czwartek, 27 listopada 2014

Polskiego prog-rocka symfonia popisowa - Album "Identity" grupy Tune prezentuje Mirek Chwedziak

Zespół Tune to nie są przeciętni klepacze art-owych, bohomazowych, egocentrycznych piosenek. Przynajmniej już nie! Nowy album Identity, którego promocja zaczęła się wrocławskim koncertem 15-go listopada 2014, jest deklaracją tożsamości najbardziej obiecującego polskiego zespołu prog/art-rockowego. Album ten jest dziełem tak mocnym i złożonym, że nowym słuchaczom Tune proponuję nie wracać do pierwszego wydawnictwa "Lucid Moments" w żadnym innym celu, jak tylko w ramach ciekawostki edukacyjnej i możliwości porównania kolosalnego postępu muzycznego muzyków tej grupy.

Zespół porzucił monotematyczną koncepcję muzycznego smutkowania, rozpościerając szeroką gamę emocji, popisowo budując jedne z najbardziej trafnych aranży jakie można usłyszeć na polskiej scenie muzycznej. Skończę więc stawiać ich w świetle polskich jupiterów i pójdę o krok dalej, bo na Polskę Tune jest po prostu za dobry. Więc co takiego wnosi "Identity"?

Album otwiera instrumentalne intro, a pierwszą właściwą piosenką jest utwór "Live to work to live". Dźwięki przypominające odgłosy przemysłowe mają za zadanie stworzyć ciężki klimat pod poważne liryczne rozważania dotyczące post-modernistycznego zniewolenia jednostki. Ciekawa opowieść w majestatycznej oprawie muzycznej.


"Disposable", numer trzy na płycie, wnosi dużo energii. Słychać brzmienia, od których panowie wychowani w latach 90-tych nie uciekną. Jest ambitnie, ale jest też grunge-owy brud. Gitarowo mamy do czynienia z bardzo dopracowanymi partiami o przestrzennym brzmieniu.

W "Change" melancholijne partie klawiszowe wgryzają się w umysł i prześladują jeszcze sporo czasu po przesłuchaniu. Jest to utwór malujący pewien konkretny obraz i jak to z obrazami bywa, każdy zobaczy inny poziom głębi. Ja doceniam artystyczną ambicję i z podziwem słucham aranżu skrojonego z niemal chirurgiczną precyzją. Utwór przywodzi na myśl co lepsze kompozycje Pink Floyd.

Najbardziej przebojowym kawałkiem na płycie jest piątka, czyli "Trendy Girl". Jest brytysjki do bólu. Nasuwają się skojarzenia z The Clash, The Smiths, Madness czy Bush lub Arctic Monkeys. Chwytliwy refren połączony z pulsującym rytmem, lirycznie okraszone ironią i sarkazmem powinny zapewnić pozytywny odbiór w środowisku muzycznym. Potencjalny hit. Definitywnie kandydat na singla.

Następny utwór, "Deafening", kompletnie zmienia atmosferę. Epicka opowieść, inteligentna aranżacja, piękne partie gitarowe, przejmujące "pływające" linie fortepianowe, emocjonalne solówki i umiejętny mix bębnów. Wszystko to składa się na utwór wybitny, który na pewno będzie cieszył się największą popularnością wśród wszelakich muzycznych ekspertów i publiczności ceniącej sobie walory muzyczno-kompozycyjno-artystyczne.


Osobiście nigdy nie byłem fanem rocka progresywnego. Jedyny album, który szczerze pokochałem z tego gatunku to "The Division Bell" Floydów. I teraz ten brak progresywnego zacięcia odrobinę ze mnie wyjdzie... Bardzo spodobała mi się prostota "Crackpot", siódmej piosenki na płycie, która została zburzona przez nader "artowe" piano w refrenie. Mój pierwszy nieduży zarzut w stronę Tune. Niby nic, ale ot jak, moim zdaniem, czasami można przesadzić. Wróćmy więc do pozytywów. Dwie ostatnie piosenki stanowią dobre dopełnienie całej myśli muzycznej, ukazując kolejne wymiary talentu, nawiązując przy tym do wielu mistrzów tak gatunku jak i szerszej sceny rockowej.

Wrażenia po przesłuchaniu "Identity" po raz dziesiąty są jeszcze mocniejsze niż po pierwszym odsłuchu. To świadczy o jakości i głębi tej muzyki. Możliwości muzyczne panów z Tune wydają się nie mieć granic, ich kreatywny upust odbija się echem po mojej głowie godzinami po skończeniu każdego odsłuchu. A mówi to, jeszcze raz podkreślę, człowiek nie słuchający zbyt wiele progresji, nie będący fanem nowej sceny art-rocka a'la Muse. Wolę zatem myśleć o Tune bardziej jako o progresywnej wersji rocka brudnego, szczerego. Bardziej Arctic Monkeys niż King Crimson.

Muzycy doskonale wywiązali się z postawionego sobie tytułem zadania ustanowienia swojej tożsamości. Kompozycje są dojrzałe, teksty treściwe i dobrze napisane (poza paroma wyjątkami, niedociągnięciami czysto rytmicznymi), a ostateczne brzmienie w pełni profesjonalne, na światowym poziomie. Nie można również obojętnie przejść obok doskonałego śpiewanego angielskiego Kuby Krupskiego, który dopracował wymowę i akcent tak, że ciężko byłoby przekonać kogokolwiek, że facet nie jest z Londynu.
Nie pozostaje mi nic innego jak pogratulować całemu zespołowi świetnej roboty oraz zachęcić wszystkich do przesłuchania i nabycia tego wydawnictwa. Wzbogaci ono każdą kolekcję, a muzycznie każdy miłośnik rocka znajdzie swoją perełkę. Dziś polski prog-rock stoi dumnie, a twarzą jego Tune.

fot.Grzegorz Kostulski


Polish prog-rock's finest symphony

The band Tune don't play your ordinary arty, chaotic, self-centred songs. At least not anymore! Their new album "Identity", promo tour of which started on November 15th 2014 with a performance in Wroclaw, Poland, is a declaration of identity of the most promising Polish prog/art-rock band. This album is a work so strong and complex, that to all new listeners of Tune I would recommend not to go back to their first release, the album "Lucid Moments", for any other reason but as a curiosity trip and ability to see the colossal development that the musicians have experienced and improvement that resulted.

The band have abandoned the musical concept of sadness, spreading instead a great variety of emotions, triumphantly creating one of the best arrangements you can hear on the Polish music scene. I will therefore now cease to look at them from this narrow home-country-based perspective and take a step further, because Tune is far better than that. So what exactly does "Identity" bring to the table?

The album opens with an instrumental Intro, swiftly followed by the first actual song "Live to work to live". Sounds reminding us of an industrial environment have a purpose of creating a heavy background for serious lyrical contemplation about the post-modern enslavement of the individual. An interesting tale with a majestic music accompaniment.
"Disposable", number three on the record, brings in a lot of energy. We hear the sounds of the 90s from which, these gents growing up in that era, cannot really escape. It's ambitious, but there is also a grunge-like dirt. Guitar-wise we are met with excellently polished arrangements and a spacious sound.

In "Change" moody piano parts penetrate your mind and stay with you long after you finished listening to it. It is a track painting a defined picture and as is the case with paintings, each person can see a varying level of depth. I appreciate the artistic ambition and with admiration listen to the arrangement cut out with a surgical precision. This song reminds me of the better works of Pink Floyd.

Possibly the biggest hit of the album is #5, "Trendy Girl". It's very British. At times it reminds you of The Clash, The Smiths, Madness or Bush and Arctic Monkeys. Catchy chorus combined with a pulsating rhythm and well-thought-out lyrics edging on ironic and sarcastic should guarantee a positive response from the music scene. A potential chart-topper. Definitely my pick for a single.

The next track, "Deafening", completely changes the atmosphere. An epic story with intelligent arrangement, beautiful guitar parts, touching ascending/descending piano lines, emotional solos and a skilled final mix of drums. All of these are ingredients of a song so outstanding, that it will without a doubt impress all sorts of music experts and an audience that appreciates musical/artistic values.

Personally, I've never been a big fan of progressive rock. The only album of the genre that I genuinely got to love was Pink Floyd's "The Division Bell". And now this lack of progressive background is going to come out a bit... I really got to love the simplicity of "Crackpot", LPs number seven. Simplicity so abruptly knocked down by the over-arty piano in the chorus. My first, not-so-serious issue directed at Tune. Maybe it isn't much, but this is how, in my opinion, sometimes you can over-do something.

So back to the positives. The last two songs complete this musical thought very well, showing another dimensions of the band's unquestionable talent, referring at the same time to inspirations drawn from the greats of the genre and of the wider rock scene.

Impressions after listening to "Identity" for the tenth time are even stronger than after the first listen. It tells us something about the quality and depth of this music. The musical ability of the gentlemen from Tune seems to be limitless, their creative output echoing in my head for hours after each time I listen to this album. And this is coming from, let me remind you again, someone not listening to too much prog-rock, someone that isn't a fan of the new art-rock scene like Muse. I would therefore prefer to think of Tune more like of a progressive version of rock that is dirty and genuine. More Arctic Monkeys than King Crimson.

The musicians have excellently completed the task of finding their own identity, that they set themselves through the title. The compositions are mature, lyrics meaningful and well-written (with the exception of a few rhythmical flaws), and the final sound is world class. You also cannot ignore the terrific grasp of the sung English language by the singer, Kuba Krupski, who has put an excellent effort in making sure that his pronunciation and accent sound as "London" as possible, which for someone permanently living in a non-English speaking country is a fantastic achievement.

There is nothing left for me to do but to congratulate the band for creating a wonderful piece of work and encourage everyone else to listen and purchase this release. It will grace anyone's music collection and I'm sure that every rock fan will find something valuable. Today Polish prog-rock stands proud, and Tune is its face.


Mirek Chwedziak

jest urodzonym we Wrocławiu, a mieszkającym w Londynie gitarzystą, wokalistą, kompozytorem i autorem tekstów. W jego muzyce, siedzi blues z domieszką country i folk-rock'a. Od jakiegoś czasu Mirek realizuje swoją kolejną pasję i stał się współpracującym z blogiem Muzyczna Podróż recenzentem wydawnictw muzycznych. Więcej o Mirku możecie przeczytać tutaj.

https://www.youtube.com/watch?v=umLUFJMjHOw
https://www.youtube.com/watch?v=JSGIiEvyE_k

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz