piątek, 11 maja 2012

14-go maja gościem Radia Verulam będzie Monika S. Jakubowska. Specjalnie dla Polisz Czarta wywiad z Moniką przeprowadziła Aleksandra Junga.


Urodziła się w Suwałkach. Dzieciństwo spędziła w łazience, którą ojciec-artysta przy pomocy kuwet z wywoływaczem i utrwalaczem zamieniał w prowizoryczną ciemnię. Pierwsze zdjęcia DDRowską lustrzanką Exakta Monika zrobiła w wieku lat 4. W UK od 2006, w Londynie od niedawna, ale tutaj - jak mówi - znalazła swoje miejsce na ziemi. Prócz fotografii pasjonatka muzyki, kaligrafii i odkrywania Londynu. Monika S. Jakubowska jest zafascynowana przyrodą i codziennością ludzkiego życia. Dlatego pochłania ją fotografowanie ulicy. Zawsze może liczyć na nieodłączny aparat fotograficzny oraz własną cierpliwość i optymizm. W zamian otrzymuje szczery obraz otaczającego ją świata, co udowadniają jej zdjęcia. Fotografie Moniki łatwo zapadają w pamięć i od czasu do czasu przewijają się w umyśle ich odbiorcy jak niekontrolowany pokaz wirtualnych slajdów. Sprawdzone. Z wykształcenia jest anglistką. Była dziennikarka londyńskiego Nowego Czasu.

Monika jest także byłą wokalistką grupy Blues Dla Małej reprezentującej nurt poezji śpiewanej oraz zespołu Shamrock wykonującego muzykę irlandzką, wraz z którym miała okazję supportować pamiętnego zdobywcę 3-go miejsca konkursu Eurowizji z roku 2000, niezwykle popularną w Polsce łotewską grupę Brainstorm! Podczas programu zaprezentuję także kilka piosenek w wykonaniu  kilkunastoletniej Moniki S. Jakubowskiej (fot. obok) z repertuaru Blues Dla Małej .

Polska dziesiątka Moniki 
1. Hey i Bartosiewicz - "Moja i Twoja nadzieja"
2. Sztywny Pal Azji - "Wieza radosci wieza samotnosci"
3. Kult - "Arahja"
4. Obywatel GC - "Nie pytaj mnie o Polske"
5. Myslovitz & Grechuta - "Krakow"
6. Hey -"Kochaj mnie mimo wszystko"
7. Maria Peszek - "Moje miasto"
8. Kora i Soyka - "Nigdy nie zamkne drzwi przed Toba"
9. Grzegorz Turnau - "Bracka"
10. Stare Dobre Malzenstwo - "Czarny Blues o 4-tej nad ranem"

Z fotografem, wokalistką, dziennikarką, poetką, plastyczką, anglistką i radiowcem w jednej osobie rozmawia ceniona w londyńskim środowisku dziennikarskim Aleksandra Junga, o której więcej informacji można znaleźć tutaj.
 

Wywiady w założeniu są bardzo kameralne. Siedzimy twarzą w twarz z osobą, która zaraz podzieli się z nami, ze światem, swoimi przemyśleniami. Opowie o swoich sukcesach bądź porażkach. Zdradzi kilka sekretów ze swojej przeszłości. Ten wywiad, który przedstawiam słuchaczom radia Verulam, jest trochę inny. W kuchni, przy kanapkach i białym winie, nagrywane były słowa, które padły w przeciągu kilku godzin. Bardziej jako rozmowa o planach i marzeniach niż o przeszłości i odniesionych sukcesach. Bardziej jako zabawa w wywiad niż wywiad z prawdziwego zdarzenia. Bardziej szczery niż jakikolwiek inny wywiad, którego Monika S. Jakubowska udzieliła do tej pory. Zapraszam Was więc, przy kanapkach i lampce wina, do lektury o obrazach, które powstają w głowie artysty, marzeniach, których boimy się realizować i o wrażliwości na świat wokół nas.

Aleksandra Junga: Miejmy za sobą to pierwsze banalne pytanie, do jakiego jestem zobowiązana na początku. Skąd w Tobie fotografia? Jak się zaczęła Twoja przygoda z aparatem?

Monika S. Jakubowska: Momentami nie mam ochoty w zagłębianie się skąd we mnie fotografia, bo tak naprawdę fotografia zawsze była. Właściwie jest… I widzisz tu mi brakuje czasu takiego, który jest w języku angielskim i nazywa się Present Perfect czyli coś zaczęło się w przeszłości, trwa do chwili obecnej i istnieje duże prawdopodobieństwo, że będzie trwało nadal.

Aleksandra Junga: Dobrze to może zadam inne pytanie. Po jednej z wystaw fotograficznych ze znajomymi głośno zastanawialiśmy się nad tym czy na ścianach w swoim domu wolelibyśmy powiesić obraz czy zdjęcie. Co będzie miało dla nas większą wartość? Większość wybrała obrazy. Z różnych względów. Ty mówisz o sobie w żartach „Kobieta renesansu”. Fotografujesz, piszesz, śpiewasz, malujesz. Dlaczego wybrałaś zdjęcie, a nie obraz, skoro mogłabyś również malować?  

Monika S. Jakubowska: Czemu fotografia a nie malarstwo? Bo jest szybciej sfotografować niż namalować obraz (śmiech). Bo patrzy się inaczej. Ja patrzę zdjęciami. Gdy widzę jakąś sytuację, to gdzieś tam w głowie utrwala mi się to jako zdjęcie. To jest sprawa jakiejś wrażliwości, charakteru. Jestem osobą pełną sprzeczności. Z jednej strony jestem bardzo cierpliwa, a z drugiej brak mi cierpliwości. Widzisz ja potrafię udziać sweter. Do tego trzeba być bardzo cierpliwym... Tylko co powiesz na fakt, że ja sweter potrafię udziać w dwa dni - nie chodząc do pracy, nie wychodząc z domu. Już nie mogę się doczekać, kiedy będzie skończony. Myślę, że tak samo jest z fotografią. Chcę widzieć natychmiastowy efekt. Czy się udało, jak wygląda, jakie było światło….

Aleksandra Junga: Dokładnie tak. Przyglądając się Twoim zdjęciom, widać doskonale w jaki sposób interpretujesz świat. Czasami, patrząc na Twoje fotografie, zastanawiam się, jak udaje Ci się zaobserwować i złapać w kadr te wszystkie momenty, które przecież trwają czasami tylko kilka sekund.

Monika S. Jakubowska: Opowiem Ci teraz historię dwóch zdjęć, których nie zrobiłam, bo zabrakło właśnie tych kilka sekund na zebranie odwagi. Są to dwa zdjęcia, które mam wytatuowane w pamięci, a których nie udało mi się uchwycić, mimo tego, że stałam obok z aparatem, byłam przygotowana, obserwowałam sytuację i wiedziałam doskonale, co się zaraz zdarzy. Pierwsze zdjęcie: Londyn, ulica, stoję przy wyjściu z metra. Widzę idącego naprzeciw niewidomego człowieka. Tyłem do niego stoi młoda dziewczyna i pisze SMSa. Są od siebie w odległości ok. 30 metrów. Mam aparat w ręce. Wiem, że za chwilę niewidomy wpadnie na kobietę. Obserwuję krok za krokiem. Ona dalej pisze, on idzie ze swoją białą laską. On wpada na nią, ja nie robię nic. Jestem zblokowana. Boje się nacisnąć spust migawki bo człowiek jest inwalidą. Druga sytuacja miała miejsce w jednym ze sklepów. Przy stoisku z butami stała młoda dziewczyna bez nogi i wybierała buty. Też miałam aparat w ręce i myślę sobie: „Kurcze, no i jak ona wybierze te buty? Przecież nie można kupić jednego?” Ktoś, kto nie miałby taktu, mógłby powiedzieć: „A po co ci drugi but? Przecież masz tylko jedną nogę”. To są dwa „zdjęcia”, których nie zapomnę. Nie zrobiłam ich tylko dlatego, że sama w sobie mam bariery, których nie powinien mieć fotograf wojenny czy uliczny. Są to też te dwa zdjęcia, które w momencie zawahania wyświetlają się przed moimi oczami. Dzięki nim – zdjęciom sfotografowanym tylko okiem - dziś jest mi łatwiej naciskać spust czy mieć mniej wątpliwości.

Aleksandra Junga: Właśnie fotografia wojenna. Większość Twoich znajomych wie o niezrealizowanych jeszcze planach wyjazdu za granicę, a dokładniej wyjazdu na wojnę. Chcesz tam robić zdjęcia, choć wojnę znasz tak naprawdę tylko z filmów. Chyba że się mylę?

Monika S. Jakubowska: Rok temu, kiedy mieszkałam jeszcze w Luton, dowiedziałam się, że w mieście będzie marsz English Defence League. Jest to ugrupowanie, którego głównym założeniem jest działanie przeciwko islamskim ekstremistom. Przed pochodem w telewizji, w radio, w gazetach nawoływano, żeby pozamykać się w domach, nie wychodzić. Sklepy barykadowały się płytami, pozabijane okna i wiesz faktycznie były pustki na ulicach. Właściwie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Nie było to żadne zlecenie. Chciałam po prostu zrobić te zdjęcia sama dla siebie. Stojąc u czoła pochodu widziałam przed sobą tysiące pijanych facetów, kobiet, wszyscy z jakimiś plakatami, kipiących złością i krzyczących. Naprzeciw stał rząd policji konnej. Widziałam też „poważnych” fotoreporterów w kaskach, kamizelkach, z wielkimi lufami drogich aparatów. Wszyscy jakoś tak ostrożnie i z daleka. A ja taka mała, ze swoim metr 58 wlazłam między konną policję i stanęłam naprzeciw facetów, którzy machali mi pięściami dosłownie do obiektywu.

Aleksandra Junga: Nie czułaś strachu? Nie bałaś się, że możesz od kogoś dostać pałką po głowie?

Monika S. Jakubowska: Poszłam tam z premedytacją i będąc świadoma zagrożenia. Może inaczej. Nie byłam świadoma, bo nie wiedziałam jak to wszystko potoczy się dalej, co może mi się stać. Co prawda dostałam butelką w nogę. Na szczęście butelki z piwem, które były sprzedawana nie były szklane a plastikowe. W tamtym momencie, nie chce żeby to zabrzmiało górnolotnie, ale chyba zrozumiałam, co czuje człowiek, który w pewnym momencie uświadamia sobie, że ma w życiu misję do spełnienia.

Aleksandra Junga: Co to za misja?

Monika S. Jakubowska: Wtedy chciałam, żeby ludzie, których tam nie ma, dowiedzieli się prawdy. To nie jest tak, że English Defence League to grupa sprawiedliwych myślicieli, którzy chcą walczyć w słusznej sprawie. Ja widziałam bandę rozsierdzonych, pijanych mężczyzn i kobiet. Niektórzy z nich wyglądali jakby znaleźli się tam przypadkiem. Jakby ktoś wpadł do pubu i powiedział: „Chodź! Wychodzimy, bo dzieje się coś fajnego! Chodź na ulicę!”.

Aleksandra Junga: Myślisz, że jedno zdjęcie jest w stanie zmienić świat? Przekonać polityków, opinię publiczną, że coś jest nie tak? We współczesnym świecie z każdej strony zarzucani jesteśmy obrazami. Czy one mają jeszcze jakąś siłę oddziaływania?

Monika S. Jakubowska: Wierzę, że obraz jest w stanie dużo zmienić. Było trochę takich przypadków. Znasz historię jednego zdjęcia, które pomogło zakończyć konflikt i wojnę w Wietnamie? Było to zdjęcie, fotografa, znanego jako Nick Ut. Na wioskę wietnamską zrzucono bodajże samozapalające się bomby. Z domów zaczęli wybiegać ludzie. Nick zrobił zdjęcie dziewczynce, która przerażona i naga biegła w kierunku jego obiektywu . Była dlatego naga, bo spaliło się na niej ubranie. Na zdjęciu widać w jakim przeraźliwym była szoku, bólu. Za nią biegło dwóch chłopców, chyba jej bracia. Nick zrobił jedna klatkę. Rzucił aparat, wziął dziewczynkę na ręce i zawiózł do szpitala. Dziewczyna, kobieta w tej chwili, żyje do dziś dnia. Pytasz skąd fotografia wojenna? Przede wszystkim z przeświadczenia, że musi być sprawiedliwość na tym świecie, z odkrycia tej sprawiedliwości w sobie samej. Że tak naprawdę trzeba pokazywać ludziom jakie „skurwysyństwo” dzieje się wokół nas. 

Aleksandra Junga: Ciągle jednak wydaje mi się, że taki rodzaj fotografii nie dociera tam gdzie powinien. Te zdjęcia pojawiają się oczywiście na prestiżowych wystawach jak chociażby coroczne Word Press Photo, dostają nagrody. Jednak my przeciętni odbiorcy nie chcemy takich obrazów oglądać. Żyjemy w naszym prywatnym luksusie i nie zastanawiamy się nad cierpieniem ludzi umierających z głodu czy ginących na wojnie. Przekonaj mnie, że taki rodzaj fotografii ma jednak sens!

Monika S. Jakubowska: To ja ci odpowiem pytaniem na pytanie. Czy jeśli nie potrafimy bądź nie jesteśmy w stanie sami czegoś zmienić, to mamy udawać, że coś się nie dzieje, bo jesteśmy gdzieś daleko i że to nas nie dotyczy? Fakt, że mamy na rachunki i na chleb oznacza, że mamy udawać, że nie wiemy, że ktoś nie ma wody, umiera śmiercią głodową? W życiu kieruję się taką zasadą, żeby w każdym konflikcie, czy to w życiu prywatnym z bliskimi czy z pracodawcą, zawsze patrzeć trochę dalej niż czubek własnego nosa. Żeby patrzeć nie na siebie, a z perspektywy tej drugiej osoby. Jestem w stanie zrozumieć fotografa, który ma rozterki, kiedy robi zdjęcie umierającego dziecka, bo wie, że mimo tego, że temu dziecku nie pomoże w tej chwili to może to zdjęcie wywoła takie emocje, które wpłyną na przyszłość kolejnych dzieci. Opowiem Ci jeszcze historię z jednego filmu opartego na faktach „Ban Bang Club”, który opowiada historię czterech fotografów, wojennych korespondentów w Afryce. Fotografują konflikt miedzy dwoma plemionami. Mogę sobie tylko wyobrazić, że rzeczywistość była bardziej przerażająca niż to pokazano w filmie. Oglądasz film i w pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że nie jest to film tylko o zabijaniu. Że tutaj chodzi właśnie o te dylematy moralne. Jedna scena z filmu. Kevin Carter-fotograf, który ma problemy z narkotykami, zostaje wyrzucony z agencji prasowej. Jedzie gdzieś na pustynię, odpocząć sobie od tego wszystkiego. Na pustyni widzi dziecko. Dziecko siedzi w kucki, a za dzieckiem siedzi sęp. Dziecko umiera bardzo wolną śmiercią głodową, a z tyłu siedzi sęp i czeka…. Fotograf robi zdjęcie, wraca z tej „wycieczki” i dostaje Pulitzera… Sława, pieniądze… Na konferencji prasowej w końcu ktoś pyta: „Co stało się z dzieckiem?” On odpowiada: „Nie wiem”. Pada kolejne pytanie: „Ale jak to? Nie pomogłeś mu? Dlaczego?” I następuje lawina pytań. Koniec jest niestety smutny. Fotograf, który zrobił to zdjęcie, popełnia samobójstwo. Nie dlatego, że nie daje sobie rady z dylematem moralnym zrobienia tego zdjęcia, co potem ściera się z prasową nagonką. Film jest naszpikowany sytuacjami, które są - może nie takim jakim znamy, ale nadal - życiem. Nie wiem jak to zabrzmi, ale ja zwyczajnie rozumiem, że można mieć dylematy moralne i myślę, że też bym takie miała. Ale jeśli odkrywasz w sobie pasję, a za tą pasją idziesz krok dalej, to odkrywasz w sobie misję, którą masz do wypełnienia, wtedy już nie masz odwrotu. Robisz to, w co wierzysz.

Aleksandra Junga: Dobrze Moniko. Cały czas opowiadasz o mężczyznach. Fotografowie wojenni –mężczyźni, reporterzy wojenni-mężczyźni. Czemu nie ma tam kobiet? Myślisz, że odnajdziesz się w tym świecie?

Monika S. Jakubowska: Wiesz co ja myślę, że nie jest to związane ani z męskim szowinizmem ani kobiecą emancypacją. Wydaje mi się, że zarówno pragnienia jak i wrażliwość w człowieku są bezpłciowe i nie można powiedzieć, że kobieta widząca wojnę będzie bardziej wrażliwa niż facet… Może wynika to z budowy naszych mózgów? Kobiety są bardziej wrażliwe, bo kobiety spostrzegają więcej szczegółów. Faceci są bardziej skoncentrowani na jednej rzeczy. Ich mózgi działają troszkę inaczej niż nasze mózgi - mózgi kobiet. Ale jest to różnica fizjologiczna, nie jedyna zresztą. Człowiek jest pięknie skonstruowaną, nie chcę powiedzieć maszyną, ale organizmem, który naprawdę potrafi dostosować się do wszelkich warunków. Pytanie tylko: Jak bardzo tego chcesz? A wiadomo, że jak się w coś wierzysz, jest łatwiej.

Aleksandra Junga: Gdy z Tobą rozmawiam to uświadamiam sobie, że często boimy się właśnie podjąć decyzję o zmianie. O tym by zacząć realizować swoje marzenia.

Monika S. Jakubowska: Każdy z nas ma marzenia i bardzo często odkładamy ja na jakieś półki, wkładamy je gdzieś do szafek pod schodami, do piwnicy, w pudła i na strych. Albo chcemy te marzenia zrealizować później albo mamy nadzieję, że ktoś w przyszłości pomoże nam wyciągnąć to pudło z piwnicy albo spadnie nam na głowę ze strychu. Mamy nadzieję, że kiedyś będziemy mieli odwagę. Pyta mnie mama, czy po wygodnej pracy w biurze, z wygodną wypłatą daje sobie radę mając prace na pół etatu i „freelancerskie” zlecania. Powiem ci, że ja czuję się w tej chwili bardziej szczęśliwa niż kiedykolwiek byłam, nawet w tym ciepłym biurze. To właśnie ta sztuka przetrwania, sztuka adaptacji i poczucie misji.

Aleksandra Junga: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę Ci, żebyś dalej z determinacją dążyła do realizacji swoich marzeń.

* W nawiązaniu do wątku EDL w powyzszym wywiadzie, zachęcam do obejrzenia moich amatorskich fotograqfii traktujących o tym, jak wyglądało Luton w przeddzień marszu, którego fragmenty mamy możliwość obejrzeć dzięki brawurze Moniki S. Jakubowskiej. Fotografie te możecie znaleźć tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz