środa, 11 lutego 2015

Żyjemy w świecie przepowszechnej manipulacji. Z Krzysztofem "Grabażem" Grabowskim rozmawia Sławek Orwat. Na koncert zaprasza BUCH IP.



Z wywiadem sprzed roku, który jest punktem wyjścia niektórych tematów niniejszej rozmowy można zapoznać się tutaj

- Za trzy lata będziecie z Kozakiem obchodzić 30 lat istnienia Pidżamy. Rozmawiacie czasami o tamtych czasach?

- Jesteśmy coraz starsi i coraz rzadziej wspominamy tamte czasy. Napisałem o nich książkę i tam starałem się oddać wszystkie wspomnienia z tamtych lat i opisać je w miarę wiernie i dokładnie. Skoro już raz się to ukazało, nie ma sensu do tego wracać. Generalnie nie przywiązujemy zbyt dużej wagi do tego, co zrobiliśmy. Staramy się raczej patrzeć na to, co jeszcze możemy zrobić.

- Znów założysz szapoklak?

- Tak.


- "Pidżama Porno jak i Strachy Na Lachy to ten sam ja i moja artystyczna wizja. Dla mnie nie ma podziału: Pidżama - Strachy. To, że nazywam się teraz Strachy Na Lachy, a nie Pidżama Porno, to są historie interpersonalne". To twoje słowa sprzed roku. W jakim składzie Pidżama Porno wyjdzie na scenę londyńskiej Scali i czy będzie to ta Pidżama, na jaką latami czekałeś?


"Kuzyn" (fot. Monika S. Jakubowska)
- Nie wiem, to się okaże. Pidżama Porno funkcjonuje teraz jako trio, czyli Kuzyn, Kozak i ja. Pomagają nam Lo i Maniek.

- Czyli skład, który zagrał rok temu w Londynie jako Strachy Na Lachy?

- Wtedy grał z nami jeszcze Tom Horn, który być może pojawi się i tym razem, ale już po drugiej stronie sceny.

- Strachy grały na koncertach niektóre kawałki Pidżamy. Czy teraz będzie odwrotnie?

- Nie. To, że Strachy grały kawałki Pidżamy, było częścią planu. Przez cały ubiegły rok Strachy wrzucały je na zasadzie treningu i przelecenia materiału. Możesz zamykać się przez trzy lata w sali prób, ale to nie zastąpi ci występu przed publicznością. Kiedy wykonujesz te utwory podczas koncertu, panują zupełnie inne warunki i okoliczności. Nie sztuką jest nauczyć się ich na próbie. Żeby potem dobrze żarły, muszą się przegryźć przez koncert.


"Kozak" (fot. Sławomir Nakoneczny)
- Oba zespoły będą od lutego działały równoległe, czy zawiesisz na jakiś czas Strachy?

- Będzie to wyglądało mniej więcej tak, że Strachy w wersjach klubowych będą trochę odchudzone. Za często ostatnio graliśmy. Ludziom trochę się już to przeżarło i można było to zauważyć. Mimo, że dawaliśmy dobre koncerty, a niektóre nawet zajebiste, a ludzie świetnie się bawili, frekwencyjnie nie wyglądało to już tak dobrze jak rok czy dwa lata temu.

- "Nikt do powiedzenia nie ma tu nic, choć wszyscy krzyczą głośno. O nas zapomniała historia. Po imieniu nam woła bieda, choć już sprzedaliśmy wszystko, co można było sprzedać..."* Jak ty to robisz, że twoje teksty po 20 latach aż wyją aktualnością?

- Prawdopodobnie są prawdziwe.

- To, co najbardziej mnie dotyka w twojej poetyce, to perfekcyjne trafianie w sedno i naturalizm opakowany w soczyste metafory. Do pisania takich tekstów niezbędna jest chyba ogromna empatia?


fot. Monika S. Jakubowska
- Czy ona jest ogromna czy nie, tego nie wiem. Mam w sobie pewnie tyle empatii, ile ma każdy normalnie funkcjonujący człowiek. Patrzyłem przed chwilą w lustro i nie zauważyłem u siebie żadnych przerostów empatii (śmiech). Empatia nie jest mi obca, ale... bez przesady.

- "Orkiestra marsza gra na rynku, dzwony w kościołach, tylko chłopców tutaj nie ma. Urosły na nich zioła..."** Chyba jeszcze nigdy za naszego życia groźba wojny nie była tak realna jak dziś. Czy ten i inne pacyfistyczne teksty nie powinny na nowo wybuchać ze scen, zanim już nawet zioła na grobach spłoną?

- Napisałem wtedy tę piosenkę, ponieważ czułem taką potrzebę. Była ona pisana w czasach wojny bałkańskiej, czyli całkiem niedawnej i dziejącej się w bliskiej nam terytorialnie, mentalnie i antropologicznie rzeczywistości.

fot. Monika S. Jakubowska
Tekst był inspirowany wierszem „Marsz” Brunona Jasińskiego napisanym tuż po I Wojnie Światowej. Ten obraz był w taki sposób stylizowany i z takiej ludowej ballady wyszedł. Wcześniej napisałem inną piosenkę o tym, że wojna nie jest stanem naturalnym. Jeśli dochodzi do jakiegokolwiek wrzenia, to jest ono spowodowane propagandą i działaniami politycznymi. To, co dzieje się teraz w Rosji z ludźmi, którzy jeszcze nie tak dawno w stu procentach popierali Putina i jego działania wobec Ukrainy, pokazuje, jak krótka jest droga pomiędzy tym, czego ci ludzie oczekują i co jest dla nich stanem naturalnym - a tym, w jaki sposób dają się manipulować. Żyjemy w świecie przepowszechnej manipulacji i dlatego uważam, że takie piosenki jak "Chłopcy idą na wojnę" czy inne nawołujące do tego, by myśleć, są raczej glosami wołających na puszczy.


fot. Monika S. Jakubowska
- Mówisz o wszepowszechnej manipulacji. Podzielasz popularną ostatnio w niektórych kręgach opinię, że demokracja w obecnej postaci to system nieskuteczny i w niedługim czasie może zostać zastąpiony innym?

- Tak daleko bym się nie posunął. To, że demokracja przybrała obecnie takie a nie inne formy, w dużej mierze spowodowała apatia społeczeństw. Kiedy jednak te społeczeństwa postanawiają w końcu wziąć sprawy w swoje ręce, okazuje się, że na drodze pokojowej można wiele osiągnąć.

fot. Monika S. Jakubowska
Gdyby ktoś we wrześnio ubiegłego roku powiedział mi, że w listopadzie będziemy mieli nowego prezydenta Poznania, pewnie bym w to nie uwierzył. Opór społeczeństwa wobec kolejnej kadencji dotychczasowego prezydenta okazał się jednak tak wielki, że właśnie dzięki demokracji udało się tej zmiany dokonać. Okazuje się, że nie jesteśmy skazani na to, aby oglądać w telewizji ciągle te same ryje, czy to z lewej czy z prawej strony. W dużej mierze zależy to jednak od nas, bo idąc na wybory i mając do dyspozycji tylko jeden głos, niemożliwe może stać się możliwe, realne i namacalne. Pokazuje to także przykład Słupska, gdzie prezydentem został Robert Biedroń. Jeszcze trzy, cztery lata temu nikomu nie mieściłoby się to w głowie, a jednak to się zdarzyło. To jest właśnie urok i istota demokracji. Jednocześnie każdy system, który jest niekontrolowany, zaczyna dość szybko jałowieć, wynaturzać się i poddawany jest manipulacjom, a kiedy społeczeństwo jest bierne i manipulowane, to demokracja przestaje być skuteczna. Winston Churchill powiedział, że demokracja to najgorszy system, ale dotychczas nie wymyślono nic lepszego. Podpisuje się pod tym obiema rękoma.


- Podczas naszej rozmowy sprzed roku powiedziałeś, że "dobrnęliśmy obecnie, do takiego momentu, że polska rzeczywistość już od dawna wygląda jak szlaka, a próby kontaktu między sobą przypominają wylewane kupy z rur". Z tego, co powiedziałeś przed chwilą wynika, że coś jednak zmienia się w naszej świadomości?

- Nigdy nie przykładałem zbytniej wagi do wyborów samorządowych. To wszystko dotychczas działo się gdzieś obok mnie. Ostatnie wybory pokazały jednak, że jeszcze żyjemy i że pod powierzchnią mułu i szlamu są całkowicie żywi ludzie, którzy w końcu zdali sobie sprawę z tego, że mogą coś zmienić. Zrobili więc użytek z kartek wyborczych i nagle okazało się, że to co w kilku miejscach wydawało się niezmienne i nieśmiertelne, mogło zostać zmienione i właśnie to jest dla mnie szalenie istotne. A co do tych "rur", to niestety główny nurt wciąż nimi płynie.


fot. Monika S. Jakubowska
- Czy twój pogląd, że "między czarnym i czerwonym nie sposób czuć się dobrze"*** nie jest obecnie jeszcze bardziej aktualny niż wtedy, gdy pisałeś te słowa? Wszak fanatyzmy religijne i pycha polityków w ostatnim czasie osiągnęły poziom dotychczas niespotykany?

- Ten utwór napisałem bodajże w 1995 roku i jest on niestety aktualny również dziś. Nasza scena polityczna po 1989 roku praktycznie zastygła. Ci, którzy mieli opowiedzieć się po którejś ze stron, zrobili to, przez co reprezentują praktycznie całe społeczeństwo, które jest zatomizowane i wzajemnie wykluczające się. Cały myk polega na tym, żeby to wszystko teraz jakoś pożenić. Nikt nie może mi zabraniać moich poglądów, a ja nie mogę upierać się i protestować przeciwko czyimś poglądom dopóty, dopóki nikt nie wchodzi z brudnymi butami do mojego domu.



Rozumiem, że ktoś może mieć o wiele bardziej skrajnie prawicowe poglądy niż ja, bo ja prawicowych poglądów nie mam. Nie mam również poglądów skrajnie lewicowych. Pozwalam sobie funkcjonować jako byt zdroworozsądkowy, co czasami ciężko udaje się w tym kraju, ale innego wyjścia dla siebie nie widzę. Ważne jest, żeby jedna strona zdawała sobie sprawę, że istnieje ta druga i żeby szanowała jej prawo do nieakceptowania takich rzeczy, które próbuje się narzucać całemu społeczeństwu. Tak jest na przykład z różnymi postawami związanymi z przerostem katolicyzmu w naszym kraju, choć ciężko jest mówić o niektórych ludziach, że są katolikami, kiedy w każdym swoim ruchu, w każdym swoim geście i w każdym zachowaniu przeczą dekalogowi.

- "Nie ma takiego śmiałka na świecie, który potrafiłby zmienić nas, Polaków w racjonalne i trzeźwo myślące jednostki. Nikt z nas nie jest w stanie przyjąć jakichkolwiek - nawet sensownych - argumentów drugiej strony. Każdy jest przekonany o własnej nieomylności, a spora większość - o naszej polskiej wyjątkowości w Europie". Nie obawiasz się, że obecne stanowisko naszego byłego premiera w strukturach europejskich może nas jeszcze bardziej w tym przekonaniu utwierdzić?

fot. Monika S. Jakubowska

fot. Monika S. Jakubowska
- Moim zdaniem Europeizm nie jest niczym złym. Lepiej jest mieć na pewne sprawy spojrzenie szersze niż węższe. Uważam, że zamykanie się w obecnym czasie i w okolicznościach tylko i wyłącznie polskich jest błędem. Polska nie jest krajem, który żyje sam dla siebie i nie jest krajem samowystarczalnym. Każdy młody człowiek ci to powie, bo szansą dla młodych ludzi jest właśnie Europa i czy nam się to podoba czy nie, młodzi ludzie z tego korzystają. Sam o tym dobrze wiesz, bo siedzisz w Londynie. To, że Tusk dostał tę posadę... widocznie tak ułożyły się polityczne karty. Te 30 kilka milionów piechotą nie chodzi. Jest to masa dosyć żywotna i jest to jedna z wielkich zalet naszego kraju. Naszym problemem natomiast jest to, że kiedy mamy pokój i mnóstwo szans do wykorzystania, wtedy nie umiemy się dogadywać, atomizujemy się i dopiero w momentach mega zagrożeń potrafimy jednoczyć się jako naród parszywy ale i cudowny zarazem.

- "Im człowiek jest starszy, tym ciężej zapędzić go do roboty i ciężej jest zmusić jego mózg do wysiłku. Na dzień dzisiejszy jestem jałowy. Jakieś próby podejmowałem, ale raczej po to, żeby następnego dnia skasować je z pamięci komputera". To kolejny cytat z naszej poprzedniej rozmowy. Ile nowych tekstów napisałeś, a ile skasowałeś przez ostatni rok?

fot. Monika S. Jakubowska
- Nic. Przez ostatni rok nie napisałem ani jednej piosenki. Nie czułem takiej potrzeby, nie bylem jeszcze gotowy.

- Odkrywasz w sobie "nieśmiałą świadomość, że życie ci coraz prędzej ucieka"*** ?

- To już nie jest nieśmiała świadomość (śmiech). To już jest świadomość pełnokrwista i namacalna. Wtedy, kiedy te słowa napisałem, miałem około 30 lat. Teraz mam prawie 50 i siłą rzeczy ta nieśmiałość musiała mi minąć i zamienić się w pewność (śmiech). Ta pewność bywa czasami trwogą, no ale cóż...


fot. Monika S. Jakubowska
- Pozwól, że cie zrozumiem, ponieważ w minionym roku skończyłem 50 lat.

- No widzi pan, to sam pan wie, o czym mówię (śmiech). Rozmawiałem z kilkoma znajomymi, których dosięgnął kryzys wieku średniego i okazuje się, że jest to pikuś w porównaniu z tym, co dzieje się z mężczyzną, który przekracza pięćdziesiątkę...

- Coś zaczyna dziać się w mózgu, prawda?

- No... mnie już raczej w mózgu się podziało. Teraz mam dużo lepszy czas dla siebie, niż wtedy gdy kończyłem czterdziestkę. Teraz zdecydowanie funkcjonuje mi się lepiej i jakoś tak spokojniej. Bardziej mam to wszystko pod kontrolą. Przez ostatnie dziesięć lat próbowałem zmagać się z samym sobą i nieustannie ustawiać to swoje "dzisiaj" tak, żeby miało ręce i nogi. Kiedy kończyłem czterdziestą jesień swojego życia. miałem mega depresję i bylem bliski chwytów niefajnych. Teraz tez mam depresję, ale chce mi się żyć i jak na razie mi się to udaje.

- Sam podjąłeś decyzję o reaktywacji Pidżamy, czy w jakimś stopniu kierowałeś się głosami fanów, mediów i promotorów?

- Jak każdą decyzje i tę podjąłem samodzielnie.

fot. Monika S. Jakubowska
Nie mogę jednak powiedzieć, że podejmowałem ją na ślepo i spontanicznie. Był to proces myślowy i takie kombinowanie, aby wszystko miało ręce i nogi. Było w tym wszystkim też i parcie oddolne ze strony fanów. Nie moglem tego nie brać pod uwagę, ale to jak wielkie jest to parcie, okaże się już za chwilę. Może okazać się, że były to tylko jakieś incydentalne glosy, które akurat do nas docierały i że te tłumy, które przychodziły kiedyś na nasze koncerty, nie są już nami zainteresowane. Z tym też się liczę. Pożyjemy, zobaczymy. Chciałem sobie stworzyć jeszcze jeden kanał aktywności w takiej formie, która byłaby dla mnie do zaakceptowania i która sama w sobie zawierałaby element progresu. Grając te wszystkie stare utwory w nowym składzie, uzyskuje się takie emocje, które już dawno nie były naszym udziałem. Jest to dla nas absolutnie mega wyzwanie i bardzo ryzykowny krok. Powiem ci, że jak dwa lata temu kończyłem rok koncertowy, to o niczym innym nie myślałem jak tylko o tym, aby pojechać gdzieś na wakacje, odpocząć, mieć "z głowy" i przynajmniej przez miesiąc nie myśleć o graniu. Kiedy kończyłem miniony rok, czułem wielki niedosyt i chęć, aby jeszcze gdzieś pojechać i zagrać. Mieliśmy dobry czas jako zespól i to zarówno w składzie strachowym jak i pidżamowym i w związku z tym może to wszystko wyglądać naprawdę fajnie. Jest dużo nadziei, mnóstwo niewiadomych i zajebista chęć sprawdzenia się w tych okolicznościach.


Gabinet Looster (fot. Monika S. Jakubowska)

- Co sądzisz o londyńskim zespole Gabinet Looster, który zagrał przed Strachami w ubiegłym roku, a 15-go lutego wyjdzie na scenę przed Pidżamą?

- Z tego co pamiętam, to jest to bardzo fajny zespół.



* "Bal u senatora 93'"
** "Chłopcy idą na wojnę"
*** "Między czarnym i czerwonym"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz