wtorek, 15 lutego 2011

Mirosław Czyżykiewicz – Ave (Polska) 1999 (Wizjer nr 60)

 „Kiedy cię spotkam co ci powiem?
Że byłaś światłem moim Bogiem.
Że szmat już drogi przemierzyłem
i byłaś wszędzie tam gdzie byłem.
Odległą gwiazdą w sztolni nocy,
Zachodem słońca snem proroczym,
Przestrzenią serca której strzegłem
Jak oka w głowie dla tej jednej
Mądrej i pięknej ludzkim prawem…
Ave”

Pewna kobieta zapytana o to czy przeżyła wielką miłość odpowiedziała pytaniem: „A co to jest miłość?” Tak wiele dziś osób przyznaje, że potrzebuje czułości i ciepła, ale jednocześnie gdy już to wszystko znajduje, zaczyna czuć lęk przed utratą swojej niezależności. Doprowadzone do granic absurdu poczucie wolności wielu ludziom zatarło granicę pomiędzy słowami „samostanowienie” i „samotność”. Łatwość nawiązywania kontaktów jaką przyniósł internet i anonse towarzyskie, wykreowały coraz częściej spotykany gatunek łowcy, którego celem nie jest stały związek, a jedynie fizyczne doznania. Wiele z kobiet znalazło się w sytuacjach, w których nie będąc już (lub jeszcze) kochanymi, zdążyło stać się zabawkami zmieniającymi właścicieli. Zdarza się też i odwrotnie. Niepoprawni romantycy stają się narzędziami w rękach bezwzględnych kobiet, których wyrachowanie i bezduszny materializm bardzo często kryją się w niezwykle atrakcyjnym „opakowaniu”. Czym zatem jest prawdziwa miłość i czy w ogóle coś takiego istnieje?
Mirosław Czyżykiewicz posiada głos, którego barwa doprowadza kobiety do stanu wrzenia. „Ave (Inspira)” to męski rozrachunek z przeszłością.  Pieśniarz używając słowa „Ave” zamiast, dokonał zabiegu celowego. W przeszłości zwrot ten był zarezerwowany jedynie dla osób boskich. Tym słowem legiony rzymskie pozdrawiały Cezara, a chrześcijanie oddawali cześć Matce Jezusa. Pozdrowieniem „Ave” Czyżykiewicz przywraca kobietę na piedestał, czyniąc miłość nieskalaną i świętą. Utopia?
Być może tak. „Ave” jest jednak dowodem na istnienie najbardziej skrywanej przed światem tęsknoty. Zimny cynizm i wyrachowanie jakże często jest tylko maską nakładaną przez osoby zranione i zawiedzione. Pod tą maską odnaleźć można twarz, która w niczym nie przypomina tej pokazywanej zawistnemu światu żywiącemu się porażkami innych i dowartościowującemu się ich kosztem, zamazując w ten sposób swoje „brudy” i niedoskonałości.
Dzisiejszy świat niesie ze sobą jeszcze jedną niebezpieczną pokusę, która doprowadziła wielu amatorów pewnego rodzaju uciech do duchowego spustoszenia. Emocjonalna niedojrzałość oraz nazywanie  doznań cielesnych  „kochaniem się”, dokonało profanacji miłosnego aktu na skalę nigdy dotąd niespotykaną. Łatwo jest bowiem uwierzyć, że pieniądze otwierają każde drzwi. Trudniej jest żyć ze świadomością, że niepewna w tych czasach koniunktura ekonomiczna może przesądzić o pozornym szczęściu. Wszyscy pragniemy czuć się komuś potrzebni. Zagonieni za codziennymi sprawami nie mamy czasu na wypowiadanie najskrytszych pragnień. Osiągając kolejny sukces, stawiając czoła kolejnym wyzwaniom zawodowym, jakże często mijamy utkwione w nas oczy, nie czujemy muśnięcia czyjejś dłoni, nie odpowiadamy na uśmiech, a czyjś ciepły oddech znów nas nie ogrzał i w konsekwencji kolejny raz doświadczamy uczuciowej pustki w glorii wielkiego sukcesu, a jak już laur zwycięzcy ozdobi skronie i wszyscy którzy uścisnęli nam dłonie już sobie pójdą, samotność znów nas otoczy.

„Kiedy cię spotkam czy ukryję
Wszystkie kobiety których byłem
Pacjentem uczniem profesorem?
Żal nie na miejscu i nie w porę.
Jak mogło być a jak nie było
Że wszystko na nic tylko miłość
Na wieki wieków i że żaden
Człowiek nie był mi tak potrzebny…
Ave”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz