Mateusz Augustyniak - Wyborowy koncert – Gabinet Looster i Hey w Londynie
Mateusz Augustyniak
Jest zwycięzcą II edycji Jubileuszowego Konkursu Muzycznej Podróży
dzięki ironicznemu, acz niezwykle wnikliwemu artykułowi, który można
przeczytać tutaj.
Muzyka była z nim od zawsze. Po maturze trafił do Krakowa, gdzie
znalazł pracę jako szklankowy w Tower Pub - mrocznej spelunie dla typów
spod ciemnej gwiazdy. Jego jakże odpowiedzialna praca polegała na
zbieraniu szklanek ze stolików i obserwowaniu kamery skierowanej na
wejście do pubu, a wszystko to działo się w rytmach mocnych metalowych
brzmień. Zabawił tam niedługo, ale wspomina to miejsce z wielkim
rozrzewnieniem. Po kilku zawirowaniach wylądował w studenckim klubie
Studio, gdzie spędził blisko cztery lata, awansując na stanowisko
menadżera. Do Anglii - jak wielu innych - przyjechałem na kilka
miesięcy, aby sobie dorobić i... został na stałe. Powrotu do Polski
sobie nie wyobraża. Przedkłada - jak sam mówi - szarość aury nad
szarością nastrojów. Obecnie pracuje w lokalnym Radio Betford, gdzie bez
przeszkód naśmiewa się z wszystkiego, co go śmieszy. Mateusz wychodzi z
założenia, że w obecnym świecie trzeba śmiać się z otaczającej nas
pokracznej rzeczywistości, gdyż inaczej trzeba by się jej bać. Gra także
na gitarze w kapeli, z którą spodziewa się odnieść w niedalekiej
przyszłości oszałamiający sukces, doskonale zdając sobie sprawę z
beznadziejności owych zamierzeń. Codzienne osiem godzin w jego mało
ambitnej pracy, wydaje mu się celem samym w sobie. Mateusz wraz z Kubą
Mikołajczykiem prowadzi od niedawna portal muzyczny www.polskiwzrok.co.uk,
który na razie dopiero się rozkręca, a plany z nim związane są ogromne.
Dzięki Mateuszowi czuję wielką radość i sens organizowania cyklicznych
konkursów na muzyczny artykuł. Szykujcie się więc już teraz do kolejnej
jego edycji, którą ogłoszę z okazji 300-tysięcznej wizyty na Muzycznej
Podróży. Podróż Mateusza - jak sam zainteresowany mówi o swojej
muzycznej przygodzie - dopiero się zaczyna...
fot. Artur Grzanka
Dzień dwudziesty piąty października roku pańskiego dwutysięcznego piętnastego, był dla sporej części Polaków przebywających na wyspach brytyjskich dniem bardzo ważnym. Bardzo urokliwa w tym roku angielska jesień puszczała oczko ciesząc piękną pogodą i zachęcając do korzystania z jej uroków. W takich oto okolicznościach ekipa redakcyjna udała się w pełną przygód podróż do Londynu. Przygody co prawda ograniczały się do klnięcia na srogie korki które opanowały w ten dzień chyba całą południową część wyspy, oraz na Markowych próbach przekonania mnie do Lao Che. Wyglądało na to że wszyscy zmierzają w to samo miejsce. Celem naszej eskapady była oczywiście londyńska Scala w której tego wieczoru miało odbyć się iście niecodzienne przedstawienie. Na deskach sceny miał pojawić się doskonały zespół Hey z charyzmatyczną frontman Katarzyną Nosowską, dumnie wspierany przez nie mniej świetny londyński zespół Gabinet Looster.
fot. Artur Grzanka
Na miejsce dotarliśmy z małym poślizgiem, ale nawet pomimo tego udało
nam się dostać na soundcheck i ostatnie poprawki przed otwarciem klubu.
Jeśli ktoś nie miał okazji doświadczyć przedkoncertowego napięcia
panującego w takich miejscach, ten nigdy nie pojmie ogromu pracy
włożonego w takie przedsięwzięcie. Otwarcie drzwi klubu mogę porównać
chyba tylko do wyciągnięcia zawleczki z granatu, po tym procederze już
wszystko toczy się samo, ostatnie korekty i poprawki nie są w stanie
opóźnić wybuchu, który tego wieczoru odbił się echem chyba nawet na
przedmieściach Babilonu. Ale po kolei.
Tak było w roku 2010
fot. Marek Jamroz
Publiczność zgromadzona tłumnie od pierwszych momentów koncertu, zaopatrzona w nieodłączne atrybuty współczesnego koncertowicza, czyli plastikowe kubki ze złocistą cieczą, numerki z szatni oraz wszelakiej maści smartfony i dumbfony oczekiwała na posiedzenie Gabinetu Looster. Adam Szczebel, Robert Wiktorowicz, Piotr Wróbel i Rafał Wrona nie kazali na siebie długo czekać. Szybko pojawili się na scenie, ukłonili się widzom i rozpoczęła się opowieść. Moja pierwsza styczność z Gabinetem Looster to marcowy koncert Pidżamy Porno, na którym również wystąpili na suporcie. Nie miałem pojęcia czego się spodziewać po tej londyńskiej kapeli, ale muszę przyznać że kupili mnie od razu. Byłem zaskoczony tym co zaprezentowali i stwierdzam że od tej pory zaskakują mnie oni cały czas, stawiając pytania, na które każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Ich muzyka z pozoru łatwa prosta i przyjemna, posiada drugie dno, a pod nim również i trzecie i czwarte. Mimo że od marca widziałem ich na żywo jeszcze kilkukrotnie, za każdym razem odkrywam coraz więcej i więcej. Liryczne teksty Adama pokryte akustycznymi dźwiękami gitar poruszają i skłaniają do refleksji. I jest to możliwe nawet a może dzięki temu że żywy rytm nie pozwala ustać w miejscu.
fot. Artur Grzanka
fot. Artur Grzanka
Mogę śmiało stwierdzić że Gabinetu Looster nie da się porównać do niczego co znam, wróżę panom wielką karierę i ogromny sukces. Zespół zaprezentował osiem numerów, w tym nowość pt. Łezka. Jeśli ktoś nie zna twórczości Gabinetu, można się z nią zapoznać na soundcloudzie, nie tak dawno temu kapela ku uciesze fanów wypuściła większość swoich piosenek do darmowego odsłuchu, szczerze polecam. Po wybrzmieniu ostatnich dźwięków Adam podziękował za wsparcie i ciepłe przyjęcie, po czym zespół zwolnił miejsce dla gwiazdy wieczoru.
Zespół Hey, czyli Katarzyna Nosowska, Paweł Krawczyk, Marcin
Żabiełowicz, Robert Ligiewicz, Jacek Chrzanowski i Marcin Zabrocki to
przeszło dwadzieścia lat muzycznej działalności, jedenaście albumów
studyjnych, dziesiątki nagród oraz wyróżnień i ugruntowana pozycja
jednego z najlepszych rockowych zespołów alternatywnych na polskiej
scenie. Ich muzyka nie daje się jednoznacznie skwalifikować, z płyty na
płytę zespół ewoluował, szukał nowych rozwiązań, zmieniał stylistykę i
eksperymentował. Efektem tego jest niesamowity dorobek artystyczny, a
ich muzyką nie sposób się znudzić. Niesamowicie charyzmatyczna Katarzyna
Nosowska emanuje magnetyzmem, a słowa wypływające z jej ust wibrują w
głowie jeszcze długo po zakończeniu występu.
Tak było w Dublinie
fot. Marek Jamroz
fot. Artur Grzanka
Na koncerty Heya, kiedy jeszcze mieszkałem w Polsce uczęszczałem regularnie i wiedziałem czego mogę się spodziewać, ale mimo tego uważam Londyński występ za jeden z najlepszych koncertów na jakich zdarzyło mi się znaleźć. Nie jestem jednak w stanie jednoznacznie stwierdzić, co sprawiło że ten koncert był tak wyjątkowy. Może była to niesamowicie dopracowana setlista, prezentująca przekrojowo wszystkie największe hity zespołu, pozostawiając również miejsce na nowości z dwóch ostatnich płyt. Może była to publiczność – nie dało się nie odnieść wrażenia że nikt nie znalazł się w tym miejscu przypadkowo, każdy chłonął koncert wszystkimi zmysłami słuchając, patrząc i wręcz czując muzyką, która odbijała się echem w głowach widzów. Może w końcu była to sama Katarzyna Nosowska, jak zawsze tajemnicza i kochana, emanująca magnetyzmem i ciepłem.
fot. Artur Grzanka
Pomimo jej niesamowicie wręcz oszczędnego ruchu scenicznego, emocje
malujące się na jej twarzy podczas występu wzbudzają niesamowite
poruszenie, a łezka którą nieraz zdarza się jej uronić ze wzruszenia,
topi lód nawet w najbardziej zatwardziałych w sercach. Jednej z fanek, których było na Sali zdecydowanie więcej niż męskich
koneserów twórczości Heya, udało się w trakcie koncertu przesadzić dość
wysokich rozmiarów barierkę i wedrzeć się na scenę. Zamach powiódł się w
stu procentach, a zamachowczyni udało się skraść uścisk wokalistki,
której gazeli skok przez barierkę bardzo przypadł do gustu. Podczas
występu mogliśmy usłyszeć nieśmiertelny Teksański, który pozostanie
hitem chyba już na zawsze, a kolejne pokolenia będą nadał grały go na
gitarach podczas ogniskowych spotkań. Nie zabrakło również Sic!, Do
rycerzy…, A ty?, lirycznego Umieraj stąd a nawet Dancing with tears in
my eyes, czyli coveru bardzo popularnej w latach 70 brytyjskiej grupy
Ultravox. Po koncercie grupka fanów czekająca na swojego idola nie
doznała zawodu i mogła zrobić sobie zdjęcia z Kasią, a nawet spróbować
Heyowego tortu.
Hey w Dublinie
fot. Marek Jamroz
Mimo upływających lat zainteresowanie muzyką Szczecińskiego zespołu nie słabnie, a oni sami nadal pozostają aktywni, w tym roku będzie można zobaczyć ich jeszcze raz na żywo – tym razem w Toruniu gdzie wystąpią już 16 grudnia na koncercie unplugged promującym nowe wydawnictwo Hey w filharmonii. Szczecin unplugged. Londyński koncert był dla mnie niemal magicznym doświadczeniem, pozostawiając po sobie satysfakcję zmieszaną z uczuciem niedosytu. Na szczęście Katarzyna Nosowska powróci na wyspy już na wiosnę – tym razem solowo – aby uświetnić swą obecnością dwudniowy festiwal Buch Fest, na który już z tego miejsca serdecznie zapraszamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz