Już od piątej klasy podstawówki marzyłam o przyjeździe do Londynu, a że marzenia się spełniają, to właśnie tutaj, od 11 lat mam tę swoją "wyspę szczęśliwą". Z uwagi na to, że nie lubię stagnacji i rutyny, to czerpie z życia garściami i wszędzie mnie pełno. Jestem dziennikarzem i filologiem polskim z wykształcenia, ale frankofilem z wyboru, od lat zakochanym we Francji i... oczywiście w swoim mężu. To właśnie w towarzystwie Małżonka i mojego Nikona odpoczywam najlepiej, chodząc po górach, dolinach, czy miejskich równinach. I choć obecnie bliżej mi jest nad Morze Północne niż polski Bałtyk, to przyszły port cierpliwie czeka na mnie w Gdyni i już wiem, że to właśnie tam zacumuję kiedyś na stałe...Na razie fala życia wciąż podsuwa mi nowe pomysły, a miłość do fotografowania i pisania uczyniła mnie blogerką. Od ponad trzech lat z przyjemnością dzielę się swoją codziennością na stronie: slowodoslowa.com i na razie nie zamierzam tego zmieniać
Nawet nie wiem jak to się stało, że trafiłam na piosenki ZAZ, ale pamiętam doskonale, że nie mogłam przestać ich słuchać... Wtedy, gdy ta skromna i niesamowicie sympatyczna Francuzka dzieliła się swoim wokalnym talentem na ulicach Paryża, ja w Londynie, niecierpliwie odliczałam dni do jej pierwszej, potem drugiej i... trzeciej płyty. Doczekałam się i co więcej, miałam ogromną przyjemność posłuchać ZAZ na żywo i co więcej, poznać ją osobiście!
fot. Ola Sonik-Okrasa |
Dokładnie 16 maja w londyńskim klubie "Under The Bridge" mieliśmy trochę Francji dla siebie i tak jak się tego spodziewałam, wszystko zagrało idealnie... I to miejsce, w którym odbył się koncert i gwiazda wieczoru, która mimo swej popularności, nadal jest tą samą, otwartą i spontaniczną osobą, pozbawioną sztucznego zadęcia. Tamtego wieczoru, ZAZ zaśpiewała okolu dwudziestu piosenek, których większość pochodziła z najnowszej płyty - Paris, ale oczywiście nie moglu zabraknąć jej flagowych kompozycji, z "Je veux", czy "Les Passants" włącznie.
fot. Ola Sonik-Okrasa |
W industrialnej sali "Under the Bridge" publiczność niesiona wokalnym talentem artystki śpiewała razem z nią w jej ojczystym języku jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie i chłonęła te naturalną radość bijącą ze sceny. Jak zwykle przy takich okazjach czas wydawał się kurczyć, wiec po prawie półtoragodzinnym koncercie wciąż czuliśmy ogromny niedosyt. Bulo wyjątkowo i niesamowicie klimatycznie! Niestety, bisów nie było, ale za to muzyka jeszcze długo grała nam w uszach... Do domu wróciliśmy w świetnych humorach, z mnóstwem zdjęć i do tego... z podpisaną przez Zaz płytą!
fot. Ola Sonik-Okrasa |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz