Antoni Malewski: Marek Karewicz – Złoty Fryderyk w Tomaszowie Maz. Odc.1 - Jak zaprzyjaźniłem się z Markiem Karewiczem?
Moje spotkanie i początek przyjaźni z Markiem Karewiczem, tak naprawdę, zaczęło się 4 grudniu 2009 roku po spotkaniu - prelekcji z mistrzem fotografii w Galerii ARKADY przy ulicy Rzeźniczej w Tomaszowie Mazowieckim. Wcześniej, przed laty, bywałem (chyba dwukrotnie) na jego autorskich odczytach, spotkaniach w naszych, przebudowanych „końskich jatkach”, kiedy Marek był przystojnym, wysokim (powyżej 190 cm) mężczyzną z charakterystycznym aparatem fotograficznym (sprzęt miał zawsze światowej marki), przewieszonym na krótkim pasku, przez ramię. Aparat fotograficzny był, jak kapelusz dla kowboja z amerykańskiej prerii, nieodłącznym rekwizytem czyli zawodowym LOGO Marka Karewicza. Był to okres przed jego chorobą (wylew), kiedy był stu procentowym, sprawnym fizycznie mężczyzną gdzie fachowcy od jazzu, rock’n’rolla, sztuki fotografowania, marketingu z racji wykołowywania wspaniałych fotografii, nadali mu przydomek: „człowiek ze złotym obiektywem”.
W grudniowym spotkaniu, o którym wspomniałem powyżej, artystę fotografika zastałem „osaczonego” w wózku inwalidzkim w towarzystwie osoby na stałe opiekującej się chorym, Wiesławem Śliwińskim. Wiesław jest aktualnym vice prezesem Fundacji Sopockie Korzenie w Sopocie. W tym okresie byłem już po napisaniu i wydaniu mojej pierwszej publikacji „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”. Gdy nazajutrz, po arkadowym odczycie (5 grudnia 2009r) spotkaliśmy się ze sporą grupą znajomych i przyjaciół (wśród nich obecni byli Karewicz ze Śliwińskim) na zapleczu księgarni Barbary Goździk przy Placu Kościuszki 22, doszło wtedy do kuluarowych rozmów, wymiany poglądów o jazzie, rock’n’rollu, a dla mnie najcenniejsze były wspaniałe, retrospektywne gawędy Karewicza o starym, powojennym Tomaszowie, o nieistniejących budynkach, miejscach spotkań i zabaw dzieci i młodzieży, szkolnych kolegach, koleżankach kiedy Karewiczowie zamieszkiwali w naszym mieście.
Marek był uczniem szkoły podstawowej (nr.4 przy Barlickiego) i „ogólniaka” (przy Mościckiego). Właśnie Basia Goździk była wydawcą i dystrybutorem wszystkich moich książek („A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina LITERACKA ‘62”), którą, tą pierwszą z osobistą dedykacją, jako suwenir, podarowała Markowi Karewiczowi i Wiesławowi Śliwińskiemu.
Z Markiem Karewiczem w warszawskiej KORDEGARDZIE podczas otwarcia wystawy „KOMEDA w Fotografii Marka Karewicza”
Myślę, że częste spotkania z Markiem na zapleczu księgarni przy Placu Kościuszki 22, były zalążkiem naszej, wielkiej przyjaźni, która to trwa do dzisiejszego dnia. Połączyło nas wiele imprez organizowanych przez Fundację Sopockie Korzenie w Sopocie, Galerię ARKADY czy przeze mnie w Tomaszowie Maz. (cztery wystawy – dwie w Starostwie Powiatowym, jedna w SCh TOMY i jedna w czasie „Spotkanie po latach” w kultowej kawiarni LITERACKA) oraz w pobliskim Zakościelu k/Spały dwa spotkania n/Pilicą „Spotkanie po latach BIS” i „Z Markiem Karewiczem raz jeszcze”. Również moje pobyty połączone z noclegiem, w warszawskim mieszkaniu pana Karewicza przy ul. Nowolipki miały duży wpływ na pisanie wspomnień o tym wybitnym artyście. Dzięki tym wszystkim spotkaniom zawsze tworzyły się kuluary, na których, nie raz do rana, zaciekle rozmawialiśmy, dzieląc się wspomnieniami o Tomaszowie i okolicach, oglądając wiele gadżetów czy albumów (ulice, domy, ludzie) z fotografiami miasta z powojennych lat 40/50 minionego, XX wieku.
Galeria ARKADY. Miejsce stałych spotkań z cyklu „HEROSI Rock’n’Rolla” i…. Markiem Karewiczem
W lutym 2012 roku Akademia Fonograficzna przyznała i nadała Markowi zaszczytną nagrodę ZŁOTEGO FRYDERYKA, tytułem osiągnięć artystycznych w dziedzinie Muzyka Rozrywkowa wybitnemu artyście, fotografikowi, dziennikarzowi, DJ-owi, autorowi ponad dwu milionów fotografii muzyków, artystów jazzowych, rock’n’rollowych i rockowych oraz setek (ponad 1500 szt) projektów okładek płytowych. Oprócz Karewicza Złote Fryderyki otrzymali muzycy: TOMASZ SATŃKO – trąbka oraz kompozytor WOJCIECH KILAR. Nominację ogłoszono 22 lutego 2012 roku a uroczystości wręczenia nagród
odbyły się w dniu 26 kwietnia 2012 r w Fabryce Trzciny w Warszawie.
Uroczystości z wręczenia FRYDERYKÓW transmitowała telewizja polska
(TVP-2) i to wydarzenie, oglądając na żywo, zainspirowało mnie i
zadecydowało o napisaniu niniejszej publikacji na rzecz pana Marka
Karewicza.
Nagroda Akademii Fonograficznej ZŁOTY FRYDERYK
A może byśmy tak najmilsza wpadli na dzień do Tomaszowa,
Może tam jeszcze zmierzchem złotym, ta sama cisza trwa wrześniowa …
Wstęp
Tak się złożyło w moim dorosłym życiu, już po ukończeniu 60-tki, że przeważnie nocą, kiedy przychodzi czas na sen, odpoczynek - powracają niczym bumerang, mary, zjawy, myśli, sceny (zupełnie jak z filmu science fiction) z przełomu lat 50/60-tych minionego wieku, kiedy do mojego miasta, do mojego domu przenikało zjawisko, brzmiące dla mnie egzotycznie, obco – Rock’n’Roll. Zaczęły pogrążać mój umysł miejsca, do których przychodziłem posłuchać dobrej muzyki i potańczyć (fajfy) w rytmie rock’n’rolla. Powracały wspomnienia o ślicznych, pięknie pachnących dziewczynach, kuso ubranych w swoich miniówkach, z odkrytymi ramionami z przenikliwie wielkim, trójkątnym dekoltem. Miejsca spotkań, w których jak w londyńskim Hyde Park można było głośno porozmawiać o polityce, dowcipy o ruskich, o wydarzeniach na Zachodzie Europy czy w Stanach. Jednak wszystkie rozmowy zawsze sprowadzały się i kończyły w temacie jazz, rock’n’roll, rock. W swoich zażartych i owocnych dyskusjach podpieraliśmy się szczątkowymi informacjami jakie w tamtych latach można było uzyskać w sobotnio niedzielnym wydaniu Sztandaru Młodych, w rubryce Romana Waschki, Od waltorni do saksofonu czy Muzyka niepoważna (drugi tytuł po zmianie nazwy rubryki). Choć były ogromne, nie do opisania problemy z nabyciem płyt na naszym rynku, a radio jako jedyne medium (telewizja nie istniała, była w powijakach) nie zajmowało się propagowaniem zakazanego (stylu Rock’n’Roll) owocu, a wręcz przeciwnie, zwalczało ją (był taki czas, że oczekiwało się na najlepszą audycję - „muzyczno” - informacyjną, w której można było usłyszeć elementy rock’n’rolla, o ironio, to była Muzyka i Aktualności, przeważnie ostatni utwór, bo nieraz można było usłyszeć go w całości), to muszę przyznać, że poruszałem się w grupie dziewcząt i chłopców, gdzie ten problem nie istniał, albo był znikomy. Nazywaliśmy naszą paczkę kolegów, koleżanek, z racji płytowej bazy, wybrańcami Boga. A to za sprawą człowieka, który w naszym mieście wywołał epidemię rock’n’rolla, dziś mieszkańca Nowego Jorku, Wojtka Szymona Szymańskiego. Wojtek, którego większość rodziny (kuzynki, kuzyni, jego rówieśnicy) zamieszkiwała na Zachodzie Europy (RFN, Anglia, Francja) czy w Stanach Zjednoczonych, był systematycznie zasypywany wszystkimi nowościami na wydawniczym rynku płytowym. A co najważniejsze, z 3/4 dniowym opóźnieniem otrzymywał rarytas muzyczny dla nas młodych, jakim był New Musical Express, czasopismo Radia Luxemburg.
Wojtek „Szymon” Szymański w okresie młodości, w którym to
został zarażony stylem muzycznym Rock’n’Roll
Dzięki temu czasopismu Szymon doskonalił język angielski (po latach, ten epizod z gazetą stał się bardzo ważnym elementem w jego życiu) a my fani, miłośnicy rock’n’rolla, z tak zwanej pierwszej ręki mieliśmy najświeższe informacje – newsy - z tej dziedziny, przetłumaczone skrupulatnie przez Wojtka. Potem życie toczyło się dalej … dalej … dalej. Przyszły lata dziewięćdziesiąte XX wieku, wielkie zmiany społeczne i polityczne, upadek komunizmu, przynajmniej częściowy. Na polskim rynku fonograficznym rewolucja, zaopatrzenie w płyty (CD, DVD) sklepów, kiosków Ruch, hurtowni, magazynów. Było tak potężne, obfitujące w wielkie ilości i rodzaje muzycznych krążków przedsięwzięcie, że można było porównać tylko z ciągle opadającymi w miejskim parku liśćmi w listopadowy, jesienny dzień. Łatwość zdobycia płyty dyskograficznej również zasypało półki w moim mieszkaniu. Kiedy moja żona wybyła (2004r) za chlebem na dłuższy okres czasu (ponad trzy lata), na sycylijską banicję, by nie pogłębiła się moja samotność i znużenie, stałem się bardziej aktywny, poprzez częstsze odwiedzanie Galerii ARKADY. Tu zawsze na scenie Galerii, odbywała się jakaś impreza, a to prelekcja, odczyt z ciekawymi ludźmi, mały koncert czy recital z mniej lub bardziej znanym muzykiem z dziedziny jazz, rock’n’roll, piosenkarzem czy występy naszej, lokalnej młodzieży ze szkół muzycznych, a także amatorski kabarecik. W Galerii bywał nie raz na prelekcjach, odczytach (jeszcze przed chorobą) nasz najwybitniejszy fotografik w dziedzinie jazz, rock’n’roll, który swoje dzieciństwo, dorastanie spędził w naszym mieście - Marek Karewicz.
Końskie jatki przy ul. Rzeźniczej (dawna Marcepanowa). Protoplasta Galerii ARKADY
Miałem okazję być 14/15 lat temu na spotkaniu z nim w tomaszowskich, końskich jatkach, dzisiejsza Galeria ARKADY. Zwróciłem szczególną uwagę na Jego przyjazne uczucia miłości, wyrażane do naszego miasta, w sentymentalnych, retrospektywnych wspomnieniach o miejscach z jego dzieciństwa, które w większości już nie istniały, o ludziach z tamtej, powojennej epoki. Marka przeogromna wiedza w dziedzinie jazz, rock’n’roll była fascynująca tak jak fascynujące były opowieści o powojennym Tomaszowie. Nigdy nie przypuszczałbym podczas prelekcji z panem Markiem, że ponownie dojdzie do spotkania, że tak radykalnie może się zmienić moje życie. Pewnego, mroźnego, lutowego wieczoru znalazłem się w Galerii, gdzie moi młodsi koledzy (Janek Pyska, Sławek Ziętara i jego syn Łukasz) w pierwszą rocznicę śmierci Czesława Niemena, przygotowali wieczór poświęcony temu artyście. Spotkałem tu wielu przyjaciół, tak samo głodnych tego typu imprez w Tomaszowie jak ja. W kuluarach kawiarni rozmawialiśmy o Czesławie Niemenie, o rock’n’rollu, ktoś wspomniał Marka Karewicza, jego artystyczną twórczość w fotografii jazzmanów, rockmanów czy projektów płyt gramofonowych.
Logo mojego cyklu spotkań – „Herosi Rock’n’Rolla”
Mirek Orłowski wymienił Elvisa (cztery tygodnie wcześniej świat obchodził jego 70 urodziny). Pomimo różnorodności poruszanych tematów wszystkie dyskusje schodziły do jednego celu, by kontynuować tego typu spotkania, właśnie w Galerii ARKADY. Kto miałby to zrobić? W niewytłumaczalny dla mnie sposób, padło na mnie. Trochę z próżności, trochę z chęci popisania się przed przyjaciółmi, wyszło na to, że wyraziłem zgodę. Początkowo z dużym sceptycyzmem podszedłem do egzotycznego przedsięwzięcia dla mnie, kiedy jednak zadecydowałem, wybierając na inauguracyjne spotkanie osobę Elvisa Presleya (16 sierpień, dzień jego śmierci), przyszło oswojenie z tematem. Im bliżej terminu imprezy tym większy niepokój, obawa, strach, zwątpienie - Może zrezygnować, by w swoim grajdole nie stać się pośmiewiskiem?
Oficjalny plakat na pierwsze spotkanie z Markiem Karewiczem połączone z
wystawą dzieł artysty fotografika „50 lat Rock’n’Rolla w Polsce” oraz
projekty okładek (50 egzemplarzy) do płyt analogowych. Wystawę z
organizowałem w nowo oddanym budynku (parter) Starostwa Powiatowego w
Tomaszowie Maz. (otwarcie nastąpiło w piątek 30 marca 2012r i trwała dwa
tygodnie) przy ulicy św. Antoniego. Nazajutrz, w sobotę 31 marca, druga
część spotkania miała miejsce w Społeczności Chrześcijańskiej TOMY
(byłe kino „Mazowsze”) przy ulicy Jerozolimskiej, o czym opowiem na
dalszych łamach niniejszej publikacji. Było to wydarzenie o którym jest
głośno w naszym mieście do dzisiaj.
Tego typu uczucia często mnie nachodziły, trzymały mnie aż do dnia premiery. Trwające cztery dni pierwsze spotkanie (13-16 sierpień 2005r), Długi weekend z Elvisem przerosło moje oczekiwania, do Galerii na wszystkie dni weekendu przychodziły tłumy ludzi, fanów, miłośników Elvisa, przypadkowych osób, a co dla mnie było znamiennym, przybyła młodzież. Nie dla wszystkich starczyło miejsca, wiele osób było zawiedzionych i odeszło od Galerii, z przysłowiowym kwitkiem. Poczułem potrzebę kontynuacji tego typu spotkań. A potem … a potem stało się coś do dziś dla mnie nie wytłumaczalnego. Lawina pomysłów, duży, domowy zasób płyt CD i DVD z koncertów rock’n’rolla przeróżnych wykonawców, filmy dokumentalne, fabularne o idolach mojej młodości, spowodowały, że poczułem odpowiedzialność, nie tylko przed swoim pokoleniem ale przed generacją młodzieży, dla której tamte czasy, to wielka egzotyka. Po uzgodnieniu i wyrażeniu zgody przez państwo Sobańskich (Dorota i Mariusz), właścicieli ARKAD, na cykliczne spotkania (ostatnia sobota każdego miesiąca), rozpocząłem nieść muzyczne posłanie z epoki lat 50/60 ubiegłego wieku, pod nazwą – wszechnica oświatowa rock’n’rolla.
Tomaszów Mazowiecki. Centrum miasta. „Widły” ulic Św.
Antoniego/Jerozolimska/Pl. Kościuszki. Tu, na żółtej ścianie są widoczne
wysokie drzwi sklepowe, w których w latach 40/50/60-tych minionego
wieku był Zakład Fryzjerski pana Mieczysława Bąka. Było to miejsce
sportowej i politycznej elity miasta, która przychodziła do Zakładu nie
tylko w ramach fryzjerskich usług (strzyżenie, golenie) ale szczególnie w
wymianie przeróżnych poglądów politycznych, sportowych czy lokalnych
plotek. Często bywał tu mały Marek ze swoim ojcem Julianem, ówczesnym
prezesem OM TUR-u i dyrektorem Fabryki Skór przy ulicy (dziś)
Konstytucji 3-go Maja.
Dziś, na dzień 30 kwietnia 2012 roku w moim stałym cyklu nazwanym Herosi Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim odbyło się już 90 spotkań. Jedno z ostatnich, 89 spotkanie, właśnie poświęciłem Karewiczowi, nazwanym Człowiekiem ze Złotym Obiektywem.
Antoni Malewski urodził
się w
sierpniu 1945 roku w Tomaszowie Mazowieckim, w którym mieszka do dziś.
Pochodzi z robotniczej rodziny włókniarzy. Jego mama była tkaczką, a
ojciec przędzarzem i farbiarzem. W związku z ogromną fascynacją
rock'n'rollem, z wielkimi kłopotami ukończył Technikum Mechaniczne i
Studium Pedagogiczne. Sześć lat pracował w szkole zawodowej jako
nauczyciel. Dziś jest emerytem. O swoim dzieciństwie i
młodości opowiedział w książkach „Moje miasto w rock’n’rollowym widzie”,
„A jednak Rock’n’Roll”, „Rodzina Literacka ‘62”, a ostatnio w
„Subiektywnej historii Rock’n’Rolla w Tomaszowie Mazowieckim” - książce,
która zajęła trzecie miejsce w V Edycji Wspomnień Miłośników
Rock’n’Rolla zorganizowanych w Sopocie przez Fundację Sopockie Korzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz