fot. Damian Chrobak |
- Zdając do szkoły muzycznej w Bydgoszczy nie miałem najmniejszych szans dostać się na fortepian, dlatego zmuszony byłem wybrać inny instrument. Saksofon wybrałem z prozaicznego powodu. Mąż siostry mamy grał kiedyś na saksofonie i miał stary alt Weltklanga. Zgodził się pożyczyć go na jakiś czas, więc zdecydowałem się na saksofon (śmiech).
- Niedawno obchodziłeś 10-lecie swojej oficjalnej dyskografii. Twój saksofon usłyszeć można na dwóch, trzech, a czasami nawet czterech wydawnictwach płytowych rocznie. Jesteś tak bardzo pracowity, czy po prostu nie potrafisz żyć bez stawiania sobie kolejnych wyzwań?
- Będę nieobiektywny oceniając swoją pracowitość. Z perspektywy minionych lat wiem, że miałem okresy bardzo aktywne i delikatnie mówiąc mniej pracowite. Tak naprawdę to większość tych wydawnictw powstało niezależnie ode mnie. Nie podchodzę do muzyki na zasadzie stawiania sobie nowych wyzwań. Mam ogromną potrzebę tworzyć muzykę i to robię.
- Czy można powiedzieć, że album Kazika Piosenki Toma Waitsa był czymś w rodzaju trampoliny, która wrzuciła Cię w wielki świat muzycznego show biznesu?
- Z pewnością nagranie tej płyty i zagranie kilku koncertów spowodowało propozycje dołączenia do zespołu Kult, ale czy to “wielki świat muzycznego show biznesu” tego nie wiem (śmiech).
4 Syfon Remont, Warszawa, 1999 J, Zdunek, Tomek Glazik, Jacek Buhl, Władek Refling (fot. Piotr Zdunek) |
- Pierwszym moim zespołem była szkolna orkiestra mandolinowa “Campanella” z Cekcyna. Grałem w niej na gitarze, flecie, syntezatorze, perkusji i saksofonie. Orkiestrę prowadzi do dzisiaj mój pierwszy nauczyciel Pan Adam Filipski. Już w szkole średniej grałem w zespole TuTu Quartet.
4 Syfon - Festiwal Muzyka w klubie Mózg 2000 - J. Zdunek, Jacek Buhl, Tomek Glazik (fot. Wojciech Wozniak) |
fot. Monika S. Jakubowska |
- Myślę,że znikomy procent fanów Kultu ma świadomość “mojego drugiego oblicza”. Czuje się po prostu muzykiem - twórcą.
- Podobnie jak Tymon Tymański, nieustannie krążysz pomiędzy rockiem i yassem.
5 Syfon - Est-Ouest Festival, Die/Francja, 2003 J. Zdunek, Jacek Buhl, dj Sky, Tomek Glazik (fot. Gilles Delimal) |
- Wojciech Jachna - trąbka, Daniel Mackiewicz - piano, Patryk Węcławek - bas i Rafał Gorzycki - perkusja. Fani jazzu doskonale znają tych znakomitych instrumentalistów. Mógłbyś przybliżyć w kilku słowach muzyków Sing Sing Penelope tym, których jazz dotychczas nie pochłonął?
- Dobrzy instrumentaliści, ciekawi kompozytorzy i improwizatorzy oraz wspaniali ludzie.
- Jak powstają? Zupełnie normalnie (śmiech). Od konkretnych tematów do długich improwizowanych faz. Od pojedynczych pomysłów do koncepcji całych płyt. Muzyka Sing Sing Penelope jest niemal totalnym przeciwieństwem piosenek Kultu, ale jedno i drugie to muzyka. Ta dwubiegunowość pozwala mi odpoczywać psychicznie od każdego z biegunów. Jedynym minusem tej sytuacji jest dzielenie czasu na dwa. Wymaga to dużej dyscypliny i odpowiedniej gospodarki czasem, a i tak nie zawsze udaje się to pogodzić czasowo.
- Inna opinia o Sing Sing Penelope szufladkuje was jako elektryczny jazz, doprawiony brzmieniami o post rockowej proweniencji i psychodelicznym transem. Jak ty sam określasz muzykę, którą tworzycie?
- Muzyka Sing Sing Penelope przez lata istnienia zespołu bardzo ewoluowała. Ta “szufladka”, którą podałeś odnosi się raczej do początków istnienia zespołu. Nie lubię etykiet w muzyce, ale gdybym miał określić muzykę, która powstawała na ostatnich wydawnictwach to nazwałbym to minimal yass (śmiech).
- Przed ośmiu laty podczas obchodów Roku Polskiego w Niemczech Sing Sing Penelope otrzymał wyróżnieni, dzięki któremu krótko potem wystąpiliście na zaproszenie Oxford University. Jesteś więc na Wyspach znany nie tylko jako muzyk Kultu. Jak zostaliście wówczas przyjęci i czy mieliście okazję spotkać polskich fanów jazzu?
- No i tu właśnie wychodzi minus dzielenia czasu na dwa… Nie grałem na tym koncercie z powodu koncertów z Kultem. Z opowiadań kolegów pamiętam, że koncert był słabo przygotowany technicznie, ale muzycznie był bardzo dobry. Przyjęcie było bardzo ciepłe.
- Na efekty tego występu nie trzeba było długo czekać. Londyńska rozgłośnia radiowa Last.fm typując najlepsze albumy z awangardową muzyką jazzową za rok 2005, umieściła wasz debiutancki album w pierwszej dziesiątce. Jak ten sukces przełożył się na popularność Sing Sing Penelope w jazzowym światku na Wyspach?
- Myślę, że przełożył się w znikomym stopniu.
- Wraz Sing Sing Penelope na zaproszenie Mariusza Adamiaka wystąpiłeś podczas prestiżowego Warsaw Sumer Jazz Days 2005. Pojawiły się tam wówczas takie tuzy światowego jazzu jak Bobby McFerrin, Chick Corea czy Marcus Miller. Nie był to zresztą jedyny wasz występ podczas imprezy odbywającej się pod tym szyldem. Czy były to wasze najważniejsze koncerty, czy zagraliście tez na innych wydarzeniach podobnej rangi?
- Na pewno ważne są koncerty na imprezach tej rangi. Czy były to najważniejsze koncerty? Pod względem zdobywania nowych fanów na pewno tak. Innych względów nie widzę. Ja nie lubię zbytnio takich koncertów, gdyż zwykle dzieje się tam wszystko bardzo szybko i nie zawsze muzyka jest najważniejsza… Zespół grał jeszcze na kilku ważnych festiwalach.
fot. Monika S. Jakubowska |
- Z tego co uda mi się nieraz wyczytać w prasie czy internecie wydaje mi się, że radzi sobie świetnie.
- Twoja współpraca z Kazikiem Staszewskim, to nie tylko Kult. Razem współtworzyliście także formację Buldog. Jak postrzegasz postać Kazika i jaką rolę odegrał on w twoim życiu artystycznym?
- Oprócz współpracy zawodowej również stosunkowo dużo czasu prywatnego spędzamy razem. Tak jakoś wyszło i bardzo się z tego cieszę, bo to super kolega (śmiech|). Że Kazik wielkim artystą jest, to zapewne każdy wie. Ja mogę dodać, że to wielki człowiek. Oczywiście ma swoje słabości jak każdy, ale darze go ogromnym szacunkiem i nic nie wskazuje na to, żeby to się zmieniło. Na pewno odegrał wielką role w moim życiu artystycznym. Najbardziej dziękuje mu za to, że w ważnym momencie życia pomógł mi uwierzyć w siebie.
fot. Monika S. Jakubowska |
- Od kiedy urodziła mi się druga córka, czasu mam coraz mniej. Również odległość z Warszawy, w której mieszkam z rodziną od kilku lat coraz bardziej utrudnia kontynuacje tworzenia nowych rzeczy z tymi zespołami. W sumie przez ostatnie miesiące tak naprawdę tylko z Glabulatorem prężnie działamy. Reaktywowaliśmy się po 7 latach przerwy i wszystko wskazuje na to, że czas przerw doszedł końca (śmiech). Wydaliśmy dwie płyty, mamy nagrany materiał na kolejną i pomysły na następne. Mam nadzieję, że będziemy grać coraz więcej koncertów, chociaż najbardziej zależy mi na kolejnych płytach.
- Jak już mówiłem produkujemy kolejną płytę Glabulatora, która powinna ukazać się jesienią. Zimą chcielibyśmy zagrać kilka koncertów. Może uda się zorganizować koncerty w UK. Wszystkie informacje związane z wydawnictwami i koncertami można znaleźć na naszym facebooku.
- Pamiętasz może jakieś szczególnie zabawne wydarzenie w historii twoich występów w grupie Kult?
- Pamiętam taką jedną szczególnie zabawną, ale nie opowiem, bo jest niecenzuralna (śmiech)
Zapraszam także do zapoznania się
z kompletem pięciu KULT-owych rozmów:
z kompletem pięciu KULT-owych rozmów:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz