Antoni Malewski - Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim. Część 85 - „Jazz na kanapie” w Oleśnicy
Antoni Malewski urodził
się w sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do
dziś. Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką,
a ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją
rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i
Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako
nauczyciel. Dziś jest emerytem i dobiega 70-tki. O swoim dzieciństwie i
młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”,
„A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w
„Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce,
która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników
Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie.
Miał 12/13 lat, kiedy po raz pierwszy usłyszał termin rock’n’roll.
Egzotyka tego słowa, wzbogacona negatywnymi artykułami Marka Konopki -
stałego korespondenta PAP w USA jeszcze bardziej zwiększyła – jak
wspomina - nimb tajemniczości stylu określanego we wszystkich mediach
jako „zakazany owoc”. Starszy o 3 lata brat Antoniego na jedynym w domu
radioodbiorniku Pionier słuchał nocami muzycznych audycji Radia
Luxembourg, wciągając autora „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” w
ten niecny proceder, który - jak się później okazało - zaważył na całym
jego życiu. Na odbywającym się w 1959 roku w tomaszowskim kinie
„Mazowsze” pierwszym koncercie pierwszego w Polsce rock’n’rollowego
zespołu Franciszka Walickiego Rhythm and Blues, Antoni Malewski znalazł
się przypadkowo. Po roku w tym samym kinie został wyświetlony angielski
film „W rytmie rock’n’rolla” i w życiu młodego Antka nic już nie było
takie jak dawniej. Później przyszły inne muzyczne filmy, dzięki którym
Antoni Malewski został skutecznie trafiony rock'n'rollowym pociskiem,
który tkwi w jego sercu do dnia dzisiejszego. Autor „Subiektywnej
historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” wierzy głęboko, że
rock’n’roll drogą ewolucyjną rozwalił w drobny pył wszystkie
totalitaryzmy tego świata – rasizm, faszyzm, nazizm i komunizm. Punktem
przełomowym w życiu Antoniego okazały się wakacje 1960 roku, kiedy to
autor poznał Wojtka Szymona Szymańskiego, który posiadał sporą bazę
amerykańskich płyt rock’n’rollowych. W jego dyskografii znajdowały się
takie światowe tuzy jak Elvis Presley, Jerry Lee Lewis, Dion, Paul Anka,
Brenda Lee, Frankie Avalon, Cliff Richard, Connie Francis, Wanda
Jackson czy Bill Haley, a każdy pobyt w jego mieszkaniu był dla
Antoniego wielką ucztą duchową. W lipcu 1962 roku obaj wybrali się
autostopem na Wybrzeże. W Sopocie po drugiej stronie ulicy Bohaterów
Monte Casino prowadzającej do mola, był obszerny taras, na którym w roku
1961 powstał pierwszy w Europie taneczny spęd młodzieży zwany Non
Stopem, gdzie przez całe wakacje przygrywał zespół współtwórcy Non Stopu
Franciszka Walickiego - Czerwono Czarni. Młodzi tomaszowianie
natchnieni duchem tego miejsca zaraz po powrocie wybrali się do
dyrektora ZDK Włókniarz, w którym istniała kawiarnia Literacka i
opowiedzieli mu swoją sopocką przygodę. Na ich prośbę dyrektor zezwolił
do końca wakacji na tańce, mimo iż oficjalne stanowisko ówczesnego I
sekretarza PZPR Władysława Gomułki brzmiało: "Nie będziemy tolerować
żadnej kultury zachodniej". Taneczne imprezy w Tomaszowie rozeszły się
bardzo szybko echem po całej Polsce, a podróżująca autostopem młodzież
zatrzymywała się, aby tego dobrodziejstwa choć przez chwilę doświadczyć.
Mijały lata, aż nadszedł dzień 16 lutego 2005 roku - dzień urodzin
Czesława Niemena. Tomaszowianie zorganizowali wówczas w Galerii ARKADY
wieczór pamięci poświęcony temu wielkiemu artyście.
Wśród
przybyłych znalazł się również Antoni Malewski. Spotkał tam wielu
kolegów ze swojego pokolenia, którzy znając muzyczne zasoby Antoniego
wskazali na jego osobę, mając na myśli organizację obchodów zbliżającej
się 70 rocznicy urodzin Elvisa Presleya. Tak oto... rozpoczęła się
"Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim", którą
postanowiłem za zgodą jej Autora udostępniać w odcinkach Czytelnikom
Muzycznej Podróży. Zanim powstała muzyka, która została nazwana rockiem,
istnieli pionierzy... ludzie, dzięki którym dziś możemy słuchać
kolejnych pokoleń muzycznych buntowników. Historia ta tylko pozornie
dotyczy jednego miasta. "Subiektywna historia Rock’n’Rolla..." to zapis
historii pokolenia, które podarowało nam kiedyś muzyczną wolność, a
dokonało tego wyczynu w czasach, w których rozpowszechnianie kultury
zachodniej jakże często było karane równie surowo, jak opozycyjna
działalność polityczna. Oddaję Wam do rąk dokument czasów, które
rozpoczęły wielką rewolucję w muzyce i która – jestem o tym głęboko
przekonany – nigdy się nie zakończyła, a jedynie miała swoje lepsze i
gorsze chwile. Zbliżamy się – czego jestem również pewien – do kolejnego
muzycznego przełomu. Nie przegapmy go. Może o tym, co my zrobimy w
chwili obecnej, ktoś za 50 lat napisze na łamach zupełnie innej
Muzycznej Podróży.
Staszek Kasperowicz twórca oleśnickiej „Jazz na kanapie”
Podczas spotkania w dniu 1 kwietnia 2014 roku tomaszowskiej grupy (moja osoba, Ewa i Krzysztof Jochanowie) w mieszkaniu Marka Karewicza przy ulicy Nowolipki ze Staszkiem Kasperowiczem, otrzymaliśmy zaproszenie od niego na majowe, jazzowe spotkanie do podwrocławskiej Oleśnicy, w którym to mieście Staszek od 20 lat organizuje koncerty „Jazz na kanapie”. Miało to miejsce na godzinę przed otwarciem wystawy Karewicza w warszawskiej Galerii Kordegarda pt KAREWICZ – KOMEDA o czym opowiedziałem w 83 felietonie niniejszej SHR&R w Tomaszowie, pt „Prima Aprilis w KORDEGARDZIE”. Staszek Kasperowicz to były oleśnicki businessman, producent i sprzedawca mebli tapicerowanych, kochający jazz, rock’n’roll i inne rodzaje muzyki podobne wymienionym stylom, do bólu oszalały na tym punkcie do tego stopnia, że niespełna 20 lat temu stworzył w Oleśnicy festiwale muzyczne pod tytułem „Jazz na kanapie”. Często artystom regulował należności z tak zwanej własnej kieszeni, nie zawsze zdobywając środki płatnicze ze sponsoringu od lokalnych businessmanów czy od włodarzy miasta. Nazwę tych spotkań przyjął od produkowanych przez swoją firmę mebli, w której również wykonuje się tapczany, sofy, kanapy z stąd „…. na kanapie”. Jako ciekawostkę mogę poinformować czytających, że Staszek wiele mieszkań muzyków występujących w oleśnickich (Wojtek Karolak, Tomasz Stańko, Jan Ptaszyn Wróblewski, Zbigniew Namysłowski czy Krzysztof Sadowski) spotkaniach jazzowych wyposażał w meble wypoczynkowe z własnej fabryki. Również Marek Karewicz użytkuje wypoczynki wyprodukowane w firmie Staszka Kasperowicza. Użyłem terminu „to były oleśnicki businessman” gdyż dzisiaj Staszek
Kasperowicz jest rencistą (9 maja ukończył dopiero 60 lat) z poważną,
widoczną chorobą kręgosłupa. Jego aktualne życie to ciągłe przebywanie w
szpitalach i na zabiegach rehabilitacyjnych.
Grupa bluesowa z Trzebnicy „Ktoś Gdzieś kiedyś coś”
Do Warszawy, do Karewicza na otwarcie wystawy w KORDEGARDZIE przyjechał wprost ze szpitala na czterodniową przepustkę, nie zważając na swój kręgosłup. Dla Staszka ważne było być tam, gdzie przyjaciel otwiera swój wernisaż poświęcony wybitnemu kompozytorowi, jazzmanowi Krzysztofowi Komedzie. Pomimo, od pewnego czasu, znikomego przypływu gotówki do portfela, Staszek nie poprzestał na swojej, filantropijnej działalności, wręcz przeciwnie, nadal ją kontynuuje, choć muzycy przybywający na oleśnickie spotkania nie są, tak jak dawniej, z tej najwyższej półki polskiego, jazzowego show businessu. Na dziesięć dni przed koncertem otrzymałem od Staszka informację SMS-ową, że wszystko rozpocznie się 8 maja 2014 roku o godzinie 20.00 w restauracji Hotelu „Vis a Vis” przy ulicy Przemysłowej (wcześniej planowano koncert na weekend 9/10 maja) w dniu imienin Stanisława. W poniedziałek poprzedzający występ zadzwonił do mnie twórca „Jazz na kanapie” zagajając w te słowa; – Antek, macie rezerwację miejsc noclegowych na trzy, tak jak wcześniej uzgadnialiśmy, osoby. Zabieraj z sobą Ewę z Krzyśkiem i przyjeżdżajcie. Ceny przystępne, mieszkać będziecie na I piętrze, wszystko odbywać się będzie w hotelowej restauracji na parterze. Marka z Wiesiem Śliwińskim z przyczyn wiadomych zakwaterowałem na parterze. Do zobaczenia w „Vis a Vis”. Po rozmowie z Krzysztofem uzgodniliśmy, że
wyjedziemy w czwartek po południu z pod sklepu Biedronki na moim
osiedlu; - Antek bądź gotów na 14.00, jak będziemy wyjeżdżać z pod
naszego domu, damy ci telefoniczny sygnał.
Staszek zapowiada recital Magdy Piskorczyk (na biało ubrana) po lewej Ola Siemieniuk
Do usłyszenia, do zobaczenia! Punktualnie o 14.00 Krzysiek z małżonką podjechali na parking Biedronki i wspólnie udaliśmy się w kierunku Wrocławia (przez Piotrków, Bełchatów, Wieluń). W Walichnowy 17 km za Wieluniem wcisnęliśmy się do nowo oddanego odcinka autostrady Wrocław – Łódź co przyspieszyło nam podróż. Blisko 70 kilometrowy odcinek do Oleśnicy pokonaliśmy w 35 minut a całą trasę w ciągu 3 godzin i 15 min. Kwadrans po 17.00 znaleźliśmy się przed Hotelem „Vis a Vis”. Na drzwiach wejściowych widniał duży plakat zapowiadający, że dziś o godzinie 20.00 odbędzie się koncert bliżej nieznanej mi gwiazdy bluesa, Magdy Piskorczyk. Kiedy znaleźliśmy się w hotelowej recepcji, przez otwarte drzwi do restauracji, dobiegały dźwięki strojących się instrumentów i regulacja, ustawianie nagłośnienia. Trwały próby muzyków, którzy wieczorem mieli wystąpić w ramach oleśnickiego spotkania, „Jazz na kanapie”. Po załatwieniu wszystkich hotelowych formalności, zajrzałem do restauracji i … w pustej sali przy jedynym, zapełnionym stoliku siedział Marek Karewicz z Wiesławem Śliwińskim, kończyli posiłek. Do Oleśnicy przybyli z Warszawy koleją, pół godziny przed nami. Po chwili w restauracji zjawił się solenizant Staszek Kasperowicz, główny inicjator imprezy. Nastąpiły gorące powitania połączone z życzeniami, z wręczeniem suwenirów, po czym z małżeństwem Jochanów udaliśmy się do pokoi, wcześniej rezerwowanych. Po krótkim odpoczynku po podróży, prysznicu i przebraniu się (założyłem
słynną podkoszulkę, prezent od Marka Karewicza, z wizerunkiem Milesa
Daviesa – obaj byliśmy ubrani w identyczne) około 19.30 zeszliśmy do
restauracji, gdzie siedzieli już Marek, Wiesław i Staszek zabezpieczając
nam miejsca obok siebie.
Hotel „Vis a Vis” w Oleśnicy nocą
Lokal, im bliżej godziny 20.00, systematycznie zapełniał się fanami dobrej muzyki, znawców jazzu o czym mógł świadczyć fakt, że wszyscy przekraczający próg restauracji, kobiety i mężczyźni, zbliżali do wózka z Markiem i obok stojącego Staszka, witali się serdecznie z nimi, z pocałunkami włącznie. Marek wielki znawca, miłośnik i propagator jazzu w Polsce, był wielokrotnym bywalcem w Oleśnicy na jazzowych koncertach organizowanych przez producenta tapicerowanych mebli. Przy kompletnie wypełnionym pomieszczeniu restauracji, kilka minut po godzinie zero, głos, jak przystało na twórcę oleśnickich, jazzowych imprez, zabrał Staszek Kasperowicz. Przywitał wszystkich przybyłych na koncert, w skrócie opowiedział historię powstania festiwali, koncertów „Jazz na kanapie”, o coraz to większych trudnościach ze zdobyciem funduszy na cykliczną imprezę, po czym na tak zwaną scenę (wydzielony fragment lokalu) zaprosił pierwszy zespół, bluesową grupę o przedziwnej, egzotycznej nazwie – „Ktoś, gdzie, kiedyś, coś”. Grupa gra klasyczny repertuar, nie tylko amerykański blues ale również są akcenty europejskie jak repertuar Johnny Mayala czy Erica Claptona, w poprawnym wykonaniu. Ponieważ wiodącym instrumentem jest harmonijka ustna mogę śmiało powiedzieć, że w ich graniu dostrzec można elementy gry na tym instrumencie, Sławka Wierzchowskiego. Muzycy pochodzą z Trzebnicy a w skład zespołu wchodzą dwie gitary,
prowadząca (Artur „Ząbek” Pasternak), basowa (Roman „Bielu” Bielecki),
perkusja (Łukasz „Melon” Grzeliński) i Sebastian „Saper” Matłok na
harmonijce ustnej. Wspólne granie rozpoczęli dwa lata temu. Jak sami o
sobie mówią: – Łączy nas przyjaźń i muzyka. Nasze muzyczne rejony to
blues, reggae, rhythm’n’blues, rock.
Aleksandra Siemieniuk i Magda Piskorczyk
Gramy tylko instrumentalnie, w większości własne utwory bez wokalu, które aranżujemy tak by słuchaczy przybyłych na nasze koncerty zainteresować muzycznymi improwizacjami i swojego rodzaju – instrumentalnymi rozmowami. Jesteśmy również otwarci na muzyczne eksperymenty i dobrą współpracę z innymi muzykami. Na koncertach cenią sobie dobry klimat poprzez bezpośredni kontakt z publicznością, co zresztą udowodnili rozpoczynając klasycznym bluesem o brzmieniu z dalekiego południa Ameryki, utworem Partyzant. Widownia w restauracji natychmiast poczuła bluesa i od razu zrobiło się swingująco, co świadczyło o dobrym w temacie osłuchaniu oleśnickich fanów. Były też tańce. Trwający blisko szkolną jednostkę lekcyjną (45 minut) recital rozochocił publiczność do dobrej zabawy. Stopniowanie, kolejność doboru utworów, dobrze świadczyło o zespole. Końcowe partie bluesowe, w których prym wiódł Sebastian na ustnej harmonijce, doprowadziły do tego, że wszyscy widzowie w lokalu, w pozycji stojącej, klaszcząc rytmicznie w dłonie, spowodowali dwa bisy. Po długich owacjach nastąpiła kilkuminutowa przerwa, w trakcie której Marek Karewicz tak do nas, siedzących przy stoliku się odniósł, - To co przed chwilą się zakończyło to było zaledwie preludium przed prawdziwym, o niebo lepszym wykonaniu, jaki da dziewczyna, która wiele razy udowadniała mi w moim klubie jazzowym TYGMONT w Warszawie. Dziś jeszcze nie wszystkim jazzowym, muzycznym fanom mówi nazwisko tej dziewczyny ale już w niedługim czasie usłyszycie pisane dużymi literami wielkie nazwisko – MAGDA PISKORCZYK.
* * *
Magda Piskorczyk w całej okazałości podczas koncertu
Magda Piskorczyk – polska wokalistka i instrumentalistka. Gra na gitarach: akustycznej, elektrycznej i basowej, a także na instrumentach perkusyjnych. Wykonuje głównie muzykę zakorzenioną w tradycji afro-amerykańskiej i afrykańskiej. Aranżuje i komponuje, była gościem festiwali międzynarodowych m.in. na Tajwanie, w Niemczech, Szwecji, Norwegii, Anglii, na Węgrzech i we Francji. Członkini Akademii Fonograficznej. Prowadzi warsztaty muzyczne według własnego programu autorskiego, między innymi w ramach ”Blues nad Bobrem”. Efektem takich warsztatów w warszawskim OKO jest wydana w 2012 roku płyta Magda Piskorczyk Masterclass. Magda to autorka płyty studyjnej Blues Travelling nagranej z udziałem Michała Urbaniaka, albumu Magda Live z zapisem akustycznego koncertu z Radia Gdańsk, płyty Live at Satyrblues nagranej ze Slidin’ Slimem ze Szwecji, podwójnego albumu Afro Groove upamiętniającego trasę koncertową z Billy Gibsonem z Memphis oraz płyty studyjnej z muzyką gospel: Mahalia, Albumy Magda Live, Afro Groove otrzymały nominację do Nagrody Fryderyk w kategorii Album Roku Blues. Dwukrotna półfinalistka międzynarodowego konkursu bluesowego: International Blues Challenge w Memphis (USA) – jedyna uczestniczka mieszkająca w Europie. Sześciokrotnie wybierana Wokalistką Roku (2003, 2004, 2006, 2009, 2011 i 2012) przez czytelników kwartalnika Twój Blues. W maju 2008 roku Magda Piskorczyk, jako jedna z dwóch pierwszych wykonawców, odcisnęła swą dłoń w Alei Gwiazd Polskiego Bluesa w Sławie koło Zielonej Góry.
Od lewej – Bartosz Kazek, Magda Piskorczyk, Krzysiek Jochan, Staszek Kasperowicz, Ola
Siemieniuk, ja i Marek Karewicz trzymający za rękę Magdę
Często opisywana jako „czarny głos w białym kostiumie” po zawierającej takie określenie recenzji koncertu we Francji ("Brillante chanteuse a la voix noire et au costume blanc"). Magda Piskorczyk współpracuje, nagrywa bądź występuje też z innymi zespołami, m.in. Blues Flowers, Engerling i Konoba. Występowała z wieloma znanymi muzykami, m.in. z Wojciechem Karolakiem, Leszkiem Winderem, Jerzym Styczyńskim, Leszkiem Cichońskim oraz Bobem Margolinem, Billy Gibsonem, Seckou Keita, Ritą Engedalen, Bobem Brozmanem, Gregiem Szłapczyńskim i Slidin’ Slimem. Muzyka Magdy to przygotowywane przez nią aranżacje standardów soulowych, bluesowych, muzyki gospel, funkowych, rockowych i jazzowych oraz jej własne kompozycje inspirowane tymi nurtami. Gospel to jedna z największych muzycznych miłości Magdy Piskorczyk. Spośród wykonawców tego gatunku Magda najbardziej ceni twórczość Mahalii Jackson. Odrębne koncerty prezentujące standardy gospel, artystka przedstawiła w Polsce, w Niemczech, na Węgrzech, w Anglii (na festiwalu City Sings Gospel w Liverpoolu) i we Francji (na festiwalu Blues Sur Seine). Jest mocno zainteresowana muzyką etniczną z różnych stron świata, którą również coraz częściej włącza do repertuaru. Śpiewa głównie po angielsku, czasami po polsku, ale także w innych językach, np. hiszpańskim, kreolskim czy afrykańskich: Bambara i Tamaszek Krytyk muzyczny Jan Chojnacki stwierdził, że "jej muzyka jest oryginalna, ale nie udziwniona, wierna korzeniom, a jednocześnie współczesna, bardzo oszczędna w formie i pełna emocji".
* * *
Przekazuję Magdzie suwenir w postaci mojego Tomaszowskiego Tryptyku
Po kilkuminutowej przerwie w narożnika restauracji hotelu Vis a Vis, imitująca małą scenę stanęła dziewczyna (Aleksandra Siemieniuk) w jeansach, w podkoszulku bez rękawków, z gitarą w ręku - mówię dziewczyna bo naprawdę wyglądała bardzo dziewczęco - uderzając delikatnie w struny gitary prowadzącej, niczym wytrawny muzyk z południa Ameryki, przywołała klasycznym brzmieniem na stanowisko pracy młodego chłopca (Bartosz Kazek), perkusistę. Kiedy razem wykonywali bluesowe introduction trwające minutę, a może dłużej, nagle w drzwiach od recepcji ukazała się kolejna, młoda, bardzo zgrabna dziewczyna (Magda Piskorczyk), w białym, płaskim obuwiu, w mini spódniczce, w bluzce (wszystko w białym kolorze), o długich, ciemnych włosach sięgających do ramion, mocno skręconych w stylu afro. Wbiega na prowizoryczną scenę, bierze do ręki jedną z wielu stojących obok gitar (basowa), włącza się w muzyczną reminiscencję i utworem Save Us All bardzo niskim głosem (rzadki u kobiety) rozpoczyna swój recital. Już na samym początku ciarki przeszyły moje ciało, coś niesamowitego. Sprawdziła się Marka przepowiednia o nieznanej mi bliżej piosenkarce. Poczułem się, nie tylko ja, jak w hermetycznym świecie amerykańskiego bluesa, zupełnie jak na dalekim południu USA. W ponad godzinnym recitalu Magda wykazała się wielkim kunsztem rytmicznych, o wielkiej skali trudności, utworach. Był czarny blues, było gospel ale również cudownie wykonała afrykańskie, nieznane mi style w utworze Cler Achel. Magda choć w większości śpiewała w języku angielskim, hiszpańskim, kreolskim to był również polski akcent w prowokującym songu, z polskim tekstem, Rzeźb Mnie czy Nie będę grzeczną dziewczynką.
Magda Piskorczyk grając na perkusji też jest świetna. Zawsze czuje się
dobrym i odpowiedzialnym muzykiem. Za jej plecami moja osoba i w głębi
Staszek w czerwonej kurtce
Kiedy wykonała Crossroads zadedykowany organizatorowi jubileuszowego spotkania (imieniny, urodziny), Staszek wbiegł z podziękowaniem do śpiewającej, ze wzruszeniem dziękując wokalistce ściskał i całował ją. Była to piękna scena, na którą przy gromkich oklaskach na stojąco, inicjator oleśnickiego Jazz na kanapie sobie zasłużył. Jeszcze długo po zakończonym koncercie publiczność nie opuszczała lokalu. Jedni z zakupionymi (CD) płytami artystki, stali w kolejce do wpisu dedykacji a jeszcze inni do zrobienia sobie z nią foto pamiątkowego. Ja również kupiłem jej dwupłytowy album ze świetną okładką, karykaturą Magdy autorstwa Dariusza Pietrzaka pt Afro Groove (przy jej nagraniu udział brał śpiewający amerykański muzyk, grający na harmonijce ustnej, Billy Gibson) z wpisem piosenkarki – Antoniemu z mocą i radością muzyki, serdeczności, załączam - Magda Piskorczyk. Obok niej swoje autografy na płycie złożyli inni członkowie grupy, akompaniujący wykonawczyni w śpiewanych songach, Aleksandra Siemieniuk (gitara) i Bartosz Kazek (perkusja). Wszyscy muzycy i my, tomaszowianie, Marek Karewicz z Wiesławem Śliwińskim oraz klika osób z miasta szybko zorganizowaliśmy, łącząc stoliki, wspólny stół. Zasiadając przy nim w liczbie 13 osób, tym samym przedłużyliśmy spotkanie z cyklu Jazz na kanapie. Przy lekkich drinkach, kawie, herbacie i przekąskach, do blisko trzeciej nad ranem trwały kuluarowe rozmowy. Moja rozmowa z Magdą dotyczyła tylko jednego, - Z skąd u ciebie zainteresowanie, młodej osoby, w dobie szalejącej tandetnej muzyki, discopolo, wybór, co tu dużo mówić, trudny stylowo? Magda bez namysłu z ripostowała moje pytanie, - Antoni, będąc kilkuletnią (pięć-sześć lat życia) dziewczynką w moim domu słuchano (tata, mama) wiele czarnego bluesa, gospel. Mnie w szczególności utkwiła, jej głos, styl, cudowna Mahalia Jackson. Z nią żyłam, z nią nuciłam wspaniałe piosenki. Czyli mówiąc wprost, mój dom stał się protoplastą tego co do dziś mnie pasjonuje i zawodowo wykonuję.
Moje osobiste spotkanie z Magdą Piskorczyk w Poznaniu
- Wśród wielu festiwali muzycznych odbywających się tak w kraju i w Europie – ponownie zapytałem – byłaś w dalekim Memphis w amerykańskim stanie Tennessee, i to dwukrotnie, czy odwiedziłaś będąc tam dom Elvisa Presleya w Graceland? Magda chwilę się zastanowiła i odpowiedziała – Nie, nie byłam, choć blisko tego miejsca się znajdowałam, ale o tym dzisiaj nie chcę mówić. Mogę tylko powiedzieć o przeżyciach jakie w konkursach (2005, 2006 roku) doznałam. Przy wielkim „przesiewie” piosenkarzy, dwukrotnie znalazłam się w półfinałach jako jedyna biała z Europy. W 2005 roku jeden z czarnoskórych jurorów, z wielkim zdziwieniem zwrócił na mnie uwagę, wykrzykując „Dziewczyno z skąd u ciebie taki głos”. A w 2006 roku inny z jurorów, tym razem biały, śpiewający muzyk grający na harmonijce ustnej zafascynował się moją osobą, moim talentem to, Billy Gibson. Zaproponował mi wspólną trasę koncertową co w konsekwencji zaowocowało nagraniem płyty „Afro Groove”, którą zadedykowałam ci przed chwilą. Antek czuję zmęczenie, kończmy już pogawędkę, chce mi się spać. Do zobaczenia na śniadaniu. Zważywszy, że za 17 godzin Magda miała w pobliskich, rodzinnych Obornikach Śląskich (tu się wychowała, tu się zaraziła bluesem) koncert, zgodnie rozeszliśmy się do swoich pokoi oddając się w opiekę Morfeusza. Rano, a właściwie przed południem, dochodziła godzina 10.30, spotkaliśmy się z Ewą i Krzyśkiem Jochan, Markiem Karewiczem i Wiesławem w restauracji hotelowej z bluesowym trio, ich fotografem i menedżerem (Ireneusz Graff), na pożegnalnym śniadaniu. Podsumowaliśmy wczorajszy dzień, dokonaliśmy wymiany adresów, telefonów, życząc sobie kolejnego spotkania za rok w Oleśnicy na kolejnym Jazz na kanapie. W naszych głowach, Krzyśka i mojej, rodziła się koncepcja, co uczynić, jak zdobyć pieniądze by polską Mahalię Jackson zaprosić na koncert do naszego miasta, na przykład występ w moim cyklu spotkań, Herosi Rock’n’Rolla? Przed godziną 12.00 opuściliśmy hotelowe pomieszczenia (o tej godzinie kończy się hotelowa doba) zapakowaliśmy swoje bagaże do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Tomaszowa. Całą, powrotną drogę towarzyszyła nam Magda Piekarczyk a właściwie jej cudowny głos w afro bluesowych rytmach płyty Afro Groove z cudowną harmonijką ustną w wykonaniu Billy Gibsona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz