niedziela, 1 lutego 2015

Antoni Malewski - Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim. Część 24 - Ogród Botaniczny ZDK

Antoni Malewski urodził się w sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś. Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako nauczyciel. Dziś jest emerytem i dobiega 70-tki. O swoim dzieciństwie i młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”, „A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce, która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie. Miał 12/13 lat, kiedy po raz pierwszy usłyszał termin rock’n’roll. Egzotyka tego słowa, wzbogacona negatywnymi artykułami Marka Konopki - stałego korespondenta PAP w USA jeszcze bardziej zwiększyła – jak wspomina - nimb tajemniczości stylu określanego we wszystkich mediach jako „zakazany owoc”. Starszy o 3 lata brat Antoniego na jedynym w domu radioodbiorniku Pionier słuchał nocami muzycznych audycji Radia Luxembourg, wciągając autora „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” w ten niecny proceder, który - jak się później okazało - zaważył na całym jego życiu. Na odbywającym się w 1959 roku w tomaszowskim kinie „Mazowsze” pierwszym koncercie pierwszego w Polsce rock’n’rollowego zespołu Franciszka Walickiego Rhythm and Blues, Antoni Malewski znalazł się przypadkowo. Po roku w tym samym kinie został wyświetlony angielski film „W rytmie rock’n’rolla” i w życiu młodego Antka nic już nie było takie jak dawniej. Później przyszły inne muzyczne filmy, dzięki którym Antoni Malewski został skutecznie trafiony rock'n'rollowym pociskiem, który tkwi w jego sercu do dnia dzisiejszego. Autor „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” wierzy głęboko, że rock’n’roll drogą ewolucyjną rozwalił w drobny pył wszystkie totalitaryzmy tego świata – rasizm, faszyzm, nazizm i komunizm. Punktem przełomowym w życiu Antoniego okazały się wakacje 1960 roku, kiedy to autor poznał Wojtka Szymona Szymańskiego, który posiadał sporą bazę amerykańskich płyt rock’n’rollowych. W jego dyskografii znajdowały się takie światowe tuzy jak Elvis Presley, Jerry Lee Lewis, Dion, Paul Anka, Brenda Lee, Frankie Avalon, Cliff Richard, Connie Francis, Wanda Jackson czy Bill Haley, a każdy pobyt w jego mieszkaniu był dla Antoniego wielką ucztą duchową. W lipcu 1962 roku obaj wybrali się autostopem na Wybrzeże. W Sopocie po drugiej stronie ulicy Bohaterów Monte Casino prowadzającej do mola, był obszerny taras, na którym w roku 1961 powstał pierwszy w Europie taneczny spęd młodzieży zwany Non Stopem, gdzie przez całe wakacje przygrywał zespół współtwórcy Non Stopu Franciszka Walickiego - Czerwono Czarni. Młodzi tomaszowianie natchnieni duchem tego miejsca zaraz po powrocie wybrali się do dyrektora ZDK Włókniarz, w którym istniała kawiarnia Literacka i opowiedzieli mu swoją sopocką przygodę. Na ich prośbę dyrektor zezwolił do końca wakacji na tańce, mimo iż oficjalne stanowisko ówczesnego I sekretarza PZPR Władysława Gomułki brzmiało: "Nie będziemy tolerować żadnej kultury zachodniej". Taneczne imprezy w Tomaszowie rozeszły się bardzo szybko echem po całej Polsce, a podróżująca autostopem młodzież zatrzymywała się, aby tego dobrodziejstwa choć przez chwilę doświadczyć. Mijały lata, aż nadszedł dzień 16 lutego 2005 roku - dzień urodzin Czesława Niemena. Tomaszowianie zorganizowali wówczas w Galerii ARKADY wieczór pamięci poświęcony temu wielkiemu artyście.

Wśród przybyłych znalazł się również Antoni Malewski. Spotkał tam wielu kolegów ze swojego pokolenia, którzy znając muzyczne zasoby Antoniego wskazali na jego osobę, mając na myśli organizację obchodów zbliżającej się 70 rocznicy urodzin Elvisa Presleya. Tak oto... rozpoczęła się "Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim", którą postanowiłem za zgodą jej Autora udostępniać w odcinkach Czytelnikom Muzycznej Podróży. Zanim powstała muzyka, która została nazwana rockiem, istnieli pionierzy... ludzie, dzięki którym dziś możemy słuchać kolejnych pokoleń muzycznych buntowników. Historia ta tylko pozornie dotyczy jednego miasta. "Subiektywna historia Rock’n’Rolla..." to zapis historii pokolenia, które podarowało nam kiedyś muzyczną wolność, a dokonało tego wyczynu w czasach, w których rozpowszechnianie kultury zachodniej jakże często było karane równie surowo, jak opozycyjna działalność polityczna. Oddaję Wam do rąk dokument czasów, które rozpoczęły wielką rewolucję w muzyce i która – jestem o tym głęboko przekonany – nigdy się nie zakończyła, a jedynie miała swoje lepsze i gorsze chwile. Zbliżamy się – czego jestem również pewien – do kolejnego muzycznego przełomu. Nie przegapmy go. Może o tym, co my zrobimy w chwili obecnej, ktoś za 50 lat napisze na łamach zupełnie innej Muzycznej Podróży.

Bogato ilustrowane osobiste refleksje Antoniego Malewskiego na temat swojej życiowej drogi można przeczytać tutaj Cześć 1 "Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim" można przeczytać tutaj. Część 2 tutaj  Część 3 tutaj  Część 4 tutaj  Część 5 tutaj  Część 6 tutaj Część 7 tutaj  Część 8 tutaj  Część 9 tutaj  Część 10 tutaj Część 11 tuta jCzęść 12  tutaj  Część 13 tutaj  Część 14 tutaj  Część 15 tutaj   Część 16 tutaj  Część 17 tutaj  Część 18 tutaj  Część 19 tutaj  Część 20 tutaj Część 21 tutaj   Część 22 tutaj  Część 23 tutaj Część 90 tutaj Artykuł z okazji zdobycia nagrody tutaj


Było takie piękne miejsce w Tomaszowie – miejski zieleniec z drzewami liściastymi, iglastymi, z różnego rodzaju trawami i krzewami, z kilkoma parkowymi ławkami - w samym centrum miasta na tak zwany rzut beretem. To miejsce, to Ogród ZDK Włókniarz przy ulicy Mościckiego 6 (dawna Armii Czerwonej, Piliczna), zwany językiem potocznym wśród niektórych mieszkańców naszego miasta, nie wiem dlaczego, botanicznym. Pozwolę sobie w treści tego odcinka używać tej nazwy – Ogród Botaniczny przy ZDK. Zielony teren o wymiarach prostokąta, około 150 metrów długości w kierunku południowym i 75 metrów szerokości w kierunku wschodnio – zachodnim, położony był od południa na terenie końca obiektu Sali Widowiskowej ZDK Włókniarz, ciągnący się w tym kierunku do czarnej drogi (szlakówka) łącząca budynek Warsztatów Szkolonych z budynkiem ZSZ nr.1 przy ulicy Św. Antoniego 29. Pokonując furtkę ogrodu (z dziedzińca ZDK Włókniarz) po lewej stronie stoi całkowicie zadaszona, duża, murowana scena widowiskowa (stoi do dziś), jedyna i największa w naszym mieście zanim powstał Park XX-lecia (dziś Solidarność) z Muszlą Koncertową z prawdziwego zdarzenia. Przed nią był wybetonowany prostokątny placyk (23 metry X 17 metrów), na którym układano, połączone w całość deski tworzące podłogę, przeznaczoną również w czasie zabaw tanecznych, jako parkiet.


Podczas odbywających się na scenie muzycznych koncertów (również rock’n’rollowych), festynów ludowych, akademii z okazji rocznic państwowych i narodowych, pikników, na tych deskach (parkiecie) ustawiano krzesełka stwarzając ludziom widownię. Po prawej stronie od wejścia ciągnęła się od zachodu, styczna do muru Hotelu Mazowieckiego, długa altana (zadaszona wiata), około 30 metrów długości i 6 metrów szerokości wykończona artystycznie ozdobioną deską. W głąb altany wykonany był wrąb (około 1,5 metra), który ułatwiał żywotność, rosnącej tu od lat starej lipy. Wrąb dzielił altanę na mniej więcej, dwie równe części. W altanie w okresie wiosenno-letnim (ciepłym) i wczesną jesienią, istniał bufet (tak zwany polowy), ustawiane były dwa rzędy stolików z krzesełkami, służące mieszkańcom miasta do konsumpcji. A co najważniejsze, istniały w niej kontakty elektryczne na prąd 220V. Prowadzono tu sprzedaż lodów, przeróżnych wyrobów cukierniczych, ciast i napoi. Idąc dalej w kierunku południowym od wejścia głównego do Ogrodu, pokonując blisko 50 metrów, ciągnął się w kierunku czarnej drogi za ogrodzeniem trawiasty skwer (dziś na tym terenie stoi szkolna Hala Sportowa ZSZ nr.1) tworzący park. Rosło na nim sporo przeróżnych krzewów, kwiatów, paproci, drzew iglastych i liściastych. Warto było wczesnym rankiem przyjść do Ogrodu (np. na wagary), usiąść na jednej z ławek i słuchać cudownego, ptasiego koncertu, w którym można było usłyszeć przeróżne dźwięki, szczebioczące śpiewy ptaków – ćwir-ćwir, gru-gru, świr-świr – zamieszkujących miejski zieleniec. Wiodąca wokół skweru, w kształcie podkowy alejka, wysadzona była (6/7 szt) z przeznaczeniem na wypoczynek dla tomaszowian, parkowymi ławkami. Był to piękny skrawek ziemi, w samym sercu miasta. Mówiło się, że były to małe płuca naszego grodu.


Będąc uczniem szkoły średniej przychodziliśmy tu z koleżankami i kolegami, między innymi na wagary, choć nie tylko. Bawiliśmy się tu w różne gry fantowe, flirtowe jak na przykład, gra w pomidora, gdzie wykupywanie fantów odbywało się przez skryte pocałunki z dziewczyną. Rozbudzały się w nas uczucia, jakie wytwarzają się przy zbliżeniach z płcią przeciwną. Były to drżące, pierwsze dotyki miłosne, zaczepne manewry, w których dochodziło do mocniej bijących serc, niewinnych zbliżeń, nawet tych najbardziej intymnych. Zawsze pamiętać będę niezamierzone zbliżenia, erotyczne inicjacje, pierwsze kontakty z dziewczyną. Ogród był punktem zbornym dla umówionych na randki ze swoją wybranką, spotkania towarzyskie przyjaciół, również tych zakochanych. Rzadko w to miejsce docierał milicjant, chyba, że zgłoszono tu interwencję. Nie docierały żadne grupy dorosłych, szkolnych pedagogów, rodziców. Te wspaniałe warunki poza jakąkolwiek kontrolą nigdy nie doprowadzały do sytuacji patologicznych, chuligańskich ekscesów, które wymagałyby interwencji. Kiedy zacząłem odwiedzać to miejsce, było jasne dla mnie i moich przyjaciół by tu się nic brzydkiego nie działo, by nie dochodziło do interwencji funkcjonariuszy prawa, by zawsze była to ziemia daleko od szosy. Ogród to jedno z miejsc w naszym mieście, gdzie pamięć o nim w moim pokoleniu zawsze będzie wyzwalać wspomnienia o pięknym, beztroskim, niewinnym okresie młodości przypadającym na lata 50/60/70 ubiegłego wieku, wprowadzające nas w nostalgiczny nastrój.


Przez dziesiątki lat (jeszcze w okresie międzywojnia, II RP) w Ogrodzie odbywały się wielkie, rodzinne festyny, gdzie na ławkach, trawiastych placach organizowano tu ludowe pikniki połączone z konsumpcją. Przychodziły tu całe rodziny z dziećmi, z kocami, które rozkładano na trawiastym podłożu do siedzenia z własnym, suchym prowiantem. Na scenie miały miejsce koncerty muzyczne tak lokalnych zespołów jak również wojewódzkich i krajowych. Z tomaszowskich grup najczęściej występował zespół pana Edmunda Wydrzyńskiego (na stałe obsługiwał dancingi w Literackiej mieszczącej się w budynku ZDK Włókniarz), zespół DIX-61 Zdzisława Piwowarskiego z kombinatu gastronomicznego, Jagódka, zespół pana Zygmunta Dursta (również grywał w Jagódce) i wiele innych, młodzieżowych czy szkolnych zespołów. Wystawiano tu teatralne sztuki lokalnych, amatorskich teatrów jakie istniały przy zakładowych świetlicach, Domach Kultury. Zaglądały tu również zawodowe teatry z Łodzi czy Warszawy. Odbywały się przeglądy orkiestr dętych, ludowych kapel a było ich w Tomaszowie i okolicznych gminach wiele. Można powiedzieć, że w Ogrodzie Botanicznym ZDK Włókniarz komasowało się i tętniło życie kulturalne, rozrywkowe miasta i jego okolic.


Jako nastoletni chłopak przychodziłem na przełomie lat 1950/60 do Ogrodu, by podglądać taneczne pary, gdzie na parkiecie tomaszowskiego zieleńca, w soboty i niedziele w okresie letnim odbywały się tu zabawy taneczne (kiedy nie istniały jeszcze dancingowe lokale, Jagódka czy Literacka). Choć zabawy organizowano również, kiedy powstały lokale, Jagódka czy Literacka. Podglądałem słynną parę taneczną, Janek Rzęczykowski i jego partnerkę Halinę (późniejsza żona) i wiele innych osób dobrze (jak Wiktor Weggi) tańczących, jak szaleją w zakazanym, prześladowanym wówczas przez władzę, rock’n’rollu. Warto było pokonywać drogę ze Starzyc do centrum miasta, by zaspokoić swoje oczy, duszę egzotycznym widokiem, przybyłego zza Oceanu Atlantyckiego, tanecznego stylu. Jednak dla mojego pokolenia bardzo ważną funkcję w Ogrodzie Botanicznym ZDK, pełniła altana, do której w wakacje i inne ciepłe, wiosenne czy jesienne dni (w latach 1961/62/63), przychodziła tomaszowska młodzież (szkolna, studiująca czy pracująca) by na jej stolikach rozgrywać karciane turnieje, pojedynki w kierki, remika czy bridge (były to bardzo modne w tamtym czasie gry w karty wśród młodzieży). Od rana do wieczora rozgrywano tu zaciekle wielkie mecze, bywało tak, że niektórzy karciani zapaleńcy nie szli do swoich domów na obiad, a udawali się (gdy powstały) wprost na fajfy do Literackiej. Istniejące w altanie gniazdka elektryczne na 220 V, zainspirowały nas by je wykorzystywać do odtwarzania z magnetofonu naszej, ukochanej przez młodzież, rock’n’rollowej muzyki.


Zawsze znalazł się w altanie magnetofon, czy to od Wojtka Szymona, Jacka Michalskiego z Wąwału, czy jeszcze z innego źródła. Połączenie przyjemnego z pożytecznym sprawdziło się w przypadku Ogrodu. Grając w karty, na bieżąco słuchaliśmy nowości jakie ukazywały się na muzycznym rynku. Pamiętam utwory, które w tamtym czasie dominowały w altanie ogrodu, a były to wchodzące na muzyczny rynek jak Jerry Lee Lewisa Cold Cold Heart, Teenage Letter, Money, Fatsa Domino Let The Four Winds Blow, Walking To New Orleans, Don’t Come Knocking, Cliffa Richarda The Young Ones, Summer Holiday, Elvisa Presleya Devil In Disquise, Little Sister, Shes Not You czy Ricky Nelsona Hello Mary Lou. Gospodarze obiektu mieszkali na końcu budynku Sali Widowiskowej, z okien ich mieszkań widać było główne wejście do Ogrodu oraz część altany. Mieliśmy przyjazne relacje z nimi. Zawsze kiedy zachowywaliśmy się za głośno, ktoś przyszedł ostrzec nas, że jesteśmy za bardzo słyszalni, że głosy dochodzą do biur ZDK czy na ulicę Mościckiego. Były to ważne ostrzeżenia, nam wszystkim zależało by takiego cudownego miejsca nie spalić. Pozwolę sobie wymienić gospodarzy, którzy na przestrzeni mojej młodości mieli pieczę nad całym obiektem ZDK, również nad Ogrodem Botanicznym, byli to w kolejności zatrudnienia, lat pracy; Franciszek Boryś (lata 50/60), Józef Serwa (lata 60/70), Wincenty Tomczyk (lata 70/80) i aktualnie, pracujący do dzisiaj, syn pana Tomczyka, Stefan.


Końcowe lata 60/70 minionego wieku to powolne, naturalne umieranie kultowego miejsca, jakim był dla wielu pokoleń Tomaszowa, Ogród Botaniczny. Powstały na gruzach Hrabskiego Ogrodu, Park XX-lecia (dziś Solidarność), stopniowo przejmował wszystkie, miejskie funkcje w postaci imprez kulturalnych (jak młodzieżowe występy, koncerty zespołów muzycznych, tanecznych, kapel podwórkowych, ludowych, dętych orkiestr, teatralnych sztuk, bokserskich zawodów). W drugiej połowie lat 80-tych parkowa część ogrodu odsprzedana została szkole ZSZ nr. 1 gdzie w tym miejscu wybudowano Halę Widowiskowo Sportową (zresztą niezbędną szkole, również miastu). Agonia Ogrodu Botanicznego ZDK trwała blisko 20 lat, w 2012 roku na pozostałej części ogrodu, dokonano całkowitej egzekucji. Wybudowano (obwodnicę, również miastu potrzebna – skrót z ulicy 14-tej Brygady do ulicy św. Antoniego przy Hotelu Mazowieckim) nową ulicę imieniem Tadeusza Kawki. Pan Tadeusz Kawka to tomaszowski nauczyciel (z wykształcenia geograf), pedagog, wychowawca młodzieży wielu pokoleń, który całe swoje dorosłe życie poświęcił ukochanemu miastu. Wydał popularnonaukowych, kilka książek o Tomaszowie, jego okolicach, o I LO (był długoletnim nauczycielem tak w I LO, również dyrektorem, jak i w II LO). Pozostała po ogrodzie, o ironio, choć bardzo podupadła, murowana scena widowiskowa, całkowicie zadaszona oraz przy niej stojąca sosna, która przez całe jej istnienie, towarzyszy. Któregoś dnia pozwoliłem sobie pokonać nogami niezbyt długi odcinek tej ulicy i przyznam, że nie była to droga przez psychiczną mękę a wręcz przeciwnie, droga wspomnień, refleksji i powrotu do najpiękniejszych dni, dni MŁODOŚCI.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz