czwartek, 28 kwietnia 2016

Marek Jamroz - Kamp! i The Dumplings – elektroniczne klimaty

O gatunkach muzyki można pisać opasłe tomy, prowadzić o nich wielogodzinne dyskusje, spierać się o nie, a nawet zaciekle kłócić. Wielokrotnie zapędzamy się w tym, że niejako z automatu wkładamy jakiś rodzaj muzyki do szufladki z etykietką „be”, zaś inny do „cacy”. Spotkała mnie ostatnio przyjemność obcowania z muzyką elektroniczną, i to w bardzo dobrym wydaniu. Wykonawcami byli, bowiem, muzycy zaliczani do czołówki tej sceny w Polsce, zespoły: Kamp! i The Dumplings, a wszystko działo się w londyńskim klubie Cargo. 


Trio z Łodzi, czyli Kamp!, można nazwać weteranami nowej fali, gdyż działając od 2011 roku, zdobyli silną pozycję, i wywierają znaczący wpływ na to co dzieje się w Polsce w muzyce elektronicznej. Jak sami przyznają, inspirację odnajdują w każdym zakątku muzycznego świata, nie wyłączając, nawet ciężkich metalowych brzmień, co nie oznacza że wplatają je we własne kompozycje. Tu nie ma miejsca na żadne fuzje, jest kawał dobrej muzyki syntetycznej. Pomimo tego że muzycy Kamp! nie ukrywają swojej fascynacji brzmieniami lat 80tych, ich ostatnia płyta „Orneta”, odchodzi od „eightisowego” klimatu. Michał, Radek i Tomek na koncercie nie uznają żadnych kompromisów. Mocny, charakterystyczny rytm, nasycone zaskakującymi dźwiękami melodie i hipnotyzujące wokale. Wszystko to wyważone i skomponowane w odpowiednich dawkach, łatwo przyswajalnych przez odbiorcę. Różnorodność nastrojów sprawia że publiczność jest porywana do tańca przez jeden z kawałków, by w następnym zanurzyć się w kompletny chill out. Z zaciekawieniem obserwowałem instrumentarium Kamp!. Syntezatory, elektroniczne perkusje, ale też gitara elektryczna. Czasem trudno było mi uwierzyć, że za całą tę złożoność i ilość dźwięków odpowiadają tylko trzy osoby. Występ łódzkiej grupy, był niezwykle ciepło przyjęty przez zebraną publiczność, dla mnie był on zjawiskiem osobliwym i niejako nowym, ale bardzo pozytywnym.


Odwróciłem chronologię wydarzeń w Cargo gdyż Kamp zagrał, jako druga gwiazda wieczoru, pierwszą bowiem był duet z Zabrza, The Dumplings. Zespół ten idzie jak burza przez polski rynek muzyczny, zdobywając Fryderyka za debiut fonograficzny w ubiegłym roku, zaś w roku obecnym został nominowany do tej nagrody w kategorii, album roku. Justyna Święs i Kuba Karaś (to oni właśnie tworzą duet) mają na koncie dwa albumy, a już rodzą im się pomysły na kolejny. Smaczku temu wszystkiemu dodaje fakt iż artyści są bardzo młodzi, Kuba ma 20 lat, a w chwili gdy ukaże się ten artykuł, Justyna będzie w ostatniej fazie przygotowań do matury. Ich styl to przenikający w pokrewne klimaty elektro pop, z chwytliwymi melodiami, gdzie mocną stroną jest niezwykły wokal Justyny. W odróżnieniu od anglojęzycznych utworów Kamp!, The Dumplings mają w swoim repertuarze również piosenki śpiewane w języku polskim. Jak już wspomniałem, The Dumplings ma na swoim koncie dwa albumy: No Bad Days i Sea You Later. Pierwszy jest właściwie kompilacją wcześniejszych pomysłów dwójki młodych muzyków. Znajdziemy tam takie utwory jak utrzymany w stylu urban „Betonowy las”, „Sodko słony cios”. Drugi krążek: Sea You Later, jest już wydawnictwem bardziej spójnym i przemyślanym. Daje się w nim wyczuć klimaty podmorskich opowieści , co było zamierzeniem muzyków. Utwory takie jak: Odyseusz, Nie Gotujemy, czy Kocham być z tobą, są niezwykle dojrzałe, i prezentują wysoki poziom artystyczny, o czym świadczy obecność ostatniego z wymienionych kawałków na liście Trójki. Na żywo Dumplingsi są naprawdę świetni, szczególnie głos wokalistki, niesamowicie mocny, elastyczny, wydobywany z niezwykłą lekkością. Również kunszt instrumentalny Kuby nie może zostać przemilczany, jak sam kiedyś wspomniał w jednym z wywiadów: gra na wszystkim, na czym w danej chwili potrzebuje zagrać.


Koncert w Cargo, był dla mnie po części możliwością do zapoznania się ze współczesną sceną muzyki elektronicznej, po części zaś powrotem do czasów, gdy zaczynały się moje pierwsze fascynacje muzyczne. Bo od podsłuchiwania z Kasprzaka mojej siostry takich wykonawców jak: Marek Biliński, czy Kombi ze Sławomirem Łosowskim zaczęła się moja przygoda z muzyką. Wspomniani muzycy doczekali się godnych kontynuatorów muzyki elektronicznej, którzy znani są już nie tylko w kraju, ale i w innych krajach Europy i całego świata, docierając nawet do Japonii.Zamykając myśl z początku tego artykułu uważam, że muzyka elektroniczna, jest tak samo ważnym gatunkiem, jak rock, jazz, blues, czy inne. Najważniejsze jest to, by muzycy ciągle odkrywali nowe horyzonty, by nie popadali we wtórność i bylejakość. Można, bowiem skomponować i wykonać świetny kawałek elektro, i beznadziejny utwór jazzowy, a dobrą muzykę zawsze zweryfikuje odbiorca, kupujący płytę, lub bilet na koncert. Cargo nie świeciło pustkami.

 Tekst i zdjęcia
Marek Jamroz


Marek Jamroz - Muzyka była w jego domu od zawsze, ale zawsze gdzieś w tle. Rodzice nie kupowali płyt, tylko słuchali radia, a to co muzycznego działo się w pokoju jego starszej siostry, było tajemnicą. Na szczęście, choć dorastał w typowo śląskiej rodzinie, rodzice nie katowali go słuchaniem jakże popularnych wśród sąsiadów, niemieckich szlagierów i tyrolskich polek. Pierwsze utwory jakie Marek pamięta to piosenki z niedzielnego Koncertu Życzeń takich wykonawców jak Irena Jarocka, Urszula Sipińska Jerzy Połomski i nieśmiertelna Mireille Mathieu z przebojem Santa Maria. Po słusznie minionym okresie Fasolek i Zająca Poziomki, jego pierwszą dojrzałą muzyczną fascynacją była twórczość Jeana Michelle Jarre'a. Po skutecznej próbie przedarcia się do pokoju siostry,  Marek po raz pierwszy usłyszał jego Equinoxe, Marka Bilińskiego, The Beatles i Andreasa Vollenweidera. Marek zawsze był wzrokowcem - i jak miał nie trafić po latach do Polskiego Wzroku - i prezentowane Przez Krzysztofa Szewczyka w programie Jarmark klipy "Money for Nothing" Straitsów, "Take on Me" A-HA wbijały go w fotel. W późniejszych latach osiedlowa telewizja kablowa emitowała piracko MTV (to prawdziwe, gdzie kiedyś puszczano muzykę). Marek chłonął każdy gatunek - pop, rap, rock, metal, wszystko co brzmiało. Słuchał Trójki i listy w każdy piątek, kupował "pirackie oryginały", jakby chciał się tym wszystkim udławić. Nigdy nie identyfikował się z żądną subkulturą. Jako jeden z niewielu na podwórku lubił Guns'n'Roses i nikt nie wiedział jaka przyczepić mu łatkę. W szkole średniej zaczął słuchać muzyki bardziej świadomie. Wsłuchiwał się w teksty polskich wykonawców i nieudolnie starał się tłumaczyć tych anglojęzycznych. Wtedy to kolega pożyczył mu album Meddle Pink Floyd i tak zaczęła się jego wielka przyjaźń z muzyką brytyjskiej czwórki (a później trójki). Pojawiły się też kolejne fascynacje - Metallica, Biohazard, Smashing Pumpkins, Type O Negative, Sepultura, Dżem, Ira, Kazik, Piersi, Hey ale i Turnau, Grechuta, Soyka i Grupa pod Budą. Dżem był mu zawsze bliski, bo to lokalny patriotyzm i przy ognisku śpiewało się Whisky i Wehikuł Czasu, a porem namacalnie odczuł tragedię śmierci Pawła Bergera, gdy wykonywał napis na jego płycie nagrobnej pracując jako liternik w zakładzie kamieniarskim. Później przyszedł czas emigracji. Marek wyjechał na trzy miesiące w listopadzie 2005 roku i... ten kwartał ciągnie mu się do dziś. Największą pasją Marka jest robienie zdjęć. Zaczynał, gdy jeszcze nikomu nie śniło się o aparatach cyfrowych, a na wywołanie zdjęć (o ile nie miało się własnej ciemni) czekało się parę dni. Łapanie momentów upływającego czasu i zamiana ich w obrazy zawsze było dla niego jakimś rodzajem magii. Oprócz fotografowania lubi stare polskie filmy, absurdalny humor, historię i książki. W wolnym czasie czyta co popadnie i sprawia mu to nieznośną frajdę. Jakiś czas temu zupełnie przypadkowo poznał pewnego mechanika samochodowego, który najpierw okazał się całkiem fajnym gościem, a później gościem z ogromną wiedzą muzyczną. Tym mechanikiem jest Kuba Mikołajczyk, który wraz z Mateuszem Augustyniakiem założyli portal Polski Wzrok, dzięki któremu Marek w tempie pędzącego ekspresu dostał się w sam środek najważniejszych polskich wydarzeń kulturalnych na Wyspach. Zaczął fotografować dla portalu na koncertach, co sprawia mu wielką przyjemność i dzięki czemu poznaje wielu ciekawych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz