"Wiedza jest niebezpiecznym doradcą, kiedy wszystko wymyka się spod kontroli" - słyszymy w tekście nieśmiertelnego "Epitaph" grupy King Crimson z krążka In the Court of the Crimson King. Dlaczego przywołuję właśnie to legendarne wydawnictwo w pierwszym zdaniu recenzji drugiej płyty wrocławskiej grupy Katedra zatytułowanej Człowiek za dużo myślący? Po pierwsze... wystarczy spojrzeć na jej okładkę, po drugie posłuchać utworu nr 7, a po trzecie... Zacznijmy jednak od początku, a na początku było... Słowo, które niczym wisząca w pierwszym akcie sztuki na ścianie strzelba, wypali - jak zwykle - w najmniej oczekiwanej chwili. Okładka albumu koncepcyjnego - a takim krążkiem niewątpliwie jest Człowiek za dużo myślący - prawie zawsze jest pełna odniesień i symboli nawiązujących do tekstowej warstwy takiego wydawnictwa. Okładka drugiego longplaya Katedry zawiera dwie wyraziste aluzje, które każdy wielbiciel muzyki progresywnej oraz słuchacz pierwszej płyty młodych muzyków z Wrocławia powinien zauważyć już na pierwszy rzut oka. Dół to wspomniana już aluzja do karmazynowego albumu pionierów muzyki progresywnej rodem z Wielkiej Brytanii, góra natomiast to - jak dla mnie - wyraźny sygnał, że tym razem te wszystkie kolorowe kwiaty z tytułowych łąk debiutanckiego krążka Katedry zastąpione zostaną cierniami, wywołującymi ból malujący się na twarzy mężczyzny z dolnej części tej sugestywnej grafiki.
Maciek "Jim" Stępień (fot. Łukasz Daczewski) |
Bardzo breakoutowski, acz niezwykle nowocześnie zagrany i ze smakiem ozdobiony saksofonem Igora Pietraszewskiego "Ptak" z wykrzyczanym przesłaniem: "Jak pusta może być pustka, ten tylko się dowie, kto miłości pragnąc zdobyć jej nie może" to jedynie znakomicie przemyślane i podkreślające koncepcyjność tego wydawnictwa preludium przed zapierającym dech w piersiach najbardziej poruszającym "Listem" w historii polskiego rocka już od pierwszych słów nawiązującym do jednej z najważniejszych postaci literackiej doby Romantyzmu.
Fryderyk Nguyen (fot. Ania Michowska) |
A czyż właśnie wierność prawdzie nie jest sednem tożsamości każdego artysty? "Evviva l’arte" Przerwy-Tetmajera niczym manifest określający gradację wartości, jest przecież czymś na wzór katechizmu każdego artysty, a jego młodopolski neoromantyzm wyśpiewany na krążku Katedry ustami Jima i przyprawiony doskonałą trąbką Wojtka Lizureja jest w moim przekonaniu w stanie zdobyć serce nawet najbardziej zatwardziałych zwolenników "szkiełka i oka", bo... "chociaż życie nasze nic niewarte: evviva l'arte! Dumna poezjo już zapomniałaś o dzieciach swych wyklętych w dziurawych butach i mokrych paltach, kapeluszach, bo ty wolisz pamiętać o Apollina synach - ulubieńcach bogów grających na Olimpu wzgórzach..." - słyszymy w pierwszych słowach mojego najbardziej osobistego fragmentu tej płyty. Dlaczego akurat tego? Ponieważ miałem nieopisane szczęście podczas jednej z prób Katedry być naocznym świadkiem jego powstawania. Doskonale pamiętam moment, kiedy Maciek przerywając proces twórczy powiedział nagle do mikrofonu patrząc mi w oczy: "dedykuję go tobie". Dlaczego mi? Czy dlatego, że "my ostatni romantycy kochać będziemy róże i nigdy nie pojmiemy świata...".
Paweł Drygas |
In the Court of the Crimson King |
"Kiedy zgasło serce" to niewątpliwie najbardziej radiowy utwór tej płyty, a jednocześnie tekstowo bardzo nawiązujący do poprzedzającego go "Nie skończę się". "Ale wierzę mimo to, kiedyś przyjdzie taki czas, drugi człowiek poda dłoń, zapłoną świece, których płomień zgasł". Te słowa to już jednak nie tylko kontynuacja apoteozy wiary i nadziei, ale jednoznaczna negacja nihilizmu i zatracenia, który często dominował w przekazie wielu znaczących progresywnych albumów końca lat 60-tych i początku 70-tych ubiegłego stulecia.
Podczas kiedy w "Epitaph" słyszymy: "Gdy każdy z nas jest rozdarty przez nocne koszmary i sny, nikt nie założy laurowego wieńca, gdy cisza zagłusza krzyk", w "Kiedy zgasło serce" pomimo zalatujących pesymizmem słów: "Czy słyszysz smutny głos sprzedanych marzeń za mniejsze zło? Swoje myśli do szuflady włóż nim zgaśnie marzenie", docieramy do samego sedna tej niezwykłej w swej formie i treści płyty "Już nie myślę, wiem, raj to miejsce obok mnie. Ile serca innym damy, tyle nieba w nas."
Jaki tak naprawdę jest ten katedralny Człowiek za dużo myślący? Z początku podobnie jak prawie każdy znany z kart literatury bohater romantyczny - bardzo osamotniony i zagubiony, pełen rozterek i dylematów, niezdecydowany, świadomy swoich słabości i niepohamowanych emocji, które niebezpiecznie pobudzają jego wybujałą wyobraźnię. Są jednak i takie chwile, kiedy kompletnie mnie zaskakuje swoją zdrową przyziemnością i szczerym pragmatyzmem: "Ja artysta wielki światu niepoznany chciałem sławy i szmalu też piosenki moje chociaż w radiu nie puszczane śpiewam sam, śpiewam je wam. Usłysz mój głos!" - słyszymy nagle i niespodziewanie w jakże ważnym utworze "Nie skończę się" traktującym wszak przede wszystkim o sile Słowa, które wciąż trwa po to, abyśmy w ostatniej odsłonie zatytułowanej "Zwyciężymy" najzwyczajniej w świecie mogli odkręcić symboliczną butelkę i uczcić wraz z chłopakami ich niekwestionowane zwycięstwo.
Michał Zasłona (fot. Łukasz Daczewski) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz