„Słodkie dziecko, w swoim czasie zobaczysz linię dzielącą dobro i zło.
Ujrzysz niewidomego, który strzela do świata.
Lecące pociski zbierają żniwo
Jeśli byłeś zły, a założę się, że byłeś i nie trafił cię latający ołów,
lepiej zamknij oczy, pochyl głowę i czekaj na rykoszet.”
W roku 1969 pewna amerykańska grupa z San Francisco o wdzięcznej nazwie It's a Beautiful Day nagrała nieco zapomniany już dziś utwór „Bombay Calling”. Tego samego roku w londyńskim Royal Albert Hall brytyjska grupa Deep Purple zagrała pamiętny koncert z towarzyszeniem Royal Philharmonic Orchestra. Co wspólnego mają ze sobą te dwa wydarzenia? Brytyjczycy właśnie podczas tego występu po raz pierwszy zaprezentowali piosenkę „Child in Time”, która była w istocie przetworzoną wersją wspomnianej amerykańskiej kompozycji. Rok później ukazała się jedna z największych płyt w historii rocka – „Deep Purple in Rock”, która zawierała studyjną wersją wspomnianej piosenki. Chociaż było to czwarte z kolei wydawnictwo tej formacji, to właśnie dopiero od tego albumu rozpoczęła się wielka kariera Deep Purple. Grupa powstała w hrabstwie Hertfordshire w 1968 roku pod nazwą Roundabout. Znany z silnej osobowości Ritchie Blackmore wymusił jednak szybko jej zmianę na Deep Purple.
„Deep Purple in Rock” był ich pierwszym krążkiem nagranym z nowymi muzykami - wokalistą Ianem Gillanem i basistą Rogerem Gloverem grającymi wcześniej w mało znanej grupie Episode Six. Autorem tekstu „Child in Time” jest Ian Gillan. Napisał go po śmierci swego dziecka i mimo ze tekst składa sie tylko z ośmiu linijek, utwór trwa ponad dziesięć minut. Smutek i ból spowodowany stratą dziecka stanowił inspirację do powstania wielu muzycznych i literackich arcydzieł. „Child In Time” nie jest ani pierwszym ani ostatnim przykładem tego rodzaju literatury. Wystarczy przypomnieć choćby powstałe pod koniec XVI wieku Treny Jana Kochanowskiego, w których nasz wielki poeta uczcił pamięć swojej ukochanej Orszulki. Natomiast w latach dziewięćdziesiątych minionego stulecia Eric Clapton rozpamiętując tragiczną śmierć swojego czteroletniego synka, wyśpiewał niezapomniane „Tears in Heaven” .
Stylistycznie jest to album pionierski. Od jego wydania rozpoczęła się epoka ostrego hardrockowego grania, które z czasem nazwano heavy metalem. Wcześniej podobne brzmienie można było usłyszeć tylko na dwóch wydawnictwach grupy Led Zeppelin, która szczyt popularności osiągnęła jednak dopiero po nagraniu swojej czwartej płyty. Na albumie Purpli po raz pierwszy w historii fonografii gitara odgrywała tak znaczącą rolę. Wydawnictwo blisko pół roku nie schodziło ze szczytów brytyjskich list przebojów a „Child in Time” okrzyknięto największym hitem roku 1970. Wielu fanów grupy uważa ze mimo okazałego dorobku płytowego, zespół nie nagrał juz nigdy tak dobrej piosenki. Cała płyta niesie w sobie ogromną dynamikę już od pierwszego utworu. Gillan w wysokich partiach wydobył dźwięki nigdy wcześniej nie spotykane. Ekspresyjnemu wokalowi towarzyszy wibrujący dźwięk organów Jona Lorda i gitarowe szaleństwo Ritchie Blackmora wsparte sekcją rytmiczną w składzie Iana Paice na perkusji oraz Roger Glover na basie.
Trudno sobie dziś wyobrazić emocje jakie musiała wzbudzać ta płyta w momencie powstania, skoro po czterdziestu latach ciągle jeszcze brzmi agresywnie. Album był swego rodzaju cezurą oddzielającą epokę rock and rolla od zupełnie nowego sposobu grania, które po latach nazwano heavy metalem. Dzięki temu wydawnictwu po raz pierwszy krzyk został podniesiony do rangi sztuki obalając raz na zawsze obowiązujący dotychczas stereotyp wokalu, a zmieniające się jak w kalejdoskopie gitarowe riffy do dziś zachwycają niespotykanym nigdy wcześniej tempem. Nie sposób dziś takze sobie wyobrazić ewolucji jaka dokonała się w muzyce rockowej na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci bez „Deep Purple In Rock”. Swoją ostrością ocierającą się o elementy progresji krążek wyprzedził swoją epokę, torując szlaki takim kapelom jak Tool, Opeth czy Dream Theater.
Deep Purle dziś to już zupełnie inny zespół. Panowie już dawno przekroczyli sześćdziesiątkę, a wokal Gillana to już tylko echo śpiewu, którym zachwycał w latach siedemdziesiątych. Brakuje Jona Lorda i Ritchiego Blackmore'a. Pozostała jednak legenda, która nadal przyciąga tłumy na koncerty, a prawie każdy początkujący gitarzysta rockowy zanim zacznie grać swoje kompozycje ćwiczy na „Smoke On The Water”. Początek lat 70-tych był czasem narodzin wielkiej trojki. Deep Purple, Black Sabbath i Led Zeppelin rozpoczęli w muzyce nowa erę. Pokazali światu zupełnie nowe brzmienia jakie można uzyskać przy pomocy od lat znanych instrumentów.
„Deep Purple in Rock” był ich pierwszym krążkiem nagranym z nowymi muzykami - wokalistą Ianem Gillanem i basistą Rogerem Gloverem grającymi wcześniej w mało znanej grupie Episode Six. Autorem tekstu „Child in Time” jest Ian Gillan. Napisał go po śmierci swego dziecka i mimo ze tekst składa sie tylko z ośmiu linijek, utwór trwa ponad dziesięć minut. Smutek i ból spowodowany stratą dziecka stanowił inspirację do powstania wielu muzycznych i literackich arcydzieł. „Child In Time” nie jest ani pierwszym ani ostatnim przykładem tego rodzaju literatury. Wystarczy przypomnieć choćby powstałe pod koniec XVI wieku Treny Jana Kochanowskiego, w których nasz wielki poeta uczcił pamięć swojej ukochanej Orszulki. Natomiast w latach dziewięćdziesiątych minionego stulecia Eric Clapton rozpamiętując tragiczną śmierć swojego czteroletniego synka, wyśpiewał niezapomniane „Tears in Heaven” .
Stylistycznie jest to album pionierski. Od jego wydania rozpoczęła się epoka ostrego hardrockowego grania, które z czasem nazwano heavy metalem. Wcześniej podobne brzmienie można było usłyszeć tylko na dwóch wydawnictwach grupy Led Zeppelin, która szczyt popularności osiągnęła jednak dopiero po nagraniu swojej czwartej płyty. Na albumie Purpli po raz pierwszy w historii fonografii gitara odgrywała tak znaczącą rolę. Wydawnictwo blisko pół roku nie schodziło ze szczytów brytyjskich list przebojów a „Child in Time” okrzyknięto największym hitem roku 1970. Wielu fanów grupy uważa ze mimo okazałego dorobku płytowego, zespół nie nagrał juz nigdy tak dobrej piosenki. Cała płyta niesie w sobie ogromną dynamikę już od pierwszego utworu. Gillan w wysokich partiach wydobył dźwięki nigdy wcześniej nie spotykane. Ekspresyjnemu wokalowi towarzyszy wibrujący dźwięk organów Jona Lorda i gitarowe szaleństwo Ritchie Blackmora wsparte sekcją rytmiczną w składzie Iana Paice na perkusji oraz Roger Glover na basie.
Trudno sobie dziś wyobrazić emocje jakie musiała wzbudzać ta płyta w momencie powstania, skoro po czterdziestu latach ciągle jeszcze brzmi agresywnie. Album był swego rodzaju cezurą oddzielającą epokę rock and rolla od zupełnie nowego sposobu grania, które po latach nazwano heavy metalem. Dzięki temu wydawnictwu po raz pierwszy krzyk został podniesiony do rangi sztuki obalając raz na zawsze obowiązujący dotychczas stereotyp wokalu, a zmieniające się jak w kalejdoskopie gitarowe riffy do dziś zachwycają niespotykanym nigdy wcześniej tempem. Nie sposób dziś takze sobie wyobrazić ewolucji jaka dokonała się w muzyce rockowej na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci bez „Deep Purple In Rock”. Swoją ostrością ocierającą się o elementy progresji krążek wyprzedził swoją epokę, torując szlaki takim kapelom jak Tool, Opeth czy Dream Theater.
Deep Purle dziś to już zupełnie inny zespół. Panowie już dawno przekroczyli sześćdziesiątkę, a wokal Gillana to już tylko echo śpiewu, którym zachwycał w latach siedemdziesiątych. Brakuje Jona Lorda i Ritchiego Blackmore'a. Pozostała jednak legenda, która nadal przyciąga tłumy na koncerty, a prawie każdy początkujący gitarzysta rockowy zanim zacznie grać swoje kompozycje ćwiczy na „Smoke On The Water”. Początek lat 70-tych był czasem narodzin wielkiej trojki. Deep Purple, Black Sabbath i Led Zeppelin rozpoczęli w muzyce nowa erę. Pokazali światu zupełnie nowe brzmienia jakie można uzyskać przy pomocy od lat znanych instrumentów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz