wtorek, 14 stycznia 2020

Nic do ukrycia - o poezji, muzyce i hiszpańskim Agnieszce Sroczyńskiej opowiada Krzysztof Gryko.

Wywiad ukazał się pierwotnie w piśmie literackim "Afront"

fot. Monika Stolarska
Krzysztof Gryko – ur. 1974 w Olsztynie. Poeta, muzyk i tłumacz. Absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim i muzykoterapii na UMCS w Lublinie. W 2000 nominowany do nagrody głównej w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Jacka Bierezina w Łodzi. Zadebiutował w 2002 tomem poetyckim Godziny szczytu (Biuro Literackie). Poza tym wydał jeszcze cztery zbiory wierszy: Poślizg (2010, WBPiCAK), Rezonans (2016, Dom Literatury w Łodzi), Kontrapunkt (2017, Forma) i Tak (2018, WBPiCAK). Publikował wiersze, eseje, prozę oraz recenzje m.in. w „Twórczości”, „Zeszytach Literackich”, „Czasie Kultury”, „Akcencie”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Odrze” i „Kresach”. Autor przekładu z języka hiszpańskiego powieści Francesc Mirallesa Retrum. Kiedy byliśmy martwi (2011, Nasza Księgarnia). Twórca projektu muzycznego Sangre La, inspirowanego m.in. śródziemnomorskością bycia i poezją sufich. Uczy języka hiszpańskiego i gry na gitarze. Mieszka w Puławach i Krakowie.

***

Agnieszka Sroczyńska: Zadebiutowałeś 17 lat temu tomem poezji Godziny szczytu wydanym przez Biuro Literackie. Tom zyskał pochlebne recenzje, m.in. Bohdana Zadury. Miałeś wtedy 28 lat. Jak wyobrażałeś sobie wówczas swoją dalszą drogę poetycką, pisarską? Wiązałeś z literaturą plany zawodowe czy – mimo ukończonej filologii polskiej – traktowałeś ją głównie jako pasję?

Krzysztof Gryko: Jedyną rzecz, której nie musiałem sobie już wyobrażać, był fakt, że pisanie wierszy stało się dla mnie czymś naturalnym. Debiut był jak pierwsze przejście przez miasto, pierwsze błądzenie po lesie albo pierwsze w życiu wejście do jeziora. Jak wiadomo, takie doświadczenia są ekscytujące i chyba głównie o to w nich chodzi, choć jednocześnie trudno czuć się od razu jak ryba w wodzie. Jeżeli chodzi o to, czy widziałem oczami wyobraźni, jak będzie wyglądać mój dalszy ciąg, to rzecz jasna, nie. Mimo ciepłego przyjęcia Godzin szczytu nic nie było takie oczywiste (co oczywiście pomaga poezji się rozwijać). Ani to, że za chwilę wydam drugą książkę, ani to, że będzie przypominała pierwszą. Czas, który upłynął między debiutem i kolejnym tomikiem, był wystarczająco długi, by zdążyć odkryć inne przestrzenie języka w świecie, który ewoluując, chyba temu zwykle sprzyja. Jestem więc bardzo wdzięczny panu Burszcie (szef Biura Literackiego) za to, że zamiast znów wydać mi książkę, pozwolił na długie i owocne buszowanie w świecie i słowach. Mam wrażenie, że zbyt regularny i jednostajny rytm publikowania kolejnych tomików, często odgórnie narzucany przez wydawcę, powoduje, że zamiast naturalnego impulsu, by pokazać się z nowej, zaskakującej strony, skazuje wielu autorów na odgrzewanie swoich poetyckich kotletów.

Dlatego naprawdę cieszę się, że po debiucie mogłem długo żyć przed nową publikacją, widząc jak wszystko ewoluuje, zaskakując na początku przede wszystkim mnie. Im mniej życia samego w sobie między jedną książką a drugą, tym gorzej dla poezji, która potem ukaże się czarno na białym, niekoniecznie w tym samym wydawnictwie. Moja filologia okazała się nie tylko polska, albo mówiąc inaczej, nie czysto polska. Studia wykorzystałem do tego, by poprzez przyłapywaną na gorącym uczynku literaturę odkrywać dla siebie wolność, a co za tym idzie, utwierdzać się (i może nie utwardzać się) w niej. Dlatego pasja ponad wszystko. Ruch, swoboda i coraz więcej morza.

- Tadeusz Różewicz w wywiadzie dla "Nowych Książek" (nr5/1989) powiedział coś w podobnym tonie: Pisarzy jest coraz więcej, a literatury coraz mniej. Coraz więcej pisarzy prowadzi bogate życie zewnętrzne, lecz żałosne wewnętrzne. Są to pisarze nie mający czasu na myślenie, ponieważ ustawicznie albo występują w telewizji, albo udzielają wywiadów radiowych, piszą do gazet. Ocena bardzo surowa i postawiona kategorycznie negatywnie. Myślenie - owszem, pisarzowi jest bezwzględnie potrzebny nieustający rozwój intelektualno-duchowy. Ale jednak bez promocji - która zazwyczaj spoczywa na barkach autora - to, co się stworzy, zginie w morzu informacji i innych dzieł. A Ty, jaki masz stosunek do promocji swojej twórczości? Na marginesie nie znalazłam w sieci ani jednego wywiadu z Tobą. Trudno mi jest uwierzyć, że ten byłby pierwszy z myślą o publikacji?

- Żeby przeprowadzić z kimś wywiad, trzeba po prostu chcieć. To samo tyczy się recenzji. Wyczuwam ostatnio w powietrzu coś w rodzaju apatii krytyków. A może po prostu mają coraz mniej czasu, żeby zająć się nowymi książkami.


Skoro rolą poety jest pisanie poruszających utworów, jeśli nie o wojnie, to przynajmniej o miłości, to rolą, powtarzam, rolą krytyków literackich jest pisanie o tych wierszach. Gdyby nie powstawały nowe książki poetyckie, krytyk mógłby z czystym sumieniem zamienić się w egzotyczną rybę i schować się na dnie oceanu. Ale z tego, co wiem, to jednak kolejne książki powstają i są wydawane, a niektóre z nich są nawet całkiem dobre. Co robią więc krytycy, skoro nie piszą, albo prawie nie piszą nowej poezji? A może prawie piszą? Może stali się krytykami czysto teoretycznymi, a więc prawie krytykami. Mielibyśmy wówczas do czynienia z nowym gatunkiem, formą pośrednią, a przy okazji niepełną. W konsekwencji okazuje się, że w kraju nad Wisłą obraz promocji poezji też wydaje się niepełny, a czasem czysto teoretyczny. Owszem, zdarzają się spotkania promocyjne, ale zdecydowanie zbyt rzadko. Zupełnie jakby poezja była problemem, a nie wybawieniem.

- A dla Ciebie poezja jest wybawieniem?

- Jeśli słowa spełniają się, tworząc poruszające obrazy czegoś ważnego, czy to miłości, która jak wiadomo pomaga żyć, czy to śmierci, która jest bardziej ostateczna niż białe puste pokoje, to znaczy że mogą być wybawiające. Napisane, przeczytane, usłyszane, przeżyte mogą stać się ważnym komunikatem, wyznaniem, szyfrem, hasłem, a nawet manifestem wolności. Myślę, że niezależnie od tego, czego dotykają słowa w wierszu, poezja jest przede wszystkim werbalną metaforą wolności, a więc tego, co jest, albo powinno być podstawą życia.

- Wywołałeś wcześniej motyw morza, który jest jednym z ważniejszych w Twoim ostatnim tomie Tak. Również Twój muzyczny projekt Sangre la miał być zainspirowany „śródziemnomorskością bycia”. Wytłumaczysz takim ignorantom morza jak ja, co Cię w nim tak zachwyca?

- Po pierwsze morze to coś, co powoduje, że czuję się szczęśliwy. Ale zaraz, zabrzmiało to chyba tak, jakby tylko morze mnie uszczęśliwiało. A przecież tak nie jest. Cóż, morze ma w sobie wszystkie cechy totalnego, nieustającego spektaklu natury. Obraz, ruch, dźwięk, głos, rytm, taniec, zapach... Można pomyśleć, że morze ma serce, które bije i słychać je z każdym mlaskiem kolejnej fali. Odkąd je kiedyś zobaczyłem pierwszy raz na żywo, poczułem silną więź i potrzebę nie tylko odwiedzania go, choć morze jest niejedno, ale i myślenia i mówienia o nim, komponowania muzyki, pisania wierszy... No i ta świadomość, że ono nie odpłynie, że zawsze jest, czeka, na człowieka, na wiatr, na wszystko, co może nadejść.

- Brzmi pięknie, ale w Tak widzę też morze jako cmentarzysko. Mam na myśli wiersze nawiązujące do wielkiego exodusu ludzi z północnych wybrzeży Afryki, którzy uciekają przed wojną lub inną przemocą, biedą. Czy poezja może cokolwiek więcej wnieść w dyskursie publicznym na ten temat? 



- Poezja może wnieść dużo. Wystarczy, że mówi o czymś istotnym i zwraca uwagę tych, którzy do niej dotarli. A żeby móc do niej dotrzeć, cóż, potrzebne są spotkania, księgarnie, promocje, festiwale, targi książki... Organizacja życia poetyckiego autorów i książek to już zadanie wydawców oraz instytucji, odpowiedzialnych za upowszechnianie poezji w kraju i na świecie. 


W przypadku wierszy, w których głos autora komentuje wydarzenia, związane z przemycaniem się ludzi przez morze, z jednego, powiedzmy przeklętego brzegu na drugi, mniej przeklęty brzeg, a może nawet brzeg ocalenia, ze spalonej ziemi do ziemi obiecanej, ważne, by pokazać to życie nie tyle w strzępach strachu i rozpaczy, ale również w strzępach szczęścia i miłości. One na pewno też tam są obecne. Inaczej tych ludzi już dawno by nie było. Dlatego morze w wierszach, o których mówisz, nie jest dla mnie cmentarzyskiem czy morzem martwym. Wręcz przeciwnie, właśnie przez krzyki, niepewność, odwagę, zdecydowanie, ślepy upór czy ślepą miłość życia, jest morzem, które nigdy wcześniej nie było bardziej żywe.


- Bardzo ważną częścią Twojego życia jest muzyka. Na swojej stronie autorskiej przedstawiasz się tak: Urodzony samouk. Powiernik gitary flamenco, bouzouki i wiolonczeli. W 2006 roku wraz z Martinem Bergerem (Argentyna) i Marco Trimbolim (Włochy) powołał do życia trio Tres Cigüeñas, które wprowadziło do krakowskich klubów świeży śródziemnomorski powiew. 

Reemigracje i dalsze poszukiwania doprowadziły do powstania w 2010 roku grupy Los Mar Sentimentales. Obecnie współtworzysz zespół Sangre la. Co znaczy jego nazwa?


- Projekt Sangre la to parafraza nazwy Shangri la, mitycznego miejsca opisanego w 1933 roku w powieści Jamesa Hiltona Zaginiony horyzont, która niedługo potem doczekała się ekranizacji. Zakątek, położony wyżej niż najwyższy szczyt świata, jest synonimem wolności, sztuki i odosobnienia.

Parafraza, czyli Sangre la łączy pierwiastek witalny („sangre” czyli krew) i muzyczny („la” to jeden z dźwięków w oktawie i cząstka melodyjnej wokalizy). Bez wątpienia stanowi realizację moich muzycznych i śródziemnomorskich potrzeb oraz pragnień.

- Jest w nim miejsce na Twoją poezję?

- Wydaje mi się, że repertuar Sangre la jest dość nasycony elementem poetyckim i nie ma potrzeby zasilać go jeszcze poezją w postaci słowa. Lirykę wykorzystuję w drugim projekcie muzycznym, który w tym roku powoli wydaje swoje pierwsze owoce.

- Czyli czego konkretnie możemy się spodziewać?

- Konkretnie to poetyckiej tkanki w głosie i jazzowo-piosenkowych akcji instrumentów. Projekt nosi nazwę Gryko Sensual Band i kto wie, może objawi się jak świeża bryza polskiej piosenki jazzowej.

- Nowa płyta?



- Nie od razu. Raczej stopniowe ujawnianie kolejnych piosenek. Na początek oceaniczny singiel Płyną w pięciu odsłonach. Potem kolejne piosenki. Płyta mam nadzieję, ukaże się pod koniec lata lub wczesną jesienią.

- Zatem czekamy na kolejną płytę polecając piosenki z poprzednich płyt, dostępne chociażby na Twojej stronie autorskiej - www.krzysztofgryko.com. Na koniec zapytam o rolę przekładu w Twoim życiu. Jak, dzięki komu, czemu zrodziła się Twoja fascynacja językami romańskimi i pomysł na zajęcie się tłumaczeniem zawodowo? 

- Wydaje mi się, że był taki moment, który zdecydował o wszystkim. Prozaiczny detal, na pierwszym roku studiów w pokoju akademika w Warszawie mój kolega, który studiował prawo, któregoś razu zaczął nagle mówić nazwy hiszpańskich czasowników: poner, tener, hablar… Musiało w tym być coś, hmm, nie wiem, może poetyckiego, może muzycznego, a może właśnie wtedy pragnąłem usłyszeć coś takiego. Ta sytuacja jest dowodem na to, że można po prostu zakochać się w języku. Potem okazało się, że język poruszył inne sfery. Choćby muzykę flamenco, potrzebę gry na gitarze, a to wszystko zamieszkało we mnie i było mi z tym jak najbardziej po drodze. Zresztą język hiszpański poruszył we mnie wkrótce inne języki romańskie. Możliwość zajmowania się przekładem literackim to jedna z naturalnych konsekwencji tego, co zdarzyło się wiele lat temu na studiach.


- "Nic do ukrycia" to tytuł jednej z Twoich najnowszych piosenek. Nie uważasz, że w dobie wszechogarniającego ekshibicjonizmu ludzie tęsknią za tajemnicą i intymnością?

- Słowa "nic do ukrycia" wcale nie muszą oznaczać postawy ekshibicjonistycznej. W przypadku piosenki, którą napisałem, chodzi po prostu o otwartość w wyrażaniu czegokolwiek. Czekam na efekt końcowy, wtedy będę mógł się podzielić. Jednocześnie życzę sztuce, ludziom i światu jak najwięcej intymności i subtelnej tajemnicy, dzięki którym jesteśmy w stanie być lepsi, nie tylko dla siebie.

- A ja Tobie życzę wypłynięcia ze swoją twórczością na szerokie wody popularności. Dzięki za rozmowę.

***

Agnieszka Sroczyńska (1978) - autorka tomów poezji: "Niemocni" (Kraków 2015), "Który odchodzisz" (Kraków 2017), "Agape i inne przypadki" (Poznań 2019); laureatka konkursów literackich. Teksty publicystyczne (wywiady, recenzje, relacje) oraz swoje utwory publikowała (również pod nazwiskiem Kostuch) w antologiach, pismach literackich oraz w Internecie, m.in. : PoeciPolscy.pl, „Inter –. Literatura-Krytyka-Kultura”, „Akant”. Jest stałą współpracowniczką redakcji pisma literacko-artystycznego „Afront” i portalu chrześcijańsko-społecznego „Gwiazdka Cieszyńska”. Prowadzi blog literacki na Facebooku „O literaturze otwarcie”. Należy do Grupy Literycznej NA KRECHĘ. Aktywnie angażuje się w działania na rzecz promocji czytelnictwa niszowej-wartościowej literatury i jej twórców. Miłośniczka gór i poezji śpiewanej. Mieszka w Trzemesznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz