- Łatwo jest być artystą, będąc wnukiem Stanisława i synem Kazimierza Staszewskich?
- Muzycznie robię zupełnie coś innego niż mój tata i mój dziadek. Kiedy mój tata postanowił śpiewać piosenki swojego taty, to z początku one do niego nie bardzo przemawiały i nie mógł się swobodnie wokół tej muzyki "zakręcić". W końcu jednak do niej dojrzał. Zawsze słuchałem muzyki mojego taty i muzyki Staszka, ale to, co robię, jest inne. Pod względem tekstowym obaj - i dziadek i tata - mają postawę anty systemową, postawę... wojownika
- Muzycznie robię zupełnie coś innego niż mój tata i mój dziadek. Kiedy mój tata postanowił śpiewać piosenki swojego taty, to z początku one do niego nie bardzo przemawiały i nie mógł się swobodnie wokół tej muzyki "zakręcić". W końcu jednak do niej dojrzał. Zawsze słuchałem muzyki mojego taty i muzyki Staszka, ale to, co robię, jest inne. Pod względem tekstowym obaj - i dziadek i tata - mają postawę anty systemową, postawę... wojownika
- Anarchistyczną?
- Nie do końca, bo anarchia kieruje się brakiem zasad, ale jeśli rozumieć słowo "anarchistyczny" jako punkowy, dziki, nieokiełznany, to na pewno tak.
- Kiedy dorasta się w takim domu, jak twój, to złapanie bakcyla muzycznego musi być chyba kwestią czasu? Przebogatą twórczość taty chłonąłeś niczym gąbka w całości, czy też wyłapywałeś z niej tylko jakieś konkretne elementy, które były ci bliskie i które z czasem uznałeś za swoje?
- Czasami nie miałem wyboru, bo na przykład, jak tata robił płytę, to tych nagrań słuchał codziennie po kilka razy. Na pewno inspirowałem się niektórymi jego piosenkami. Niektóre do mnie przemawiały bardziej, inne mniej, bo tata znany jest nie tylko z tego punkowego sznytu, ale reż z tego bardziej satyrycznego, trochę w stylu Zaciera czy El Dupy i te rzeczy nieco mniej mi się podobały. Co prawda piosenka "Natalia w Bruklinie" jest dla mnie bardzo piękna i wzruszająca.
- Ja uwielbiam "Prohibicję".
- "Prohibicja" też jest zajebista, ale najbardziej podobały mi się te jego waleczne kawałki, w których w moim tacie odzywała się dusza wojownika.
- No właśnie, czy nie uważasz, że ta dusza wojownika w ostatnich latach nieco w nim przycichła? Odnoszę wrażenie, że teksty z początkowego okresu istnienia Kultu, jak i jego solowe dokonania z lat 90', kiedy to nie zostawiał suchej nitki na pewnych ludziach, były bardziej wojownicze, niż te obecne. Zgodzisz się z tą opinią?
- Ja bym się nie zgodził, że złagodniał. Jeśli człowiek podejmuje jakieś życiowe wybory, które go w pewien sposób kształtują, to potem trudno jest - że tak powiem - wrócić do dawnego sposobu myślenia. On bardzo mocno doświadczył w swoim życiu i mimo, że - być może - ten upływ czasu trochę w jego twórczości widać, to wydaje mi się, że tata ciągle w swoich tekstach ma coś ważnego do powiedzenia.
- Jak postrzegasz grupę Kult, która jest niewątpliwie najważniejszym projektem artystycznym w życiu twojego taty? Trudno chyba byłoby znaleźć inny zespól podobny do Kultu. To niespotykany w Polsce fenomen, że pomimo ponad 30 lat istnienia, ta muzyka nieustannie przyciąga tłumy.
- Cieszy mnie to, że ten zespól cały czas ma poparcie ludzi, a najważniejsze w tym wszystkim jest to, że oni po prostu robią swoje. Mój tata nigdy się nie sprzedał. Zawsze odmawiał udziału w reklamach piwa, czapek, koszulek czy innych towarów. Robi swoje i ciągle ma coś do powiedzenia. Myślę, że w tym tkwi cala tajemnica.
- Twoją debiutancką płytę kupiłem od razu, jak tylko ukazała się w sklepach. Z ulgą przyjąłem fakt, że jest to zupełnie inna muzyka od tej, którą umownie można by określić "kultową". Wyraźnie podążasz w kierunku reggae.
- Tak
- Czy taką muzykę chcesz tworzyć zawsze, czy jest to tylko początek twojej drogi?
- W pewnym momencie zacząłem szukać w muzyce czegoś więcej i to nie tylko w samej muzyce, ale też w okraczającej mnie rzeczywistości. Postanowiłem, że chcę się uczyć, zdobywać wiedzę itd. Pewien reggae'owy artysta powiedział kiedyś, ze z muzyki nauczył się o wiele więcej niż w szkole i ja się pod tym podpisuję. Muzyka reggae mówi o Bogu, o rzeczywistości, o problemach i właśnie ta muzyka wzniosła mnie na wyższy poziom duchowy, intelektualny i pozwoliła mi nieco szerzej spojrzeć na wszystko, co mnie otacza. Dzięki niej bardzo dojrzałem. Wszyscy artyści, na których wzrastałem, śpiewali, krzyczeli i "wypluwali" z siebie te wszystkie ważne słowa, bo jest to muzyka bardzo mocno związana z bólem istnienia i dlatego jest to muzyka, która najbardziej mi odpowiada. Zaczekaj na moją drugą płytę. Wtedy dopiero zobaczysz, jak to wszystko u mnie wygląda. Łatwiej muzyki się słucha, trudniej o niej się mówi.
- O czym opowiadasz swoim słuchaczom?
- Różne są to inspiracje. Czasami jest to smutek, czasami szczęście. Staram się zawrzeć w mojej muzyce przekaz, który jest dla człowieka budujący. Mówię o Bogu poprzez pokazanie określonych problemów. Cieszy mnie, gdy słyszę, że ktoś w tekstach mówi o sobie. Przychodzi mi w tej chwili na myśl utwór "Głowa do góry", który był pierwszym singlem i zarazem takim jakby moim pierwszym hitem. Mówię tam właśnie o sobie. Nie o to chodzi, aby mówić bezpośrednio o Bogu o do tego w taki sposób, by ludzi do siebie zniechęcać. Niektórzy posiadają prawdziwy dar mówienia o duchowości, ale są i tacy, których przekaz przynosi całkowicie odwrotny skutek.
- Rozumiem cię doskonale, bo świat jest dziś pełen religijnych odniesień, a jednocześnie jest także pełen fundamentalizmów, które nie tylko nie przynoszą nic dobrego, a wręcz przeciwnie, powodują niewłaściwe rozumienie duchowości. I tu zaczyna się chyba trudny moment dla ludzi, którzy chcą śpiewać czy tez artystycznie się wyrażać przez pryzmat światopoglądowy. W moim odczuciu, religijność w sztuce ma obecnie chyba najtrudniejszy czas, jeśli chodzi o właściwy odbiór społeczny.
- Wiesz, religia jest zbiorem pewnych zasad, które mają pomóc ludziom duchowo wzrastać, natomiast sama duchowość, to prosty i bezpośredni sposób życia. Nie było chyba nigdy takiego momentu w historii świata, w którym nie byłoby wojen religijnych. Obecnie pojawia się jednak nowa fala młodych ludzi, którzy nie pozwalają się oszukiwać i sobą manipulować oraz posiadają swój własny, niezależny sposób myślenia, w tym także myślenia o Bogu. Młodzi ludzie nie mają dziś - jak wielu uważa - tylko skłonności lewicowych czy laickich. Ogromna część młodych ludzi postrzega rzeczywistość, która wcale Boga nie wyklucza, a jednocześnie jest on dla nich Bogiem wolności, a nie Bogiem nakazów.
- Za chwilę spotkam się z twoim tatą i jedno z pytać jakie mu zadam brzmi: "czy chciałbyś kiedyś na swojej półce zobaczyć płytę pod tytułem Tata Janusza?
- Jeśli miałaby się nazywać Tata Janusza, to musiałbym śpiewać jego piosenki. Do tego chyba jeszcze na razie nie dojrzałem, ale powiem ci, że kiedyś zrobiłem wspólne nagranie z tatą. Płytka była specjalnym dodatkiem do Newsweeka i miała ilustrować pewną książkę, która była wówczas do nabycia w księgarniach. Zrobiłem na niej dwa podkłady i nagraliśmy wspólnie z tatą utwór "Oni tu są" [Janek zaintonował w tym momencie jej fragment - przyp. autora] "Oni tu są, to nie jest bajka. Pamiętaj, to miejsce to też jest twoja działka. Oni tu są, to nie iluzja. Oni chcą nas karmić iluzję więc wyruszam...". Tata dograł wtedy do niej refren, ale ostatecznie ta wersja nie weszło na płytę. Na pewno mam chęć nagrać kiedyś coś z moim tatą. Nie wykluczam tego i z tego co tata mi mówił, on także takiej możliwości nie wyklucza.
- Jakie są plusy i minusy bycia Januszem Staszewskim kiedy wchodzisz do studia nagrań albo na scenę? Mogę się jedynie domyślać, że w tym samym stopniu mogą to być ułatwienia i utrudnienia?
- Dokładnie! Powiedziałeś czystą kwintesencję. I jeszcze jedna uwaga. Mówienie o mnie Janusz Staszewski jest błędne. Nazywam się Jan Staszewski, a Janusz jest tylko wymyślona przeze mnie ksywą. Chociaż większość ludzi w branży i tak zapewne wie kim jestem, nie chcę promować się nazwiskiem i tym, ze jestem synem Kazika. Z drugiej jednak strony prawdą jest, że w dziedzinie muzyki bardzo dużo nauczyłem się od mojego taty. Mamy w domu domowe studio, w którym tata niejednokrotnie mi pomagał i pokazywał jak technicznie tworzy się muzykę za pomocą przeróżnych programów i to jest jego ogromny wkład w to wszystko, co muzycznie u mnie się działo. Jednocześnie kiedy wydałem swoją pierwsza płytę i dziennikarze ciągle mnie pytali "jak to jest być synem Kazika", to po jakimś czasie to pytanie już mnie zwyczajnie męczyło, bo przede wszystkim jest to dla mnie mój tata a dopiero potem Kazik - artysta.
- Jaki twój tata jest prywatnie?
- Pracowity, spokojny, zawsze ułożony, miły i małomówny, choć czasem też się spinamy ze sobą, jak to w rodzinie (śmiech).
- Nie do końca, bo anarchia kieruje się brakiem zasad, ale jeśli rozumieć słowo "anarchistyczny" jako punkowy, dziki, nieokiełznany, to na pewno tak.
- Kiedy dorasta się w takim domu, jak twój, to złapanie bakcyla muzycznego musi być chyba kwestią czasu? Przebogatą twórczość taty chłonąłeś niczym gąbka w całości, czy też wyłapywałeś z niej tylko jakieś konkretne elementy, które były ci bliskie i które z czasem uznałeś za swoje?
- Czasami nie miałem wyboru, bo na przykład, jak tata robił płytę, to tych nagrań słuchał codziennie po kilka razy. Na pewno inspirowałem się niektórymi jego piosenkami. Niektóre do mnie przemawiały bardziej, inne mniej, bo tata znany jest nie tylko z tego punkowego sznytu, ale reż z tego bardziej satyrycznego, trochę w stylu Zaciera czy El Dupy i te rzeczy nieco mniej mi się podobały. Co prawda piosenka "Natalia w Bruklinie" jest dla mnie bardzo piękna i wzruszająca.
fot. Monika S. Jakubowska |
- No właśnie, czy nie uważasz, że ta dusza wojownika w ostatnich latach nieco w nim przycichła? Odnoszę wrażenie, że teksty z początkowego okresu istnienia Kultu, jak i jego solowe dokonania z lat 90', kiedy to nie zostawiał suchej nitki na pewnych ludziach, były bardziej wojownicze, niż te obecne. Zgodzisz się z tą opinią?
- Jak postrzegasz grupę Kult, która jest niewątpliwie najważniejszym projektem artystycznym w życiu twojego taty? Trudno chyba byłoby znaleźć inny zespól podobny do Kultu. To niespotykany w Polsce fenomen, że pomimo ponad 30 lat istnienia, ta muzyka nieustannie przyciąga tłumy.
- Cieszy mnie to, że ten zespól cały czas ma poparcie ludzi, a najważniejsze w tym wszystkim jest to, że oni po prostu robią swoje. Mój tata nigdy się nie sprzedał. Zawsze odmawiał udziału w reklamach piwa, czapek, koszulek czy innych towarów. Robi swoje i ciągle ma coś do powiedzenia. Myślę, że w tym tkwi cala tajemnica.
- Twoją debiutancką płytę kupiłem od razu, jak tylko ukazała się w sklepach. Z ulgą przyjąłem fakt, że jest to zupełnie inna muzyka od tej, którą umownie można by określić "kultową". Wyraźnie podążasz w kierunku reggae.
- Czy taką muzykę chcesz tworzyć zawsze, czy jest to tylko początek twojej drogi?
- W pewnym momencie zacząłem szukać w muzyce czegoś więcej i to nie tylko w samej muzyce, ale też w okraczającej mnie rzeczywistości. Postanowiłem, że chcę się uczyć, zdobywać wiedzę itd. Pewien reggae'owy artysta powiedział kiedyś, ze z muzyki nauczył się o wiele więcej niż w szkole i ja się pod tym podpisuję. Muzyka reggae mówi o Bogu, o rzeczywistości, o problemach i właśnie ta muzyka wzniosła mnie na wyższy poziom duchowy, intelektualny i pozwoliła mi nieco szerzej spojrzeć na wszystko, co mnie otacza. Dzięki niej bardzo dojrzałem. Wszyscy artyści, na których wzrastałem, śpiewali, krzyczeli i "wypluwali" z siebie te wszystkie ważne słowa, bo jest to muzyka bardzo mocno związana z bólem istnienia i dlatego jest to muzyka, która najbardziej mi odpowiada. Zaczekaj na moją drugą płytę. Wtedy dopiero zobaczysz, jak to wszystko u mnie wygląda. Łatwiej muzyki się słucha, trudniej o niej się mówi.
- O czym opowiadasz swoim słuchaczom?
- Różne są to inspiracje. Czasami jest to smutek, czasami szczęście. Staram się zawrzeć w mojej muzyce przekaz, który jest dla człowieka budujący. Mówię o Bogu poprzez pokazanie określonych problemów. Cieszy mnie, gdy słyszę, że ktoś w tekstach mówi o sobie. Przychodzi mi w tej chwili na myśl utwór "Głowa do góry", który był pierwszym singlem i zarazem takim jakby moim pierwszym hitem. Mówię tam właśnie o sobie. Nie o to chodzi, aby mówić bezpośrednio o Bogu o do tego w taki sposób, by ludzi do siebie zniechęcać. Niektórzy posiadają prawdziwy dar mówienia o duchowości, ale są i tacy, których przekaz przynosi całkowicie odwrotny skutek.
- Rozumiem cię doskonale, bo świat jest dziś pełen religijnych odniesień, a jednocześnie jest także pełen fundamentalizmów, które nie tylko nie przynoszą nic dobrego, a wręcz przeciwnie, powodują niewłaściwe rozumienie duchowości. I tu zaczyna się chyba trudny moment dla ludzi, którzy chcą śpiewać czy tez artystycznie się wyrażać przez pryzmat światopoglądowy. W moim odczuciu, religijność w sztuce ma obecnie chyba najtrudniejszy czas, jeśli chodzi o właściwy odbiór społeczny.
- Wiesz, religia jest zbiorem pewnych zasad, które mają pomóc ludziom duchowo wzrastać, natomiast sama duchowość, to prosty i bezpośredni sposób życia. Nie było chyba nigdy takiego momentu w historii świata, w którym nie byłoby wojen religijnych. Obecnie pojawia się jednak nowa fala młodych ludzi, którzy nie pozwalają się oszukiwać i sobą manipulować oraz posiadają swój własny, niezależny sposób myślenia, w tym także myślenia o Bogu. Młodzi ludzie nie mają dziś - jak wielu uważa - tylko skłonności lewicowych czy laickich. Ogromna część młodych ludzi postrzega rzeczywistość, która wcale Boga nie wyklucza, a jednocześnie jest on dla nich Bogiem wolności, a nie Bogiem nakazów.
- Za chwilę spotkam się z twoim tatą i jedno z pytać jakie mu zadam brzmi: "czy chciałbyś kiedyś na swojej półce zobaczyć płytę pod tytułem Tata Janusza?
- Jeśli miałaby się nazywać Tata Janusza, to musiałbym śpiewać jego piosenki. Do tego chyba jeszcze na razie nie dojrzałem, ale powiem ci, że kiedyś zrobiłem wspólne nagranie z tatą. Płytka była specjalnym dodatkiem do Newsweeka i miała ilustrować pewną książkę, która była wówczas do nabycia w księgarniach. Zrobiłem na niej dwa podkłady i nagraliśmy wspólnie z tatą utwór "Oni tu są" [Janek zaintonował w tym momencie jej fragment - przyp. autora] "Oni tu są, to nie jest bajka. Pamiętaj, to miejsce to też jest twoja działka. Oni tu są, to nie iluzja. Oni chcą nas karmić iluzję więc wyruszam...". Tata dograł wtedy do niej refren, ale ostatecznie ta wersja nie weszło na płytę. Na pewno mam chęć nagrać kiedyś coś z moim tatą. Nie wykluczam tego i z tego co tata mi mówił, on także takiej możliwości nie wyklucza.
fot. Monika S. Jakubowska |
- Dokładnie! Powiedziałeś czystą kwintesencję. I jeszcze jedna uwaga. Mówienie o mnie Janusz Staszewski jest błędne. Nazywam się Jan Staszewski, a Janusz jest tylko wymyślona przeze mnie ksywą. Chociaż większość ludzi w branży i tak zapewne wie kim jestem, nie chcę promować się nazwiskiem i tym, ze jestem synem Kazika. Z drugiej jednak strony prawdą jest, że w dziedzinie muzyki bardzo dużo nauczyłem się od mojego taty. Mamy w domu domowe studio, w którym tata niejednokrotnie mi pomagał i pokazywał jak technicznie tworzy się muzykę za pomocą przeróżnych programów i to jest jego ogromny wkład w to wszystko, co muzycznie u mnie się działo. Jednocześnie kiedy wydałem swoją pierwsza płytę i dziennikarze ciągle mnie pytali "jak to jest być synem Kazika", to po jakimś czasie to pytanie już mnie zwyczajnie męczyło, bo przede wszystkim jest to dla mnie mój tata a dopiero potem Kazik - artysta.
- Jaki twój tata jest prywatnie?
- Pracowity, spokojny, zawsze ułożony, miły i małomówny, choć czasem też się spinamy ze sobą, jak to w rodzinie (śmiech).
Zapraszam także do zapoznania się
z kompletem pięciu KULT-owych rozmów:
z kompletem pięciu KULT-owych rozmów:
Rozmowa pierwsza - Piotr Wieteska tutaj
Rozmowa druga - Tomek Glazik tutaj
Rozmowa trzecia - Janusz Zdunek tutaj
Rozmowa piąta - Kazik tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz