fot. Sławek Orwat |
Idziemy przez świat drogami. Dzięki nim wszędzie jest dużo bliżej, niemal tak o dwa kroki. Podróżujemy sprawniej i wygodniej. Niełatwo się teraz zgubić (a czy odnaleźć łatwiej? Ja nie wiem). Poruszamy się sprawdzonymi szlakami, które wytyczył ktoś przed nami. Jest wygodniej bezpieczniej i szybciej. Z drugiej strony, korzystając z tych dróg bardzo wąsko (dosłownie i w przenośni) poznajemy świat i nawet te nasze małe ojczyzny znamy tylko z widzenia, przelotnie z okien samochodów czy z poboczy dróg, bo świat mieści się na drogach a cała reszta to rzecz poboczna.
fot. Sławek Orwat |
fot. Sławek Orwat |
Dużo bardziej niepokojące jest to, że my nawet myśląc, podążmy drogami innych. Często całkowicie anonimowych dla nas budowniczych tych wygodnych autostrad dla „naszych” myśli. Cieszymy się tą wygodą, tą płaską i równą powierzchnią, którą pędzimy na oślep. Bez żadnej zbędnej refleksji, która może uwierając nas w bucie, mogłaby nie pozwolić wcisnąć do dechy ten pedał naszego samozadowolenia. Możemy śmiało przyspieszyć jeszcze bardziej, by zdążyć do celu, na który i tak nie sposób się spóźnić.
***
Ja, czyli Bartosz Bukowski. 19
maj 1978 to mój początek. Dzieciństwo pięknie podzielone pomiędzy
Kraków, a później Gierczyce. Tu i tam niekończąca się bajka pełna malin,
spacerów na Wawel i dzikich podróży do Gęstych Cierni i ukrytych w nich
niezapominajek. I tak samo pełne wypraw w przeszłość wraz z historiami
opowiadanymi mi przez moją babcie i jej starszą siostrę - dla mnie po
prostu ciocię Gienię.
W roku 1983 przekraczam próg szkoły podstawowej im. Marii Curie
Skłodowskiej w Łapczycy, a dokładniej jej fili w Gierczycach. O samej
szkole podstawowej niewiele mogę powiedzieć z wyjątkiem tego, że do 3
klasy miałem pod górkę, a później PKS-em. W 1992 roku dostaje się do
liceum im. Edwarda Dembowskiego i tu w jednej chwili rodzę się na nowo,
gdy ktoś z tłumu na mój widok krzyczy - "te kur... popatrz jaki sprężyna
idzie". I tak zostałem Sprężyną, choć sam zmieniłem pisownie na
Sprenrzyna, by podkreślić moją dysortografię i odróżnić od innych
"pospolitych" sprężyn. W gdowskim liceum zacząłem przygodę z pisaniem
publikując swoje teksty w legendarnym w pewnych kręgach "Kujonie
Wieczornym wydanie poranne". Po szkolę średniej wracam na cztery
szalone lata do Krakowa i rozpoczynam dziką zabawę połączona z
okazjonalnymi wizytami na uczelni, co zaowocowało trzykrotnym pobytem na
drugim roku bibliotekoznawstwa UJ. Ten jakże wesoły etap mojego życia
kończy się gwałtownym spotkaniem z pewną wierzbą, w wyniku którego pewna
fiesta trafia na złom, a ja zaprzyjaźniam się na trzy lata z dwiema
laskami (kulami). To nieudane hamownie przed drzewem dość mocno
wyhamowało moje życie i na powrót zacząłem sobie zapisywać to i owo.
Wreszcie miałem w nadmiarze tego, czego zazwyczaj wszystkim brakuje –
czasu. W 2007, gdy w miarę pewnie staję na dwóch nogach, wsiadam w
samolot i zaczynam swoją angielską przygodę, która trwa do dziś.
Na początku był Queen, a potem długo, długo nic. Ich cała
dwudziestoletnia dyskografia nauczyła mnie, że w rock and rollu nie mam
miejsca na szufladki i że można zwiewnie flirtować z różnymi gatunkami.
Dzięki Freddiemu i spółce mam niesamowicie otwartą głowę na Muzykę, choć
jako upadły bibliotekarz powinienem lubić szufladki. Tak się jednak nie
stało i w to mi graj!!!
Bibliotekoznawstwo, więc mnóstwo książek za mną, ale od kilkunastu lat
mam wrażenie, że najważniejszą już przeczytałem, a jest nią zbiór
opowiadań Antoine de Saint-Exupery z najważniejszym dla mnie – Ziemia,
planeta ludzi. Nic więcej nie dodam z wyjątkiem PRZECZYTAJCIE!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz