Rozmowa ukazała się pierwotnie na muzyktomania.blogspot.com
Thetragon podczas wywiadu w St. Moritz Club. Fot. Krzysztof Plocek |
21 lipca 2018, Londyn. Najgorętsze od czterdziestu dwóch lat lato na Wyspach Brytyjskich. W sobotni wieczór, wprost z rozkrzyczanej i rozbawionej ulicy centrum dzielnicy Soho, wchodzimy w podziemia St. Moritz Club i już od samego wejścia dochodzą nas energetyczne dźwięki Wings of Destiny. Odrodzony w 2013 roku zespół Thetragon właśnie gra koncert dla fanów, sympatyków i przyjaciół. Wyczuwalna w powietrzu atmosfera podekscytowania udziela się także i nam. Jest to bowiem ostatni londyński koncert grupy, przed trasą po Polsce. Pierwszą po bodaj piętnastu latach od zawieszenia działalności. Po koncercie z braku innych opcji spotykamy się w najciaśniejszym i najduszniejszym pomieszczeniu klubu. Rozmawiamy o przeszłości, nadziejach i planach. Już po chwili wiadomo, że choć Thetragon muzycznie różni się od tego, co robił kiedyś, to jest to ta sama, dobra i znana wszystkim marka, którą grupa ma zamiar potwierdzić, dając koncerty na najwyższym poziomie.
Piotr "Cricket" Wojtyczek |
Tomek: Thetragon powstał w
1997 roku w Krośnie, gdzie debiutował na Wojewódzkim Przeglądzie
Zespołów Muzycznych, zajmując trzecie miejsce. Wydaliście potem demo Gate Of Darkness. Czy to był ten moment, w którym zaczęliście się wybijać na czołowe metalowe miejsce w Polsce?
Wojtek Wojtyczek: Do czołówki w
Polsce było nam jeszcze daleko jak do nieba, ale udało się nam zagrać
dużo fajnych koncertów. Byliśmy młodzi i zbuntowani. To były inne czasy,
nie było YouTube'a, nie było internetu, ale za to były kontakty. Dzięki
nim zagraliśmy z zespołami typu Devilyn, Christ Agony, czy znana wtedy
Atrophia Red Sun. To wszystko jednak ruszyło dopiero po wydaniu albumu The Everlasting Glance of Eternity.
Tomek: Czyli po 2000 roku. Ta
płyta jest w pełni profesjonalna i otworzyła wam drogę do grania z dość
znanymi grupami. Mieliście wtedy uczucie, że zaraz dołączycie do
ekstraklasy metalowej, albo że się w niej już znajdujecie?
Wojtek Wojtyczek: Przyznam, że
po tym albumie poczuliśmy się docenieni, bo udało się wtedy zagrać z
czołowymi zespołami z Polski jak: Acid Drinkers, Decapitated,
Closterkeller, Sceptic czy Corruption i to były naprawdę duże koncerty.
Wojtek Wojtyczek: Na pewno z
Closterkeller w Dębicy. Duża publika, wszyscy ciepło nas przyjęli i
czekali na nas, chociaż przyjechaliśmy spóźnieni z powodu defektu auta.
Zdążyliśmy dosłownie „na styk”, ale ten koncert i tak miło wspominam.
Podobnie z Decapitated, choć to były dopiero ich i nasze początki. Wtedy
jeszcze się tak nie liczyli, jak teraz. Witold „Vitek” Kiełtyka świętej
pamięci, perkusista, brat Wacława, udzielał się u nas na koncertach w
Jaśle, kiedy nasz bębniarz był za granicą. Zagrał z nami dwa koncerty,
ten drugi to był ze Sceptic w Aramis Klub w Krośnie, bardzo liczna
publika przybyła. Również mam mocno w pamięci koncert z Acid Drinkers w
Rzeszowie w klubie Akademia, świetny klub!
Tomasz: Kiedyś można było
czytać na wasz temat w Thrashem All, Metal Hammer czy 7 Gates, graliście
w radiach. Widać, że powoli powracacie na dawną pozycję.
Wojtek Wojtyczek: Myślę, że tak.
Mamy duże plany na ten rok. Przed nami trasa po Polsce. Dlatego uważam,
że jesteśmy gotowi wrócić do tego, co było kiedyś. Może nawet z
większym czadem, bo jesteśmy starsi, każdy z bagażem doświadczeń
życiowych i dojrzalsi muzycznie.
Tomek: Trzecia płyta pod tytułem Before I Die
nie została wydana ze względu na śmierć twojego brata - basisty Piotra
„Cricketa”. Zespół zawiesił wtedy swoją działalność. Co się stało z
materiałem?
Wojtek Wojtyczek: Kilku kawałków
można posłuchać na YouTube. Kiedyś pojawiła się taka myśl, żeby ją
wydać, ale zespół zmienił styl. Jak zauważyłeś na starych wydawnictwach
graliśmy z growlem. Teraz gramy z innym wokalistą, dlatego trudno będzie
odgrzebać te kawałki, zrobić je na nowo, z normalnym czystym wokalem.
Nie podjęliśmy jednak ostatecznej decyzji co do tej płyty. Jest jeszcze
inna kwestia. Materiał do tego albumu był nagrany w 2003 roku, a
brzmienia poszły bardzo do przodu. Wtedy nagrywaliśmy to, powiedzmy, w
średniej jakości studiu, jeżeli słuchasz tego teraz. Na tamte lata to
brzmiało dobrze, natomiast teraz brzmi raczej średnio. Może ewentualnie
niektóre numery dałoby się przearanżować na czysty wokal i zagrać
jeszcze raz. Zobaczymy.
Thetragon. Od lewej: Dariusz Kerl, Wojciech "Świerszcz" Wojtyczek, Vinnie Moon (Tomasz Wiśniewski), Wacław Wolan |
Wojtek Wojtyczek: Nam samym
sobie trudno nadać sobie jakąś nalepkę. Najlepiej, gdyby słuchacze to
ocenili, ale jest to na pewno jakiś rodzaj heavy metalu.
Wacław Wolan: …albo hard rock.
Tomasz Wiśniewski: Są też
elementy doom metalu, jeżeli mielibyśmy się odnieść do stylistyki. Na
pewno nie ma w tym thrashu. Tempo raczej umiarkowane.
Wojtek Wojtyczek: Gramy to, co czujemy.
Tomek: Dlaczego zrezygnowaliście z death metalu?
Dariusz Krel: Ponieważ z kompilacjami osobowości, które się spotkały, już nie dałoby rady tego zrobić.
Marcin Kielar: Nasz wokalista nie śpiewa growlem, więc nie nadawałby się do death metalu, choć jest świetnym gitarzystą.
Wojtek "Świerszcz" Wojtyczek |
Marcin Kielar: Wacek to jeszcze z dinozaurami chodził po świecie. (śmiech)
Wojtek Wojtyczek: Myślę, że zrezygnowaliśmy z death, bo czujemy, że jesteśmy dojrzalsi i chcieliśmy się doskonalić.
Tomek: Czy po tych wszystkich zmianach w składzie myślałeś też o zmianie nazwy?
Wojtek Wojtyczek: Był taki plan
na początku, ale chłopaki przekonali mnie, żeby utrzymać nazwę, więc
została. A poza tym cały czas gramy kawałki z drugiej płyty Thetragonu.
Tomek: Od ostatniego wywiadu ze Sławkiem Orwatem tutaj minęło trochę czasu. Nastąpiły jakieś zmiany w zespole?
Wojtek Wojtyczek: Mamy nowego perkusistę Darka, ale poza tym jakiś specjalnych zmian nie było.
Tomek: Jakiś czas temu wydaliście EP-kę Wings of Destiny zawierającą długogrające melodyjne cztery numery: And I see, Somewhere, Silent Tear, Wings of Destiny. Czyje są to kompozycje i kto układał teksty?Wojtek Wojtyczek: EP-ka powstała jeszcze przed dołączeniem Tomasza do zespołu. Szkielety kawałków uformowałem w domu, a potem Marcin dokładał solówki. Samymi szkieletami zająłem się osobiście, podzieliliśmy ilości: co pod wokal, a co na gitarę. Co do tekstów, ja napisałem jeden, reszta należy do Tomka.
Tomasz Wiśniewski |
Tomek: Ballada z dużym ładunkiem emocjonalnym pod tytułem Silent Tear zawiera dwie wersje, polską i angielską. Jest to hołd dla Piotra, twojego brata?
Wojtek Wojtyczek: To jest tekst, który jest dla mnie bardzo osobisty i oparty na prawdzie. Tę piosenkę napisałem dla mojego brata, który był basistą Thetragonu. On już jest teraz po tamtej stronie i mam nadzieję, że załatwia nam koncerty na przyszłość. Teraz wreszcie mogę o tym spokojnie mówić, minęło już czternaście lat od jego śmierci i pogodziłem się z tym, tak jak napisałem w tekście. Mam nadzieję, że jest w dobrym miejscu, bo był dobrym człowiekiem. Zespół reaktywowałem dla niego. Pamiętam, że dzień przed śmiercią powiedział mi: „Młody musisz grać dalej bez względu na wszystko, co miałoby się stać! Thetragon musi grać! Ta kapela kiedyś będzie wielka!”. Piotrek był cztery lata starszy ode mnie. Był prawdziwym starszym bratem, za złe negował, za dobre wychwalał, a oprócz tego był moim przyjacielem. Wspólna muza, wspólne dzieciństwo... Co mogę więcej powiedzieć? Myślę, że czuwa nade mną i naszym zespołem,
Wojtek Wojtyczek: To jest tekst, który jest dla mnie bardzo osobisty i oparty na prawdzie. Tę piosenkę napisałem dla mojego brata, który był basistą Thetragonu. On już jest teraz po tamtej stronie i mam nadzieję, że załatwia nam koncerty na przyszłość. Teraz wreszcie mogę o tym spokojnie mówić, minęło już czternaście lat od jego śmierci i pogodziłem się z tym, tak jak napisałem w tekście. Mam nadzieję, że jest w dobrym miejscu, bo był dobrym człowiekiem. Zespół reaktywowałem dla niego. Pamiętam, że dzień przed śmiercią powiedział mi: „Młody musisz grać dalej bez względu na wszystko, co miałoby się stać! Thetragon musi grać! Ta kapela kiedyś będzie wielka!”. Piotrek był cztery lata starszy ode mnie. Był prawdziwym starszym bratem, za złe negował, za dobre wychwalał, a oprócz tego był moim przyjacielem. Wspólna muza, wspólne dzieciństwo... Co mogę więcej powiedzieć? Myślę, że czuwa nade mną i naszym zespołem,
Tomek: Thetragon powoli odbudowuje swoją markę. Macie za sobą wygraną na liście Polisz Czart z piosenką Wings of Destiny, wydaliście EP-kę, zaraz ruszacie w trasę. Co potem w planach? Kiedy spodziewać się LP?
Wojtek Wojtyczek: Mamy w planach wydanie płyty jeszcze w tym roku.
Tomasz Wiśniewski: Postanowiono, że w tym roku nagrywamy!
Thetragon podczas koncertu w St. Moritz Club w Soho. Fot. Piter Piotr (Facebook) |
Tomek: Album będzie w dwóch językach?
Wojtek Wojtyczek: Raczej będzie po angielsku.
Tomek: Wings of Destiny udowadnia, że jesteście już w pełni profesjonalną drużyną. Wysoki poziom i techniczne granie. Jaka jest wasza ocena tej EP-ki?
Wojtek Wojtyczek: W skali o
jeden do pięciu, moim zdaniem jest na cztery z plusem, ze względu na
bardzo szybki czas nagrania oraz tylko dwa miesiące wspólnych prób przed
nagraniem.
Dariusz Kerl: Ja oceniam ją średnio, ponieważ była nagrana zbyt szybko.
Wacław Wolan: Za szybko ją nagraliśmy, ale i tak dobrze wyszła.
Tomasz Wiśniewski: Na EP-ce
mamy cztery utwory, plus dwa w wersji polskiej. Zachęcamy do
posłuchania. Jest to pierwsze wydawnictwo Thetragon po odrodzeniu
zespołu. Mamy nadzieję, że materiał się spodoba. Płyty będą dostępne
również na naszych najbliższych koncertach, na które serdecznie
zapraszamy!
Marcin Kielar - gitara |
Tomek: Thetragon to także Wacław Wolan, Marcin Kielar i Darusz Kerl. Jak trafiliście do zespołu? Pomimo poszukiwań nie udało mi się znaleźć wiele informacji o was. Czy możecie opowiedzieć coś o sobie czytelnikom i fanom?
Marcin Kielar: Przewinąłem
się przez kilka zespołów w Polsce. Gitara - można powiedzieć - była moją
pracą. Były wesela, bankiety itd. Oprócz tego grałem w zespołach.
Zaczynałem w rockowych, pop-rockowych, później bardziej poszedłem w
metal. Wojtek grał na bębnach…
Wojtek Wojtyczek: …w Last Time. Taka formacja!
Marcin Kielar:… Wrak najpierw! A potem był Last Time. Grałem trochę w tych małych kapelach, które sobie istniały gdzieś w okolicach Krosna.
Darek Kerl: Moja historia,
jeżeli chodzi o muzykę, sięga daleko. Gram na instrumencie od
dziewiątego roku życia. Później było również trochę grania weselnego,
ale niedużo. Mój ojciec grał po weselach i był multiinstrumentalistą. W
młodzieńczych czasach grałem z bratem muzykę jak na tamte czas dość
zaawansowaną, bo thrash metal. Potem nawet w techno thrash weszliśmy. To
miało być bardzo fajne brzmienie, technicznie dobrze rozpracowane, ale
wojsko pozamiatało wszystko. Brat poszedł do armii, a potem wszyscy się
porozjeżdżali.
Tomek: Dość imponująco, wyglądasz przy perkusji. Potężny facet i rozłożysty sprzęt perkusyjny. (śmiech)
Darek Kerl: Zawsze rajcowały mnie duże zestawy perkusyjne ze względu na możliwości. Jeżeli w głowie ma się jakoś dobrą koncepcję na to, żeby utwór dobrze brzmiał i się go dobrze zaaranżuje, to można przeróżne rzeczy wtedy zagrać. Zestawy, na których ja gram, mają mnie zainspirować i pomóc temu wybrzmieć. Uwielbiam koloryt brzmienia i to, co można na dobrym instrumencie zagrać, jak pod wartościować czy podkreślić muzykę.
Wacław Wolan |
Wojtek Wojtyczek: Ty do nieba pójdziesz, bo dobry człowiek jesteś (śmiech)
Wacław Wolan: Do UK trafiłem w
sumie do pracy, jak większość i nie myślałem o graniu. Kiedyś złapałem
gazetę Cooltura i tam było ogłoszenie: „Polski band szuka basisty, żeby
pograć sobie dla relaksu”. Była to mieszanka Węgrów i Polaków. Fajnie
nam szło, ale potem to się rozpadło. Do Thetragonu to trafiłem niechcący
można powiedzieć. Dość zrezygnowany, znów rzuciłem okiem na ogłoszenia w
jednym z portali polonijnych, a tam czytam ponownie ogłoszenie, że
szukają basisty. Zadzwoniłem, przyszedłem i jestem do dziś.
Tomek: Tomek Twój pseudonim
artystyczny to Vinnie Moon. Mnie od razu przychodzi na myśl świetny
gitarzysta UFO Vinnie Moor, którego z resztą obaj mieliśmy okazje poznać
osobiście po koncercie w St. Albans w 2016 roku.
Tomasz Wiśniewski: Pomimo że jestem fanem Vinniego, to mój pseudonim nie wziął się od jego nazwiska. To wszystko było znacznie wcześniej. Jeszcze, kiedy śpiewałem w Kruku, planowaliśmy swoje pseudonimy z myślą o koncertach zagranicznych, bo moje nazwisko mogło być zbyt trudne do wypowiedzenia. „Moon” oznacza księżyc, niesie też w sobie jakąś tajemnicę, a oprócz tego jest dźwięczne. To tylko tyle. Używam w Thetragonie też swojego imienia i nazwiska. To zależy od sytuacji.
Tomek: Jesteś zafascynowany malarstwem Beksińskiego. W jakim stopniu ta pasja przenika do tego, co robisz jako muzyk?
Tomasz Wiśniewski: Obrazy i
dźwięki to światy, które łączy niewidzialna nić, one się uzupełniają i
przenikają nawzajem. Obrazy Beksińskiego mają coś szczególnego w sobie,
co mnie porusza i na mnie działa. Wiele z nich jest mrocznych,
tajemniczych, niefizycznych. Ten swoisty klimat pomaga na pewno tworzyć muzykę, jest inspiracją,
której nie sposób pominąć. Pamiętam wycieczkę do Sanoka, jaką sprawiłem
sobie z myślą o wystawie Beksińskiego. To było niezapomniane przeżycie.
Polecam każdemu, kto jeszcze nie miał okazji tam być.
Tomek: Twój wokal w
Thetragonie różni się od tego, jak śpiewałeś w Kruku. Dużo zajęło Ci
przestawienie się? Przygotowywałeś się jakoś szczególnie?
Tomasz Wiśniewski: Żadnych
szczególnych przygotowań nie robiłem. Wydaje mi się, że ta umiejętność
zmiany wynika u mnie z naturalnego podejścia do muzyki. Pamiętam, że już
od pierwszych prób wsłuchiwałem się, gdzie chłopaki stroją nisko
gitary, a gdzie trzeba trochę mocy włożyć. I od takich rzeczy zależy, że
akurat do danej interpretacji śpiewam tak, a nie inaczej. Jak śpiewam Cichą łzę,
mam łagodniejszy wokal, dopóki nie pojawią się ostrzejsze riffy, wtedy
jest inaczej. Raczej nie ma w tym żadnej kalkulacji czy przygotowań, to
jest naturalne u mnie tak, jak u każdego muzyka.
Tomek: Niektórzy twierdzą, że polski metal czasy świetności ma za sobą, co przyznał też w rozmowie ze mną i ze Sławkiem tutaj Grzegorz Kupczyk
(„Sprzedaż płyt w Polsce jest taka, a nie inna, a przez miesiąc, czy
dwa sprzedamy tych płyt za granicą więcej, niż przez rok w Polsce”) Czy
to jest jeden z powodów, że Thetragon emigrował?
Wojtek Wojtyczek: To nie tak, że wyemigrowaliśmy, żeby grać. Tak się nasze życie potoczyło, że udało się reaktywować Thetragon w Londynie, a nie gdzie indziej. Nie byłem do końca tego pewny, że to się uda, bo wyjechałem głównie z powodów osobistych. Marcin dołączył trochę później, a resztę składu poznaliśmy tutaj. Polski metal jest świetny. Mega kapele jak wyżej wymieniany już na przykład Decapitated.
Tomasz Wiśniewski: Jest wiele
młodych, zdolnych zespołów w Polsce, które być może nie mają możliwości,
żeby się wypromować. Myślę, że wiele zależy od podejścia, bo jeżeli
chcą grać, to można wszędzie, gdzie coś się dzieje. Podobnie płyty tak
naprawdę można nagrywać w każdym miejscu. Martwi to, że w Polsce, moim
zdaniem brakuje wsparcia pomiędzy kapelami. Jest pewna wyczuwalna
zawiść, zazdrość, dlatego często nie ma współpracy. Tutaj jest większa
chęć kooperacji, tego wspólnego grania, wspierania się. Tego zawsze mi
brakowało w Polsce. To jest moje zdanie, być może to się troszkę
zmieniło, odkąd wyjechałem, ale zamiast się wspierać i pomagać sobie,
zawsze wyczuwałem jakiś dystans pomiędzy zespołami. Po prostu nie trzeba
negować innych, bo to jest bez sensu. Tego hejtu jest za dużo moim
zdaniem.
Tomek: Pochodzicie z Krosna –
z tego samego miasta co Decapitated, Krusher, Utopia, MoshMachine i
wiele innych. We wrześniu gracie swój pierwszy koncert po odrodzeniu
zespołu właśnie w Krośnie. Zdaje się, że jest to koncert w ramach waszej
trasy Wings of Destiny, w którą ruszacie po Polsce i Wielkiej Brytanii. Jak uczucia?
Tomasz Piątkowski: Urodziłem się w 1982 roku i należę do pokolenia zmian systemowych w Polsce. Pochodzę z miasteczka Jelcz Laskowice, w którym powstawały słynne ciężarówki. Do mojego zainteresowania muzyką przyczynił się szkolny radiowęzeł, z którego po raz pierwszy usłyszałem kawałek zespołu Metallica pod tytułem “One”, od którego zaczęła się moja fascynacja muzyką. Od tamtego momentu, zupełnie zelektryzowany magią gitary Kirka Hammeta. Poświęcałem niemal każdą wolną chwilę na zgłębianie wiedzy o muzyce. Dużo czytałem. Początkowo wciągnęły mnie bez reszty ciężkie brzmienia death metalu, a z czasem poszerzyłem swoje zainteresowania o hard rock, punk i klasyczny heavy metal, którego stałem się fanem. W miarę poznawania historii tych gatunków starałem się także uczestniczyć w koncertach i festiwalach. Najmilej wspominam legendarne już festiwale Woodstock w Żarach (2001, 2002, 2003), które zapadły mi w pamięć dzięki ich niepowtarzalnej atmosferze. Dziś staram się poszerzać swoje horyzonty muzyczne o poezje śpiewaną, blues i w mniejszym stopniu jazz. O muzyce rockowej wiem zapewne równie wiele, co o historii, która jest drugą z moich namiętności. Obie traktuję jako źródła niekończących się wątków do rozmów i dyskusji, które z chęcią i upodobaniem jestem w stanie prowadzić z każdym, o każdej porze dnia i nocy. Przybycie na Wyspy Brytyjskie pozwoliło mi poznawać tutejszą scenę muzyczną, otworzyło przede mną możliwości uczestnictwa w koncertach, a czasem nawet osobistego spotkania z legendami świata muzyki jak chociażby występ grupy UFO w St Albans w 2016 roku, po którym na backstage'u spotkałem się osobiście z członkami zespołu. Od niedawna stawiam pierwsze kroki w roli dziennikarza. Uczestniczyłem już w wywiadzie z Lubelską Federacją Bardów oraz z legendą polskiego heavy metalu Grzegorzem Kupczykiem.
Wojtek Wojtyczek:
Tak, to nasz
pierwszy koncert po odrodzeniu w naszym kraju, w Krośnie. Trudno
powiedzieć jak uczucia. Na pewno się wzruszę. Nie wiem jak chłopaki.
Myślę, że będzie ciekawe przyjęcie. Później gramy na festiwalu KrushFest
w Jaśle. Oprócz nas zagra też Hunter, Krusher, Thermit i Steel Velvet.
Tomasz Wiśniewski: Krosno Iron
Klub jest miejscem, które szczególnie miło wspominam jeszcze z czasów,
gdy śpiewałem w zespole Kruk. Poznałem tam wielu wspaniałych ludzi, z
którymi mam nadzieję znów się spotkać, dlatego cieszę się ogromnie. Mamy
również koncerty w Rzeszowie w klubie Vinyl z zespołem Iscariota i
Styxx i oczywiście największy na Podkarpaciu festiwal Krushfest. Oprócz
tego zagramy w Chorzowie w Leśniczówce z zespołem Styxx i Nocna Straż.
Tomek: Świetny skład bandów! Wygląda na to, że Thetragon wraca pełną parą i tego wam bardzo życzę!
Wojtek Wojtyczek: My sobie tego również życzymy.
Dariusz Kerl photo by @krizphoto |
12 sierpnia 2018 zespół Thetragon wydał oświadczenie, w którym poinformował, że z powodów osobistych z zespołu odszedł gitarzysta Marcin Kielar.
Opracowanie tekstu Anna Piątkowska
Tomasz Piątkowski: Urodziłem się w 1982 roku i należę do pokolenia zmian systemowych w Polsce. Pochodzę z miasteczka Jelcz Laskowice, w którym powstawały słynne ciężarówki. Do mojego zainteresowania muzyką przyczynił się szkolny radiowęzeł, z którego po raz pierwszy usłyszałem kawałek zespołu Metallica pod tytułem “One”, od którego zaczęła się moja fascynacja muzyką. Od tamtego momentu, zupełnie zelektryzowany magią gitary Kirka Hammeta. Poświęcałem niemal każdą wolną chwilę na zgłębianie wiedzy o muzyce. Dużo czytałem. Początkowo wciągnęły mnie bez reszty ciężkie brzmienia death metalu, a z czasem poszerzyłem swoje zainteresowania o hard rock, punk i klasyczny heavy metal, którego stałem się fanem. W miarę poznawania historii tych gatunków starałem się także uczestniczyć w koncertach i festiwalach. Najmilej wspominam legendarne już festiwale Woodstock w Żarach (2001, 2002, 2003), które zapadły mi w pamięć dzięki ich niepowtarzalnej atmosferze. Dziś staram się poszerzać swoje horyzonty muzyczne o poezje śpiewaną, blues i w mniejszym stopniu jazz. O muzyce rockowej wiem zapewne równie wiele, co o historii, która jest drugą z moich namiętności. Obie traktuję jako źródła niekończących się wątków do rozmów i dyskusji, które z chęcią i upodobaniem jestem w stanie prowadzić z każdym, o każdej porze dnia i nocy. Przybycie na Wyspy Brytyjskie pozwoliło mi poznawać tutejszą scenę muzyczną, otworzyło przede mną możliwości uczestnictwa w koncertach, a czasem nawet osobistego spotkania z legendami świata muzyki jak chociażby występ grupy UFO w St Albans w 2016 roku, po którym na backstage'u spotkałem się osobiście z członkami zespołu. Od niedawna stawiam pierwsze kroki w roli dziennikarza. Uczestniczyłem już w wywiadzie z Lubelską Federacją Bardów oraz z legendą polskiego heavy metalu Grzegorzem Kupczykiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz