
Wśród przybyłych znalazł się również Antoni Malewski. Spotkał tam wielu
kolegów ze swojego pokolenia, którzy znając muzyczne zasoby Antoniego
wskazali na jego osobę, mając na myśli organizację obchodów zbliżającej
się 70 rocznicy urodzin Elvisa Presleya. Tak oto... rozpoczęła się
"Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim", którą
postanowiłem za zgodą jej Autora udostępniać w odcinkach Czytelnikom
Muzycznej Podróży. Zanim powstała muzyka, która została nazwana rockiem,
istnieli pionierzy... ludzie, dzięki którym dziś możemy słuchać
kolejnych pokoleń muzycznych buntowników. Historia ta tylko pozornie
dotyczy jednego miasta. "Subiektywna historia Rock’n’Rolla..." to zapis
historii pokolenia, które podarowało nam kiedyś muzyczną wolność, a
dokonało tego wyczynu w czasach, w których rozpowszechnianie kultury
zachodniej jakże często było karane równie surowo, jak opozycyjna
działalność polityczna. Oddaję Wam do rąk dokument czasów, które
rozpoczęły wielką rewolucję w muzyce i która – jestem o tym głęboko
przekonany – nigdy się nie zakończyła, a jedynie miała swoje lepsze i
gorsze chwile. Zbliżamy się – czego jestem również pewien – do kolejnego
muzycznego przełomu. Nie przegapmy go. Może o tym, co my zrobimy w
chwili obecnej, ktoś za 50 lat napisze na łamach zupełnie innej
Muzycznej Podróży.
Bogato ilustrowane osobiste refleksje Antoniego Malewskiego na temat swojej życiowej drogi można przeczytać tutaj
Cześć 1
"Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim" można przeczytać tutaj. Część 2 tutaj Część 3 tutaj Część 4 tutaj Część 5 tutaj
Część 6 tutaj Część 7 tutaj Część 8 tutaj Część 9 tutaj Część 10 tutaj Część 11 tuta jCzęść 12 tutaj Część 13 tutaj Część 14 tutaj Część 15 tutaj Część 16 tutaj Część 17 tutaj Część 18 tutaj Część 19 tutajWojtek Szymon Szymański i Antoni Malewski |
O tych wydarzeniach głośno mówiło się w tomaszowskich lokalach, kawiarniach, szczególnie zważywszy na porę roku, na nadpilicznych plażach. Również na prywatnych spotkaniach u Wojtka Szymona przy Placu Kościuszki 17, gdzie tematy do opowiadań i dyskusji, były tylko dwa – Mirka wspomnienia ze Szczecina i nasze z Trójmiasta. Patrząc na te dwa wydarzenia z perspektywy minionych lat, dzisiaj mogę z dużą odpowiedzialnością, powagą powiedzieć, że rok 1962 był najważniejszym dla tomaszowskiej młodzieży mieszkającej w tym czasie w mieście, również dla nas, że cała młodzież odniosła epokowy sukces, który zaprocentował w późniejszych latach. Mirek miał szanse o swoim szczecińskim sukcesie, i to czynił, nie tylko werbalnie opowiadać słowami na wszelkiego rodzaju spotkaniach towarzyskich, ale udowadniać mieszkańcom miasta na różnych występach w festynach ludowych, organizowanych na okoliczność świąt państwowych (1 Maja, 22 lipca, 12 października) i innych, na scenie ustawianej na dany koncert na Placu Kościuszki, na scenie w Ogrodzie Botanicznym w ZDK Włókniarz, w kinowej sali w ZDK Chemitex-Wistom (dziś Malinowa) przy ulicy Spalskiej czy na małej estradzie w pobliskiej Spale (w tamtych latach Spała była największym kurortem w centralnej Polsce).

Za nim doszło do wspólnego spotkania w Jagódce, odbyło się już kilka fajfów w Literackiej, więc była okazja by omówić spotkanie przy Warszawskiej 10. Do Literackiej przychodzili na fajfy również muzycy z Jagódki, z DIX-61; Jurek Tomasik Tomaszewski, Wiesio Grzyb Banasik, Wacek Dryżek, Romek Grabczyk, Andrzej Pachniewicz, Jurek Pietrzak, Wiesława Labrync, Leszek Borek czy sam kierownik zespołu, Zdzisław Piwek Piwowarski. W ich przychodzeniu na fajfy nie było nic dziwnego, czerpali do swojego repertuaru wiele muzycznych nowości z tych spotkań, reprezentowaliśmy przecież jedno pokolenie, do bólu zarażone rock’n’rollem. Mogę szczególnie powiedzieć o Jurku Tomasiku, że dużo czerpał do swojego repertuaru z utworów odtwarzanych na fajfach w Literackiej czy z dyskografii Szymona. Często bywał u Wojtka na muzycznych seansach. Na przykład bywając na chacie u Szymona, ściągnął na swój saksofon dwa super hity, Rudy’s Rock z repertuaru The Comets zespołu Billa Haleya czy Honky Tonk z repertuaru Billa Doggetta. Również jego klarnetowe hity, wygrywane na dancingach w Jagódce, z repertuaru geniusza klarnetu Acker Bilka jak Creole Jazz, Stranger On The Shore, Summer Set czy Petit Fleur Sidneya Becheta jak i wiele innych, instrumentalnych przebojów zaczerpniętych było z wojtkowej, muzycznej skarbnicy.
Mirek jak przystało na wytrawnego mówcę, wykorzystując przerwę w tańcach, kwadrans a może i dłużej, opowiadał o swoich osobistych przeżyciach, zakulisowych rozgrywkach jakie miały miejsce wśród wykonawców i organizatorów. W konkursowym występie Mirkowi akompaniował, do utworów wykonanych w języku polskim Podmoskiewskie wieczory i Two Hound Dogs w języku angielskim, zespół COMBO (zajął V miejsce w konkursie zespołów) z Piotrkowa Tryb. Liderem zespołu był grający na gitarze prowadzącej nasz wspólny kolega, nieżyjący Bronek Krasoń (wspaniały gitarzysta, kiedy Japończycy budowali w ZWCh Wistom nowy oddział wiskozy, Bronek był tłumaczem dla Azjatów.
Jagódka była dla nich jadłodajnią). Najwięcej emocji wywołała opowieść z szczecińskiego finału, który odbył się w strugach deszczu na kortach przy głównej ulicy miasta, Wojska Polskiego. Pomimo ulewy, korty w Szczecinie wypełnione były po brzegi a zebrana publiczność na boso, okryta w kuse peleryny, niektórzy z gołym torsem przy zdjętej koszuli, tańczyła w rytmach rock’n’rolla przygrywającym finalistom (Helena Majdaniec, Wojtek Korda, Wojtek Gąssowski, Karin Stanek) przez zespół Czerwono Czarnych. Z konkursowego finału, Mirek w nim nie uczestniczył, wyłoniła się Złota Dziesiątka, z którą zespół Czerwono Czarnych w latach 1962/63 (zawitali również do Tomaszowa) koncertował z wielkim powodzeniem po kraju. Na zakończenie opowieści, jak przystało na szczecińskiego finalistę, Mirek zaśpiewał jako, że na świecie panował twist, dwa hity w tym stylu, Pony Time i Let’s Twist Again. Natychmiast parkiet w Jagódce wypełnił się tańczącymi. Twistowe szaleństwo trwało do końca dancingu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz