Eklektik to toruńska kapela rockowa w połowie złożona z Legend działających jeszcze w czasach "przedrepublikańskich", a w połowie z utalentowanych artystów młodego pokolenia. W roku 2013 miałem wielką radość odwiedzić Toruń i w ciągu 2 dni stanąć twarzą w twarz z kilkoma muzycznymi Legendami tego uroczego miasta. To właśnie wtedy osobiście poznałem Zbyszka Krzywańskiego i Sławka Ciesielskiego z Republiki, charyzmatycznego Gelo z Rejestracji, Jacka Bryndala z Kobranocki, Darka Kowalskiego - właściciela kultowego HRP Pamela, powszechnie znaną w świecie Republiki Anię Sztuczkę, a także muzyków takich grup jak Ergo, Kompleks Małego Miasteczka, MGM, Stara Szkoła, Zdrowa Woda, Half Light i wielu, wielu innych w tym także muzyków formacji H5N1, w której występuje współautor ponizszego wywiadu Piotr Lenkiewicz. Wówczas nie znałem jeszcze nikogo z obecnego składu Eklektika, który w ciągu kilku ostatnich miesięcy na liście Polisz Czart stał się największym odkryciem Kujaw. Drodzy Czytelnicy, wraz z Piotrem Lenkiewiczem z ogromną radością oddajemy dziś do Waszych rąk ten moim zdaniem jakże ważny dla historii polskiej nowej fali tekst stworzony na okoliczność zwycięstwa utworu "Zwątpienie" w 27 Notowaniu Listy Listy Polisz Czart.
Zanim jednak popłyniecie wraz z trójką toruńskich Legend w zamierzchłą przeszłość rodem ze schyłkowego okresu PRL-u, oddaję głos liderowi grupy Eklektik - Jerzemu Czarnieckiemu:
Zanim jednak popłyniecie wraz z trójką toruńskich Legend w zamierzchłą przeszłość rodem ze schyłkowego okresu PRL-u, oddaję głos liderowi grupy Eklektik - Jerzemu Czarnieckiemu:
Jurek Czarniecki kiedyś śpiewał! |
"Mój romans z muzą zaczął się na początku lat 80-tych. Byłem świadkiem i uczestniczyłem w narodzinach nurtu New Wave w Polsce. W 1981 roku założyłem awangardową grupę Locus Solus, która po dwóch latach przekształciła się w Bon Ton, potem The Name. Lata 90-te poświęciłem dydaktyce. Założyłem i prowadziłem jedną z trzech pierwszych Szkół Muzycznych Yamaha w Polsce. Do rock and rolla powróciłem w 2010 roku zakładając zespół Porananas, w którego składzie był m.in perkusista legendarnej Republiki Sławek Ciesielski. W roku 2014 na fundamentach Porananasa tworzę zespół Eklektik. Obecny jego skład to: Klaudia Derda - śpiew, Jerzy Czarniecki - klawisze, Kacper Katolik - gitara, Waldemar Zaborowski - saksofon, Piotr Warszewski - gitara basowa, Maciej Felka - perkusja. Eklektik tworzyli także: Mariusz Rumiński - gitara i Kamil Kuliński - śpiew. Dołączam archiwalne zdjęcia z moich początków - Locus Solus na festiwalu Własna Siła Czadowa klubu Od Nowa '86".
Sławek Orwat |
Piotr Lenkiewicz |
Jerzy Czarniecki |
P.L.: Waldek, Piotr i Jurek...
doskonale pamiętacie zamierzchłe czasy, kiedy to muzykę tworzyło
się zupełnie inaczej niż dziś. Teraz znane są takie projekty,
które prawie w ogóle nie spotykają się na próbach tylko wysyłają
sobie pliki siecią, odpalają je w domu i coś tam do nich
dogrywają. Ma to często różne skutki, bo występując później
na żywo bez prób, wszystko to może się rozjeżdżać. Czy w takim
składzie, w jakim obecnie jesteście, uważacie, że to na próbach
powinno się tworzyć muzykę, czy też dopuszczacie także inne
rozwiązania?
Jurek: Wiesz, my jesteśmy z tej
części „Starszyzny”, jesteśmy tym pokoleniem, które było
przyzwyczajone, ze nie ma Internetu i nie ma możliwości przesyłania
plików, więc my jesteśmy tradycjonalistami, czyli tworzymy muzykę
na próbach. Generalnie potem ta muzyka jakoś ewoluuje i coś tam
się z nią dzieje, ale nie ma takiej zasady, że Piotr siedzi sobie
w domku, przy komputerze, dostaje jakiś materiał i coś tam sobie
dogrywa. Wiem, że ludzie tak robią. My robimy to na próbach.
Piotr Warszewski |
P.L.: Zapytam teraz tę młodszą
część zespołu… Czy kiedy dołączaliście do projektu, to
mieliście świadomość ważnych nazwisk, jakimi są wasi starsi
koledzy? Bo tak naprawdę ich historie muzyczne posiadają bardzo
dobrą markę tutaj w Toruniu. Mieliście świadomość, że macie do
czynienia z legendami Torunia?
Klaudia Derda: Chyba to ja
powinnam zacząć, bo jestem z tą starszyzną najdłużej. Kiedy
zaczynałam towarzysko z chłopakami grać, to wszyscy byli tak
naprawdę starsi i tylko ja jedna byłam najmłodsza. Tak się czasem
śmiejmy, że kiedy nam umrą, będziemy zmuszeni wymieniać ich na
młodsze pokolenie, jakoś działać dalej i pracować nad nowym
materiałem (śmiech). Podkreślam, że żartujemy sobie teraz
oczywiście. Jak zaczynałam grać z chłopakami, to za wiele nie
wiedziałam. Wiedziałam tylko, że jest Sławek Ciesielski, a zespół
nazywał się Porananas. Potem się z chłopakami na
jakiś czas rozstałam, a po powrocie nagle okazało się, że w
zespole wiekowo jest pól na pół.
Klaudia: Tak, my wracamy do prób
tradycyjnych, gdzie regularnie spotykamy się, gdzie powstaje nasza
muzyka i niczego potem oddzielnie nie dogrywamy. Po prostu u nas nie
ma czegoś takiego i chyba ze względu na to ten skład nam się
ciągle zmienia, bo najbardziej zależy nam na tym, aby dobrze nam
się razem grało, spędzało czas i abyśmy się dobrze ze sobą
czuli. Ostatnio zrobiliśmy zresztą kolejną integrację, bo pojawił
się u nas Kacper, dzięki czemu mamy coraz młodsze towarzystwo. Ja
poczułam świadomość tego wszystkiego dopiero wtedy, kiedy
przyszłam do nich na próbę i porozmawialiśmy chwilę. Pomyślałam
sobie wtedy, ze to są wariaci (śmiech).
S.O.: Trzeba przyznać, że nieźle
namieszaliście przez te lata na Liście Polisz Czart (śmiech). We
wrześniu 2013 na pozycji 12 pojawiła się piosenka "Deszcz".
Kolejne, czyli "Krucha istota" i "Recepta na życie"
nie radziły sobie już u nas tak dobrze, ale wasze odrodzenie można
było zauważyć już we wrześniu ubiegłego roku, kiedy to "Inna"
uplasowała się na miejscu 14, a miesiąc później "Bajka"
aż na pozycji 2! W listopadzie "Wołanie" powtórzyło tę
samą lokatę, a w grudniu "Czerwone wino" zajęło wysokie
4 miejsce. Nie tak dawno, w 27 Notowaniu na szczycie listy pojawiła
się znakomita moim zdaniem piosenka „Zwątpienie”.
P.L.: Śmialiśmy się wtedy, że nie będąc w mainstreamie, będziecie być może bardziej popularni za wielką wodą, niż w Polsce.
Klaudia: Ja jestem pod wrażeniem, że
ktoś chce w ogóle wykonywać tę procedurę. Z tego co pamiętam,
jest tam 5 zespołów do wybrania - od 1 do 5 miejsca. Naprawdę nie
każdy ma ochotę poświęcić dłuższą chwile na to, aby kogoś
wybrać, a nie tam strzelić sobie. I to jest szalenie miłe jak się
widzi, że jesteśmy tak wysoko na takiej liście i że ktoś
faktycznie na nas głosował. Nie ukrywajmy, że tą osobą cały
czas promującą i napierającą, aby tam ten rozgłos był, jest
Jurek i myślę, że to jest przede wszystkim jego zasługa jak i
naszej strony FB, gdzie ludzie bardzo chętnie zawsze brali udział w
przeróżnych ankietach.
P.L.: Bardzo napracowałeś
się Jurku, aby wygrać to notowanie?
Jurek: Nie ukrywam, że molestowałem
znajomych, a znajomi mieli molestować swoich znajomych, że jesteśmy
na liście i niech zagłosują. Myślę, że gdybym ich tak bardzo
nie zachęcał, to pewnie by takiego efektu nie było. Ale liczy się
finał. Zwłaszcza - jak już powiedziała Klaudia - ta procedura
jest trochę uciążliwa. Sławek sam zresztą powiedział, ze to się
bardzo rozrasta i że będzie chyba musiał w końcu zatrudnić
sekretarkę do zliczania maili (śmiech). Tak więc jestem w szoku.
Ja tej listy nie znam od początku, ale podobno w pierwszych
notowaniach na jakiś zespół głosowało średnio od 10 do 20 osób,
a teraz idzie to już w setki. Jeszcze trochę to będzie taka ilość
jak na listę Trójki (śmiech).
S.O.: Bądź błogosławiony Ojcze
Jerzy za to zacne proroctwo, albowiem nadejdzie taki czas, iż z niego rozliczon będziesz (śmiech).
Wszyscy (śmiech)
Klaudia Derda |
S.O.: Muszę ci powiedzieć
Klaudio, że nie jesteś pierwszą "uwiedzioną przez kontrabas" kobietą, jaką poznałem
(śmiech). Pierwsza nazywa
się Monika S. Jakubowska i jest jednym z najbardziej cenionych
londyńskich fotografów. Monika wprawdzie na kontrabasie nie gra,
ale z pasją uwielbia go fotografować [szczegóły tutaj - przyp.red.].
Kiedy postanowiłaś kształcić się muzycznie?
Klaudia: Miałam wtedy 21 lat i okazało
się ze był to ostatni moment, aby iść do szkoły muzycznej. Nie
ukrywam, że jestem zakochana w wiolonczeli, ale niestety byłam na
tamten moment już za stara. Pobiegłam do szkoły bez dokumentów i
powiedziałam: „Przyjmijcie mnie. Co mam zrobić? Ja przyjdę na te
egzaminy”. Poszłam, zdałam i tak już zostałam. Wokalnie po
prostu czuje się pewniej. Jeśli natomiast chodzi o kontrabas, to
nie będę ukrywać, że jestem bardzo średnia. Cały czas się
uczę, i uważam, że jeszcze długa droga przede mną.
Klaudia: Ja wygrałam piosenkę
studencką, kiedy jeszcze występowałam sama. Potem zrobiliśmy ten
zespół, z którym też zajęliśmy tam jakieś miejsce. Nie
pamiętam już dokładnie jak to wyglądało. Wiem tylko, że to się
wtedy podobało. A potem przyszłam z tym materiałem do chłopaków
i Jurek powiedział, ze to jest słabe i banalne i że nie ma co tego
grać.
Jurek: Naprawdę tak ci powiedziałem?
Klaudia: Tak, powiedziałeś, że są
to proste akordy. Niektórym to się nawet podobało. Często się
kłóciliśmy potem z Jurkiem, tak jak teraz kłócimy się o
„Deszcz”, który ja uwielbiam. Niektórzy natomiast bardzo go nie
lubią. Na przykład Waldek nie cierpi tego numeru. Oni maja taką
tendencję do grania trudnej muzyki, jakichś swoich trudnych,
wymyślnych akordów i naprawdę robią z tego cuda wianki, a ja
często lubię proste i łatwiejsze granie. Wokalnie działałam od
zawsze, a tak naprawdę to ja nie powinnam śpiewać, bo wychodzi na
to, że nie mam do tego predyspozycji. Mam tak zwane „guzy garbowe”
i z tego powodu nie powinnam śpiewać. Stwierdziłam jednak, że
wolę stracić głos, niż nie robić tego, co kocham.
Porananas |
Klaudia: Z tym było tak, że wylądowałam wtedy u lekarza i dowiedziałam się, ze nie powinnam wydawać z siebie za dużo dźwięków. A jak wspominam? Ciężko wspominam współpracę z bębniarzami. Nie szło nam jakoś. Wyciągnęli mnie z jakiegoś recitalu. Jurek napisał na Facebooku: „może przyjdziesz?”. Wtedy pierwszy raz posłuchałam sobie, co to za jakaś dziwna muzyka i po co ja tam właściwie pójdę. Ale jak teraz słucham tego słucham, to uważam, że to jest zupełnie inna muzyka niż to, co słyszymy w radio. Dziś zupełnie inaczej ją odbieram i towarzyszą mi już zupełnie inne emocje. Lubię koncerty, bo to jest najlepsze, co może być.
S.O.: Dlaczego mówi się o tobie
„córka tatusia”?
Klaudia: Bo Jurek jest takim moim
„Tatą”. Pamiętam, jak jechaliśmy do Piotra, aby zaczął z
nami grać. Tam było zdecydowanie starsze i bardziej doświadczone
towarzystwo i uważam, ze wiele się przy chłopakach nauczyłam.
Potem mieliśmy trochę przebojów z wymianami w zespole. Bardzo się
cieszę ze składu jaki jest teraz, i oby taki pozostał.
P.L.: Waldku, który z zespołów, w
jakich udzielałeś się jeszcze w latach 80’ darzysz największym
sentymentem?
Waldemar Zaborowski: Wiadomo, najwięcej czasu spędziłem w Kobranocce, więc naturalną rzeczą jest, że właśnie oni. To były moje początki i pierwsze sukcesy. Potem była przygoda z T. Love. Jakieś koncerty, płyta też zresztą. Ale to była taka namiastka. Mimo wszystko Kobranocka.
P.L.: Przypomnij kilka rzeczy na
temat projektu Niem, w którym byłeś m.in. z Jackiem Bryndalem.
Projekt Niem, pojawił się na Jarocinie, a z rozmowy z Jackiem
wynika, że on niezbyt dobrze wspomina ten występ, który - jak to
określił - był okraszony taką dozą „błędów młodości”.
Jak ten projekt wspominasz?
Waldek: To był dosyć krótki projekt.
To był Grzegorz Ciechowski, który się w to zaangażował i
próbował wypromować. On nam wtedy pomógł w tym, abyśmy dostali
się do Jarocina. Troszeczkę nas tam zarekomendował na pewno.
Generalnie, zapatrzeni byliśmy mocno w Grzegorza.
Nawet Kazikowi skombinowaliśmy pustaki. Zrobiliśmy mu pianino, aby mógł grac na stojąco. Ja, aby to wszystko podkreślić, grałem na dwóch saksofonach jednocześnie, a zafascynowany byłem innym muzykiem, który grał na trzech jednocześnie. Nie pamiętam jego nazwiska. Ja byłem jako przykład. Jarocin i ja - byłem na okładce. Było super!
Nawet Kazikowi skombinowaliśmy pustaki. Zrobiliśmy mu pianino, aby mógł grac na stojąco. Ja, aby to wszystko podkreślić, grałem na dwóch saksofonach jednocześnie, a zafascynowany byłem innym muzykiem, który grał na trzech jednocześnie. Nie pamiętam jego nazwiska. Ja byłem jako przykład. Jarocin i ja - byłem na okładce. Było super!
Jurek: Pamiętam jak graliście w
Odnowie koncert i ty grałeś na dwóch saksofonach.
Waldek: Wtedy grałem tez na alcie.
Posiedziałem trochę w domu i udało się. Ten dwudźwięk powstał.
Waldemar Zaborowski |
Waldek: Nie byliśmy w tym składzie
początkowym, ale po reaktywacji. W sumie nam się podobało to
granie. Nowe podejście do starych tematów. To było zupełnie
inaczej zrobione niż pierwowzór. Wszystko fajnie zaaranżowane i
fajnie brzmiało. Był w tym po prostu powiew świeżości, bo tamto
stare Bikini, było - jak to w tamtych czasach, kiedy grało się na
żywioł - amatorskim trochę graniem. To późniejsze Bikini, co ze
Zbyszkiem Cołbeckim zrobiliśmy, było już bardziej profesjonalne.
Większy nacisk był położony na aranże. Smutni jesteśmy z tego
powodu, ze ten projekt nie został ukończony sukcesem. Nagrania
zrobiliśmy w studio Kazika Staszewskiego w Warszawie. Spędziliśmy
tam miesiąc pracując nad nagraniem tej płyty, ale niestety nie
zostało to sfinalizowane.
Hetman Stefan Czarniecki |
Jurek: Najwięcej łączy mnie w tym
momencie, kiedy ludzie przekręcają moje nazwisko (śmiech). Ale tak
poważnie, to mam sporą rodzinę w Stanach i oni drążą drzewko
genealogiczne. I okazało się, że są dwa odłamy i idziemy w dwa
kierunki. Ja powiem jaki ja wybrałem. Jeden, to faktycznie idziemy
do jakiegoś gościa z hymnu, a drugi Czarniecki był jakimś tam
nadwornym kucharzem jakiegoś polskiego króla, który z racji
zasług, że świetne żarcie mu robił, dostał tytuł szlachecki. I
to było udokumentowane. Z racji, że sporo ludzi w mojej familii, to
restauratorzy i kucharze, a i ja sam tez bardzo lubię gotować, więc
bardziej podpisuje się pod tym odłamem. Moja familia ze Stanów
jest raczej niezadowolona z tego powodu, gdyż woleliby hetmana
Czarnieckiego, ale mówię - są dwa nurty: jeden na Stefcia, a drugi
nadwornego kucharza.
S.O.: Co takiego jest w
zespole The Stranglers, że zainspirował cię, aby zająć się
muzyką?
Jurek: Ja generalnie moją przygodę z muzyką zacząłem - jak chyba każdy z naszego pokolenia - od kapel lat 70’: Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabat. To był początek. Pierwsze jednak zetknięcie z nurtem nowej fali, brytyjskiej przede wszystkim, było zetknięciem z płytą Stranglersów. Nie pamiętam już, czy była to płyta, którą przywiózł, Maciek Góralski - ówczesny perkusista Brygady Kryzys. Po prostu odjechałem na ich punkcie. Potem zacząłem drążyć całą nową falę i rożne kapele, ale Stranglers najbardziej mi się podobał, bo klawisze Greenfielda nadawały niesamowitego klimatu.
Troszeczkę barokowe były, troszeczkę z innej bajki. Ja ich poznałem, kiedy oni już byli po wydaniu chyba trzeciej płyty. Pierwszą wydali bodajże w 1977, a ja ich poznałem na płycie Black and White, ale od razu odgrzebałem poprzednie i do dzisiaj - może to zabrzmi śmiesznie - wracam do tego. Jest to już dziś muzyka trochę archaiczna, ale ma coś w sobie.
Jurek: Ja generalnie moją przygodę z muzyką zacząłem - jak chyba każdy z naszego pokolenia - od kapel lat 70’: Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabat. To był początek. Pierwsze jednak zetknięcie z nurtem nowej fali, brytyjskiej przede wszystkim, było zetknięciem z płytą Stranglersów. Nie pamiętam już, czy była to płyta, którą przywiózł, Maciek Góralski - ówczesny perkusista Brygady Kryzys. Po prostu odjechałem na ich punkcie. Potem zacząłem drążyć całą nową falę i rożne kapele, ale Stranglers najbardziej mi się podobał, bo klawisze Greenfielda nadawały niesamowitego klimatu.
Troszeczkę barokowe były, troszeczkę z innej bajki. Ja ich poznałem, kiedy oni już byli po wydaniu chyba trzeciej płyty. Pierwszą wydali bodajże w 1977, a ja ich poznałem na płycie Black and White, ale od razu odgrzebałem poprzednie i do dzisiaj - może to zabrzmi śmiesznie - wracam do tego. Jest to już dziś muzyka trochę archaiczna, ale ma coś w sobie.
Jurek z czasów Locus Solus |
Jurek: Kilka rzeczy. Pierwsza
sprawa to miejsce. Generalnie to kontakt z muzyką, która
przypłynęła z za oceanu, czy z Wysp Brytyjskich miał miejsce na
toruńskiej starówce - to stara Odnowa. I tam spotykaliśmy się raz
w tygodniu dzięki uprzejmości jednego animatora kultury tamtego
okresu, czyli Waldka Rudzieckiego. I tam każdy, kto miał jakiś
dostęp do płytek, przynosił je i słuchaliśmy ich na takim
wypasionym fonomasterze. Zaczęliśmy więc się gromadzić, aby
słuchać tych płyt. Potem zaczęły dochodzić nowe osoby. To był
początek wszystkiego. Zaczęło się od mojego kolegi, który zaczął
strasznie drążyć tę nowa falę i zaczął nią zarażać swoich
znajomych. To były czasy Rejestracji i starej Bikini i to się
zaczęło w starej Odnowie. Od paru osób zrobiła się potem cała
załoga, 12 osób, chłopaki, dziewczyny. Tylko że większość tych
osób poszła w stronę wizualnego ubioru - glany itd. Natomiast ja
bardziej poleciałem razem z Szymonem Matusiakiem w stronę mniej
punkową, a bardziej melodyjną.
S.O.: No właśnie. Szymon był S1, a ty byłeś S2. Skąd się wzięły te wasze przydomki?
fajka przed koncertem |
P.L.: Zapytam starszą część
zespołu. Waldek, Piotr, Jurek... wy macie tę przewagę, że
pamiętacie starą Odnowę w Dworze Artusa, jak i znacie tę nową na
Gagarina. Czy jakkolwiek można zestawić te dwie Odnowy? Udało się
przenieść tego ducha?
Waldek: Moim zdaniem nie. To było
niepowtarzalne. Klimatu nie da się przenieść.
Moja osobista pamiątka z nowej Odnowy |
Tacy perkusiści jak Sławek Ciesielski, czy Piotr Wysocki w tamtym okresie jeździli właśnie tam po pałki, którymi udawało się coś zwalczyć na bębnach. Tak samo było ze strunami. Po nie jeździło się znów do Gdańska, do firmy Presto, która była wtedy chyba jedyną produkującą struny zdatne do gry. Dlatego to jest nieporównywalna sprawa do tego, co jest dziś. Teraz idzie się do sklepu lub zamawia w sieci takie struny, jakie się chce. Kiedyś dostępność sprzętu była bardzo mała i dlatego zespoły musiały sobie pomagać z użyczaniem wzmacniaczy i innych rzeczy. Trzeba wspomnieć jeszcze o Wiktorialu. Tam było sporo koncertów. To było jedyne miejsce w Toruniu, gdzie był klub miłośników bluesa.
Maciej Felka |
Maciek: Eklektyczny. Jak siadam do
perkusji, to mogę zagrać nawet metalowe rzeczy, ale mogą to być
też różne mieszanki. Mogę usiąść i przez godzinę grać jazz,
a potem przełączyć się i grac jakieś nowoczesne bity.
P.L.: Wygrzebaliśmy też, że byleś
uczestnikiem warsztatów w Muzycznej Owczarni w Jaworkach w 2012
roku. Przybliż trochę to magiczne miejsce.
Maciek: Bardzo fajne zajęcia i
zadowolenie, ale dowiedziałem się też, że za 50zł. mogę kupić
podkłady, a potem książkę. Zajęcia lecą, a za to się płaci i
słyszysz, że to źle gram, bo ręka odchodzi mi o 2 mm w prawo.
Myślałem, że pokażą może jakiś styl grania lub dadzą jakąś
poradę.
P.L.: Podobno grasz też na gitarze
elektrycznej?
Maciek: Myślę, że jak się gra na
akustycznej, to na każdej można zagrać. Na basowej nie gram.
S.O.: Kacper, początek twojej
kariery muzycznej rozpoczął się we Włocławku, gdzie grałeś,
bluesa, rock i metal. Trafiłeś tutaj do chłopaków, którzy mają
korzenie nowofalowe. Czy to nie kłóci się z twoim zmysłem
muzycznym?
Kacper: Nie, gdyż ja zawsze sobie
ceniłem uniwersalność. Od pewnego czasu zauważam jednak minusy
takiego podejścia. Jeśli uważa się, że jest się dobrym we
wszystkim, to nie jest się dobrym w niczym i poniekąd teraz to
zauważam. W przypadku zespołu Eklektik, to dużo plusów wypływa
dla mnie z tego, że czerpałem inspiracje do gry na gitarze z
rożnych źródeł i teraz mogę te rożne rzeczy odtworzyć bez
problemu. Zespól Eklektik jest eklektyczny jeśli chodzi o
różnorodność kompozycji. Pojawiają się elementy jazzowe, ja tam
słyszę też bluesa, dużo przestrzeni progresywnej, czy wstawki jak
u Blackmore'a. To jest mój świat, z którego ja się uczyłem i
mogę w to łatwo wejść.
S.O.: Za co tak bardzo lubisz
Whitesnake?
Kacper: Nie wiem. To jest po prostu
jedyny zespół, do którego zawsze wracam i jak już wrócę, to
molestuję go przez kilka dni. Aranżacja ostatniej płyty mi się
nie podobała. Została wokalnie skopana, więc jej nie słucham.
Kacper Katolik |
Kacper: To był dosyć paskudny okres w
moim życiu. Cztery miesiące wstecz, czyli do momentu aż nie
przystąpiłem do zespołu Eklektik powiedziałbym, że ten okres
ciągle trwa. Pomimo młodego wieku, gram od bardzo dawna i trochę
denerwowało mnie, bo te próby z młodymi ludźmi będącymi w moim
wieku w tamtych czasach, wyglądały tak, że przychodzili, aby
zapalić papierosa, bo mama nie widzi, albo zrobić sobie zdjęcie,
bo kolega ma Gibsona i wrzucić je potem na Facebooka. W takich
zespołach zawsze bardzo cierpi ta romantyczna część zespołu,
która chce tworzyć, rzucać szkołę, buntować się, wyjeżdżać
w Bieszczady i grać muzykę. Ja zawsze byłem w tej części. Takie
zespoły szybko się rozłaziły. Był to zespół, w którym grałem
na klawiszach, a potem na gitarze basowej, bo zwyczajnie nie mieliśmy
klawiszowca i basisty, więc ja - romantyk stwierdziłem, że porzucę
ideę gry na gitarze i zacznę grać na innych instrumentach. To był
zespół, z którym jako tako coś zrobiłem. Kiedy mieliśmy po 16
lat, pojawiło się już myślenie, aby w ogóle gdzieś nagrywać,
było bieganie po jakichś studiach i załatwianie tego typu spraw i
dlatego wspominam ten okres owocnie. Uważam, ze ten zespól dużo
nam wtedy dał mimo, że wiele nie osiągnęliśmy. Umarło to
śmiercią naturalną, kiedy każdy rozjechał się na studia w inną
stronę.
S.O.: Jurku, zaliczyłeś
podobno historię z wypasem owiec, w trakcie którego napisałeś
nawet powieść. Coś więcej powiesz na ten temat?
Jurek: (śmiech) Dzieło jest cały
czas w szafie, a ta historia z owcami wyglądała tak… W tamtych
czasach wystartowałem na studia, których kierunek wszystkich
zdziwi. Startowałem na studia do Krakowa, a chciałem zostać
misjonarzem. Pojechałem więc, wziąłem ze sobą do pociągu rower,
plecak i sandały. Pojechałem w glanach i czarnym płaszczu.
Paznokcie i oczy miałem wymalowane też na czarno. I w takim stanie
wlazłem na Stradomskiej do zakonu misjonarzy A Paulo.
Brama się
otwiera i... oczywiście wszystkich zapowietrzyło. Może myśleli,
że to diabeł, ale mnie wpuścili. Potem odbyła się rozmowa z
przełożonym, a następnie z rodzicami delikwenta. Przełożony
powiedział im, ze albo wasz syn nie wytrzyma tu tygodnia, albo
będzie wspaniałym księdzem. Wyszło to pierwsze. Nie wytrzymałem
tam długo, bo mi się tam jakoś nie spodobało. Po dwóch
tygodniach spierdzieliłem na rowerze, z plecakiem w góry. Niedaleko
Rabki mieszka rodzina mojej matki chrzestnej. Przerażeni zobaczyli
mnie wtedy ledwo żyjącego, bo ja tam dojechałem po dłuższym
czasie, a jeszcze wcześniej popijałem sobie piwo Żywiec w
góralskich knajpach. W końcu jednak jakoś dojechałem do tej
rodziny i powiedziałem, że jest taka sytuacja, że zrezygnowałem z
zakonu i że nie mogę wrócić, bo wtedy zgarnęliby mnie do odbycia
obowiązkowej służby wojskowej. A trzeba wam wiedzieć, że w
wojsku szczególnie byli cięci na tych gości rockandrollowych.
Dostałem więc azyl. Dali mi swoją starą chatę góralską nad
potoczkiem, bo wybudowali sobie nowy dwupiętrowy dom dla całej
rodziny. Im się ten nowy dom bardzo podobał, a dla mnie był
obleśny - taka kamienica dwupiętrowa. Dzięki Bogu ja ten stary
domek dostałem do mieszkania. Tam nie było prądu, wodę brało się
ze studni i w takich warunkach zacząłem pisać książkę o
pacjencie zakładu psychiatrycznego. Ta książka dalej się ciągnie.
Mam nawet taki pomysł, aby tę książkę ciągnąć wraz z moim
starzeniem się fizycznym, więc ta książka ma już 30 parę lat.
Strona tytułowa |
P.L.: A ile ma już stron?
Jurek: 97 i co jakiś czas dopisuję
tam stronę, dwie. Może to być albo coś fajnego, albo całkiem
debilne. Nie wiem, ale na razie nie pokazuję.
S.O.: Powiedzcie mi na koniec jakie
dalsze plany ma Eklektik? Co Was czeka w najbliższym czasie? A jak
już będziecie tworzyć nowe kawałki, to czym autorka tekstów
będzie się inspirować?
Klaudia: Jeśli chodzi o teksty, to w
utworach które już istnieją, są dwa moje teksty. Są tam nie
tylko Jurka teksty. Ostatnio mam taką małą nisze intelektualną,
jeśli chodzi o pisanie tekstów. Wciągnął mnie jakiś taki wir
życia i pracy. Dawno nie pisałam, ale jak usłyszałam niedawno
naszego walczyka, którego kiedyś śpiewaliśmy, jeszcze z tekstem
Sławka Ciesielskiego i którego już nie możemy używać, wtedy nie
musiałam się zbyt długo zastanawiać i jakoś poszło. Większość
naszych tekstów jest dość melancholijnych. Jurka ponosi trochę w
tym samym kierunku.
Kacper: Zdecydowanie zbyt wesołe
jak dla mnie.
Piotr: Zdania są podzielone, bo "Czerwone Wino" jest
melancholijne, ale "Bajka", już nie.
Klaudia: Ok., ale jak patrzymy na te
stare teksty to płaczemy, odchodzi ktoś - płaczemy, potem jest
"Deszcz" i też płaczemy. Ja bym poszła w zupełnie innym
kierunku. Oni mają jakieś swoje utarte schematy, jeśli chodzi o
granie. Nie ukrywajmy, że my młodzież mamy troszeczkę mniej do
gadania. Jak mają swoją koncepcję, to ciężko jest ich przegadać.
Ja lubię minimalizm, trochę elektroniki i połączenie elektroniki
z muzyką klasyczną. My tutaj gramy taką muzykę, której ja bym
nigdy sama nie zaczęła grać. Ja poszłabym w całkiem inną
stronę, Chociaż z drugiej strony, jak gramy te próby i potem
wychodzimy na koncert, to próby w ogóle nie współgrają z tym co
dzieje się na scenie.
P.L.: Panie dyrygencie, jakie plany
koncertowe?
Tomik poezji Tomasza Wybranowskiego z dedykacją dla Eklektika |
P.L.: Życzymy wam więc realizacji wszystkich planów i wraz ze Sławkiem dziękujemy za rozmowę.
Z muzykami toruńskiej grupy Eklektik:
Jerzym Czarnieckim - instrumenty klawiszowe,
Klaudią Derdą - wokal
Waldemarem Zaborowskim - saksofon,
Piotrem Warszewskim - bas,
Maciejem Felką - perkusja
Waldemarem Zaborowskim - saksofon,
Piotrem Warszewskim - bas,
Maciejem Felką - perkusja
Kacprem Katolikiem - gitara
rozmawiali:
Piotr Lenkiewicz
Sławek Orwat
współpraca:
Katarzyna Sudak
Piotr Lenkiewicz - z wykształcenia europeista i prawnik, z
zamiłowania muzyk. Gitarzysta i założyciel toruńskich zespołów z H5N1 i
Buzzgrow. Z H5N1 wydał dwie płyty - EP "Generał" oraz "Poemat.Inaczej",
która zawiera rockowe aranżacje wierszy polskich poetów. Od niedawna
jest również pisarzem i badaczem toruńskiej sceny muzycznej.
W lutym 2017 ukazał się jego debiut pt. "A jednak coś po nas zostało...(nie)zapomniane historie toruńskich zespołów okresu przełomu". Książka jest pierwszym tego typu kompendium o losach muzyki w Toruniu w latach 80-tych i 90-tych. Obecnie na gitarze najwięcej gra najwięcej swojemu synkowi Stasiowi i żonie Małgosi.
Sławek Orwat - przez półtora roku był redaktorem muzycznym tygodnika Wizjer oraz współorganizował dwie edycje WOŚP w Luton, gdzie także prowadził polskie programy w internetowym radio Flash i Diverse FM. Z londyńskim magazynem Nowy Czas współpracuje od marca 2011 a od roku 2015 z portalem Polski Wzrok z siedzibą w Bedford (UK). W latach 2012 - 2014 prowadził autorską audycję Polisz Czart na antenie brytyjskiego radia Verulam. Od czerwca 2015 program jest nadawany na antenie Radia Near FM w Dublinie. Tłumaczenie jego wywiadu z Leszkiem Możdżerem ukazało się w brytyjskim magazynie London Jazz.
W lutym 2017 ukazał się jego debiut pt. "A jednak coś po nas zostało...(nie)zapomniane historie toruńskich zespołów okresu przełomu". Książka jest pierwszym tego typu kompendium o losach muzyki w Toruniu w latach 80-tych i 90-tych. Obecnie na gitarze najwięcej gra najwięcej swojemu synkowi Stasiowi i żonie Małgosi.
Autorzy wywiadu |
Sławek Orwat - przez półtora roku był redaktorem muzycznym tygodnika Wizjer oraz współorganizował dwie edycje WOŚP w Luton, gdzie także prowadził polskie programy w internetowym radio Flash i Diverse FM. Z londyńskim magazynem Nowy Czas współpracuje od marca 2011 a od roku 2015 z portalem Polski Wzrok z siedzibą w Bedford (UK). W latach 2012 - 2014 prowadził autorską audycję Polisz Czart na antenie brytyjskiego radia Verulam. Od czerwca 2015 program jest nadawany na antenie Radia Near FM w Dublinie. Tłumaczenie jego wywiadu z Leszkiem Możdżerem ukazało się w brytyjskim magazynie London Jazz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz