Mateusz Biegaj - Kate Bush "Mother Stands for Comfort"
Mateusz Biegaj- Z
zamiłowania muzyk; basista, członek m.in. Pilichowski Band, Wilson
Square, Kontrabanda. Z zawodu student dziennikarstwa, obecnie na
Uniwersytecie Warszawskim. Prywatnie, ostatnimi czasy, stoi na rozdrożu
życia, gdzie jedna droga prowadzi do samodoskonalenia i realizacji
artystycznej, a druga do względnej stabilizacji finansowej oraz
założenia rodziny. Obie równie atrakcyjne. Fan filmów Kubricka, Braci
Coen czy Jima Jarmusha. Wyznawca twórczości Beksińskiego i Kate Bush.
Niespełniony filozof, który z nienaganną systematycznością rozbudowuje
swoją biblioteczkę z
niekłamaną wiarą, że w pewnym momencie będzie miał czas usiąść i
spokojnie przeczytać Kanta. Albo Hegla. Najpiękniejszym życiowym
doświadczeniem do tej pory jest samotna podróż
po wschodnich Stanach Zjednoczonych. Pisze przesadnie patetycznie i
pseudointeligencko. Czciciel kultu drogi, tak w sensie fizycznym, jak i
meta. Poszukuje swojej własnej ścieżki...
Poniższy tekst zajął 5 miejsce w Jubileuszowym Konkursie bloga "Muzyczna Podróż"
Mother Stands for Comfort
Wykonawcy: Kate Bush – wokal, pianino, syntezatory
Eberhard Weber – fretless bass
Stuart Elliott – perkusja
Utwór "Mother Stands for Comfort" pochodzi z najbardziej rozpoznawalnego, odznaczonego podwójną platyną piątego albumu studyjnego Kate Bush Hounds of Love z 1985 roku. Album ten stał się kamieniem milowym w rozwoju emocjonalnej kobiecej wokalistyki popowej lat 80tych przede wszystkim ze względu na takie hity jak Running Up That Hill czy utwór tytułowy. Wybrana przez mnie piosenka jest jedynym utworem z pierwszej strony winylowego wydania albumu, który nie został wydany jako singiel. W pewnym sensie Mother Stands for Comfort jest antyprzebojem, co jednakże stanowi dla mnie ogromny atut.
Piosenkę podzielić można na 2 główne części. Pierwsza z nich to część zwrotkowa, druga zaś refrenowa. Tonacja utworu to Am. Struktura utworu to Intro-Zwrotka-Refren-Zwrotka-Refren (wielokrotnie powtarzany aż do końca). Dynamika to zdecydowanie piano. Poniżej zamieszczam fragment utworu z podaną harmonią oraz linią basową.
Każdy z instrumentów pełni olbrzymią rolę w kreowaniu klimatu tej piosenki, dlatego też opiszę każdy z nich z osobna. Intro do Mother Stands for Comfort składa się z czterech taktów jednego z najbardziej ascetycznych i zarazem wyrazistych rytmów we współczesnej muzyce pop. Podział rytmiczny podaję poniżej:
Stuart Elliott
Rytm ten w niezmienionej postaci stanowi podwalinę i zarazem siłę napędową całej piosenki, nadając jej jednostajny, niemalże transowy charakter. Wrażenie to spotęgowane jest jeszcze faktem, że w instrumentach perkusyjnych nie używane są żadne talerze czy przeszkadzajki, a z ciszy wyłania się jedynie ten jednostajny, potężny bit pełen nostalgii ze względu na brzmienie i tę znamienną pauzę ósemkową na początku każdego taktu. Ten podział rytmiczny grany jest przez żywego perkusistę, który co jakiś czas wtrąca dodatkowo podwójne, subtelne uderzenie na niskim kotle. Bardzo ważne jest brzmienie tych żywych bębnów – piosenka zaczyna się sucho, jak gdyby wręcz boleśnie. Stopa i werbel wydaje się mieć na sobie dużą kompresję, a brak jakichkolwiek efektów pogłosowych uwydatnia jeszcze siłę tych trzech wartości w każdym takcie, które brzmią niczym gwoździe wbijane w twarde drewno z miarową, jednostajną siłą i tworzą zupełny kontrast dla reszty utworu, wpędzając słuchacza w klaustrofobiczne poczucie izolacji. Dopełnieniem rytmicznym dla tego podziału są występujące przede wszystkim w refrenie efekty dźwiękowe tak charakterystyczne dla twórczości nie tylko Kate Bush, ale i całych, syntetycznych lat 80. Ogromne wrażenie robią na słuchaczu odgłosy tłuczonego szkła, a także jakby trzaskania z bata imitujące i często powielające werbel. W refrenie bardzo wyraziste są także rytmiczne, wulgarnie pocięte sample jakby uderzeń w jakieś metalowe przedmioty, które znów wzmagają poczucie izolacji, jednocześnie nadając utworowi w pewnym sensie ascetyczno-industrialny klimat. Całość zaś tych efektów w połączeniu z ww bitem tworzy zimny, bardzo coldwave'owy obraz. I na takim stelażu oparte są zupełnie z nim kontrastujące ścieżki pianina, basu, syntezatorów i wokalu, jawiące się niczym ciepłe, pastelowe wręcz płótno impresjonistyczne na metalowym rusztowaniu.
Podłoże harmoniczne dla utworu stanowi fortepian, ogrywające zarówno akordy piosenki, jak i momentami unisono wspierające wokalistkę. Bardzo ważny jest fakt, że fortepian nie gra praktycznie w ogóle akordów w postaci zasadniczej ani w żadnych przewrotach, ale delikatnie tańczy na ich dźwiękach, szyjąc srebrną nicią misterne, ósemkowe pejzaże akordowych pasaży, czasem zahaczając o jakiś konkretny interwał. Fortepian bawi się ze słuchaczem, każe mu dosłuchiwać się prym akordów, jest niczym delikatna tkanina okrywająca zimny, nieprzystępny szkielet podkładu rytmicznego. Wlewa w serce słuchacza otuchę i przyjemny spokój, prześlicznie wyczuwając emocje wokalistki i pomagając jej spotęgować przekaz wyrażany przez słowa i melodię. To doskonały kontrapunkt brzmieniowy dla ww rytmu. W całym utworze pojawiają się także „plamy” syntezatorów, które są doskonałym dopełnieniem i zarazem kolejnym podkreśleniem lat 80. Głęboki, balansujący na granicy słyszalności pad czy „gwiżdżący” sound podobny do fletu, który nakreśla w refrenie linię melodyczną, a także zamyka utwór, to przesmaczne kąski tego muzycznego dania, doskonale uwypuklające nostalgię i tajemniczą, romantyczną aurę tego antyprzeboju.
Eberhard Weber
Najważniejszy dla mnie przed samym wokalem jest w tym utworze bas. Genialny basista Eberhard Weber stworzył jedną z najcudowniejszych linii basowych, jakie w życiu słyszałem. Można pokusić się o stwierdzenie, że cały podkład basu to improwizowane solo balansujące przecudownie na harmonii utworu i dopingujące wszystkie pozostałe instrumenty. Bas, najwyrazistszy instrument w tej piosence jawi się dla mnie jako przewodnik, który łapie słuchacza za rękę i bezpiecznie przeprowadza przez nostalgiczną krainę pełną kontrastującego zimna perkusji i sielankowego ciepła pianina. Wreszcie linia basu prowadzi jak gdyby dialog z wokalistką, wyrażając swoją opinię na temat tematu piosenki. Bas wyraźnie wie, o co mu chodzi, jest pewien swojego zdania i zdecydowanie je artykułuje. Cała linia basowa grana jest na instrumencie typu fretless lub na elektrycznym kontrabasie, dzięki czemu słuchacz może delektować się długim sustainem i tym charakterystycznym, plastycznym odgłosem slidu przy zmianie dźwięków. Najcudowniejszym momentem trwającego cały numer sola jest pasaż ( w przedstawionym fragmencie w 9. takcie) na akordzie Dm, który w magiczny sposób maluje przed słuchaczem jak gdyby impresjonistyczny szczyt, na który się słuchając wspinamy ( dochodzimy od dźwięku d do d w oktawie) i z którego delikatnie spływamy w jak gdyby dysonansową sekstę małą, która zarazem stanowi prymę kolejnego akordu, tj. B. Dobór dźwięków w połączeniu z brzmieniem instrumentu to prawdziwy geniusz prostoty idealnie dopasowanej do klimatu nagrania. Niewątpliwie duże znaczenie ma także fakt dodania leciutkiego pogłosu na bas, dzięki czemu jego sound staje się jeszcze głębszy, rzewniejszy, bardziej przejmujący, wyrazistszy, bardziej lekki, zwiewniejszy, oniryczniejszy, bardziej ilustracyjny i bardziej nostalgiczny.
Hounds of Love (1985)
Na końcu mamy do czynienia z linią wokalną, historią opowiedzianą tak subtelnie i prawdziwie, że jest się skłonnym w nią uwierzyć. Tekst opowiada o relacji matki z dzieckiem, o psychotycznej, patologicznej relacji, w którą uwikłane są najgorsze czyny, jak morderstwo i reperkusywnie głębokie poczucie winy. Matka jednak zostaje matką, czyli mimo całej swojej wiedzy o dziecku chroni je za wszelką cenę, spełnia z bólem swoją społeczną rolę pocieszycielki i głęboko cierpiącej opiekunki, która zapewnia schronienie i pocieszenie wbrew sobie, skazując się na dychotomię osobowości, swoistą matczyną schizofrenię... Oczywiście interpretacji tekstu może być wiele, niemniej zawsze jawi nam się niewiarygodnie nostalgiczna i zarazem romantyczna wizja relacji. Warstwa liryczna podkreślona jest prostą, ale niewiarygodnie teatralną i przejmującą melodią o jednolicie smutnym charakterze, z wielokrotnie powtarzaną tercją małą (dźwięki e i g). Śpiew Kate Bush jest przejmująco prawdziwy, ze względu na swoją teatralną interpretację i jakby szeptane, pełne niepokoju i bólu wersy. Prócz głównej linii melodycznej mamy w utworze do czynienia także z przejmującymi krzykami, które dopełniają całego obrazu. Oczywistym jest także wpływ barwy głosu wokalistki, która sama w sobie ma coś smutnego i zarazem magnetyzującego w brzmieniu, na kształt całej piosenki.
Podsumowując, uważam, że Mother Stands for Comfort to jeden z najprawdziwszych, najpiękniej zaaranżowanych, zagranych, zmiksowanych i zmasterowanych miniaturowych dzieł w całej historii muzyki popularnej. To genialne połączenie siły prostoty i dosadności z pastelową, smutną harmonią i hipnotycznym wokalem, które zostaje w głowie na całe życie. Perła. Gdyby chcieć zrobić dźwiękową wersję jednego z dzieł Zdzisława Beksińskiego, ten numer byłby do tego doskonałym kandydatem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz