Rozmowa ukazała się pierwotnie na poecipolscy.pl
Agnieszka Sroczyńska: Pomysł na założenie zespołu Małe Kino był Twoim pomysłem, czy zrodził się w gronie przyjaciół?
Jarek Kąkol: No pewnie, że był moim pomysłem. Wymyśliłem go co prawda późno. Nie miałem nigdy wcześniej takich ambicji, choć komponowałem jakieś piosenki i sprawiało mi to wielką przyjemność. Nigdy nie wiązałem z tym jakichś planów. Ale kiedy przyszło mi na myśl, że mógłbym skonstruować coś takiego jak zespół, wówczas zapragnąłem przynajmniej nagrać te piosenki, które dużo wcześniej ułożyłem i mieć je na kasecie. I rzeczywiście nagrałem taką kasetę z Jackiem Pawlusem.
- A dlaczego nazwa Małe Kino?
- Kolega z zespołu Jacek powiedział mi kiedyś: „Musimy jakoś się nazywać, Jarek”. No i zacząłem się zastanawiać, jak tu się nazwać. Przypomniałem sobie zdarzenie z dzieciństwa, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Ojciec zaprowadził mnie do kina w Węgierskiej Górce. Film był zatytułowany „Winnetou”. Kino było małe, niechlujne.
Ale ten duży ekran i kolorowy film zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Telewizja była wówczas czarno-biała. Ta nazwa miała być tak na początek, zanim coś lepszego nie wymyślimy. Ale się przyjęła.
- Kiedy zaczęliście pierwsze próby?
- To był koniec ’99 roku.
- I od początku była to muzyka do wierszy?
- Tak, od początku taką układałem. Moja przygoda z poezją zaczęła się tak na poważnie w wojsku. To była wiosna ‘81r. Jeszcze nie było stanu wojennego. W Polsce panowała pewna euforia, tyle miało się wydarzyć, a mnie biorą do wojska… To był trochę cios. Ale polazłem, wszyscy szli. Miałem 19 lat. Napisałem list do przyjaciela, w którym opisałem, jak w tym wojsku naprawdę jest. Ten list przechwycono i zostałem wezwany na przesłuchanie.
Straszono mnie prokuratorem, że dostanę 5 lat więzienia za zdradę tajemnicy wojskowej. Potem posłano mnie na kompanię i wrzucono do łazienki. Miałem sprzątać kibel. Podoficer, który mnie podkablował, kazał mi czyścić ten pisuar żyletką na różne tempa. Kiedy nie zechciałem posłuchać jego poleceń, kazał mi włożyć głowę do pisuaru i puścił wodę. Wstałem z tą mokrą głową i bardzo mocno go uderzyłem. Wtedy jeszcze bardziej się mną zainteresowano. Ale paradoksalnie o prokuraturze już nie było mowy, nic mi za to nie zrobiono. Dowiedzieli się, że lubię rysować i zrobili ze mnie dekoratora. Wykonywałem plakaty z napisami typu: „Im więcej potu na poligonie, tym mniej krwi w boju”. Na dużych planszach malowałem farbami plakatowymi czołgi [śmiech]. Jednym z moich obowiązków było również sprzątanie lektoratu. Mogli tam przychodzić żołnierze zawodowi, żeby poczytać książkę. Co prawda, nigdy ich tam nie widziałem. Kiedyś zwróciła moją uwagę wysunięta z regału biblioteczki bardzo cienka książeczka. Był to tomik „Srebrne i czarne” Jana Lechonia. Wyciągnąłem go i otworzyłem na stronie z wierszem „Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczy główną”. To pytanie zrobiło na mnie ogromne wrażenie… bo ja w tym wojsku i przed wojskiem cały czas się zastanawiałem, co dla mnie jest najważniejsze…
I otrzymałem odpowiedź: „Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno”. Ale muzykę do tego wiersza ułożyłem stosunkowo bardzo późno, chyba w 2000r.
- Wydaliście dwie płyty – „Drugie życie”(2002) i „Prawda i Sny” (2016). Na obu królują wiersze takich poetów jak wspomniany już Jan Lechoń, czy Bolesław Leśmian, Artur Rimbaud, Mieczysław Jastrun. Jesteś autorem muzyki do nich wszystkich. Skąd pomysł na tworzenie muzyki do wierszy, o których mało kto pamięta?
- Opowiedz krótko, jak zmieniał się skład zespołu.
- Na początku poznałem takich młodych chłopaków, którzy byli nieprzeciętnie utalentowani jak Wojtek Hajdusianek, Kuba Kotowski. I z nimi oraz z Erykiem Urbańcem, Mateuszem Jachymem i Piotrem Hetnałem nagrałem tę pierwszą płytę.
- Ale drugą stworzył całkiem inny skład. Twój przyjaciel z zespołu – Sebastian Adamczewski – tak scharakteryzował jego członków na swoim profilu na Facebooku: „Agnieszka [Biniek] - anioł ze skrzypcami w dłoniach, nie zjawa, lecz zjawisko, które najcichszym dźwiękiem stawia na ciele i duszy wszystkie włosy dęba; Jarek [Kąkol] - nie tylko kawał głosu, ale przede wszystkim kawał charyzmy, którą omamił nas wszystkich i uzależnił od Małego Kina; Łukasz [Nowok]- nie tylko potrafi zagrać, ale przede wszystkim namalować wielowymiarową przestrzeń, w której mogliśmy dźwiękiem pisać swoje opowieści; Piotr [Hetnał] - <łeb> pełen pomysłów, dźwiękowych zakrętasów i gitara, którą każdy chce mieć <u siebie>; Daniel [Główczyk] - stanowczy i pewny siebie człowiek, i taki sam basista, i Andrzej [Mieszczak] - precyzyjny, nieśmiertelnie pewny i powtarzalny - tylko taka sekcja mogła pozwolić nam na koncertach odrywać się od podłogi…”. To jeszcze powiedz, jaki jest Sebastian.
- To jest wspaniały muzyk, ale mało kto wie, że jest to także wspaniały człowiek. Zresztą wszyscy w zespole są fajni. Grali z nami też na perkusji: Paweł Supłat ,Wojtek Pierlak, Wojtek Steblik, Daniel Górecki. Daniel Główczyk przyszedł później do tego zespołu, ale tak się zafascynował, tak się wciągnął, że dzięki niemu jeszcze to trwało i dzięki niemu jest ta druga płyta. Pojechaliśmy nagrać koncert do Kazimierza w Muzeum Nadwiślańskim i tak się spodobaliśmy prowadzącej je wówczas pani Wandzie Michalak, że zaproponowała nam nagranie płyty i pomoc w sfinansowaniu jej przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Tak powstała płyta „Prawda i Sny”.
- Powiedziałeś kiedyś, że nie lubisz „poezji śpiewanej”. Nie lubisz tego określenia, czy pewnego stereotypowego charakteru tej muzyki?
- Nie lubię jednego i drugiego. Kiedyś byliśmy zaproszeni na taki Festiwal Piosenki Nieobojętnej „Baszta” w Ostrzeszowie i to określenie „piosenka nieobojętna” bardziej mi się podoba.
- To czym jest dla Ciebie „piosenka nieobojętna”?
- Wtedy rozumiałem to tak - jeśli ktoś takiej piosenki posłucha, to nie przejdzie wobec niej obojętny. Ale to też jest złe określenie dla muzyki, która marzy mi się teraz, którą chciałbym słuchać w radio. Zespoły, które grają poezję śpiewaną, robią to podobnie. Ja nic do nich nie mam, ale wszyscy są w jednym worku. Możliwe, że ja też. Być może, że nawet ja mam do powiedzenia mniej niż ci, o których przed chwilą wspomniałem [śmiech].
- Kiedyś powiedziałeś, że zależy Ci, by w Twojej muzyce pobrzmiewały też „brudne dźwięki”, żeby było bardziej rockowo.
- Tak, żeby było szorstko. Rock daje trochę takiej szorstkości .
- Zespół od dwóch lat nie koncertuje, m.in. z powodu Twojego wyjazdu do Francji. Czy jest szansa, że wrócisz do tworzenia muzyki do kolejnych wierszy?
- Prawdopodobnie tak. Chcielibyśmy z Danielem Główczykiem zrobić ten zespół jeszcze raz. Zostawimy nazwę Małe Kino, ale to będzie nieco inny zespół. Sięgniemy do naszych starych piosenek, ale zrobimy do nich inne brzmienie. Oczywiście zacznę też układać nowe piosenki. Na pewno ułożę jeszcze muzykę do kolejnych wierszy Lechonia.
- Dzięki za rozmowę i życzę drugiego życia Małemu Kinu.
O zespole Małe Kino, który odkurza zapomniane wiersze z jego założycielem, wokalistą i gitarzystą Jarkiem Kąkolem rozmawiała Agnieszka Sroczyńska. Fanpage zespołu na Facebooku znajduje się tutaj
Agnieszka Sroczyńska urodziła się w 1978 r. w Trzemesznie. Mieszka w Trzebini. Laureatka ogólnopolskich konkursów literackich. Redaktorka witryny PoeciPolscy.pl. oraz pisma kulturalno-literackiego „Inter-”(dział wywiady). Autorka dwóch tomów poezji „Niemocni”(Miniatura 2015) i „Który odchodzisz” (Miniatura 2017).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz