"Pasja jest chyba jedynym sposobem, aby żyć. Nie wyobrażam sobie życia bez pasji. Chodzenie do pracy, zarabianie pieniędzy i nic poza tym, to… jedna wielka pustka".
Ryszarda znam już… właściwie to nie pamiętam dokładnie momentu, w którym zetknęły się nasze emigracyjne ścieżki. Myślę, że siedem to najbardziej prawdopodobna liczba lat wspólnych zmagań w pewnym industrialnym zakątku uroczego skądinąd hrabstwa Hertfordshire. Aktywnemu współdziałaniu z liczną grupą „zapaleńców internetowego sposobu dokonywania zakupów” obaj zawdzięczamy systematyczną regenerację zasobów naszych kont bankowych. Być może sfera ta nie stanowi istoty życia, ale za to ogromnie ułatwia, możliwość realizowania pasji: malowania i tworzenia muzyki – Ryszardowi, mi natomiast pisania o niej i prezentowania jej w radio.
14-go września 2009 roku do ciasnego studia nieistniejącego już Radia Flash w Luton zaprosiłem muzyków znanego z występu podczas jednej z ART-erii Nowego Czasu - zespołu Emigration Blues: Romana Iwanowicza i Ryszarda Pihana. Trzy miesiące wcześniej w Londynie odbyła się wystawa malarstwa Ryszarda, stąd jedno z pierwszych pytań, jakie wtedy padło z moich ust brzmiało:
- Kim bardziej się czujesz: muzykiem czy malarzem?
Ryszard: Jak tak siedzimy w studio, to wydaje mi się, że bardziej czuję się jednak muzykiem. Zawsze miałem problem z rozdzieleniem tych dwóch pasji i nadaniu rangi pierwszeństwa którejkolwiek z nich. Tak naprawdę jestem i tym i tym. Dotychczas miałem jedną profesjonalną wystawę w POSK w czerwcu tego roku, podczas której udało mi się nawet sprzedać dwa obrazy, co było dla mnie niezwykle przyjemne (śmiech).
Ryszard muzycznie rozwijał się w tempie niezwykle szybkim, a ja miałem mozliwość obserwować czynione przez niego postępy. Wielokrotnie rozmawialiśmy o naszych muzycznych fascynacjach. Kilka razy spotkaliśmy się w pubach na blues-rockowych koncertach, podczas których Rysiek grał, a ja odpoczywałem wsłuchany w dźwięki jego gitary i z każdym występem w coraz bardziej dopracowany wokal. Po zakończeniu współpracy z Emigration Blues, jego fascynacja rockiem progresywnym zaowocowała trwającą około roku muzyczną przygodą z grupa Nomoi.
- Jakie zespoły cenisz sobie najbardziej?
Ryszard: Szwedzki Opeth wykonujący cięższą odmianę rocka progresywnego i polski Riverside. Są to dwa zespoły, które najbardziej mnie fascynują. Muzyka Riverside porywa mnie przede wszystkim dlatego, że jest bardzo przestrzenna. Czasami pojawiają się tacy malarze i muzycy, którymi się zachwycam i którzy mnie inspirują. W malarstwie są to Zdzisław Beksiński i Jerzy Duda Gracz, natomiast w muzyce właśnie Opeth i Riverside. Ważne miejsce w rozwoju mojej muzycznej wrażliwości zajmuje też grupa Paradise Lost. Pochodzą z Anglii i zaczęli od death metalu, a z czasem stopniowo łagodnieli. Dla mojego pokolenia, które rozpoczynało swoją przygodę z muzyką na początku lat 90-tych, Paradise Lost był zespołem, który wyznaczał pewne kierunki. Każda płyta była trochę inna brzmieniowo i wykorzystywała nieco inne pomysły, ale jednocześnie każda z nich była jakimś wyznacznikiem dla ówczesnych zespołów.
- Kiedyś zwierzyłeś mi się, że szczególnie Ci bliski jest utwór „OK.” zespołu Riverside. Dlaczego?
Ryszard: Ponieważ jest to utwór, który w bardzo ciekawy sposób traktuje o pogodzeniu się z przykrymi sprawami, jakie przynosi życie. Tego utworu słucham za każdym razem, gdy jest mi ciężko i w jakimś sensie zawsze podnosi mnie on na duchu, pozwala mi pogodzić się z tym co jest, a potem śmiało kroczyć naprzód.
- Od lat inspiruje Cię muzyka klasyczna. Właściwie to od tego gatunku rozpocząłeś grę na gitarze.
Ryszard: To prawda. Zwłaszcza inspirują mnie utwory napisane na jeden instrument. Dobry kompozytor stara się wtedy wydobyć z niego wszystko. Opanowanie takiego utworu – owszem – nastręcza pewnych problemów, ale za to satysfakcja z tego, kiedy się już potrafi go dobrze zgrać jest niesamowita. Zacząłem od piosenek harcerskich i punk, ale bardzo szybko przeszedłem do czegoś bardziej wyrafinowanego i obecnie moje zainteresowania to znajdowanie jak najciekawszych kompozycji na gitarę klasyczną.
Studiował historię, stosunki międzynarodowe, historię sztuki i wychowanie plastyczne. Ukończył tylko... historię. Stało się to w Poznaniu. Tuż po tym wyjechał do UK. Malarstwo jest dla Ryszarda fascynującym wyzwaniem. Maluje od kilkunastu lat, ale poważniej zabrał się za to około czterech lat temu. Ceni sobie malarstwo renesansowe, impresjonizm, ekspresjonizm i surrealizm. Fascynuje go też malarstwo figuratywne, które w jego opinii potrafi poruszać i które jest w stanie komunikować się z odbiorcą. Interesuje się muzyką i literaturą. Komponuje, śpiewa, pisze teksty. Lubi spacery, wieczory w przyjacielskim gronie i kobiety. Nigdy nie gardzi dobrą kawą, dobrym winem, towarzystwem i... czekoladą. W malarstwie szuka człowieka. Podziwia i ekscytuje się nim. Niczym podglądacz, chce rozszyfrować jego reakcje i jego świat. Przez jakiś czas wykonywał kopie mistrzów renesansowych, żeby nauczyć się ich warsztatu. Skierowało go to ku studiom anatomicznym i rysunkowi z natury.
Ryszard od lat jest artystycznie zawieszony pomiędzy malarstwem i muzyką. Zapytany podczas owej archiwalnej audycji Radia Flash, z której pochodzą wszystkie zacytowane przeze mnie jego wypowiedzi na temat swoich pasji, powiedział: „Pasja jest chyba jedynym sposobem, aby żyć. Nie wyobrażam sobie życia bez pasji. Chodzenie do pracy, zarabianie pieniędzy i nic poza tym, to… jedna wielka pustka”.
Ryszard w swoich kompozycjach delikatność gitary akustycznej łączy z drapieżnością elektrycznej. Z grupą Emigration Blues koncertował w klubach i pubach Londynu, St. Albans i Luton. Grał w niej z takimi osobowościami rocka jak Ryszard Węgrzyn - gitarzysta czołowego polskiego zespołu początku lat 80-tych – legendarnej jazz-rockowej grupy Kwadrat i Roman Iwanowicz – współzałożyciel jednego z pionierów polskiego heavy metalu - zespołu Korpus. Zagrał w dwóch edycjach WOŚP w Luton za drugim razem reprezentując dwa zespoły: Emigration Blues i Nomoi. Tę druga formację współtworzył wraz z wokalistką Ewą Ruszkiewicz oraz gitarzystą Tomaszem Łabojem, którego także usłyszymy w Restauracji Robin Hood 9-go lutego podczas koncertu „Flame akustycznie”. W czerwcu tego roku Ryszard Pihan planuje wydanie swojego pierwszego solowego albumu pod artystycznym pseudonimem Flame. Zawartość tego krążka to fuzja kilku nurtów Znajdzie się tam jego ukochana progresja, będzie i rock alternatywny z pogranicza „Indie”. Usłyszymy tam również mroczne kompozycje mieszczące sie w stylistyce Nicka Cave’a i takie, które z powodzeniem mogłyby podbijać radiowe listy przebojow. Jak Ryszard brzmi akustycznie? Będzie można tego doświadczyć 9-go lutego w londyńskiej Restauracji Robin Hood. Zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz