środa, 7 września 2016

Ludzkość przypomina człowieka spadającego z wysokiego wieżowca, który przy 12 piętrze mówi... eee jeszcze daleko. - z muzykami zespołu Revolucja rozmawia Sławek Orwat

- Tytuł waszej najnowszej płyty Bida z Nędzą wyjaśniłeś Jacku w sposób następujący: "przecież kraj w ruinie, a właściwie już niedługo to cały świat w ruinę popadnie". Skąd u ciebie ten pesymizm?

Jacek Dewódzki: Bo nie ma prawa i sprawiedliwości na tym świecie a dla ludzi z moim wykształceniem w tym kraju nie ma pracy.

- "Jestem czy nie jestem człowiekiem, czy kolejną cyfrą?" To zdanie pochodzące z waszej płyty w moim odczuciu mocno nawiązuje do pamiętnego tekstu Grzegorza Ciechowskiego: "Kombinat pracuje, oddycha buduje. Kombinat to tkanka, ja jestem komórką. Kombinat pulsuje, nikt nie wie że żyje. Nic nie wiem o sobie, mam tętno miarowe. Nie wyrwę się, to tylko wiem". Wynikająca z korporacyjnego systemu zarządzania alienacja człowieka to obraz żywcem wyjęty z Orwella. Odnoszę wręcz wrażenie, że współczesny świat prowadzi nas nieuchronnie w stronę krypto totalitaryzmu wykorzystując do tego zdobycze coraz bardziej wypaczanego ustroju demokratycznego. Zgodzicie się?


Jacek Dewódzki: Stanisław Lem powiedział kiedyś, że ludzkość przypomina człowieka spadającego z wysokiego wieżowca, który przy 12 piętrze mówi... eee jeszcze daleko. Czyli świat dąży bardziej do zagłady niż korporacji.


Krzysiek Żurek: Sami ten świat tworzymy i próbujemy zmieniać często nie zastanawiając się nad sensem swoich poczynań. System wartości dyktują nam media społecznościowe, robimy milion różnych bzdur tylko dlatego że tak trzeba. A tak trzeba, bo inni tak robią i już. Dzisiaj wpojono nam software: zapieprzaj i się nie zastanawiaj, od tego są inni. Pytanie tylko kim są ci inni?

Bartosz "Bratek" Wójcik: Niestety to media kreują rzeczywistość, dlatego też nie oglądam wiadomości.

- W tekstach waszych piosenek kryje się ogromna empatia i nieprzebrane pokłady wrażliwości. Nie od dziś zresztą wiadomo, że rockandrollowcy to chyba najbardziej współodczuwający ludzie na świecie. Jak myślicie, czy rock powróci jeszcze do korzeni i ponownie stanie się muzyka buntu? Czy wykrzykiwanie bezkompromisowych tekstów przy akompaniamencie przesterowanych gitar będzie w stanie po raz kolejny odmienić oblicze świata? Nie macie wrażenia, że rock na całym niemal świecie w ostatnich latach jakby stracił "jaja"?


Bartosz "Bratek" Wójcik: Niestety w moim przypadku, nie zwracam zbytnio uwagi na teksty. Bardziej interesuje mnie instrumentarium, melodia. Teksty to "specjalność zakładu" Jacka. Rock zawsze był i będzie kojarzony z muzyką buntu. Dla mnie natomiast jest czystą adrenaliną, skondensowaną energią, którą uwielbiam uwalniać na scenie. Nie jestem zbytnio fanem współczesnej ery rocka może poza paroma wyjątkami, jakimi chociażby jest Alter Bridge, a ten zespół z pewnością ma "jaja ze stali".

Krzysiek Żurek: Przytoczę tu słowa Jerzego Durała - wokalisty Ziyo, który kiedyś powiedział, że "rock żywi się wtedy gdy jest źle". Najwidoczniej nie ma o co walczyć, a może po prostu ludzie tracą jaja bo im tak wygodnie?

Jacek Dewódzki: A skąd ludzie mają wiedzieć, że rock istnieje i ma się dobrze, kiedy w mediach jest ustawiony jeden kierunek, a o tym, co jest dobre decydują wydawcy, dlatego działamy niezależnie.

 
- Ciekaw jestem, kto dziś jeszcze pamięta uliczne zamieszki podczas podpisywania pierwszej płyty Oddziału Zamkniętego w warszawskim EMPiK-u, kiedy to ruch na Marszałkowskiej został kompletnie zablokowany, a szyby tej szacownej instytucji poszły w drobny mak? Jak sądzicie, czy muzyka rockowa będzie jeszcze kiedyś wywoływała aż takie emocje?

Bartosz "Bratek" Wójcik:
Dalej wywołuje, trzeba tylko trafić na odpowiedni koncert.

Jacek Dewódzki: Muzyka rockowa może nie, ale tu w Warszawie dość często zdarzają się demonstracje, szyby jeszcze nie lecą, ale już niedługo… Teraz największym rockendrolowcem jest prof. Rzepliński, tylko nie rozdaje autografów.

Krzysiek Żurek: Będzie, ale musi nastąpić jakaś Revolucja w podejściu i myśleniu, ludzie muszą chcieć utożsamiać się muzycznie, nie można traktować muzyki jak zjedzenia lodów czy kotleta. Muzyka jest natchnieniem, a nie kolejnym kotletem finansowym serwowanym przez media.


- Bida z Nędzą z jednej strony opowiada historię upadku człowieka, ale zarazem szuka też recepty, co takiego można zrobić, aby skutki tego upadku go nie zabiły. Słuchając z uwagą tego krążka piosenka po piosence odnoszę wrażenie, jakby w założeniu miał być to koncept album będący czymś w rodzaju głosu sumienia. Taki był wasz zamiar, czy też ta koncepcyjność wyszła wam przypadkowo?

Bartosz "Bratek" Wójcik: Nie. Patrząc od strony tekstowej, być może. Natomiast na pewno album jest wyrazem naszego wnętrza - duszy.

Krzysiek Żurek: Tu się nie wypowiadam, bo nie wiem. Pytaj Jacka.

Jacek Dewódzki: Bida z Nędzą to kompilacja trzech płyt Revolucji. Wszystkie teksty piszę sam, a interpretację pozostawiam słuchaczom. A jak mogę zauważyć, trafiłeś w sedno tarczy.

 
- Od wydania waszego ostatniego krążka studyjnego minęło 6 lat. Jak ewoluowała muzyka Revolucji od tamtej płyty i czym różni się najnowszy album od poprzednich? Powiedziałeś Jacku, ze tą płytą nie kończycie, a właściwie to dopiero zaczynacie nową erę. Jakąż to nową rewolucję szykuje nam Revolucja?


Jacek Dewódzki: Niektóre z tych nowych numerów nie weszły na drugą płytę więc w zasadzie Bida z Nędzą to podsumowanie działalności ponad 15 lat Revolucji. Przestać grać nie mam zamiaru, a co przyniesie nowa era, to się zobaczy… Nie planuję przyszłości, chociaż potrafię ją przewidywać.

Bartosz "Bratek" Wójcik: Przede wszystkim jest to przegląd wzdłuż i wszerz "przez" Revolucję, więc można powiedzieć, że każdy kolejny numer różni się diametralnie od poprzedniego oraz usłyszeć jak muzyka Revolucji zmieniała się na przestrzeni lat. Premierowe cztery utwory idą moim zdaniem bardzo agresywnie w kierunku, w którym Revolcja jeszcze nie podążała. To jest dobry kierunek.

Krzysiek Żurek: Szykujemy wam nową erę brokułów i marchewki zamiast tłustych burgerów i bieberow. Chcemy, żebyście dostrzegli w naszej twórczości wartości, które są w was nierzadko tłumione. Chcemy, żeby nasze płyty były jak dobre książki, żeby skłoniły cię do refleksji oraz uśmiechu.


- Wiedz drogi słuchaczu... że Revolucja nie bierze jeńców. Co dokładnie miałeś na myśli  wypowiadając te słowa?


Bartosz "Bratek" Wójcik: Dosłownie i w przenośni - jak białe i czarne, mocno i konkretnie - przyjmuj, albo giń...

- Twoje początki Jacku to rok 1989 i zespół Patwchork, którego większość muzyków tworzyła później popularną grupę Brathanki. Potem była kilkuletnia przygoda z Dżemem. Jak oba te okresy wpłynęły na twój rozwój artystyczny i jakie doświadczenia z tamtych czasów wykorzystałeś podczas tworzenia Revolucji?

Jacek Dewódzki: Okres działalności z Dżemem to 8 lat, a Revolucja jest dokładnie tym, co Dżemowi nie podobało się w mojej muzyce. Z muzykami Patchworku grywam do dzisiaj i bardzo sobie to chwalę, a z muzykami Dżemu nie.

- Z Dżemem miałeś okazję wystąpić przed takimi gigantami jak ZZ Top w sopockiej Operze Leśnej w 1996 roku oraz Rolling Stones w roku 1998 w Chorzowie. Poczułeś się wtedy spełniony?

Jacek Dewódzki: Nie, raczej porobiłem w majty z wrażenia (śmiech).

 


- Jak to jest współtworzyć zespół z własnym synem?

Jacek Dewódzki: Nie ja pierwszy, nie ja ostatni, a nie daleko pada jabłko od jabłoni. Michał łapie w lot moje pomysły, bo się na nich wychował. Ma tylko jedną wadę, jak każdy gitarzysta za bardzo odkręca gałki w prawo (śmiech).

- W waszej biografii piszecie, że Revolucja umiejscawiana jest gdzieś pomiędzy takimi zespołami jak Coma i Myslovitz. Kiedy słucham waszej twórczości, widzę was w gronie takich kapel jak Sold My Soul, Lessdress czy Cree. Jak sami określilibyście stylistykę, w jakiej się poruszacie i z jakimi formacjami najbardziej jest wam "po drodze"?

Bartosz "Bratek" Wójcik: Obawiam się, że jesteśmy bardzo daleko od stylistyki jaką prezentuje Cree - właściwie to dzieli nas ocean. Ciężko natomiast jest określić stylistykę, w jakiej teraz się poruszamy, ponieważ pomysły pochodzą z bardzo różnych źródeł inspiracji. Wszystko co obecnie tworzymy, okraszone jest gitarami, które na pewno "jaj" nie straciły. Niestety, nie uda się nas zaszufladkować, pozornie powinniśmy grać bluesa - jak myśli większość odbiorców. Chciałbym uprzedzić jednak, iż Jacek nie jada już dżemu - z wiekiem gusta kulinarne się zmieniają, lecz apetyt wciąż rośnie. Obecnie wszystko przyrządzamy na "bardzo ostro".


Krzysiek Żurek: Myślę że z każdym dniem odkrywamy nowe horyzonty muzyczne i nasza twórczość jest wypadkową wielu inspiracji, aczkolwiek rockowo metalowych głównie. Trudno kategoryzować do końca, gramy po prostu głośno i z "przytupem" (śmiech) sorry, przesterem...

Jacek Dewódzki: A bo to największa ściema porównywać zespół do zespołu. Gramy to, co nam w sercu gra, a podobieństwa do innych kapel wynikają z tego, co niesie ze sobą blues. My gramy blues’a, ale mało kto to zauważył.

- "Czasami myślę, że jakiś cud mógłbym ziścić. Wtedy uderzam głową w twardy mur nienawiści" ("Palestyna") "W sercu zemsty znak, z bratem walczy brat, wrogów każdy ma, Armagedon trwa" ("Studnie") "Wkoło tłum ludzi złych i tak się uczę. Mówią... szmal, dobry wóz, to szczęścia klucze. Poświęcili życie złu i brną w tym bagnie. Mury kłamstw w gruzach słów, by tylko żyć wygodnie". ("Przebacz mi"). Teksty Revolucji dotykają problemu nienawiści, zła i zagubienia wartości. Jak odnajdujecie się z tak głębokim przekazem w zalewie powszechnie granej dziś w masowych mediach mało skomplikowanej muzyki z tekstami o niczym? Jak często słyszycie swoje utwory w wiodących stacjach radiowych?


Jacek Dewódzki: Właśnie z tego powodu nigdy, za to w rozgłośniach chrześcijańskich zajmujemy pierwsze miejsca na listach przebojów, mimo tego, że jesteśmy tzw. niepraktykujący.

Bartosz "Bratek" Wójcik: Każdy ma swoje miejsce, swój czas na ziemi, swoją przestrzeń, swój klimat. Każdy powinien robić to, co mu w duszy gra. W naturze zawsze musi być równowaga, dlatego nie mam nic przeciwko nawet najbardziej skrajnym gatunkom muzycznym - jestem też ich entuzjastą. Czy więc po revolucyjnych klimatach, nie bezpieczniej "dla głowy" byłoby posłuchać prostych tekstów z ładną melodią? Nasza muzyka pomimo ciężkiej natury znajduje swoje miejsce w rozgłośniach radiowych, ale raczej o charakterze undergroundowym, bo taki właśnie ten zespół jest.
Krzysiek Żurek: Nie ukrywajmy, ale w masz mediach to raczej się nas nie puszcza, bo my tacy "nieradiowi" chyba jesteśmy. Może to i dobrze, bo gdybyśmy zaczęli lecieć na równi z Bieberem, to chyba zwiastowałoby to koniec świata.

- "Niszczyć siebie jest wygodniej, strach rozpuszczać w chemii słodkiej" ("Salon samobójców"). "Zanim upadniesz, możesz wstać, zobaczyć błękit nieba, otworzyć oczy, przerwać los, uderzyć w końcu w siebie" ("Głupie sny"). "Nie jestem zły, czasami tylko boli, bo życie nie wychodzi i nie mam nic, czym mógłbym się uwolnić od niepotrzebnych wspomnień." ("Czasami tylko boli"). "W człowieku źle bijące serce boli tylko wtedy, kiedy jest za późno ("Złe"). Wasze utwory dotykają ludzkiej autodestrukcji wynikającej z błędnej samooceny. Zgodzicie się, że w dużej mierze jest to skutek coraz bardziej powszechnego odchodzenia od żywych kontaktów międzyludzkich na rzecz komunikacji wirtualnej? Przyznacie sami, że często można dziś spotkać siedzące wspólnie "zakochane" pary skupione bardziej na ekranach swoich telefonów, niż na sobie?

Bartosz "Bratek" Wójcik: Jest to efekt ciągłego pędu życia w stronę "postępu". Jest to nieuniknione. Po co wychodzić z domu, skoro wystarczy włączyć komputer? Można wyjść nie wychodząc. Osobiście preferuję rzeczywistość.


Jacek Dewódzki: A ja bym powiedział, że ludzi niszczą nałogi, a w jakiej formie one się przejawiają, to tylko postęp w oszałamianiu. Narkotyki tak samo niszczą człowieka jak gry komputerowe czy serwisy społecznościowe.

Krzysiek Żurek: Przepraszam nie słuchałem pytania, bo sprawdzałem, kto lubi moje zdjęcie na fejsiku (śmiech).

- "Oszukują, mataczą i kłamią. Ze schowka na szczotki mogą zrobić wielkie studio telewizyjne. Z podrzędnej gówniary śliczna niunię. Pokazują nam gówno w złotym papierku, a my to łykamy, ten cały zepsuty chłam. Wierzymy, że to co nam pokazują to najprawdziwsza wojna, bieda, a media same nakręcają te tragedie. Jakby się nie wpychały buciorami w wiele kwestii to nie byłoby niektórych problemów. Świat stoi na głowie. Nie miłość jest najważniejsza, a dupczenie". Tak kiedyś wypowiedziałeś się o współczesnym obliczu telewizji. Czy jesteśmy jeszcze w stanie przywrócić TV należny jej szacunek i kulturotwórczo - edukacyjna misję?

Jacek Dewódzki: Cuda się zdarzają jak powiedział jeden ksiądz, ale gdybyś chciał to zmienić, musiałbyś wstąpić na wojenną ścieżkę, ja wolę pozostać w partyzantce. Dopiero jak zbiorę oddział, wtedy będziemy mogli o cokolwiek powalczyć. W samotności to można co najwyżej się popłakać, a nie moja wina, że wszyscy fani mojej muzyki wyjechali do Anglii.



- Powiedziałeś kiedyś Jacku, ze wierzysz w przeznaczenie. W balladzie "Głupie sny" jednak śpiewasz: "Czy można wierzyć w ślepy los, niczego nie chcieć zmienić, pozwolić zakuć własne ja w kajdany przeznaczenia?" Jak to faktycznie jest z tym przeznaczeniem i naszym wpływem na własne życie?

Jacek Dewódzki: Ja interesuję się fizyką kwantową i jest taki moment, że póki materia nie uzyska osobowości (czyli formy i kształtu), wszystko jest możliwe, bo nawet czas nie istnieje.

- Mówi się, że każdy człowiek ma to, na co się odważy. Czasami jednak odwaga zderza się z odpowiedzialnością za kogoś bliskiego. Śpiewasz o tym Jacku w "Salonie samobójców": "jeśli ktoś rani mnie, rani też ciebie". Czyż kryzys wartości, i niepohamowany pęd za zyskiem nie jest dziś największym utrudnieniem w zawieraniu tak silnych przyjaźni, jakie z pamiętamy z czasów naszej młodości? Nie będę chyba odkrywczy, jeśli stwierdzę, że rozmowy sms-ami, za pomocą gadu-gadu lub na fejsie nie zastąpią spojrzenia sobie w oczy czy uścisku dłoni? 


Jacek Dewódzki: Ludzie w większości wypadków po prostu są głupi i zeżrą z koryta wszelkie pomyje, nie pytając po co to wszystko i na co. Wystarczy tylko, że jakiś pseudo autorytet w reklamie powie, że to jest dobre.

Bartosz "Bratek" Wójcik: Każdy człowiek ma to, na co się odważy, a ten kto się boi, traci dwukrotnie.

Krzysiek Żurek: Prawda jest jedna: ludziom się nudzi, bo nikt im nie gwarantuje wartościowej rozrywki, a że sami nie potrafią się skupić na rzeczach najważniejszych, to robią wszystko i nic naraz. Pamiętaj, że chwil spędzonych z bliskimi nie zapomnisz do końca życia, a spróbuj sobie przypomnieć sms-a albo posta sprzed choćby miesiąca.

- "Nie ma ludzi niezastąpionych, nie ma miejsc i zdarzeń niepowtarzalnych, wszystko wymyślić można po raz drugi, właściwie tak bez końca... problem w tym, żeby chcieć, a przy tym umieć...". Tak brzmi wasze artystyczne credo. Ja jednak postrzegam to nieco inaczej. Coraz mniej odnajduję dziś takich nazwisk, które za kilkadziesiąt lat będą pomnikami tej rangi jak Lemmy, Frank Zappa, B.B. King, JJ Cale, Joe Cocker czy Rysiek Riedel. Owszem, idzie nowa, wartościowa fala muzyków i u nas i na świecie, ale przesiąknięte najniższych lotów tandetą media nie kreują już dziś takiej muzyki, jaką kiedyś wykonywali Floydzi, Zeppelini, Hendrix, czy Queen. Mam obawy, że albo wszystko już było, albo to "nowe" nie posiada aż tak silnej charyzmy, która przedarłaby się przez barykady skostniałych struktur rynku muzycznego. Czy sztuka ma jeszcze szansę wygrać z mamoną?


Krzysiek Żurek: Ma i mam nadzieję że kiedyś media będą robiły mamonę na wartościowej sztuce, wtedy będzie wilk syty i owca cała, tylko jak odciągnąć ludzi od chłamu? To jak przekonać zagorzałego mięsożerce do wege sałatki.

Jacek Dewódzki: Jak sam zauważyłeś, większość autorytetów muzycznych zyskuje sławę dopiero po śmierci, a za życia jak na przykład BB.King czy Lee Hooker na co dzień klepie bidę z nędzą. Prawdziwa sztuka krytyki się nie boi i zawsze znajdzie odbiorcę. Tutaj Revolucja rzadko gra koncerty, bo na festynach trzeba grać to, co ludzie już znają albo disco polo.

Bartosz "Bratek" Wójcik: Moim zdaniem, wówczas rynek muzyczny różnił się diametralnie od obecnego, inne były priorytety. Z drugiej strony - po co zwalać z piedestału takich "budowniczych" gatunku w przypadku muzyki rockowej jak Deep Purple, Led Zeppelin, czy Black Sabbath? To byłoby absurdalne. Owszem, to już było, ale trwa po dziś dzień i wychowuje nowe pokolenia "buntowników". Czasy się zmieniły, rynek się zmienił, powstały nowe gatunki, które też mają swoich zwolenników - i dobrze. Wszytko ma swoje miejsce, lecz niestety, jak już napisałem wcześniej - media kreują rzeczywistość...

- Z wykształcenia jesteś Jacku nauczycielem i z tego, co się orientuję pracujesz na co dzień w jednej z podkrakowskich szkół. Jak to wygląda z pozostałymi Revolucjonistami? Żyjecie z muzyki? 

Jacek Dewódzki: Już nie pracuję, bo zlikwidowali mój przedmiot, czyli przysposobienie obronne, jak na teraźniejsze niespokojne czasy to trochę podejrzane.

Lekcja Przysposobienia Samoobronnego
Bartosz "Bratek" Wójcik: Owszem, robię to, co kocham - gram na gitarze. Jestem bardzo zajętym człowiekiem, ale wszystko, co robię, kręci się wokół muzyki. Oprócz grania z Revolucją współpracuję również z innymi muzykami (Gienek Loska, Jacek Krzaklewski), komponuję muzykę oraz nagrywam sesyjne gitary dla różnych projektów. Razem ze wspólnikiem Pawłem Grzelewskim - konstruktorem zbudowaliśmy linię wzmacniaczy gitarowych marki Plexsound sygnowanych moim nazwiskiem www.plexsound.com. Na dodatek prowadzę swoje szkółki gitarowe w trzech miastach małopolskich (Kraków, Wieliczka, Nowe Brzesko). Jest co robić... Zapraszam na moją stronę www.bartoszwojcik.com.pl


Krzysiek Żurek: Żyjemy, ale co to za życie hehe! A tak na poważnie, to nasz problem polega nie na tym czy my żyjemy z muzyki, tylko na tym, że my bez muzyki nie potrafimy żyć!

-  W mojej opinii wasza najnowsza płyta jest naprawdę rewelacyjna. Jak wy sami postrzegacie ten krążek?

Bartosz "Bratek" Wójcik: Dzięki za słowa uznania. Jest tak jak lubię - bardzo gitarowo. Ocena należy do publiczności. Jaka będzie - to się okaże. Ja raczej jestem bardzo szorstki co do oceny własnej gry, więc nie lubię zbyt często odsłuchiwać rzeczy- które nagrałem, ponieważ po pewnym czasie zawsze przychodzi moment, kiedy zdajesz sobie sprawę że mogłeś to zagrać inaczej...

Krzysiek Żurek: Z każda kolejną płytą jest jak z dzieckiem, wydaje ci się, że kolejne wychowasz lepiej, ale tak naprawdę, to życie weryfikuje... Fakt jest taki, że my lubimy to co robimy i nam to wystarcza - jesteśmy prostymi formami ludzkimi...


Jacek Dewódzki: Nie miałem okazji jej jeszcze posłuchać w całości (śmiech).


- Za to powiedziałeś o niej, ze są to piosenki o miłości nieudanej, bo inna nie istnieje. Skoro więc twoim zdaniem udanej miłości nie ma, to dlaczego każdego dnia spotykam mnóstwo trzymających się za ręce par, a do Urzędów Stanu Cywilnego trzeba zapisywać się na wiele miesięcy przed planowaną datą ślubu?

Jacek Dewódzki: Spotkaj się z nimi po paru latach małżeństwa, to się dowiesz (śmiech). Prawdziwa miłość istnieje, ale trzeba umieć ją znaleźć. Proponuję zacząć edukację od nauczenia się mowy zwierząt np. psów, bo one na ten temat maja dużą wiedzę.
 
- Powiedziałeś też kiedyś: "z mojej drogi nigdy nie będę zadowolony, bo zawsze chciałbym czegoś więcej". Czy już zawsze zamierzasz gonić przysłowiowego króliczka i starać się go nigdy nie złapać?

Jacek Dewódzki: Człowiek przez całe życie się uczy, a im więcej wie, tym bardziej sobie uświadamia, jaki jest głupi, dlatego szukam i uczę się dalej…

- Czy bycie artystą krakowskim nadal brzmi dumnie? Jak postrzegacie krakowskie środowisko muzyczne w odniesieniu do tej legendarnej sceny z drugiej połowy ubiegłego stulecia?

Bartosz "Bratek" Wójcik: Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia, ponieważ nie mieszkam w Krakowie, a co za tym idzie, nie jestem “artystą krakowskim”. Mówiąc szczerze, preferuję raczej koncerty długodystansowe, omijające Kraków szerokim łukiem.

Jacek Dewódzki: Śmiało można powiedzieć, że krakowskie środowisko muzyczne albo mieszka w Warszawie, albo wyjechało z tego kraju. Teraz w Krakowie rządzi karaoke i muzyka taneczna. A na Światowe Dni Młodzieży odnotowano rekordową sprzedaż alkoholu.

Krzysiek Żurek: Kraków to już powoli otoczka artystyczna niestety, miasto schodzi na psy rezygnując z koncertów live na poczet dyskotek i disco polo. Jest mało miejsc do grania i ciężko po prostu wyżyć artystom. Dużo ludzi łapie się grań typu wesela i korpo eventy, albo pracuje na etat w różnych dziwnych firmach. Taki los.


Moje londyńskie spotkanie z Markiem "Bestią" Olbrichem i Darkiem Kowalskim (HRPP Records)
- Bartku często podkreślasz ogromną rolę Darka Kowalskiego i HRPP Records w powstaniu waszego najnowszego albumu. Jak długo Revolucja współpracuje z Darkiem i czy zanosi się na kolejne owoce tej współpracy?


Darek Kowalski (HRPP Records)
Bartosz "Bratek" Wójcik: Darek Kowalski to człowiek, który "nigdy się nie uśmiecha", ale gdy już to robi, jest przeuroczy. Niesamowicie kompetentny i profesjonalny we wszystkim, co robi. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Trudno byłoby znaleźć lepszego wydawcę... Do tego gościa po prostu czuje się respekt. Owszem, zanosi się. HRPP Records wydaje w listopadzie tego roku (2016) mój album solowy, który będzie swego rodzaju hołdem dla jednego z moich mistrzów gitarowych - Zakk`a Wylde`a. Cały album będzie wydany na 20-lecie albumu Book of Shadows (1996) ów jegomościa. Będzie to album z wieloma niespodziankami, ponieważ zaprosiłem do udziału w projekcie m.in. Jacka Krzaklewskiego (Perfect), Gienka Loskę, Marka Radulego (Budka Suflera, TTR2, Laboratorium, Wyszkoni), Mietka Jureckiego (Budka Suflera, Giganci Gitary), Gabriela Fleszara, Krzysztofa Misiaka (Chylińska), Ornette Stępienia (Oddział Zamknięty). Ale to nie wszystko - w przyszłym roku planujemy wydanie mojego bluesowego albumu w składzie z Jackiem Krzaklewskim, Gienkiem Loską, Mietkiem Jureckim oraz Juniorem [Krzyśkiem Żurkiem - przyp.red] - perkusistą zespołu Revolucja. Materiał jest już prawie gotowy. Tak więc planów jest bardzo dużo...

- Gdzieś wyczytałem, że podobno na pewnej imprezie ludzie wzięli cię za... Panasewicza i robili sobie z tobą zdjęcia. Czy Jacek Dewódzki ma problemy z chodzeniem po bułki? Czujesz się popularny i rozpoznawalny w tłumie, czy też wychodząc z kumplami na piwo nie musisz zakładać kaptura?


Jacek Dewódzki: Już nie muszę, chociaż z Panasewiczem często mnie mylą (śmiech).

z:
Jackiem Dewódzkim - wokal/bas
Bartoszem "Bratkiem" Wójcikiem - gitara
Krzyśkiem Żurkiem - perkusja

rozmawiał
Sławek Orwat

Żałuję, że w rozmowie nie mógł uczestniczyć syn Jacka Michał Dewódzki - gitara, ale niestety przebywał w tym czasie za górami... za lasami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz