niedziela, 9 listopada 2014

Antoni Malewski - Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim. Część 14 - Rock’n’Rollowe sesje wyjazdowe

Antoni Malewski urodził się w sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś. Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako nauczyciel. Dziś jest emerytem i dobiega 70-tki. O swoim dzieciństwie i młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”, „A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce, która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie. Miał 12/13 lat, kiedy po raz pierwszy usłyszał termin rock’n’roll. Egzotyka tego słowa, wzbogacona negatywnymi artykułami Marka Konopki - stałego korespondenta PAP w USA jeszcze bardziej zwiększyła – jak wspomina - nimb tajemniczości stylu określanego we wszystkich mediach jako „zakazany owoc”. Starszy o 3 lata brat Antoniego na jedynym w domu radioodbiorniku Pionier słuchał nocami muzycznych audycji Radia Luxembourg, wciągając autora „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” w ten niecny proceder, który - jak się później okazało - zaważył na całym jego życiu. Na odbywającym się w 1959 roku w tomaszowskim kinie „Mazowsze” pierwszym koncercie pierwszego w Polsce rock’n’rollowego zespołu Franciszka Walickiego Rhythm and Blues, Antoni Malewski znalazł się przypadkowo. Po roku w tym samym kinie został wyświetlony angielski film „W rytmie rock’n’rolla” i w życiu młodego Antka nic już nie było takie jak dawniej. Później przyszły inne muzyczne filmy, dzięki którym Antoni Malewski został skutecznie trafiony rock'n'rollowym pociskiem, który tkwi w jego sercu do dnia dzisiejszego. Autor „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” wierzy głęboko, że rock’n’roll drogą ewolucyjną rozwalił w drobny pył wszystkie totalitaryzmy tego świata – rasizm, faszyzm, nazizm i komunizm. Punktem przełomowym w życiu Antoniego okazały się wakacje 1960 roku, kiedy to autor poznał Wojtka Szymona Szymańskiego, który posiadał sporą bazę amerykańskich płyt rock’n’rollowych. W jego dyskografii znajdowały się takie światowe tuzy jak Elvis Presley, Jerry Lee Lewis, Dion, Paul Anka, Brenda Lee, Frankie Avalon, Cliff Richard, Connie Francis, Wanda Jackson czy Bill Haley, a każdy pobyt w jego mieszkaniu był dla Antoniego wielką ucztą duchową. W lipcu 1962 roku obaj wybrali się autostopem na Wybrzeże. W Sopocie po drugiej stronie ulicy Bohaterów Monte Casino prowadzającej do mola, był obszerny taras, na którym w roku 1961 powstał pierwszy w Europie taneczny spęd młodzieży zwany Non Stopem, gdzie przez całe wakacje przygrywał zespół współtwórcy Non Stopu Franciszka Walickiego - Czerwono Czarni. Młodzi tomaszowianie natchnieni duchem tego miejsca zaraz po powrocie wybrali się do dyrektora ZDK Włókniarz, w którym istniała kawiarnia Literacka i opowiedzieli mu swoją sopocką przygodę. Na ich prośbę dyrektor zezwolił do końca wakacji na tańce, mimo iż oficjalne stanowisko ówczesnego I sekretarza PZPR Władysława Gomułki brzmiało: "Nie będziemy tolerować żadnej kultury zachodniej". Taneczne imprezy w Tomaszowie rozeszły się bardzo szybko echem po całej Polsce, a podróżująca autostopem młodzież zatrzymywała się, aby tego dobrodziejstwa choć przez chwilę doświadczyć. Mijały lata, aż nadszedł dzień 16 lutego 2005 roku - dzień urodzin Czesława Niemena. Tomaszowianie zorganizowali wówczas w Galerii ARKADY wieczór pamięci poświęcony temu wielkiemu artyście.

Wśród przybyłych znalazł się również Antoni Malewski. Spotkał tam wielu kolegów ze swojego pokolenia, którzy znając muzyczne zasoby Antoniego wskazali na jego osobę, mając na myśli organizację obchodów zbliżającej się 70 rocznicy urodzin Elvisa Presleya. Tak oto... rozpoczęła się "Subiektywna historia Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim", którą postanowiłem za zgodą jej Autora udostępniać w odcinkach Czytelnikom Muzycznej Podróży. Zanim powstała muzyka, która została nazwana rockiem, istnieli pionierzy... ludzie, dzięki którym dziś możemy słuchać kolejnych pokoleń muzycznych buntowników. Historia ta tylko pozornie dotyczy jednego miasta. "Subiektywna historia Rock’n’Rolla..." to zapis historii pokolenia, które podarowało nam kiedyś muzyczną wolność, a dokonało tego wyczynu w czasach, w których rozpowszechnianie kultury zachodniej jakże często było karane równie surowo, jak opozycyjna działalność polityczna. Oddaję Wam do rąk dokument czasów, które rozpoczęły wielką rewolucję w muzyce i która – jestem o tym głęboko przekonany – nigdy się nie zakończyła, a jedynie miała swoje lepsze i gorsze chwile. Zbliżamy się – czego jestem również pewien – do kolejnego muzycznego przełomu. Nie przegapmy go. Może o tym, co my zrobimy w chwili obecnej, ktoś za 50 lat napisze na łamach zupełnie innej Muzycznej Podróży.

Bogato ilustrowane osobiste refleksje Antoniego Malewskiego na temat swojej życiowej drogi można przeczytać tutaj Cześć 1 "Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim" można przeczytać tutaj. Część 2 tutaj  Część 3 tutaj  Część 4 tutaj  Część 5 tutaj  Część 6 tutaj Część 7 tutaj  Część 8 tutaj  Część 9 tutaj  Część 10 tutaj Część 11 tuta jCzęść 12  tutaj  Część 13 tutaj



Podczas publikacji każdego z odcinków „Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” wzruszam się ogromnie, bo też i ja mam swoje wspomnienia z czasów, gdy rodził się polski rock. Dziś po raz pierwszy jednak pozwolę sobie na maleńką odrobinę prywaty, ponieważ wzruszenie, jakie dopadło mnie podczas czytania niniejszego odcinka, jest znacznie większe, niż miało to miejsce dotychczas, a jego przyczyna znajduje się już na samym wstępie opowieści Antoniego cyt: "Wakacje 1964 roku okazały się dla mnie również atrakcyjne muzycznie i wypoczynkowo jak ostatnie dwa lata dekady zapoczątkowującej lata 60-te". Otóż Drogi Antku, wakacje 1964 roku okazały się i dla mnie bardzo niezwykle. 19-go lipca 1964 roku, a więc dokładnie wtedy, gdy Ty pełniłeś zaczytaną funkcję elektryka sprzętu zespołu muzycznego przebywającego na równie zaszczytnej misji szerzenia Rock’n’Rolla na "wysuniętej placówce" nad Jeziorem Sławskim, ja akurat przyszedłem sobie na świat. Ot... taki mały zbieg okoliczności. Za prywatę moją bardzo przepraszam, dokumentując ją osobistą fotografią :-)

Jezioro Sławskie




Wakacje 1964 roku okazały się dla mnie również atrakcyjne muzycznie i wypoczynkowo jak ostatnie dwa lata dekady zapoczątkowującej lata 60-te. Zespół z Klubu ZMS, po otrzymaniu wakacyjnego prezentu w postaci spędzenia miesiąca wakacji w lasach nad jeziorem sławskim, wziął się poważnie do roboty. Na próbach przygotowywał się do tourne po Polsce, pogłębiał swój muzyczny repertuar innych, wielkich instrumentalistów jak, amerykańskie zespoły będące na topie; Johnny & The Hurricanes (Red River Rock, Cannonball), Duan Eddy (Peter Gunn, Rebel Rouser) czy The Champs (Tequila).


Wiśniowa Góra k/Łodzi
Lider zespołu, Mietek Dąbrowski swoim profesjonalizmem, sposobem bycia (image) był bardzo ważną osobą w zespole miał duże poważanie i wiarygodność u pana Kotalskiego, więc by z zespołem zabrać mnie do Sławy Śl. wymyślił funkcję elektryka sprzętu muzycznego, którą oficjalnie przedstawił panu Marianowi. Choć z elektryką nie miałem nic wspólnego, zawsze przed występem te sprawy załatwiali gitarzyści podłączając się do wzmacniaczy, to pan Kotalski w trosce o dobre funkcjonowanie zespołu na prąd, zaakceptował funkcję elektryka zespołu i tym sposobem znalazłem się, ku swojemu, dużemu zaskoczeniu, w ekipie na Sławę Śląską. Zanim nastąpił wyjazd na Ziemię Lubuską, pan Kotalski na okres 4/5 dni, zaproponował zespołowi i załatwił krótki pobyt w Wiśniowej Górze k/Łodzi (w celu przetestowania na gorąco swój, nowy repertuar), na trwającym tu od tygodnia młodzieżowym obozie ZMS (szkoleniowo – wypoczynkowym) z dawnego województwa łódzkiego. Była tu również grupa aktywistów z naszego miasta. Zespół muzyczny miał w swoim programie, poza codziennym przygrywaniem do tańca uczestnikom obozu, również jeden, pełnowymiarowy koncert. Właśnie na ten koncert, miały przyjechać władze wojewódzkie wizytujące polityczną działalność obozu i inni goście z wojewódzkiego świecznika. By zadośćuczynić panu Kotalskiemu za zabezpieczenie nam wspaniałych wakacji, również miał przybyć na ten dzień do Wiśniowej Góry, Mietek Dąbrowski i jego koledzy z zespołu, jak to się kolokwialnie mówi, by dać z siebie wszystko.


Podczas koncertu doszło do dziwnego i zaskakującego wydarzenia, którego nie zapomnę do końca swoich dni. Kiedy Romek Jędrychowski zakończył swoją wokalną rundkę utworem The Young Ones z repertuaru Cliffa Richarda, gitarzyści rozpoczęli swoją, instrumentalną część spotkania. Tym utworem, będącym wówczas na topie list przebojów, był Hava Nagila. Po kilku wykonanych przez zespół taktach, nagle na scenę wbiega chłopak o ciemnej karnacji skóry (był to przebywający gościnnie, jak się później okazało, student z Cypru uczący się w Łodzi), zaczął wykonywać dziwne, taneczne ruchy zmierzające ku Mietkowi wykonującemu na prowadzącej, główną partię utworu. Brat Andrzej, basista, z Michałem na rytmicznej na moment zamarli zaprzestając gry, a Andrzej Kuźmierczyk przestał uderzać w bębny, szykując się do obrony (myślał, że to atak) Mietka Dąbrowskiego. Tymczasem Mietek zorientował się, że utwór jest pochodzenia orientacji wschodniej, jeszcze mocniej uderzał w struny, wprowadzając Cypryjczyka w taneczną ekstazę a pozostali członkowie zespołu po chwilowym zastoju, przyłączyli się grą do gitary prowadzącej, tym samym stworzyli niepowtarzalne widowisko, jakiego już nigdy w swoim życiu nie doznałem.


Tymczasem tańczącym krokiem student, zszedł ze sceny pociągając do tańca swoich przyjaciół, z którymi tu przybył, by po chwili cała sala połączona przyjaznym, tańczącym orszakiem trzymając się za dłonie przemieszczała się wzdłuż i wszerz pomieszczenia, utrzymując rytm i taneczny krok. W ten proceder wciągnęli zaproszonych i wielce zaskoczonych notabli. Zespół nieustannie podtrzymywał stronę muzyczną, trwało to blisko dziesięć minut. Po zakończeniu utworu wszyscy z ulgą odetchnęliśmy zajmując siedzące miejsca a zespół dalej kontynuował swój, zakłócony koncert. Hava Nagila (Radujmy się) – to ludowa pieśń żydowska śpiewana na święto między innymi, na Chanukę. Pierwszy raz nagrał ją w 1915 roku Abraham Zewi Idelsohn w Jerozolimie, a słowa do tej melodii uwspółcześnił w 1918 roku na znak zwycięstwa Brytyjczyków i utworzenia w Palestynie państwa żydowskiego. Utwór ten wykonywały i miały w swoim repertuarze największe, światowe gwiazdy piosenki; Bob Dylan, Connie Francis, Dalida, Scooter, nasza Justyna Steczkowska czy Harry Belafonte. Również zespoły instrumentalne miały ten utwór w swoim repertuarze, jak; Duan Eddy, The Ventuares czy The Shadows. W cudownych latach 60-tych ubiegłego wieku, utwór Hava Nagila, ze względu na swoją przepiękną linię melodyczną, stał się wielkim, światowym hitem.



Sława Śląska
Ośrodki wypoczynkowe przepięknie położone w lasach nad jeziorem sławskim to jedno z najatrakcyjniejszych krajobrazowo regionów Polski. Zresztą cała Ziemia Lubuska kandyduje do miana największych skarbów polskiej przyrody. My z centralnej Polski wyrażaliśmy się o tym regionie, tej ziemi, że jest ona jak bibilijny raj. W dawnym województwie łódzkim (przed gierkowskim podziałem Polski) niektóre obiekty wokół miasta Sława Śląska i wzdłuż jeziora sławskiego, podlegały administracyjnie województwu i miastu Łódź. Sławskie ośrodki stały się główną bazą szkoleniowo – wypoczynkową dla aktywu i członków ZW ZMS, województwa łódzkiego. Przez całe lato trwały tu dwutygodniowe obozy szkoleniowo – wypoczynkowe, zetemesowska młodzież reprezentowana była przez aktyw wszystkich miast województwa. Na polu namiotowym w lesie iglastym, rozstawionych było kilkanaście, dwunastoosobowych namiotów z drewnianym budynkiem nad brzegiem jeziora, w którym mieściła się stołówka i obozowa świetlica. Około 150 metrów dalej, idąc w kierunku centrum miasta, w głąb jeziora wcinał się w wodę półwysep, na którym stał wokół oszklony pawilon z bufetem, stolikami i krzesełkami z małą scenką i dużym (drewniana podłoga) miejscem do tańca. Była to słynna Szklanka, lokal o którym było głośno we wszystkich miastach naszego województwa. Odbywały się tu wszystkie, obozowe wieczorki poznawcze i taneczne zabawy, zwane fajfami.


Jezioro Sławskie
Do Sławy przyjechaliśmy pociągiem wczesnym rankiem. Zakwaterowaliśmy się w jednymz obozowych namiotów. Obóz od 2/3 dni już trwał. Po krótkim odpoczynku, późnym popołudniem, w Szklance odbyła się pierwsza próba zespołu, na której to zebrała się duża grupa młodzieży, nie tylko z naszego obozu. O przyjeździe na turnus do Sławy tomaszowskiej, gitarowej grupy mówiło się głośno w obozowych kuluarach, z stąd taka frekwencja ciekawskich na pierwszej próbie. Późnym wieczorem w tym lokalu odbył się wieczorek zapoznawczy obozowej młodzieży ZMS (stały fragment wszystkich zgrupowań większej liczby osób) województwa łódzkiego. Po krótkich przemówieniach pana Komendanta obozu, oficjalną, taneczną część spotkania zespół rozpoczął utworem z repertuaru The Shadows, Shadoogie. Utwór ten stał się muzycznym logiem zespołu, od tej chwili wszystkie koncerty, muzyczne spotkania zespołu z Barlickiego 9, rozpoczynały się tym hitem.


Zaczął się taneczny szał trwający nieustannie do północy co była jednorazowym ewenementem. W pozostałe dni fajfy kończyły się kwadrans przed 22.00, bo o tej godzinie wg obozowego regulaminu obowiązywał capstrzyk (cisza nocna). Kiedy chłopcy zagrali utwór z repertuaru The Diamonds, oparty na motywach muzyki ludowej Japonii, Sukiyaki (japońska potrawa z ryżu) z miejsca stał się przebojem obozu. Podśpiewywany, nucony był codziennie przez wszystkich obozowiczów w okresie trwania turnusu, wieczorem, na tanecznych fajfach bisowany był bez przerwy. Na tańce do Szklanki przychodziła młodzież nie tylko z naszego obozu ale również innych zakotwiczonych wokół jeziora sławskiego, także zagranicznych (Czechosłowacja, NRD, Węgry). O wydarzeniach w Szklance rezonansem rozeszła się fama w centrum miasta Sławy. Do końca naszego pobyty było bardzo tłoczno na parkiecie tanecznego pawilonu. O zespole wyrażano się w samych superlatywach co bardzo nas wszystkich, tomaszowian podbudowywało. Dziś po latach stwierdzam, że był to najbardziej profesjonalny zespół, którego nie powstydziłby się ojciec chrzestny polskiego rock’n’rolla, pan Franciszek Walicki.


Sława Śląska
Zapraszani byliśmy do innych obozów na spotkania przy ognisku (pieczenie kiełbasek), gdzie nasz mistrz gitary, Mietek Dąbrowski przygrywał do wspólnie śpiewanych, obozowych szlagierów. Wakacje w Sławie Śląskiej uważam za jedno z najpiękniejszych przeżyć w swojej młodości, a zespół z tomaszowskiego Klubu ZMS rozsławił nasze miasto do tego stopnia, że jeszcze we wrześniu na fajfy przy Barlickiego 9 przyjeżdżali uczestnicy sławskiego obozu z Łodzi, Zgierza, Piotrkowa Trybunalskiego, Pabianic czy Skierniewic. Wrzesień był ostatnim miesiącem działalności zespołu. Od października jego lider, Mietek Dąbrowski rozpoczął studia na Uniwersytecie Wrocławskim, na Wydziale Prawa. Mija blisko 50 lat od tamtych wydarzeń z lata 1964 roku, miałem jeszcze okazję trzykrotniew swoim życiu służbowo przebywać w zakochanej do bólu Sławie Śląskiej, mieście przepięknie położonym w lasach wokół jeziora o tej samej nazwie. Za każdym służbowym pobytem moje uczucia, pamięć, wracały z łezką w oku do tych przepięknych chwil, do pięknie opalonych dziewczyn, seksownie wabiących nas, chłopaków w czasie rock’n’rollowych szaleństw na parkiecie pawilonu Szklanka. Na zawsze w mojej pamięci pozostaną dwa wielkie, wakacyjne przeboje, które dominowały przez lato 1964 roku, jeszcze przez następne lata można było je usłyszeć w polskich klubach i domach, to; Hava Nagila i Sukiyaki. Jedyny pozytywny akcent tomaszowski, jaki pozostał w tym mieście, to ten, że założył tu rodzinę i mieszka do dzisiaj mój pierwszy idol rock’n’rolla ze starzyckiej jedenastolatki, Gienek Kowalski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz