fot. Dominik Witosz |
Podział Polski wg paktu Ribbentrop-Mołotow opublikowany w dzienniku Izwiestia 18.09.1939 |
- O ojcu nie wiem za dużo. Rodzice się rozwiedli, a tata potem umarł. Generalnie ci, którzy przeżyli wojnę, nie rozmawiali między sobą zbyt wiele o tym, co się działo. Co wiem o Polskiej historii? To, że Polacy zostali wydymani [to jest chyba najdelikatniejsze tłumaczenie czasownika fucked over - przyp. red.] przez Rosjan i zdradzeni przez Anglię. Takie jest moje myślenie o tym, co się stało. Poza tym… jak może jeden aliant okupować drugiego!? Moja mama, ojciec i siostra (sporo starsza) byli zesłani na Syberię do niewolniczej pracy. Mówili żartem - zostaliśmy “wyzwoleni”. Po dwóch latach wyszli przez Persję. Z tego co mi mówili, była to zasługa Sikorskiego, który wywierał presję na Anglię i w końcu się udało. Mama opowiadała (mieli farmę), że z samego rana ruskie wojsko wywaliło drzwi z okrzykiem: “wstawać i wynocha”. Pozwolili wziąć tylko trochę rzeczy, które można było nieść w rękach i… na Sybir. Zabili psa i wszystkich, których spotkali po drodze do naszej farmy.
- Czujesz się Polakiem?
- Jestem Polakiem wtopionym w Brytyjską kulturę.
fot. Dominik Witosz |
- Słyszałem, że jak nie pijesz wódki i nie jesz mięsa, to w Polsce już po tobie (śmiech). Ja już wprawdzie alkoholu nie piję, ale w latach 60-70 było na odwrót. Pamiętam jak "jechało się" na koniaku, brandy lub whisky, a potem był 2-3 dniowy kac. Za to po wódce idziesz spać pijany, wstajesz trochę pijany, ale kaca nie ma (śmiech)!
- W jakich okolicznościach dołączyłeś do zespołu Franka Zappy i jak wspominasz postać tego genialnego artysty?
- Graliśmy kiedyś w Belgii z The Aynsley Dunbar Retaliation, a on akurat tam zapowiadał. W pewnym momencie poprosił o jam z nami i to wtedy zdecydował, że chce z nami współpracować. Frank najpierw zabrał Aynsleya Dunbara. Ja potem byłem w Nowym Jorku i szukałem lepszego układu. Rozmawiałem o tym z Aynsleyem i ten zapytał Franka o mnie.
fot. Dominik Witosz |
- Muzyka Franka Zappy nie jest łatwa i wymaga od instrumentalistów dużych umiejętności technicznych. Łatwo było ci przejść od bluesa do karkołomnej progresji?
fot. Dominik Witosz |
- Jak powstała twoja ksywa Erroneous?
- Ta ksywa nie wzięła się z kontraktów - jak niektórzy sądzą - tylko pojawiła się jako alias sceniczny (stage name). Najpierw Frank chciał mnie nazwać Alexis, ale u nas już był Alexis Korner i byłoby głupio. Była też Alexis z "Dynastii" i była tam wiodącą damą, więc nie był to dobry pomysł. W końcu wyszło tak, że Frank czytał jakieś komiksy oparte na Rzymie - myślał zrobić pełny film rysunkowy do płyty - i tam byli tacy bohaterowie jak Victorious, Gregorius, Erroneous. Ja wziąłem sobie Erroneous.
- Twój utwór ”Warning” został nagrany przez Black Sabbath na ich debiutanckiej płycie! Myślę, że to jeden z najważniejszych momentów w twojej karierze. Jak doszło do tej kolaboracji?
fot. Dominik Witosz |
- Stworzyłeś własny zespół, w którym zagrał min. Peter Green.
- Dostałem serię koncertów w słynnym miejscu - Town and Country Club i ktoś potem napisał, że grał tam Peter Green, a ja w jego zespole. Było jednak na odwrót. Nie miałem wtedy swojego zespołu, ale dostałem gig, więc zadzwoniłem po kolegów - w tym po Petera Greena, a on powiedział: “twój zespół - twoja nazwa”. Peter zagrał raz, inni też po razie, w tym John Warley - popularny wtedy sax player.
fot. Dominik Witosz |
- Mayall dwa razy oferował mi członkostwo w czasie Retaliation, ale odmówiłem mu mówiąc, że to honor dla mnie, ale muszę dotrzymać zobowiązań. Dla basisty najważniejszą sprawą jest też dobry pałker, a Aynsley był najlepszy. U Johna był Keith Hartley - nie bardzo.
- A jednak później występowałeś z nim.
- Tak. Zadzwonił kiedyś do mnie nagle jego manager z prośbą, aby następnego dnia zrobić z nimi gig w Niemczech w Nürnbergu, bo ich basista złamał palec. Jakoś doleciałem. Zdążyliśmy dojechać na 10 minut przed wejściem na scenę! Nie znałem nawet materiału, ale wszystko poszło jak się należy. Dali mi nawet zagrać solo, a John powiedział: “You motherf...er I didn’t know you could play like that!!!” Potem kontynuowałem z nimi trasę Niemcy, Francja i jeszcze gdzieś tam. Kilka lat później grałem z nimi też w LA. Żadnych prób. To była dobra szkoła jazdy, bo sam musiałem się połapać jak się gra, bez YouTube i bez szkół muzyki popularniej. Kiedyś było widać, kto naprawdę jest dobry, a kto kopiuje. W moim życiu było zresztą jeszcze sporo ciekawych muzycznych kolaboracji, ale o tym - myślę - jeszcze kiedyś sobie porozmawiamy.
Alex wrócił na stałe do Londynu i obecnie współpracuje z kilkoma wytwórniami płyt jako session-man.
Autor wywiadu dziękuje Markowi "Bestii" Olbrichowi (którego dzieje życia można znaleźć tutaj) za wszystkie działania, które przyczyniły się do powstania powyższej rozmowy.
Mark "Bestia" Olbrich (fot. Dominik Witosz) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz