Tomek "Galik" Gala to nie tylko perkusista z legendarnego składu Zielonych Żabek, z którym zespół ten sięgnął w roku 1988 po główną nagrodę jarocińskiego festiwalu. Tomek to także organizator kultowych koncertów punkowych w stolicy Zjednoczonego Królestwa z cyklu Old Punk Calling oraz wierny słuchacz audycji Polisz Czart od pierwszego momentu, kiedy tylko dowiedział się o jej istnieniu. Tomek wszedł do historii naszego programu - jak to niegdyś głosiła pewna reklama pewnego środka oczyszczającego - z... siłą wodospadu, a program, z jego udziałem, który wybrzmiał z naszej anteny 6-go lutego 2012, niczym ów środek, oczyścił... przedpole naszych późniejszych działań związanych z odwiedzinami wybitnych postaci polskiej kultury Londynu i okolic. Czyż można sobie bowiem wyobrazić raczkującą dopiero co, nieco ponad miesięczną audycję radiową, której pierwszym gościem jest muzyk z jednej z najbardziej zasłużonych polskich formacji rockowych!? W roku 2012 Tomek pojawił się jeszcze raz w studio Polisz Czart. Tym razem jednak bohaterką audycji z 8-go października była jego utalentowana, nastoletnia córka Ola, która obecnie jest już po pierwszym tournee po Ojczyźnie i po znakomitym występie podczas WOŚP w Hull, gdzie powaliła na kolana wszystkich zebranych począwszy... od heavy metalowych herosów sceny, aż po właściciela lokalu, w którym odbywał się koncert. Dziś Galik debiutuje na Muzycznej Podróży jako autor tekstu, który ukazał się drukiem w londyńskim Nowym Czasie
Ja będę Twoim sumieniem,
Ostrym żądłem wbije się w Twe sny.
Na każdym kroku będę przypominał,
Że jestem, że żyję, że istnieję...
Nie zdążysz wyłączyć mojego mikrofonu,
Zanim to słowo zabrzmi w setkach uszu.
Całkiem
niedawno ten fragment tekstu "Ostatni numer" wykrzyczany przez Smalca i
Mistera 25 lat temu w Zgorzeleckim MDK-u podczas koncertu Zielonych
Żabek zadudnił po raz kolejny bardzo mocno w mojej głowie, rzucając
wspomnieniami na prawo i lewo. Zrobił przy okazji miejsce na te całkiem
nowe, tworzone na bieżąco myśli krążące po orbitach teraźniejszości. W
gąszczu dzisiejszych zakłamań i częstego braku szacunku do historii i
jej twórców, wspomnienia są faktami, które, jeśli prawdą są poparte,
układają klocki życia w poprawnych rzędach.
W
ciągu jednej chwili, dzięki wydawnictwu "Pasażer zine and records",
stałem się posiadaczem własnych wspomnień w postaci płyty winylowej
Zielonych Żabek z nagranym koncertem z 27 grudnia 1988 roku. Płyta
została wydana w trzech różnych kolorach (różowy, czarny i zielony).
Jest tez wkładka wspomnieniowa Smalca i kilka zdjęć z tamtego okresu.
Ja, z oczywistych pobudek, do mojej kolekcji wybrałem płytę koloru
zielonego, ponieważ takowa powinna już od 25 lat być u mnie na półce
pokryta ewentualnym kurzem.
Była
w naszych, żabkowych planach okazja (do której nigdy nie doszło)
nagrania materiału Zielonych Żabek w wynajętym na tę okoliczność studio w
Poznaniu. Wtedy to, pod koniec lat osiemdziesiątych, niezależna
francuska wytwórnia wyłożyła kasę na realizację naszej pierwszej płyty w
postaci winylu, którego kolor miał być właśnie zielony (co na tamte
czasy bylo rzadkim przypadkiem).
Niestety,
z powodu - trywialnie ujmując - "szczeniackiej głupoty", spotkanie
czterech kolesi z zespołu w jednym miejscu, jednego dnia, o tej samej
godzinie, wtedy, tam w Poznaniu nigdy nie nastąpiło, przekreślając
niestety możliwość pozostawienia dla potomnych repertuaru, który
ogrywaliśmy koncertując i jeżdżąc z miasta do miasta po całej Polsce.
Każde inne późniejsze nagrania, moim zdaniem, nie nabrały takiej mocy,
jaką mogłaby mieć niedoszła płyta studyjna Anno Domini 1989.
Bo
jak na przykład brzmiałyby moje bębny albo gitara Mistera, która na
koncertach w rożnych miejscach rożnie brzmiała? Studyjna wersja
rozwiałaby wątpliwości. Jakość sprzętu oferowanego nam do zagrania
koncertu była wtedy w każdym mieście inna, wiec każdy występ miał swoją
"oryginalność muzyczną". Studyjne nagrania pewnie byłyby wypadkową
naszych oczekiwań, "wskazówek" lub "dobrych rad" realizatora,
dostępności do technicznych nowinek, jak też i na końcu, naszego potu,
który zapewne pojawiłby się w trakcie ciężkiej pracy w studio. To już
historia, do której powracam tylko i wyłącznie w kontekście sentymentu
do minionych czasów. Zresztą bardzo podobnym sentymentem darzę fakt, ze
nie ma zapisu
filmowego naszego koncertu w Jarocinie, na który to wtedy nie
zgodziliśmy się.
Telewizja państwowa, a nie publiczna jak teraz, nie szła wtedy w parze z punk rockiem i pewnie nie idzie także dziś.
Zielone Żabki - "Konflikt pokoleń"
Wczoraj moja matka płakała,
A nie umiałem zapytać się dlaczego.
Dzisiaj w szkole kazali mi obciąć włosy.
To właśnie tak rodzi się konflikt pokoleń,
A ja ciągle słyszę, że od konfliktu
to już prosto do zabójstwa
Ludzie, ja się boję.
Może jakiś kompromis? Sam już nie wiem...
Może rzadziej zaczniemy spóźniać się na obiad,
A wy przestaniecie biegać z grzebieniami.
Może potrafimy się zrozumieć.
Punk
rock jako gatunek, styl życia, na przełomie czasu, o którym ja mogę się
wypowiadać, zmienił się bardzo. Jakie czasy, taki punk rock, bym rzekł,
bez podejmowania tematu: dobrze czy źle się zmienił. Patrzę na "nowe" z
perspektywy inżyniera Karwowskiego i powiem, że nieraz trudno jest
zrozumieć to i owo w obliczu globalnej cybernetyzacji, bo tym rożni się
od siebie wiek XX (w którym rodził się punk) i wiek XXI (gdzie już
przechodzi mutację).
Kiedyś
były ziny, teraz są fora internetowe. Kiedyś był Fiat 126p, teraz jest
hybrydowa Toyota. Jedyne co się nie zmieniło, to te same od lat riffy,
które powtarzane przez kolejne pokolenia, wciąż lubię, bez względu na
ilość odsłon na YouTube. YouTube, MySpace, SoundCloud... wszędzie tam
punk rock znalazł dla siebie miejsce i aż trudno sobie wyobrazić, że
kiedyś było inaczej. Zachowując szacunek do twórców gatunku, hasło "no
future!" dawno już straciło na aktualności. Punk rock może spokojnie iść
w jakimkolwiek kierunku bez obawy, czy sobie poradzi. W moim mniemaniu,
w momencie pojawienia się "wszech-dobra internetowego" hasło
przetransformowało się w "what a future?" Dziś wyznacznikiem
popularności jest fejsbuk i ilość lajków.
Kolczyk w nosie, uchu czy irokez nie są już żadnym szokiem i powodem do "konfliktu pokoleń".
Zielone Żabki - "Kultura"
W moim mieście dzieci
Na ulicy grają w badmintona,
Starsi i młodsi piją wino
W bramach albo w swoich domach.
A kultura tu podobno jest.
Świadczy o tym nasz wspaniały dom kultury.
Nawet z jego okien płynie nieraz jazz.
To dlaczego jest, jak jest - nie rozumiem.
Knajpy pełne są młodzieńców,
Może twórczych może zdolnych.
Ich ambicje giną w kuflach,
Bo za dużo tu chwil wolnych.
Knajpy pełne są młodzieńców,
Może twórczych może zdolnych.
Ich ambicje giną w kuflach,
Bo za dużo tu chwil wolnych.
Od ponad dziesięciu lat nie mieszkam w mieście, w którym to wszystko się zaczęło, gdzie z braku ogólnie pojętego kompromisu na otaczającą rzeczywistość, czterech kolesi pchnęło do życia zespół Zielone Żabki. Wtedy to właśnie w czasach PZPR-u, a nie Internetu, Zielone Żabki z Jawora zaczęły swoją wędrówkę w nieznane. Wędrówkę, która trwa do dziś. Zespół istnieje, koncertuje, przyjmując na swój garb coraz to więcej lat do ewentualnego celebrowania.
I to nic, że tylko Smalec jest oryginalnym członkiem składu, który wygrywał Jarocin 88'. To nic, że młodość przejęła pałeczkę w tej sztafecie zawiłego życia. To nic, że każdy stary żabkowiec wybrał w tej wędrówce własną ścieżkę. Życie pisze scenariusze dla nas wszystkich "aktorów ról własnych". Dwadzieścia pięć lat to długi czas. Można już wielu rzeczy nie pamiętać. Inne z tegoż samego powodu mogą zostać poprzekręcane. Pamięć bywa zawodna, niestety. Dziś mamy płytę, która jest zwieńczeniem naszych wspólnych wtedy marzeń. Płytę nie studyjną ale "live", która brzmi tak jak brzmiało wtedy życie, tego mroźnego grudniowego wieczora.
Był wtedy Maken, który powiedział "Zielone Żabki zrobiły na mnie potężne wrażenie już w podbitym przez nich Jarocinie. Ich teksty dokładnie oddawały to, co czułem. Sposób ich podania, połączony z ciekawą muzyczną formą działał na emocje. Było to naprawdę z serca i mega autentyczne. Jawor pulsował wtedy podobną energią jak Zgorzelec." - człowiek, dzięki któremu zagraliśmy wtedy na jednej scenie z holenderskim De Kift, zespołem co mocą swą poraził niejednego. Była jakaś zadyma na płaszczyźnie punk - skin, bo to wtedy właśnie rodził się w bólach skinhead'owski ruch terroryzujący nasze koncerty. Było moje uwielbienie do Roberta Smith'a, Joy Division, Bauhaus i Xmal Deutschland.
Były kasety BASF w Pewexie po niecałego dolara. Była Trybuna Ludu, PKP, PKS i Polo Cockta w sklepach "Społem". Było wiele rzeczy....Potem było jeszcze więcej. W ciągu tych 25 lat każdy z nas przeszedł inną drogę. Każdy gdzie indziej dotarł w tej wędrówce przez życie. Anglia, Szwajcaria, Polska to trójkąt, w jakim aktualnie "stare żabki" się znalazły, robiąc sobie w ten sposób problem z ewentualnym spotkaniem. Smalca widuję regularnie. Bywamy często w tych samych miejscach związanych ze sceną punk. Trudniej jest w przypadku Mistera i Wicia, z którymi widuję się zdecydowanie za rzadko.
Zielone Żabki - "Będę artystą"
Tato, ja nie chcę iść w Twoje ślady.
Zrozum, ja nie chce tak żyć.
Tato, nie próbuj okładać mi życia,
Tato, zrozum, ja to nie Ty.
Tato, ja będę artystą.
Tato, przecież wiesz gdzie mam to wszystko.
Zielone Żabki - "Numerek w krzaczkach"
Najpierw kilka piw w knajpie pełnej goryczy i dymu
wśród spoconych i pijanych twarzy,
wśród zgnojonych złudzeń.
Potem kupimy wino.
Dzisiaj dziesiąty, zaczyna się życie.
Pójdziemy do parku, będziemy się kochać.
Miłość jak życie, miłość jak picie".
Dwa lata temu zaprosiłem Smalca i młodą ekipę po raz pierwszy do Londynu. Zgrało się to wtedy z wydaniem przez nich nowej płyty Alternatywne światy. Płyta z fajnym kopem i ogromnie pozytywnym przekazem zrobiła na mnie duże wrażenie. Lisu, Łosiu i Czarny wnieśli świeżość muzyczną i okołomuzyczną też.
Fajny czas z nimi spędziłem, zrozumiawszy jak ta ekipa funkcjonuje. Czuję, słuchając nowych Żabek, jak młoda krew wniosła energię, a teksty Smalca jak były kiedyś, tak i dziś są trafnym odzwierciedleniem tego, co nas otacza. Ciągle pyta, stwierdza, kogoś opieprza, z czymś się nie zgadza albo opowiada historie. Na kilka dni przed koncertem znowu mam pytanie: jak to się stało, że czas tak szybko poleciał do przodu? Pojawienie się płyty z materiałem sprzed 25 lat plus Disorder w tym samym miejscu i czasie na jednej scenie - mam nadzieję - pomogą mi w poszukiwaniu odpowiedzi.
The Grosvenor, 17 Sidney Rd SW9 0TP Stockwell |
Tomek „Galik” Gala
Galik w studio Polisz Czart |
dzięki za retrospekcję :) wspomnień
OdpowiedzUsuńPiekne wspomnienia ☺
OdpowiedzUsuń...podroz w te piękne wspomnienia 😊Ale czas goni...
OdpowiedzUsuńtak, Jawor w tym czasie kwitł i smakował najpiękniej
OdpowiedzUsuń