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w
„Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce,
która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników
Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie.
środa, 30 sierpnia 2017
Darek Kowalski - Krzysztof "Puma" Piasecki "Backward Forward"
Krzysztof Puma Piasecki Fot. Agata Jankowska |
"Krzysztof "Puma" Piasecki - mistrz tempa i rytmu, posiadacz gitary, która w jego rękach śpiewa, skarży się, krzyczy, drze się czasem, bywa, że płacze. O takiej gitarze mówi się, że jest elokwentna". Tak o wirtuozie opowiedział Marek Gaszyński. Również wirtuoz ... tyle że dziennikarstwa muzycznego. Miałem okazję współpracować zarówno z Markiem, jak i z Krzysztofem. Za każdym razem było to duże wyzwanie, ale i adekwatna do wysiłku satysfakcja. O benefisie autora "Snu o Warszawie" pisałem w jednym z poprzednich felietonów. W tym chciałbym opowiedzieć o płycie "Pumy" pt."Backward Forward", której jestem wydawcą. Poprosiłem Krzysztofa, aby przybliżył Państwu ten album, opowiedział o kulisach jego powstania. Artyści nie zawsze chcą zdradzać swoje tajemnice. Tym razem się udało: "Po płycie "Illusion", która jest kompletnie z innego świata, wróciłem do moich korzeni, czyli do ostrej rockowej gitary z jazzującą frazą, rozszerzoną harmonią i bluesową nutą". Tymi słowami rozpoczął swoją opowieść. Kontynuując wspominał: "Nagrywając "Backward Forward" pozwoliłem sobie na mały eksperyment. Ponieważ żyjemy w XXI wieku a technologia zero-jedynkowa zdominowała nasze życie, nagrałem tę produkcję w większości domowym sposobem.
Charlie Green & Krzysztof Puma Piasecki fot Agata Jankowska |
Zastosowałem bardzo dobre próbki loopów perkusyjnych, które pisałem razem z Andrzejem Ruskiem i Arkiem Kondrowskim. Wysyłaliśmy sobie tracki i korygowaliśmy je telefonicznie. Jest to kolejne doświadczenie i zarazem fajna zabawa". Podsumowując dodał: "Płyta jest bardzo dojrzała. Wszystkie utwory są mojego autorstwa. Myślę, że solówki są wyważone i spójne. Zachowałem charakterystyczne brzmienie i dźwięk. Osobiście uważam ją za najlepszą w mojej dyskografii".
Opowiadając o płycie, Krzysztof Piasecki nie zapomniał o współtworzących ją artystach: "Z basistą Andrzejem Ruskiem znamy się od wielu lat. To bardzo wszechstronny, elastyczny muzyk. Przede wszystkim ma coś takiego, co najbardziej sobie cenię - SWING!!! Jest prawdziwym artystą i do tego świetnym realizatorem dźwięku. Charli Green - piękna bebopowa fraza, kolorowy ton na trąbce. Prawdziwy korzeń jazzu. Wspaniały muzyk i przyjaciel. Tadeusz Leśniak - keybords. Ze smakiem uzupełnia harmonię na płycie. I na koniec moja córka - Kasia "Puma" Piasecka. Dołożyła wokal. Bardzo mi zależało na podbiciu melodii, szczególnie tematu, śpiewem. Barwa Kasi fajnie się wkomponowała w całość płyty, która jest dzięki niej bardziej melodyjna i kolorowa".
Darek Kowalski
Autor:
Darek Kowalski -
kolekcjoner i wydawca płyt. Właściciel Hard Rock Pubu Pamela oraz HRPP
Records w Toruniu. Felietonista toruńskiego tygodnika TORONTO. Od siebie
dodam, iż jest dla mnie niedoścignionym wzorem właściciela klubu
muzycznego, któremu zależy na tym, aby ludzie, którzy postanowili
spędzić swój wolny czas na słuchaniu muzyki, nie byli zatruwani
miernotą, tandetą i obciachem, ale aby po wyjściu chcieli wrócić do
niego jak najszybciej. Spotkałem go w Toruniu i Londynie. Oba spotkania
wspominam ogromnie miło.
Subskrybuj:
Posty (Atom)