KULT-owe rozmowy - Rozmowa szósta "Kult to jest dobrze naoliwiona maszyna" - z Kazikiem Staszewskim po raz drugi rozmawia Sławek Orwat. Polisz Czart, Nowy Czas i Polski Wzrok patronami medialnymi londyńskiego koncertu Kultu!
Kazik z KULT-turystami oraz z organizatorem londyńskich koncertów Kultu Tomkiem Likusem (fot. Marek Jamroz)
Dwaj panowie Staszewscy
Poniższa rozmowa jest już drugim wywiadem z Kazikiem, jaki miałem przyjemność przeprowadzić. Do lektury pierwszego zapraszamtutaj
- "Pracowity, spokojny, zawsze ułożony,
miły i małomówny, choć czasem też się spinamy ze sobą".
Tak o tobie mówi twój syn Janek. Na ostatniej płycie Kultu
śpiewasz, że dobrze być dziadkiem i mieć za żonę młodą
babcię. Jednocześnie w naszej rozmowie sprzed kilku miesięcy
mówisz, że rodzina nie musi się spotykać cały czas. Czy ostatnio
bardziej czujesz się ojcem, dziadkiem i mężem, czy muzyka nadal
pochłania cię w takim samym stopniu jak przed laty?
- To nie wchodzi jedno drugiemu w paradę Na
stopie prywatnej czuję się dobrze dziadkiem, bo jest to - rzekłbym
- bardzo przyjemny status społeczny, który generuje serie
przyjemności z obowiązkami ograniczonymi w zasadzie do jakichś tam
tymczasowych zajęć z wnuczkami, kiedy akurat rodzice chcą
sobie wyjść, ale właściwie jest to tylko przyjemna strona
rodzicielstwa. W rodzicielstwie wszystkie za i przeciw musisz
przyjmować na klatę, wszystkie wspaniałe prawa jako rodzic, ale
też i cały szereg obowiązków.
Tu natomiast są właściwie tylko
prawa i przyjemności i to w ogóle nie ma nic do rzeczy z tym, co
robię zawodowo. Może odrobinę niepoważnie wygląda bycie muzykiem
rockowym przynajmniej z perspektywy czasu. Gdy byłem młodszy, na
pewno nie podejrzewałem, że tak długo będę parał się tym
zajęciem i oczywiście nawet nie planowałem tego robić tego tak
długo. Najpierw wydawało mi się, że pogramy sobie w wieku
nastoletnim kilka lat, a potem będzie to - nazwijmy w cudzysłowie
- poważna robota. Tak mnie zresztą przepytywały często spotykane
nauczycielki ze szkoły, bo wówczas mieszkałem blisko swojej starej
szkoły podstawowej. Potem trzydziestka. Wydawało mi się, że
powyżej 30 lat to już jest to dosyć komiczne i niepoważne. Potem
czterdziestka. Teraz mam 52 lata i jeszcze działam i jeszcze
są ludzie, którzy chcą mnie słuchać, a że jest to zajęcie
niezwykle przyjemne, to każdy muzyk rockowy, który jako tako może
się z niego utrzymać i narzeka w tej
sytuacji, to jest to moim zdaniem pewnego rodzaju poza i
rozpaskudzenie. Pomiędzy podwójną rolą jaką pełnię w rodzinie
- ojca i dziadka, a byciem muzykiem, generalnie sprzeczności nie
widzę, wręcz przecudnie obie te role się splatają, na przykład kiedy moja
wnuczka, która ma raptem 2 i pół roku informuje mnie - właśnie
słuchałam "Piwko", albo śpiewa tekst z płyty
Oddalenie. Starsza Hania natomiast niezwykle ożywiała się
na piosenkę "Maria ma syna". Tak więc można funkcjonować
jednocześnie i równolegle, tak jak dyrektor potężnego konsorcjum,
którego rola zawodowa i społeczna też prawdopodobnie nie staje w
sprzeczności z byciem dobrym dziadkiem. Co więcej, ponoć nawet najwięksi zbrodniarze w historii
ludzkości potrafili być przykładnymi ojcami i dziadkami. Jest to
może ekstremalny przykład, ale okazuje się, że w każdej sytuacji
się da.
fot. Artur Grzanka
- W ubiegłym roku spotkałem się z 81 letnim
Johnem Mayallem i robiłem z nim wywiad. Byłem w
ciężkim szoku, że ten wspaniały muzyk w wieku, w którym wielu
ludzi ledwie się porusza, biega po scenie, zmienia instrumenty i
śpiewa, a przede wszystkim ciągle jest aktywny.
- Wiesz, niedawno w Łodzi wystąpił Charles
Aznavour, który ma 91 lat. Z jednej strony więc jest to kreatywna
działalność, a z drugiej - powtórzę - strasznie przyjemna i
dająca dużo satysfakcji, o ile masz to audytorium, które chce cię
słuchać i nawet jeśli ono jest w niewielkiej liczbie, bardzo
trudno się z nim rozstać. Ja też mam nadzieję, że będę długo
zdrowy, a jeśli to zdrowie będzie się u mnie w jakiś tam sposób
trzymać, to chciałbym to robić do końca.
fot. Artur Grzanka
- "Zaprawdę powiadam wam, nie ma takiej szajki jak ta"
tym cytatem z "Kulcikriu" opisałeś atmosferę
panującą w zespole Kult dodając, że obecnie jest to grupa ludzi,
wśród których czujesz się najbardziej u siebie. Nawiązując do
poprzedniego pytania, czy Kult daje ci poczucie, że także wtedy,
kiedy zajmujesz się muzyką, ciągle jesteś z rodziną?
- No może aż tak daleko bym nie zachodził, bo
jednak rodzina to nie jest. Są to bliscy koledzy, a z niektórymi z
nich trzymam się już od 30 lat, wobec czego znamy się jak łyse
konie i mamy podobne poczucie humoru, co jest w ogóle dosyć istotne
w takiej grupie ludzi. Ta piosenka powstawała w latach 90', kiedy to
skład był trochę inny, bo był wtedy Banan i nieżyjący Szczota.
Zawsze stanowiliśmy taki konglomerat, gdzie po prostu pewna -
nazwijmy to po rastamańsku - wibracja była dominująca i często w
ogóle nieczytelna dla ludzi z zewnątrz. Wielokrotnie spotykałem się
z opiniami naszych dalszych znajomych, którzy widzieli jak razem
działamy, jak pracujemy, jak gramy, ale też i jak się bawimy i dosłownie mieli nas za zgraję kretynów o jakimś
niezrozumiałym poczuciu humoru i dziwnych związkach
interpersonalnych. To jest - rzekłbym - taki dojrzały oddział
wojskowy, który niejedną bitwę wygrał, niejedną przegrał, ale
wiemy, że w jakiś tam sposób możemy na siebie liczyć. Ja
oczywiście poczuwam się do bycia w tym zespole dowódcą, ale nie
wyobrażam sobie, aby mógł on funkcjonować bez takich oficerów,
podoficerów i szeregowców, jakich mamy na co dzień.
fot. Artur Grzanka
- Z drugiej strony przyznasz sam, że Kult
bez Kazika przestałby mieć w ogóle logiczną rację
bytu. Przykładem może być tu choćby stosunek niektórych dawnych fanów Dżemu do obecnej działalności tego zespołu.
- Wiesz, ja też sobie nie wyobrażam, aby ten układ
mógł funkcjonować z innym wokalistą. Osobiście czuję, że najbliższa więź łączy mnie z Kultem, a te wszystkie inne
historie też były fajne, tylko że to byli koledzy albo młodsi,
albo trochę inaczej patrzący na muzykę, albo w ogóle czego innego
szukający w muzyce. Kult to jest dobrze naoliwiona maszyna, w której
nie są zadawane zbędne pytania, a których jest multum w innych
składach i to jest pewnego rodzaju komfort psychiczny, chociaż
zdarzają się oczywiście kłótnie jak w każdym oddziale wojskowym
i w małżeństwie starym ale jarym i bywały okresy pewnego kryzysu,
ale bez takich sytuacji byłby to układ o charakterze autorytarnym
lub wręcz totalitarnym. Dyktator nie pozwala być przecież
niezadowolonym (śmiech).
fot. Monika S. Jakubowska
- "Kiedy mój tata postanowił śpiewać
piosenki swojego taty, to z początku one do niego nie bardzo
przemawiały i nie mógł się swobodnie wokół tej muzyki zakręcić"
stwierdził w rozmowie ze mną Janek. Czy dziś bardziej odnajdujesz
się w poetyce Stanisława Staszewskiego i czy z upływem lat
nabrałeś do niej dystansu?
- To dalej są jakby opowieści z innej bajki. Był
to przecież inny czas, inna kultura, inny człowiek to pisał, o
innych doświadczeniach, o doświadczeniach tak mocno ekstremalnych,
że ja to w ogóle jestem jakimś tam domowym pieskiem wychowanym w
cieplarnianych warunkach. Nie mogę się równać, ani nawet
porównywać, skoro mój tata w wieku 19 lat, czyli będąc
człowiekiem strasznie młodym wylądował w obozie koncentracyjnym.
Cała ta jego gama wyborów świadczy o
tym, że on z tego pasiaka nigdy się nie wydostał, bo wygenerowało
to bardzo dużo istotnych decyzji, które podejmował w życiu.
Między innymi - to też jest moja teza - nieustanna ucieczka przed
podejmowaniem odpowiedzialności za siebie i za osoby bliskie. On nie
chciał tego ciężaru dźwigać po takich doświadczeniach bycia
nastolatkiem i dlatego te piosenki są zupełnie innymi historiami.
Oczywiście, że jestem cały czas pod wrażeniem jego artyzmu, choć
niewiele tych piosenek napisał. Ktoś powiedział ostatnio, że
Kaczmarski napisał 500 piosenek, a Staszewski tylko 30, ale myślę,
że jakościowo wytrzymują one porównanie z dokonaniami tego barda
wszech czasów, jeśli chodzi o polską scenę nazwijmy to poezji
śpiewanej, chociaż nie lubię tego określenia. Są to obrazy,
których nie malowałem, ale pod których wrażeniem jestem.
fot. Marek Jamroz
- Po twoim odejściu z Buldoga twoje teksty
zostały zastąpione wierszami Tuwima. Zapytałem Piotra Wieteskę
czy można zaryzykować stwierdzenie, że ty i Tuwim podobnie
postrzegacie rzeczywistość i czy w kwestiach społecznych nic nie
zmieniło się od czasów przedwojennych? Piotr odpowiedział
"Tak, zgadzam się z tym". Często porównywano cię z
Tuwimem? Jak sądzisz skąd wzięły się te analogie?
- Powiem szczerze, rzadko z takimi porównaniami się
spotykam. Tuwim miał jednak - podejrzewam - lepszy warsztat i profesjonalniej trzymał formę, a poza tym nie chciałbym
tutaj stawać w opozycji do jego wyborów powojennych, które moim
zdaniem są mocno dyskusyjne, ale chciałbym być pozbawiony stawania
w takich, a nie innych sytuacjach. Tuwim dla mnie jest poetą o dwóch
twarzach. Z jednej strony zestawienie tego co pisał przed wojną i
w mniejszym stopniu w czasie wojny i to, z jaką łatwością przeszedł na stronę nurtu
komunistycznego i stał się właściwie nadwornym poetą Bieruta
[przykład tutaj
– przyp.red]. To już Władysław Broniewski - przekonany
komunista od czasów przedwojennych trzymał
bardziej konsekwentną postawę i w jego szczerość wierzę. Poza
tym o ile nie piszę o bardzo mi bliskich sercowych sprawach, to
wydaje mi się, że bardzo widoczne jest u mnie wykształcenie
socjologiczne, które zgłębiałem bardzo długo, aczkolwiek
nieskutecznie i myślę, że u Tuwima było to jednak mniej widoczne.
fot. Monika S. Jakubowska
- "Jest to na tyle lekka i przyjemna praca,
że póki są: energia, siły i chęć, to nie należy jej
ograniczać. Wszystko to może się jakoś rozwijać, jeżeli czujesz
się w tym dobrze". Tymi słowami wyraziłeś się o swojej
hiper aktywności muzycznej, jaka niewątpliwie od dziesięcioleci
cię charakteryzuje. Nie tworzysz już wprawdzie z El Dupa czy KNŻ,
ale niedawno znalazłeś sobie nową odskocznię od Kultu. Czy
Kwartet ProForma pochłonie cię na długie lata i czy więcej w nim
będzie nowych pomysłów czy cytatów z twojej dotychczasowej
przebogatej twórczości?
- Chciałbym, żeby trochę to potrwało. Decyzja
została podjęta - powiem szczerze - bo rozleciał się nam KNŻ, a
z drugiej strony El Dupa pozostaje w stanie hibernacji, a tutaj
trafił się taki teren, którego - jeśli chodzi o muzykę - jeszcze
nie penetrowałem, czyli coś co zbliżone jest do charakteru, jak
to niektórzy moi koledzy z KNŻ, którzy trochę ze smutkiem
przyjęli decyzję o rozwiązaniu zespołu, kpiąco określają jako
"dom kultury". Jest to być może trochę
złośliwe, ale jednak dość celne porównanie.
Gramy w takich miejscach i dla takiego audytorium, które właściwie
na Kult nie przychodzi, bo jest to dla nich za głośne i za mało
wygodne. Są to ludzie, którzy ubierają się tak, jakby szli do
teatru, czy do kina. Naszemu występowi towarzyszy szeroko pojęta
teatralizacja, a ja dużo więcej opowiadam tam o piosenkach, niż ma
to miejsce na koncertach i jest to dla mnie jakieś tam novum w
ogóle. Trafiłem na ludzi, z którymi zaczęliśmy od
skłócenia i konfliktu. Spotkaliśmy się kłócąc się i mając
jakieś tam pretensje do siebie, a wyszła z tego bardzo fajna
muzyczna i towarzyska przygoda. Decyzja, że
związujemy się, robimy płytę i zaczyna to funkcjonować na
patencie mojego drugiego zespołu jest perspektywą, że na tych parę
lat przewidujemy we własnym towarzystwie być, a co to będzie, to
na razie nie mam pojęcia. Moje dołączenie wywindowało ten
zespól od razu do sal troszeczkę większych, niż oni grali do tej
pory, jednakowoż z nimi trzeba tak samo zaczynać, jak z każdą
nową kapelą. Przy ogromnej ofercie, jaka jest teraz, jeśli chodzi
o muzykę współczesną i nie mówię tu
tylko o Londynie, ale też i o Warszawie, gdzie jednego wieczora masz
nieraz nawet 50 koncertów w różnych miejscach, ludzie muszą
pogodzić się i zapoznać z istnieniem nowego bytu. Bardzo często
na koncertach było mieszanie różnych pojęć. Na przykład na
koncertach KNŻ krzyczano, żebym śpiewał "Polskę", a na
koncertach Kultu krzyczano, żebym śpiewał "Artystów".
Generalnie traktuję to jako projekt na najbliższe lata, ale aby go
wypromować, trzeba jakoś zadziałać, być może trochę inaczej
niż z inną nową kapelą.
fot. Artur Grzanka
- Co chciałeś nam przekazać w utworze
"Kalifat"
- Stoimy moim zdaniem u progu konfrontacji z
Islamem, z tym Islamem wojującym. Spróbowałem stanąć w tym utworze jakby po drugiej stronie.
Pomysł na ten tekst powstał jesienią ubiegłego roku, kiedy była
poprzednia wizyta Kultu w Irlandii i Wielkiej Brytanii. Był koniec września. Przywieziono
nas z lotniska w takie miejsce w Dublinie, gdzie studenci
przygotowywali się poprzez zabawę do rozpoczęcia roku
akademickiego. Ja, który sporo
rzeczy w życiu widziałem, byłem kompletnie zszokowany. Dla mnie,
dla 51-latka były to niemalże
dzieci, które zatracały się w
narkotykowo-alkoholowo-seksualnej zabawie. Z tego co widziałem, chodziło
głównie o to, aby znietrzeźwić się
alkoholem, skatować jakimiś dragami i
zaliczyć w kiblu szybki seks. Wobec tego wyobraziłem sobie sytuację, co
by było, gdyby na tej ulicy pojawił się prosto
z Bagdadu jakiś pobożny muzułmanin i miał okazję to
zaobserwować. Byłoby to dla niego ewidentnie wcielone piekło na
ziemi, które należy zniszczyć i myślę, że dekadencka kultura
cywilizacji zachodniej zbliża się do nieuchronnej konfrontacji,
ponieważ macie tu takich muzułmanów coraz więcej i oni widząc upadek
tego, co biały człowiek proponuje, z dominującą energią - podejrzewam - w
końcu do takiej konfrontacji doprowadzą. Powstanie
Państwa Islamskiego, które przedstawiło ostatnio swoją
mapę planowanych zdobyczy terytorialnych do 2020 roku pokazuje nam,
że za naszymi drzwiami stoi możliwość, a nawet przymus
konfrontacji z kimś, kto jeńców nie bierze.
fot. Monika S. Jakubowska
- Pozwól, że dotknę tym razem tematu polskiej emigracji.
"Natalia w Bruklinie" przez lata budowała w polskiej
świadomości obraz naszej emigracji zarobkowej. Dla nas Polaków od
lat mieszkających na obczyźnie niektórych jej fragmentów można
doszukać się w wielu autentycznych życiorysach. Ty także pod
koniec lat 80' byłeś emigrantem w UK i podobno właśnie w
Londynie zrozumiałeś dwie rzeczy: to, że praca na budowie,
to nie twoja bajka oraz to, że muzyka to twoja największa
pasja. Zgodzisz się z opinią, że emigracja pomimo rachunku, jaki trzeba za nią zapłacić, pozwala jednak o wiele wyraźniej
zobaczyć swoje słabe i mocne strony?
fot. Monika S. Jakubowska
-
Podziwiam ludzi, którzy wyemigrowali. Wyjazd z kraju, ze swojego
środowiska, jest rozpoczęciem nowego życia. W moim przypadku było to
trochę - jak to zwykle w moim życiu - w cieplarnianych warunkach, bo ja
tam miałem rodzinę. Poza tym nie
myślałem nigdy o wyjeździe na stałe. Miałem wprawdzie taki
kryzys w latach 90' i z uwagi na pochodzenie mojej żony mogliśmy się
wtedy od biedy
starać o papiery
niemieckie, ale szybko mi to przeszło. Teraz, gdy rozmawiamy, ja
jestem akurat w Hiszpanii, ale tu też jestem w gościach. Polska jest dla
mnie miejscem, z którym się utożsamiam, żyję w tym etosie
kulturowym i ten etos kulturowy podzielam. Porozumiewam
się pewnym szyfrem, który za granicą jest niezrozumiały, podobnie jak dla Polaków, czy Rosjan niezrozumiały jest kod
kulturowy Anglików. Oczywiście, świat stał się kosmopolityczny i
teraz emigracja nie jest decyzją ostateczną, która powoduje
zerwanie kontaktów z gniazdem rodzinnym. Obecnie nienawiązujemyich tylko
od czasu do czasu, jak miało to miejsce w latach 80'. Teraz mamy
Ryanair'a i za niewielkie pieniądze
możemy w weekend bliskich odwiedzić.
Przez całą historię nowoczesnej Europy emigracja nie wiedzieć
czemu, a właściwie wiadomo... no bo tam było bardziej dostatnio i w
pewnym sensie kulturalniej, zawsze szła ze wschodu na zachód. Jest
to jednakowoż decyzja w dalszym ciągu bardzo poważna i właściwie to jestem
pełen podziwu dla ludzi,
którzy takie rzeczy robią, ale też i
pełen smutnych refleksji wobec państwa, które co poniektórych
zmusza, aby taką decyzję musieli
podejmować.
fot. Monika S. Jakubowska
- "Najbardziej podobały mi się te jego
waleczne kawałki, w których w moim tacie odzywała się dusza
wojownika" wyznał Janek dodając, że nie zgadza się z opinią,
że obecnie złagodniałeś. Jak to faktycznie jest
z tą twoją wojowniczością w czasach obywatelskiego przebudzenia
Polaków? Czujesz także, że żyjemy w chwili, w której naród
bardziej niż dotychczas domaga się od artystów pokrzepienia serc?
- Jeśli chodzi o
moją wojowniczość, to ja bym tego nie demonizował. Byłem
bardziej takim obserwatorem ze szkiełkiem i okiem, który pewne
rzeczy komentował, stawiał jakąś tam
mniej lub bardziej niezdarną diagnozę. Natomiast,
czy ja byłem wojowniczy? Myślę,
że nie. W moim przypadku był
to konglomerat bardzo różnych, intensywnych historii, które
przeżyłem w młodym
wieku. Nie bez kozery będzie
tutaj wspomnieć o moich doświadczeniach ze świadkami Jehowy, którzy do bardzo ekstremalnych
poziomów wynieśli jedno z haseł Jezusa Chrystusa: Oddaj
cesarzowi, co cesarskie, a Bogu, co boskie. Nie jest
to wezwanie do
jakiegoś obalania, czy walki z systemem, ale bardzo
wyraźne wezwanie, żeby nie robić czegoś, czego nie wypada, kiedy
ktoś od ciebie tego wymaga. Cała moja droga życiowa od
osiągnięcia pełnoletności do 28 roku życia to jest na różne sposoby wyraźne i
uparte unikanie służby
wojskoweji nie wchodzenie w kompromis,
który mógłby mi tę służbę w jakiś
sposób zastępczo załatwić. Czuję się artystą,
poetą i moja sztuka stoi jednak trochę
ponad tym wszystkim. Przy okazji aktywności Pawła
Kukiza spotkałem się w Internecie z komentarzami typu -
Paweł Kukiz, jest autentycznym artystą,
ponieważ przekuł swoje słowa w czyn i działa, a tu Muniek
Staszczyk odbiera odznaczenia od Komorowskiego, a ten się na tej
Teneryfie wygrzewa, a przecież jest to -
według tych komentarzy - mój obowiązek, który jest logiczną kontynuacją
tego, że śpiewa się zaangażowane piosenki.
fot. Marek Jamroz
... No właśnie, w utworze KNŻ „Pozory często
mylą” śpiewasz fragment:
"Spragniony do picia nieledwie się zbliżam wiedziony reklamą
z udziałem Kukiza". Niedawno piłeczka poleciała w drugą
stronę. Paweł wygłosił pod twoim adresem przytoczone przed chwilą słowa. Jakie masz dziś relacje z Pawłem i czy
podzielasz jego obecną politykę, czy też jesteście sobie ludźmi
ideowo obcymi?
- Prywatnie to my się
praktycznie nie znamy. Były
to jedynie przypadkowe spotkania gdzieś przy okazji wspólnych
koncertów, więc trudno mówić kim jest człowiek, którego nie zna się
prywatnie. Myślę, że jest on nieco pozbawiony
poczucia humoru i taki niezwykle sieriożnie nastawiony. Rok
czy dwa lata temu strasznie zaczął na mnie naciskać, wręcz wymagać, abym
dołączył do
Ruchu Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Ja jednak mu podziękowałem.
fot. Paweł Fesyk
Nasze relacje są takie, że w ostatnim momencie I tury wyborów
prezydenckich poszedłem i zagłosowałem właśnie na niego, ponieważ,
spodobała mi się pewnego rodzaju - nazwijmy
to - ruchawka, którą zrobił. Oczywiście należy między bajki włożyć, że elektorat który na niego głosował, to zwolennicy
Jednomandatowych Okręgów Wyborczych. Generalnie większość z nich
łącznie
ze mną nie ma o tym w ogóle pojęcia, bo ja też nie do końca wszystkie niuanse tego sposobu liczenia
głosów ogarniam. Okazało się jednak, że pewne działanie, które przybrało charakter
- nazwijmy to - happeningu i to, że po prostu ten skleszczony, podwójny
układ zamknięty, w którym kisimy się od 2005 roku, a już szczególnie od Smoleńska, nagle może być rozchwiany i rozbity i że to
już nie tylko jest wybór: Platforma czy PiS ale, że może to być nareszcie coś
innego i za to mu chwała. Co będzie dalej... czas pokaże. Bardzo bym chciał, żeby wytrzymał w jako takiej relacji ze swoją maszyną wyborczą aż do wyborów
parlamentarnych. Czy system mu na to pozwoli, czy
nie? Zobaczymy. Żeby jeszcze wyjaśnić tę historię z reklamą
Pepsi Coli, to pamiętam dokładnie, że spotkaliśmy się w jakimś radio, kiedy tę piosenkę
pisałem i ja się go wtedy spytałem,
czy nie ma nic przeciwko, żeby taki passus w tej piosence został
użyty. Powiedział, że nie ma nic
przeciwko i zgodził się na to zanim
jeszcze ta piosenka ujrzała światło dzienne i dlatego bardzo
potem zdziwiły mnie jakieś nerwowe reakcje z jego strony.
fot. Artur Grzanka
fot. Paweł Fesyk
- "Oglądałem jakiś czas temu amerykańską
biografię szefa FBI Edgara Hoovera. Jest tam taki wątek, w którym
zaczyna mówić się o Dylanie, o tym, że się gdzieś tam plącze i
że ma bardzo obrazoburcze piosenki. Zebrała się więc w siedzibie
FBI narada, która miała zdecydować, co z nim zrobić. W końcu
zapadła decyzja, że jest to
przecież tylko niepoważny piosenkarz i najlepiej zostawić go w
spokoju" - to twoje słowa sprzed miesięcy. Jak myślisz, czy Paweł Kukiz
niespostrzeżenie wymknął się spod kontroli establishmentu, czy tak
mu się tylko wydaje?
- Są na ten temat różne teorie. Myślę, że się wymknął, że nie doceniono go i że potraktowano
go tak, jak nas wszystkich traktuje establishment polityczny: muzycy
rockowi równa się głupki, które
poskaczą przed publicznością, ale za poważne sprawy nie
powinni się brać i ludzie w pewnym
stopniu po prostu to wyczuli. Ja zresztą też wyczułem jak to
poparcie dla niego w ostatnich dniach kampanii rosło. Jak to zwykle bywa, nie
miałem w ogóle ochoty wybierać się na wybory
prezydenckie. W sobotę wieczorem
zobaczyłem jednak, że to przybiera już rozmiary masowego poparcia i
faktycznie zaczęło mi to śmierdzieć kilkunasto o ile nie
dwudziestoparoma procentami i dlatego
dołączyłem swój głos. To, co
Paweł Kukiz wygenerował, to jest to przede wszystkim głos niezadowolenia
i braku zgody na to, w jakiej formie - chodzi mi tu o formalność, a nie
o formę sportową - prezentuje się polska scena polityczna od lat z
okładem dziesięciu.
fot. Monika S. Jakubowska
- Dawno temu śpiewałeś: "Na
wschodzie anarchia, na zachodzie anarchia, system się pali i wali,
system pali się, system pali się, system pali i wali się".
Nie uważasz, że historia zakręciła koło i świat stanął
obecnie na skraju jeszcze większej rozpierduchy niż wtedy, gdy
powstał ten tekst?
- No trochę tak. Wtedy wszystko było dosyć
czytelne. Świat podzielony był na dwa obozy -
komunistyczny i zachodni. Wydawało mi się wtedy, że sczeznę w komunie do końca życia i nic się nie wydarzy i jednocześnie czułem się skleszczony w niemożności rozwiązań
ostatecznych. Okazuje się jednak, że historia świata potrafi
przebiegać bardzo szybko. Obecnie wytworzyła się
sytuacja bardzo nieciekawa. Z jednej strony czeka nas moim zdaniem nieuchronny konflikt z
Islamem, z drugiej strony bardzo irracjonalny i nieobliczalny
Władymir Putin, którego nie mogę rozgryźć i który w
sprawie Ukrainy zachowuje się bardzo dziwnie. Na przykład jego reakcja na wydarzenia z Majdanu, jaką była aneksja Krymu, pokazuje moim zdaniem, że nie zachował się wtedy jak zawodowy czekista,
tylko trochę jak jakiś głupek.
fot. Paweł Fesyk
Ukraina w swojej strukturze była
takim półpaństwem aż do momentu wydarzeń na
Majdanie i aneksji Krymu, kiedy to stała się
państwem, które nagle poczuło niezwykle silną
tożsamość i to waśnie agresja Putina
na Ukrainę stworzyła pełnoprawne państwo w Europie. Poza tym szereg drobnych konfliktów w nieogarniętej
w jakikolwiek sposób Afryce, gdzie z jednej strony widać coraz
większe wpływy muzułmańskie a z drugiej strony wchodzą Chińczycy
ze swoją siłą
ekonomiczną i wojskową. Ponadto
cały system ekonomiczny i to co się
robi z zadłużeniem Grecji i coraz to kolejnych państw. Jak Andrzej
Lepper powiedział kiedyś żeby dodrukować pieniądze na pokrycie długu
publicznego, to wszyscy go uznali za ignoranta i debila, a potem okazało się, że
decyzje Baracka Obamy, Banku Centralnego w Ameryce i
wielu banków europejskich były dokładnie takie same. Wniedługim
czasie może więc coś pierdolnąć w systemie
bankowo-finansowo-ekonomicznym i wtedy może okazać się, że wszyscy działamy
posiadając jakieś pieniądze, których tak naprawdę nie ma. Na początku lat 90'
był taki filozof amerykański Francis Fukuyama, który swego czasu był bardzo modny i który obwieścił,
światu, że oto system
demokratyczny zwyciężył i jest koniec historii. W związku z tym, że tak światły na pierwszy rzut
oka umysł aż
tak karczemnie się pomylił,
można by stworzyć przysłowie i wrzucić je do mowy potocznej:
"Mylisz się jak Francis Fukuyama".
fot. Artur Grzanka
fot. Paweł Fesyk
- Czyli, że można by zaryzykować stwierdzenie, że cywilizacja zachodnia, podobnie jak kiedyś Cesarstwo Rzymskie możezakończyć swoje istnienie i
czy nam się to podoba czy nie, wejdziemy w całkowicie nowy
rozdział historii ludzkości? Jak sądzisz, istnieje taka opcja, czy
jednak obronimy się?
- Nie wiem, czy się
obronimy Ja oczywiście chciałbym, aby to wszystko
się obroniło, ale moja wiedza jest
zbyt ułomna, bo jak widzisz pomylił się nawet dużo
bardziej światłyczłowiek. Podano kiedyś taki przykład, który dotyczy co prawda zasobów bogactw
naturalnych, ale myślę, że można go przytoczyć także na potrzeby pokazania sytuacji
politycznej, wojskowej czy ekonomicznej. Mówi on,
że być może świat znalazł się obecnie w dokładnie takiej samej sytuacji. Wyobraź sobie jezioro, które przez 30 dni zarasta wodorostami i po tych 30 dniach
zamienia się w bagno. Pierwszego dnia
trochę się tych wodorostów pojawia,
drugiego dnia pojawia się ich dwa razy tyle, trzeciego dnia
jest ich znowu dwa razy tyle ile było w dniu poprzednim, czwartego dnia jest ich dwa razy
tyle ile było trzeciego dnia. Każdegodnia
ilośćwodorostów
zwiększa się dwukrotnie wobec stanu z dnia poprzedniego i jeśli przyjmiemy, że
to jezioro zarasta w 30
dni, to ile będzie zarośniętego
jeziora dwudziestego dziewiątego dnia? Otóż będzie
dokładniepołowa,
bo trzydziestego dnia zarośnie znowu dwa razy tyle.
Myślę, że w takiej właśnie sytuacji jest obecnie świat. Jeszcze wszystko na pierwszy, drugi
i trzeci rzut oka poprawnie gra, natomiast
obawiam się, że na koniec będzie jakieś nagłe wydarzenie,
które...
- ... odmieni wszystko?
- Odmieni obecną formułę
istnienia ludzkości w stopniu zasadniczym.
Moje spotkanie z Jankiem Staszewskim tuż przed ubiegłorocznym koncertem Kultu w Londynie
- Odejdźmy od wielkiej polityki oraz spraw globalnych
i powróćmy do zespołu Kult. "Cieszy mnie to, że ten zespół
cały czas ma poparcie ludzi, a najważniejsze w tym wszystkim jest
to, że oni po prostu robią swoje. Mój tata nigdy się nie
sprzedał. Robi swoje i ciągle ma coś do powiedzenia. Myślę, że
w tym tkwi cała tajemnica".
Czy Janek faktycznie trafił w sedno tą wypowiedzią?
- No bardzo się cieszę,
że Janek tak mówi, bo mi nigdy tak nie powiedział (śmiech).
- Cieszę się w takim razie i ja,
że mogę być w tej sprawie waszym pośrednikiem (śmiech).
- Widocznie jest w tym
trochę racji. Robimy swoje, a czy nie sprzedaliśmy się? Wiesz... w Internecie, co druga opinia jest, że
się sprzedałem. Myślę, że taką
bardzo dobrą szkołą dla mnie było
to, że myśmy działali te pierwsze 10, 12
lat na zasadach zupełnie
amatorsko-hobbystycznych. Do
1990 roku nie przypuszczałem, że
będzie to jakieś moje konkretne zajęcie, wobec czego, nie miałem
żadnego ciśnienia na to, żeby zaistnieć gdzieś w radio, czy w
telewizji. Mieliśmy możliwość zagrania
paru koncertów, potem było ich trochę więcej i
to było dla nas najważniejsze, a pieniądze... sam wiesz, jakie wtedy pieniądze były.
Ludzie udawali, że pracują,
a oni udawali, że im płacą. Wobec czego,
kiedy znaleźliśmy się w sytuacji, że to
już była praca, z której w jakiś sposób mogliśmy się utrzymać,
to po pierwsze byliśmy na tyle mądrzy,
żeby wiedzieć, kto w tej polskiej branży muzycznej jest kim i z
kim się można zadawać, a z kim nie. Potem
mieliśmy już konkretny i dość mocny
kręgosłup oraz świadomość tego, co
chcemy robić i w tym nas ta nowa
rzeczywistość ekonomiczna zastała.
Myślę, że w jakiś sposób
to nas ukształtowało, a poza tym ludzie
widzieli, co robimy. Owszem miałemkilka
różnych wpadek alkoholowych czy momentów mojej
niedyspozycji na koncertach, ale w 95% starałem
się być uczciwy wobec
swojego audytorium. Nigdy nie odpierdzielaliśmy tak zwanej fuszerki,
albo źle pojętej
klezmerki. Trzeba tutaj przyjąć jakąś skalę.
Jesteśmy jakimś
tam robaczkiem, a Rollingstonesi są przy tym
robaczku pałacem kultury, ale myślę,
że pewna analogia w naszym działaniu jest czytelna. Po
nich też nikt nie spodziewa się,
że jeszcze napiszą rock
operę.
Debiutancki album Janusza
- "Jeśli album miałaby nazywać się Tata Janusza, to musiałbym śpiewać jego
piosenki. Do tego chyba jeszcze na razie nie dojrzałem, ale [...]
nie wykluczam tego i z tego, co tata mi mówił, on także takiej
możliwości nie wyklucza." Czy w świetle tego, co powiedział Janek, w rodzinie
Staszewskich może powstać coś na wzór Męskiej Muzyki
Waglewskiego Fisza i Emade?
-
Jak na razie nic takiego się nie zanosi. Janka twórczość jest jednak
bardzo uduchowiona i w pewien sposób dla mnie hermetyczna. Bardzo to
doceniam, ale to jest trudna twórczość zarówno jeśli chodzi o stronę
literacką jak i o stronę muzyczną. Ostatnio wzięliśmy Janka na nasze
unplugged i on zajebiście sprawdza się w utworze "Babilon", a z drugiej
strony Kult fajnie odnajduje się w jego kompozycji "Głowa do góry".
fot. Artur Grzanka
fot. Monika S. Jakubowska
- Spokojnie, Mój Wydafca,
Tata Kazika, Posłuchaj to do Ciebie, a może jeszcze
inny? Który album Kultu cenisz sobie najbardziej i dlaczego?
- Na pewno drugi i trzeci.
Spokojnie [recenzja tutaj - przyp.red.]i Posłuchaj to do Ciebie.Właśnie
w tej kolejności, bo było to po pierwszym
podejściu,którebyłozupełnie
nieudane. Udowodniliśmy wtedy sobie, że
w tym samym składzie osobowym możemy
zrobić dużo lepszą płytę niż jedynka. Spokojnie jest dowodem
na to, że możemy
zrobić pewien koncept album, bo w zasadzie każdy z nas słucharóżnych
rzeczy od sasa do lasa, a tutaj znalazływyraz nawet jakieśfascynacjepsychodelą
z lat 60' i 70', na co złożyło się wiele czynników.Trafiliśmy akurat
na świetnego realizatora oraz
na fajne studio i myślę, że
powstało coś, co do kanonu polskich płyt
rockowych przynależy. Następnie obydwie płyty
z piosenkami taty. Pierwsza odkrywająca jego twórczość dla starszego audytorium, ale ja bardziej
cenię dwójkę, która
jest mniej ludyczną i mniej rozrywkową płytą, na której znajdują się traktaty o sensie życia, sensie istnienia. Kolejna to
Ostateczny krach systemu korporacji. Kiedy wydawało
się, że nasz kryzys jest na tyle głęboki,
że już nic nie zrobimy, nagle okazałosię, żestarczyło
parę szczerych słów i wszystko wróciło
do normy. Na pewno Hurra! Jest to płyta, która powstała tuż po bardzo istotniej zmianie. OdszedłBanan - człowiek,który stanowił
absolutnie filar muzyczny tego zespołu i wydawało się, że światsię
zawalił i długo chodziliśmy jak
ten pies przyczajony na kota nie wiedząc,którąłapą go uderzyć
i jak zacząć. Poza tym była
to ostatnia produkcja, którąrobiłem jako producent
muzyczny, co jest już chyba melodią
przeszłości, bo moje kłopoty
ze słuchem wykluczają już pracę realizatorską w
studio.
fot. Monika S. Jakubowska
Oczywiście jeszcze długo będę
mógł śpiewać,
bo koledzy głośno grają. Kult Unplugged to teżbyławażna
historia, bo zawsze mówiłem, że nie nadajemy
się do grania bez prądu i że jesteśmydrużyną elektryczną, a tu okazało się,
że nadajemy się i w ogóle jest to chyba jedyna tego typu płyta, która
w Polsce wbiła się na pierwsze miejsce wyników sprzedaży, gdzie
jak wiadomo, żyjemy w czasie schyłkowym
jeśli chodzi o płyty kompaktowe i do tego nagle po
dwóch latach ta płyta znowu weszła
na pierwsze miejsce, co prawda na tydzień tylko, ale taki
podwójny strzał raczej się nie zdarza. Poza
tym wiesz... do wszystkich płyt czuję
jakiś sentyment, nawet do tych
nieudanych, ale bardziej byłbym kompetentny jeśli chodzi o wymienienie
właśnie tych nieudanych. Nieudana jest na pewno jedynka,
nieudana jest pierwsza koncertowa płyta Tan, nieudany jest
45-89 zagrany zresztą
fatalnie, nieudany
jest Poligono Industrial,który
jest właściwie solowym wykonaniem
Banana, bo tylko
on sampraktycznie
przy tym albumie pracował. Nieudany
jest Mój Wydafca i Your
Eyes, nad czym ubolewam,
bo są tam fajne
piosenki, ale niestety fatalnie zrealizowane. I to tyle tych nieudanych.
fot. Monika S. Jakubowska
- Jaki będzie przekaz kolejnej płyty Kultu? Co
najbardziej ostatnio leży ci na sercu?
- Nie wiem. Na razie
pracujemy nad nowym materiałem. Sporo
tego powstało. Mamy właściwie już 23
numery. Niektóre mają
już nawet daleko posunięte teksty, ale jakie będzie ogólnie jej
przesłanie? Nie wiem jeszcze jakie, bo nie wiem jeszcze jakie piosenki będą
wybrane na tę płytę. Poza tym ostatnio nieco praca
stanęła, bo się na dwóch kolegów
zdenerwowałem. Muszę czasem... jak to w
oddziale wojskowym i w rodzinie bywa, ale już generalnie mi przeszło.
Teraz mamy sierpień, czyli miesiąc wakacyjny, więc to nasze
wspólne granie będzie kontynuowane na
próbach od września
i wtedy zobaczymy, co będzie dalej.
fot. Monika S. Jakubowska
- "Te 4
lata grania w Kulcie wspominam miło - powiedział mi Piotr Wieteska
- Granie w kapeli było spełnieniem moich marzeń. W dodatku ten
okres był czymś więcej niż tylko graniem kapeli – był w tym
również parowątkowy przekaz (m.in. światopoglądowy, nasz
stosunek do polityki, mody młodzieżowej lub tzw. show biznesu)".
Jak ty wspominasz pierwsze lata Kultu, które poza singlem "Piloci
/ Do Ani" oraz nagraniami, które ujrzały światło dzienne
dopiero w roku 2000, były chyba bardziej szaloną młodzieńczą
przygodą, niż świadomą realizacją artystycznych planów?
- Nie demonizujmy, że
była to tylko przygoda. Była
to cała koncepcja i fajnie wtedy się grało. Oczywiście, że
na samym początku było
to bardzo nieporadne i daleko odbiegało od
tego, co mamy dzisiaj, ale nikt tak wtedy nie grał jak my. Z jednej strony byliśmy mocno zainfekowani
muzyką reggae i mieliśmy takie myślenie
o muzyce, jak mają ludzie grający reggae, ale nie chcieliśmy grać
reggae. To samo nam się podobało i używaliśmy wtedy często
myślenia funkowego, ale też
nie chcieliśmy być funkiem w postaci czystej. Strasznie żałuję, że
Piotrek Wieteska i Jacek Szymoniak wtedy odeszli. Ja ten zespół jakoś utrzymałem, ale po odejściu
Piotrka i Jacka Szymoniaka Kult stał się taki - powiedziałbym - bardziej
normalny. Jużbyło
nas wtedy z czym porównać, a jak graliśmy w składzie Wieteska, Szymoniak, Janek Grudziński i Tadek Kisieliński, to
nie było nas z czymporównać.
fot. Paweł Fesyk
Piotr Wieteska
-
Powiem ci, że z tamtego okresu najbardziej kocham "Do Ani" i "Krew
Boga". Byłem wtedy młodym człowiekiem, który namiętnie słuchał Trójki i
pamiętam, że gdy po raz pierwszy usłyszałem "Krew Boga", kompletnie na
waszym punkcie zwariowałem (śmiech).
- To o tyle dobrze o nas świadczy, żebył to
wogóle
pierwszy numer, jaki zrobiliśmy jako Kult. To była
pierwsza próba, pierwsze spotkanie,
pierwsze dźwięki i od razu była "Krew Boga", która jest z nami do dzisiaj...
- iktórawywołujeciary pomimo, że
Piotrek jako współautor tej
piosenki powiedział mi kiedyś, że nie lubi
jej tak bardzo jak inne utwory jakie stworzył. Ja jednak myślę, że bez "Krwi Boga" nie byłoby Piotra Wieteski takiego, jakiego znamy.
- Myślę,
że masz rację.
Zapraszam także do zapoznania się z kompletem KULT-owych rozmów:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz