środa, 6 kwietnia 2016

Moje piosenki są dla wszystkich, którzy ich potrzebują – z Marią Peszek o albumie Karabin rozmawia Marek Jamroz

fot. Zuza Krajewska
Od premiery płyty Marii Peszek, zatytułowanej „Karabin” [recenzja tutaj - przyp red] minął ponad miesiąc. W tym czasie singiel promujący to wydawnictwo: Polska A B C i D okupuje czołówkę listy przebojów Trójki, a sale koncertowe, w których występuje artystka pękają w szwach. Miałem szczęście, że dość szybko po premierze otrzymałem „Karabin” w prezencie od siostrzenicy. Płyta wywarła na mnie ogromne wrażenie, nawet naskrobałem o niej parę słów, ale w głowie rodziły mi się pytania, na które odpowiedzi znała jedynie autorka tego całego zamieszania, czyli Maria Peszek. Dzięki namowom Sławka Orwata z „Mojej Muzycznej Podróży” i życzliwości organizatora londyńskiego koncertu Marii Peszek, Tomka Likusa, pytania z mojej głowy trafiły na ekran monitora, a stamtąd drogą mailową do autorki „Karabinu”. Korespondencyjną wymianę zdań z Marią Peszek, prezentuję w poniższym wywiadzie.


fot. Artur Grzanka
Marek Jamroz: Karabin ma w magazynku 11 naboi. Każdy jeden to ostra amunicja, niektóre piosenki to śrut do wiatrówki, ale jest kilka naprawdę ciężkiego kalibru. Nie jest to mdłe i neutralne wydawnictwo, tylko jeden z tych krążków, które albo się kocha albo nienawidzi. Kogo miałaś w głowie, jako odbiorcę, gdy powstawała ta płyta?


fot. Sławek Orwat
Maria Peszek: Moje piosenki są dla wszystkich, którzy ich potrzebują. Marzeniem każdego artysty jest, żeby jego dzieła były ludziom potrzebne, żeby były rodzajem talizmanu. Marzyłabym, żeby te piosenki dodawały siły w tych niespokojnych czasach. Żeby dzięki nim ludzie mniej się bali. Bo strach i wolność to wykluczające się słowa. Pisząc te piosenki kilkanaście miesięcy temu nie zdawałam sobie sprawy, że rzeczywistość wyprzedzi to, o czym śpiewam i nada tym słowom tak dramatyczny kontekst. Temat wolności, prawa do inności i nierozerwalnie wiążącej się z nim nienawiści tak naprawdę zawsze był mi bliski. Potrzebował tylko odpowiedniego momentu, żebym zdecydowała się na jego wyartykułowanie w wymiarze pełnej płyty. Ta potrzeba po prostu dojrzała i stała się w pewnym momencie koniecznością - i na pewno nie bez znaczenia były narastające i wyraźnie wyczuwalne od jakiegoś czasu napięcia zarówno na świecie, jaki i w Polsce. Pracując nad “ Karabinem” nie myślałam jednak, dla kogo jest ta płyta - ja po prostu musiałam wypowiedzieć się w temacie, który od zawsze był we mnie i domagał się wyrażenia.

fot. Artur Grzanka
Marek Jamroz:  Niektóre z historii zawartych w piosenkach np. "Tak jak pistolet" czy "Samotny tata" porażają realizmem. Czy te teksty powstawały w oparciu o autentyczne wydarzenia, czy to fikcja literacka służąca nagłośnieniu tematu? 

Maria Peszek: Miłosna historia z “Jak pistolet” jest niestety prawdziwa. “Samotny Tata” powstał na bazie ogłoszenia, jakie znalazłam w parku na drzewie. Teksty obydwu piosenek są więc inspirowane życiem. Tam, gdzie chodzę na spacery po parku, niedaleko mojego mieszkania zobaczyłam ogłoszenie na słupie „Samotny tata szuka samotnej mamy”. Plus kilka słów, że Internet zawodzi, trudno poznać kogoś wartościowego, może uda się w ten sposób. Bardzo mnie to wzruszyło, pomyślałam, to piękny pomysł na piosenkę. I ją napisałam. A parę tygodni później ta historia miała swój ciąg dalszy. Znowu szłam tamtą drogą, patrzę, jest odpowiedź: „Nie jesteś sam!”.

fot. Artur Grzanka
fanart Daniel Gajowniczek
Marek Jamroz: Czy piosenka "Żołnierzyk" inspirował jakiś konkretny konflikt, czy to po prostu manifest pacyfistyczny Marii P?

Maria Peszek: Widziałam zdjęcie z wystawy World Press Photo, zatytułowane, jeśli dobrze pamiętam „Wdowa” – młoda dziewczyna szaleje z rozpaczy, a u jej stóp leży worek na ciało ze skrawkami, „worek na śmierci”. Ale to nie jest piosenka o Ukrainie. Ani o Syrii ani o Iraku, bo to by była publicystyka, coś bardzo doraźnego, a mnie jednak chodzi o poezję. Publicystyka jest doraźna i wywołuje agresję, a poezja porusza i trwa. Śpiewam o bezsensowności zabijania w ogóle.

Marek Jamroz: Akcent pacyfistyczny jest też bardzo mocno wyczuwalny w piosence "Elektryk". Jak czujesz się z faktem, gdzie wokół Tego, który "wolność zaświecił jak światło" robi się niemiłą atmosferę, która zakrawa na manipulowanie historią? 


fot. Artur Grzanka
Maria Peszek: Piosenkę napisałam kilkanaście miesięcy temu, ale w moim odczuciu nie straciła nic na swojej aktualności. Nie zmieniłabym ani jednego słowa. Dla mnie Elektryk to fantastyczna postać a to, co się ostatnio dzieje wokół jego osoby to polityczny brud i niszczycielstwo. Nie wolno przekreślać całokształtu czyjegoś życia w imię kontrowersji tak jak nie wolno zrównywać plotek i spekulacji z faktami.

Marek Jamroz: „Polska A B C i D” stała się singlem promującym „Karabin”. Wiele osób uważa, że Peszek znów szokuje, choćby zdaniem "można dzielić Polskę, tnąc krzyżem jak brzytwą". Dlaczego padło akurat na ten kawałek? A jeśli chciałaś dosadniej dlaczego nie Modern Holocaust ?


Maria Peszek: Polska A B C i D od początku była jednym z typów na singla- głównie dlatego, że muzycznie ma w sobie coś dla mnie nowego i nie mogłam się doczekać żeby się tym podzielić z ludźmi. Jest też ultra prosta w przekazie i miałam nadzieję, że ma szansę ludzi poruszyć. A Modern Holocaust jest drugim singlem :)


fot. Artur Grzanka
Marek Jamroz: Wrócę jeszcze raz do Modern Holocaust. To piosenka, która mnie osobiście walnęła pięścią w twarz. Pomyślałem, że trzeba mieć odwagę żeby w dzisiejszej Polsce zacząć piosenkę os słów "W moim kraju palą tęczę, jak kiedyś ludzi w stodole". Odzierasz Polskę z mitu romantycznego heroizmu i nieskazitelności. Dalej padają słowa, że otrzymujesz listy ze słownym linczem. To mi zakrawa na sadomasochizm. Opowiedz historię powstania tego utworu. Dlaczego uważasz, że jest sens śpiewać o polskim brudzie w tak dosadny sposób? I czy nie obawiasz się że nienawiść i hejt mogą przybrać formę fizyczną?

Maria Peszek: Modern Holocaust to bardzo szczególny dla mnie utwór. Jeśli chodzi o warstwę muzyczną jest to chyba najciekawsza rzecz, jaką zrobiliśmy do tej pory z Foxem, z którym robię już drugą płytę. To też najmocniejszy element na płycie i dlatego bardzo chciałam, żeby został singlem. W jakimś sensie idea Modern Holocaustu jest też eksplikacją całej płyty. Idea Modern Holocaustu olśniła mnie daleko od Polski, podczas siedmiomiesięcznej podróży po Azji Południowo Wschodniej i była w jakimś sensie mitem założycielskim całej płyty. Najbardziej okrutne wydarzenia w dziejach ludzkości: wojny, akty ludobójstwa zaczynały się od słów. Albo od nienawiści wyrażanej w słowach. W tym sensie Holocaust nigdy się nie skończył, przeniósł się tylko w inne rejony. Zabijać można też słowem i to się dzieje w Internecie, ale także w przestrzeni publicznej. Są tematy, które wymagają radykalnych środków. Poza tym rzeczywistość jest zbyt brutalna a świat bezwzględny żeby używać poetyckich, wysublimowanych metafor. O nienawiści i przeciw nienawiści trzeba pisać w żrącej formie mając nadzieję, że to poruszy ludzi. Cel uświęca środki. Nie zawsze, ale w tym przypadku tak. Musiałam znaleźć formę adekwatną do tematu. Chciałam powiedzieć coś, co jest absolutnie kluczowe dla tej płyty, czyli to, że nienawiść jest immanentną częścią każdego człowieka, ale że tylko od nas zależy, co z nią zrobimy. Że mamy wybór i że zależy on tylko od nas. Ale ta piosenka nie jest tylko o nienawiści jest też o polskiej destrukcyjnej naturze, o niszczycielskiej, samobójczej sile, która jest smutnym, ale prawdziwym faktem. Przetrwaliśmy zabory, Stalina, Hitlera, komunę a jesteśmy o krok od zniszczenia siebie własnymi rękami, słowami. O krok od rozwalenia resztek tego, co piękne w imię zażartej, niezrozumiałej polskiej nienawiści.


fot. Artur Grzanka
Marek Jamroz: Muzycznie klimat Karabinu jest zbliżony do płyty Jezus Maria Peszek, czy mamy być gotowi na to, że taki już będzie styl Peszek, czy jesteś otwarta na jakieś zmiany brzmienia w przyszłości?

Maria Peszek: W jakimś sensie “Karabin” jest przedłużeniem “Jezus Maria Peszek “. Ze swoją hasłowością, manifestowaniem prawa do wolności, odmienności. Naturalną, więc sytuacją jest, że muzycznie nie ma rewolucji. Chcieliśmy z Foxem zmierzyć się sami ze sobą, spróbować napisać piosenki tak proste jak to tylko możliwe a brzmieniowo też miało być minimalistycznie i prosto. Na pewno jednak nie jest tak, że powstał styl Marii Peszek określany tymi dwiema płytami. Ten charakter został stworzony na potrzeby takich a nie innych treści i też jest wypadkową charakterów dwojga twórców, ale też konkretnego momentu w ich dojrzewaniu. Przyszłość jest otwartą kartką i na pewno pełną odkryć, zwrotów i zaskoczeń





Marek Jamroz - Muzyka była w jego domu od zawsze, ale zawsze gdzieś w tle. Rodzice nie kupowali płyt, tylko słuchali radia, a to co muzycznego działo się w pokoju jego starszej siostry, było tajemnicą. Na szczęście, choć dorastał w typowo śląskiej rodzinie, rodzice nie katowali go słuchaniem jakże popularnych wśród sąsiadów, niemieckich szlagierów i tyrolskich polek. Pierwsze utwory jakie Marek pamięta to piosenki z niedzielnego Koncertu Życzeń takich wykonawców jak Irena Jarocka, Urszula Sipińska Jerzy Połomski i nieśmiertelna Mireille Mathieu z przebojem Santa Maria. Po słusznie minionym okresie Fasolek i Zająca Poziomki, jego pierwszą dojrzałą muzyczną fascynacją była twórczość Jeana Michelle Jarre'a. Po skutecznej próbie przedarcia się do pokoju siostry, Marek po raz pierwszy usłyszał jego Equinoxe, Marka Bilińskiego, The Beatles i Andreasa Vollenweidera. Marek zawsze był wzrokowcem - i jak miał nie trafić po latach do Polskiego Wzroku - i prezentowane Przez Krzysztofa Szewczyka w programie Jarmark klipy "Money for Nothing" Straitsów, "Take on Me" A-HA wbijały go w fotel. W późniejszych latach osiedlowa telewizja kablowa emitowała piracko MTV (to prawdziwe, gdzie kiedyś puszczano muzykę). Marek chłonął każdy gatunek - pop, rap, rock, metal, wszystko co brzmiało. Słuchał Trójki i listy w każdy piątek, kupował "pirackie oryginały", jakby chciał się tym wszystkim udławić. Nigdy nie identyfikował się z żądną subkulturą. Jako jeden z niewielu na podwórku lubił Guns'n'Roses i nikt nie wiedział jaka przyczepić mu łatkę. W szkole średniej zaczął słuchać muzyki bardziej świadomie. Wsłuchiwał się w teksty polskich wykonawców i nieudolnie starał się tłumaczyć tych anglojęzycznych. Wtedy to kolega pożyczył mu album Meddle Pink Floyd i tak zaczęła się jego wielka przyjaźń z muzyką brytyjskiej czwórki (a później trójki). Pojawiły się też kolejne fascynacje - Metallica, Biohazard, Smashing Pumpkins, Type O Negative, Sepultura, Dżem, Ira, Kazik, Piersi, Hey ale i Turnau, Grechuta, Soyka i Grupa pod Budą. Dżem był mu zawsze bliski, bo to lokalny patriotyzm i przy ognisku śpiewało się Whisky i Wehikuł Czasu, a porem namacalnie odczuł tragedię śmierci Pawła Bergera, gdy wykonywał napis na jego płycie nagrobnej pracując jako liternik w zakładzie kamieniarskim. Później przyszedł czas emigracji. Marek wyjechał na trzy miesiące w listopadzie 2005 roku i... ten kwartał ciągnie mu się do dziś. Największą pasją Marka jest robienie zdjęć. Zaczynał, gdy jeszcze nikomu nie śniło się o aparatach cyfrowych, a na wywołanie zdjęć (o ile nie miało się własnej ciemni) czekało się parę dni. Łapanie momentów upływającego czasu i zamiana ich w obrazy zawsze było dla niego jakimś rodzajem magii. Oprócz fotografowania lubi stare polskie filmy, absurdalny humor, historię i książki. W wolnym czasie czyta co popadnie i sprawia mu to nieznośną frajdę. Jakiś czas temu zupełnie przypadkowo poznał pewnego mechanika samochodowego, który najpierw okazał się całkiem fajnym gościem, a później gościem z ogromną wiedzą muzyczną. Tym mechanikiem jest Kuba Mikołajczyk, który wraz z Mateuszem Augustyniakiem założyli portal Polski Wzrok, dzięki któremu Marek w tempie pędzącego ekspresu dostał się w sam środek najważniejszych polskich wydarzeń kulturalnych na Wyspach. Zaczął fotografować dla portalu na koncertach, co sprawia mu wielką przyjemność i dzięki czemu poznaje wielu ciekawych ludzi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz