Tomasz Żyrmont (fot. Franco Chen) |
- Muzyka jest dla mnie sposobem wyrażania siebie, swoich emocji, formą kontaktu z ludźmi. Gdzieś we mnie tkwi potrzeba odkrywania nowych przestrzeni. Komponowanie pozwala utrwalić jakąś myśl, wewnętrzny stan, etap w życiu, stworzyć inny kształt. Improwizacja natomiast otwiera to wszystko na nowo i zawsze pozwala wyrazić w niepowtarzalny i wolny sposób.
- Nigdy nie myślałeś, aby zostać pianistą klasycznym?
- Klasykę darzę wielkim szacunkiem i myślę, że jest ona bogactwem i fundamentem muzyki, ale mnie chyba za wcześnie urzekła wolność improwizacji, klimat klubów jazzowych i prób pierwszych zespołów jeszcze w czasach liceum.
- Jazz Club “Pod Filarami” w Gorzowie Wielkopolskim – tu znalazłeś swój artystyczny “dach nad głową”.
- Tak, to właśnie w moim rodzinnym mieście mogłem po raz pierwszy posłuchać z bliska wybitnych muzyków. Później zaczęły się próby, jamy, warsztaty i koncerty Pod Filarami. Spędzałem tam z przyjaciółmi naprawdę sporo czasu.
- Ukończyłeś Akademię Muzyczną w Katowicach. Czy myślałeś kiedykolwiek o zdobywaniu polskiej sceny muzycznej, czy emigracja była wpisana od zawsze w Twoje plany życiowe?
- Studia licencjackie w klasie fortepianu na Akademii Muzycznej w Katowicach były dla mnie bardzo przełomowe. Dojeżdżałem wówczas z drugiego końca Polski, gdyż mieszkałem 5 lat w Szczecinie. Po ukończeniu studiów poczułem potrzebę większej przestrzeni, nowych wyzwań oraz inspiracji, ale chciałem też kontynuować edukację muzyczną. Londyn okazał się miastem bardzo otwartym, ale także wymagającym. Podjąłem wówczas decyzję, że tu przez jakiś czas zostanę i znajdę swoje miejsce.
Groove Razors |
- Program moich studiów w Guildhall trwał rok. Szkoła pomogła mi w dużym stopniu rozwinąć warsztat, a międzynarodowy klimat pozwolił otworzyć się na nowe drogi artystyczne i wymienić doświadczeniami ze studentami z wielu krajów. Brałem udział w warsztatach z takimi gwiazdami jazzu jak: Joshua Redman, Danilo Perez, Christian McBride czy Bobo Stenson, a także miałem okazję uczestniczyć w zajęciach prowadzonych przez brytyjskich wykładowców. Szkoła otworzyła mi nowe możliwości i kontakty na Wyspie.
- Jeszcze zanim powołałeś do życia zespół, miałeś okazję współpracować z wieloma znaczącymi muzykami. Jak do tego doszło?
- Tak, jeszcze przed przyjazdem do Anglii miałem okazję zagrać z wyjątkowymi muzykami. W Londynie natomiast drzwi otworzyły się znacznie szerzej. Odbywa się tu wiele festiwali, koncertów, produkcji muzycznych, jest sporo uczelni muzycznych i można spotkać tu muzyków z całego świata. W branży muzycznej istnieje rotacja, wielu nowych artystów przyjeżdża, inni wyjeżdżają. Oni wszyscy są otwarci na współpracę. Każdy indywidualnie ma do zaoferowania coś niezwykłego. Zdarzało się także, że Polscy muzycy koncertujący w Londynie zapraszali mnie do współpracy.
- Kiedy i w jakich okolicznościach powstał Twój międzynarodowy kwintet Groove Razors?
Grove Razors |
- Jak udało się piątce muzyków z tak różnymi korzeniami i temperamentami zbudować band, który od początku jest owacyjnie przyjmowany przez polską i międzynarodową publiczność?
- Każdy z nas miał inną historię muzyczną, wychowany był w innej kulturze, co wpłynęło na styl gry, a to właśnie jest bardzo ciekawe, gdy zostanie poddane fuzji. Liczy się bardzo dobry kontakt na scenie i między nami prywatnie. Myślę, że publiczność entuzjastycznie odbiera nasz przekaz, dostrzega indywidualność muzyków. Grając razem tworzymy całość i właściwe sobie brzmienie.
- Jak dalece to, co wykonujecie podczas występu różni się od wersji studyjnych i jaką część stanowią spontaniczne improwizacje? Czy zdarza się, że zachowanie publiczności ma wpływ na jakieś nieoczekiwane ucieczki od formy?
- Wersje studyjne były dopięte aranżacyjnie, natomiast granie na żywo zawsze otwiera ustalone formy. Po nagraniu płyty zagraliśmy wiele koncertów, więc pozwoliło to na eksperymenty i nowe aranżacje. Obecność publiczności i spontaniczne reakcje słuchaczy są bardzo odczuwalne, co w wyjątkowy sposób wpływa na muzyków na scenie.
- Czy koncerty dla Jazz FM i nagranie płyty uważasz za swoje największe osiągnięcia w Londynie?
- Dla Groove Razors były to największe osiągnięcia. Cały proces przygotowań i nagrań wymagał wiele uwagi i wyrzeczeń. Był to dla mnie bardzo rozwojowy etap, który otworzył wiele możliwości. Nasza muzyka była emitowana w Jazz FM oraz w wielu innych rozgłośniach. Uważam, że odnalezienie i określenie siebie w tak wymagającym, pełnym pośpiechu miejscu jakim jest Londyn jest ważnym życiowym osiągnięciem. Praca dla firmy Yamaha jest aktualnie moim nowym ciekawym życiowym wyzwaniem.
- Czy praca dla firmy Yamaha również otwiera Tobie nowe okno na świat?
- Tak. Dwukrotnie już prowadziłem tu zajęcia z improwizacji i zagrałem na ważnej imprezie prezentacji fortepianów. Firma jest największym producentem instrumentów muzycznych na świecie, a mający dwustuletnią tradycję Chappell of Bond Street posiada największy katalog nut w Europie. Jest to inspirujące miejsce w samym sercu Londynu.
- Jak zmieniło się Twoje podejście do życia w Londynie? Czy ma to wpływ na Twoje nowe kompozycje?
Groove Razors |
- Gdzie będzie można usłyszeć nowy materiał ?
- Nowy materiał zagramy z Groove Razors w ramach tegorocznego London Jazz Festival już jesienią. Koncert odbędzie się w Jazz Café POSK, który od początku jest dla mnie ważnym miejscem w Londynie. Tam odbywały się próby zespołu i tam spotykałem najważniejsze na mojej drodze osoby.
- Nie uważasz, że udział w London Jazz Festival może być dla Was „przepustką” do innych renomowanych festiwali w Europie?
- Jest to prestiżowa impreza, która odbywa się w kilku częściach Londynu i przyciąga wielu słuchaczy jazzu. Na festiwalu występują gwiazdy i legendy jazzu, ale także pojawia się zawsze wiele niespodzianek. Udział w festiwalu pozwoli nam trafić do szerszego grona odbiorców i na pewno przyciagnie uwagę organizatorów innych imprez. Urok Londynu jako europejskiej muzycznej stolicy i jej produkcji działa na całym świecie. Nasza muzyka była emitowana już w kilku rozgłośniach po za wyspą. Mam nadzieje, że zagramy w innych krajach także na żywo.
- Ujawnij czytelnikom JAZZPRESS-u swoje jeszcze niespełnione muzyczne marzenia.
Tomasz Żyrmont (fot. Franco Chen) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz