niedziela, 21 sierpnia 2016

Moja muzyka po prostu sobie jest - z Marleną Germugą znaną słuchaczom Polisz Czart jako Czakulec rozmawia Sławek Orwat

"Nigdy nie miałam styczności z tworem jakim jest wywiad, więc proszę mówić, jeśli coś poprawić"... Takimi słowami rozpoczęła pewna utalentowana Istota o ksywie Czakulec swojego maila z odpowiedziami na moje pytania, które wysłałem tej młodej dziewczynie o pięknej duszy jakiś czas temu. Nigdy nie spotkaliśmy się ani twarzą w twarz, ani w cyberprzestrzeni i aż do dnia dzisiejszego nie miałem najmniejszego pojęcia jakie imię i nazwisko nosi pianistka, która już dwukrotnie szturmem zdobyła czołówkę Listy Przebojów Polisz Czart. Chciałoby się w tym momencie rzec, że te jej "przeboje" to książkowe przykłady anty przebojów, które w dzisiejszym hałaśliwym i obowiązkowo wokalnym świecie muzyki nie powinny nigdy objawić się w takich zakątkach radiowego eteru, jakimi są listy przebojów. Cóż... nie pierwszy raz logika przegrała z rzeczywistością, a i dobra muzyka także nie po raz pierwszy obroniła się sama. I jeszcze jedno... Czakulec dzięki Liście Polisz Czart nie tylko po raz pierwszy trafiła do mediów. Dzięki Muzycznej Podróży i mojej namolności w działaniach zmierzających do zrobienia z nią wywiadu, Czakulec w końcu postanowiła ujawnić światu swoją tożsamość. Teraz już tylko wraz z Adrianną - autorką pewnego papierowego żurawia (fot. powyżej) trzymajmy za Czakulca/Marlenę kciuki i przesyłajmy jej codzienną dawkę pozytywnych myśli, których moc pomoże kiedyś zrealizować jej młodzieńcze marzenia.



- Jak narodził się Czakulec?

- Jako dzieciak zaczynałam od keyboardu. Jednak z wiekiem ciekawszym dla mnie okazało się wyłączenie wszystkich funkcji i włączenie pełnej klawiatury na barwie prostego pianina. Udało mi się nagrać kilka coverów. Poziom i jakość były straszne ale postanowiłam wrzucić to na YT. Nie brałam wtedy pod uwagę żadnego odbioru więc zrobiłam to raczej na pamiątkę dla siebie. Później odkryłam istnienie kabla audio więc nagrałam liniowo jeszcze kilka coverów. Jakość wciąż nie była piękna ale już nie brzmiało jak silnik Ursusa w metrze. W międzyczasie nagrałam swoje pierwsze małe kompozycje, zaczęłam grać w zespołach jako klawiszowiec i współpracowałam z wokalistami służąc swoim akompaniamentem.

Horyzonty się poszerzały, tempo było dość szalone. Niestety pewnego pięknego dnia złamałam sobie dość paskudnie jedną z kości w dłoni. Na dobry rok jak nie więcej kontuzja wykluczyła mnie ze wszystkiego co wcześniej wspomniane. Kiedy ręka była na tyle sprawna, że byłam w stanie jakkolwiek grać, okazało się, że nie bardzo jest do czego wracać. Wokaliści rozeszli się w swoje strony, jeden zespół umarł śmiercią naturalną. Został mi Brandon Marlo i klawisze zaległe w czterech ścianach. Próbowałam dalej robić swoje jednak byłam wystarczająco zniechęcona do dalszej gry. Ostatecznie pojawił się nowy przyjaciel. Mały żuraw złożony z kawiarnianej serwetki na konwencie. Podarowała mi go pewna duszyczka, która okazała się wywrzeć istotny wpływ na zwrot akcji w mojej relacji z muzyką. Gra przestała być frustrująca, znowu była dla mnie przeżyciem. Co ważniejsze, przestała płynąć tylko z głowy. Dźwięki samoistnie zaczęły zastępować słowa w wyrażaniu najróżniejszych emocji. To był ważny moment. Gdyby odtworzyć wydarzenia minionych lat, wyciąć z nich wszystkie słowa i pozostawić muzykę, przekaz byłby równie zrozumiały. Wszystkie utwory powstałe od tego czasu są opowiadaną historią. Jak narodził się Czakulec? Z małego żurawia i bratniej duszy.


Michael Nyman at Odessa International Film Festival in July 2015
(fot. Anton V. Shpigunov)
- Mój radiowy kolega Tomasz Wybranowski, z którym wspólnie realizujemy Listę Przebojów Polisz Czart doszukał się w twoich kompozycjach odniesień do dzieł genialnego brytyjskiego kompozytora o polsko - żydowskich korzeniach Michaela Nymana. Czy rzeczywiście twórczość tego artysty stanowi dla Ciebie jakąś inspirację, czy to zupełny przypadek?

- Cóż. Niestety muszę przyznać, że ten artysta nie był mi wcześniej znany. Poza cięższym brzmieniem słucham głównie muzyki z gier i muzyki filmowej. Dlatego nie omieszkam sięgnąć po filmy, które uzupełnił swoją twórczością. Odsłuchując kilku jego utworów mogę stwierdzić, że zrobię to z czystą przyjemnością. Myślę, że swój ślad pozostawiły na mnie godziny spędzone na słuchaniu takich artystów jak Ludovico Einaudi, Helen Jane Long, czy Yiruma.

- O twoim istnieniu dowiedziałem się z jednego z maili z głosami na Listę Polisz Czart. Ktoś - już teraz nie pamiętam kto - zagłosował na twoją kompozycję Szukaj i kompletnie niespodziewanie Czakulec przy pomocy tzw. "dzikiej karty" zadebiutował w maju tego roku na miejscu 50, aby już miesiąc później zdobyć wysoką 15 pozycję! Co wtedy poczułaś?


- Na pewno nie spodziewałam się tak dobrego odbioru. Nawet później mój mózg próbował wmówić mi, że to może przypadek. Tak naprawdę pewności dodało mi dopiero kolejne notowanie. Chociaż wciąż nie nazwę siebie mianem artysty. Myślę, że na to miano trzeba sobie zasłużyć, osiągnąć pewną dojrzałość muzyczną. Przede mną jeszcze długo droga, sporo nauki. 

Pierwsza dziesiątka lipcowego notowania Listy Polisz Czart z roku 2016
- Czy byłaś gdzieś wcześniej grana w mediach i czy jakikolwiek twój utwór znalazł się już kiedyś na jakiejś liście przebojów, czy też nasza lista to dla ciebie debiut w charakterze autorki przeboju?

- To był mój absolutny debiut. Kiedy usłyszałam o notowaniu, z początku myślałam, że ktoś robi sobie żarty. Niestety sceptycyzm jest u mnie silną cechą, a dziwnych przypadków w internecie nie brakuje. Chociaż mogłam już dwukrotnie usłyszeć się w audycji, to wciąż brzmi dla mnie kosmicznie. Jestem bardzo przyjemnie zaskoczona takim obrotem spraw. Nie tworzę muzyki, która ma się podobać. Tworzę taką, która po prostu coś przekazuje, wyraża. Tym przyjemniej jest być docenionym w taki sposób. 


- W lipcowym notowaniu twoja kolejna kompozycja - Seyereh wspięła się aż na 7 pozycję! Obecnie trwa kolejne głosowanie. Czy Maybe Rain zawalczy o jeszcze wyższą lokatę?

- To wzbudziło dużo pozytywnych emocji. Zdawałoby się, że nie ma co liczyć na pierwszą dziesiątkę, jeśli nie masz zespołu albo przynajmniej wokalu. A tu proszę, jedno pianino, jeden kabel i kolejna historia wpada w ucho i serce. Z tego co pamiętam, Maybe Rain jest utworem młodszym od dwóch pozostałych. Niesie za sobą odmienne emocje, inną opowieść. Pod tym względem spełnia swoje zadanie, a przecież właśnie po to powstał. Reszta jest w rękach ludzi, mi pozostała obserwacja.


- Ile kompozycji posiadasz w swoim repertuarze i jaki procent z nich udostępniłaś na swoim kanale YouTube?

- Myślę, że moje kompozycje można policzyć na palcach jednej ręki. Tych na pianino. Poza samym pianinem odbywam małą przygodę z instrumentami wirtualnymi i nieco bawię się dźwiękami. Kilka z tych rzeczy również można znaleźć na kanale. Poza tym niezliczona ilość zalążków i niedokończonych motywów błąka się gdzieś na płytach. Być może kiedyś coś z nich powstanie.

Czakulec
- Serializm czy minimalizm? Który z tych nurtów w fortepianowej muzyce współczesnej jest ci bliższy? Pytanie to stanowi oczywiste nawiązanie do wcześniejszego wątku naszej rozmowy dotyczącego muzycznej filozofii Michaela Nymana.

- To co robię na pianinie w większej mierze jest przypadkiem. Nie skupiam się na tym jak utwór ma być ułożony, jak bardzo ma być złożony. Nie liczę taktów, nie mierzę nawet tempa. Siadam przed klawiaturą i piszę historię. Jeśli coś ma wyjść, wyjdzie za pierwszym razem od początku do końca, jako kompletna całość, bez zbędnego namysłu i planowania. Zupełnie odwrotnie jest z pozostałymi instrumentami. Nieraz kombinuję godzinami nad układem akordów, melodiami, długością trwania, powtarzalnością. Każdy dźwięk musi być przemyślany, tempo równe, dynamika przemyślana, tam nic nie jest przypadkiem. To kwestia odmienności celu powstania obu tych rzeczy. Ale moja muzyka jeszcze zbytnio raczkuje, żeby określać ją poprzez jakiś nurt. Póki co, po prostu sobie jest.


- Posiadasz zawodowe przygotowanie muzyczne, czy wszystko, co potrafisz zawdzięczasz wyłącznie talentowi i fascynacji klawiaturą pianina?

- To nieco kwestia sporna. Za dziecka uczęszczałam na zajęcia. Jednak był to keyboard, później gitara. Muzyka była raczej rozrywkowa, a ja byłam opornym uczniem. Grałam ze słuchu, a nuty były dla mnie złem wcielonym. Do pianina usiadłam sama, kombinowałam, co po latach gry na keyboardzie zrobić z lewą ręką na klawiaturze. Na prawdziwym pianinie czy fortepianie miałam okazje grać jedynie na samych występach i niektórych nagraniach więc bardzo cenię sobie każdą okazję do gry. Później poszłam na realizację dźwięku więc teoria i nuty mnie nie minęły. Wprawdzie na dyplomie widnieje zawód muzyk ale "zawodowe przygotowanie muzyczne" od strony grania, to raczej nie jest. Także raczej słuch i fascynacja instrumentem pianina.

- Chopin, Komeda, a może jeszcze ktoś inny? Kogo z polskich twórców muzyki fortepianowej cenisz sobie najbardziej?


- Nie stronię od muzyki klasycznej, więc od czasu do czasu przewinie się i Chopin. Jednak Komeda, no cóż. Nie jest łatwo nie kochać Kołysanki z Dziecka Rosemary. Uwielbiam wykonanie Leszka Możdżera z Marcusem Millerem z Gdańska 2011 roku. Obaj panowie wymienieni w pytaniu tworzyli coś odmiennego i myślę, że nie można ich mierzyć jedną miarą. Nie potrafię więc określić, którego osobiście ceniłabym bardziej.

Joanna Duda
- W polskiej muzyce jazzowej bardzo znaną postacią jest pianistka formacji Wojtek Mazolewski Quintet Joanna Duda, której wyrazisty image dodaje jej dodatkowo scenicznej charyzmy. Jak myślisz, dlaczego tak niewiele dziewcząt robi karierę w światku pianistów?

- Może mają za małe dłonie (śmiech) A mówiąc poważnie, nie mam pojęcia. Może rozpiętość dźwięków i dynamika są bardziej wymagające od innych instrumentów. Nie wydaje mi się, żeby na przykład w orkiestrach było widocznie więcej mężczyzn niż kobiet. Oglądając takie koncerty rzadko jednak widziałam kobietę przy fortepianie. Trafiłam chyba raz. Koncert był bardzo wymagający jeśli chodzi o ten instrument i wyglądała przy grze jak opętana, odwaliła niesamowity kawał roboty. Widać ile siły musiała włożyć by sprostać dynamice kompozycji. Wysiłek był nie mniejszy niż bieg niejednego olimpijczyka. Jeśli nie chodzi jednak o kwestie siłowe to nie mam pomysłu, naprawdę.

- W rozmowie z roku 2011 wspomniany już Leszek Możdżer powiedział takie zdanie: "Myślę, że każdy człowiek jest w stanie swoimi dłońmi zrobić rzeczy zarówno piękne, jak i druzgocące nasz świat i dłoń jest takim samym narzędziem jak każde inne. Tak naprawdę tajemnica nie tkwi w dłoniach. Tajemnica tkwi w szukaniu prawdy, w czystości intencji i w tym, żeby realizować swoje marzenia". Podobnie pojmujesz filozofię wydobywania dźwięków za pomocą twoich palców?



- Jak już wcześniej wspomniałam, muzyka stała się dla mnie środkiem przekazu, wyrażenia myśli i emocji. Dla przykładu, zawsze chciałam śpiewać. Jednak poskąpiono mi głosu, więc instrumenty na swój sposób zastępują mi struny głosowe. Czasem człowiek chce coś nazwać, określić, opisać, opowiedzieć, jednak nie potrafi znaleźć odpowiednich słów. Czasami odpowiednie słowa nie istnieją. Tu z pomocą przychodzą dłonie, których można użyć jako narzędzi do środka przekazu. Można użyć dźwięku, ruchu, obrazu. Gra, śpiew, rysunek, malowanie, taniec. To wszystko zwyczajne czynności jak sprzątanie czy parzenie herbaty. Do wykonywania różnych rzeczy potrzebne są różne talenty. Nie znaczy to, że człowiek musi być zadowolony z posiadania talentu i nadawać mu głębszy sens. Nawet stolarz może być artystą, a muzyk prostym rzemieślnikiem. Można grać dźwięki nie nadając im większego znaczenia, zwyczajne wyuczenie danej czynności. Można powiedzieć, że rzemieślniczo muzycznie jestem kiepska. Wykształcenie, technika i tym podobne rzeczy nie są moją mocną stroną. Ale dopóki moje intencje są czysto artystyczne, to nie ma dla mnie znaczenia. Swoje umiejętności rzemieślnicze rozwijam osobnym torem i póki co nie chcę ich łączyć. Jeszcze nie teraz.


Moje londyńskie spotkanie z Leszkiem Możdżerem
- Podczas tej samej rozmowy Leszek Możdżer wypowiedział też swoją osobistą wizję przyszłości muzyki: "Mam wrażenie, że fuzja muzyki jazzowej i klasycznej jest nieunikniona i że prędzej czy później te światy muszą się połączyć. Moim zdaniem jedyną rzeczą, dzielącą te dwa gatunki, jest tylko to, że jazz zwykło się grac z nagłośnieniem, a muzykę klasyczną zwykło się grać bez nagłośnienia. To jest właściwie jedyne pole, na którym muzyka klasyczna przegrywa z jazzem, z muzyka rockową, z muzyką rock’n’rollową, z muzyką popową. Dzieje się tak głownie dlatego, że nie jest ona nowocześnie podana. Jest podana w sposób starodawny, bez nagłośnienia, bez oświetlenia, w kostiumie z minionej epoki. Jeżeli zaangażuje się wszystkie nowoczesne środki do prezentacji muzyki klasycznej, to ona będzie równie wstrząsająca dla publiczności jak muzyka rockowa i przewiduję wielki powrót muzyki klasycznej na listy przebojów". Zgadzasz się z Leszkiem w tej kwestii? W jakim gatunku widzisz siebie w najbliższej przyszłości?


Czakulec
- W muzyce tworzą się coraz to nowe gatunku, podgatunki, mieszaniny. Właśnie. Przychodzi moment, w którym już prawie wszystko ze sobą kooperowało. Powstała masa muzycznych eksperymentów. W tym muzyka klasyczna zagrana za pomocą współczesnych instrumentów. Tego rodzaju przeróbki są ciekawym pomysłem, na który ktoś wpadłby prędzej czy później. Niektórzy być może słyszeli takie remixy nie będąc nawet świadomi, że kompozycja pochodzi sprzed kilku wieków. Nie chodzi jednak o koleje mieszanie gatunków. Chodzi o nowoczesne podanie czystej muzyki klasycznej. Nagłośnienie, lokalizacja, oprawa, światła, stroje. Myślę, że z biegiem czasu ktoś wymyśli na tyle ciekawą oprawę, że muzycy klasyczni będą na równi z gwiazdami rocka. Osobiście grałam zarówno w takich gatunkach jak symfoniczny black metal jak i lekki rock alternatywny, na delikatnych duetach pianino-wokal kończąc, więc naprawdę ciężko mi powiedzieć jak to się skończy. Czas pokaże.

- Jakie plany i marzenia związane z działalnością muzyczną skrywa w swojej pięknej duszy Czakulec? Myślisz poważnie o karierze muzycznej, czy też świadomie zatrzymałaś się tylko na realizacji swojej pasji?


- Z marzenia o zespole, z którym przejeżdżę cały kraj w trasie koncertowej raczej się nie wyleczę. A jeśli chodzi o plany, dostałam się na kierunek, który zajmuje się dźwiękiem w grach więc być może uda się również zawodowo związać przyszłość z muzyką. Marzę też o swoim małym studiu, w którym mogłabym nagrywać zarówno siebie jak i osóbki dopiero zaczynające przygodę z muzyką. Wiem jak bardzo potrafi hamować brak możliwości nagrania pierwszych kroków w przyzwoitej jakości. Internet potrafi być dziś miejscem, w którym rozpoczyna się kariera. Jednak każda widownia ma swoje wymagania.

Czakulec
- Nie posiadasz żadnej strony internetowej, nie masz fan page na Facebooku, nie masz także managera i nie angażujesz się w jakąkolwiek promocję swojej twórczości poza kanałem YouTube. Czy po sukcesach na naszej liście coś w tych tematach zmieni się?

- Pierwsze nagrania trafiły na YT raczej dla mnie samej albo dla znajomych, z którymi wybierałam kolejne kawałki do coverów. Wciąż publikuję to raczej dla siebie albo dla duszyczek, które mnie do tego namawiają jak zwykle wierząc we mnie bardziej niż ja sama. Moja działalność internetowa ogranicza się raczej do minimum. Nie potrafię obchodzić się z ludźmi, których nie widzę na żywo, więc pewnie nawet nie wiedziałabym za co się złapać. Myślę, że jeżeli kiedyś powstanie coś takiego jak fan page, to nie z samodzielnej inicjatywy. Ktoś musiałby mnie nieźle kopnąć albo zająć się tym osobiście.

Adrianna Mac
- Dasz się namówić na ujawnienie swojej tożsamości, czy nadal chcesz ukrywać się przed światem, a jeśli tak, to dlaczego? Przy okazji... w przepastnych zasobach Internetu podczas wyszukiwania słowa Czakulec, można odnaleźć następujące zdjęcie (fot. powyżej):

- Póki co z moją tożsamością nie wiąże się żadna wybitna kariera więc moje imię i nazwisko może jedynie przypisać do anonimowego pseudonimu, równie anonimową twarz. Chciałam sprawdzić reakcję, odbiór. Zobaczyć, czy jest sens operować nazwiskiem. Ale widzę, że mój pesymizm tym razem przegrał z kolorową rzeczywistością, więc można przypisać dziewczynę ze zdjęcia do ksywy Czakulec i nazwać ją Marlena Germuga.

- Adrianna Mac - nasza zwyciężczyni konkursu, jaki ogłosiłem z okazji półmilionowego wejścia na mojego bloga Muzyczna Podróż tutaj to jedna z tych słuchaczek Polisz Czart i czytelniczek bloga, która otwarcie przyznaje się do sympatii dla twojej muzyki i sama namawiała mnie do zrealizowania tego wywiadu. Miałaś może okazję poznać Adriannę? Jak wielu podobnych jej fanów twojego talentu spotykasz na swojej drodze?

Marlena i Adrianna
- Nie wiem czy posiadam jeszcze jakiś fanów. Właśnie Adrianna miała kiedyś okazję podarować mi owego serwetkowego żurawia, więc jest nie tylko moją największą fanką ale i moim osobistym cieplutkim natchnieniem. Myślę, że mamy kandydatkę na menadżerkę (śmiech).

- Wspomniany w tej rozmowie dwukrotnie Michael Nyman dał się poznać światu w dużej mierze dzięki muzyce do filmów znakomitego brytyjskiego reżysera Petera Greenawaya. Nie kusi cię podobna droga? Być może Czakulec powinien także pójść w stronę muzyki filmowej lub teatralnej. Co o tym myślisz?


- Jeżeli moje plany wypalą, pójdę raczej w muzykę do gier. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by spróbować pracy z filmem czy w teatrze. Wszystko ma swoje unikalne potrzeby, wszystko wymaga nieco innego podejścia, wszystko rozwija.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz