Z twórczością muzyków Iron Maiden Gabriela Kulka zetknęła się jeszcze w szkole średniej, a jej ulubionym krążkiem był wówczas solowy album wokalisty zespołu Bruce’a Dickinsona - „The Chemical Wedding”. Zaowocowało to nagraniem przez nią w 2005 roku pierwszego ironowskiego coveru. Jej interpretacja piosenki „22 Acacia Avenue" znalazła się na szwedzkiej kompilacji „Food for Thought”, która została przychylnie odebrana przez fanów Żelaznej Dziewicy. Niniejszy album jest więc naturalną konsekwencją młodzieńczych fascynacji Gaby brytyjską legendą heavy metalu. Zespół Baaba istnieje na polskiej scenie niezależnej już 11 lat, a pierwszym owocem współpracy tej formacji z Gabrielą był utwór "ThingsImNot (Over and Over)" pochodzący z ich dobrze przyjętego ubiegłorocznego albumu „Disco Externo”. Ta utalentowana wokalistka nie tylko zaśpiewała wspomnianą piosenkę, ale także napisała do niej tekst.
Z przebogatej dyskografii grupy Iron Maiden zawierającej blisko 150 utworów, twórcy albumu wybrali tylko 10, a łączny czas całego dzieła to podobnie jak w czasach płyt winylowych niespełna 44 minuty. Siłą tego wydawnictwa jest stylistyczne odcięcie się od oryginalnego hard rockowego brzmienia przerobionych utworów, dzięki czemu polscy artyści uniknęli nudnego powielania ogranych schematów. Piosenki Iron Maiden są tu świadomie wybranym przez nich tworzywem, z którego powstała strawna dla różnorakich gustów mieszanina współczesnych trendów muzyki rozrywkowej.
Otwierający album „The Number Of The Beast” w niczym nie przypomina demonicznego utworu Iron Maiden. Odarta z metalowych ćwieków i ubrana w synthpopowe opakowanie aranżacja, pozwala tytułowej bestii zaryczeć dopiero w ostro zagranej końcówce. Sąsiadujący „Wratchild” przenosi słuchaczy ze świata elektronicznej estetyki w atmosferę początku lat siedemdziesiątych, a dźwięki fletu przywołują echa roztańczonej epoki dzieci kwiatów. „Aces High” to w oryginale trashowo zagrany hołd lotnikom RAF-u, walczącym podczas Bitwy o Anglię. Być może ten patetycznie wykonany przez Iron Maiden kawałek mógł stanowić inspirację dla szwedzkiej grupy Sabaton, która w podobnym tempie opiewała bohaterstwo polskich żołnierzy spod Wizny w piosence „40:1”. „Aces High” w wykonaniu Baaby i Gabrieli Kulki to absolutny hit tego albumu, trafnie wybrany przez zespół na promujący płytę singiel. Piosenka ta może stanowić znakomity materiał instruktażowy dla współczesnych twórców muzyki masowej. Niespodziewanie bowiem przedstawiciel sceny undergroundowej zawstydza „szacownych” bywalców list przebojów poziomem swojej komercyjnej produkcji ubocznej. Piosenka „To Tame a Land” zabiera nas w podróż przez piaski pustyni Arrakis z kart „Diuny” Franka Herberta. Jej arabska aranżacja, fantastyczną krainę czyni nieco bardziej realną, a instrumentalna galopada w końcówce, znakomicie odzwierciedla współczesne niepokoje tej części świata. Gregoriańska przeróbka kompozycji instrumentalnej „The Ides of March” zamykałaby pierwszą stronę albumu, gdyby został on wydany na winylowym czarnym krążku. Trwający tylko 56 sekund śpiew a capella to jedynie krótki przerywnik na złapanie oddechu przed niezwykle roztańczoną drugą połową płyty. „Prodigal Son” porywa nas w soulowe objęcia muzyki rodem z wytwórni Tamla-Motown z lekką domieszką hippisowskiej psychodelii, znacznie ocieplając klimat albumu. Zaraz po nim następuje najlepszy moim zdaniem fragment płyty. „Flight of the Icarus” to nastrojowe, melancholijna piosenka o pogrzebaniu młodzieńczych marzeń. Aż trudno uwierzyć, że ta piękna i smutna zarazem ballada jest coverem bardzo dynamicznego, ekspresyjnie wykonanego oryginału. Po blisko pięciominutowej zadumie z impetem powracamy do żywiołowej stylistyki lat siedemdziesiątych. Echo dyskotekowego szaleństwa rodem z „Grease” nie trudno jest rozpoznać podczas słuchania „Children of the Damned”, która swoją rytmiką do złudzenia przypomina nieśmiertelny „You're The One That I Want” duetu John Travolta & Olivia Newton John. Dwie ostatnie piosenki to muzyczna podróż do Ameryki Południowej. „The Clairvoyant” przejdzie zapewne do historii polskiej muzyki rozrywkowej. Zrobić bowiem lambadę z heavy metalowego kawałka to nie lada sztuka. Pozwolić sobie na taki muzyczny żart mogą jedynie świadomi swojej klasy artyści. Emitowana ostatnio do znudzenia w komercyjnych stacjach radiowych piosenka „On The Floor”, w której Jennifer Lopez nieustannym cytowaniem pamiętnej „Lambady” grupy Kaoma próbuje ratować swój mierny kawałek, w zestawieniu ze znakomitym „The Clairvoyant” Baaby brzmi jak disco polo przy dojrzałym pastiszu. Jakby latynoskiej muzyki było twórcom krążka za mało, album zamyka… bossa nova. Utworem „Still Life” muzycy oddali hołd nie tylko grupie Iron Maiden, ale także artystom zupełnie innej stylistyki. Antonio Carlos Jobim i Joao Gilberto stworzyli jak widać gatunek, który nawet w zetknięciu z ciężkim metalem nie traci formy.
Przed ponad trzydziestu laty nastąpił na całym niemal świecie heavy metalowy boom, który odmienił całkowicie spojrzenie na muzyczną estetykę. Wielu z ówczesnych nastolatków do dziś wiernie nie ścina włosów i nosi skórzane kurtki. Są jednak i tacy, którzy tej „diabelskiej” muzyki nigdy nie zaakceptowali. Niniejszy album próbuje pogodzić jednych i drugich. Dla tych pierwszych być może jest artystyczną prowokacją. Dla drugich może stanowić podejrzany element spiskowej teorii dziejów. No cóż, już nasi pradziadowie powiadali, że gdzie diabeł nie może tam… Baabę pośle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz