środa, 12 czerwca 2013

Fascynowała mnie wolność i muzyczna przestrzeń jazzu - rozmowa z Tomaszem Furmankiem (JazzPRESS czerwiec 2013)



Tomasz Furmanek
SO: Od kiedy śpiewasz?

- Od „dobrych paru lat” nie śpiewam czynnie (z bardzo małymi wyjątkami). Pochłonęła mnie działalność impresaryjno-dziennikarska, ale tak naprawdę to śpiewam „od zawsze”. Byłem tak zwanym rozśpiewanym dzieckiem, założyłem wiele zespołów we wczesnej młodości i brałem udział w wielu projektach muzycznych. Jednakowoż wołałbym się skupić podczas naszej rozmowy, jeśli nie macie nic przeciwko temu, na mojej obecnej działalności, a w szczególności na projekcie, który nazywa się Songsuite Vocal Festival.

SO: Czy w jazzie zakochałeś się od pierwszej kompozycji, jaka wpadła Ci w ucho?

- Jazz nie był moją jedyną fascynacją muzyczną, ale zdecydowanie pociągał mnie od młodych lat i jest moją najważniejszą muzyczną miłością! Zawsze fascynowała mnie wolność i ogromna muzyczna przestrzeń, którą jazz w sobie zawiera, która jednak musi być poparta niezwykłą muzykalnością i umiejętnościami, aby być twórczym i wykreować coś wyjątkowego w tym gatunku muzycznym. W jazzie bardzo trudno oszukiwać – i za to też jazz tak bardzo cenię!

MSJ: Jak poznaleś Krystynę Prońko i jaką rolę odegrała i wciąż odgrywa w Twoim życiu artsytycznym?

- Krystynę Prońko poznałem jeszcze w latach 90-tych ubiegłego stulecia, czyli dość dawno temu. Pracowałem wtedy w dziale promocji w jednej z warszawskich wytwórni fonograficznych. Poznaliśmy się przy okazji jakiegoś wydarzenia towarzysko-muzycznego. Już wtedy rozmawialiśmy o wspólnej pracy na polu uczeń – pedagog. Promowałem wtedy swój album wydany pod szyldem Fo.Pa. Chciałem rozwijać się wokalnie. Kilka lat później, gdy byłem studentem Warszawskiej Niepublicznej Szkoły Artystycznej im. Jerzego Wasowskiego w klasie wokalistyki jazzowej, los sprawił mi uroczy prezent – nagle pojawiła się tam jako pedagog Krystyna Prońko i zaczęliśmy pracować wspólnie nad emisją głosu i repertuarem. Po moim wyjeździe do Londynu kontakt był podtrzymywany. Bardzo zapaliłem się do pomysłu, aby tę nieprzeciętną wokalistkę sprowadzić do Londynu. Jak się okazało, pomysł był strzałem w dziesiątkę i Krystyna Prońko do dziś dnia występowała w Londynie już kilkakrotnie nie tylko dla publiczności polonijnej. Zawsze bardzo ceniłem Krystynę Prońko jako wokalistkę, praktycznie od najmłodszych lat. Uważam, że jest niezwykłym talentem wokalnym, ma niespotykany głos, ma swój niepowtarzalny styl wokalny, nikt nie śpiewa tak jak ona, a ona nie jest pod niczyim wpływem. Jest oryginalna. Mimo, iż za sprawą utworu „Jesteś lekiem na całe zło” jej nazwisko trafiło pod tzw. strzechę, uważam, że Krystyna Prońko jest w Polsce wciąż w pewien sposób niedoceniana lub nienależycie doceniana, a jej nieprzeciętny talent nie do końca wykorzystany... To przecież też prawdziwa wokalistka jazzowa, niezwykle utalentowana i charyzmatyczna!

SO: Krystyna Prońko włączyła niedawno do swojego repertuaru jedną z Twoich kompozycji, którą wykonywałeś znacznie wcześniej. Czy mógłbyś opowiedzieć tę historię?

- To bardzo prosta historia... Podczas nauki w szkole wokalnej pracowałem równocześnie nad materiałem na swój drugi album. Podczas zajęć z Krystyną prezentowałem jej niektóre utwory, aby trochę nad nimi popracować. Bardzo spodobała jej się piosenka „Dążenie” (nie miała jeszcze wtedy polskiego tytułu). Zapytała mnie, czy mogłaby włączyć ją do swojego repertuaru. Oczywiście byłem taką propozycją zachwycony. Dlaczego trwało to tak długo? Krystyna Prońko chciała zamieścić ten utwór na swoim kolejnym albumie z premierowym materiałem. Sęk w tym że... od tamtej pory artystka nie wydała albumu z premierowym materiałem! Wydała kilka krążków, ale w każdym przypadku był to materiał tzw. składankowy, czyli utwory wcześniej już nagrane lub tzw. covery (jak na albumie „Po prostu jestem...” – piosenki z lat 50tych i 60tych). Jednakowoż utwór „Dążenie” został wydany na płycie w zeszłym roku na albumie Krystyna Prońko „Trio live”.

MSJ: Od kiedy zajmujesz się organizacją jazzowych eventów w Londynie i które z nich najmilej wspominasz?

- O ile dobrze pamiętam, pierwszym jazzowym koncertem jaki zorganizowałem w Londynie był koncert Christine Tobin w Jazz Cafe POSK w 2009 roku, a więc to już jakieś 4 – 5 lat! Christine była wtedy świeżo po otrzymaniu prestiżowej nagrody BBC dla najlepszej jazzowej wokalistki w Wielkiej Brytanii. Przybyła liczna publiczność, byłem bardzo podekscytowany... Bardzo miło wspominam oczywiście koncerty Krystyny Prońko. Za każdym razem jej wierna publiczność okazywała się niezawodna i panowała bardzo szczególna atmosfera. Najmilej chyba jednak wspominam koncert Alice Zawadzki. Było dokładnie tak, jak sobie wymarzyłem – wspaniała publiczność, która rzeczywiście przyszła posłuchać tej właśnie artystki i która chłonęła każdy dźwięk. Doskonała Alice i jej zespół, bardzo wyjątkowa atmosfera – był to pierwszy koncert tej artystki dla polskiej publiczności, było wręcz wzruszająco... Alice dała z siebie wszystko… Pośród publiczności byli rodzice tej wyjątkowo utalentowanej wokalistki i skrzypaczki, także jej bracia i jeszcze kilkoro członków jej rodziny. Niektórzy z nich przyjechali specjalnie z poza Londynu...

SO: Co to jest Songsuite Festival i kto jest pomysłodawcą tego przedsięwzięcia?

- Songsuite Vocal Festival jest to festiwal którego drugą edycję właśnie skończyłem przygotowywać razem z Anitą Wardell i Polish Jazz Cafe. Jest to festiwal wokalny, który po raz pierwszy odbył się w zeszłym roku w maju. W tym roku odbędzie się w czerwcowy weekend – od 21 do 23. Przyznam nieskromnie, że w zeszłym roku Songsuite odniósł dość spory sukces, więc kontynuujemy... :-) Mniej więcej jakieś dwa lata temu zaprosiłem Anitę Wardell do Jazz Cafe POSK oraz promowałem jej występ tamże. Anita szybko zauważyła ogromny potencjał polskiego klubu i spodobał się jej mój entuzjazm. Podczas któregoś ze spotkań Anita wspomniała, że może byśmy stworzyli razem festiwal wokalny i tak od słowa do słowa narodził się Songsuite. Marek Greliak, twórca Polish Jazz Cafe oraz - ówczesny manager klubu, otworzył się na ten pomysł, obdarzył mnie zaufaniem i wsparciem i wkrótce, w niemalże rekordowym tempie powstała pierwsza edycja festiwalu. Obecny manager Piotr Kaczmarski, dał się przekonać do kontynuowania pomysłu i właśnie zbliża się drugi festiwal Songsuite!

MSJ: Czy dzięki temu festiwalowi masz nadzieję na rozpopularyzowanie jazzu wsród polskiej publiczności, czy chcesz przyciągnąć międzynarodową widownię?

- Tak, zdecydowanie mam taką nadzieję. Publiczność Polish Jazz Cafe w umiarkowanym tempie ale systematycznie wzrasta, więc ta popularyzacja się dzieje! W ciągu ostatnich kilku lat Polish Jazz Cafe stała się ważnym miejscem na jazzowej mapie Londynu, znakomici artyści brytyjscy, polscy oraz z wielu innych krajów zabiegają o to, aby tu wystąpić a kolejka jest spora... Coraz częściej brytyjskie pisma zamieszczają zapowiedzi koncertów lub recenzje koncertów z naszego klubu. Publiczność brytyjska czy międzynarodowa jest również bardzo ważna, gdyż jednym z moich założeń przy organizacji festiwalu była i jest integracja brytyjskiej i polskiej sceny jazzowej ze szczególnym uwzględnieniem artystów polskich żyjących i działających na terenie Wielkiej Brytanii... Festiwal Songsuite jest promowany szeroko zarówno wśród polonijnej jak i brytyjskiej publiczności – to służy wszystkim – przyciągnięcie międzynarodowej publiczności do klubu w konsekwencji pomaga promować szerzej i skuteczniej polskich wykonawców...

Tomasz Furmanek i Anita Wardell (fot. Melody McLaren)
SO: W roku ubiegłym na Songsuite Festival ogromny sukces odniosła ceniona w polskim środowisku jazzowym Dominika Zachman. Pisał o tym Sebastian Scotney w popularnym magazynie jazzowym London Jazz. Kogo poza Dominiką publiczność zapamietała najbardziej i jak Ty sam oceniasz ubiegłorocznych wykonawców?

- Dominika rzeczywiście przedstawiła bardzo ciekawy i dopracowany program, zaprosiła doskonałych muzyków i był to świetny występ! Pozytywne recenzje są w jej przypadku absolutnie uzasadnione. Myślę, że bardzo szczególnym przeżyciem dla sporej części publiczności był wysublimowany recital wielkiej Normy Winstone – z radością informuję, że Norma Winstone wystąpi również podczas tegorocznego festiwalu – z nowym programem, opartym głównie na materiale muzycznym z jej ostatniego albumu „Mirrors” i z innym składem muzyków. Bardzo podobały się również Jacqui Dankworth, Monika Lidke... oczywiście Anita Wardell... Myślę, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie.


MSJ: Już wspominałeś, że współtwórczynią festiwalu jest Anita Wardell. Powiedziałeś też o początkach Waszej współpracy… Co ta uznana wokalistka jazzowa wniosła w Twoje życie na Wyspach?

- Poza byciem współtwórczynią festiwalu, Anita jest również cenionym pedagogiem, co umożliwiło nam wzbogacenie programu festiwalu o towarzyszące mu jazzowe warsztaty wokalne na najwyższym poziomie. Sam, będąc wokalistą, pracowałem przez jakiś czas i nadal od czasu do czasu pracuję z Anitą jako z vocal coach. Tak się zaczęła nasza współpraca.

SO: Czym zaskoczysz nas w tym roku? Czy ubiegłoroczne doświadczenia pozwoliły Tobie i Anicie na jeszcze lepsze przygotowanie tego wydarzenia? Jacy artyści pojawią się tym razem?

- Myślę, że w tym roku będziemy trzymać się podobnej formuły jak poprzednim razem. Skoro okazała się skuteczna – nie należy jej zmieniać. Nowym pomysłem jest specjalny show w programie festiwalu, podczas którego wystąpią wszyscy uczestnicy festiwalowych warsztatów – na profesjonalnej scenie, z doskonałym zespołem! Oprócz wspomnianej wcześniej Normy Winstone będziemy mieli okazję wysłuchać i obejrzeć tak wyjątkową i kreatywną artystkę jak Brigitte Beraha, doskonała Alice Zawadzki, stylowa Juliet Kelly czy swingująca w najlepszym stylu Trudy Kerr... Ciekawy program przedstawi mieszkająca w Londynie polska wokalistka i skrzypaczka Agata Kubiak... Nie mogliśmy pominąć Moniki Lidke, która od czasu ostatniego festiwalu przygotowała 2 nowe świetne albumy i pomimo obowiązków macierzyńskich dynamicznie rozwija się i koncertuje! Anita Wardell przedstawi zupełnie nowy program... będzie ciekawie i ekscytująco! Mówiąc szczerze już myślę o przyszłorocznej edycji festiwalu, choć trudno mi obecnie deklarować w jakim kierunku festiwal podąży... Osobiście chciałbym podążać w kierunku zapraszania również wybranych artystów z Polski i stworzyć cos w rodzaju polsko-brytyjskiej wymiany jazzowej!

SO: Rola jazz Cafee POSK na kulturalnej mapie Londynu jest dla fanów muzyki improwizowanej niezwykle ważna. Jakie masz zdanie o tej instytucji i czym jeszcze mógłbyś wzbogacić jej działalność, gdybyś miał taką możliwość ? 

- Ja naprawdę uwielbiam Polish Jazz Cafe, to miejsce ma świetną atmosferę! Ponadto ma doskonałe nagłośnienie, świetnie się prezentuje i ma mnóstwo innych zalet... Oczywiście mam wiele pomysłów na nowe koncerty, imprezy a nawet festiwale, ale nie chcę ich w tej chwili zdradzać... (śmiech) Bardzo bym chciał mieć możliwość zapraszania do Polish Jazz Cafe - niekoniecznie tylko na festiwal - większej ilości artystów z Polski, ale do tego niestety niezbędni są sponsorzy. Polscy artyści najczęściej nie mają pojęcia za jakie stawki występują w klubach londyńskich lokalne - nawet bardzo duże gwiazdy – myślę, że mogli by być zaskoczeni (śmiech). W Londynie klubów jazzowych jest wiele, więc artyści mają możliwość występowania częściej, natomiast za niższe stawki. Gaże naszych artystów bardzo często są po prostu zbyt wysokie na tutejsze realia, chyba że impreza lub klub posiada sponsora.

MSJ: Jazz Cafè Posk to miejsce najczęściej odwiedzane przez Polaków. Czy cieszy się także ono dobrą sławą wśród brytyjskich muzyków i czy jest któremuś z nich szczególnie bliskie?

- Muszę z przyjemnością przyznać, że Polish jazz Cafe cieszy się bardzo dobrą sławą wśród brytyjskich muzyków, którzy bardzo chętnie tu występują. Jest to miejsce, myślę, bliskie wielu muzykom, którzy są już zaprzyjaźnieni z klubem. Mógłbym wymienić wiele nazwisk, ale wspomnę tylko chociażby o Big Bandzie Williego Garnetta - weterana brytyjskiego jazzu, fenomenalny Gilad Atzmon często tu występuje, Asaf Sirkis, Georgia Mancio, Gil Manly uwielbia to miejsce... Myślę, że nasz klub stał się bliski fantastycznej Alice Zawadzki – z wzajemnością – podczas festiwalu wystąpi tu po raz drugi w tym roku, a w planach mamy już trzeci koncert jesienią w ramach London Jazz Festival! Uogólniając – w zasadzie wszyscy artyści którzy u nas wystąpią naprawdę chętnie tutaj wracają!

Tomasz Furmanek (fot. Melody McLaren)
SO: Czwarte i piąte urodziny Jazz Cafee POSK, to wydarzenia, w których miałeś swój organizacyjny udział poprzez występ Krystyny Prońko w obu tych rocznicach. Pani Krystyna - także dzięki Twojej pracy organizacyjnej - wystąpiła w prestiżowym klubie jazzowym The Pheasantry. Czy można powiedzieć, że znacząco przyczyniłeś się do popularyzacji jej talentu na Wyspach?

- Myślę, że w takim stwierdzeniu byłaby pewna przesada. Wśród polskiej publiczności zamieszkującej w Londynie, Krystyny Prońko popularyzować nie trzeba. To zdumiewające, jak wierną i dużą publiczność ma ta artystka, więc wystarczy jedynie nagłośnić i promować sam koncert! Dodam jednak, że udało nam się również przyciągnąć trochę młodszej publiczności, która nie mogła być wiedziona sentymentem, więc może tylko do pewnego stopnia przyczyniłem się do tej popularyzacji (śmiech). Jeżeli zaś chodzi o koncert w znanym klubie The Pheasantry, artystka zrobiła tam ogromne wrażenie. Były bardzo pozytywne komentarze, doceniono niezwykłość jej głosu i profesjonalizm. Przyznam się, że mam pomysły na dalszy ciąg „londyńskiej przygody Krystyny Prońko”, ale na razie cicho sza! (śmiech)

MSJ: Wschodzące gwiazdy jazzu na scenie brytyjskiej... Kogo byś wymienił? Czy są wsród nich Polacy mieszkający w Londynie?

- W Londynie mieszka, tworzy, kształci się i występuje tak wielka ilość niezwykle utalentowanych i doskonałych muzyków, że praktycznie codziennie odkrywa się jakaś doskonałość lub słyszy się o nowym talencie! Wymienię tu może jedynie kilka nazwisk muzyków, którzy ostatnio zwrócili moją uwagę lub zrobili wrażenie swoją grą. Będą też akcenty polskie... Ed Richardson – niezwykle utalentowany młody perkusista, wokalistka Emma Smith to spory talent, Sandy Suchodolski – doskonały kontrabasista, pianista Bruno Heinen, jeszcze jeden niezwykle kreatywny pianista Alex Hutton, saksofonista Leszek Kulaszewicz, Emiliano Franco – kompozytor i perkusista, Brigitte Beraha, oczywiscie Monika Lidke i Dominika Zachman, bezapelacyjnie Alice Zawadzki i jej muzycy - każdy z nich zaangażowany jest w inne niezwykłe projekty muzyczne jak Otriad czy Troyka... Związana z Polish Jazz Cafe grupa Groove Razors świetnie radziła sobie na niwie muzyki fusion i wydała bardzo dobry album. Mam nadzieję, że następny będzie niebawem. Tak naprawdę, to długo mógłbym wymieniać....

MSJ: Czy organizowanie koncertów, bycie jednoosobowym impresariatem jazzowym, jest równie satysfakcjonujące jak muzykowanie na scenie?

- To dwie dość różne formy działalności, ale wiele je łączy. Przede wszystkim promowanie artystów i muzyki jazzowej daje mi mnóstwo satysfakcji i głównie satysfakcji (śmiech). Bardzo mocno przemawia do mnie zdanie „let’s keep live music alive!” Jazz to muzyka niszowa, warta nieustającego propagowania! Jazz to forma sztuki, a sztuka dużo więcej dla mnie znaczy niż rozrywka, chociaż czasami te dwa określenia mogą się połączyć...

SO: Czy z Twoim dotychczasowym dorobkiem organizacyjno-artystycznym na Wyspach czujesz się już całkowicie spełniony, czy chowasz w zanadrzu jeszcze jakieś niespodzianki, którymi nas w najbliższej przyszłości zaskoczysz?

- Jestem daleki od stwierdzeń tego typu. Lubię i chce rozwijać się w wielu kierunkach równocześnie i nie sądzę, abym szybko lub nawet kiedykolwiek dotarł do punktu w którym powiem „jestem spełniony i już!” (śmiech). Mam oczywiście wiele pomysłów na przyszłość, myślę też od pewnego czasu o swoim własnym projekcie muzycznym, ale czas pokaże, jak te plany się rozwiną...

MSJ: Gdzie najchętniej chadzasz, gdy chcesz posłuchać muzyki na żywo? Masz swoje ulubione miejsca?

- Takich miejsc jest wiele. Poza Polish Jazz Cafe, które naprawdę uwielbiam, lubię też takie kluby jak Vortex, Ronnie Scott’s, sale koncertowe jak Barbican... Naprawdę, w Londynie jest z czego wybierać!

SO: W naszym londyńskim światku jazzowym mamy wiele znamienitych postaci. Sporo z nich pojawiło się już na łamach JazzPRESSU-u jak choćby Maciek Pysz, Monika Lidke, AliceZawadzki, Sabio Janiak, Kuba Cywiński. Kogo Ty cenisz najbardziej i czy docierasz do wszystkich muzyków jazzowych z polskimi korzeniami. Zauważyłem niejednokrotnie, że niektórzy z nich nie znają zbyt dobrze samych siebie nawzajem.

- To prawda, zdarza się, że nawet muzycy o polskim pochodzeniu niekoniecznie znają się wzajemnie (śmiech). Będę się powtarzał, ale scena muzyczna - w tym jazzowa - w Londynie jest tak obszerna, że praktycznie niemożliwym jest ogarnięcie wszystkiego! Cenię wszystkie wymienione przez Ciebie postaci, dodałbym jeszcze Dominikę Zachman, Katy Carr (choć to nie jest artystka jazzowa, jednak niezwykła), Sandy’ego Suchodolskiego, Tomasza Żyrmonta, Agatę Kubiak, Leszka Kulaszewicza... przepraszam jeżeli kogoś pominąłem – niezamierzenie!

SO: Czy oprócz tego że śpiewasz, grasz na jakims instrumencie? Może jest taki, który jest Twoim niespełnionym marzeniem? 

- Nie jestem instrumentalistą, aczkolwiek gram trochę na instrumentach klawiszowych. Potrafię „korzystać” z pianina przy opracowywaniu utworu wokalnego. Moim niespełnionym marzeniem jest gra na saksofonie. Myślę jednak, że być może jeszcze uda mi się spełnić to marzenie! (śmiech)

MSJ: Na czym polega Twoja rola jako muzyka i miłośnika muzyki jazzowej - organizowanie koncertów sław, czy może idziesz dalej i chcesz pomagać młodym artystom wypłynąć na szersze wody? A może, tak jak wspominałeś - przedstawienie brytyjskiej publiczności polskich muzyków?

- Zdecydowanie po trochu ze wszystkich wymienionych ról... Jeżeli chodzi o organizowanie koncertów tzw. „sław”, to bardzo ważnym jest dla mnie to, żebym taką sławę naprawdę cenił i był pod jej wrażeniem – zarówno jako muzyka jak i osoby. Bardzo chcę pomagać młodym utalentowanym artystom – w granicach swoich możliwości oczywiście. Przedstawianie wybranych artystów polskich brytyjskiej publiczności, to bardzo pociągające wyzwanie! Doskonałych muzyków mamy w Polsce bardzo wielu, kwestia w tym jak ich promować – chyba lubię trudne zadania! (śmiech).

MSJ: Skoro organizujesz koncerty innym artystom, a sam jesteś muzykiem, kiedy możemy spodziewać sie koncertu Tomasza Furmanka i z jakim repertuarem?

Tomasz Furmanek i Anita Wardell
- Ostatnio częściej o tym myślę i brakuje mi zarówno śpiewania jak i tworzenia, kreowania muzyki. Być może więc, że za jakiś czas rzeczywiście coś się wydarzy na tym polu. Repertuar... znając mnie, zapewne będzie poruszał się na granicy rożnych stylów, ale zdecydowanie będzie miał wiele wspólnego z jazzem. Być może połączenie jazzu i progresywnej, eksperymentalnej elektroniki?... Albo może coś jeszcze zupełnie innego…? (śmiech)




Wywiad z Tomkiem przeprowadziłem wspólnie z Moniką S. Jakubowską. Monika urodziła się w Suwałkach. Pierwsze zdjęcia DDRowską lustrzanką Exakta zrobiła w wieku lat 4. W UK od 2006. W Londynie znalazła swoje miejsce na ziemi. Prócz fotografii pasjonatka muzyki, kaligrafii i odkrywania Londynu. Zafascynowana jest przyrodą i codziennością ludzkiego życia. Pochłania ją fotografowanie ulicy. Zawsze może liczyć na nieodłączny aparat fotograficzny oraz własną cierpliwość i optymizm. W zamian otrzymuje szczery obraz otaczającego ją świata, Z wykształcenia jest anglistką. Była dziennikarka londyńskiego Nowego Czasu - Po samodzielnym wywiadzie z Markiem Fletcherem i naszej wspólnej rozmowie z Alice Zawadzki oraz z Jakubem Cywińskim niniejszy wywiad to czwarty materiał Moniki zrealizowany dla JazzPRESS-u. Wywiad z Moniką możecie przeczytać tutaj.


                                       www.three-dragonflies.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz