Niedzielny, słoneczny poranek 1 kwietnia, kalendarzowe prima aprilis, nadszedł czas pożegnania. Przed godziną 10.00 rano dotarłem na ulicę Brzozową gdzie Marek Karewicz ze swoimi przyjaciółmi spędzali ostatnią noc. Mój przyjaciel, wspaniały kuchmistrz i gospodarz - Janek Koziorowski, przygotował bardzo smaczne śniadanie dla gości. Jako, że to Niedziela Palmowa i czuć było nadchodzące święta WIELKIEJ NOCY, więc i na stole znalazły się około wielkanocne dania jak: biała kiełbasa, jajko w majonezie, warzywna sałatka czy deser w postaci ciasta, mazurek. Tuż po śniadaniu przyjechała swoim seatem Maryla Tejchman (nocowała u swojej córki). Załadowaliśmy bagaże gości do bagażnika po czym usiedliśmy wszyscy - Marek, Hanka, Maryla, Wiesiek, gospodarz Janek i ja - przy kawie podsumowując zakończony weekend. – Moi drodzy - zagaił Marek – było to dla mnie wspaniałe spotkanie. Muszę ci Antku powiedzieć, że wszystko było w tempie i sprawnie zrealizowane. Aż nie chce mi się wierzyć, że mógł tego dokonać jeden człowiek. Kiedy przybyłem w sobotę do SCh TOMY i zobaczyłem wystawę, analogiczną jak dzień wcześniej w Starostwie, myślałem, że rollapów i okładek masz więcej niż zamawiałeś, niż ci dostarczyliśmy. Nie przypuszczałem, że wystawa w TOMY powstała w wyniku demontażu w Starostwie. Sprawnie to zrobiłeś.
|
W mieszkaniu w gościnnym domu przy Brzozowej; ja, Wojtek Szymański i gospodarz Janek |
- Tak Marku – odpowiedziałem - masz rację, zrobiłem to sprawnie, dzięki Jankowi, który swoim „saabem” przewiózł twoje dzieła do TOMY. Również nie zauważyłeś, że w TOMY zdemontowałem wystawę za nim opuściliśmy ten obiekt. A jutro w poniedziałek uzupełnię nimi ekspozycję w Starostwie za nim pracownicy przyjdą do urzędu. Na 8.00 rano wszystko będzie na tip-top. Umowę ze Starostwem na wystawę mamy na czas od 30 marca do 14 kwietnia. - Jesteśmy na twojej – odezwał się Wiesiek – trzeciej imprezie, którą sam organizujesz. Aż nie chce się wierzyć, żeby robiła takie imprezy jedna osoba. Byliśmy na „Spotkaniu po latach” w Literackiej, na „Spotkaniu po latach BIS” (trzy dni) w Zakościelu a teraz dwa dni, jeden dzień w Starostwie a drugi w TOMY. Wszystko logistycznie zabezpieczyłeś, począwszy od naszych zakwaterowań, wyżywienia do bezbłędnie zorganizowanych spotkań Marka Karewicza tak z urzędnikami w Starostwie, jak i z mieszkańcami miasta w SCh TOMY. – A ja chciałem podziękować – odpowiedziałem kierując się do gospodarza – szczególnie mojemu przyjacielowi Jankowi. To, że jesteście zadowoleni z pobytu w Tomaszowie to ogromna zasługa Jego właśnie. Pełny żołądek i wygodne spanie to więcej niż połowa sukcesu. Ale dla mnie organizatora imprezy, bezsprzecznie największą przysługę uczyniła Marylka Tejchman. To ona w Warszawie załadowała ”na ful”, do swojego samochodu całą
ekspozycją, 44 sztuki projektów okładek płyt i 10 rollapów, i dowiozła
na dwa dni przed jej otwarciem do Starostwa. Niesłychane, jak ona to
pomieściła, wracając jeszcze w tym samym dniu do Warszawy rozkopaną
„gierkówką”.
|
Zakościele. Stoją od lewej Grzesiek Kaczmarek, Janek Sikora z żoną oraz Janek Koziorowski |
Dwa dni później, wszystkich was dowiozła z Warszawy na
otwarcie wystawy do Starostwa. Z całego serca dziękuję ci Marylko. To
dzięki tobie mogli tomaszowianie podziwiać artystyczne dzieła pana
Karewicza. Grzecznościowy kącik kadzenia sobie, przerwał sam Marek, -
Moi drodzy, chciałem wszystkich zaprosić w imieniu pastora na
luterańskie nabożeństwo do ewangelickiej kaplicy Kościoła Zbawiciela, na
godzinę 12.00. Przed śniadaniem właśnie zadzwonił do mnie pastor Pawlas
i upoważnił mnie bym zaprosił swoich przyjaciół, co czynię na
Luterańskie Nabożeństwo. Kwadrans przed ”W samo południe” niczym w westernie o tym samym tytule, z Gary Cooperem i Grace Kelly, pożegnaliśmy dom Janka Koziorowskiego udając się w kierunku centrum miasta, do parafii kościoła ZBAWICIELA przy ulicy św. Antoniego. Kiedy odjeżdżaliśmy spod gościnnego domu przy Brzozowej, Janka Koziorowskiego, na ul. Św. Antoniego, do ewangelickiego Kościoła Zbawiciela nikt nie przypuszczał co może jeszcze nas spotkać tego dnia. Pogoda, o ironio, przyrównując ją do dnia wczorajszego (wszystkie pory roku), gdzie odbywaliśmy retrospektywny spacer ulicami miasta, którymi przemieszczał się w latach 40/50 minionego wieku, mały Marek Karewicz, była przepiękna. Ciepło, bezchmurnie i słonecznie. Tuż przed 12.00 zajechaliśmy na dziedziniec kościoła. Weszliśmy w ciszy i skupieniu do parafialnych pomieszczeń. Luterańskie nabożeństwo w kaplicy Kościoła Zbawiciela było ostatnim, wspólnym spotkaniem podczas pobytu Grupy Karewicza w naszym mieście.
Dąb Lutra dla Karewicza
|
Kościół ZBAWICIELA parafii ewangelicko – augsburskiej
w Tomaszowie Mazowieckim przy ulicy Św. Antoniego 39
(fot. Jarosław Kruk) |
Kościół ZBAWICIELA parafii ewangelicko – augsburskiej w Tomaszowie Mazowieckim przy ulicy Św. Antoniego 39 mieści się vis a vis Parku Rodego. Po lewo widać część korony zasadzonego w 1911 roku Dąb Lutra. W tej parafii przy kościele, mieszkali po przybyciu po Powstaniu Warszawskim do Tomaszowa, państwo Karewiczowie. Tutaj również mieszkali państwo Mecowie. Tak jak wcześniej mały Marek Karewicz, w latach późniejszych w ogrodach parafialnych bawiło się, pod czujnym okiem księdza pastora Waldemara Gastpary’ego, rodzeństwo Danusia (Wypart) i Boguś (nasz wybitny piosenkarz – Jej portret – zmarł w lutym 2012 roku) Mecowie. Miało tu miejsce wielkie, zaskakujące wydarzenie dla Grupy Karewicza jak i samego Marka. Podczas luterańskiego nabożeństwa w kaplicy Kościoła Zbawiciela, ksiądz pastor Roman Pawlas wręczył bardzo ważne wyróżnienie dla członka kościoła ewangelickiego, kapituła przyznała panu Karewiczowi – statuetkę DĘBU LUTRA. Na cześć jubilata, zacnego gościa, chór pod dyrygenturą Ewy Kanonienko – Pawlas zadedykowała Markowi przepiękną pieśń pt BENEDICTION. Do wielu określeń, przymiotników określających Karewicza – Człowiek ze Złotym Obiektywem, Złoty Fryderyk - jakimi zawodowe życie obdarowało naszego artystę fotografika, doszło jeszcze jedno, bardzo ważne wyróżnienie, jakie otrzymał Karewicz w naszym mieście. W „palmową niedzielę” w luterańskiej kaplicy, nadana mu została, przez księdza pastora Romana Pawlasa w/w statuetka. Nadmienić pragnę, że w tym miejscu, piętro wyżej nad kaplicą, w której odbywało się nabożeństwo, zamieszkiwali po przybyciu po Powstaniu Warszawskim do Tomaszowa, państwo Karewiczowie (babcia Julia, Marek, mama Bronisława i ojciec Julian). Zapewne dla Marka Karewicza była to szczególna, retrospektywna chwila przywołująca najpiękniejszy okres z życia każdego człowieka jakim jest – dzieciństwo. W czasie wręczania przez pastora tej pięknej statuetki widziałem w oczach Marka ogromne wzruszenie.
|
Przed głównym wejściem do kościoła Zbawiciela;
ksiądz pastor Roman Pawlas, córka pastora Ewa
oraz piosenkarz Bogusław Mec |
Budynki parafii, były pierwszym miejscem zamieszkania po przybyciu Karewiczów do Tomaszowa Mazowieckiego, w których przywitał nas bardzo serdecznie pastor Roman Pawlas, wprowadzając do wnętrza kaplicy. Usiedliśmy obok siebie Maryla, Wiesiek, Hania i ja, stawiając wózek z Markiem tuż obok nas, w tak zwanym zasięgu ręki. Luterańskie nabożeństwo odbiegające od podobnych spotkań wiernych w moim kościele katolickim, za sprawą pastora Pawlasa, jeśli tak mogę się wyrazić, było interesujące. Lecz jej finał zaskoczył nie tylko nas ale również samego Karewicza. Pastor Pawlas trzymając w ręku na kawałku drewna dębowego, z zamontowanym na powierzchni płaskim odlewem, w pełnej koronie drzewa dębu, wypowiedział słowa, - Wręczając niniejszą statuetkę panu Markowi Karewiczowi, nawiązuję bezpośrednio do DĘBU LUTRA zasadzonego przed tomaszowskim kościołem w 1917 roku (w 400-lecie Reformacji), w ramach międzynarodowej akcji sadzenia pamiątkowych dębów i obchodzonych światowych uroczystości. Jest to jedyny taki DĄB na terenie naszego kraju, będący pod opieką Kościoła ewangelickiego. Ten fakt dał nam prawo do ustanowienia w 2011 roku specjalnej statuetki. Pierwsze wręczenie miało miejsce w maju ubiegłego roku i dotychczas statuetkę (z których każda jest indywidualnie oryginalna) uhonorowałem zacne osoby z Polski (m.in. Edward Skorek nasz wybitny siatkarz czy nasz skoczek Adam Małysz), Niemiec, Słowacji i Łotwy. Pan Marek jest dziesiątą, uhonorowaną osobą. Planuję wręczenie statuetek z certyfikatem do 2017 roku, kiedy to w tomaszowskiej parafii odbędą się centralne, polskie uroczystości 500 - lecia Reformacji. Statuetkę ustanowiłem wiosną 2011 roku nawiązując do daty objęcia przez 28 letniego naukowca (filozof, teolog) ks. Marcina Lutra z Uniwersytetu w Wittenberdze katedry biblistyki, co miało miejsce w 1511 roku. Muszę przyznać, że Marek był nie tylko zaskoczony ale i głęboko wzruszony. Na zakończenie luterańskiego nabożeństwa zrobiliśmy sobie kilka wspólnych fotek w kaplicy kościoła i to był ostatni moment pobytu Marka Karewicza w Tomaszowie.
|
Restauracja „Pod Żubrem” w Spale. Ten biały sweter, który Marek ma na
sobie to ten sam, w którym ubrany był mały Piotrek Nalepa podczas sesji
zdjęciowej. To słynne foto wykorzystane zostało do płyty Blues
Breakout (z ojcem Tadeuszem idą drogą trzymając się za ręce – awers i
rewers okładki). Za Karewiczem Waldek Gałek, Tomek Sobczak i moja osoba |
Ponieważ dla mnie zbliżała się pora obiadowa, a w domu od czterech dni byłem gościem, oddalonym około trzech km od parafii Zbawiciela, zabrałem się na chatę z Grupą Karewicza, powracającą do Warszawy. Na pożegnanie rzuciliśmy się w objęcia, dziękowaliśmy sobie za przepięknie spędzone chwile, życząc sobie kolejnego spotkania. Seat z Marylą Tejchman, Hanią Erez, Wiesiem Śliwińskim i Markiem Karewiczem ruszył z miejsca w kierunku Warszawy. Ze znikającego w dali z moich oczu, niczym amerykański „Znikający punkt” w reżyserii Richarda C Sarafiana, przez uchyloną szybę seata, dobiegał dygresyjny głos Marka, prawie mi grożący, - Antek, ja ci tego weekendu nie zapomnę!!! I to był cały Karewicz, on zawsze symulując złość, zmieniając na ponury tembr głosu, wyraża swoją wdzięczność i radość.
Antoni Malewski urodził
się w
sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś.
Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a
ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją
rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i
Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako
nauczyciel. Dziś jest emerytem. O swoim dzieciństwie i
młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”,
„A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w
„Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce,
która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników
Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz