sobota, 31 lipca 2010

Porter Band - Helicopters (Polska) 1980 (Wizjer nr 33)

"To były takie czasy, kiedy nie trzeba było mieć dużo gotówki. Jak wyjeżdżałem pierwszy raz, miałem w portfelu 10 funtów. Autostop nie był problemem. Pamiętam, że nawet zakładaliśmy się z kolegami o to, kto szybciej dotrze z Dover do Berlina Zachodniego. Wtedy była to Mekka. Pod każdym względem najlepsze miasto w Europie. Anarchizm zmieszany z kapitalizmem, kluby sado-maso, komuny hipisowskie i wszędzie bardzo atrakcyjne kobiety. Wystarczyło trochę pogadać o rewolucjach, żeby umówić się na randkę i nie tylko. Naprawdę romantyczne miejsce".

John Porter

Pionierzy polskiej muzyki blues-rockowej, która z czasem coraz bardziej kierowała się w stronę rocka progresywnego, prezentowali tak wysoki poziom artystyczny i posiadali tak odmienne od big beatowej twórczości teksty, że praktycznie tuż po zaistnieniu stali się dumą nadwiślańskiego undergroundu i tym samym... poważnym problemem dla jedynie słusznego kierunku narodowej kultury wytyczanego uchwałami kolejnych zjazdów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Fani Breakoutu, SBB czy Budki Suflera z dumą zbierali się na niezapomnianych domowych spędach, słuchając trzeszczących płyt, które nie zawierały już muzyki będącej jedynie tłem do tanecznych pląsów, lecz zawierały treści, które były tematem intelektualnych dyskusji na tematy społeczno-polityczne.

W takiej rzeczywistości w granicach naszego kraju pojawił się pewien muzycznie utalentowany Walijczyk. W tym momencie pozwolę sobie na osobistą dygresję. W imieniu milionów nastolatków tamtych czasów chciałbym serdecznie podziękować pewnej (zapewne niezwykle uroczej) dziewczynie o imieniu Aleksandra, dzięki której ów utalentowany Brytyjczyk postanowił po latach europejskich wędrówek osiąść na stałe w naszej umiłowanej Ojczyźnie. Dziś wprawdzie John Porter jest po uszy zakochany w zupełnie innej Polce, której imię rozpoczyna się także na literę "A" , a której wówczas nie było jeszcze na świecie.

Fot. Jacek Poremba
Jego życie prywatne nie będzie jednak wiodącym tematem niniejszego artykułu. Największą zasługą Johna Portera dla Polski było bowiem sprowadzenie naszej niezwykle ambitnej muzyki rockowej z niebios na... ziemię. Jego wydany w 1980 roku album Helicopters stał się pierwszym w naszym kraju wydawnictwem rockowym, które dotarło pod niemal wszystkie strzechy i spowodowało całe to niekontrolowane już przez nikogo rockowe szaleństwo, któremu uległ wtedy także niżej podpisany. Zjawisko to zmusiło skostniałe struktury niemiłościwie panującego nam reżimu do otwarcia radiowych i telewizyjnych drzwi dla przedstawicieli zbuntowanego pokolenia, które za pomocą muzyki małymi kroczkami na oczach całkowicie zdezorientowanej PRL-owskiej władzy rozmontowywało... pojałtański porządek Europy! Wybuchło wówczas w Polsce zjawisko całkowicie odwrotne od tego, które ze smutkiem wspominają dziś nasi południowi sąsiedzi. Tam komunistyczna władza mszcząc się na swoich obywatelach za "socjalizm o ludzkiej twarzy" z roku 1968, prawnie zakazała wszelkiego rockowego grania bez niezbędnego zezwolenia Komunistycznej Partii Czechosłowacji, powodując tym samym powstanie dysydenckiej organizacji o nazwie Karta 77. Polityczna opozycja w Czechosłowacji zrodziła się bowiem - o dziwo! - jako znak protestu przeciwko uwięzieniu muzyków legendarnego bandu Plastic People Of The Universe.


Płyta Helicopters powstała w roku 1980 i wyznaczyła zupełnie nowy kierunek w polskiej muzyce. Nagrana została na kilka miesięcy przed powstaniem "Solidarności", przez co tym bardziej była traktowana jak zjawisko przełomowe. Kto wie, czy bylibyśmy świadkami sukcesów zespołu Maanam aż na taką skalę, gdyby właśnie nie John Porter. Do dziś Helicopters uważany jest za podwaliny polskiego rocka lat 80-tych.

Aleksander Mrożek
Porter Band powstał we Wrocławiu w roku 1979 a w jego skład wszedł między innymi znany wówczas na polskiej scenie instrumentalista i kompozytor Aleksander Mrożek, który po rozpadzie Porter Bandu założył kojarzoną wtedy z Izabelą Trojanowską formację Stalowy Bagaż, a następnie zasłużony zespół Recydywa Blues Band. Debiut Porter Bandu miał miejsce jeszcze przed wydaniem albumu Helicopters podczas Muzycznego Campingu w Lubaniu w lipcu 1979 roku. Porter Band nie istniał długo. Po rozpadzie John Porter kontynuował swoją karierę współpracując z Maciejem Zembatym. W roku 1993 brytyjski artysta niespodziewanie reaktywował Porter Band, z którym ponownie odniósł spory sukces dzięki wydawnictwu Alexandria. Nie wiadomo jak długo muzyk kontynuowałby swój come back, gdyby nie wspomniana już kolejna pani na literę "A". Anita Lipnicka młodsza od Walijczyka o 25 lat, znana dzięki nagraniom Varius Manx ku zdumieniu milionów Polaków związała się z legendą rocka lat 80-tych nie tylko artystycznie. Para nagrała wspólnie kilka albumów, z których najbardziej udanym moim zdaniem jest wydany w roku 2003 debiutancki krążek Nieprzyzwoite Piosenki.


Helicopters jest albumem w całości zaśpiewanym po angielsku i zawiera 13 piosenek - mowa o wydaniu CD (9 plus 4 bonusowe kawałki z singli) o charakterze blues-rockowym. Wydawnictwo było importem popularnego wówczas na wyspach brytyjskich stylu, a zaśpiewana przez native speakera i wydana na zupełnie dziewiczym dla tego rodzaju muzyki rynku polskim stała się niesamowitą inspiracją dla powstającej wtedy polskiej sceny rockowej.

Z pośród wszystkich utworów z płyty, dwa z nich zyskały w moim sercu szczególną popularność. Rozpoczynający album „Ain’t Got My Music” to niezwykle energetyczny kawałek brytyjskiego brzmienia przełomu lat 70-tych i 80-tych, w którym wyraźnie słychać styl inspirujący wczesne poczynania grupy Maanam. Drugi z nich to umieszczona po latach na wersji CD, pochodząca z wydanego przez Tonpress singla Fixin/Agression. przepiękna ballada „Fixin’”, będąca kontynuacją najlepszych tradycji bluesowych ballad, przy których na koncertach rozbłyskują zapalniczki. Można nawet zauważyć pewne podobieństwo tego utworu do wielu późniejszych ballad okupujących tygodniami listy przebojów i zdobywających kolejne pokolenia miłośników (a zwłaszcza miłośniczek) gitarowych "przytulanek". W podobnym stylu nagrana jest na przykład kultowa ballada grupy TSA „Trzy zapałki” do dziś uznawana za jedną z najpiękniejszych "pościelówek" polskiego rocka. Nagrania z albumu Helicopters miały swoistego pecha. Powstały bowiem w momencie, gdy nie istniała jeszcze Lista Przebojów Programu III Polskiego Radia, będąca przez całą dekadę lat 80-tych wyznacznikiem popularności polskich gustów muzycznych. Powstała ona dopiero dwa lata po wydaniu płyty i wylansowała wiele utworów inspirowanych twórczością Walijczyka, którą z czasem pokryła gęsta warstwa kurzu.



Dziś z łezką w oku wsłuchuję się w ten album i wspominam czasy mojej młodości. Był to okres wyczekiwanego przez dziesięciolecia przełomu politycznego i powiewu wolności. Był to też czas, który przyniósł przewartościowanie estetyczne w sztuce. Po raz pierwszy muzyka rockowa stawała się muzyką powszechną i była słuchana przez masy. Helicopters wyznaczył kierunek, który na lata ukształtował rodzimą scenę i wypromował takie indywidualności jak Marek Jackowski, Kora Andrzej Nowak czy Marek Piekarczyk. Nigdy wcześniej ani później muzyka rockowa nie stworzyła u nas tak wielu przebojów. Dziś John Porter złagodniał i rozsmakowuje się w swojej trzeciej młodości, a moralnym obowiązkiem mojego pokolenia jest przypomnieć dzisiejszej generacji fanów gitarowego szaleństwa o czasach, kiedy wszystko było pierwsze i nie przekładało się na sukces finansowy twórców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz