niedziela, 12 grudnia 2010

Polanie - Polanie (Polska) 1967 Wizjer nr 52

Dawno, dawno temu, w czasach, gdy wokaliści popularnych zespołów musieli być obdarzeni świetnym lub przynajmniej przyzwoitym głosem, a muzycy posiadać choć minimalne umiejętności gry na instrumentach, na świecie pojawił się rhythm and blues. Obecnie, kiedy piosenkarze nie muszą dysponować jakże często już nawet przeciętnym głosem, bo wszystko może zrobić za nich odpowiednio dobrany program komputerowy, sprytni twórcy popkultury postanowili wykreować muzykę tak mało wyrazistą, że aby zapewnić jej finansowy sukces, zapożyczyli nazwę od tego wielce zasłużonego gatunku. Aby zakamuflować swój podstęp, nie użyli jednak pełnej nazwy, lecz wpadli na pomysł niewinnego z pozoru zapożyczenia skrótu. W konsekwencji powołany został do życia całkowicie nowy styl będący mieszaniną popowego rapu z niezbyt ambitnymi tekstami oraz hukiem basów w tle. Spora część fanów tej muzyki (co sprawdziłem) nie ma nawet pojęcia, co ów skrót faktycznie oznacza. Jak widać oryginalność nie jest cnotą, gdy w grę wchodzą wielkie pieniądze i nie dotyczy to jedynie nurtu R&B. 
 

Polanie pojawili się nagle, bo - jak przyznali to sami muzycy - byli już znudzeni graniem w takich grupach jak Czerwono i Niebiesko-Czarni i nie ukrywali swojej fascynacji królującym wówczas na świecie rhythm and bluesem. Powstali w Łodzi w sierpniu 1965 roku oczarowani stylem stworzonym przez Raya Charlesa, a już w listopadzie tego samego roku w warszawskiej Sali Kongresowej udało im się zagrać jako support grupy The Animals. Pomiędzy 23 i 27 czerwca 1965 roku podczas III Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu jeden z wokalistów grupy Niebiesko-Czarni – Wojciech Korda spotkał się po swoim występie z Włodzimierzem Wanderem (saksofonistą Niebiesko-Czarnych), Andrzejem Nebeskim (perkusistą Niebiesko-Czarnych) oraz braćmi Bernolakami - Zbigniewem (basistą Niebiesko-Czarnych) i Wiesławem (grającym na organach w Czerwono-Czarnych). Efektem tego spotkania było powołanie do życia nowego zespołu. Po krótkim czasie Wojciech Korda podjął jednak decyzję o pozostaniu w Niebiesko-Czarnych, a wokalistą Polan został śpiewający dotychczas w Czerwono-Czarnych Piotr Puławski.

Polanie byli pierwszym zespołem, który w poszukiwaniu nowych brzmień wyraźnie odchodził od powszechnej wówczas w Polsce muzyki big beatowej. Na sukcesy młodej grupy nie trzeba było długo czekać. Już rok później Polanie występowali z powodzeniem w Danii, a zaraz potem wzięli udział w International Folk-Beat Festival w Hamburgu, gdzie otrzymali propozycję nagrań dla tamtejszego radia i telewizji, co w owych czasach miało wymiar nie tylko artystyczny. Zaistnienie muzyków z Europy wschodniej za „żelazną kurtyną” wymagało wszak także pokonania barier politycznych, które z dzisiejszego punktu widzenia wydają się być kuriozalne. O klasie Polan niech świadczy chociażby liczba 178 zagranicznych koncertów. Co istotne - nie odbywały się one jedynie w zachodniej części Europy, gdzie muzyka rhythm and bluesowa święciła swoje tryumfy, lecz także w ZSRR, gdzie nasi muzycy zagrali w krótkim odstępie czasu aż dwa razy. Uwieńczeniem tych sukcesów było nagranie w 1967 roku płyty długogrającej.


Konstrukcja debiutanckiego (i jak się później okazało jedynego albumu Polan) jest rzadko spotykana w historii naszej fonografii. Artyści na pierwszej stronie płyty umieścili własne kompozycje a na odwrocie covery tych utworów, które ukształtowały ich muzyczną wrażliwość. Znalazły się tam takie standardy jak „Cool Jerk” amerykańskiej grupy The Capitols, „Summer In The City - The Lovin' Spoonful, „Sunny Afternoon” The Kinks, „I'm Crying” The Animals oraz „Black Jack” z repertuaru Raya Charlesa. Jak wielki wpływ na Polan miał ten ostatni artysta niech świadczy fakt, że jedna z najlepszych piosenek albumu – „Nie wiem sam” do złudzenia przypomina wielki przebój Raya Charlesa – „Hit The Road Jack”. Za każdym razem kiedy słucham tej piosenki, przychodzi mi do głowy zabawne skojarzenie. „Hit The Road Jack” został bowiem wykorzystany w latach 70-tych jako czołówka do programu „Telewizyjne Technikum Rolnicze”. Trudno dziś powiedzieć, na ile autorzy tego pomysłu posiadali świadomość propagowania w PRL-owskich mediach wartościowej muzyki rodem z Zachodu, która z rolnictwem miała chyba tylko tyle wspólnego, że odegrała ważną ROLĘ w kształtowaniu wrażliwości muzycznej mojego pokolenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz