fot. Marek Jamroz |
fot. Monika S. Jakubowska |
Litza: Neokatechumenalna od słowa katechumenat. Wielu ludzi ma problem, żeby wymówić słowo neokatechumenat dlatego, że źródłosłów pochodzi od słowa katechumen. W pierwotnym Kościele byli to ludzie, którzy przygotowywali się do chrztu i to, co przechodzili, to był właśnie katechumenat. Wspólnota, w której ja jestem, to neokatechumenat, czyli NOWA, ale ta nowość polega na tym, że kiedyś ludzie przygotowywali się przed chrztem. Teraz wszyscy jesteśmy ochrzczeni jakby z urzędu, ale nie mamy żadnego wtajemniczenia i wprowadzenia w chrzest i nie wiemy, czym tak naprawdę jest Chrześcijaństwo. Siłą rozpędu jest tradycja itd, ale ci co chcą, mogą jakby cofnąć się trochę niezależnie od tego, czy są ochrzczeni czy nie, zrobić ten katechumenat, zobaczyć czym jest Chrześcijaństwo i czy ja w ogóle w to wchodzę, czy nie.
fot. Marek Jamroz |
fot. Monika S. Jakubowska |
Litza: Wiesz co, myślę, że ta nauka skończy się dopiero parę godzin po śmierci (śmiech).
Sławek: 1994 rok. Czy to był twój przełom?
Litza: Nie! Media z jakimś oślim uporem powtarzają rzecz, która nie jest prawdą. W 1984 roku poznałem Dobrochnę, fajną dziewczynę i byliśmy najpierw kumplami, przyjaciółmi, potem jakby chodziliśmy ze sobą i byliśmy narzeczonymi. W 1988 roku przyjęliśmy sakrament małżeństwa i ja przed tym świadomie przygotowywałem się do bierzmowania. Wcześniej nie bylem za bardzo w parafii, więc bierzmowany bylem dopiero jako 20-latek i to był początek mojego powrotu do Kościoła. Ja to powtarzam za każdym razem, ale to wraca, a rok 1994 - rok operacji zastawek wręcz przeciwnie u mnie zadziałał.
fot. Marek Jamroz |
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
Litza: Początek mojej muzyki wiązał się na pewno z ucieczką. Problemy jakie mieliśmy w domu, rodzice, którzy się rozwiedli i różne problemy z alkoholem w domu powodowały, że ja jako młody, dorastający nastolatek jakby nie umiałem sobie poradzić z tą rzeczywistością i uciekałem w muzykę. Grałem sobie i marzyłem. Wystarczyło, że brałem gitarę, grałem na niej i już przenosiłem się w świat, w którym było mi dobrze. Potem rodziły się rożne kapele punkowe jak Sajgon, skąd wzięli mnie metalowcy do trashowej kapeli Los Desperados. Na dwie centrale graliśmy. To była nowość wtedy! Podobało mi się tam, bo oni grali w sumie bardzo podobnie do punkowych zespołów. Potem był Acid Drinkers, potem dopiero było Turbo, a dopiero jak Titus wyszedł z wojska, to Acid Drinkers zaczął funkcjonować jak normalny zespół, a potem... tych zespołów było dużo.
fot. Marek Jamroz |
fot. Monika S. Jakubowska |
Litza: Flapjack...
Kuba: A propos Creation Of Death... Twoje teksty często mówią o Bogu. Może nie dosłownie, ale przekaz jest jasny, mówią o określonych wartościach. Zastanawiałeś się dlaczego polscy katolicy nie znają niektórych zespołów, w których grałeś?
Litza: Creation of Death tak naprawdę nazywał się Jerusalem, tylko że kiedy nagraliśmy płytę i wysłaliśmy ją do Anglii, to Music For Nations i Tomek Dziubiński - człowiek, który nas prowadził, jakby managerował, stwierdzili, że Jerusalem jest bardzo słabą nazwą dla tak mocnej, metalowej kapeli. Dostałem od nich wtedy płytę analogową, patrzę... a na okładce, gdzie był krzyż jerozolimski i ludzie, którzy wyciągają do niego ręce, jest taki znak radioaktywny, taki jak ten "Buch" [tu Litza wskazuje na mój T-shirt z czaszką autorstwa Krzysztofa Grabowskiego z Dezertera] i napis Creation of Death.
fot. Marek Jamroz |
fot. Monika S. Jakubowska |
Litza: Gdzieś się to rozsypało. Tomek Goesh miał trochę problemów rodzinnych i zdrowotnych i w końcu się to rozpadło.
Kuba: Skąd wzięło się w Kościele takie spojrzenie na muzykę heavy metalową, ze jest ona zła, a nawet satanistyczna? Przecież Luxtorpeda to też są ciężkie riffy...
Litza: To nie muzyka, to nie forma, ale treść. Można by było bardzo dużo na ten temat mówić. Niczego nie chcę usprawiedliwiać, ani nie mam prawa wyrokować jakieś opinie na ten temat. W muzyce zawsze ważna jest treść i intencja. Jeżeli ona wynika z jakichś depresji, braku szacunku do życia, wynika z niechęci lub idzie w stronę śmierci, to jest to muzyka, która nie niesie ze sobą nadziei, życia i tego, co może drugiemu człowiekowi dać wiatru w żagle i powiedzieć mu - życie jest piękne! Natomiast podsumowywanie, ze coś jest satanistyczne, to... kiedyś Dickinson fajnie powiedział, że z satanizmem ma niewiele wspólnego, a jedyne co mógłby podejrzewać, że jest związane z satanizmem, to jego księgowy. Ja myślę, że właśnie finansjera, życie ciała, wyuzdanie...
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
Sławek: To co mnie zawsze najbardziej urzekało w twojej twórczości, to zespól 2Tm2,3. Po raz pierwszy zetknąłem się tam z muzyką stylistycznie różnorodną, a jednoczenie tak mocno osadzoną w Jarocinie. Tam jest reggae, tam jest rock i tam jest heavy metal z tekstami opartymi na Biblii. Była to pierwsza i chyba jedyna do tej pory chrześcijańska kapela na tak wysokim poziomie. Jak zetknęliście się ze sobą?
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Marek Jamroz |
fot. Monika S. Jakubowska |
Litza: Co!? (śmiech). "Enter Sandman" nie jest oparty.na trytonie. Jak już chcemy rozmawiać o tak poważnych, głębokich rzeczach, to jest Fibonacci. Znasz złotą regułę Fibonacciego?
Kuba: Nie
Litza: Polecam. Włoski matematyk Fibonacci opisał pewien wzór matematyczny, który istnieje w kosmosie, w kalarepie, w brokule, w muzyce. Nazywa się to złota spirala i możesz ją spotkać w największych dziełach muzycznych, plastycznych, w przyrodzie, w proporcjach ciała ludzkiego; Wszystko to, co zbliża się do Fibonacciego, jest dla człowieka bardzo harmonijne. Jak siedzę i sobie gram, to oczywiście każdy riff albo wywołuje, albo nie wywołuje jakąś emocję - negatywną lub pozytywną. Bylem niedawno zaskoczony, bo zrobiliśmy z Luxtorpedą smutny numer pod tytułem "Mambałaga", a ludzie mówią, że on jest bardzo wesoły. Tam są same mole i melodie bardzo melancholijne, natomiast dla ludzi ważny jest rytm.
fot. Marek Jamroz |
fot. Marek Jamroz |
Litza: Nie jest najlepszy. To jest po prostu jedyna "Mambałaga". Na płycie.każdy utwór ma swoją tożsamość. Muzyka nie jest sportem, nie oceniamy tego. Dzisiaj "Mambałaga" może ci dać dużo szczęścia, a innego dnia na przykład utwór pod tytułem "Smoła". Odbiór tych wszystkich rzeczy przez ludzi jest subiektywny. Dla mnie ważne są w muzyce intencje i nieświadomie zawsze można dawać coś ze zła lubi dobra. Wstaję rano, modlimy się z żoną i proszę wtedy, aby to, co dzisiaj zrobię, nikogo nie zraniło, nie zabiło, nie krzywdziło, żeby mu dało trochę szczęścia, trochę miłości, żeby ten człowiek, który będzie tego słuchał, czuł się kochany, doceniony i żeby czul, że jest czegoś wart. A wracając do twojego pytania o szatana w muzyce, to odpowiedź na nie znajdziesz w Piśmie Świętym, gdzie Jezus fajnie powiedział: „Nic, co wchodzi do człowieka z zewnątrz, nie może go splamić, lecz co wychodzi z człowieka, to go plami. Z wnętrza, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, rozpusta, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zawiść, bluźnierstwo, pycha, głupota. Całe to zło wychodzi na zewnątrz i plami człowieka” (Mk 7,15-23).
fot. Marek Jamroz |
fot. Marek Jamroz |
fot. Marek Jamroz |
fot. Artur Grzanka |
Litza: W ogolę nie wpłynęła. Arka wynikała z naszego życia, a nie Arka wpływała bezpośrednio na nasze życie. W tej wspólnocie, w której jesteśmy, bardzo dużo czasu poświęcamy dzieciom. Na każdej Eucharystii jest dialog z dziećmi - co było czytane, co to konkretnie mówi do twojego życia. Kiedyś tak sobie siedziałem i miałem taką intencję w sercu - szkoda, że tylko nasze dzieciaki, tych kilkanaścioro dzieci we wspólnocie może takie coś przechodzić, szkoda że dzieci żyjące poza wspólnotą nie mogą na ważne tematy usłyszeć czegoś tak prosto, tak konkretnie. I tak pojawił się nie mój pomysł, tylko siostry Marioli z Ziarna, żeby coś takiego robić i nagle zobaczyłem to, co miałem w sercu, nagle zobaczyłem, że Arka przetłumaczona jest na cztery języki i ponad siedem milionów płyt poszło do ludzi!
fot. Marek Jamroz |
fot. Artur Grzanka |
Litza: Nie interesuje mnie popularność. Mnie interesuje, żeby moja żona była dzisiaj zadowolona, żeby czuła się kochana, a cała reszta jest przy okazji i tak samo Arka nie wpłynęła na nasze dzieci. Dla nich to była fajna przygoda. Po pierwsze był to pierwszy zespół, w którym one mogły być ze mną cały czas w trasie. Jak wyjeżdżałem z Acidami, z Flapjackiem czy z Kazikiem, to one nie mogły ze mną jechać, a z Arką jesteśmy całą rodziną i zawsze jest fajna zadyma, Do dzisiaj zresztą Arka gra, a dzieci zawsze czekają, kiedy będzie maj, czerwiec i kiedy będą mogły wsiąść do tego autokaru i powiedzieć: jedziemy w Polskę robić zadymę.
Kuba: Czego oczekiwałeś po wydaniu pierwszej płyty Luxtorpedy?
fot. Marek Jamroz |
fot. Marek Jamroz |
Sławek: O powstaniu Luxtorpedy dowiedziałem się od mojego kumpla Kreda. Mieszkaliśmy wtedy w Luton i któregoś dnia Kred mówi - Słuchaj, Litza zmontował nowy zespól i my musimy ściągnąć go do Luton! Zrobiłem wtedy program w Radio Diverse FM z Kredem w roli głównej, który o was opowiadał, a pomiędzy naszymi wejściami leciała wasza muzyka z pierwszej płyty i muzyka innych kapel, w jakich w przeszłości grałeś.
fot. z archiwum Kreda |
fot. Sławek Orwat |
Sławek: Fenomen Luxtorpedy zobaczyłem na LuxFeście 2013. Takiego entuzjazmu i święta, jakie zgotowali wam ludzie z Forum nigdy jeszcze na żadnym festiwalu nie widziałem.
Litza: LuxFest jest fajny i mimo, że co roku robimy taki festiwal, to wolimy koncerty w klubach. Jak organizujesz taki LuxFest, to się do niego przygotowujesz, chcesz dobrze wypaść i chcesz żeby to fajnie wszystko zagrało, a najlepsze koncerty to są te niespodziewane. Jedziesz do Włocławka i tam masz kolejny, normalny koncert. Jest cudowna atmosfera i jest taki klimat, że my potem mówimy: żeby to było nagrane, to byłoby można pokazywać, że był to najlepszy koncert jaki zagraliśmy. Takie koncerty niespodziewane, nieprzygotowywane, bez takiego ciśnienia... wiesz, że musi wypaść fajnie, żeby to zabrzmiało, żeby wszystko było słyszalne itd. Każdy koncert ma swój dzień i swój czas...
fot. z archiwum Kreda |
fot. Marek Jamroz |
Litza: My nie mamy pomysłów. My tylko tak gramy jak umiemy. Ja nie umiem śpiewać i Hans też nie umie śpiewać. On rapuje, a ja się drę. To nie jest pomysł. To jest jak użycie młotka i piły. Mi się to spodobało, bo kiedy Luxtorpeda powstawała, to pomyślałem... kurde to będzie nie do wytrzymania, jak ja będę darł ten ryj cały czas, wiesz... to jest nieprzyjemne. Przydałby się ktoś, kto to rozluźni i nagle przypadkowo w studiu pojawił się Hans, który akurat nagrywał swoje rzeczy. Zaproponowałem mu jeden utwór. Zrobił to, a ja mówię do mojej żony - fajnie by było, jakby cała Luxtorpeda taka była, że ja się drę a Hans nie dość, że mówi coś z sensem, to jeszcze mówi w taki sposób, że można przy tym trochę odpocząć, że nie ma cały czas takiego ciśnienia i ona mówi - to zaproponuj mu. No co ty, on ma swój zespół, ale w końcu mu zaproponowałem, a on... spoko spróbuję i tak jest z nami do dzisiaj.
fot. Marek Jamroz |
fot. Monika S. Jakubowska |
Litza: Tak
Kuba: Powstaje nowy projekt?
Litza: Nie. Jest tylko 2Tm2,3, Arka i Luxtorpeda. Mam czwórkę wnuków, widzę że jestem dużo za połową życia. Nie wiem, czy wy też macie takie wrażenie, że im dłużej człowiek żyje, tym rok jest krótszy, a to Boże Narodzenie jest dla mnie jakby co trzy miesiące, a nie co dwanaście. Zaczynam szanować dzień i patrzeć tak, że muszę jednak z pewnych rzeczy, nawet tych świetnych po prostu zrezygnować. Muszę robić tak dlatego, ze są priorytety. Chciałbym być więcej w domu, nawet nie tyle z wnukami, ale z żoną. Nie chciałbym potem tego żałować kiedy będę umierał, że nie poświęciłem wystarczająco czasu żonie albo dzieciom - tym, których najbardziej kochałem i właśnie w tym momencie pojawia się to bolesne cięcie
Tomek "Dziki" Likus (więcej tutaj), Litza, facet z torbą i Mark "Bestia" Olbrich (więcej tutaj) fot. Monika S. Jakubowska |
fot. z archiwum Kreda |
Litza: Nie, no błagam cie... Po prostu jednemu ze zwykłych ludzi udało się dostać na dużą scenę (śmiech). Nie, no proszę cie, nie ma czegoś takiego.
Sławek: Dlaczego w takim razie zdarzyło mi się jednak spotkać i takich muzyków, którym popularność znacznie mniejsza od twojej jednak zaszkodziła?
Robert z Markiem Jamrozem - autorem wielu fotografii zamieszczonych w tym artykule (więcej tutaj) |
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Marek Jamroz |
fot. Monika S. Jakubowska |
fot. Marek Jamroz |
fot. Marek Jamroz |
Kuba: Tworząc z Arką cover "Gaz na ulicach", opowiadałeś dzieciakom, o czym tak naprawdę to jest?
Litza: Oczywiście, że tak
Kuba: Zrozumiały?
fot. Marek Jamroz |
fot. Marek Jamroz |
fot. z archiwum Kreda |
fot. Monika S. Jakubowska |
Litza: Jeśli chodzi o kontekst tego kawałka, to bardziej rozmawiałem z dzieciakami na temat cynizmu. Tłumaczyłem im, że w Polsce w tamtych czasach nie wolno było pewnych rzeczy pisać wprost i żeby wyrazić swój sprzeciw i bunt przeciwko tej trudnej sytuacji, jaka jest, często używano takich form, jak cynizm, czyli żartobliwie śpiewano odwrotnie, niż chciałoby się zaśpiewać. Kogo - mówię do dzieci - ty pytasz, jeżeli chcesz coś wiedzieć o życiu, kogo pytasz w pierwszej kolejności? Mamę, tatę, oczywiście radzisz się przyjaciół i mówiłem im, że jak wtedy zapytałeś milicjanta, mogłeś dostać pałą i to wszystko i to była cala jego odpowiedź. I to było bardzo fajne, że stosowało się taka formę jak cynizm, aby wyrazić swój bunt. Pamiętacie Pomarańczową Alternatywę we Wrocławiu i Majora Frydrycha i to, co oni robili w czasach komuny? Oni we Wrocławiu robili takie happeningi, że kupowali goździki, które dawali potem milicjantom, albo robili transparenty z hasłami "Niech żyje komuna - cudowny ustrój" i nikt im nie mógł nic zrobić, bo to zgromadzenie było pro.
fot. Sławek Orwat |
fot. Monika S. Jakubowska |
Litza: I to był tez Majora pomysł.
Kuba: Trudno było powrócić do koncertów z Acidami po tylu latach?
Litza: Nie. Fajnie było ich spotkać po latach. Fajny dla mnie szczególnie był czas prób i to, że po latach można było pograć z Popcornem. Super!.
Kuba: Mieliście podczas tej przerwy jakiś kontakt ze sobą?
Litza: Tak, my z Titusem mamy kontakt, a Ślimak jest moim szwagrem,
Sławek: Niedawno robiłem wywiad z Edytą Bartosiewicz, która opowiadała mi tę słynną historię, jak to was spotkała, kiedy robiliście z Acidami płytę Striptease...
Litza: Hahaha
Niezapomniana rozmowa z Edytą Bartosiewicz o jej udziale w piosence Acid Drinkers |
Litza: ..."Seek And Destroy"
Sławek: Możesz coś więcej o tym spotkaniu dziś powiedzieć?
Litza: Słuchaj, było cudownie! My chłopcy ze wsi Poznań przyjechaliśmy do wielkiej stolicy i w miejscu, gdzie mieszkaliśmy podczas nagrywania z Acid Drinkers płyty Striptease co chwile ktoś dzwonił i padały jakieś wielkie nazwiska, a przynajmniej dla nas to był wtedy taki wielki świat. Drrrrrrrrrrr Kto tam? Martyna. Taaaa, Jakubowicz? Tak. Potem drrrrrr... Kto tam? Edyta. Bartosiewicz i... rzeczywiście wchodzi. Byliśmy w szoku, że ci ludzie naprawdę istnieją, Cześć, cześć aaa to wy jesteście ci rozrabiacze. No i pamiętam, mieliśmy wtedy ograniczony budżet. W momentach wolnych od pracy piliśmy trunki najtańsze, jakie były dostępne i pamiętam, że u Kasi Kanclerz - ówczesnej managerki wielu kapel, u dziewczyny, która wynajęła nam to mieszkanie blisko Studia Izabelin, były piękne kryształowe karafki i myśmy to Wino Okęcie marki Wino mocno mrozili, następnie wlewaliśmy je do karafek i kulturalnie przy śniadaniu piliśmy z karafki. I przyszła właśnie pani Edyta Bartosiewicz i pamiętam jak dziś - O, co tam macie? A my - och trudno wypowiedzieć słowami, jaki to jest trunek. Mogę spróbować? Oczywiście! Piła z tej karafki, a to było mocno schłodzone wino i gdzieś tam te walory smakowe zostały zabite, Ona mówi - No cudowne, cudowne i czar prysł dopiero wtedy, kiedy Titus dolewał z zamrażalnika kolejne Okęcie do karafki, ale wtedy to już było więcej śmiechu i zabawy...
Litza: Wiesz co, Edyta robiła niesamowitą atmosferę przy tej płycie. Brała gitarę i właśnie taką Edytę Bartosiewicz najbardziej wspominam, kiedy siada jak przy ognisku. Miała wtedy - pamiętam - taką suknię, grała na gitarze i śpiewała jak Janis Joplin i tak super to śpiewała, że myśmy byli podjarani i co Acid Drinkers robi w takim momencie? Śpiewasz z nami na płycie! Ejjj, jaki utwór? Jak to jaki? "Seek And Destroy" . Było to śmieszne, bo pamiętam, że jak uczyłem się grać na gitarze, to akurat dzielnicowy, który mnie zgarnął i pojechaliśmy razem do domu, pokazywał mi pierwsze akordy E-dur i wiesz... on mi pokazał E-dur obok pół tonu wyżej i takie flamenco się wtedy robiło i myśmy ten "Seek And Destroy" nagrali w taki prostacki sposób flamenco. Zresztą potem byłem przez to na notowaniach gitarzystów flamenco jako propozycja (śmiech).
Londyński koncert Rejestracji (fot. Monika S. Jakubowska) |
fot. Monika S. Jakubowska |
Sławek: Jak trafiłeś na płytę Rejestracji?
Litza: Ja Rejestrację pamiętam z koncertów. Wychowywałem się pod Operą Poznańską bardziej jako pancur. Chodziliśmy na Abadon, Rejestrację, WC i co tam jeszcze było. Pamiętam, że w Sedesie nawet miałem grać na gitarze. Pamiętam też, że Kajtek, który grał wtedy na garach, przyjechał do mnie do domu i w bloku na trzecim piętrze grał na tych garach [w tym momencie Litza zaintonował - przyp red] wszyscy pokutujemy za to, ze żyjemy. Nie dostałem się jednak, bo byłem za cienki. I to była ta muzyka, przy której na koncertach byłem szczęśliwy i między innymi Rejestracja przyjechała i pamiętam jak Gelo [i tu Litza tubalnym głosem do złudzenia przypominającym wokal Gelo zaintonował - przyp. red] Rządy tego kraju dążą do ograniczenia myśli. Takie były jeszcze utwory, które mało kto dziś zna. Wtedy też pierwszy raz usłyszałem Bieliznę Geringa - bardzo fajny zespól z Trójmiasta, potem Bielizna się nazywali, Taniec wielkich goryli - taką płytę mieli. Fajne, fajne, fajne czasy to były.
Robert ze śp. Robertem "Furi" Furmanem (więcej tutaj) |
fot. Sławek Orwat |
Litza: To znaczy nie cena mnie zwaliła. Każda płyta jest dla mnie bezcenna, bo tyle, ile tam serca i czasu i wszystkiego w tą płytę jest włożone, to cena tej pracy, którą w to wkładamy, nigdy tego nie odda. Patrzmy jednak na to realnie, biznesowo. Jeżeli my sprzedajemy płytę za 15 zł., a ona kosztuje 50 zł,, to coś jest nie halo z tym handlem.
Kuba: Co myślisz o ludziach, którzy ściągają muzykę z Internetu?
Litza: To jest sprawa sumienia.
Kuba: I tylko tyle?
Litza: Tak, bo jak ukradniesz mi lusterko od samochodu, to pójdziesz siedzieć, a jak ukradniesz mi muzykę to nie. To znaczy ja w ogóle nigdy się tym nie przejmowałem, bo jak Arka Noego miała piratów, to oni robili dobrą robotę, bo tam gdzie ja nie docierałem, tam docierali piraci z fajnym przekazem, a mi nie jest potrzebne jeszcze więcej pieniędzy. Wystarczy żebym miał ZUS zapłacony i podatki i żebym mógł kupić w Londynie kieckę żonie raz na pięć lat i to już wystarczy. Nie bilansujmy tak życia.
Potęga LuxForum (fot. Sławek Orwat) |
Litza: Słuchacz, kory słucha tego, co ja tworzę, jest ze mną bardzo blisko i kupuje płytę oryginalną i dlatego my nie boimy się przed premierą wrzucić całą płytę do Internetu, bo wiemy, że nasi słuchacze tego posłuchają, będą się cieszyć tym, że ta płyta wychodzi, a potem tę płytę kupią. Mnie nikt nie okradnie.
***
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia, życzę Czytelnikom Nowego Czasu i Muzycznej Podróży radosnego przeżywania rodzinnej bliskości oraz osobistej refleksji na temat Miłości, której przyjście na świat dla jednych stało się duchowym wyzwoleniem, innym przyniosło Znak, który do dziś wzbudza sprzeciw, a wszystkim wyznaczyło początek nowej rachuby czasu, którego upływ nieuchronnie zbliża nas do Źródła.
Autor bloga
Sławek Orwat
- Muzyki słuchał wcześniej niż potrafił mówić. W dojrzałość wprowadził
go stan wojenny. Przez półtora roku był redaktorem muzycznym tygodnika
Wizjer oraz współorganizował dwie edycje WOŚP w Luton, gdzie także
prowadził polskie programy w internetowym radio Flash i brytyjskim
Diverse FM. W roku 2010 założył kabaret 3 x P, który wystąpił m.in w
imprezie poprzedzającej zawody strongmanów Polska - Anglia. Z londyńskim
magazynem Nowy Czas współpracuje od marca 2011. W latach 2012 - 2014
prowadził autorską audycję Polisz Czart na antenie brytyjskiego radia
Verulam w położonym niedaleko Londynu St. Albans. W roku 2013
program ten był emitowany również na nieistniejącej już platformie
radiowej Fala FM z siedzibą w kanadyjskim Toronto. Od lipca 2012 związał
się z warszawskim magazynem JazzPRESS, a od października tego samego
roku z wychodzącym w Sosnowcu muzycznym kwartalnikiem Lizard.
Tłumaczenie jego wywiadu z Leszkiem Możdżerem ukazało się w
brytyjskim magazynie LondonJazz. Pojedyncze publikacje jego tekstów
pojawiły się się m.in. w londyńskim magazynie Lejdiz, wychodzącym w
Edynburgu Pangea Magazine oraz na łamach
toruńskich Nowin. Poza działalnością dziennikarską, od czasu do czasu
można go także spotkać w roli konferansjera. Największą imprezą, jaką
miał okazję zapowiadać dla blisko 2,5 tysięcznej widowni, był
zorganizowany przez Buch IP w dniu 8-go marca 2014 londyński
koncert, na którym wystąpiły Nosowska, Brodka i Maria Peszek.. W czerwcu
2015 wraz z Tomaszem Wybranowskim reaktywował Listę Przebojów Polisz
Czart, która ukazuje się w każda drugą środę miesiąca na antenie NEAR FM
w irlandzkim Dublinie. Od roku 2014 dołączył do najbardziej muzycznego
polskojęzycznego portalu na Wyspach Brytyjskich - Polski Wzrok z
siedzibą w malowniczym Bedford.
Wielkie dzięki! Kawał dobrej roboty...Jeśli trzeba komuś powiedzieć kto to Litza, lepiej już się nie da...
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo w imieniu własnym i Kuby.
OdpowiedzUsuńKawał dobrej roboty, jak stwierdziła PSP! Tymczasem zapraszam do siebie - http://kamiennyblok.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń