sobota, 28 lipca 2018

Kora (1951 - 2018)

"Poczekaj trochę jeszcze pożyję bez gór, bez chmur i bez piór
Jeszcze zagarnę trochę snów wtulona w oddech twój.
Doczekać jeszcze chcę zapomnianych radości i drgnień
Choć coraz ciężej iść, muszę żyć, muszę żyć, muszę żyć."
Maanam - "1984"

fot. Sławek Orwat
Kora była ze mną niemal od początku. Napisałem "niemal", bo o ile "Hamlet" pojawił się w mojej świadomości dopiero kilka tygodni po jego nagraniu, to "Boskie Buenos" płynęło już w moim krwiobiegu od pierwszych chwil swojego istnienia. Odkąd władza ludowa postanowiła najpierw nieśmiało uchylić muzyce rockowej furtkę do medialnej rzeczywistości, a następnie rozwinęła przed nią "czerwony dywan" wpuszczając obdartych szarpidrutów na zarezerwowane dotąd dla elegancko ubranych, zatwierdzanych regularnie od lat tych samych, "bezpiecznych" i tekstowo przewidywalnych artystów estrady, Maanam podczas opolskiego festiwalu  AD 1980 praktycznie rozmontował system, powodując niemal godzinne opóźnienie w programie TVP. Kompletnie niekontrolowana ilość bisów tego kultowego utworu (liczby tu nie podam, gdyż sam straciłem wówczas rachubę) oszołomiła nie tylko organizatorów, ale przede wszystkim (co doskonale widać na staroświeckimi metodami nagranym i szczęśliwie do dziś zachowanym dokumentalnym zapisie tego legendarnego wykonania, który jest dostępny w przebogatych zasobach serwisu YouTube)  samych muzyków - w tym nieustannie pokazywaną na pierwszym planie Korę.


Wielkość Olgi Jackowskiej to nie tylko jej genialne teksty i doskonała dykcja. To przede wszystkim wyjątkowa osobowość i charyzma. Kora zawsze budziła sprzeczne emocje. Dla jednych pierwsza dama polskiego rocka, dla innych zbyt kontrowersyjna i zbyt ekstrawagancka, dla mnie zawsze... wyjątkowa i wyzywająco piękna. Była frontmanem idealnym - charyzma, uroda, doskonały wokal oraz... to coś, co niechaj pozostanie celowym niedomówieniem, gdyż po pierwsze jest trudne do określenia, a po drugie jest tak subiektywne, że aż osobiste. Ilekroć wychodziła na scenę, zawsze mnie czymś zaskakiwała. A to nowym sposobem wykonania czegoś znanego i wydawałoby się od lat ogranego, a to ubiorem, a to makijażem lub kolorem włosów.

fot. Marcin Bajor (Wikipedia)
"Cykady na Cykladach" to jedna z najważniejszych piosenek w moim życiu. Dlaczego? Kiedy 13 grudnia roku 1981 generał Jaruzelski postanowił zamknąć w miejscach odosobnienia działaczy solidarnościowych - w tym także wielu wybitnych niepokornych artystów,  wraz z nimi zamknął także na kilka miesięcy rockowa muzykę w mediach. Byłem wówczas licealistą chomikującym pod groźbą wyrzucenia z pracy moich rodziców, że o wysokiej karze tzw. kolegium (ciekaw jestem, kto jeszcze pamięta magiczne słowo "kolegium") już nie wspomnę "bibułę" w  celu jej późniejszego zamierzonego i z zegarmistrzowska precyzją przygotowanego dyskretnego pozostawienia w miejscach gęsto zaludnionych. Jednak poza tym kordianowym spędzaniem wolnego od szkoły czasu inną pasją, jaka wypełniała moje życie od lat, było skrzętne archiwizowanie rockowej muzyki nadawanej w programie I PR (Trójka w nowej formule z Listą pana Marka ruszyła dopiero w kwietniu 1982) w kultowej na tamte czasy audycji Radio Kurier oraz na falach programu II i jego znakomitych autorskich audycji muzycznych. Nigdy nie zapomnę posuchy, jaka zapanowała na taśmach mojego ZK140, kiedy to od grudnia  1981 do wiosny 1982 ostatnią zarejestrowaną piosenką, jaką zarzynałem aż do granic frustracji moich cierpliwych rodziców był... piąty singiel Maanamu "Cykady na Cykladach", którego stroną B był pamiętny utwór "1984", z którego pochodzi motto niniejszego wspomnienia.


Miałem też z Kora spotkanie w cztery oczy, którego naocznymi świadkami byli moi 21-letni chłopcy z wrocławskiej Katedry. Był rok 2013, a ja wraz z Katedrą już po raz trzeci pokonując pół Europy pokazywałem się ku szczerej radości Pauliny Sykut w programie Must Be The Music. Tego dnia Katedra doszła do zaszczytnego finału i właśnie wraz ze mną muzycy udawali się z wielkiego namiotu, gdzie odbywały się przesłuchania transmitowane na żywo przez TV Polsat do budynku położonego w innej części Warszawy, aby oddać się radosnym harcom podczas tzw. after party. Kiedy mieliśmy po pożegnaniu się z wszystkimi zaprzyjaźnionymi artystami już opuszczać budynek, stwierdziliśmy, że stosownym będzie na sam koniec skorzystać jeszcze z tamtejszej toalety. Chłopcy stali już na zewnątrz, kiedy opuszczając WC nieomal zderzyłem się głową z... także wychodzącą z sąsiedniej toalety Korą.

fot. Mariusz Kubik (Wikipedia)
Zdążyłem powiedzieć tylko szybkie "przepraszam" i nagle zaświtała mi w głowie myśl, aby coś jeszcze powiedzieć. Jako, że na zastanowienie miałem tylko ułamek sekundy, do głowy przyszło mi wówczas następujące zdanie: "Pani Olgo...". "Tak? Słucham." "A ja to kochałem się w Pani piosenkach, kiedy byłem młody". "Tak? Szkoda więc, że pan się w nich teraz nie kocha." - rzuciła Pani Olga i... rozmyła się w przepastnych studiach polsatowskiego namiotu. Nie zdążyłem już rzecz jasna wyjaśnić Korze, że niefortunna składnia mojej wypowiedzi nie wyrażała wcale braku mojej miłości do jej piosenek w czasie teraźniejszym, ale za to wykorzystując obecność świadków tej dziwnej wymiany zdań z Legendą polskiego rocka wypowiedziałem wówczas do muzyków Katedry pamiętne słowa: "Chłopcy, oto właśnie byliście świadkami najkrótszego wywiadu, jaki kiedykolwiek popełnił wujek Polisz Czart.


Dziś kiedy Cesarzowa polskiego rocka - jak wielu Ją nazywało - odeszła do tego lepszego ze światów, zapewne doskonale już wie, że w Jej i Marka piosenkach kochałem się, kocham nieustannie i kochał będę po kres moich dni. Nieprzypadkowo padło tu imię Człowieka, który przez ogromną część życia Kory był kimś dla Niej niezwykle ważnym. Dziś spotkali się w wymiarze, w którym wszelkie waśnie i spory wynikłe z sytuacji zaistniałych w ziemskich powłokach nie są już ani ważne, ani istotne. Wierzę mocno, że dziś wspólnie zaśpiewają "Krakowski spleen", bo przecież... oprócz błękitnego nieba, nic Im dzisiaj nie potrzeba... Wszyscy wszak jesteśmy słabi i niedoskonali i Olga Jackowska to zawsze wiedziała, a zwłaszcza wówczas, kiedy śpiewała te słowa: "Nie jestem biała i nie jestem czarna, zgubiłam język i chęć do działania, przeszłości nie ma bo już się przeżyła, jestem szara, jestem córką kamienia..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz