Rozmowa z Michałem Jelonkiem |
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy to zjawisko socjologiczne nieporównywalne z czymkolwiek innym w dziejach naszego narodu. Już od dwudziestu lat każda pierwsza niedziela po Nowym Roku jest dla Polaków na całym niemal świecie dniem narodowej jedności i mobilizacji, której nie trzeba przegłosowywać w parlamencie lub regulować specjalnym aktem prawnym. Podczas dziewiętnastu dotychczasowych edycji WOŚP zebrano na potrzeby chorych dzieci ponad 440 milionów złotych. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że wyniki tegorocznej dwudziestej edycji mogą tę liczbę zbliżyć do niebotycznej kwoty pół miliarda PLN.
Będąc współorganizatorem i prowadzącym dwóch ostatnich edycji Wielkiej Orkiestry, w tym roku po raz pierwszy miałem okazję spojrzeć na to wydarzenie z dziennikarskiego punktu widzenia. Tegoroczna Orkiestra podobnie jak przed dwoma laty zagrała w Londynie dwa koncerty i podzieliła publiczność nie tylko ze względów logistycznych. Wrażliwość estetyczna każdego odbiorcy imprezy muzycznej jest inna, podobnie jak inna jest także wyobraźnia poszczególnych organizatorów o tym, co lub kto przyciągnie i zatrzyma publiczność pod sceną przez około 7 godzin.
Kryteria doboru wykonawców są najczęściej wynikiem subiektywnych poglądów pomysłodawców każdej rozrywkowej imprezy o charakterze charytatywnym. Z tego względu o pełnym sukcesie takiego przedsięwzięcia decydują często nie tylko talenty organizacyjne przedstawicieli orkiestrowych sztabów, lecz jakże często ich wiedza stricte muzyczna. Kierując się skrajnie różnymi upodobaniami widzów, podzieliłem ubiegłoroczną WOŚP w Luton na dwa stylistycznie odmienne koncerty. Sobotni wieczór przeznaczyłem dla fanów ostrej muzyki „z wykopem” jak ją celnie określił pewien znajomy miłośnik heavy metalu, po to by w niedzielę zebrać pod sceną entuzjastów spokojniejszych klimatów, którzy mieli zamiar spędzić ten dzień z całymi rodzinami. Podając powody utworzenia w Londynie dwóch oddzielnych orkiestrowych sztabów, głównym argumentem obu szefowych, była geograficzna wielkość miasta i co za tym idzie ułatwienie rozproszonym skupiskom Polaków jak najszybszego dotarcia na miejsce koncertu. W rozmowach przewijał się jednak i inny aspekt. Oprócz argumentu czysto logistycznego, obie organizacje nie ukrywały także odmienności w spojrzeniu na formę imprezy, a co za tym idzie na artystyczną wizję poszczególnych elementów programu. Grupa Tottus Tuus |
8-go stycznia wczesnym popołudniem udałem się więc metrem na stację Ravenscourt Park, aby najpierw przyjrzeć się Orkiestrze w Polskim Ośrodku Społeczno Kulturalnym. Paulina Pyrkosz reprezentująca grupę „Poland Street”, która już po raz trzeci firmowała organizację WOŚP, postawiła tym razem na widowisko kameralne z naciskiem na jego rodzinny charakter. Bardzo udanym moim zdaniem pomysłem sztabu Pauliny był stylistyczny podział koncertu na dwie osobne sceny. W Jazz Cafe POSK na wstępie mogliśmy podziwiać bardzo młodych utalentowanych muzyków, aby po krótkiej przerwie dać się ponieść jazzowym rytmom przeplatanym występem iluzjonisty. Zwłaszcza zapadły mi w pamięć pianistyczne popisy Karola Rybarczyka, którego wszechstronność umożliwiła mu występ nie tylko w repertuarze klasycznym. Karol idzie bowiem w ślady znanego w Londynie Tomka Żyrmonta z Groove Razors i mimo bardzo młodego wieku, został zaproszony także do udziału w jazzowej części koncertu. Wcześniej odbyły się liczne konkursy i zabawy dla dzieci oraz występ zespołu folklorystycznego Orlęta pod kierownictwem Barbary Klimas.
Położoną w górnej części budynku scenę opanowali fani mocniejszego uderzenia, którzy mogli podziwiać występy londyńskich zespołów Tottus Tuus, Human Control, Bad Solution i The Primal Rebels. Zwłaszcza występ tej pierwsze formacji sprawił mi nieukrywaną radość. Przed rokiem bowiem zespół Tottus Tuus zagrał dla Orkiestry w Luton, gdzie otrzymał za swój występ entuzjastyczne brawa. Tworzący trzon zespołu wokalista Michał Juśkiewicz oraz jego brat Remi przybyli do POSK-u z nową sekcją rytmiczną, a ich dawne piosenki brzmiały jeszcze lepiej niż przed rokiem. Wykonujący amerykańską odmianę rocka z domieszką muzyki środka, muzycy po raz kolejny porwali publiczność do spontanicznego tańca, co nie jest nigdy łatwe dla wykonawcy otwierającego jakąkolwiek imprezę. Świetnym prowadzeniem tej części koncertu wykazał się Krzysztof Kubeł – szef Pokojowego Patrolu, który z pasją przeprowadził licytację, sprawując jednocześnie opiekę techniczną nad całym wydarzeniem. Tę ostatnią funkcję w Jazz Cafe POSK pełnił jak zawsze Leszek Alexander, którego sprzęt zapewniał nagłośnienie niejednej imprezy jazzowej organizowanej na tej sali. Pokojowy Patrol to licząca około 4,5 tysiąca wolontariuszy organizacja stworzona specjalnie dla zabezpieczania imprez masowych organizowanych przez fundację Jurka Owsiaka oraz przeszkolona z zakresu udzielania pierwszej pomocy medycznej.
Kibic Ruchu Chorzów - bohater licytacji |
Po zlicytowaniu pamiątkowego T-shirta i krótkiej rozmowie z muzykami Tottus Tuus, udałem się w pośpiechu do położonego niedaleko dworca Kings Cross klubu Scala, który pozytywnie kojarzył mi się z ubiegłorocznym występem naszej eksportowej grupy Riverside. Na miejsce dotarłem na krótko przed światełkiem do nieba trafiając wprost na niezbyt udany monolog pewnej pani, którego styl do złudzenia przypominał agitację odbywającą się na spotkaniach firm rozprowadzających towary, których nie można kupić w żadnych sklepach. Szczęśliwie owa „liturgia” trwała niezbyt długo i tuż po światełku do nieba na scenie pojawił się ekspert od licytacji, który przeprowadził ją w iście giełdowym stylu. Imprezę poprowadzili: popularny aktor Wojciech Medyński oraz nasza dobra znajoma z lipcowej wystawy fotograficznej Krystiana Daty odbywającej się w ramach ARTerii Nowego Czasu Paulina Pospieszalska. Muszę przyznać, że prowadzona w świetnym tempie licytacja przyniosła nadspodziewany efekt. Opatrzone autografem bramkarskie rękawice Jerzego Dudka „poszły” po zaciętej rywalizacji aż za 180 funtów. Niemal kabaretowym widowiskiem zakończyła się natomiast licytacja gadżetów firmujących „Euro 2012”. Posługujący się perfekcyjną śląską gwarą niezwykle sympatyczny kibic chorzowskiego Ruchu wywoływał u publiczności wielokrotne spontaniczne wybuchy oklasków, a następnie w asyście klubowego kolegi udał się do pobliskiego bankomatu po niezbędną gotówkę. Po chwili obaj pojawili się na scenie wraz z ogromnych rozmiarów flagą swojego ukochanego klubu. Ruch Chorzów ma szczególny związek z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Jest to pierwszy polski klub piłkarski, który jeszcze w roku 2008 występował w koszulkach z logo Wielkiej Orkiestry, biorąc przykład ze słynnej Barcelony, której piłkarze z dumą nosili na piersiach logo UNICEF-u. Sądzę, że dla wiernego kibica Ruchu stającego w szranki tego rodzaju rywalizacji, fakt ten stanowił swoisty doping, który całkowicie wykluczał limitowanie przeznaczonej kwoty pieniędzy niezbędnej do zlicytowania wymarzonej pamiątki.
Krzysztof Kubeł - "Pokojowy Patrol" |
W Scali wystąpili: Monika Lidke, Vital Kovatch, Bartek Wrona, Jacek Osior, Sabio Janiak, Marzena Rychlik z zespołem. Było jeszcze kilka innych atrakcji, między innymi pokaz zumby, konsultacje z makijażystką Jolantą Zgłobicką, przyspieszony kurs udzielania pierwszej pomocy. Kilkoro widzów z którymi rozmawiałem tuż po przybyciu do Scali wyrażało swoje krytyczne uwagi pod adresem występu Bartka Wrony reprezentującego nie tylko odmienny styl od reszty zaproszonych wykonawców, lecz przede wszystkim odbiegającego od nich poziomem artystycznym. Różnica ta była zapewne jeszcze bardziej widoczna w zderzeniu z takimi znakomitościami sceny jak Monika Lidke, Vital Kovatch, Jacek Osior czy Michał Jelonek. Powszechna jest opinia, że podczas każdego orkiestrowego koncertu najważniejsza jest jego szczytna idea, a dopiero potem ocena wydarzenia pod kątem estetycznym. Niemniej jednak rolą każdego dziennikarza jest rzetelna analiza wszystkich elementów, które składają się na widowisko muzyczne, jakim niewątpliwie jest WOŚP. Taka postawa jest niezbędna choćby po to, aby w kolejnych latach lepiej udało się połączyć wartości artystyczne widowiska z nie podlegającą jakiejkolwiek dyskusji szczerą i piękną intencją zorganizowania imprezy pomagającej ratować życie najbardziej bezbronnych.
Michał Jelonek |
Wspaniałym uwieńczeniem imprezy zorganizowanej w Scali był występ rewelacyjnego Michała Jelonka, z którym miałem okazję zamienić kilka słów po koncercie. Michał jest muzykiem reprezentującym nie często spotykany gatunek, będący fuzją muzyki klasycznej i heavy metalowej z elementami rocka progresywnego. Ten wirtuoz skrzypiec odznacza się ponadto ogromnym poczuciem humoru, który dało się zauważyć nie tylko na scenie, ale także podczas wywiadu. Przyznał mi się, że grając w grupach Ankh i Hunter, uzbierało mu się przez lata w szufladzie sporo ciekawych utworów, które nie zmieściły się na albumach tych zespołów. Ze szczerym uśmiechem na twarzy wyznał, że nie mógł spać, ani jeść i w końcu musiał swoją szufladową twórczość nagrać na solowych albumach.
Mam osobisty powód i szczególne moralne prawo, aby na zakończenie złożyć podziękowania nie tylko na ręce Pauliny Pyrkosz z „Poland Street” oraz Dagmary Chmielewskiej z „Hurricane of Hearts”, która kierowała sztabem w Scali. Słowa podziękowania kieruję do każdego, kto w jakiejkolwiek formie był związany ze zbieraniem środków przeznaczonych na zakup pomp insulinowych. Mój syn od lat doświadcza dobrodziejstwa Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy właśnie w tym zakresie, a ja staram się w każdy możliwy sposób spłacać dług wdzięczności Jurkowi Owsiakowi i wszystkim woluntariuszom jego wspaniałej akcji.
Sztab Poland Street zebrał £18,089.73 (zbiórka funduszy na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy była prowadzona w kilku miejscach: w polskich sklepach, przy polskich kościołach oraz przez internet), zaś Hurricane of Hearts – £8,792,62.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz