niedziela, 25 października 2015

Nigdy nie chcieliśmy być gwiazdami - z Kasią Nosowską rozmawiają Monika S. Jakubowska i Sławek Orwat

fot. Monika S. Jakubowska
Sławek Orwat: W roku 1997 byłem mieszkańcem dotkniętego powodzią Wrocławia. Dziś mam możliwość osobistego podziękowania tobie Kasiu i zespołowi Hey za utwór, który nabrał wówczas rangi symbolu. „Moja i twoja nadzieja” była dla nas wtedy czymś więcej niż tylko piosenką. Stała się hymnem, który niczym bumerang wielokrotnie jeszcze powracał podczas przeróżnych akcji niesienia pomocy. O czym myślałaś pisząc ten tekst? 


fot. Monika S. Jakubowska
Kasia Nosowska: To była klasyczna piosenka o miłości bez żadnych głębokich podtekstów. Potem wydarzyła się ta tragedia na skalę krajową, a być może nawet europejską. Okazało się, że potrzebna jest piosenka, która mogłaby zjednoczyć ludzi, dodać otuchy tym, którzy zostali tą tragedią bezpośrednio dotknięci i sprowokować do niesienia pomocy tych, którzy mieszkali z dala od miejsc, które niemal zatonęły. Ja bym tego nie wymyśliła, ale ktoś w tamtym czasie zapytał, czy możemy tę piosenkę ofiarować na taką akcję. Wiadomo było, że jeśli to zrobimy, może się ona przydać w sensie poza rozrywkowym po to, żeby świat był nieco lepszy i żeby ludziom było nieco łatwiej żyć. Tu nie było żadnych dylematów i długich rozkminek, czy warto. Była to decyzja natychmiastowa - oczywiście, że tak! Potem doszło do wspólnego nagrania z wieloma artystami i mam nadzieję, że w jakimś małym choćby procencie akcja ta przyczyniła się do tego, że wielu ludziom było łatwiej.


fot. Monika S. Jakubowska
Sławek: Skąd wziął się pomysł, abyś zaśpiewała tę piosenkę w duecie z Edytą Bartosiewicz? 

Kasia: Wersja z Edytą powstała znacznie wcześniej. Bardzo nam się podobało jak śpiewa, a że kolegowaliśmy się trochę, łatwo było wystosować zaproszenie.


fot. Monika S. Jakubowska
Sławek: 22 lata temu ukazał się krążek, który po dziś dzień jest Waszym symbolem. Fire zawiera mnóstwo fantastycznych do dziś śpiewanych przez Ciebie na koncertach piosenek. Jak patrzysz z perspektywy ponad 20 lat na tę płytę?

Kasia: Ta płyta zawsze będzie czymś nieprawdopodobnie dla nas istotnym, ponieważ od niej wszystko się zaczęło. To jest kamień węgielny położony pod to, co potem się wydarzyło. Oczywiście, że wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Mogło być przecież tak, że ta płyta w tym samym wymiarze z dokładnie takimi samymi tekstami i z takim samym brzmieniem pojawiłaby się i nic by z tego wielkiego nie wynikło. Jakoś tak przedziwnie splotły się kosmiczne okoliczności, że to właśnie ten album sprawił, iż bez żadnego wsparcia w postaci super grubych korzeni artystycznych, albo tak zwanych szerokich pleców czy innego wspomagania z zewnątrz, życie poszczególnych członków zespołu Hey wskoczyło na tak nieprawdopodobny tor, że stało się od tego momentu niemal bajkowe.


fot. Monika S. Jakubowska
Ponieważ wychodzę z założenia, że oprócz snu, to praca pochłania każdemu z nas najwięcej czasu i jeśli człowiek pracuje po to, aby utrzymać rodzinę, utrzymać samego siebie i ta praca nie sprawia mu żadnej radości, to uważam, że jest to wielkie nieszczęście, dlatego uważam, że mamy nieustający powód do tego, aby czuć się osobami wybranymi i organicznie non stop odczuwać wdzięczność za to, co nam się przytrafiło, bo to jest naprawdę niezwykłe. Wiadomo, że nie żyjemy tak jak zagraniczne gwiazdy, którym złote łańcuchy pobłyskują u szyi (śmiech), ale my tego jako ludzie nie pragniemy. Jesteśmy ze Szczecina i przeżywaliśmy różnego rodzaju rozterki jako dzieciaki, jako nastolatkowie itd. Mamy świadomość tego, czym tak naprawdę jest zwyczajne życie i jak ono potrafi być ciężkie.

fot. Monika S. Jakubowska


Monika S. Jakubowska: Musieliście pukać do wielu drzwi, aby udało się nagrać Fire


fot. Monika S. Jakubowska
Kasia: To nie były takie czasy jak teraz. Wiem, że teraz dopchać się do tak zwanej miski z wodą jest niezwykle ciężko. Jest bardzo wiele utalentowanych osób, które rzeczywiście mają problem z tym, aby szerzej zaistnieć. W tamtych czasach mieliśmy chyba wielkie szczęście, bo to był właściwie taki pierwszy moment, kiedy Polska przestała być uciemiężona przez system, wszystko zaczęło się nagle otwierać i można było poczuć ewidentną zmianę. To nie jest tak, że my jako zespól Hey wzięliśmy się z choinki. Miałam 15 lat, kiedy zaczęłam śpiewać, a jak powstał Hey, miałam 21, więc przez te wszystkie lata poprzedzające tego Heya z 1993 roku, cały czas śpiewałam. Śpiewałam absolutnie bez żadnych pretensji do wielkiej kariery, śpiewałam w piwnicy, śpiewałam w "milionie" różnych składów, śpiewałam heavy metal, po prostu cieszyło mnie, że to robię. Nagrywaliśmy w piwnicy demówki na „Kasprzaka” i byliśmy szczęśliwi, że udało się nam uzyskać w miarę dobre brzmienie.


fot. Monika S. Jakubowska
Sławek: Szklana Pomarańcza, Włochaty, Kafel...

Kasia: To były akurat zespoły, którym cokolwiek się przytrafiło. Śpiewałam też w takich składach, które nawet nie zagrały koncertu.

Sławek: Jakiś czas temu rozmawiałem z Darkiem Krzywańskim. Wspominał pionierskie czasy muzyki elektronicznej. Opowiadał o tym, jak to niczym MacGyver z najdziwniejszych przedmiotów składał pierwsze instrumenty elektroniczne własnego pomysłu.

Kasia: Dostałam kiedyś od Darka Krzywańskiego, który był mózgiem i założycielem Kafla wszystkie nasze stare nagrania. Jak na tamte czasy, to było naprawdę coś, tym bardziej, że ten jego sprzęt sami "na garbie" wnosiliśmy do pociągów i przewoziliśmy na koncerty. Godzinami staliśmy na dworcu w Czerwonce, aby załapać się na pociąg z przesiadkami i dostać się z powrotem do Szczecina. To nie było tak, że nagle postanowiłam śpiewać i nagle wszystko stało się cudowne. My naprawdę długo terminowaliśmy w warunkach, które były niezłą szkołą życia, jakże często urągających etosowi artysty. Trzeba było po prostu zacisnąć zęby i napierać. Wydaje mi się, że młodzieży w tych czasach jest tak ciężko, ponieważ oni nie mają tej zaprawy. Tak to widzę. Pragną sukcesu i wydaje im się, że łatwo jest być dziś tak zwaną gwiazdą


fot. Monika S. Jakubowska

Monika: Brakuje im według Ciebie cierpliwości? 

Kasia: Sądzę, że to są czasy. Czasy są takie, że ci ludzie są bardzo zagubieni. Myślę, że miesza im się w głowach lista priorytetów. My nigdy nie chcieliśmy być gwiazdami. Ja zawsze chciałam śpiewać.

fot. Monika S. Jakubowska
Sławek: Nie sądzisz, że to ich zagubienie jest po trosze wynikiem działania mediów? Czyż współczesne programy telewizyjne, których celem podobno jest wyłonienie talentów, swoją na wyrost rozdmuchaną formą nie zacierają w głowach młodego człowieka zdroworozsądkowego spojrzenia na realne możliwości zaistnienia w show biznesie?

Kasia: Myślę, że tak. To są programy, z których wyszło na świat kilka zacnych osobowości artystycznych, ale to byli artyści już ukształtowani. Oni komponowali, oni sami pisali teksty. Jest tylko kilka takich nazwisk. Większość młodych ludzi myśli, że jeśli mają piękne głosy, to wystarczy pójść do programu. Uważam, że głos to nie jest wszystko. Oni marzą, żeby zawojować świat, żeby to było stabilne, żeby trwało 30 lat i żeby z tym można było sobie życie powiązać, a tak naprawdę mają super głosy, ale nie mają piosenek, nie mają daru do komponowania utworów, nie mają daru do pisania tekstów i są - wiem, że zabrzmi to brutalnie - marionetkami w rękach osób, które… niby się znają.



Monika: Czyli, że nasze czasy można określić jednym słowem - Instant?

Kasia Nosowska z Tomkiem Likusem (BUCH IP) - organizatorem
wszystkich koncertów grupy Hey na Wyspach
fot. Sławek Orwat / Monika S. Jakubowska
Kasia: Tak, dokładnie i myślę, że dlatego należy bardzo uważać, a młodzi ludzie mają to do siebie,  że tego nie wiedzą, bo... są młodzi.

Monika: Pisząc teksty, bardziej zaglądasz w przeszłość, starasz się patrzeć w przyszłość, czy dzieją się one tu i teraz?

Kasia: Myślę, że są to zawsze komentarze do tego, co wydarzyło się w czasie pomiędzy jedną, a druga płytą. Moja codzienność nie wygląda fajerwerkowo. Codzienność osoby, która zajmuje się wystawaniem na scenie, jest po prostu zwykłą codziennością każdego człowieka. Nie wyleguję się do piętnastej w łóżku, tylko wstaje o 7:30. Budzę syna do szkoły, robię mu śniadanie, wożę go czasami do tej szkoły, potem sprzątam mieszkanie, regularnie gotuję obiady, jeżdżę po zakupy, a oprócz tego wydaje mi się, że mam bardzo chętne i zainteresowane światem ucho i oko.

A jak już człowiek przestanie koncentrować się na sobie i posłucha tego, co mówią ludzie, to... jest to chyba jakiś dar, że nasza kanapa - moja i Pawła jest taką naszą kozetką psychologiczną. Mamy dom, do którego często ktoś wpada i my to lubimy. Nie ma u nas potrzeby dzwonienia pięć tygodni wcześniej, żeby się zapowiedzieć, tylko... jakby co, to jesteśmy. Okazuje się, że bardzo dużo ludzi przychodzi do tego miejsca i mówi. Wystarczy wtedy tylko słuchać. Nagle okazuje się, że nie dość, że moje życie jest ciekawe, bo mam rodzinę, mam różne relacje z ludźmi, mam swój związek, mam swoje przeżycie związane z byciem matką, albo z obserwacją mojej codzienności, to jeszcze słyszę to, co mówią inni i to wszystko jest tak inspirujące, że można by było walnąć jakieś pięć, albo pięćdziesiąt tomów na ten temat, tylko… się nie potrafi.


Sławek: Czy w twoich tekstach więcej jest twoich własnych przeżyć, czy bardziej inspirują cię wspomniane przed chwilą rozmowy z ludźmi?

Kasia: Trudno mi ująć to procentowo. Oba źródła inspiracji w zależności od sytuacji uważam za cenne.

Sławek: Czy tekst do utworu "Dreams" dlatego napisałaś po angielsku, że w tamtych czasach polskie media nie były jeszcze gotowe na prezentację piosenek o takich zjawiskach jak pedofilia, czy dlatego, że chciałaś ten problem wykrzyczeć światu?

Kasia: W tamtych czasach, podobnie jak teraz, chyba nie marzyliśmy o świecie. Były wprawdzie propozycje, żebyśmy wypowiadali się dla świata, ale byliśmy raczej skrojeni na miarę naszych lokalnych potrzeb. To ciekawe, bo mój tata ma kolosalny problem z tym utworem, mimo że nie mam takiego osobistego doświadczenia. Pisząc ten tekst, byłam zainspirowana czyimś doświadczeniem.

fot. Monika S. Jakubowska
Pedofilia jest obecnie tematem na czasie, ale ten tekst powstał 20 lat temu i wtedy nie był to temat popularny, a jednakowoż świadomość tego, że takie rzeczy na świecie istnieją, dla osoby względnie wrażliwej, jest tak przerażająca i tak poruszająca, że zainspirowana czyimś doświadczeniem, stwierdziłam wtedy, że to jest mój temat i że ja muszę o tym opowiedzieć. Chyba na tamten czas... w szczególności na tamten czas, nie potrafiłam znaleźć słów po polsku, żeby napisać to w sposób, który byłby taki, jak należy. Tekst angielski jest żenujący, ponieważ nie władam językiem angielskim w takim stopniu, jakim władam polskim i to mnie zawsze bolało i krępowało. Dlatego w pewnym momencie przestaliśmy używać jakichkolwiek obcych języków i skoncentrowaliśmy się tylko na języku polskim. To w nim potrafię być dowcipna jak trzeba, mocna jak trzeba, potrafię stworzyć nowe kombinacje pośród słów, a w żadnym innym obcym języku nie stać mnie na to. Myślę, że jest to tak silny temat, że być może chciałabym do niego wrócić i spróbować napisać o tym po polsku, ale do tego naprawdę trzeba mieć siły.



fot. Monika S. Jakubowska

Sławek: Nie sądzisz, że obecnie jest najwłaściwszy moment, aby to zrobić? Chyba nigdy wcześniej pedofilia nie była medialnie tak napiętnowana jak obecnie, a stanowczy głos artystów mógłby być niezwykle skutecznym orężem?

Kasia: Gos artysty orężem w walce z pedofilią? Nie sądzę. W nagłośnieniu tematu, wspieraniu ofiat - pewnie tak.

Monika: Kontynuując wątek twoich tekstów, czym w Twojej poetyce jest "koncentracyjny parapet"?


fot. Sławek Orwat
Kasia: Wiemy czym były koncentracyjne obozy i oby to się już nigdy nie powtórzyło. Były to miejsca, gdzie człowiek, który jest istotą szczególną, cudowną, świeżą, doskonałą, maltretowany przez inne istoty ludzkie, co jest bolesne i przerażające, podupada w bardzo krótkim czasie. Być może w "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!" użyłam zbyt mocnego określenia, ale rzeczywiście jestem dla roślin niczym oprawca.

Monika: Zadałam Ci to pytanie, ponieważ mam na ten temat własną teorię. Są takie sytuacje, że ktoś czeka na kogoś w oknie przez wiele godzin. Ten ktoś nie wraca i wtedy taki parapet też może być koncentracyjny, bo ktoś jest wtedy więźniem takiego parapetu.

Kasia: To jest możliwe, aczkolwiek ja miałam na myśli to, że bez pragnienia czynienia krzywdy istotom żywym, czyli roślinom, tak się czasem dzieje, że jestem w stanie je "zamordować", chociaż je kocham i potrafię o nie dbać.

fot. Monika S. Jakubowska
Sławek: Żyjemy w czasach, w których zachwiana została równowaga w przyrodzie i harmonia w tradycyjnych relacjach rodzinnych, jakie obowiązywały jeszcze w czasach naszego dzieciństwa. Jak myślisz, czy jest szansa na opamiętanie się decydentów we wprowadzaniu technologii za cenę wyniszczania świata i burzenia wartości, na których wyrosła nasza cywilizacja? Czy przypadkiem to nie my dziś żyjemy na "koncentracyjnym parapecie" korporacji i pozbawionych sumienia polityków? 

Kasia: Owszem, żyjemy. Przykro mi to stwierdzić, ale na opamiętanie się decydentów nie ma szans. Jedyna metoda na ocalenie to zwrócenie się do wewnątrz, pielęgnowanie człowieczeństwa w sobie, przypominanie sobie każdego dnia, że bycie człowiekiem zobowiązuje, a życie to dar.



Sławek: Grupa Hey od czasu wydania Fire do dnia dzisiejszego ewoluowała stylistycznie dość wyraźnie. O ile podczas koncertu wypadacie bardzo rockowo, o tyle płyty idą coraz bardziej w kierunku elektroniki.

Kasia: Tak było do teraz...

fot. Monika S. Jakubowska
Sławek: ...jaka więc stylistycznie będzie przyszłość zespołu Hey?

Kasia: Dokładnie nie jestem w stanie w paru zdaniach tego ująć, ale jako zespół działamy bardzo organicznie. Nie jesteśmy ludźmi, którzy w obrębie zespołu opracowują jakieś plany. My nigdy nie mamy planów. Wiemy ewentualnie, czego nie chcemy. Jedno jest pewne. Chyba to był duecik dwóch płyt z mocną chęcią nawiązania do elektronicznych klimatów. Czujemy już, że na pewno nie będziemy kontynuować tej drogi, ponieważ coś się zmieniło też i w nas.


Sławek:  Wrócicie do grunge'u?

Kasia: Do grunge'u!? Nie wypada! Grunge jest zahibernowany, jest cudowny i ważny dla bardzo wielu osób i chyba nie należy ruszać już nigdy tego tematu. Byłoby to zawsze jakieś współczesne i gorsze. To było związane tylko z tamtymi czasami. Na pewno jednak odchodzimy od klawiszowej ekstazy.

Sławek Orwat: Jaka więc będzie nowa płyta zespołu Hey?

Kasia: Trzeba poczekać do lutego. Warto!


Autorzy:
Monika S. Jakubowska - urodziła się w Suwałkach. Dzieciństwo spędziła w łazience, którą ojciec-artysta przy pomocy kuwet z wywoływaczem i utrwalaczem zamieniał w prowizoryczną ciemnię. Pierwsze zdjęcia DDR-owską lustrzanką Exakta wykonała w wieku 4 lat. W brytyjskiej stolicy znalazła swoje miejsce na ziemi. Zafascynowana jest przyrodą i codziennością ludzkiego życia. Dlatego obok uwieczniania artystów, pochłania ją fotografowanie ulicy. Zdjęcia Moniki łatwo zapadają w pamięć. Z wykształcenia jest anglistką, z zamiłowania dziennikarką, poetką, plastyczką i radiowcem. Przed laty była też wokalistką zespołów Blues Dla Małej i Shamrock. Przed kilku laty chciała zostać fotografem wojennym. Zamierzała wykonać fotografię, która odmieniłaby myślenie polityków do tego stopnia, aby zaniechali polityki zbrojeń. Niepoprawna marzycielka ostała na szczęście z nami, dzięki czemu możemy podziwiać londyńską codzienność... tą wielką i tą małą, ale zawsze widzianą poprzez szczere, subiektywne spojrzenie jej obiektywu.

Sławek Orwat - Muzyki słuchał wcześniej niż potrafił mówić. W dojrzałość wprowadził go stan wojenny. Przez półtora roku był redaktorem muzycznym tygodnika Wizjer oraz współorganizował dwie edycje WOŚP w Luton, gdzie także prowadził polskie programy w internetowym radio Flash i brytyjskim Diverse FM. W roku 2010 założył kabaret 3 x P, który wystąpił m.in podczas imprezy poprzedzającej zawody strongmanów Polska - Anglia. Z londyńskim magazynem Nowy Czas współpracuje od marca 2011 a od roku 2015 z portalem Polski Wzrok z siedzibą w Bedford (UK). W latach 2012 - 2014 prowadził autorską audycję Polisz Czart na antenie brytyjskiego radia Verulam w położonym niedaleko Londynu St. Albans. Program ten był przez rok także emitowany na platformie radiowej Fala FM z siedzibą w kanadyjskim Toronto, a od czerwca 2015 jest nadawany na antenie Radia Near FM w Dublinie (Irlandia). W lipcu 2012 związał się z warszawskim magazynem JazzPRESS, a w październiku tego samego roku z wychodzącym w Sosnowcu kwartalnikiem Lizard. Tłumaczenie jego wywiadu z Leszkiem Możdżerem ukazało się w brytyjskim magazynie London Jazz. Poza działalnością dziennikarską można go także spotkać w roli konferansjera. Największą imprezą, jaką miał okazję zapowiadać dla blisko 2,5 tysięcznej widowni był zorganizowany przez Buch IP 8-go marca 2014 londyński koncert Nosowskiej, Brodki i Marii Peszek. W styczniu 2014 współorganizował Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy w Hull.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz