sobota, 18 lutego 2017

Marek Jamroz - Peweksówka... zamiast recenzji

Ekipa Dobrzegrająca fot. Marek Jamroz
fot. Marek Jamroz
Opowiem wam o Peweksówce, nowej płycie Jacka Stęszewskiego. Nie będzie to recenzja, raczej jakiś szkic, impresja i wspomnienie dobrej zabawy, bowiem swoją osobą wniosłem skromny wkład w ostateczny kształt tego albumu. Teraz powinno nastąpić pompatyczne: wszystko zaczęło się od… Ale nie będę zanudzał historiami, jak to się poznaliśmy i inne trele morele. Wyszło tak, że Jacek z Ekipą Dobrzegrającą (Władek i Michał) wystąpił na recitalach w Bedford i w Londynie. Podczas pobytu w naszej pięknej Anglii padło pytanie, czy nie zechciałbym zrobić kilku zdjęć na nową płytę. Oczywiście się zgodziłem i po kilku tygodniach zaczęła się zabawa. Wizję okładki, nasz Pan Śpiewak z Katowic miał już w głowie, miała to być kaseta magnetofonowa, jeżeli młodzież nie wie co to, to ja młodzież odsyłam do Googla i Wikipedii. Jeżeli kaseta, to nie pierwsza lepsza, tylko oczywiście Stilon Gorzów. Ferrum Forte C-60, szary plastik, różowa naklejka i opakowanie w tymże kolorze, jedna z ikon mojego dzieciństwa. Okazuje się, że nie tak łatwo znaleźć dobrze wyglądający egzemplarz, znajomi nie dopisali, więc trzeba było szukać na Allegro. Z kasetą nabytą drogą kupna minąłem się podczas moich listopadowych wizyt w Polsce dwa razy, więc trzeba było pchnąć pocztą za kanał La Manche (Anglicy mówią na to English Channel).


Stęszewski Band i Chwedziak Band w Jazz Cafe POSK
fot. Marek Jamroz
fot. Marek Jamroz
Gdy już dorwałem modelką to zacząłem się nad nią fotograficznie znęcać, bo to i pod kątem, i w pudełku i tak i siak… Gdy pokazałem wypociny autorowi płyty wybrał wariant najprostszy z możliwych, więc i najlepszy. Po edycji, i lekkiej obróbce graficznej Jacka Czepułkowskiego okładka Peweksówki uzyskała swój ostateczny kształt. Oczywiście na okładce się nie skończyło. Za kartki na cukier i mięso dałem się namówić na dalszą pracę fotograficzną. Część zdjęć powstała w kuchni naszego muzyka. Zebrał on, bowiem, mnóstwo artefaktów z okresu PRL, między innymi: kartki na żywność i benzynę, Trybunę Ludu, instrukcje obsługi Malucha i Wartburga, mapy, bony dolarowe z Pewexu, oraz taką ilość starych banknotów, że w przeliczeniu mogło być tego z 15 nowych złotych (kupa szmalu). Większość kolaży była gotowa od ręki, ale kilka zdjęć wymagało nieco przygotowań. Kasety VHS pożyczyłem od znajomego, ale tytuły zrobiłem sam, Jacek dał mi jednak przykaz, że ma być coś z Bronsonem. Płytę Amy Winehouse spreparowałem sam, pomyślałem, że miała tak charakterystyczny makijaż, iż od razu wszystko będzie jasne. Wujek z RFN to mój dobry kolega Grzegorz Kowalewski, czyli Kovaleffsky, Wizytówka bedfordzkiego Hip Hopu.


fot. Marek Jamroz
fot. Marek Jamroz
Przy fotografii kubka z wodą firmową najbardziej napracowała się Justyna, dzielnie kropląc wodę do kubka z sokiem pomarańczowym. Zeszło z tym zdjęciem sporo czasu, bo fotograf od siedmiu boleści był wciąż niezadowolony z rozbryzgów. Fotografia do Commodore 64 przedstawia tak naprawdę Amigę Jacka i oczywiście dłonie artysty. Zdjęcia były tylko pretekstem, żeby pościgać się na „Lotusie”. Muszę się przyznać, że udało mi się przemycić trochę prywaty na Peweksówkę. Otóż na zdjęciu z Italii 90 oprócz sławnych Maradonnów i Schillacich, jest też mój tata, piłkarz GKS-u Grunwald Halemba, chciałem w ten sposób jakoś mu podziękować za to, że był najfajniejszym tatą, jakiego można sobie wyobrazić.

fot. Marek Jamroz
Bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie wykorzystanie zdjęcia rolki papieru toaletowego. Dopiero gdy fizycznie rozpakowałem płytę, buchnąłem śmiechem, kiedy zobaczyłem, że dysk zdobi fota najbardziej wartościowego papieru w PRL-u. Zostały jeszcze telewizory. Możecie sobie pomyśleć, że znalazłem gdzieś w Internetach i kombinowałem w edycji. Owszem, bez fotoszopek się nie obyło, ale zdjęcie jest mojego autorstwa, a taką stertę telewizorów znalazłem w Jarocinie w Spichlerzu Polskiego Rocka, na dobrych kilka miesięcy przed historią z Pewexem. Oprócz moich prac, książeczkę Peweksówki zdobią jeszcze zdjęcia Maćka Skowronka (te z Maluchem), oraz fotografie z archiwum rodzinnego autora płyty. Praca nad graficzną stroną Peweksówki była niezwykłym doświadczeniem. Z jednej strony czułem ogromną odpowiedzialność, ale jednocześnie żadnej negatywnej presji. Moje zdjęcia nie są ani przełomowe, ani wybitne, spełniają swoją zasadniczą rolę, są dodatkiem do tego, co w tym całym młynku jest najważniejsze, do muzyki.


fot. Marek Jamroz
W Epilogu chcę podziękować kilku osobom: Justynie, za pomoc i wsparcie moralne, szczególnie podczas pisania tego tekstu :) Jackowi, za zaufanie i przygodę życia, Jowicie, Michałowi i Władkowi, za wspaniały czas podczas UK Tour. Asi. Bo to jej archiwum muzyczne w latach 80tych było inspiracją do zrobienia okładki albumu. I wszystkim życzliwym mi osobom.

PS Powinienem napisać recenzję najnowszego albumu Jacka Stęszewskiego, ale nie dam rady. To rewelacyjny album, ale jest mi tak bliski, że posądzilibyście mnie o stronniczość. Peweksówka jest muzycznym slajdem moich szczenięcych lat, zapisem tego wszystkiego, co było dla mnie najważniejsze 30 lat temu. Polecam, trzeba ją mieć w płytotece.

Wywiad z Jackiem Stęszewskim do przeczytania tutaj


Marek Jamroz - Muzyka była w jego domu od zawsze, ale zawsze gdzieś w tle. Rodzice nie kupowali płyt, tylko słuchali radia, a to co muzycznego działo się w pokoju jego starszej siostry, było tajemnicą. Na szczęście, choć dorastał w typowo śląskiej rodzinie, rodzice nie katowali go słuchaniem jakże popularnych wśród sąsiadów, niemieckich szlagierów i tyrolskich polek. Pierwsze utwory jakie Marek pamięta to piosenki z niedzielnego Koncertu Życzeń takich wykonawców jak Irena Jarocka, Urszula Sipińska Jerzy Połomski i nieśmiertelna Mireille Mathieu z przebojem Santa Maria. Po słusznie minionym okresie Fasolek i Zająca Poziomki, jego pierwszą dojrzałą muzyczną fascynacją była twórczość Jeana Michelle Jarre'a. Po skutecznej próbie przedarcia się do pokoju siostry,  Marek po raz pierwszy usłyszał jego Equinoxe, Marka Bilińskiego, The Beatles i Andreasa Vollenweidera. Marek zawsze był wzrokowcem - i jak miał nie trafić po latach do Polskiego Wzroku - i prezentowane Przez Krzysztofa Szewczyka w programie Jarmark klipy "Money for Nothing" Straitsów, "Take on Me" A-HA wbijały go w fotel. W późniejszych latach osiedlowa telewizja kablowa emitowała piracko MTV (to prawdziwe, gdzie kiedyś puszczano muzykę). Marek chłonął każdy gatunek - pop, rap, rock, metal, wszystko co brzmiało. Słuchał Trójki i listy w każdy piątek, kupował "pirackie oryginały", jakby chciał się tym wszystkim udławić. Nigdy nie identyfikował się z żądną subkulturą. Jako jeden z niewielu na podwórku lubił Guns'n'Roses i nikt nie wiedział jaka przyczepić mu łatkę. W szkole średniej zaczął słuchać muzyki bardziej świadomie. Wsłuchiwał się w teksty polskich wykonawców i nieudolnie starał się tłumaczyć tych anglojęzycznych. Wtedy to kolega pożyczył mu album Meddle Pink Floyd i tak zaczęła się jego wielka przyjaźń z muzyką brytyjskiej czwórki (a później trójki). Pojawiły się też kolejne fascynacje - Metallica, Biohazard, Smashing Pumpkins, Type O Negative, Sepultura, Dżem, Ira, Kazik, Piersi, Hey ale i Turnau, Grechuta, Soyka i Grupa pod Budą. Dżem był mu zawsze bliski, bo to lokalny patriotyzm i przy ognisku śpiewało się Whisky i Wehikuł Czasu, a porem namacalnie odczuł tragedię śmierci Pawła Bergera, gdy wykonywał napis na jego płycie nagrobnej pracując jako liternik w zakładzie kamieniarskim. Później przyszedł czas emigracji. Marek wyjechał na trzy miesiące w listopadzie 2005 roku i... ten kwartał ciągnie mu się do dziś. Największą pasją Marka jest robienie zdjęć. Zaczynał, gdy jeszcze nikomu nie śniło się o aparatach cyfrowych, a na wywołanie zdjęć (o ile nie miało się własnej ciemni) czekało się parę dni. Łapanie momentów upływającego czasu i zamiana ich w obrazy zawsze było dla niego jakimś rodzajem magii. Oprócz fotografowania lubi stare polskie filmy, absurdalny humor, historię i książki. W wolnym czasie czyta co popadnie i sprawia mu to nieznośną frajdę. Jakiś czas temu zupełnie przypadkowo poznał pewnego mechanika samochodowego, który najpierw okazał się całkiem fajnym gościem, a później gościem z ogromną wiedzą muzyczną. Tym mechanikiem jest Kuba Mikołajczyk, który wraz z Mateuszem Augustyniakiem założyli portal Polski Wzrok, dzięki któremu Marek w tempie pędzącego ekspresu dostał się w sam środek najważniejszych polskich wydarzeń kulturalnych na Wyspach. Zaczął fotografować dla portalu na koncertach, co sprawia mu wielką przyjemność i dzięki czemu poznaje wielu ciekawych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz